Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.740.002 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 714 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Wolnej myśli nie da się wsadzić w kamasze".
 Państwo i polityka » Stosunki międzynarodowe

Dość Rusofobii! [2]
Autor tekstu:

Stąd konkluzja może być tylko jedna: nie bójmy się Rosjan, starajmy się ich zrozumieć. Nie bądźmy zaślepieni w naszej nienawiści do Rosji i wszystkiego, co rosyjskie. Chorobę tę trzeba koniecznie uleczyć! Rosji nie możemy poznawać via Paryż czy — co gorsza — via Berlin. Musimy ją znać lepiej niż jakikolwiek inny naród europejski. Stereotypy to nie jest prawdziwa znajomość. Strach i nienawiść to nie są właściwi doradcy. W polityce — jak mawiał Stanisław Tarnowski — nawet nieprzyjaciel wczorajszy może być sprzymierzeńcem. „Ten, który wczoraj był złym, jutro może okazać się praktycznym, i na odwrót: ten, który dziś byłby dobrym, jutro może już nie być właściwym". Dotyczy to także Rosji!

[tekst opublikowany w „Najwyższym Czasie!" 18-25 grudnia 1999 r. Nr 51-52 (500-501) — poniższe polemiki nigdy nie zostały opublikowane w "NCZ!"]

*

O Rusofobii jeszcze — w odpowiedzi adwersarzom

Uderz w stół, a nożyce się odezwą. Uderzyłem i nożyce się odezwały — i to nie jedne! Stali publicyści „NCZ!" P.T. pp. Burliński i Zambrowski — każdy na swój sobie właściwy i niepowtarzalny sposób — zaatakowali mnie za artykuł „Dość Rusofobii!" („Najwyższy Czas!" Nr 51-52). Nie mogąc pozostać im dłużnym — ad vocem — gwoli wyjaśnienia spraw dalekich od emocji, których zresztą nie brakuje moim szanownym oponentom, starając się streszczać, jak to tylko możliwe, napisałem swą replikę. Zdaję sobie sprawę, że milczenie byłoby dowodem na to, iż godzę się ze wszystkim, co powiedzieli moi szanowni adwersarze. Postanowiłem nie milczeć, tym bardziej, że powtarzają wiele bałamuctw i oklepanych frazesów — zamiast rzeczowych argumentów.

Cieszę się niezmiernie, że dla p. Burlińskiego Rosja to jego „konik", ubolewałbym, gdyby to była tylko nieuleczalna fobia. W przypadku p. Zambrowskiego może rzeczywiście sformułowanie „bojowy" (w stosunku do Rosji) byłoby bardziej odpowiednie (niż „rusofob"). Można je jednak rozmaicie interpretować. Osobiście lubię tę żartobliwą — Kisiela interpretację (użytą w jego „Abecadle…" w stosunku do gen. Jaruzelskiego). Bojowy, bo się boi. A więc na jedno wychodzi. Nieprawda? Może i nie. W końcu czego się tu bać. Dzisiaj Rosja nikomu nie zagraża (poza może Czeczeńcami), można więc sobie pozwolić na tę szaleńczą odwagę i heroizm, i wymyślać jej od najgorszych; sympatyzując i wspierając przy tym — moralnie i materialnie — wszystkich jej wrogów.

Nie nawołuję do bezmyślnej miłości Rosjan — tym bardziej bolszewików (broń mnie Panie Boże od czegoś podobnego!). Nawołuję do porzucenia romantycznych uniesień w polityce (ale nie tylko) — w stosunku do Rosji przede wszystkim. Nawołuję do traktowania Rosji jako potencjalnego partnera: kulturalnego, gospodarczego i politycznego — w naszym dobrze pojętym interesie.

