Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
199.563.521 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 246 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
(..) dlaczego ktokolwiek miałby ufać Bogu albo też w ogóle uznawać jego istnienie? Jeżeli "dlaczego" znaczy "na jakich podstawach, podobnych tym, do których odwołujemy się, przyjmując hipotezy naukowe" - odpowiedzi nie ma, jako że nie ma takich podstaw.
 Religie i sekty » Socjologia religii

Niebezpieczna gra. Rozmowa z profesorem Bohdanem Chwedeńczukiem [3]
Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz, Bohdan Chwedeńczuk

A po drugie, gdy już mówimy o polskim katolicyzmie i jego ewentualnych funkcjach konserwujących status quo, to trzeba mieć na myśli władzę religijną, episkopat, kler średniego i parafialnego szczebla oraz katolickie środowiska i instytucje opiniotwórcze. Babć, które śpieszą pod moim oknem na poranną mszę, bym w to nie mieszał. Pytajmy więc, czy tak rozumiana religia konserwuje stosunki społeczne. A to zależy. Zależy mianowicie od tego, jakie to stosunki. Jeśli takie, które władza religijna i wpływowe środowiska wierzących uznają za korzystne dla siebie, a przynajmniej za lepsze niż te, których mogliby oczekiwać po zmianie, to rzecz jasna będą działać na rzecz utrzymania owych stosunków. Przyzna pan chyba jednak, że w takim postępowaniu nie ma nic swoistego dla religii. Wszyscy tak postępujemy.

Oto przykłady. Jeśli mnie pamięć nie myli, w trakcie strajków sierpniowych roku 1980 lub wnet po nich ówczesny prymas Polski wypowiadał się studząco, z wyczuwalną intencją wygaszenia czy osłabienia fali strajków (pamiętam w każdym razie, że znajomi opozycjoniści tak odbierali jego ówczesne wystąpienia). Otóż stawiam diamenty przeciw kasztanom, że nie chodziło mu tylko o tak zwaną rację stanu, o ochronę Polaków przed radzieckimi czołgami, lecz też o zablokowanie drogi w nieznane, w którym położenie Kościoła katolickiego mogłoby się okazać znacznie mniej korzystne niż to, które udało mu się wypracować pod rządami (za pozwoleniem, bo to idiotyczna nazwa) komunistów. A z kolei, kiedy po roku 1989 można było oczekiwać (iluzorycznie, jak się okazało), że pójdziemy w stronę liberalnego państwa świeckiego z rzeczywistym rozdziałem religii i państwa, Kościół zapobiegł takiemu potencjalnemu status quo, walcząc o utrzymanie choćby status quo ante, ale szybko zorientowawszy się, że może dostać jeszcze więcej niż za Gierka i Jaruzelskiego, poszedł tam, gdzie dziś jesteśmy.

A co pan powie o teologii wyzwolenia? Czy to była religia, czy niereligia? Jeśli religia, co wypada chyba przyznać, to pytajmy dalej: czy ci księża z karabinami w dłoniach, upatrujący w Chrystusie orędownika biednych, konserwowali stosunki społeczne bananowego kapitalizmu latynoskiego, czy chcieli je zmieść? Okoliczność, że Jan Paweł II definitywnie ich uciszył, nie zmienia chyba tego, że była to religia w służbie rewolucji.

Swego czasu opisał pan demokrację proponując jej trzy fundamentalne założenia: epikureizm, naturalizm oraz racjonalizm. Doszedł pan też do przekonania, iż religia opiera się na założeniach całkowicie przeciwnych, a tym samym, że demokracja jako taka i religia jako taka są antagonistyczne. To wysoki stopień abstrakcji i generalizacji. Zejdźmy na poziom konkretu. Jak i kiedy według pana religia i demokracja są sobie wrogie

No, powinien być pan ze mnie zadowolony, odnalazłem się przecież w ostatnich odpowiedziach wśród konkretów. Proszę jednak uwzględniać, że moje usposobienie umysłowe oraz praktyka zawodowa całego życia czynią, że konkret to dla mnie produkt uboczny teorii. Nie ma konkretu, dopóki go nie dostrzeże w chaosie świata teoria.

