Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.065.982 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 292 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Naród, który traci pamięć przestaje być Narodem - staje się jedynie zbiorem ludzi, czasowo zajmujących dane terytorium".
 Religie i sekty » Socjologia religii

Niebezpieczna gra. Rozmowa z profesorem Bohdanem Chwedeńczukiem [2]
Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz, Bohdan Chwedeńczuk

Czasami mówię o sobie, by się odróżnić od ateisty w sensie właściwym, że jestem ateistą semantycznym, takim, co to odrzuca religię, bo nie rozumie jej języka. Nie rozumiem go — i to jest sedno mojego stanowiska — nie dlatego, że jestem upośledzony, lecz dlatego, że tego języka nie da się rozumieć. On jest upośledzony.

Mówiąc jeszcze inaczej a metaforycznie: od dawna nie wchodzę do gry o Boga. Grałem w nią zapalczywie na różnych pozycjach we wczesnej młodości. Od dawna nie gram. Sprawę mam, jak sądzę, definitywnie rozstrzygniętą. A udział w grze o Boga traktuję jako przejaw infantylizmu, czy to gatunkowego, czy osobniczego. Dzieci bowiem grają ochoczo nawet w gry bez reguł, czyli hasają raczej niż grają.

Czas wreszcie na sprawę, na której panu zależy. Pyta pan, co sądzę o religii jako o czymś społecznie niebezpiecznym. Mam w tej materii dwie rzeczy do powiedzenia.

Oto rzecz pierwsza, zasadnicza, w moim dawnym wysłowieniu: „Człowiek, który pozwala na to, że otrzymuje przekonania o nie wiadomo czym i je przyjmuje, jest zarazem bezbronny i społecznie niebezpieczny. Bezbronny, bo wystawił się na działanie mechanizmu, który organizuje jego świadomość poza jego kontrolą; społecznie niebezpieczny, bo składa się na zbiorowość, której życiem 'umysłowym' rządzi ten mechanizm. Ten mechanizm zaś, jak każdy mechanizm wdrukowujący treści irracjonalne, ciągnie tam, gdzie sobie życzą jego nadzorcy".

To jest, mówiąc religijnie, grzech główny religii. Gdy bowiem rozum śpi, budzą się demony. Choćby się religia składała z samych treści podniosłych i moralnie budujących — a znajdzie pan takie treści w obfitości w buddyzmie czy w Kazaniu na Górze — choćby kapłani i wierni to były istne anioły, okoliczność, że się te ideały i te anioły rodzą po wyłączeniu rozumu, okoliczność ta jest organicznym źródłem niebezpieczeństwa, licznych niebezpieczeństw. Na przykład takiego, że rozum raz wyłączony lubi się wyłączać, lub takiego, że z utratą wiary ludzie tracą to, czemu wiara służyła za iluzoryczną podstawę. Innymi słowy, religia przekształca się w swoją wynaturzoną mutację, w religianctwo — to pierwsze z niebezpieczeństw, które wskazuję; rewersem zaś religii jest nihilizm czy cynizm — to drugie. Polak-katolik to okaz religianta, czyli osobnika, który uświęcił i narzuca innym uświęcenie rzeczy najzwyczajniejszej w świecie, grupy współplemieńców mówiących w przybliżeniu jednym językiem. A na antypodach jest krystalicznie prawy Kiriłow z Biesów Dostojewskiego, ofiara sławnej frazy, że jeśli Boga nie ma, wszystko wolno, która wyznaje: „Nie uznaję żadnego prawa". Kiriłow znalazł się bowiem w położeniu, w którym mówi: „wiem, że Boga nie ma i być nie może", a zarazem wierzy, że „Bóg jest niezbędny, i dlatego musi istnieć". Nie ma dobrego wyjścia z tej matni, „człowiek żyjąc nie może pogodzić tych dwóch myśli", więc „to wystarcza, aby się zastrzelić". Jakby tu były jakieś myśli do pogodzenia!

A ta druga rzecz wygląda następująco. Niebezpieczeństwo religii czy jej społeczna szkodliwość to rzecz względna. Nie ma szkodliwości po prostu, szkodliwości absolutnej. Szkodliwość jest dla kogoś, w czyichś oczach, w czyjejś ocenie. Nie ma bezwzględnych norm pożytku czy szkody. Co jeden ma za szkodliwe, inny weźmie za pożyteczne. To banał, o którym wszakże zapominają, powiedziałbym, naturalnie zapominają obie strony odwiecznej barykady — wyznawcy religii oraz ateiści. A tymczasem absolutyzacja tych pojęć to rys swoisty mentalności religijnej.

