|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Filozofia » Teksty źródłowe » Nietzsche
Nasze cnoty [3] Autor tekstu: Fryderyk Nietzsche
W owych późnych epokach, co swem uczłowieczeniem
poszczycić się, mogą, pozostaje z przeszłości tyle obawy, tyle zabobonnego
lęku przed dzikiem okrutnem zwierzęciem, którego ujarzmienie stanowi właśnie
dumę tych humanitarniejszych epok, li nawet leżące jak na dłoni prawdy przez
całe wieki pomija się gdyby umyślnie milczeniem, gdyż pozornie zdają się
znów wskrzeszać owo dzikie a uśmiercone wreszcie zwierzę. Zuchwalstwo to
snadź z mej strony niemałe, li tego rodzaju prawdzie wymknąć się pozwalam:
niechaj inni znów ją schwytają i napoją tak obficie zbożnych zasad mlekiem, a i w dawnym swym kącie cicha i zapomniana legnie. — Trzeba co do okrucieństwa
zmienić zdanie i otworzyć oczy; trzeba nauczyć się wreszcie niecierpliwości,
by takie nieprzystojne grube błędy, jakie, na przykład co do tragedyi, przez
dawnych i nowych filozofów rozpuszczane bywają, nie błąkały się dłużej
czelnie i cnotliwie. Wszystko niemal, co wyższą zowiemy kulturą, polega na
przeduchowieniu i pogłębieniu okrucieństwa — oto moje twierdzenie; owego
dzikiego zwierzęcia nie uśmiercono bynajmniej, ono żyje, kwitnie, jeno — się
przebóstwiło. To, co stanowi bolesną rozkosz tragedyi, jest okrucieństwem;
to, co w tak zwanem współczuciu tragicznem, w istocie zaś we wszelkiej wzniosłości a do najgórniejszych i najsubtelniejszych dreszczów metafizycznych, przyjemnem
darzy wrażeniem, li domieszce okrucieństwa zawdzięcza swą słodycz. To,
czego doznawał Rzymianin w arenie, chrześcianin w zachwytach krzyżowych,
Hiszpan na widok walk byków lub gorejących stosów; co Japończyka
dzisiejszego prze ku tragedyi; co w robotniku z przedmieść paryskich odzywa się
nostalgią do krwawych rewolucyj a wagneryance Trystanem i Isoldą z wywieszoną
wolą napawać się każe, — to, czem oni wszyscy się rozkoszują i z
tajemnem pożądaniem wchłonąć by radzi, jest eliksirem wielkiej Cyrce
okrucieństwa. Jużcić trzeba rozstać się przytem z niemądrą psychologią
dawniejszą, która o okrucieństwie to tylko miała do powiedzenia, jakoby
powstawało ono na widok cudzej boleści: szczodrą, przeszczodrą rozkoszą
napawa także własne cierpienie, zadawanie sobie cierpień, — i gdzie jeno
uda się skłonić człowieka do samozaparcia w religijnem znaczeniu albo do
samo — okaleczenia, jak u Fenicyan i ascetów, lub w ogóle do odzmysłowienia,
odcieleśnienia i skruchy, do purytańskich spazmów pokutnych i pascal’owskiego
sacrifizio dell' intelletto, tam prze go naprzód i nęci skrycie własne
jego okrucieństwo, złowrogi ów dreszcz zwróconego przeciwko sobie samemu
okrucieństwa. Zważmyż naostatek, iż nawet filozof, zmuszając swego ducha,
by poznawał wbrew jego skłonnościom duchowym a niejednokrotnie takie wbrew życzeniom
jego serca — mianowicie, by przeczył tam, gdzie chciałoby się potwierdzać,
sławić, kochać -, postępuje jako artysta i uświetniciel okrucieństwa; już
każde głębokie i gruntowne pojmowanie jest pogwałceniem, chęcią urażenia
zasadniczej woli ducha, co dąży nieustannie do pozoru, do powierzchni,- już w każdej chęci poznania jest kropla okrucieństwa.
