|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Religie i sekty » Religioznawstwo
Rytuały ofiarnicze [3] Autor tekstu: Joanna Żak-Bucholc
W
Indiach koń utożsamiany jest z Pradżapatim. Zauważmy, że Pradżapatii w ikonografii
często jest przedstawiany pod postacią białego konia. A po drugie pamiętajmy,
że gest ćwiartowania łączy się najczęściej z sensem ofiary kosmogonicznej. A
przecież konia utożsamiano z kosmosem, tak właśnie jak Pradżapatiego, i śpiewano: „Świat
jest głową ofiarnego konia, słońce jego okiem, wiatr jego oddechem, ogień jego
pyskiem. Rok jest ciałem ofiarnego konia, niebiosa jego grzbietem, sklepienie
niebieskie jego brzuchem, ziemia jego piersią, cztery strony świata jego bokami
(...)". (wg: "Indie", A. Basham, s. 315).
Co
ciekawe pod postacią białego konia widziany jest Kalkin — dziesiąty awatara
Wisznu, zbawca, którego oczekują Hindusi, i który przybędzie na końcu świata.
Biały koń to zwierzę greckiego Posejdona. Biały byk zaś był zwierzęciem króla
Minosa z Krety. A czyż dalekim i ubajkowionym echem tamtych prastarych opowieści
nie jest postać rycerza na białym koniu, który przybywa w sukurs pięknej księżniczce...?
Opisane ofiary mają charakter najdonioślejszy, bo nawiązując
do ofiary prapoczątku,mają wymiar kosmogoniczny. Ale Ariowie znali też
mniej doniosłe, aczkolwiek ważne rytuały ofiarnicze. Mówiąc najogólniej, wedyjskie
ofiary miały na celu pozyskanie łask bogów. Pierwotnie składano je spontanicznie.
Zanim bogowie zadomowili się w świątyniach, ceremonie odprawiano na wzgórzach. Z biegiem czasu żywiołowe uroczystości ustąpiły miejsca wysoce zrytualizowanym
obrzędom sprawowanym przez braminów. W czasie ceremonii przyzywano bogów, by
zstąpili i zasiedli wraz z ofiarnikami na świętej słomie barhis, rozścielonej
na polu ofiarnym.
Pierwszy
hymn pierwszej księgi Rigwedy brzmi:
"Przyzywam
Agniego purohitę,
Jako
boskiego ofiarnika,
Hotara, który skarby daje. (...)
Przez
Agni abyśmy posiedli
Skarby,
pomyślność dnia każdego,
Sławną
synami przebogatą.(...)"
[Purohita i hotar — to nazwy kapłanów-ofiarników]
Składanych w takich ceremoniach ofiar zwierzęcych nie spożywano, jak to bywało w zwyczaju u innych ludów, lecz palono — dlatego też taką estymą cieszył się bóg Agni czyli
bóg ognia. Ogniowy ołtarz całopalny nazywano agnićayana. Wierzono, że
po takiej ceremonii i po wspólnej uczcie bogowie wynagrodzą ludziom szczęściem w życiu. Ofiar przebłagalnych i dziękczynnych, jakie spotykamy na przykład u
Hebrajczyków, prawie nie znano w starożytnych Indiach, a przynajmniej nie ma
po nich śladu w Wedach. Oczywiście w wedyjskich ceremoniach nie składano tylko i wyłącznie ofiar z żywych istot, choć one właśnie dominowały w co ważniejszych
aktach ofiarniczych. Nie wszyscy godzili się z formą ofiary, która wymagała
zabijania. Pisma mówią o królu noszącym imię Wena, który pragnął zakazać krwawych
ofiar, ale kapłani bramińscy dowiedziawszy się o tym, uśmiercili go rytualnie
poprzez dotknięcie źdźbłami świętej trawy brihas. Dla porządku dodajmy,
że potem i Budda, i Mahawira twórca dżinizmu, sprzeciwiali się mocno obrzędom
okupionym cierpieniem i śmiercią żywych istot. Ofiary bezkrwawe znano już, rzecz
jasna, w czasach przedaryjskich. W czasach wedyjskich odprawiano tzw. ofiarę
somy (nazwa specyfiku halucynogennego) ku czci bóstwa tak samo nazywanego,
podczas której ofiarnicy popadali w trans. Znano też formę przypominającą oblacje — ofiarę wylewaną na ogień, którą dopełniali specjalni kapłani, zwani adhwarju
albo hotar. Spełniano też ofiary zwane iszti, które składano z
owoców, czy też z masła bawolego. Odprawiano tzw. agnihotrę — codzienną
ofiarę ogniową.