Istotnie, pisałem to, o czym pan mówi. Nie wypieram się. Istotnie, religia i demokracja, rozpatrywane od strony założeń, na których się wspierają, to antagonistyczne wobec siebie sposoby życia. Nie znaczy to oczywiście, że jeden i ten sam człowiek nie może być zarazem katolikiem i demokratą. Niech pan to powie Tadeuszowi Mazowieckiemu! Znaczy to natomiast, że życie religijne i życie demokratyczne biegną według przeciwstawnych reguł.

Cierpliwości, będzie trochę teoretyzowania. Prawo karne czy cywilne możemy rozpatrywać jako zbiór reguł: to a to jest dozwolone, to a to zakazane. W demokracji prawo jest stanowione i w niedemokracji, w Kościele katolickim prawo jest stanowione, jakieś gremia (nie wiem bliżej, jakie) ustanowiły prawo kanoniczne. Dramatyczna różnica polega jednak na tym, że tu i tam mamy różne reguły stanowienia reguł prawa. W demokracji dyskusja, kooperacja, kierowanie się, owszem, intuicjami i sądami moralnymi, ale zawsze próbowanie i błądzenie. Wszystko jest debatowalne, reguły stanowienia reguł prawa nie przewidują innych źródeł i mocy prawodawczych niż skonfliktowane i harmonizowane z sobą ludzkie potrzeby i interesy.

Religia natomiast sytuuje nad człowiekiem bóstwo jako źródło prawa. Praktycznie znaczy to tyle: sytuuje nad człowiekiem z jego przyrodniczymi i społecznymi ograniczeniami nadograniczenia narzucane przez ludzi — mówiąc po świecku, są to zazwyczaj kierownicze gremia organizacji wyznaniowych — reprezentujących bóstwo. Nadograniczenia te są również zmienne, raz na przykład mogą dopuszczać karę śmierci, innym razem jej zabraniać. Nie w tym rzecz! Rzecz w naturze tych ograniczeń, czyli w prerogatywach tych, którzy z nimi występują: występują z czymś, z czym się nie dyskutuje, co się czci, ten zaś, kto je odrzuca, już jest skazany, zanim powstało prawo z jego sankcjami, czynem przedprawnie bowiem przestępczym jest odmowa posłuszeństwa wobec nieodwołalnych, dyktujących ostatecznie wszelkie prawo poleceń Prawodawcy. Otóż w demokracji nie ma miejsca dla takiego Prawodawcy, prawodawcą jest tu każdy z nas. Pamiętam tych rycerzy prawa wyznaniowego, Marka Jurka czy Jana Łopuszańskiego, którzy przed laty w pierwszej fali parkosyzmów wokół aborcji wołali z ogniem w oczach, że o dobru i złu się nie dyskutuje. Rzecz nie w tym, nie w tym tylko, że narzucili nam, wbrew woli większości społeczeństwa, praktycznie pełny zakaz aborcji, lecz w tym przede wszystkim, że nam skutecznie narzucili niedemokratyczny sposób stanowienia prawa.

Rzecz nie w tym, jeśli wypatruje pan jeszcze jakiegoś konkretu, że dzień po dniu płynie z telewizji „Trwam", z radia Maryja, z „Naszego Dziennika" cuchnąca breja urągającej zdrowemu rozsądkowi i elementarnej przyzwoitości bredni, lecz w tym, że osłania i wzmacnia to wszystko coś, co w oczach odbiorców tego wszystkiego jest niepowątpiewalne i święte — ich religia, czyli manipulujące nimi osobniki w strojach duchownych.

Zejdźmy na jeszcze niższy poziom. Jak na kulturę demokratyczną w Polsce wpływa polski typ dominującej religijności?