Nie da się ich jednak zabsolutyzować. Nie wmówi pan mnie, że religia w świeckiej szkole to rzecz słuszna i pożyteczna, a Romanowi Giertychowi, że to rzecz społecznie niebezpieczna. Oczekiwanie, że ludzie dojdą do jednomyślności w sprawach religii to dopiero rzecz społecznie niebezpieczna. Popycha bowiem niejednego, jak zaświadcza historia, do zaprowadzania siłą jednomyślności.

A ludzie w kwestiach religii są niejednomyślni — może warto dorzucić to na zakończenie tego wywodu — co do dwóch głównych spraw: co do charakteru i słuszności przekonań religijnych oraz właśnie co do społecznej, życiowej wartości religii. Sprawy tego pierwszego obszaru są, moim zdaniem, zasadniczo rozstrzygalne, bo to są ostatecznie sprawy natury logicznej, a logika jest rzeczą zasadniczo wspólną nam wszystkim. To, że się nie możemy wszakże w tych sprawach dogadać — że na przykład ja, jak pan usłyszał, uznaję religię za zbiorowisko poznawczych bezsensów, a wielu bystrych i kompetentnych ludzi nie podziela mojego stanowiska — to kwestia różnic ideologicznych, choć ideologie nie mają tu nic do gadania. Tam natomiast, gdzie ludzie się dzielą na obóz średniowiecza i obóz oświecenia, czyli w sprawach roli religii w życiu społecznym ideologie mają wszystko do powiedzenia. Ideologie zaś to w ostatniej instancji upodobania, nie można więc — mocniej: nie powinno się oczekiwać ideologicznej jednomyślności.

W tej sytuacji polecam dwie maksymy. Pierwszą (autorstwa wielkiego amerykańskiego filozofa Charlesa S. Peirce’a): „Jeśli ich najwyższym dążeniem jest niewolnictwo intelektualne, powinni pozostać niewolnikami". I drugą: „Wyznawco Chrystusa, Jahwe, Allaha czy boga Wisznu żyj sobie i daj, do cholery, żyć mnie!"

Przejdźmy wreszcie do kolejnych pytań. Moje odpowiedzi będą zdawkowe, nie tylko dlatego, że prawie cały wysiłek włożyłem w odpowiedź pierwszą, bo mnie pan sprowokował do namysłu nad sprawą, kto wie, czy nie najistotniejszą, nad związkiem między substancją intelektualną religii a jej rolą społeczną, lecz też dlatego, że te inne sprawy, o które mnie pan pyta, wykraczają poza moje kompetencje. Niewiele mam w tych sprawach do powiedzenia.

Jedną ze specyficznych cech religijności jest według pana drażliwość — „dąs, obraza, opuszczenie miejsca, gdzie mówią nie po naszej myśli". Przy takim założeniu daje się wyjaśnić, dlaczego prawo chroni tylko obrazę uczuć religijnych a nie żadnych innych. Gdyby tak jednak było religia musiałaby iść w parze z agresją i prześladowaniem. Tymczasem nie zawsze tak jest.

Zacznijmy od dwóch rzeczy drobniejszych. Wedle mojej wiedzy, prawo polskie chroni nie tylko uczucia religijne, choć praktykę sądowniczą, a może raczej prokuratorską wydaje się znamionować uwrażliwienie na te uczucia. Religia, po drugie, jak pan słusznie sugeruje, nie musi iść w parze z agresją i prześladowaniem. Jest religijność Franciszka z Asyżu i religijność Savonaroli, religijność nieżyjącego już bożego człowieka z Krakowa księdza Musiała i religijność Rydzyka, religijność dobrego brata Antoniego, marianina ogrodnika, z którym się przyjaźniłem, i religijność księdza Jankowskiego. Czy natomiast, jak niektórzy utrzymują, w istocie religii tkwi dyspozycja do prześladowań i agresji - tego nie podejmuję się ustalać. Wiem natomiast, że dzieje katolicyzmu, religii skrajnie upolitycznionej, pęcznieją od agresji.

A co do uczuć religijnych, to po pierwsze, nie wiadomo bliżej, co to za uczucia, a po drugie, choćbyśmy je jakoś niearbitralnie zdefiniowali, nie ma żadnych wiarygodnych sposobów, by ustalić, czy ktoś doznał uszczerbku na takich uczuciach, czy tylko udaje, że go doznał, po trzecie zaś i najważniejsze, dlaczego prawo miałoby się zajmować naszymi uczuciami. Mówienie zresztą o ochronie uczuć religijnych to chwyt werbalny. W istocie, chodzi o ochronę religii. Szczególną zaś ochroną prawną religie cieszą się w państwach wyznaniowych, w państwach świeckich natomiast, gdy są to liberalne demokracje, sprawę regulują zadowalająco ustanowienia w duchu poprawki pierwszej do konstytucji Stanów Zjednoczonych Ameryki, która przyznaje obywatelom swobodę wyznawania religii, a zarazem staje na straży wolności słowa.

