Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.065.612 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 292 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Myśleć to co prawdziwe, czuć to co piękne i kochać co dobre - w tym cel rozumnego życia."
 Kultura » Sztuka » Filmy i filmoznawstwo

Ci, którzy udźwignęli ciężar 21 gramów [2]
Autor tekstu:

W 21 gramów Naomi Watts wciela się w rolę Christiny Peck, kobiety, która w wyniku wypadku samochodowego traci męża i dwie córki. I dzieje się to w momencie, gdy właśnie udało się jej uporać z nałogiem narkotykowym. W jednej z pierwszych scen widzimy ją, gdy dumnie mówi że ma ten problem już za sobą i o sile, jaką daje jej rodzina. A wkrótce potem jedzie do szpitala, gdzie lekarze przekazują jej porażające wieści. Jest to chyba scena najbardziej napięta emocjonalnie i nie trwa krótko. Lekarze nie potrafią powiedzieć jej wprost, że wszyscy zginęli. Wymieniają po kolei obrażenia jakich doznali, używając chłodnej terminologii medycznej. Christina słucha ich z ogromnym cierpieniem, ale i nadzieją, że, choć dowiedziała się przed chwilą o śmierci jednej córki, druga przeżyła. Jednak po tym dłuższym katowaniu, personel medyczny w końcu dobija ją, mówi całą prawdę. Podobno ekipa przyglądająca się grze Naomi Watts w tej scenie, płakała razem z nią. Jestem w stanie w to uwierzyć i nie dziwi mnie to. Zagrała ją znakomicie: bez patosu, bez sztucznej egzaltacji. Pokazała twarzą — oczami i wszystkimi mięśniami twarzy przejście od cierpiącej, jednak pełnej nadziei, do całkowitej rozpaczy, kiedy pada na kolana i chowa głowę w objęciach ojca. Przyznam się, że gdy oglądałem Mulholland Drive, nie przypuszczałem, że dysponuje takimi umiejętnościami aktorskimi, które w tym momencie opisać mógłby chyba lekarz, operujący odpowiednią terminologia fachową z dziedziny fizjologii, potrafiący nazwać dokładnie wszystkie mięśnie, których ona w tej scenie użyła.

Rozpiętość emocjonalna, choć już nieco inna, towarzyszy jej przez cały film, który, co trzeba podkreślić, nie oszczędza pod tym względem aktorów. Christina po pewnym czasie wpada w stan dłuższego odrętwienia. Wiele scen i ujęć jest zbudowanych właśnie na tym jej stanie psychicznym. Nic się nie dzieje: po prostu siedzi przy stole w kawiarni czy w domu albo stoi, czekając na taksówkę. Sama musi udźwignąć ciężar tych scen i udaje się jej to. To ona pokazuje nam, że choć wychodzi z domu, życie toczy się obok niej. Nie jest po prostu smutna czy załamana. Nie jest też wściekła na los. Stara się żyć normalnie, na ile to możliwe, ale jednocześnie daje nam do zrozumienia, że cierpi. Najlepiej to widać w sytuacjach, gdy nachodzi ją Paul. Christina nie ma ochoty na jego towarzystwo, jednak nie ma też siły powiedzieć mu, żeby się odczepił. Chce przejść obok tego, jakby neutralnie, nie ściągając na siebie uwagi otoczenia ani jego gniewu czy jakiejkolwiek negatywnej reakcji. Warto tutaj znów podkreślić, że obydwoje: Sean Penn i Naomi Watts znakomicie oddają atmosferę tych krępujących sytuacji, które na dodatek kryją za sobą ogromne cierpienie.

Ów stan odrętwienia i pozornej beznamiętności zmienia się, gdy Christina dowiaduje się od Paula, że dostał serce jej męża. Kobieta reaguje gniewem, odbija sobie momenty, w których wstrzymywała emocje. Wychodzi z niej cała niechęć, nawet nienawiść do Paula. Wybuch histerii, jaki wywołuje u niej wyznanie bohatera jest zagrany bardzo naturalistycznie. Wydaje się, że Naomi w tej scenie straci głos. Jest to również scena, na którą przygotowała nas wcześniej, powściągając swe negatywne uczucia wobec Paula. Będąc jednak zmęczoną życiem i narkotykami, do których wróciła, decyduje się pozostać z nim. Stanowi on dla niej pewna namiastkę jej męża. Ale jednocześnie przypomina jej o tragedii, o tym, że straciła swe dzieci. Tkwi tym samym w pewnej rozterce emocjonalnej, w jakimś rozdwojeniu jaźni, które wraz z nadużywaniem narkotyków owocują potem pomysłem zabicia Jacka Jordana — sprawcy wypadku.