Jesteśmy już całkiem nisko, w samym środku polskiej — mniejsza o nazwę — demokracji wyznaniowej, półdemokracji, tu-demokracji-ówdzie-teokracji itp. Na kulturę demokratyczną w Polsce, jak się pan uroczyście wyraża, wpływa fatalnie, bo ją uniemożliwia, nie żaden jednak polski typ dominującej religijności, lecz polskie duchowieństwo i miarodajne, władne i władcze środowiska katolickie i parakatolickie. Polskiemu typowi dominującej religijności, czyli rzeszom ludzi na ogół słabo wykształconych, słabo lub wcale nieuczestniczących w życiu publicznym, mało lub nic o życiu publicznym niewiedzących, bardzo nisko uspołecznionych, bo wzajemnie nieufnych i prawie żadnych wspólnych działań niepodejmujących — otóż tym ludziom jest doprawdy wszystko jedno, czy kler katolicki rządzi Polską, czy tylko życiem religijnym parafii i diecezji. Ten kler oraz obsługujący go politycy, ideologowie, dziennikarze, słowem — by użyć barwnego i adekwatnego rosyjskiego słowa — jego poputcziki działają dla siebie i w swoim imieniu, a na lud boży powołują się samozwańczo. Lud boży zresztą zwolna topnieje, frekwencja na nabożeństwach słabnie, powołań nie przybywa.

Mamy więc to, co mamy. Chcę jednak powiedzieć na zakończenie, skąd to mamy. Do tanga trzeba, jak pan wie, dwojga. Jest oto w Polsce, jak się to niekiedy mówi, strona kościelna i jest strona świecka. Jakżeby inaczej, światłych mamy zwolenników demokracji, rzeczników cnót republikańskich, roztropnych polityków umiarkowanej lewicy i umiarkowanej prawicy — nie, nie mówimy o żadnych ekstremistach! — mamy, ciągnijmy dalej, potężne gazety edukujące młodą inteligencję na dorobku do pokojowego współżycia z jakże pokojowo usposobionym Głódziem, głośnego mamy redaktora szydzącego z tramwajowego ateizmu; dalej, mamy intelektualistów laickiego pokroju, lecz troskliwie pochylonych nad niezbywalną obecnością Boga w nauce, u jej podstaw, i w moralności (przypominam sobie zawstydzające koniunkturalne wypowiedzi uczonych z okazji manifestu fideizmu, encykliki Fides et ratio), mamy dyżurnych socjologów po telewizjach i radiach, którzy starannie zaklajstrują każdy konflikt społeczny, mamy elokwentnych politologów, którzy opiszą gry i interesy partii politycznych, z partią kościelną w kilku frakcjach włącznie, legitymizując niejako tymi opisami horrendalną obecność tej partii na scenie politycznej świeckiego zdawałoby się państwa. Basta, dość tej litanii! Dość wyliczania tych, a jest ich legion, którzy chętnie, półchętnie, a nawet niechętnie odtańczyli to tango, współtworząc obecną Polskę.

A wystarczyło dążyć od początku, śmiało i z pomyślunkiem, do sprawdzonego rozwiązania, do rozdziału Kościoła i państwa, do rozdziału społeczeństwa obywatelskiego i społeczności kultu religijnego.

Zadanie stworzenia takiej rzeczpospolitej jest więc ciągle przed nami.

Powiało nadzieją… Dziękuję za rozmowę.


1 2 3 

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Religia. Co o niej wiemy?
Człowiek bez religii

 Dodaj komentarz do strony..   Zobacz komentarze (27)..   


« Socjologia religii   (Publikacja: 28-08-2007 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Mariusz Agnosiewicz
Redaktor naczelny Racjonalisty, założyciel PSR, prezes Fundacji Wolnej Myśli. Autor książek Kościół a faszyzm (2009), Heretyckie dziedzictwo Europy (2011), trylogii Kryminalne dzieje papiestwa: Tom I (2011), Tom II (2012), Zapomniane dzieje Polski (2014).
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 952  Pokaż inne teksty autora
 Liczba tłumaczeń: 5  Pokaż tłumaczenia autora
 Najnowszy tekst autora: Oceanix. Koreańczycy chcą zbudować pierwsze pływające miasto

Bohdan Chwedeńczuk
Filozof, profesor Uniwersytetu Warszawskiego; tłumacz literatury filozoficznej; publicysta m.in. czasopisma Bez Dogmatu.   Więcej informacji o autorze

 Liczba tekstów na portalu: 9  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Mówienie o Bogu. Po lekturze Feuerbacha
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 5533 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365