Jednym z kardynalnych błędów polityki zagranicznej międzywojnia - tej u zarania naszej odrodzonej państwowości — było przekonanie, że Rosja „czerwona" jest słaba i lepsza niż ta dawna — „carska". Podobne brednie wyczytałem u P.T. pp. Burlińskiego i Zambrowskiego. Obaj usprawiedliwiają Piłsudskiego za nieudzielenie gen. Denikinowi pomocy. Piłsudski „nie dzielił — zdaniem p. Brulińskiego — Rosji na białą, czerwoną czy fioletową" (a to przecież poważny błąd!). Bo jakoby „każda Rosja była jest i będzie wrogiem Polski". Czy II Rzeczpospolitej lepiej się rozmawiało z bolszewikami, czy lepiej rozmawiałoby się z rządami oligarchii rosyjskiej — powiązanej z kołami przemysłowo-handlowymi? Czy bolszewicy mieli rzeczywiście mniejsze apetyty niż Rosjanie? Nie wierzę, bo i to nie jest prawda. Bolszewicy patrzeli na nas, jak na potencjalny łup, który wcześniej czy później wpadnie im w łapy. Dla Rosji „czerwonej" byliśmy śmiertelnym wrogiem, stojącym na drodze do panowania nad Europą. Z Rosją kapitalistyczną — moglibyśmy się prędzej dogadać, bo łączyłyby nas wspólne interesy (np. wspólne zwalczanie zagrożenia komunistycznego). Sprawa granic też nie byłaby tak do końca przesądzona. Rosja — jako już państwo dominujące — dawała nam zawsze tyle, na ile nam ufała. Zabierała nasze mienie — po powstaniach — kiedy traciła zaufanie. Nawet nasze znakomite wojsko utraciliśmy na skutek głupiego powstania listopadowego — w interesie nie naszym (tylko rewolucji na Zachodzie Europy). Czyż nie sami się o to prosiliśmy (w chwili wybuchu powstania stosunek sił był jak 1:10!)? Mieć pretensje do Rosji za to, że prowadziła antypolską politykę, bo my chcieliśmy ją wcześniej pokonać w polu, to coś, czego ja nie rozumiem. Rozbiory też były konsekwencją tego, że wpadaliśmy w objęcia Prus — z własnej i nieprzymuszonej woli. Inicjatorami rozbiorów były Prusy, a nie Rosja — o tym nie wolno nam zapominać. Lepiej więc było zachować całość, integralność terytorialną pod hegemonią Rosji, aniżeli spiskując przeciwko niej (bratać się ze zdradzieckimi Prusami) gotować własnej ojczyźnie rozbiór (i to było następstwo naszej antyrosyjskiej polityki)! Czy lepsze więc były rozbiory (przez trzy wrogie nam potęgi), czy może hegemonia jednego tylko państwa (nawet tej nie lubianej Rosji)?

Poza tym cóż to za fatalizm wiecznotrwałej wrogości, na którego zmianę nie mamy żadnego, ale to żadnego wpływu? Kiepskie to daje on nam świadectwo — przedmiotu dziejów, a nie dziejów podmiotu. Jeśli my już w ogóle nie mamy żadnego wpływu na politykę naszych sąsiadów — to po co te frazesy o niepodległości? Powiedzmy sobie, że nic nie możemy, i wymyślajmy naszym „odwiecznym ciemiężycielom", bo tylko to, jak na razie, wychodzi nam najlepiej. To zdają się nam sugerować wszyscy „chorzy na Moskala" rusofobowie-fataliści. Albo szukajmy sobie pana — jeszcze bardziej spragnionego naszych ziem (a jakie dziś Rosja ma pretensje terytorialne do Polski?). Dzisiaj są to niewątpliwie Niemcy (i Ukraińcy, którym zawsze mało). Tak — trzeba to odważnie i głośno powiedzieć.

Pytanie: czy Rosja będzie dla nas wrogiem, jeśli będą nas łączyły wspólne interesy? Czy będzie nam przyjazna, jeśli będziemy wspierać separatyzmy — i w imię czegokolwiek tam — na terytorium nominalnie rosyjskim? Odpowiedź na te pytania zna z pewnością każdy, i mniej błyskotliwy człowiek aniżeli moi inteligentni i oczytani adwersarze. Wielu Polaków robi wszystko, by rzeczywiście frazes o wiecznej polsko-rosyjskiej wrogości okazał się prawdą. Plują z pogardą na „Ruskich" wymyślając im od najgorszych — „kacapów"; jawnie popierają wszelkiej maści separatystów antyrosyjskich, a potem mówią zadowoleni jakby z dobrze spełnionego „obowiązku patriotycznego". — „A nie mówiliśmy, że Rosjanie są naszymi — bez względu na kolor - odwiecznymi wrogami!". A czegóż się można było spodziewać, że wdzięczni Rosjanie za te dowody „przyjaźni", rzucą się nam w ramiona?

