|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki
Globalizacja pod piórem psycholożki [2] Autor tekstu: Jarosław Klebaniuk
Na zakończenie znajdujemy szereg przewidywań dotyczących
przyszłości świata, w szczególności zmiany w kolejności mocarstw, których
zapowiedź stanowi obecna gospodarcza i polityczna dynamika zmian w omawianych
po kolei: USA, Chinach, Indiach, Europie i Brazylii. Po wyrażeniu niepokoju o możliwość wejścia w posiadanie broni nuklearnej przez terrorystów, autorka
kończy pracę sympatycznym apelem o aktywność czytelników, na miarę ich
możliwości, w celu zmiany świata na lepsze. Nie sposób zrelacjonować wszystkie interesujące i ważne
kwestie, poruszone w „Obliczach globalizacji". Niewątpliwie należy do nich
jednak praca dzieci, zwłaszcza w biednych krajach. Według szacunków Banku
Światowego z połowy lat 90. pracowało wtedy ćwierć miliarda dzieci w wieku 5 -
14 lat, a więc co szóste, przy czym w Afryce — aż 41 procent mieszkających tam
dzieci, w Oceanii — 29 procent, w Azji — 22 procent, w Ameryce Łacińskiej — 17
procent. Większość z nich pracuje w obcych gospodarstwach rolnych, ale szacunki
te nie uwzględniają pracy dzieci (głównie dziewczynek) we własnych domach.
Zjawisko to motywowane jest głównie ekonomicznie — praca dzieci, choć kosztuje
kilkukrotnie taniej niż praca dorosłych, pozwala uzupełnić budżet rodziny.
Istotnym czynnikiem jest jednak również niedostępność edukacji, nawet na
podstawowym poziomie, a także traktowanie posyłania dzieci do szkoły jako
inwestycji, która zwraca się — jeśli w ogóle — bardzo późno. Nic więc dziwnego,
że w niektórych krajach afrykańskich na zachętę organizuje się w szkołach
posiłki dla dzieci, a nawet pozwala zabrać trochę jedzenia do domu.
Problemy związane z pracą dostrzegalne są jednak także w świecie dorosłych. Jednym z nich jest spadek siły związków zawodowych w bogatych
krajach. Organizacjom tym dziś jest ciężej niż przed kilkudziesięciu laty
wytaczać argumenty ekonomiczne, gdyż outsourcing doprowadził w wielu sektorach
do tego, że produkcja może być przeniesiona w inne miejsce świata. Z drugiej
strony sama forma relacji pracy ulega zmianom. Autorka cytuje wywód Richarda
Sennetta, wskazujący że zanik tradycyjnych wzajemnych więzi pomiędzy
pracownikiem a zatrudniającą go instytucją prowadzi do braku zaangażowania i lojalności ze strony tego ostatniego. Perspektywa zwolnienia i konieczność pracy w warunkach ryzyka sprawiają, że jest ona łatwo zmieniana, co zresztą częściej
wiąże się ze stratą niż z zyskiem. Stabilizacja zawodowa jest czymś nieobecnym w dobie globalizacji, choć odpowiedzialne za to są nieustannie reorganizujące się i dostosowujące do konkurencyjnego rynku firmy. Nic więc dziwnego, że wywołuje
to „korozję charakteru wśród ludzi pracy". Młody Amerykanin przeciętnie 11 razy
zmieni miejsce pracy w ciągu 40-letniego okresu produkcyjnego, przy czym aż
trzykrotnie zmieni profil zawodowy.
Innym uderzającym zjawiskiem właściwym dla globalizacji
jest koncentracja mediów. O ile jeszcze pod koniec lat 70. XX wieku system
medialny miał zasadniczo charakter narodowy, to proces deregulacji i prywatyzacji mediów i systemów telekomunikacyjnych doprowadził do tego, że już w drugiej połowie lat 90. na świecie liczyło się tylko dziewięć megakorporacji (za
wyjątkiem Bertelsmanna wszystkie reprezentowały kapitał amerykański), a w 2003
roku — już tylko siedem. Do największych należały: Time
Warner Communications, Disney, Viacom, Murdoch's News Corporation i Sony.
