|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kościół i Katolicyzm » Kościół i polityka
Kręte ścieżki orientalnych orientacji [2] Autor tekstu: Lesław Kawalec
Wszystkim nam znane są tureckie masakry i deportacje w okresie I Wojny Światowej i wczesnych lat dwudziestych na terenie Wschodniej Anatolii i Armenii. Mało kto
wie, że bezpośrednią przyczyną tych tragicznych wydarzeń była zdradziecka,
prorosyjska polityka kościoła ormiańskiego i działalność syryjczyków
postrzegana jako knowania na rzecz Francji. W efekcie Armenia jest obecnie kadłubowym
państewkiem i narodem emigrantów, których pełno w USA, Francji i ...
Stambule, zaś pomimo ekumenicznych klimatów starożytnej miejscowości Mardin w płd. wsch. Turcji, które niedawno ściągnęły tam samego księcia Karola,
większość syryjczyków żyje obecnie w Holandii, Niemczech i Szwecji, gdzie
para ich politycznych wysiłków idzie w gwizdek wpływania na Unię Europejską,
by ta zmuszała Turcję do rewizji swojej polityki społecznej i religijnej -
działalności dość beznadziejnej, zważywszy jak ważną rolę odgrywa Turcja w polityce UE, zwłaszcza w obliczu konfliktu na Bliskim Wschodzie i islamizacji
Europy.
Monofizyci, którzy od samego początku wrogo odnosili się do nestoriańskich
asyryjczyków, i którzy swe zdobycze terytorialne kosztem tych ostatnich zawdzięczali
sukcesom Bizancjum w zmaganiach z opiekunką tychże — Persją — świadomi
coraz bardziej zaostrzającej się sytuacji politycznej, podejmują obecnie działania
integracyjne tak we własnym gronie Bliskowschodniej Rady Kościołów, jak i w
ramach komisji wspólnej biskupów orientalnych i prawosławnych. Jak było widać
na przykładzie Cypru, prawosławna Grecja (w pewnych kwestiach, zwłaszcza
Cypru, ciesząca się poparciem prawosławnej
Rosji) ma całkiem dużo do powiedzenia w sprawach śródziemnomorskich w polityce zagranicznej UE, wobec czego bledną dawne różnice doktrynalne. A dla
mających na pieńku z Turcją aramejskich syryjczyków i Ormian wpływy w UE
nie są bez znaczenia.
Osobny rozdział stanowią maronici, o których znów głośno ostatnio w związku z wydarzeniami w Libanie, którego obywatele gremialnie, i niezależnie
od wyznania — tak muzułmanie (w tym druzowie) jak i duża część chrześcijan — zapragnęli nareszcie otrząsnąć się z syryjskiej dominacji, ufni jak się
wydaje w zapewnienia poparcia płynące ze strony możnych tego świata.
Wydarzenia w Libanie, sprowokowane morderstwem na b. premierze, sunnicie Rafiku
Haririm, przypisywanym grupie fundamentalistów powiązanych z Syrią, są rzecz
jasna także na rękę Ameryce i wrogom Syrii na Bliskim Wschodzie, a więc możemy
się spodziewać zmian w układzie sił w tym newralgicznym punkcie świata. W zeszłym roku spotkali się w sprawie Libanu George Bush i Jacques Chirac i postanowili mówić jednym głosem. „Liban musi odzyskać suwerenność i pełną
niepodległość" ogłosił wkrótce Watykan (Zob.
więcej...).
Można się zastanawiać, na ile stanowisko Stolicy Piotrowej podyktowane
jest tradycyjną obroną swoich współwyznawców, a na ile wyrażeniem gotowości
wpisania się w ważny dla Unii projekt polityczny. Przypomnę, że interwencja
wojsk syryjskich w 1976 r. uratowała maronitów przed niechybną masakrą, która
czekała ich z rąk połączonych sił szyitów, sunnitów, druzów i Palestyńczyków.
Przez prawie dekadę prezydent Lahoud, maronita, był najwierniejszym
sojusznikiem Syrii w Libanie. Na spółkę z syryjskimi służbami, potrafił on także utrzymać prosyryjską linię polityczną
partii falangistowskiej i to pomimo rosnącej opozycji zwierzchnika maronitów,
kardynała Nasrallah Boutros Sfeira (Zob.
więcej...).
