Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.227.465 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 679 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Życiową misją człowieka jest także nieustannie i niezmordowanie, zastępować przekonania nieuzasadnione, przekonaniami uzasadnionymi."
« Czytelnia i książki  
Sarmaty i scyty [4]
Autor tekstu:

Pomyślał, że mu się udało przebyć długą drogę w ciągu tych paru lat. Niełatwe lata — droga też niełatwa. Bo przecież nikomu nisko się nie kłaniał, nawet śmierci. Jej, wielmożnej, nie warto się kłaniać, śmierć nie uwzględnia ukłonów. Tylko o cenie tej drogi myśleć mu się nie chciało. Rosnąca cena to nie był dobry temat do myślenia.

— Siadajcie, major, wyplujcie tego kija. Pogadać ja chciał, jakoś dotąd czasu nie było. Wacek, szelma - powiedział o adiutancie — załatwiać sprawy polazł. Czort wie, gdzie on chowa tuszonkę i bidonczyk. Siadajcie, siadajcie — no, major.

No, siadł. Czapka tylnym rogiem za cholewę marszczonego buta, żeby wisiała. Daszek za sztywny, róg się nadaje. Bo niby gdzie czapkę kłaść? Na stół? Na podłogę? Wykombinowali.

Generał siorbał kawę z fajansowego kubka. Piękny był kubek, ruski — białoruski, buchnięty na postoju. Kawa też dobra, z prasowanych cukrowanych kostek, wynalazek nowy. O kawie z cudzoziemskich ziarenek albo nie słyszeli, albo zdołali zapomnieć. UNRRA nie trafiała do zwykłego wojska. Zresztą, chyba jeszcze tej UNRRY nie było.

Co w ogóle było? Niczego nie było. Bardak owszem, rozumem nie ogarnąć. Wymieniano towary, poglądy i przywódców. Wszystko wymieniano. Coś za coś. Od wszelkiej władzy mocniejsze były bimber i dolar, na sam koniec kula. Ludzie rozumieli, przeciwni byli politycy, zawsze przeciwni ludziom. W polityce dużą rolę odgrywały konie. Wpierw Kasztanka, później Siwek. Kasztanka była legendą, Siwek był mitem.

Miejsce chorych z urojenia zajęli z urojenia zdrowi.

— Wyście, Bylica, z chłopów, a? Z gospodarki? Gdzie macie rodzinę?

Pytanie padło tak nieoczekiwanie, że major zaniemówił. Gospodarka, rodzina — czy to temat na rozmowę z dowódcą dywizji?

— Rodzice i młodszy brat nie żyją. Bomba we wrześniu zagrodę rozwaliła. Został starszy brat i siostra. W czterdziestym trzecim wywieźli ją na roboty. Gospodarka? — wzruszył ramionami.- Będzie z osiem morgów, akurat dla brata. Dla siostry nie starczy. Młodsza.

— Wróciła szczęśliwie?

— Na razie szukam, obywatelu generale. Jak żyje, wróci, tam się już nie strzela.

Generał odsunął kubek, nachmurzył się, nawet cicho palnął pięścią w blat chwiejnego stołu. Stół jakby chciał się uchylić.

— Tam jakoś nie, ale u nas się strzela. Coraz więcej, majorze. Cholera, coraz więcej. O tym też chciał ja pogadać.

— O strzelaniu?

Pytanie zawisło, powierzgało w powietrzu. Generał nie zwrócił na nie żadnej uwagi. Tym wzrokiem spode łba ciężko patrzył na majora. Tak patrzył i wtedy, gdy mu rozkazał objąć pułk. Na własną odpowiedzialność, kiedy zguba wisiała nad całą dywizją. Potem bronił nominacji niby kokosz jajek — niełatwo postawił na swoim. Pułku, prawdę mówiąc, nawet na batalion byłoby wtenczas przymało.

— Znaczy, dla was wojsko zostało, Bylica, a? Po prawdzie idzie wam nieźle, perspektywy dobre. Z dowódcy pułku na akademię, nie w stolicy, to w Moskwie. U nas na pewno otworzą akademię, bez tego ani rusz. Potem sztab. Dywizji albo okręgu. Szczebelek po szczebelku, może trzeba będzie wyjąć z plecaka buławę. Ale tak ja myślę sobie — urwał, znów ciche palnięcie pięścią. — Znamy się, major, trochu, nie od dziś, w różnych ja sytuacjach na was patrzył, przyglądał się, myślał. Tak ja pomyślał, że wasza droga do buławy może być ciernista. Nowe porządki idą, majorze Bylica, synu chłopa. Nowe porządki, nowi ludzie. Nie wiem, czy do tych nowości dopasujecie się. Szczególnie do nowych ludzi. Chłopem oni sobie gęby wycierają. Przyjdzie czas, zadki będą sobie wycierać.

