Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
199.557.735 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 246 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"W dziejach cywilizacji naszej planety, jedynym stwórcą i twórcą był człowiek. Nie było żadnych cudów ani działań ponadludzkich i nikt spoza ziemi do interesów naszej rodziny się nie wtrącał"
 Religie i sekty » Religioznawstwo

Rytuały ofiarnicze [3]
Autor tekstu:

W Indiach koń utożsamiany jest z Pradżapatim. Zauważmy, że Pradżapatii w ikonografii często jest przedstawiany pod postacią białego konia. A po drugie pamiętajmy, że gest ćwiartowania łączy się najczęściej z sensem ofiary kosmogonicznej. A przecież konia utożsamiano z kosmosem, tak właśnie jak Pradżapatiego, i śpiewano:

„Świat jest głową ofiarnego konia, słońce jego okiem, wiatr jego oddechem, ogień jego pyskiem. Rok jest ciałem ofiarnego konia, niebiosa jego grzbietem, sklepienie niebieskie jego brzuchem, ziemia jego piersią, cztery strony świata jego bokami (...)". (wg: "Indie", A. Basham, s. 315).

scena składania ofiary z byka, Malia, KretaCo ciekawe pod postacią białego konia widziany jest Kalkin — dziesiąty awatara Wisznu, zbawca, którego oczekują Hindusi, i który przybędzie na końcu świata. Biały koń to zwierzę greckiego Posejdona. Biały byk zaś był zwierzęciem króla Minosa z Krety. A czyż dalekim i ubajkowionym echem tamtych prastarych opowieści nie jest postać rycerza na białym koniu, który przybywa w sukurs pięknej księżniczce...?

Opisane ofiary mają charakter najdonioślejszy, bo nawiązując do ofiary prapoczątku,mają wymiar kosmogoniczny. Ale Ariowie znali też mniej doniosłe, aczkolwiek ważne rytuały ofiarnicze. Mówiąc najogólniej, wedyjskie ofiary miały na celu pozyskanie łask bogów. Pierwotnie składano je spontanicznie. Zanim bogowie zadomowili się w świątyniach, ceremonie odprawiano na wzgórzach. Z biegiem czasu żywiołowe uroczystości ustąpiły miejsca wysoce zrytualizowanym obrzędom sprawowanym przez braminów. W czasie ceremonii przyzywano bogów, by zstąpili i zasiedli wraz z ofiarnikami na świętej słomie barhis, rozścielonej na polu ofiarnym.

Pierwszy hymn pierwszej księgi Rigwedy brzmi:

"Przyzywam Agniego purohitę,
Jako boskiego ofiarnika,
Hotara
, który skarby daje. (...)
Przez Agni abyśmy posiedli
Skarby, pomyślność dnia każdego,
Sławną synami przebogatą.(...)"
[Purohita i hotar — to nazwy kapłanów-ofiarników]

Składanych w takich ceremoniach ofiar zwierzęcych nie spożywano, jak to bywało w zwyczaju u innych ludów, lecz palono — dlatego też taką estymą cieszył się bóg Agni czyli bóg ognia. Ogniowy ołtarz całopalny nazywano agnićayana. Wierzono, że po takiej ceremonii i po wspólnej uczcie bogowie wynagrodzą ludziom szczęściem w życiu. Ofiar przebłagalnych i dziękczynnych, jakie spotykamy na przykład u Hebrajczyków, prawie nie znano w starożytnych Indiach, a przynajmniej nie ma po nich śladu w Wedach. Oczywiście w wedyjskich ceremoniach nie składano tylko i wyłącznie ofiar z żywych istot, choć one właśnie dominowały w co ważniejszych aktach ofiarniczych. Nie wszyscy godzili się z formą ofiary, która wymagała zabijania. Pisma mówią o królu noszącym imię Wena, który pragnął zakazać krwawych ofiar, ale kapłani bramińscy dowiedziawszy się o tym, uśmiercili go rytualnie poprzez dotknięcie źdźbłami świętej trawy brihas. Dla porządku dodajmy, że potem i Budda, i Mahawira twórca dżinizmu, sprzeciwiali się mocno obrzędom okupionym cierpieniem i śmiercią żywych istot. Ofiary bezkrwawe znano już, rzecz jasna, w czasach przedaryjskich. W czasach wedyjskich odprawiano tzw. ofiarę somy (nazwa specyfiku halucynogennego) ku czci bóstwa tak samo nazywanego, podczas której ofiarnicy popadali w trans. Znano też formę przypominającą oblacje — ofiarę wylewaną na ogień, którą dopełniali specjalni kapłani, zwani adhwarju albo hotar. Spełniano też ofiary zwane iszti, które składano z owoców, czy też z masła bawolego. Odprawiano tzw. agnihotrę — codzienną ofiarę ogniową.