Prezydent Lahoud oskarżył go swego czasu o sekciarską bigoterię — mógł
się poirytować, bo też kardynał raz krytykuje Syrię, raz Assada kokietuje, w zależności od aktualnych wiatrów z Watykanu. Jak widać dla
socjalistów w Damaszku panarabska solidarność ustąpiła jakimś bliżej
nieokreślonym interesom — być może uwidoczniły się tu wpływy Francji, a może niechęć do zdobycia przez muzułmańskich Libańczyków koncesji
politycznych, które pozwoliłyby im przekuć potęgę finansową na władzę
polityczną, a może jakaś duża łapówka, kto wie?
Przez lata był Liban terytorium mandatowym Francji, by następnie dzięki
jej wpływom stać się niezależnym państwem rządzonym przez nieformalne
porozumienie gwarantujące libańskim chrześcijanom dominację polityczną w państwie
zawdzięczającym swoje bogactwo pozycji Bejrutu jako pośrednika w handlu
bliskowschodnim, eksportera jedwabiu wytwarzanego w górach Libanu oraz
importera turystów i kapitału, któremu gwarantowano pełną anonimowość. W mieście tym jeszcze w l. 40-tych chrześcijanie stanowili ok. 65% ludności, zaś w całym Libanie ok. 50%. Problem w tym, że bardzo szybko demografia się
zmieniła i w połowie lat 70-tych stanowili oni już tylko jedną trzecią społeczeństwa, a jednak nie chcieli poczynić żadnych koncesji na rzecz większości.
W dodatku muzułmanie, zwłaszcza szyiccy emigranci z Libanu, stali się po
II wojnie potentatami w handlu diamentami wydobywanymi w Afryce Zach., dokąd
masowo emigrowali na początku XX wieku. Jest
to zresztą jeden z powodów potęgi Hezbollahu (Zob.
więcej...).
Symptomatyczna jest tu postać ś.p. ex-premiera Rafika Harari, muzułmanina-miliardera,
który dzięki swoim datkom na kampanię Chiraca potrafił uzyskać znaczny wpływ
na politykę Francji.
W tym kontekście łatwo zrozumieć polityczną gonitwę maronitów wokół
własnego ogona: ich wewnętrzni wrogowie zyskują posłuch u europejskiej potęgi,
której przy akompaniamencie okresowych łajań strategicznie podlizuje się ich
religijny patron z Rzymu, zaś kraj, któremu zawdzięczają ratunek przed
holokaustem jest nr 2 na liście celów USA w ich planowanej rozprawie z 'osią
zła'. Z drugiej strony, katolicka praktyka polityczna każe stanąć po stronie
zwycięzcy. Tylko kto nim jest? Wszakże Syria jest póki co panem sytuacji w Libanie — jest pomocna, ale może też mocno zaszkodzić. Domyślamy się, że
wzorem Polski, Kościół sprzeda się i Zachodowi i ludziom wschodniego
patrona. Tylko, że cały w tym ambaras, aby dwoje chciało naraz...
Póki co, patriarcha Sfeir gra na nacjonalizmie, jeśli w ten sposób można
coś od Syrii wytargować, zaś kiedy coś można dla Libanu uzyskać i rodzi się
szansa ponadwyznaniowego zjednoczenia w duchu „wszechlibańskiego"
patriotyzmu — popiera Assada — teraz juniora, zaprzepaszczając szanse -
częściowo na życzenie Watykanu, kierowanego szerszymi horyzontami
politycznych zysków w świecie arabskim. Nie dziwi więc, że rozczarowanie libańskich
chrześcijan wobec ich wiodącego, acz coraz bardziej skorumpowanego, Kościoła
czasami przejawia się postulatami, by odwrócić się od Watykanu i odkryć na
nowo swe orientalne korzenie… Polityczne przedstawicielstwo maronitów zawarło
zaś sojusz z Hezbollahem, i wspólnie sprzeciwiają się wycofaniu Syrii z Libanu, strasząc Izraelem, organizując demonstracje w Bejrucie, zastraszając
antysyryjskich zwolenników FNC gen. Aouna. Rzecz jasna KK nie może sobie
pozwolić na współpracę ze znaną organizacją przestępczą, terrorystyczną i antyżydowską, bo byłby to jego przedwczesny koniec i tak trwa zabawa w tego
dobrego i tego złego katolika, zupełnie jak w Polsce.
