Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.038.568 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 654 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Żadna religia nie utrzymuje się dzięki argumentacji; jej wyznawcy czerpią siły z uczucia spokoju i pewności, jakie daje poczucie, że czyni się to, co słuszne. Kto zaś czyni to, co słuszne, może, w myśl obietnicy, zawsze spodziewać się nagrody.
 Kultura » Historia

Wrzesień 1939: zgubne skutki narodowej naiwności [2]
Autor tekstu:

Gloryfikowany przez wielu historyków Józef Beck jako „przewidujący realista", zupełnie nierealistycznie oceniał ówczesne Niemcy. Jego zdaniem Niemcy przyjęły wybuch wojny"z wyraźnym pesymizmem"; charakteryzował ich „brak wiary w zwycięstwo". Natomiast jego propozycje: „bombardowania niemieckich obiektów wojskowych przez aliantów", „przełamanie chociażby w paru punktach Linii Zygfryda", „przedsięwzięcie chociażby małego desantu morskiego na wybrzeżu Niemiec" (wyjątki z depeszy Becka do polskiego ambasadora w Paryżu J. Łukasiewicza z 6 IX 1939 r.) — były jedynie chciejstwem, a nie „przewidującym realizmem".

Beck niestety nie uratował naszego honoru, godności i wolności — zdecydowanie łatwiej to było deklarować. Natomiast zdecydował, że będziemy się „bić do ostatniego żołnierza" (pomysł, na który nigdy nie zdobyli się nawet sami Rzymianie!) — w obronie zagrożonego honoru — że będziemy „Winkelriedem narodów" — Europy i świata. We wrześniu 1939 nasza armia doznała sromotnej klęski (wg niektórych niepodległościowych publicystów: „klęska wrześniowa" to „idiotyczne" określenie ukute przez komunę, ludowców i endeków), straciliśmy i to, co posiadaliśmy. Świat przekonał się tylko o naszej słabości, co w niczym nam nie pomogło. Potem poszliśmy pod komendę obcych — na pierwsze linie frontów: pod Lenino i Monte Cassino… Nie żałowaliśmy potu, krwi i życia. Po zwycięstwie nad wspólnym wrogiem — w triumfalnym pochodzie zabrakło jednak naszych bohaterskich żołnierzy… I nikt nie wspomniał „Winkelrieda narodów" — dając upust swej pysze i bezmiernemu egoizmowi narodowo-państwowemu.

Dziś świat nie pamięta już wywodów Becka o honorze. Natomiast dzieci w zachodnioeuropejskich szkołach uczą się o Polsce w latach międzywojnia jako o państwie, które obok Niemiec, Włoch i Węgier „uprawiało agresję". (Pisałem o tym w „Myśli Polskiej" w artykule „Polska w "Europejskim" podręczniku historii" nr 19/20 z 1995 r.). Na dodatek „uprawialiśmy agresję", która tak jak nasz niewątpliwy heroizm, była po prostu zmarnowaną agresją.

Potrzeba realizmu!

Pomimo naszych heroicznych wysiłków na jakie się zdobywamy, nie potrafimy nawrócić świata na nasz, nie znający narodowego egoizmu, altruizm. W takim razie czy nie lepiej byłoby zapomnieć o roli Mesjasza — Winkelrieda — i nauczyć się od innych tego REALIZMU, który nam był zawsze obcy (za realistyczne uznajemy zazwyczaj to, co nim w rzeczywistości nie jest)? W przeciwnym razie w naszej mowie będzie stale pobrzmiewała ta zgorzkniała nutka rozgoryczenia do Zachodu, po którym próżno wypatrywać jakiejkolwiek wzajemności i wdzięczności.

Chyba najwyższa już pora zacząć myśleć w kategoriach, w jakich myśli cały świat zachodniej cywilizacji, by nauka Września i „dziwnej wojny", a potem wszystkich tych konferencji o nas — bez nas nie poszła na marne. Nie jesteśmy bowiem skazani na odgrywanie tragicznych ról, które z uporem Syzyfa powielamy z pokolenia na pokolenie. ...Podczas gdy inni wyczekują — w imię ekonomii krwi — my szarżujemy niczym nieustraszeni harcownicy. Owoce zwycięstwa zbierają jednak wodzowie sojuszniczych armii, przypatrujący się bitwie z oddali — czekający na właściwy moment do ataku. Tymczasem trupy naszych wojsk ścielą pobojowisko — nawet nie ma komu ich pochować. Niedobitki walczą bohatersko nadal — w imię zwycięstwa tych, którzy rachowali — odwrotnie niż my: mierzyli zamiar według sił...

Czy więc nadal, z godną potępienia dezynwolturą i fantazją,będziemy trwonić energię, pot i krew — o życiu już nie wspominając — walcząc w imię przetrwania i wielkości innych w rytm melodii, którą nam przygrywają ich werble? Niestety nie znam na to pytanie odpowiedzi. Czytając jednak niektóre polskie czasopisma, dochodzę do wniosku, że nadal jesteśmy naiwnymi i niepoprawnymi politycznymi romantykami. Prawimy zwykle o wzniosłych ideałach, z poświęceniem walczymy o nie, zapominamy jednak o sobie, o naszych żywotnych sprawach. Coś za coś, zasada stara jak świat. W naszym wykonaniu wygląda jak coś za nic, niestety, tak ciągle. Czy bez końca?

