|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Sztuka » Teatr » Jednoaktówki (L.B.)
Copywriter [2] Autor tekstu: Lech Brywczyński
SCENA DRUGA
Gdy scena znów zostaje oświetlona, nie ma już na niej stołu ani
siedzącej przy nim trojki. Pojawia się za to wielki, bogato rzeźbiony tron.
Na tronie siedzi Książę — mężczyzna w średnim wieku, o wejrzeniu władczym, a zarazem dobrotliwym. Jego dłonie są splecione, jest skupiony i zamyślony.
Do izby wchodzi Kronikarz. Robi kilka kroków, a potem zgina się w głębokim
ukłonie.
Kronikarz: — Najjaśniejszy Panie! Wzywałeś mnie, więc przybywam… (szykuje
się do złożenia następnego ukłonu, ale Książę daje mu dłonią znak, by
podszedł do tronu. Kronikarz podchodzi do Księcia i staje w pozie pełnej
uszanowania)
Książę: — Tak, tak, wzywałem cię, mój
kronikarzu. Mam dla ciebie ważne zadanie...
Kronikarz: — (z satysfakcją) Jestem gotów wykonać każde, książę. Jak
zawsze.
Książę: — Wiem. Ale do tej pory pisywałeś
kroniki. Raczej dla potomności, niż dla współczesnych. Opiewałeś w nich
bogactwo mego księstwa, chwałę mojego rodu, początki mego panowania… Nawet
zgrabnie ci to wychodziło… (Kronikarz
promienieje z radości) Teraz jednak — nie zdejmując z ciebie obowiązków
kronikarskich — chcę ci powierzyć dodatkową, znacznie trudniejszą pracę. (milczy
przez chwilę, żeby zebrać myśli) Musiałeś słyszeć o wyprawie
wojennej, na jaką się wkrótce wybieram? Przygotowania są przecież w toku...
Kronikarz: — Słyszałem, miłościwy panie, a jakże! Od zeszłej niedzieli o niczym innym się w zamku nie mówi. Wszyscy
zachodzą w głowę, co to za wyprawa i ...przeciwko komu. Ale dworzanie nie
wiedzą...
Książę: — I bardzo dobrze, że nie wiedzą!
Usiłuję zachować całą sprawę w tajemnicy, chociaż we dworze, wśród tych
wszystkich plotkarzy i donosicieli, to prawie niemożliwe… Ale tobie — w zaufaniu! — powiem, bo ty wiedzieć musisz. (Kronikarz
kłania się Księciu z uszanowaniem) Inni dowiedzą się już po wszystkim.
(półgłosem, pochylając się ku
Kronikarzowi) Zamierzam zdobyć twierdzę Vearn. To będzie szybki,
niespodziewany najazd. Muszę niezwłocznie zagarnąć tę twierdzę, bo inaczej
Filip uczyni z niej bazę wypadową do inwazji i wkrótce… będzie po mnie.
Kronikarz: — (zaskoczony) Nie rozumiem… Czyżby książę Filip miał wrogie
zamiary? Przecież od lat obowiązuje traktat pokojowy, który...
Książę: — (przerywa
mu, z ironią) Co tam traktaty! Wszystkie one mają znaczenie tylko wtedy,
gdy stoi za nimi siła… A Filip wzmocnił się ostatnio, po zdobyciu nowych
ziem! Ma teraz więcej złota i chce je wydać na swoją armię. Dodatkowe zaciągi,
nowa broń, najemne rycerstwo z okolicznych krajów… (tajemniczo) Wiem z poufnych, ale pewnych źródeł, że Filip
zamierza nas zaatakować za pół roku, wczesną wiosną. Skoro wojna jest i tak
nieunikniona, muszę zaatakować jako pierwszy...
Kronikarz: — Pozwól
sobie przypomnieć, miłościwy panie, że przecież książę Filip jest
krewnym waszej dostojności...
Książę: — (rozdrażniony)
Przecież wiem, że Filip jest moim krewnym! I co z tego? Wszyscy
europejscy królowie i książęta są z sobą spokrewnieni, a mimo to stale
intrygują, prowadzą z sobą zażarte spory, a często i wojny. To normalne:
ten, kto chce być dobrym władcą, musi zapomnieć o sentymentach, musi walczyć o potęgę swojego tronu i kraju. (pogodnieje, uśmiecha się) I
jak? Chyba już wiesz, po co ci to wszystko mówię, mój kronikarzu?
Kronikarz: — Domyślam się, panie. Pewnie
chodzi o sporządzenie pisma...