Ale niespodziewanie, zwłaszcza dla niej, jej historia nie kończy się zabójstwem, lecz nowym życiem, które patetycznie rzecz ujmując, otrzymała od Paula, który nie chciał mieć dziecka, ale może chciało go serce męża Christiny. Wiadomość ta jest dla niej tyleż zaskakująca, co radosna. Ale i w tym wypadku Naomi nie szafuje emocjami. Kiedy stoi przed lustrem, w oczach dostrzegamy nadzieję. Dowiaduje się o tym w szpitalu, gdy razem z Jackiem Jordanem przywieźli umierającego Paula. Moment, w którym Christina stoi obok Jacka i patrzą razem na rannego przez szybę, jest zwieńczeniem jej roli w tym filmie. Nie mówi do niego ani słowa, ale patrzy wybaczająco przez chwilę. Pogodziła się ze swym losem i za sprawą tego spojrzenia pomogła też pogodzić się ze sobą Jackowi, który ostatecznie, dzięki temu spotkaniu wraca do rodziny.

Nie znam rozmów, jakie na planie reżyser przeprowadzał z aktorką, ale prawdopodobnie mówił jej, że rola Christyny w tym filmie sprowadza się do tego, aby wydobyć esencję kobiecości, może i na skutek przedstawianych wydarzeń pokazaną w warunkach nadzwyczajnych, nawet ekstremalnych, pamiętając jednocześnie i o uniwersalności tej roli, jak i o jej powszedniości, ze zwyczajnej, przeciętnej kobiety. Na pewno się jej to udało.

Benicio Del Toro (Jack Jordan)

Filmowa postać Jacka Jordana stawia pytanie o sens, granice oraz przystawalność do życia ortodoksyjnego podejścia do religii, zwłaszcza, gdy widać, że człowiek sam jej do końca nie rozumie, na dodatek poddany jest sile jej autorytarnego charakteru. Biorąc pod uwagę wymowę całego filmu, podkreślającego nieprzewidywalność i pewien przypadkowy aspekt rzeczywistości, właśnie rola Benicio Del Toro wydaje mi się najważniejszą.

Jack Jordan jest osobą pochodzącą z nizin społecznych. Jest byłym przestępcą, który za sprawą religii protestanckiej się nawrócił. Cytując biblię, tłumaczy sobie, jak i trudnej młodzieży, którą się zajmuje, wszelkie zawiłości życia. Ale sam ich raczej nie rozumie. Jest opanowany przez autorytet Jezusa, na którego w każdej sytuacji się powołuje i któremu w swoim rozumieniu jest ślepo posłuszny. Takiego posłuszeństwa oczekuje wobec siebie, jako wobec kogoś, kto na skutek licznych doświadczeń życiowych przejrzał, od swych podopiecznych i od własnych dzieci. Sam nie dostrzega tego, że krzywdzi najbliższych. Jest zaślepiony do tego stopnia, że w imię Jezusa używa w domu przemocy, jako metody wychowawczej. Zachowanie to nie wynika jednak z jakiegoś niezrównoważenia psychicznego czy obłąkania religijnego. Nie mogąc poradzić sobie z życiem, wkłada na siebie maskę kogoś innego. Nieświadomie chce się odciąć od marginesu społecznego, z którego się wywodzi, i wymyśla sobie rolę, która nobilituje go w jego własnych oczach.