W pismach Wed pojawia się pojęcie tapas na określenie praktyk ascetyczno-jogicznych doprowadzających do odczucia gorąca. Z czasem tapas utożsamiono z ogniem i także uznano za formę ofiary. Mówiono nawet, że sam Pradżapati powołał kosmos do istnienia, nie jak Purusza w akcie podarowania swego ciała na „surowiec" universum, alew akcie tapas — rozgrzewając się i niejako emitując z siebie świat, a bogowie uzyskali nieśmiertelność nie dzięki ofierze, ale właśnie dzięki tapas.

Nie sposób oczywiście opisać wszystkich zwyczajów ofiarniczych zakorzenionych w wedyzmie i braminizmie, więc wypada poprzestać na kilku podanych przykładach. Tym bardziej, że wielki subkontynent indyjski — to nie tylko religia i ceremonie związane z braminizmem. Wiele rytów wywodziło się z odmiennych tradycji kulturowych i im także należy poświęcić kilka uwag. Na terenach, gdzie posuwające się z zachodu plemiona Ariów dotarły najpóźniej, kwitły z dawien dawna kulty związane z odmiennymi wierzeniami, niż te, które znamy z Wed. Potem, stopniowo kulty te jęły przenikać do wedyjskich wierzeń i stapiać się z nimi, wydając tę fascynującą i nieobjętą postać, jaką dziś nazywamy hinduizmem. Jednym z kultów indyjskich, łączącym się z formą ofiarniczą, był kult płodności. Co prawda pomniejszym bóstwom wedyjskim także przypisywano rolę opiekunów płodności — takim bogiem był np. Puszan albo Pardżanja przedstawiany pod postacią...beczki, bukłaka czy wymienia krowiego. On też, przybierając postać ryczącego byka staje się tym, który zapładnia Ziemię. Ale najważniejszą ojczyzną, czy raczej „matczyzną" dla indyjskich kultów niearyjskich była cywilizacja Doliny Indusu. Z tą cywilizacją, której rozwój przerwał w połowie II tysiąclecia p.n.e. pochód Ariów, związane są znaleziska wMohendżo Daro, Harappie, i innych miastach. Tam właśnie odkopano wiele figurek kultowych, których symbolika nie pozostawia wątpliwości, co do istnienia na tych terenach kultów płodności. Postacie zwierzęce wyrażające płodność to lew, koń, słoń, małpa, jeleń, baran. Ale kulty płodności, związane z kulturami agrarnymi, najczęściej przywołują obraz Wielkiej Bogini. I wizerunków bogiń, kobiet, może kapłanek nie brak w Dolinie Indusu. Niektóre z nich, jak się przypuszcza, dzięki ludowej pamięci, weszły potem do panteonu hinduizmu, jak np. Prithivi — bogini ziemi, bóstwo mające, tak jak Pradżapati, cechy obojnacze. Była uważana za opiekunkę zmarłych, ale także za „boginię pierwszej bruzdy". Wielką matką bogów jest bogini Aditi. Na terenach podhimalajskich czczono Umę albo Parwati. Wymienić jeszcze należy Durgę (Niezgłębioną) i Kali (Czarną). Kiedy niektóre elementy wierzeń przyniesionych przez kulturę Ariów i wierzeń rodzimych zaczęły łączyć się ze sobą, miejsca obok czołowych bogów z panteonu wedyjskiego zajęły boginie-małżonki: Lakszmi zasiadła obok Wisznu, Saraswati obok Brahmy, Parwati (czasem Sati) obok Śiwy.

Oczywiście nie z każdą postacią bogini łączy się zwyczaj składania krwawych ofiar. Dla przykładu — Lakszmi składano czasem wodę różaną, czasem owoce lub masło ghi.

Gdy Hindus wypowiada imię Dewi, to zwraca się po prostu do Wielkiej Matki, i nie potrzebuje już precyzować imienia. Można nawet powiedzieć, że Kali jest nie tyle osobą, ile aspektem wielkiej Dewi. Bogini — jak samo życie — ma podwójną naturę. Obdarza życiem, ale też niesie śmierć. Boginię przedstawiano nieraz w obrazie otwartego łona. Symbolizował je ogień. I w strasznych rytuałach ofiarnych wrzucano ofiary w żywy ogień, jak w otwarte łono Wielkiej Bogini… Jak wspomniano ciemną stronę Dewi stanowiła Kali. To właśnie dla niej, w pierwszym dniu orki, do pierwszej zaoranej bruzdy wpuszczano ofiarną krew — czytelny to, choć przerażający ryt płodności. Wielkim świętem ku czci Kali jest nawaratri („dziewięć nocy"). Przypada pod koniec września, w pełnię księżyca — a wszak wiadomo, że z elementem lunarnym od wieków związanych jest większość kultów agrarnych. W czasie ceremonii przygotowuje się podobiznę bogini, by oddawać jej hołd i wielbić. W ostatnim dniu, który wierni nazywają Dniem Zwycięstwa, wizerunek bogini ceremonialnie wrzuca się do wody. Pewne elementy ofiarnicze (dziś już ceremonia nie ma cech krwawej ofiary) są tu wyraźnie widoczne. „Morduje się" bóstwo nie w osobie zastępczej ofiary, ale w postaci jej własnej podobizny. Zatem i w tym rycie spotykamy się z przetworzeniem rytuału zgodnie z tendencją do substytucji i symbolizacji aktów ofiarnych.