Firmy te działają w różnych wzajemnie zależnych obszarach produkcji i usług,
których telewizja, Internet czy prasa stanowią jedynie część. Zajmują się
produkcją telewizyjnych adaptacji filmów kinowych, wydawaniem książek i czasopism, tworzeniem i rozpowszechnianiem muzyki, prowadzeniem sklepów i zakładaniem parków rozrywki. W tej części działalności, która związana jest z dostarczaniem informacji, robią to w na tyle atrakcyjnej formie (łącząc ją z rozrywką), żeby dzięki dużej liczbie odbiorców zarabiać na reklamie, która
stanowi podstawę dochodów. Skomercjalizowany system medialny nie służy przy tym
przekazywaniu ważnych społecznie treści, na czym cierpi życie publiczne i demokracja. Aby przezwyciężyć monopol wielkich koncernów należy doprowadzić do
sytuacji, w której sami obywatele byliby twórcami informacji, a różnorodność
źródeł informacji byłaby większa — tak by dotyczyły spraw lokalnych społeczności i nadawców spoza świata zachodniego. Obecnie mass media są służebne wobec
wielkiego kapitału i utrzymania status quo (Wosińska używa bardziej
oględnego określenia „wobec sposobu uprawiania globalizacji, w jaki przebiega
ona dzisiaj"); żeby to zmienić potrzebna jest większa demokratyzacja komunikacji
medialnej.
Wśród najbardziej dochodowych gałęzi gospodarki obok
przemysłu związanego z masowym przekazem informacji (i reklamą) wymienić można
przemysł farmaceutyczny. Leki są obok wody i żywności najbardziej niezbędnymi do
przeżycia artykułami, co zapewnia na nie nieustający popyt. Jednak jest on w większej mierze związany z zamożnością niż ze stanem zdrowia. Podczas gdy w ubogich krajach problem stanowią malaria i czerwonka, to w krajach Zachodu
znacznie bardziej centralne znaczenie ma dbanie o urodę i dobre samopoczucie.
Statystyki są szokujące. Choć w krajach Trzeciego Świata żyje 72 procent
populacji, to trafia do ludzi tam mieszkających zaledwie 7 procent światowej
produkcji leków, a w najuboższych rejonach Afryki i Azji połowy ludności nie
stać na jakiekolwiek leki. Wielkie koncerny farmaceutyczne zainteresowane są
głównie bogatymi rynkami, więc koncentrują wysiłki badawcze na produktach, które
służą podnoszeniu komfortu życia (life-drugs), a więc pielęgnacji ciała,
zachowaniu młodości i urody. W 2000 roku firma Pfizer wydała na badania
dotyczące nowych leków 4,4 miliarda dolarów, a Johnson & Johnson — ponad 2,9
miliarda. W tym samym czasie na badania nad rozwojem leków przeciwdziałających
chorobom tropikalnym, takim jak cholera czy malaria, przeznaczono 0.01 miliarda
dolarów (10 milionów). Sprawia to, że w obiegu są tylko leki tradycyjne; zresztą
importowanie czy wykupywanie patentów na nowe leki przekracza możliwości
biednych krajów. Nic więc dziwnego, że nastawione na zysk koncerny
farmaceutyczne nie są zainteresowanie wynajdywaniem nowych leków na masowe (i
śmiertelne) choroby, jeśli te w niewielkim lub wręcz żadnym stopniu nie dotyczą
bogatych klientów.
Nasilanie się niektórych chorób może być związane z innym
problemem — dostępem do wody pitnej. W ciągu najbliższych kilkunastu lat
najbardziej zapalnym problemem, wywołującym konflikty międzynarodowe, mogą stać
się gwałtownie malejące zasoby słodkiej wody. Jest ona niezbędna w rolnictwie,
które i tak narażone jest na problemy związane z postępującym pustynnieniem i zmniejszającym się areałem ziemi uprawnej (obecnie około 11 procent powierzchni
lądu). Jednak jej niedobór w połączeniu z rosnącą liczbą ludności już od dawna
daje o sobie znać w najbardziej ludnych rejonach świata. W drugiej połowie XX
wieku populacja Indii potroiła się, a wydolność irygacyjna obniżyła się,
doprowadzając do spadku produkcji ziarna o jedną czwartą. Podobne problemy mają
inne kraje. Szczególnym zarzewiem konfliktu mogą być sytuacje, gdy źródła dużych
rzek leżą na terytorium kraju, który zamierza poprzez budowę zapór w zwiększonym
zakresie korzystać z ich wód. I tak źródła Tygrysu i Eufratu, nawadniających
Irak i Syrię, leżą w Turcji. Z kolei jedno ze źródeł Nilu leży w Etiopii, choć
ujście tej rzeki — w Egipcie. Walka o dostęp do wody pitnej z czasem może
przybrać bardziej radykalne formy niż obecnie. W końcu jest to dosłownie sprawa
życia i śmierci.
Ograniczona wielkość zasobów (nie tylko wody) sprawia, że
korzystanie z nich powinno uwzględniać interesy wszystkich użytkowników.