Książę: — Jako żywo!I to
nie jednego! Tych pism nie może ułożyć byle skryba z mojej kancelaryi, nie
mający pojęcia o dyplomatycznych zwyczajach! A z kolei moi ministrowie na
dyplomacji się znają, ale nie wiedzą, jak się układa takie listy.
Pozostajesz więc tylko ty, mój wierny sługo...
Kronikarz: — (z przekonaniem) Zrobię
wszystko, by nie zawieść twego zaufania, książę...
Książę: — Cieszy mnie twój zapał. Ale podczas układania owych pism
pamiętaj o tym, że sprawa jest skomplikowana. W myśl prawa nie wolno mi zająć
tego grodu, bo przecież nie podlega on mojej władzy i leży on na ziemiach,
należących do Filipa… Ale jeśli tego nie zrobię, to tak, jakbym skazał
samego siebie na klęskę, a moich
poddanych na śmierć i utratę majątku! Mając w swojej mocy twierdzę Vearn,
będę mógł zapobiec inwazji, bo wszystkie inne, graniczne szlaki są łatwe
do obrony...
Kronikarz: — (kiwa
głową) Teraz w pełni rozumiem twój szlachetny zamysł, panie...
Zajęcie tego grodu może zapobiec wojnie. Spełnisz tym samym odwieczne
marzenie twego rodu i zapewnisz krajowi bezpieczeństwo...
Książę: — Otóż to — bezpieczeństwo! Kłopot jednak w tym, że dla
wielu, okolicznych monarchów sprawa będzie wyglądała inaczej. Otóż, jeśli
ja zajmę ten gród, to wówczas Filip wpadnie w szał, a potem roześle posłów
do wszystkich dworów ze skargą na „bezprawny najazd" na „pokój miłującego"
księcia Filipa! Będzie prosił o pomoc, o pieniądze i o wojsko, które pomogłoby
mu w odparciu mojej inwazji. (z obawą) Jeśli
tę pomoc dostanie, to wykorzysta okazję i nie zatrzyma się wcześniej niż
tu, w stolicy… Zrujnuje cały mój kraj, zniszczy lub wywiezie wszystko, co
cenne...
Kronikarz: — Cóż więc robić, panie?
Książę: — Trzeba sprawić, żeby Filip nie dostał pomocy, żeby
Europa mu nie uwierzyła, żeby cesarz nie udzielił mu poparcia, nie ogłosił,
iż jego sprawa jest słuszna. Trzeba wpłynąć na opinię europejskich władców.
Te listy muszą być tak napisane, by dla każdego, kto je przeczyta, stało się
od razu jasne i oczywiste, że racja leży całkowicie po mojej stronie! Mają
być przyjemne w czytaniu, a argumenty w nich zawarte niech trafiają w sedno.
Twoja w tym głowa! (wstaje powoli,
podchodzi do Kronikarza i przyjaznym gestem klepie go po ramieniu) Niezwłocznie
się tym zajmij, bo chciałbym się zapoznać z pierwszymi pismami już
pojutrze, tuż przed moim wyjazdem.
Kronikarz: — (z ukłonem) Zajmę
się tym z poświęceniem, ale i z przyjemnością, książę...
Książę: — Jeśli pisma będą odpowiednie, to od razu je podpiszę.
Potem ukryjesz te pisma w kancelaryi, w schowku, by nie wpadły w niepowołane ręce.
Gdy tylko zdobędę gród Vearn, przyślę ci tu posłańca z wiadomością. Wówczas
niezwłocznie roześlij listy do wszystkich, najważniejszych dworów. Dlatego
musisz te pisma jak najszybciej przygotować… (wzdycha ciężko) Tak, mój plan jest wielki i niebezpieczny, ale
wszystko powinno się udać… Jeśli dobrze się spiszesz, nie minie cię
sowita nagroda.
Kronikarz: — Już teraz jestem za nią wdzięczny, panie… Powiedz mi
tylko, mości książę, co stanie się później? Jeśli nikt nie pomoże
Filipowi?
Książę: — (z tajemniczym uśmiechem)
Wówczas może ja pójdę na jego stolicę? Wobec życzliwej bierności
Europy, może nawet zajmę całe jego księstwo i wcielę do mojego? I dopiero wówczas
nastanie pokój… Kto wie… (śmieje się)
Wtedy będziesz musiał sporządzić następne pisma, usprawiedliwiające
moje postępowanie. No, ale na to mamy jeszcze czas… (wolnym krokiem rusza w kierunku wyjścia, a Kronikarz za nim) Ja
muszę się teraz zająć przygotowaniami wojennymi. Pospiesz się, bo czasu
mamy mało. Jak tylko będziesz miał wątpliwości, albo jakieś nowe koncepty,
dotyczące treści tych pism, przedstaw je mnie… Przyjmę cię od razu, bo to
jest sprawa najwyższej wagi… (obaj
wychodzą, w komnacie zapada głucha cisza)
INTERMEDIUM
Do izby wchodzi Guślarz. Starzec jest odziany w długą, powłóczystą,
białą szatę, w dłoniach trzyma lirę. Idzie wolno i ociężale. Rozgląda się
wokół, a potem podchodzi do książęcego tronu i siada na nim.