W pismach Wed pojawia się pojęcie tapas na określenie
praktyk ascetyczno-jogicznych doprowadzających do odczucia gorąca. Z czasem
tapas utożsamiono z ogniem i także uznano za formę ofiary. Mówiono nawet,
że sam Pradżapati powołał kosmos do istnienia, nie jak Purusza w akcie podarowania
swego ciała na „surowiec" universum, alew akcie tapas — rozgrzewając się i niejako emitując z siebie świat, a bogowie uzyskali nieśmiertelność
nie dzięki ofierze, ale właśnie dzięki tapas.
Nie sposób oczywiście opisać wszystkich zwyczajów ofiarniczych
zakorzenionych w wedyzmie i braminizmie, więc wypada poprzestać na kilku podanych
przykładach. Tym bardziej, że wielki subkontynent indyjski — to nie tylko religia i ceremonie związane z braminizmem. Wiele rytów wywodziło się z odmiennych tradycji
kulturowych i im także należy poświęcić kilka uwag. Na terenach, gdzie posuwające
się z zachodu plemiona Ariów dotarły najpóźniej, kwitły z dawien dawna kulty
związane z odmiennymi wierzeniami, niż te, które znamy z Wed. Potem, stopniowo
kulty te jęły przenikać do wedyjskich wierzeń i stapiać się z nimi, wydając
tę fascynującą i nieobjętą postać, jaką dziś nazywamy hinduizmem. Jednym z kultów
indyjskich, łączącym się z formą ofiarniczą, był kult płodności. Co prawda pomniejszym
bóstwom wedyjskim także przypisywano rolę opiekunów płodności — takim bogiem
był np. Puszan albo Pardżanja przedstawiany pod postacią...beczki, bukłaka czy
wymienia krowiego. On też, przybierając postać ryczącego byka staje się tym,
który zapładnia Ziemię. Ale najważniejszą ojczyzną, czy raczej „matczyzną"
dla indyjskich kultów niearyjskich była cywilizacja Doliny Indusu. Z tą cywilizacją,
której rozwój przerwał w połowie II tysiąclecia p.n.e. pochód Ariów, związane
są znaleziska wMohendżo Daro, Harappie, i innych miastach. Tam właśnie
odkopano wiele figurek kultowych, których symbolika nie pozostawia wątpliwości,
co do istnienia na tych terenach kultów płodności. Postacie zwierzęce wyrażające
płodność to lew, koń, słoń, małpa, jeleń, baran. Ale kulty płodności, związane z kulturami agrarnymi, najczęściej przywołują obraz Wielkiej Bogini. I wizerunków
bogiń, kobiet, może kapłanek nie brak w Dolinie Indusu. Niektóre z nich, jak
się przypuszcza, dzięki ludowej pamięci, weszły potem do panteonu hinduizmu,
jak np. Prithivi — bogini ziemi, bóstwo mające, tak jak Pradżapati, cechy obojnacze.
Była uważana za opiekunkę zmarłych, ale także za „boginię pierwszej bruzdy".
Wielką matką bogów jest bogini Aditi. Na terenach podhimalajskich czczono Umę
albo Parwati. Wymienić jeszcze należy Durgę (Niezgłębioną) i Kali (Czarną).
Kiedy niektóre elementy wierzeń przyniesionych przez kulturę Ariów i wierzeń
rodzimych zaczęły łączyć się ze sobą, miejsca obok czołowych bogów z panteonu
wedyjskiego zajęły boginie-małżonki: Lakszmi zasiadła obok Wisznu, Saraswati
obok Brahmy, Parwati (czasem Sati) obok Śiwy.
Oczywiście
nie z każdą postacią bogini łączy się zwyczaj składania krwawych ofiar. Dla
przykładu — Lakszmi składano czasem wodę różaną, czasem owoce lub masło ghi.
Gdy
Hindus wypowiada imię Dewi, to zwraca się po prostu do Wielkiej Matki, i nie
potrzebuje już precyzować imienia. Można nawet powiedzieć, że Kali jest nie
tyle osobą, ile aspektem wielkiej Dewi. Bogini — jak samo życie — ma podwójną
naturę. Obdarza życiem, ale też niesie śmierć. Boginię przedstawiano nieraz w obrazie otwartego łona. Symbolizował je ogień. I w strasznych rytuałach ofiarnych
wrzucano ofiary w żywy ogień, jak w otwarte łono Wielkiej Bogini… Jak wspomniano
ciemną stronę Dewi stanowiła Kali. To właśnie dla niej, w pierwszym dniu orki,
do pierwszej zaoranej bruzdy wpuszczano ofiarną krew — czytelny to, choć przerażający
ryt płodności. Wielkim świętem ku czci Kali jest nawaratri („dziewięć
nocy"). Przypada pod koniec września, w pełnię księżyca — a wszak wiadomo,
że z elementem lunarnym od wieków związanych jest większość kultów agrarnych. W czasie ceremonii przygotowuje się podobiznę bogini, by oddawać jej hołd i
wielbić. W ostatnim dniu, który wierni nazywają Dniem Zwycięstwa, wizerunek
bogini ceremonialnie wrzuca się do wody. Pewne elementy ofiarnicze (dziś już
ceremonia nie ma cech krwawej ofiary) są tu wyraźnie widoczne. „Morduje
się" bóstwo nie w osobie zastępczej ofiary, ale w postaci jej własnej
podobizny. Zatem i w tym rycie spotykamy się z przetworzeniem rytuału zgodnie z tendencją do substytucji i symbolizacji aktów ofiarnych.