Trochę trwało, nim major skinął głową. Nie, żeby się zgadzał. Dawał znać, że rozumie. Naprawdę rozumiał.

— Prócz wojska nie mam nic - odezwał się nieswoim, napiętym głosem. — Nic, o czym by warto pamiętać. Wracać nie mam do czego.

O tym, co usłyszał, sam coraz częściej myślał. Zaczynał, nie kończył. Myślenie było dozwolone, wszystko inne - ryzykowne. Dowódca zwariował, że tak mówi, albo mu nie zależy. Trzy dni temu, ledwie trzy dni, wysłuchali referatu na temat obowiązków oficera. No, żeby donosić. Co prawda, zmilczał jak wszyscy. Mimo wezwania, zmilczał.

— Z tej reformy, Bylica, coś by wam chyba dali. Nie starczyłoby? Może ziemie na zachodzie, może na północy. Ludzie tam potrzebni.

— Nie, obywatelu generale, co to, to nie. Niczego od nowa nie będę zaczynał. Moje miejsce w pułku — twardo oznajmił major i oczy mu zabłysły. — Żyć albo nie żyć, obywatelu generale. Dziękuję za ostrzeżenie.

Byli w dywizji tacy, którzy nie tylko myśleli. Byli milczący, o wrednym życiorysie. Na froncie się sprawdzili, na zapleczu — nie. Dziwne, nie odmawiali na froncie ani krwi, ani życia, tu odmawiali głupiego podpisu na liście. Podpisu, który o niczym innym, tylko o nich samych decydował. Odmawiali. Jakoś tak źle patrzyli. Kontrrewolucyjnie.

Pamiętać o nich też było ryzykownie. Ryzyko zwyżkowało w cenie.

Major wstał, wyprężył się. Wyglądało na to, że podjął długo odkładaną decyzję, nad którą nie miał dotąd czasu się zastanowić. Być może, dawał do zrozumienia, że decyzja jest mocna, nieodwołalna. Generał zapewne tak właśnie to przyjął.

— Nie koniec rozmowy, majorze. Siadaj.

Chlusnął do kąta resztką kawy z kubka, podniósł się zza stołu. Miał zwyczaj spacerowania, nawet na przednim skraju, zawsze lubił łazić. Na przednim skraju nie on jeden łaził. W dniach natarcia siąść znaczyło spać, spać nie było można.

Spacerując, generał wszedł w światło, jaśniejsze przy oknie, potem znów do półcienia. Kawaleryjskie buty skrzypiały na przemian z podłogą. Twarz generała była skrzywiona, niby przy śledziu niesłonym, podanym bez wódki.

— Demobilizacja — powiedział wolno, skandując, jakby suchara rozgryzał. — Przeformowanie, rozformowanie, bardak wniebowzięty. Siedemnasta na południową granicę poszła, nasza sprząta koszary po sobie.

Niedawno odgruzowali te koszary, odbudowali — i nie zdołali skończyć, choć pracowali jak przy własnym domu, w którym będzie się mieszkać do śmierci.

Generał, dowódca dywizji, ciekawym był człowiekiem. Jego ojciec, carski ruski oficer, korpusem dowodził u Rennenkampfa. Potem u Hallera był. Sam zaś generał, z polskiego wojska wyrzucony „za komunizowanie", kiedy Sikorski szedł w odstawkę, szlifów i zamętu w głowie dorobił się w Krasnej Armii. Szlify solidne były i zamęt nie byle jaki. Adiutant Wacek z pistoletem w garści pilnował, by nikt żywy nie słyszał, co generał gada, kiedy jest pijany.

— Cała armia przeżywa paroksyzm, nowe narodziny. To się nazywa przejście na stopę pokojową. Jest rozkaz, żeby przyśpieszyć demobilizację. Żadnych przyjęć na stan, nawet nasi ranni i chorzy, którzy się zgłoszą po wyleczeniu, kierowani będą do właściwej komendy uzupełnień. Takie komendy są już w każdym powiatowym mieście. Możemy przyjąć tych, których mamy w dywizyjnym szpitalu. Do końca miesiąca. Potem szpital przechodzi do Brzegowa, będzie normalnym cywilnym szpitalem. Lekarze też zdejmują mundury. Z dywizji formuje się pułk zbiorczy na nowym etacie, z nowym dowództwem. Według rozkazu pułk wejdzie w skład wojsk wewnętrznych.