Niestety, dużo wskazuje na to, że zwiększenie indywidualnych korzyści bywa
przedkładane nad wspólne dobro. Wosińska pisze o tym jako o „tragedii
wspólnoty", choć w psychologii znane jest to zjawisko jako „dylemat wspólnego
pastwiska" (wypasanie dodatkowych krów przez poszczególnych użytkowników
prowadzi do sytuacji, w której trawa nie nadąży z odrastaniem i wszystkie krowy
najpierw przestaną dawać mleko, a później zdechną). Istnieje kilka mechanizmów
odpowiedzialnych za tę „tragedię wspólnoty": w dużej grupie poszczególnym jej
członkom wydaje się, że sami w niewielkim stopniu uszczuplą wspólne zasoby;
egoistyczne zachowania innych są naśladowane; brak silnych więzów i niski poziom
zaufania prowadzi do zaspokajania własnych potrzeb kosztem innych; brak
komunikacji między ludźmi obniża tendencje kooperacyjne. Identyfikacja tych
mechanizmów jest pierwszym krokiem do uruchomienia procesów, które mogą
przyczynić się do ograniczenia rabunkowej eksploatacji zasobów i uchronienia
środowiska naturalnego przed totalną dewastacją. Wosińska widzi dużą rolę, którą
mogliby w tym odegrać psychologowie: przedstawiając alternatywne rozwiązania,
tworząc system wzmocnień pożądanych zachowań proekologicznych, włączając
jednostki do atrakcyjnych działań grupowych, wprowadzając przydatną wiedzę do
systemu kształcenia na różnych szczeblach, a także pomagając w kształtowaniu
zachowań konsumenckich przyjaznych dla środowiska. Liczne badania psychologiczne
pokazują, że na poziomie deklaracji wartości materialne zajmują w niemal
wszystkich kulturach i społeczeństwach odległe miejsca, ustępując takim
wartościom, jak zdrowie czy rodzina. Problem polega na tym, że w życiowej
praktyce dobra materialne i konsumpcja odgrywają znacznie większą rolę niż
wynika to z deklarowanych postaw.
Próba oceny
Wilhelmina Wosińska wykonała pracę, która zaowocowała
przeglądem materiałów dotyczących najważniejszych jej zdaniem obszarów
globalizacji. Wśród licznych cytowanych źródeł, oprócz prac naukowych i popularno-naukowych znalazły się artykuły publicystyczne, a nawet programy
telewizyjne. Niekiedy sprawia to, że informacje są mało wiarygodne, jak choćby
ta o rzekomym zarażeniu wirusem HIV 50 procent wszystkich Murzynek mieszkających w USA (sytuacja przypominałaby tę z najbardziej dotkniętych śmiercionośny
wirusem krajów Afryki). Jednak książka stała się przez to bogata o tyle, że nie
stroni od bieżących, aktualnych zagadnień, a także od opinii eseistów i dziennikarzy. Warto podkreślić, że autorka przyjęła raczej — pochodną zapewne
pracom naukowym — manierę obiektywnego relacjonowania faktów i opinii, zamiast
wyrażania własnego zdania, polemizowania z obranymi adwersarzami czy głoszenia
własnych, oryginalnych, niekiedy kontrowersyjnych tez. U czytelnika
przyzwyczajonego do odbioru prac pisanych z dziennikarską swadą może więc
lektura „Oblicz globalizacji" wywołać uczucie niedosytu. Z drugiej strony
zapewne taki względnie neutralny przekaz może trafić do szerszego odbiorcy,
zwłaszcza tego o umiarkowanych poglądach lub pozbawionego zdania. Być może nie
wyrobi on sobie po zapoznaniu się z książką żadnego, zwłaszcza radykalnego,
osądu światowych spraw, ale też nie zrazi go ona do siebie nadmierną
wyrazistością opinii. Natomiast czytelnik o zdeklarowanych poglądach dostrzeże w pracy Wosińskiej, szczególnie w niektórych jej fragmentach, stanowiska
domagające się polemiki.
1 2 3 Dalej..
« Recenzje i krytyki (Publikacja: 05-08-2010 )
Jarosław KlebaniukDoktor psychologii; adiunkt w Instytucie Psychologii Uniwersytetu Wrocławskiego; autor ponad pięćdziesięciu artykułów naukowych z zakresu psychologii społecznej; redaktor pięciu książek, w tym „Fenomen nierówności społecznych” i „Oblicza nierówności społecznych”; w latach 2007 – 2010 członek Komitetu Psychologii PAN; pisuje także prozę; publikował m. in. w „Akcencie”, „Bez Dogmatu”, „Kresach” i „Lampie”. Liczba tekstów na portalu: 14 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Jak Niemcy Polakom Żydów... | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 503 |
|