|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
| |
Złota myśl Racjonalisty: "Etyczne spojrzenie na charakter człowieka jest bardzo jednostronne. To prawda, że takie cechy jak prawdomówność, odwaga, uczciwość, sprawiedliwość, życzliwość, skromność, pracowitość, wspaniałomyślność są godne podziwu, ale nie powinny one przesłaniać nam innych – również doniosłych – choć zazwyczaj nie włączanych do moralności cech osobowości ludzkiej takich jak umiłowanie muzyki,.. | |
| |
|
|
|
|
« Kultura Pogoda dla eunuchów Autor tekstu: Zbysław Śmigielski
Z literaturą, sztuką, to jest trochę tak, jak z lotami na
księżyc: gdy sąsiad pakuje walizki, od razu się pytamy, gdzie się te loty
załatwia. I polecimy, a jakże, choćby po jasną cholerę. Żaden durny sąsiad
nie ma prawa powiedzieć, żeśmy się zlękli
księżyca. Bo my na księżycu jesteśmy jak u siebie. Tylko czasami
spadamy.
O tej całej sztuce też przecież wszystko wiemy. Jakby się
kto pytał, proszę, można opowiedzieć. To i owo, po rzymsku znaczy: od kury.
Od kury biorą się jajka. A kury skąd się biorą? One się biorą ze
wsi. Na wsi pełno jest kur.
No, sztuka to nic trudnego.
Podobno pierwszym utworem był obrazek w jaskini. Jakiś
misio czy coś. Musiało być tak, że jeden pan jaskiniowiec, może tym misiem
obżarty ponad zwyczajną miarę, leżał sobie w jaskini i kombinował (bo oni, ci jaskiniowcy, to jeszcze nie myśleli). Załóżmy, tak kombinował:
-
Duży i dzielny był misiek. Okropnie smacznisty. Futro też się przydało. No
to by może jakoś uhonorować misia.
Nie wiadomo dokładnie, czy właśnie tak kombinował, bo
przecież wszyscy wiedzą, że niesposób odgadnąć, co się we łbie
jaskiniowca lęgnie. Takiego choćby, jak sąsiad. Ale się wtedy stało, że
ten pan jaskiniowiec wziął w łapę krzemienny kamyczek — nieduży, z dziesięć kilo — i tym kamyczkiem wydrapał obrazek misia. Jaskiniowego, rzecz prosta. Wtedy wszystko było jaskiniowe: twórca, misiek i galeria też.
Przyszli pewnie inni państwo jaskiniowcy, cmokali z podziwu,
podobało im się. Zaraz prosić zaczęli — o misie, nosorożce, o słonie, o jakieś
bawoły. O żyrafy także. Z żyrafami nie mieli kłopotu. Ci jaskiniowcy,
to im wyrastały bardzo długie ręce i mogli malować żyrafy nawet z tymi
szyjami.
Ale gdzie im tam do nas, jaskiniowcom! Prymitywni byli, kudłaci
jak nietoperze. Wszy po nich łaziły niby bydlęta po owsie. Tysiąc lat
przeminęło, albo dwa tysiące, nim wymyślili mycie, co do dzisiaj szkodzi.
Mieli małe czółka i te ręce długie, dlatego.
Jaskiniowe galerie nieźle funkcjonowały. Tłum jaskiniowców
bez przerwy do tych galerii walił.
Możliwe, że pan jaskiniowiec kombinował dalej. Kiedy ten tłum
tak walił, całkiem niewykluczone, że pierwszemu twórcy zaczęło świtać coś
niecoś. W tej jego wielkiej ciemnocie pierwszy promyczek zabłysnął.
Promyczek oświaty, rzecz jasna. Kagańców jeszcze nie znali.
-
Słuchajcie, jaskiniowcy — powiedział natchniony twórca. — Jeżeli moje
drapanie jest rzeczywiście świetne, to ja wam będę odtąd dużo obrazków
drapał. Ale za to drapanie każdy pan jaskiniowiec, po każdym polowaniu,
przyniesie mi połeć mięsa. Taki, żebym się obżarł pięknie, bo bez obżarcia
twórczość może być wątła.
Nie da się też wykluczyć, że to nie ten powiedział,
tylko inny, po jakimś czasie, bo przecież genialne pomysły nie rodzą się
ot, tak sobie. Dwóch genialnych pomysłów żaden łeb nie wymyśli (nie licząc
pana Ajnsztajna, którego pomysł drugi dopiero będzie genialnym).
My już zupełnie nie wiemy, kto był najpierwszym twórcą
na pełnym etacie, czyli zawodowym. Bo szkół, dających patenty artystom, oni w jaskiniach nie mieli. Żadnych nie mieli tam szkół. W ogóle.
(O tych szkołach informacja jest tajna, za nic nie może się
rozejść, że szkół nie mieli, a żyli).
Nic dziwnego, że o tamtych czasach myśli się ze zgrozą.
Jak to, bez szkół tworzyli? Od razu dla odbiorców? Pytajcie, kogo chcecie, właśnie
tak u nich było: bez szkół i od razu. Nie znali pośredników, zupełnie
nikogo, kto by pospólstwu tłumaczył, co twórca miał na myśli. Bo co mógł
mieć na myśli, kiedy myśleć nie umiał? Ci jaskiniowcy myślenie wymyślili
później.
Co prawda, nie zawsze misio to misio. Bo są takie galerie
jaskiniowe, że jeszcze nawet dzisiaj najtęższe patentowe głowy nie potrafią
objaśnić, o co chodziło jaskiniowemu twórcy. Czy misia wydrapał, czy kosmitę.