„Mordowany"
jest tu Stary Rok, by mógł narodzić się Nowy (wrzesień, gdy jest po zbiorach, w wielu kulturach jest ostatnim miesiącem kalendarza). Warto również zwrócić
uwagę na podobieństwo do naszego zwyczaju topienia Marzanny...
W
indyjskich wsiach, tam, gdzie najwyraźniej zachowały się kulty płodności, uważa
się, że każda osada ma swą patronkę — zwano je gramadewata. Dawniej,
choć nie wykluczone, że gdzie niegdzie praktykuje się jeszcze takie ryty do
dziś, gdy nadchodził czas orki, kobiety zbierały się w pobliżu wału ziemnego,
jakimi otaczano wsie w obronie przed grabieżcami, i tam składały ofiary, którymi
były zazwyczaj małe zwierzęta.
Ofiary
związane z cyklami wegetacyjnymi były dwojakiego rodzaju: dokonywano ich na
rozpoczęcie prac, i tu mamy do czynienia z ofiarami „pierwszej bruzdy"
oraz na ich zakończenie (te zwyczaje przetrwały w złagodzonej formie dożynek
do dziś). W tych ostatnich rytach składano tzw. ofiary żniw. Kiedyś, przy ostatnim
snopie zabijano ludzką ofiarę. I rzecz znana i opisywana przez etnologów — nieraz
ofiary rytualnie zjadano, wierząc, że w akcie tym spożywa się „ducha zboża".
Była to, jak się wydaje, swoista forma „komunii". W „Złotej
gałęzi" J.G. Frezer dla zilustrowania zasady substytucji podaje zwyczaj
istniejący w Szwecji i Szkocji. Otóż żony gospodarzy wypiekają tam chleb z mąki
sporządzonej z ziaren ostatniego snopa. I — co interesujące — chleb ten
ma kształt człowieka, dziewczyny. Taki chleb dzieli się pomiędzy domowników i zjada w uroczystym posiłku. Czyżby dalekie echo ofiary żniw z dawnych czasów?
Wstrząsający
zwyczaj składania ofiary przez zamieszkujący Indie bengalski lud Khondów przytacza
M. Eliade. W systemie wierzeń tego ludu najważniejszą postacią była bogini ziemi
zwana Tari Penna. Poświęcano jej ofiarę ludzką, zwaną Meriach. Ofiara
była — rzekomo — dobrowolna. Czasem, co nie jest wyjątkiem, była kupowana. Przez
jakiś czas osoba, która miała zostać złożona w ofierze, była szczególnie otaczana
szacunkiem, wspólnota pozwalała jej żyć bez najmniejszej troski. Przed mającą
nastąpić ceremonią ścinano przyszłej ofierze włosy. Sam zaś akt ofiarny poprzedzała
orgia (tu trzeba wyjaśnić, iż rytuały związane z płodnością w kultach agrarnych
często łączono z ludzką seksualnością). W dniu obrzędu Meriach namaszczano
ghi i ukwiecano. Procesja ofiarników odprowadzała ją na miejsce przeznaczenia,
którym zazwyczaj był dziewiczy las. Wokół niej tańczył tłum, coraz bardziej
podekscytowany i niejednokrotnie agresywny. Tę dziwną zmianę zachowania w stosunku
do ofiar — od adoracji po agresję — często notują etnografowie, dokonując różnych
prób interpretacji. W końcu następował moment kulminacyjny — ofiarę odurzano
narkotykiem, potem duszono albo palono. Potem kapłani ceremonialnie ćwiartowali
ciało. Szczątki roznoszono do innych wsi, gdzie zakopywano je w ornej ziemi.
Ten dziś budzący dreszcz grozy zwyczaj zachował się aż do XIX wieku. Eliade
twierdzi, że Khondowie wierzyli, iż złożona przez nich ofiara składana jest
za całą ludzkość. Jako jeszcze jeden przykład ilustrujący działanie zasady substytucji
warto podać fakt, że kiedy władze brytyjskie zakazały ofiar z ludzi, Khondowie
zastąpili ją ofiarą zwierzęcą.
1 2 3 4 Dalej..
« Religioznawstwo (Publikacja: 05-06-2002 Ostatnia zmiana: 06-09-2003)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 394 |
|