A może by tak z powodu tragicznej przeszłości naszych wzajemnych polsko-rosyjskich stosunków zadekretować na mocy układów dwustronnych Warszawa-Moskwa zerwanie wszelkich stosunków między Polską i Rosją? P.T. pp. Burliński i Zambrowski — już to widzę — niemal w niebo wzięci i ukontentowani. Ja byłbym wściekły (i bynajmniej nie z powodu mego rusofilstwa). No bo jakie stąd dla nas wyniknęłyby korzyści? Ja — nie zaślepiony nienawiścią — kierujący się zdrowym rozsądkiem, wiem, że z tego skorzystałby tylko Berlin. Jak wielokrotnie korzystały Niemcy z naszych antyrosyjskich resentymentów, fobii i zrywów etc. Stąd moja uwaga, by nie pozwolić na poznawanie Rosji via Berlin (to był skrót myślowy przez p. Burlińskiego nie zrozumiany). Im lepsze bowiem są stosunki na linii Berlin-Moskwa, tym gorzej dla nas. „Aż dziw, że o tak oczywistych rzeczach trzeba pisać…" (że zacytuję p. Burlińskiego). I przypomnieć „enty" już raz wypada mądre spostrzeżenie, że tylko głupiec szuka przyjaciół daleko, a wrogów blisko. A tak nawiasem mówiąc jakoś nie słyszę o gorącym poparciu w Niemczech dla Czeczeńców (i innych separatyzmów) antyrosyjskich. Chociaż Niemcy mogliby sobie na to pozwolić w większym niż my stopniu. Wiele tam za to sympatii dla Rosji i Rosjan. Czy to dlatego, że Niemcy to wszyscy — bez wyjątku rusofile?

Możemy Rosji nie kochać, ale chcemy czy nie, skazani jesteśmy na sąsiedztwo. Jakie ono będzie nie zależy wyłącznie od nas, ale bodaj w tak samo dużym stopniu od nas, jak od Rosjan. P.T. pp. Burliński i Zambrowski pewnie w to nie wierzą, ale nie mają ku temu żadnych racjonalnych podstaw. Jedno jest pewne — jątrzenie, licytowanie się w bezmiarze popełnianych zbrodni i oficjalne (m.in. na łamach czasopism) sympatyzowanie z wszelkimi wrogami Rosji może tylko kopać doły wzajemnej nieufności i wrogości. W czyim interesie? Na pewno nie w naszym. Przypomina mi się, jak Ministra Druckiego-Lubeckiego oskarżały „koła niepodległościowe" o to, że „wiązał Królestwo Polskie z rynkami rosyjskimi" (sic!), zasypując tym samym nadzwyczaj skutecznie — na niwie gospodarczej — doły wzajemnej polsko-rosyjskiej wrogości (i to ich rozwścieczało!). Czy Rosja nas grabiła, że protestowali? Nie! Czy nie płaciła za nasze towary? Nie! Po prostu nasi „niepodległościowcy" nie lubili Rosji! Chcieli więc, by nie łączyły nas z tym państwem i narodem żadne stosunki — nawet gospodarcze. Oczywiście na rynkach rosyjskich polski przemysł miał znakomity zbyt dla swoich towarów — jak nigdzie indziej. I gdyby tak tylko logika rządziła światem, to pomyślałbym, że ci „niepodległościowi" krytycy wymiany handlowej polsko-rosyjskiej musieli pracować dla konkurencji (np. dla przemysłowców pruskich, którym polscy wchodzili w paradę na rynkach rosyjskich). Ale to chyba była zwyczajna, głupia rusofobia i zaślepienie, przeczące zdrowemu rozsądkowi i interesowi narodowo-państwowemu. Tego chciałbym uniknąć.

