Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
203.676.807 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 617 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Modlić się: Prosić, aby prawa rządzące wszechświatem zostały anulowane w interesie jednego wnioskodawcy, który na to jawnie nie zasługuje.
« Listy i opinie  
Wiara, nadzieja, miłość
Autor tekstu: Aleksandra Kowal

Szanowny Panie Mariuszu!

Trafiłam na Pana portal „Racjonalista" dość przypadkowo i zajrzałam na strony poświęcone historii Pana życia, ponieważ zainteresowało mnie, kto zadaje sobie tyle trudu, by walczyć z Kościołem. Myślę, że jest Pan świetnym materiałem na katolickiego świętego, zgodnie ze słowami z Ap 5,15: „Obyś był zimny albo gorący!". 

Nie wiem, czy to Pana zainteresuje, ale mnie wydało się zastanawiające, że moja historia życia przebiega dokładnie pod prąd Pańskiej. Urodziłam się w rodzinie ateistycznej. Mój ojciec był żydowską sierotą, wychowaną w domu dziecka, a mama zaangażowaną komunistką. Nic też dziwnego, że wychowano mnie na ateistkę. Nigdy nie mówiło się w domu na temat Boga ani wiary, a jeżeli już, to z przekąsem. Nigdy nie chodziłam na religię, nie umiałam się nawet przeżegnać. Żyłam sobie spokojnie w katolickim kraju i nikt nigdy nie usiłował mnie ewangelizować. Kiedy cała klasa licealna uczestniczyła we mszy św. na wycieczce szkolnej, siedziałam sobie grzecznie w ostatniej ławce i podziwiałam witraże i rzeźby. Nikt tego nie skomentował. W końcu wydało mi się to oburzające, że nikt nie walczy o moją cenną duszę. Rozpoczęłam studia na Politechnice. Sądziłam, że fizyka da mi pojęcie, na jakich zasadach działa ten świat. Ale fizyka raczej nie daje odpowiedzi na pytania, raczej w miarę pogłębiania wiedzy stawia ciągle nowe. Wyszłam za mąż i miałam już dwoje dzieci, ale moje serce wciąż nie było zaspokojone. Szukałam Miłości, chociaż nie wiedziałam, czego mi brakuje.

W końcu, w okolicznościach zupełnie niezwykłych (ale o tym nie chcę się rozpisywać) spotkałam ludzi, którzy byli wyraźnie inni niż ci, których znałam dotychczas, i jak ja sama. Byli łagodni i cierpliwi, zależało im na mnie i zawsze mieli czas, żeby ze mną rozmawiać. Przebijało coś przez nich, jakaś dziwna radość i niepojęta mądrość. Mówili, że chrześcijaństwo polega na tym, żeby stać się Chrystusem, ale to nie w tym sensie, żeby zmieniać wodę w wino, ale żeby kochać nieprzyjaciół, nie odpowiadać złem za zło i dać się zabić z miłości do nieprzyjaciół. Jednym słowem, spotkałam ludzi wierzących w Chrystusa (proszę zwrócić uwagę na ten paradoks: w 24. roku życia w katolickim kraju spotkałam ludzi, którzy naprawdę żyli wiarą). Takie zadanie wydało mi się na tyle trudne, że aż interesujące (lubię trudne wyzwania). Zaczęłam czytać Pismo święte — nic nie rozumiałam: jacyś rolnicy dwa tysiące lat temu, nie mogłam pojąć, jaki to ma związek ze mną. Moi nowi znajomi wysłali mnie do pewnego mądrego księdza. Powiedział: „Nic dziwnego, że nie rozumiesz, przecież w Duchu Świętym trzeba czytać to, co w Duchu Świętym zostało napisane". Powoli zaczynałam poznawać tajniki wiary, nawracać się, zaczęłam widzieć swój grzech i rozpaczliwą potrzebę pomocy. Przyjęłam chrzest, weszłam do Kościoła. Zupełnie wbrew obiegowym opiniom w moim życiu zaczęło się wtedy walić: jedno po drugim. Po sześciu miesiącach pracy w Instytucie Fizyki zachorowałam na ciężką, nieuleczalną chorobę. W końcu musiałam przejść na rentę, a tak marzyłam o karierze naukowej! Mąż stopniowo odsuwał się ode mnie, a następnie od Kościoła również. Wiara wcale nie „umiliła" mojego życia: odarła mnie ze złudzeń i własnych zabezpieczeń. Przekonałam się, że wierzyć, to znaczy wierzyć, że Bóg jest dobry, i ufać Mu, kiedy się nic nie rozumie i kiedy się cierpi. Myślę, że przez te wszystkie trudne lata byłam napędzana wyłącznie przez tęsknotę za Umiłowanym, nie miałam nic konkretnego, czego mogłabym się uchwycić. To jest właśnie wiara.

Wie Pan, teraz mieszkam sama z trójką dzieci, jestem inwalidką II grupy i — jestem szczęśliwa. Chciałabym jakoś Panu przekazać tę nadzieję, i tę radość, którą mam w sercu, podzielić się tym skarbem, który znalazłam, dlatego napisałam to wszystko.

Pozdrawiam Pana serdecznie

*

Dziękuję bardzo za sympatyczny i poruszający list. Nie śmiałbym atakować ani krytykować Pani wiary religijnej, pomimo, że jej nie podzielam. Życzę Wesołych Świąt oraz wszystkiego dobrego w nowym roku.
Serdecznie pozdrawiam
Mariusz Agnosiewicz


 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Pożegnanie
Wizytówka Racjonalisty, czyli wybrane opinie

 Dodaj komentarz do strony..   Zobacz komentarze (2)..   


« Listy i opinie   (Publikacja: 01-09-2002 Ostatnia zmiana: 22-12-2003)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 2422 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365