Polskie prawo jednak chroni jedynie uczucia religijne. Jedynie albo aż. Zgodnie z tym, co pan mówi o samej idei ochrony uczuć przez prawo, ideałem oczywiście byłoby jej zniesienie. Objęcie ochroną nie tylko uczuć religijnych — pozostanie tylko mniejszym złem. Idźmy jednak dalej. Czy pogląd, że religia jest społecznie korzystna, to mit? Trudno przeczyć, że religia konserwuje stosunki społeczne czy polityczne, którym udało się wejść w symbiozę z danym systemem religijnym. Co pan na to?

Mitem jest pogląd, że religia jest wyłącznie korzystna społecznie, że płyną z niej same profity. Skrajna postać tego mitu to mit konserwatywny — że religia jest społecznie nadkorzystna, że nie ma bez niej, jak powie konserwatysta, normalnego społeczeństwa. Przywołajmy jednak to, co powiedziałem wcześniej: nie ma nic takiego jak bezwzględna korzyść czy szkoda; korzystne czy szkodliwe jest to, na co nasze kryteria wskazują jako na korzystne czy szkodliwe. A kryteria są różne, arcybiskup Michalik ma swoje, a my z panem, ludzie niereligijni i antyklerykałowie, mamy swoje.

Postawmy sobie jednak pytanie, bo — po odnotowaniu filozoficznego banału o względności naszych ocen pożytku i szkody — dopiero ono jest interesujące: Co ma powiedzieć taki gość jak pan czy ja o społecznych funkcjach religii? Czy z naszego punktu widzenia religia jest, czy nie jest społecznie pożyteczna?

Otóż ma powiedzieć, drogi panie, że religia bywa społecznie pożyteczna. Czy działalność siostry Małgorzaty Chmielewskiej, prowadzącej ośrodek lub ośrodki dla bezdomnych, pomagającej kobietom ofiarom przemocy domowej itp., jest społecznie pożyteczna? Jest - bezspornie.

A powiedzenie, z którym występuje w takich razach doktryner antyklerykał, że siostra Chmielewska jest z usposobienia wielką altruistką i robiłaby swoje bez motywacji religijnej - to wybieg, taki sam, jak różne wybiegi apologetów religii. Kto ma wiedzieć lepiej niż siostra Chmielewska, co ją popycha do pomagania innym, do życia dla innych?! A może żyje na świecie taki gatunek człowieka, który bez motywacji religijnej nie ruszyłby tyłka, żeby pomóc cierpiącemu? Skreślmy religię, a skreślimy pewną pulę dobra, które wnoszą w nabrzmiały złem świat ludzie religijni. I pewną pulę zła — dorzuci pan. Zgoda. Niech jednak rzuca kamieniem ten z nas, który zna bilans. Ja nie znam!

Pyta pan jeszcze, co sądzę o konserwującej funkcji religii, konserwującej stosunki społeczne, którym — jak pan to ujmuje — udało się wejść w symbiozę z danym systemem religijnym. Postąpię tu podobnie, jak przy odpowiedzi na pytanie o społeczne pożytki z religii.

Kto pyta, a kto odpowiada? Otóż mamy obaj pewną wspólną charakterystykę. Świat naszej wiedzy i naszych doświadczeń, dotyczących religii, to świat katolicyzmu, polskiego katolicyzmu w pierwszej kolejności, polskiego katolicyzmu ostatniego dwudziestolecia przede wszystkim, bo dawniej to było dawno i nieprawda.


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Religia. Co o niej wiemy?
Człowiek bez religii

 Zobacz komentarze (27)..   


« Socjologia religii   (Publikacja: 28-08-2007 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Mariusz Agnosiewicz
Redaktor naczelny Racjonalisty, założyciel PSR, prezes Fundacji Wolnej Myśli. Autor książek Kościół a faszyzm (2009), Heretyckie dziedzictwo Europy (2011), trylogii Kryminalne dzieje papiestwa: Tom I (2011), Tom II (2012), Zapomniane dzieje Polski (2014).
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 952  Pokaż inne teksty autora
 Liczba tłumaczeń: 5  Pokaż tłumaczenia autora
 Najnowszy tekst autora: Oceanix. Koreańczycy chcą zbudować pierwsze pływające miasto

Bohdan Chwedeńczuk
Filozof, profesor Uniwersytetu Warszawskiego; tłumacz literatury filozoficznej; publicysta m.in. czasopisma Bez Dogmatu.   Więcej informacji o autorze

 Liczba tekstów na portalu: 9  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Mówienie o Bogu. Po lekturze Feuerbacha
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 5533 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365