Zamiast zakończenia

I. Polska nie była przygotowana do równej walki z Niemcami we wrześniu 1939 r. Hasło „silni, zwarci, gotowi" było oszukiwaniem narodu!

II. Papierowe gwarancje, a jeszcze bardziej słowne zapewnienia, nie są żadnymi gwarancjami! Wiara w nie jest u nas, niestety, wciąż żywa (wszystkie te frazesy o sojuszu z USA, NATO, UE itd.). Nasze wojsko, a także starcy, kobiety i dzieci bezskutecznie wypatrywały sojuszniczych — francuskich i brytyjskich samolotów na naszym niebie. Tam ich nie było! Francuzi i Anglicy (nb. znakomici rachmistrze) rachowali. My poszliśmy do samobójczego ataku, krwawiliśmy skazani na klęskę. Nikt w Polsce nie wierzył w samodzielne zwycięstwo. Poza tym przeciwko sobie mieliśmy wszystkich sąsiadów, nie wyłączając Czechów i Litwinów. Bracia Węgrzy szli posłusznie za niemieckim rydwanem wojny.

Zachód wyczekiwał, ale wojna była nieunikniona — nawet bez naszego udziału! Plany Hitlera bowiem były wszechświatowe i ponadnarodowe — nie kończyły się na Polsce — mało tego nie kończyły się nawet na Oceanie Spokojnym czy zachodnich wybrzeżach Francji! Nie przeceniajmy więc naszej roli w tej wojnie. Byliśmy tylko kolejną ofiarą Hitlera w jego marszu do panowania nad światem. Ale tylko my wystąpiliśmy w roli Mesjasza — Winkelrieda narodów, choć inni dysponowali większymi siłami i środkami. Tylko polscy przywódcy polityczni — sanatorzy — nie rachowali jak inni — nie żałowali polskiej krwi (ale sami potrafili bez szwanku ujść z życiem!). Przywódcy państw Zachodu potrafili oszczędzać życie i krew swoich rodaków.

Skutki zmarnowanego heroizmu nie są do oszacowania (nie wystarczy tu liczba ofiar!), są długofalowe, trwają poprzez dziesiątki lat, przez stulecia. Zmarnowana agresja niesie ze sobą równie długofalowe skutki.

Poza tym, jak wcześniej pisałem, „dziwna (to była) wojna" — de facto byliśmy sami -wynik był więc do przewidzenia!

III. Na wstępie zacytowałem Makiawela, który uczy, że jeśli idzie o ocalenie państwa wszystkie środki są dobre, zarówno te, które przynoszą chwałę, jak i te, które przynoszą hańbę — rzecz w tym, żeby je ocalić. Losy Polski — podobnie jak każdego innego państwa — zależne są m.in. od armii narodowej — jeśli każe się jej pójść do samobójczego atakuto ona, znając męstwo i zdyscyplinowanie polskiego żołnierza, pójdzie! Ale i w ten nierozważny sposób utraci się własne państwo. II Rzeczpospolita tak naprawdę zginęła na polach Września. Przy czym egzamin z męstwa zdał polski szeregowy żołnierz i oficer — nie „hetman" Śmigły-Rydz, bo jako Naczelny Wódz Polskiej Armii wybrał ucieczkę, a nie bohaterską walkę do końca. To nie jest też przykład godny do naśladowania, jeśli mamy na myśli męstwo wojenne.

Jeżeli więc jarzmo i hańba poniekąd może uratować Ojczyznę, czy należy się wahać przed pochyleniem karku (nie zapominając jednak o dalszej walce!)? Rzymianie — panowie świata — uważali, że nie. Gotowi byli poświęcić nawet swój honor (przechodząc, acz niechętnie, pod jarzmem) dla ratowania życia narodu i państwa. Polski minister spraw zagranicznych, Józef Beck, „poprawił" Rzymian i dał narodowi wrześniową klęskę, czym nawet u niektórych zasłużył sobie na pomnik!

V. Prawdziwym chyba jest stwierdzenie, że naród ma takich przywódców na jakich sobie zasłużył. Nasz ma"szczęście" do przebiegłych realistów, dbających wzorowo jedynie o własne, partykularne interesy, jednak jakoś dziecinnie naiwnych, czy może udających takich, jeśli idzie o sprawy publiczne — państwa i narodu.


1 2 

 Podobna tematyka na: Kampania Wrześniowa 1939
 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Czy katolicyzm prowadzi do upadku?
Konkordat polski z 1925 r.

 Dodaj komentarz do strony..   Zobacz komentarze (38)..   


« Historia   (Publikacja: 25-06-2004 Ostatnia zmiana: 07-04-2007)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Wojciech Rudny
Z wykształcenia pedagog i historyk. Wydawca i niezależny publicysta. Zmarł w 2010 r. w wieku 41 lat.

 Liczba tekstów na portalu: 64  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Najhojniej wynagradzający siebie politycy w Europie
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 3462 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365