Teraz jeszcze o sprawie gen. Antona Denikina podjętej przez moich szanownych polemistów. Tak naprawdę gen. Denikin, który latem 1919 r. miał w swoim ręku niemal całą Ukrainę wraz z Kijowem, nie mógł składać na temat granicy polsko-rosyjskiej żadnych zobowiązań. To mógł uczynić tylko i wyłącznie prawowity rząd rosyjski, powołany po rozgromieniu bolszewickiej hołoty. Uczciwość generała armii rosyjskiej (nie bolszewicko-anarchistycznej hordy) nakazywała mu nie czynić żadnych obietnic bez pokrycia. O ile Piłsudski, a nawet jego polityczni oponenci — także panicznie bojący się „caratu" — w owym czasie mogli się jeszcze łudzić co do bolszewickich deklaracji o prawie narodów do samostanowienia. To dzisiaj już wiemy, ile te deklaracje były warte. Wówczas sądzono, że sąsiadowanie z Bolszewią, a nie Rosją, jest dla Polski bezpieczniejsze, bo apetyty bolszewików są mniejsze (sic!). I sympatie Zachodu w razie konfliktu będą po naszej stronie. Twierdzę jednak, że z perspektywy historycznej, był to karygodny błąd. „Nasza" klasa polityczna z Piłsudskim na czele dała dowód tego, że gotowa jest poprzeć choćby diabła, by nie dopuścić tylko do odrodzenia się znienawidzonego „caratu". Nie zachwycała jej może rewolucja bolszewicka, ale o wiele bardziej od niej obawiała się powrotu Rosji carskiej z nacjonalistycznym zawołaniem: jedinaja niedzielimaja (jedna niepodzielna). I to była rusofobia, „choroba na Moskala" — w wielu przypadkach nieuleczalna. Przerażały naszych rusofobów apetyty „białych" Rosjan, ale mieli za nic (dużo większe!!!) apetyty kosmopolitycznej Bolszewii (to nie kto inny tylko bolszewicy śpiewali: Jutro może (...) zdobędziemy cały świat...). Za tego typu błędy i grzechy płaci się wcześniej czy później. I zapłaciliśmy! Skorośmy nie chcieli wspólnie z gen. Denikinem tępić hord anarchistyczno-bolszewickich, to mieliśmy później sami na własnej skórze doświadczyć, czym jest bolszewik, i czym się różni od Rosjanina. Gdy złodziej-morderca plądruje mieszkanie mojego sąsiada, jeśli nawet go nie lubię, to nie pozwolę, żeby robił to bezkarnie. Moralność i zwyczajna uczciwość obowiązuje nas także w stosunkach międzynarodowych. To powinni wiedzieć — zwłaszcza konserwatyści (także liberalni). Przymykanie oczu na zbrodnię, okrucieństwo i niegodziwość — i nieudzielenie pomocy w ich zwalczaniu — wcześniej czy później odbije się na nas samych. Obojętność wobec masowych zbrodni bolszewików bestialsko mordujących znienawidzonych przez „nas" Rosjan, musiała i dla Polski skończyć się Katyniem. Złoczyńców bowiem należy tępić! Tutaj żadne rachuby są nie na miejscu. W przeciwnym razie stajemy się ich wspólnikami. I taki był wybór Piłsudskiego (bez epitetów). Poza tym sprawa zachowania się i roli Piłsudskiego (podjęta przez p. Burlińskiego) w czasie wojny polsko-bolszewickiej — to materiał na kolejną polemikę.


1 2 3 4 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Gdybym był Rosjaninem
Polacy i Rosjanie

 Zobacz komentarze (24)..   


« Stosunki międzynarodowe   (Publikacja: 27-06-2004 Ostatnia zmiana: 16-06-2005)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Wojciech Rudny
Z wykształcenia pedagog i historyk. Wydawca i niezależny publicysta. Zmarł w 2010 r. w wieku 41 lat.

 Liczba tekstów na portalu: 64  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Najhojniej wynagradzający siebie politycy w Europie
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 3467 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365