Może niedość jasno wyraziłem się o zasadniczej woli ducha:
niechaj mi będzie wolno dać wyjaśnienie. — To rozkazujące coś, zwane
przez lud duchem, chce władać w sobie i wokół siebie, chce czuć się władcą:
od wielości dąży ono ku jedności, ma skupiającą, kiełznającą, żądną
panowania i istotnie pańską wolę. Potrzeby i moce jego w tym zakresie są te
same, jakie przypisują fizyologowie wszystkiemu temu, co żyje, rośnie i rozmnaża się. Zdolność ducha do przyswajania sobie wszystkiego obcego
przejawia się w silnej skłonności ku upodobnianiu nowego do dawnego, ku
upraszczaniu rozmaitego, ku przeoczaniu lub odpychaniu zasadniczo sprzecznego:
podobnie jak określone rysy i linie wszystkiego obcego, każdej cząstki świata
zewnętrznego dowolnie bywają przezeń silniej podkreślane, uwydatniane, na
jego fałszowane modłę. Zmierza, on przytem do wchłaniania nowych doświadczeń,
do wtłaczania nowych rzeczy w stare szeregi, — zatem do wzrostu; zaś jeszcze
bardziej do poczucia wzrostu, do poczucia wzmożonej siły. Tejże samej woli służy
wręcz sprzeczny napozór popęd ducha, polegający na nagłem przerzuceniu się
ku niewiadomości i dowolnemu zakończeniu, na zaparciu swych okien, wnętrznem
zaprzeczeniu tej lub owej rzeczy, niedopuszczeniu czegoś, jakowejś obronności
przeciwko wielu rzeczom, które mógłby wiedzieć, na zadowoleniu z ciemności,
na zamykających się widnokręgach, na stwierdzeniu i uznaniu swej niewiadomości:
to wszystko zależy od stopnia przyswajającej jego siły, od jego trawienia, mówiąc
obrazowo,- i istotnie, najwięcej podobieństwa ma jeszcze duch do żołądka.
Tu należy również okolicznościowa wola ducha, by nie stawiać oporu złudzeniu,
idąca snadź w parze ze swawolnem przeczuciem, iż to lub owo ma się inaczej,
iż to lub owo jest tylko dowolnie przyjęte; dalej poczucie rozkoszy, jaką
daje wszelka niepewność i wieloznaczność, radosne lubowanie się umyślną
cieśnią i zacisznością jakiegoś kąta, tem, co zbyt bliskie, przedniem tłem,
wszystkiem powiększonem, pomniejszonem, przesuniętem, upiększonem, tudzież
napawanie się dowolnością wszystkich tych przejawów mocy. W końcu zalicza
się tutaj owa zastanawiająca gotowość ducha do łudzenia innych duchów, do
udawania przed nimi, owo nieustanne parcie i nacisk jakiejś tworzącej, kształtującej,
zdolnej do przemian siły: stąd to lubowanie się ducha różnolicznością
swych masek oraz swą przebiegłością, stąd również jego rozkoszowanie się
poczuciem własnego bezpieczeństwa, — toć te proteuszowe sztuki najlepszą są
dlań kryjówką i obroną! — Tej woli złudy, temu dążeniu do uproszczenia,
do maski, do płaszczyka, słowem, do powierzchni — gdyż każda powierzchnia
jest płaszczykiem — przeciwdziała ów szczytny popęd człowieka poznającego,
który bierze i chce brać rzeczy głęboko, rozmaicie, gruntownie: popęd ten
jest rodzajem okrucieństwa intelektualnego smaku i sumienia, do którego
przyzna się każdy prawy myśliciel, o ile, jak się godzi, doświadczał przez
czas dłuższy na sobie samym przenikliwości i hartu swojego oka i nawykł do
surowej karności tudzież do ścisłości w słowach. Rzecze on jest coś
okrutnego w skłonnościach mojego ducha: — niech-że mu to cnotliwi i ugrzecznieni spróbują wybić z głowy! W istocie, brzmiałoby to grzeczniej,
gdyby zamiast o okrucieństwo pomawiano i posądzano nas chlubnie bodaj o nieuskromioną rzetelność, — nas wolne, bardzo wolne duchy: — i czyż nie