Nieodgadnione na wieki zostanie, czy oni tam, w tych jaskiniach, faktycznie na
księżyc latali.
Nie jest pewne, czy te trudniejsze obrazki nie pojawiły się
wtedy, gdy się pojawił alkohol. Może kobyle mleko, może z tych żyraf. Możliwe,
że po raz pierwszy wygwizdali swoją galerię. My wiemy jedynie tyle, że zgniłe
jaja to oni raczej zjadali, natomiast gwizdali wspaniale.
Do dzisiaj tak zostało, że jaskiniowcy na wszystko sobie
gwiżdżą.
Z tego się zaczęło tłumaczenie pospólstwu. Ryzyko i nadmiar mięsa zrodziły wyjaśniaczy. Pan twórca stał się zbyt ważny, może
zbyt obżarty, by samemu gadać. Po tym mleku miał problem, który należy
zrozumieć: im głupszy obrazek wydrapał, tym mądrzej musiał go tłumaczyć.
Więc on się podzielił swoją misiowiną i spoko, jął się byczyć.
Ci nowi, wyjaśniacze, też nie musieli polować.
Odtąd pospólstwo, jaskiniowa hołota nie mogła się włóczyć
po tych galeriach, kiedy i jak chciała. W razie święta albo z innej
okazji, wyjaśniacze ich prowadzili i wyjaśniali. Najpierw te połcie
zbierali, mięso oczywiście. Dla panów artystów szanownych i także dla
siebie. Wiadomo.
Wyjaśniacze wtedy szybko się spostrzegli, że ten, kto
dzieli mięchem, ważniejszy jest od wszystkich. Szybciutko to spostrzegli. Oni w swojej ciemnocie niekiepski rozumek mieli.
Dalej łatwo poszło, nim horda się połapała:
teoretycy-magicy, wizjonerowie, mecenasowie-organizatorowie, wszyscy
natchnieni misją, arcyhordowym posłaniem. Zrobił się taki ścisk dokoła
tego mięcha, że twórcom coraz trudniej było się tam dopchać. W końcu doszło
do tego, że łazili głodni, na głodniaka tworzyli, nawet z tego głodu niektórzy
umierali. To ich umieranie wcale nie było ważne, bo wszyscy już wiedzieli, że
stworzyć dzieło byle kto potrafi, ale je wytłumaczyć — to jest dopiero
sztuka!
Ile na jednego twórcę przypada wyjaśniaczy? Bardzo uczeni
rachmistrze chyba nawet wiedzą, jak liczyć wielkości urojone. My się boimy
wiatraków i je szanujemy. Nie bez powodu przygody głupawego rycerza przeszły
do wiekopomności.
Stworzyć dzieło byle kto może, ale je wyjaśnić!
Tak się porobiło, że eunuch poucza sułtana. Nie ma się z czego śmiać. To nic, że eunuch
nie może, ale jakąż ma o tym wiedzę! To on zajmuje się haremem. Sułtan
przyjdzie na pół godziny, zrobi swoje i pójdzie, a kłopot na głowie
eunucha. Kto lepiej zna się na haremie, co?
Tak się porobiło, koło tego haremu, koło tej wiedzy
eunucha, jakby nikt nie pamiętał, czy tabakierę wpycha się do nosa, czy nos
do tabakiery. Czy harem jest po to, by sułtan miał pół godziny, o której
eunuch wie, lecz jej nie pojmuje — czy po to, by eunuch miał skąd czerpać
wiedzę i rozpacz, którą sułtan dostrzega, która sułtana bawi?
To bardzo straszna rzecz, rozpacz eunucha. Czy ktoś się
zastanowił, jak jego zemsta wygląda?
Roztropny sułtan snuje myśli po cichu. Że ten cholerny
eunuch może wiedzieć o haremie co chce, nawet więcej. Bo o tej pół
godzinie to nigdy nic, niczego dowiedzieć się nie może.
W ludzkiej pamięci raczej imiona sułtanów zostają.
Wyjaśniacz twórczości, magik, eunuch sztuki — więcej
wie o sztuce, niż wszyscy twórcy na kupę wrzuceni. I o tej pół
godzinie też pojęcia nie ma. Niezdolny jest — i tyle.
Czytacz, ogladacz, słuchacz — każdy szuka swojej pół
godziny i świetnie wie, na czym ona polega. Jest prosta jak picie wody. Bez tej
pół godziny cały harem i całą sztukę można by potrzaskać o bardzo wonne
kanty.
Ale ten eunuch swoją zmyślność ma. Już nie trzeba wiele,
niebawem, za czas krótki, eunuch przekona sułtana, że harem najwspanialej
działa właściwie bez niego. Na czort mu te pół godziny? Po diabła coś
takiego, czego objaśnić się nie da? Czy nie dość sułtanowi, jeśli się
pochwali, że ma tak piękny harem?
Kiedy sułtan zaczyna bać się eunucha, robi się straszny
burdel.
« Kultura (Publikacja: 18-02-2007 )
Zbysław ŚmigielskiPowieściopisarz, nowelista, aforysta, najrzadziej poeta. Laureat konkursów i nagród literackich. Uznany za marynistę. Był kapitanem jachtowym, instruktorem żeglarstwa, nieco powłóczył się po morzach, co ma wpływ na twórczość. Zajmuje się propagowaniem spraw morza na spotkaniach autorskich, szczególnie z młodzieżą. Interesują go także inne sprawy: historia współczesna, problemy społeczne, konflikty moralne - to, czym żyjemy na codzień. Ostatnia książka: Sarmaty i scyty (2007). Zmarł w 2014. Strona www autora Numer GG: 3401579
Liczba tekstów na portalu: 22 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Nostalgia | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5274 |
|