Głos generała stał się szorstki, obcy, pełen niedźwiedziej złości. Co chwilę wzruszał ramionami, buty poskrzypywały. Przechodząc obok stołu, uderzał dłonią w leżące na nim papiery. Major siedział i słuchał, jakby nie do niego mówiono.

— Na organizację dano trzy tygodnie, do końca miesiąca — generał jak jeż się nastroszył i zżymnął. - Ale nie moja sprawa, pułk mi nie podlega.

Zatrzymał się, wyciągnął palec.

— Dowódcą wyznaczono was, majorze Bylica. Odgórnie. Wpierw zażądano opinii i charakterystyki z całego okresu służby. Trzy dni temu kazano złożyć wniosek awansowy. Jasne, czy niejasne? Nominacja przyszła dziś. Do roboty zabrać się bez zwłoki. W rozkazie tak pisze: bez zwłoki.

Major znów się podniósł, wyprostował plecy. Od tej chwili nie pamiętał niczego, co zostało powiedziane przedtem. Także, co nie zostało.

— Odmeldowuję się, obywatelu generale.

— Czekaj. Masz sformować trzy bataliony według nowego etatu, każdy w innym miejscu postoju. Gołe bataliony, na całkiem inną wojnę. Moździerze i kaemy w etacie. Organizacja brygadowa. Pomorska Brygada wojsk wewnętrznych — cztery bataliony liniowe, dwa transportowe, kompania wartownicza. Podlegacie dowództwu brygady, ale dysponentami będą powiatowe urzędy bezpieczeństwa.

— Jak to, obywatelu generale? To kto będzie dowodził? Po co moja nominacja? W systemie brygadowym po diabła potrzebny sztab pułku?

— Zacznij od czytania rozkazu, pytania potem i nie do mnie. Rozkaz czytaj uważnie, major, czytaj bardzo uważnie. Dobrze radzę. Moje zadanie od dziś, zapewnić pomoc przy formowaniu. Każdy oficer i każdy żołnierz, którego wskażecie, przechodzi pod waszą komendę, to samo z wyposażeniem. Jutro przyjedzie zastępca do spraw politycznych, święta niania wasza. Odtąd będziecie jak bracia nierozłączni. Z matki tej samej, ojców różnych.

— Co z wami, obywatelu generale? — zapytał nagle major.

— Co ma być ze mną? — zgrzytnął dowódca.- Śmietnik emerytów. Awans, order i paczka cukierków. Wrogów sam muszę szukać. Zresztą awansów nie będzie.

Roboty z początku było do diabła i trochę. Nie przez tygodnie, przez kilka miesięcy nie spał i nie jadł normalnie. Każdy posiłek, każdy nocleg pod innym dachem. Bataliony powstawały i działały na długo przed powstaniem. Kompanie, plutony, nawet drużyny skwapliwie wykorzystywali ich dysponenci, właściwe urzędy bezpieczeństwa. Dowódcy pracowali, mieszkali w budynkach urzędów. Meldunki nie o wszystkim do pułku składali. Czasem gazety więcej podawały niż meldunki. Generał miał słuszność, strzelano dość dużo.

Major dowodził bezrobotnym sztabem, zapracowanym batalionem transportu, kompanią wartowniczą — i kasynem. Transport i kasyno to były bardzo ważne składniki dowodzenia, od których wiele zależało. To szybko stało się jasne. Dlatego major wolał nie wtrącać się zbytnio w działania batalionów liniowych, ale kolumna transportowa, przede wszystkim zaś skrzynki w piwnicach kasyna podlegały wyłącznie jemu. Nowe, wewnętrzne wojsko, nowe ministerstwo rządzone były według własnych zasad.

Krótki właściwie okres w tej dziwacznej jednostce stanowił jedyną w swoim rodzaju szkołę. Wiele się w niej nauczył.


1 2 3 4 5 6 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Kilka uwag o telewizji
Wielki Inkwizytor

 Zobacz komentarze (3)..   


« Czytelnia i książki   (Publikacja: 10-02-2007 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Zbysław Śmigielski
Powieściopisarz, nowelista, aforysta, najrzadziej poeta. Laureat konkursów i nagród literackich. Uznany za marynistę. Był kapitanem jachtowym, instruktorem żeglarstwa, nieco powłóczył się po morzach, co ma wpływ na twórczość. Zajmuje się propagowaniem spraw morza na spotkaniach autorskich, szczególnie z młodzieżą. Interesują go także inne sprawy: historia współczesna, problemy społeczne, konflikty moralne - to, czym żyjemy na codzień. Ostatnia książka: Sarmaty i scyty (2007). Zmarł w 2014.
 Strona www autora
 Numer GG: 3401579

 Liczba tekstów na portalu: 22  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Nostalgia
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 5262 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365