Maronici,
pomimo niewątpliwego sprytu swojego przywództwa, nie wykazali się w historii
szczególną zdolnością współżycia z sąsiadami. W VII w., pomimo że wtedy
stali po stronie heretyków monofizyckich, udało im się zyskać życzliwość
bizantyjskiego cesarza i przy jego wsparciu atakować Persję tak skutecznie, że
ostatecznie zmusili Umajjadów do płacenia im haraczu. Następnie, w okresie
krucjat, rozumiejąc, kto tu rządzi, podporządkowali się Watykanowi i wspomagali
krzyżowców w tępieniu swoich muzułmańskich sąsiadów, za co druzowie i szyici odpłacili pięknym za nadobne. Względny spokój ze strony Turcji Osmańskiej
zawdzięczali jej podejrzliwości wobec druzów i polityce pragmatycznego
partnerstwa z przedstawicielami lokalnego religijnego zwierzchnictwa, zaś
arabskie otoczenie w czasach europejskich podbojów doceniło najwidoczniej ich
zasługi dla języka arabskiego na polu wydawniczym — mieli pierwsze drukarnie w regionie (Zob.
więcej...).
Przyszedł jednak wiek XX i obraz pokojowego współżycia, jaki zaczął się
właśnie rysować, został zburzony niewzruszenie egoistyczną postawą w kwestii podziału władzy w Libanie. Przywództwo maronitów wykazało się w czasie wojny domowej nie lada zdolnościami dyplomatycznymi potrafiąc uzyskać w tym samym czasie pomoc tak różnych stron jak Syria i Izrael, wywołując
jednak uzasadnione oburzenie bestialskimi aktami mordów pod okiem syryjskich i izraelskich okupantów na bezbronnych Palestyńczykach w obozach w Pd. Bejrucie
oraz Sabra i Szatila (Zob.
więcej...).
Mówimy tu o przywództwie religijnym, bo Kościół maronicki jest raczej
niezagrożony w swej pozycji w blisko milionowej społeczności chrześcijańskiej,
jako wielowiekowy właściciel ziemi i kształcony na Zachodzie włodarz oświaty,
oraz zdecydowanie największy Kościół w państwie. Maroniccy biskupi dali się
wplątać w politykę, a więc pośrednio brać odpowiedzialność za zbrodnie
milicji, i dopiero, gdy te zaczęły szkodzić wizerunkowi Watykanu, papież zaczął
naciskać na większy dystans wobec władzy.
Ciekawe jak długo jeszcze udawać się będzie kapitalizować sentymenty
religijne próbując stać się graczem w globalnej polityce? Zachodowi zależy
teraz, jak nigdy przedtem, na demokratyzacji Libanu, bo jest pilna potrzeba
skonsumowania potencjalnych korzyści płynących z promocji cywilizowanego
islamu. Sukces muzułmanów w tym kraju to szansa na zmianę świadomości
milionów bogatych arabskich turystów, których może pociągnąć wizerunek
przyjaznego kosmopolitycznego i prozachodniego islamu w Bejrucie. Kościół
Katolicki chcąc być przydatnym partnerem UE w polityce zagranicznej — a jaki
Arab za 10 lat taka Europa 10 lat później — będzie oczywiście próbował wpływać
na libańską politykę, ale czy będzie to z korzyścią dla tamtejszych chrześcijan?
Znamy co prawda powiedzenie, że „kruk krukowi oka nie wykole", tym niemniej
ktoś, kto choć raz odwiedził bazylikę grobu w Jerozolimie i zobaczył jak
pieniądze potrafią zwaśnić wyznawców Jezusa — nawet jeśli nie interesuje
się historią — może się domyślać, że prawdziwe jest też powiedzenie,
że „wśród prawdziwych przyjaciół psy zająca zjadły".
1 2
« Kościół i polityka (Publikacja: 07-03-2005 )
Lesław KawalecUr. 1970. Nauczyciel języka angielskiego w krakowskim liceum, prowadzi także zajęcia w Kolegium Językowym i na kierunku Filologicznym na WSEH w Bielsku-Białej. Interesuje się religią, historią, polityką i dydaktyką, rozumianą jako pomoc otoczenia w maksymalnym rozwijaniu potencjału młodego czowieka, jego inicjatywności i niezależnego myślenia. Światopoglądowo bliski jest mu socynianizm. Strona www autora
Liczba tekstów na portalu: 6 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Prawdziwi i urojeni wrogowie islamu | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3981 |
|