tak rozbrzmiewać kiedyś bidzie nasza — pozgonna sława? Tymczasem -
nierychło to bowiem nastąpi — my sami bynajmniej nie mamy ochoty przystrajać
się w takie moralnych słów szychy i błyskotki: cała nasza dotychczasowa
praca obmierziła nam po prostu ten smak oraz jego płochą zbytkowność. Piękne
to, skrzące, dźwięczne, godowe słowa: rzetelność, miłość prawdy, miłość
mądrości, poświecenie się poznaniu, bohaterstwo bojownika prawdziwości, -
jest w nich coś, co człowieka napawa dumą. Ale my pustelnicy i mruki w cichości
swego pustelniczego sumienia przekonaliśmy się już od dawna, iż ten przepych
czcigodnych słów należy również do dawnych kłamliwych fraszek, świecidełek i pyłków złotych nieświadomej próżności ludzkiej, tudzież że i pod
takiem pochlebstwem barw i malowania dopatrzeć się znów trzeba straszliwego
tekstu zasadniczego homo natura. Sprowadzić mianowicie człowieka znów
do przyrody; zapanować nad wieloma próżnemi i marzycielskiemi tłumaczeniami i obocznościami, bazgranemi i malowanemi dotychczas na owym wiekuistym
zasadniczym tekście homo natura, sprawić, by człowiek wobec człowieka
stał odtąd tak, jak zahartowany w karbach wiedzy, staje już dzisiaj wobec
innej przyrody, z nieulęknionem edypowskiem okiem i zalepionemi
odyseuszowskiemi uszyma, głuchy na śpiewania starych ptaszników
metafizycznych, którzy mu z dawien dawna podszeptywali: jesteś czemś więcej!
tyś czemś wyższem! innegoś ty pochodzenial — dziwne to snadź i szalone
zadanie, ale zadanie — któż zaprzeczy temu! Dlaczegóż wybraliśmy to
szalone zadanie? Lub spytajmy inaczej: dlaczego łakniemy poznania? — Zapyta
nas o to każdy. A my, w ten sposób naciskani, my, cośmy sobie samym stawiali
już po stokroć to samo pytanie, nie znaleźliśmy i nie znajdujemy żadnej
lepszej odpowiedzi -
Uczenie się przemienia nas, sprawia to, co wszelkie
sprawia odżywianie, które także nie tylko utrzymuje przy życiu-: jak to
wiadomo fizyologom. Ale w głębi nas, całkiem na dnie jest, zaiste, coś, co
się pouczyć nie daje, jakaś granitowa duchowego Fatum posada, przedpowzięte
rozstrzygnięcie i odpowiedź na przedpowzięte wybrane pytania. Przy każdym
zasadniczym problemacie odzywa się nieodmiennie otom ja; co do kobiety i mężczyzny
na przykład, nie może myśliciel zmienić zdania, lecz jeno utwierdzić swe
zdanie, — jeno odkryć do ostatka to, co dlań w tej prawie jest pewnikiem.
Bywają niekiedy pewne rozwiązania problematów, które w nas właśnie budzą
silną wiarę; snadź zwiemy je odtąd swemi przekonaniami. Później — widzi
się w nich jeno ślady wiodące do samopoznania, drogowskazy do problematu, którym
jesteśmy, — a raczej do wielkiego głupstwa, którem jesteśmy, do naszego
duchowego Fatum, do owego coś, leżącego gdzieś tam na dnie, co pouczyć się
nie daje. — Ze względu na sowitą grzeczność, którą co tylko popełniłem
na sobie, chyba że będzie mi wolno wypowiedzieć kilka prawd o kobiecie samej w sobie: oczywiście jeżeli już z góry wiadomo, jak bardzo są one jeno -
mojemi prawdami. -
Kobieta dąży do samodzielności; nadto poczyna otwierać
mężczyznom oczy na kobietę samą w sobie — należy to do najzgubniejszych
przejawów powszechnego zeszpetnienia Europy. Gdyż co za różności muszą
dobyć na jaw nieudolne te wysiłki kobiecej uczoności i odsłaniania siebie!