Zaraz potem do sali wchodzi Noc — kobieca postać, odziana w powłóczystą,
ciemnofioletową szatę. W prawej dłoni trzyma małą lampkę o przyćmionym świetle, a jej oczy są przewiązane błękitną opaską. Noc idzie powoli, aż dochodzi
do Guślarza i siada u jego stóp. Zastyga w bezruchu, z lampką przed sobą.
Guślarz: — (nie zwraca uwagi na
Noc. kiwa się monotonnie, do przodu i do tyłu, obejmując lirę. mówi półgłosem,
jakby sam do siebie) Miłość trzeba z kimś dzielić, żeby ją mieć. Tak
ludzie powiadają… (po chwili) A ja
sobie myślę: czy inaczej jest z pamięcią? Z prawdą? One też powinny być
rozdzielone między tłum, żeby istnieć… Jeśli wszyscy w coś wierzą, to z czasem przestaje mieć znaczenie, czy owo coś jest prawdą… Czy też prawdą
jest coś, w co nikt nie wierzy… Nasi dziadkowie w to wierzyli, nasi rodzice,
więc i nam nie wypada wątpić… Tak ludzie powiadają… Ale ja trzymam
inaczej. Ja uważam, że prawda ma sens, choć jeszcze nie wiem, jaki… (uśmiecha się smętnie) Wiem, co mówię: tyle przeżyłem, tyle
widziałem! Nie piórem to wszystko wyrazić, nie słowem… W dodatku
jestem już stary i nie wszystko pamiętam, gadam w kółko to samo...
Ale spróbuję coś sobie przypomnieć… (zastanawia
się przez chwilę) Tak… Już wiem. Opowiem wam, a raczej zaśpiewam, moją
starą balladę. Balladę o Prawdzie… (nuci,
przygrywając sobie na lirze i kołysząc się powoli, w takt melodii. oczy ma
przymknięte, jakby był pogrążony w drzemce)
Borem, lasem szła Prawda,
Polami
Pusto w kieszeniach miała
Czasami
Ale słowa Jej były
Jak złoto
Kto usłyszał, ten wierzył
Z ochotą...
Kiedyś jednak,
Od judejskiej strony
Zgraja klechów nadleciała,
Jak wrony
Mówią: "Chrystus naszym Panem,
Uwierzcie!
Zbawiciela w Nim mamy,
Nareszcie!"
Prawda szaty strzepnęła
Z pogardą:
"To jest kłamstwo!
Waszą mową hardą
Fałszujecie historię:
To się nie zdarzyło
Są bogowie,
Lecz Chrystusa nie było..."
Wtedy wzięli Ją
Między siebie
Od uderzeń pociemniało
Na niebie
Bili, pluli, kopali
Wytrwale
Trzykroć serce przebili,
Jak w szale
W grób na koniec wrzucili,
Po kryjomu… (milknie na chwilę,
otwiera szeroko oczy i spogląda surowym wzrokiem na widownię)
Wciąż tam leży.
Niepotrzebna nikomu… (zamyka
oczy, opuszcza głowę)
Milczy przez dłuższą chwilę, z opuszczoną głową, a potem wstaje i wolnym krokiem wychodzi z izby.
Noc pochyla się i zasłania swoją lampkę dłońmi. Scena powoli pogrąża
się w ciemności...
1 2 3 4 5 Dalej..
« Jednoaktówki (L.B.) (Publikacja: 14-12-2002 Ostatnia zmiana: 06-09-2003)
Lech BrywczyńskiUr. 1959. Studiował chemię i historię; pracował w wielu zawodach, m.in. jako tłumacz, wydawca, dziennikarz lokalnej prasy, animator życia kulturalnego; dramatopisarz (dramaty publikowane m.in. w: czasopiśmie Res Humana, szczecińskich Pograniczach, w gdańskim Autografie, w elbląskim Tyglu, w magazynie Lewą Nogą, i in.); w 2002 r. ukazała się jego książka Dramaty Jednoaktowe (sponsorowana przez Urząd Miejski w Elblągu). Strona www autora
Liczba tekstów na portalu: 13 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Lewica a wiara rodzima, czyli... POGANIE DO AFRYKI! | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2104 |
|