„Mordowany" jest tu Stary Rok, by mógł narodzić się Nowy (wrzesień, gdy jest po zbiorach, w wielu kulturach jest ostatnim miesiącem kalendarza). Warto również zwrócić uwagę na podobieństwo do naszego zwyczaju topienia Marzanny...

W indyjskich wsiach, tam, gdzie najwyraźniej zachowały się kulty płodności, uważa się, że każda osada ma swą patronkę — zwano je gramadewata. Dawniej, choć nie wykluczone, że gdzie niegdzie praktykuje się jeszcze takie ryty do dziś, gdy nadchodził czas orki, kobiety zbierały się w pobliżu wału ziemnego, jakimi otaczano wsie w obronie przed grabieżcami, i tam składały ofiary, którymi były zazwyczaj małe zwierzęta.

Ofiary związane z cyklami wegetacyjnymi były dwojakiego rodzaju: dokonywano ich na rozpoczęcie prac, i tu mamy do czynienia z ofiarami „pierwszej bruzdy" oraz na ich zakończenie (te zwyczaje przetrwały w złagodzonej formie dożynek do dziś). W tych ostatnich rytach składano tzw. ofiary żniw. Kiedyś, przy ostatnim snopie zabijano ludzką ofiarę. I rzecz znana i opisywana przez etnologów — nieraz ofiary rytualnie zjadano, wierząc, że w akcie tym spożywa się „ducha zboża". Była to, jak się wydaje, swoista forma „komunii". W „Złotej gałęzi" J.G. Frezer dla zilustrowania zasady substytucji podaje zwyczaj istniejący w Szwecji i Szkocji. Otóż żony gospodarzy wypiekają tam chleb z mąki sporządzonej z ziaren ostatniego snopa. I — co interesujące — chleb ten ma kształt człowieka, dziewczyny. Taki chleb dzieli się pomiędzy domowników i zjada w uroczystym posiłku. Czyżby dalekie echo ofiary żniw z dawnych czasów?

Wstrząsający zwyczaj składania ofiary przez zamieszkujący Indie bengalski lud Khondów przytacza M. Eliade. W systemie wierzeń tego ludu najważniejszą postacią była bogini ziemi zwana Tari Penna. Poświęcano jej ofiarę ludzką, zwaną Meriach. Ofiara była — rzekomo — dobrowolna. Czasem, co nie jest wyjątkiem, była kupowana. Przez jakiś czas osoba, która miała zostać złożona w ofierze, była szczególnie otaczana szacunkiem, wspólnota pozwalała jej żyć bez najmniejszej troski. Przed mającą nastąpić ceremonią ścinano przyszłej ofierze włosy. Sam zaś akt ofiarny poprzedzała orgia (tu trzeba wyjaśnić, iż rytuały związane z płodnością w kultach agrarnych często łączono z ludzką seksualnością). W dniu obrzędu Meriach namaszczano ghi i ukwiecano. Procesja ofiarników odprowadzała ją na miejsce przeznaczenia, którym zazwyczaj był dziewiczy las. Wokół niej tańczył tłum, coraz bardziej podekscytowany i niejednokrotnie agresywny. Tę dziwną zmianę zachowania w stosunku do ofiar — od adoracji po agresję — często notują etnografowie, dokonując różnych prób interpretacji. W końcu następował moment kulminacyjny — ofiarę odurzano narkotykiem, potem duszono albo palono. Potem kapłani ceremonialnie ćwiartowali ciało. Szczątki roznoszono do innych wsi, gdzie zakopywano je w ornej ziemi. Ten dziś budzący dreszcz grozy zwyczaj zachował się aż do XIX wieku. Eliade twierdzi, że Khondowie wierzyli, iż złożona przez nich ofiara składana jest za całą ludzkość. Jako jeszcze jeden przykład ilustrujący działanie zasady substytucji warto podać fakt, że kiedy władze brytyjskie zakazały ofiar z ludzi, Khondowie zastąpili ją ofiarą zwierzęcą.


1 2 3 4 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Władca Pierścieni: Symbolika miejsc
Uczty obrzędowe

 Zobacz komentarze (2)..   


« Religioznawstwo   (Publikacja: 05-06-2002 Ostatnia zmiana: 06-09-2003)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Joanna Żak-Bucholc
Zajmuje się etnologią i religioznawstem. Publikowała m.in. w: 'ALBO albo Inspiracje Jungowskie'; 'Nie z tej ziemi'; 'Czwarty Wymiar'; 'Tytuł'.

 Liczba tekstów na portalu: 90  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Kilka uwag na marginesie poprawności politycznej oraz innych wkurzających rzeczy
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 394 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365