Kobieta ma tyle powodów do wstydu: w kobiecie kryje się tyle pedantyczności,
powierzchowności, bakalarstwa, małostkowej pretensyonalności, małostkowej
niepowściągliwości i nieskromności — dość przyjrzeć się jej postępowaniu z dziećmi ! — istotnie najskuteczniej poskramiała i kiełznała to
dotychczas obawa przed mężczyzną. Biadaż, gdy na dobitkę ośmieli się
podnieść głowę das Ewig-Langweilige w kobiecie — a ma go pod
dostatkiem! — gdy swej mądrości i mistrzowstwa we wdzięku, w igraszce, w rozpraszaniu trosk, w niesieniu ulg i lekkiem rzeczy ważeniu, kiedy swego
subtelnego popędu do miłych grzeszków kobieta gruntownie i zasadniczo wyzbywać
się zacznie! Dziś już podnoszą się niewieście głosy, które, na świętego
Arystofanesa! przejmują lękiem, dziś już z lekarską dobitnością padają
pogróżki, czego kobieta w pierwszym i ostatnim rzędzie chce od mężczyzny!
Nie jest że to w najgorszym smaku, gdy kobieta gotuje się w ten sposób zostać
uczoną? Dotychczas oświecanie było na szczęście rzeczą i udziałem mężczyzn — nie wychodziło poza nasze kółko; i ostatecznie, mimo wszystko, co kobiety
piszą o kobiecie, nie trzeba zbytnio dowierzać, by kobieta chciała istotnie oświecić
się co do siebie samej — i mogła chcieć… Gdy kobieta nie szuka w ten sposób
nowego dla siebie stroju — toć myślę, że strojenie się jest nieodłączne
od das Ewig-Weibhchef — no, to chce wzbudzać trwogę: — snadź tą
drogą dąży do panowania. Lecz nie chce ona prawdy: cóż kobietę obchodzi
prawda! Od samego początku nic nie było w kobiecie bardziej niezwykłem, odrażającem,
nieprzyjaznem niż prawda, — wielką jej sztuką jest kłamstwo, największą
jej chwałą pozór i piękność. Przyznajmyż, się do tego, my mężczyźni:
czcimy i kochamy w kobiecie tę właśnie sztukę i ten instynkt: jest nam źle,
więc, szukając ulgi, lubimy garnąć się do istot, pod których dłońmi,
spojrzeniami i pieściwemi szaleństwami nasza powaga, głębia i surowość
wydają się nam niemal szaleństwem. Na koniec stawiam pytanie: przyznałaż
kiedy kobieta jakiemu umysłowi kobiecemu głębię, jakiemu sercu kobiecemu
sprawiedliwość? I czy to nieprawda, że, na ogół rzecz biorąc, kobieta
najbardziej poniewierana była dotychczas przez samą kobietę — bynajmniej zaś
nie przez nas? — My mężczyźni pragniemy, by kobieta przestała kompromitować
się oświeceniem: podobnie jak to było objawem troskliwości i pieczołowitości
męskiej o kobietę, gdy kościół zawyrokował: mulier taceat in ecclesia!
Wyszło to na dobre kobiecie, gdy nazbyt wymownej pani de Stael Napoleon dał do
zrozumienia: mulier taceat in politicis! — i myślę, że ten jest
szczerym przyjacielem kobiet, kto dziś im powiada: mulier taceat de muliere!
1 2 3 4 Dalej..
« Nietzsche (Publikacja: 01-09-2002 Ostatnia zmiana: 05-02-2005)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2346 |
|