Życie jednak płata mu figla, jeśli można tak eufemistycznie powiedzieć. Traci pracę, która, choć wiele go kosztuje, bo musi usługiwać bogaczom w klubie golfowym, jest nie tylko źródłem utrzymania dla jego rodziny, ale też ważnym czynnikiem zmieniającym jego życie na lepsze. Tę pracę traci właśnie, dlatego że nie podoba się owym bogatym klientom. Choć jest dumny i nie łatwo mu prosić, zapewnia swego przełożonego, że się poprawi, ale to nic nie daje, bo chodzi o jego tatuaże. Nie obwinia jednak przyjaciela o to, że na polecenie administracji musi go zwolnić. Rozumie to. Jakby za to zrozumienie spotyka go nagroda, bo ten znajomy znajduje mu nową pracę. I właśnie w tym momencie, gdy życie zdaje się przyznawać rację jego sposobowi myślenia, polegającego na tym, że Jezus wynagrodzi każdy jego dobry uczynek czy właściwe postępowanie, potrąca swą ciężarówką, którą, jak twierdzi, zawdzięcza Jezusowi, rodzinę bohaterki.

Benicio Del Toro nadaje jednak tej postaci rysy sympatyczne. Kiedy spotyka go ta tragedia, współczujemy mu, mimo, że wiemy o jego agresywnych skłonnościach i przesadnej dumie. W chwilach, gdy Jack stosuje obcą dla siebie, wyjętą z biblii i kazań niedzielnych retorykę, aktor przeistacza się w duże dziecko, które szczerze oddaje się swojej zabawie. Jest zafascynowane tym, co robi, ale widać, że jest to tylko przejściowy etap, bo choć poświęca się jej z zapałem, nigdy nie stanie się ona częścią jego prawdziwego „ja".

Gdy dochodzi do wypadku, Jack jest zdruzgotany. Nie tylko dlatego, że zabił troje ludzi, ale też z tego powodu, że czuje się oszukany. Zostaje pozbawiony swej wiary, która była dla niego wszystkim. Wie, że jest winny. Nie próbuje zrzucić odpowiedzialności na Boga, ale nie rozumie, dlaczego tak się stało. Zmienił się, żył zgodnie z biblią, a więc z najważniejszym dla niego wyznacznikiem prawości. Aktor zmienia teraz swą postawę w przenośni i dosłownie. Nie chodzi już dumnie wyprostowany i nie śpiewa radośnie w kościele. Teraz też musi pokazywać dumę, tyle że złamaną, a w rozumieniu swego bohatera, wręcz upokorzoną, zwłaszcza wobec młodzieży, dla której chciał być przykładem. Przyjmuje pozę człowieka pokonanego przez własne, nieuświadomione błędy. I to właśnie sprawia, że Jack staje się bohaterem tragicznym. To Benicio Del Toro uszlachetnia swego bohatera. Użycza mu swą pełną udręczenia twarz i zmęczone, przywalone ciężarem cierpienia plecy wielkoluda.

W więzieniu odwraca się od Boga, głuchy na argumenty pastora. Nie rozumie, gdy wielebny mówi mu o pokorze, bo nadal dźwiga swe posłannictwo. Tyle, że teraz nie czuje się dobry, lecz przeklęty. Ale to też dostarcza pożywki jego dumie. Obrażony na Boga jest kimś w rodzaju współczesnego brata syna marnotrawnego, bo nie Kaina. Choć ogrom nieszczęśliwych wypadków, jakie na niego spadają, wydaje się nieprawdopodobny, Del Toro poprzez swą charakterystykę postaci sprawia, że bez powątpiewania przyjmujemy to, co się wydarza. Wierzymy też w ostateczne zrozumienie jakie wykazuje w zakończeniu, nie tylko dlatego że jednak skruszony wraca do swej rodziny, bo już wie, żeby być kochanym, nie musi być doskonały, ale dlatego, że biorąc na siebie winę za postrzelenie Paula, rehabilituje się za wcześniejsze postępki. Składa z siebie ofiarę, której na szczęście życie od niego nie zażąda.


1 2 

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Dogma - zamachy cenzorskie
Fenomen doktora House’a

 Dodaj komentarz do strony..   


« Filmy i filmoznawstwo   (Publikacja: 10-05-2006 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Claudio A. Mukru
Student filmoznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim. Wcześniej studiował polonistykę. Mieszka w Krakowie.

 Liczba tekstów na portalu: 2  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Rozmowa, której nie było. O filmie Francisa Forda Coppoli
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 4761 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365