Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.039.139 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 654 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Życie jest to opowieść idioty, pełna wrzasku i wściekłości, nic nie znacząca.
 Religie i sekty » Islam » Krytyka religii

Obyczaje muzułmanów - ramadan w Algierii [2]
Autor tekstu:

Chciałem profesorowi Saidowi przekazać zaproszenie do Polski, które mi przysłałaś, no i na koniec wypadało zaglądnąć do jego Renault 4. Autko stało niesprawne jakieś pięć miesięcy. Tak nie może być. Do północy jeszcze nie było nic wiadome. Podjąłem w ciemno decyzję — jadę. W razie niezamierzonej bumelki zwalę w dyrekcji na uczonych muzułmańskich. Powinni mnie zrozumieć. Są po studiach technicznych. O 4.30 wystartowałem maluchem. Jechało się świetnie, przepięknie, delicje, wspaniała pogoda, puste drogi. Potem jechałem w kierunku wschodzącego słońca, ogromna pomarańczowa kula powoli podnosiła się nad horyzontem. Przede mną w odległości jakieś 50 km wznosiły się pasma gór Lakhdaria — to tam, gdzie fiacisko 125 nawaliło i gdzie Lemi trząsł się ze strachu. Ponieważ nie wiedziałem nadal, czy jest karem, czy nie,papieroski kurzyłem raczej dyskretnie. To samo z jedzeniem w maluchu. Autko spisywało się świetnie. Mam zamontowane radio z odtwarzaczem na kasety. Puściłem bardzo głośno Alibabki „jak dobrze wstać skoro świt". Uwielbiam tę melodię, słowa i czyste wysokie głosy dziewczyn. Non stop utrzymywałem strzałkę szybkościomierza w okolicy setki. Więcej jak sto dziesięć autko nie było w stanie wydusić z siebie. Dwa razy pisi i dwa tankowania. O 13. byłem w Annabie. 580 km w osiem godzin. Rekord trasy maluchem. W głowie huk jak u czołgisty. Pojechałem prosto do profesora. Pytam się, czy jest karem, czy nie. Jest — odpowiedział. Zapytałem go, co wybiera dla mnie: karem czy naprawę Renault 4. Odpowiedział R4. To poproszę dobrą kawę, bo mi strasznie huczy w głowie. W salonie wypiłem dwie małe mocne kawy, wypaliłem też dwa Safy. Profesor zostawił mnie i plątał się gdzieś po willi. Chyba nie chciał być świadkiem mego barbarzyństwa. Pić kawę w karem! Oprzytomniałem nieco. Raźno wziąłem się do tego R4. Wystarczyło pół godziny dla autka, z którym nie poradzili sobie mechanicy arabscy. Zdradzę tajemnicę. Figiel był prosty. Rozrusznik „kręcił" dobrze. Autko nie odpalało. Iskra dochodziła z cewki do kopułki, ale nie wychodziła na kable od świec. Wniosek — palec rozdzielacza nie dotyka węgielków pod kopułką. A dlaczego? Bo był zużyty aparat zapłonowy i oś aparatu razem z palcem osunęła się deczko w dół. Do gniazda palca upchałem trochę ciasno ubitego papieru. Palec się podniósł milimetr lub dwa. Autko radośnie zagadało. Profesor, który mi pomagał, zatańczył z radości. Michel jest pan champion du monde. Wyjaśniłem profesorowi szczegółowo o co chodzi. Powiedziałem, że jest to bricolage, prowizorka, na jakieś pół roku, Inch Allah (w takich wypadkach można użyć tego fatalnego zwrotu), i poradziłem, ażeby absolutnie kupił nowy aparat.

Z drugim autkiem też się udało. Totalnie przestawiony zapłon i zawory.

Dwie godziny roboty. Porozmawialiśmy trochę. Potem profesor uparł się, że pojedziemy tą „renówka" do jego ojca w mieście. I tak zrobiliśmy. Jego ojciec siedział w koszuli nocnej na materacu, w bonnecie wełnianym na głowie i czytał półgłosem Koran, ogromną księgę, jakieś metr na metr, którą trzymał na kolanach.

Profesor wychwalał mnie pod niebiosa. Pogadałem przez chwilę grzecznie z dziadkiem. Następnego dnia zabrałem moje manatki od Mariana, kolejnych kilkanaście kilogramów części do fiatów 126p. W domu, byłem po dziesięciu godzinach. Tym razem tak się już nie spieszyłem . Miałem jeszcze jeden dzień wolny od pracy. Udało się. W szafie miałem spory magazynek części do malucha.

Fragment listu nr 79, 13.4.1989.

Tak jest, byłem chory. W łóżku uczciwie przeleżałem cztery dni. Brałem rovamycinę i UPS-ę. Dzisiaj już chodzę. Byłem w mieście, a potem naprawiłem tłumik w moim maluchu. Jutro idę do pracy. Ramadan od 7 kwietnia. Za oknem mam więcej śpiewów niż zwykle, w telewizji pogadanki religijne, orkiestry, soliści w stylu tradycyjnym. Pan, który śpiewa w mosquée, stara się jak nigdy przedtem, ciągnie słowa w nieskończoność, moduluje głos, słowem istny słowik. Ten śpiew jest wzmacniany „głośnikami co mają tysiąc wat". Przez cały dzień dochodzą z mosquée śpiewy lub słowa kazania. Godziny pracy przesunięte — z ósmej na dziewiątą do 15.30. Nie będzie też kantyny. Miasto na wpół wymarłe, a ci co są w mieście jakby czyściejsi niż zwykle, młodzieńcy z brodami, czyli Bracia Muzułmanie, w nieskazitelnie białych galabijach i schludnych myckach na głowie. Jedzie taki, w starym pordzewiałym peżocie, tłumik drutem przywiązany do zamka bagażnika, farba sypie się płatami, gęste czarne kręcone brody i wąsy, wzrok dumnie wbity gdzieś w horyzont, ani nie spojrzy na hołotę, czyli swych współbraci, z wyglądu każdy z nich jak z portretu Abd El-Kader.. Majestatycznie rozparty w tym feraju, jedzie do mosquée lub z mosquée. Może wygłosi kazanie, a może będzie namawiał ludzi do buntu? O pracy taki nie wspomni, bo nie wie on co to jest.

W Algierze można dzisiaj jeść od 19.25. Opowiadał mi Marian K. jak podczas lotu z Annaby do Algieru, gdzieś w powietrzu wybiła godzina z minutami, od której można już jeść. Pilot zapowiedział to uroczyście przez głośniki, a stewardzi (obowiązkowo są to mężczyźni) podali ciasteczka i wodę mineralną.

List nr 80, 27.4.1989.

Dalej, jestem ciągle zabiegany. A to przez moich szacownych kolegów i ich samochody. Jednemu nie ciągnie sprzęgło, drugiemu autko nie zapala, trzeciemu urwała się linka gazu i tak dalej. Do mechanika arabskiego nie pojadą, bo nie mają pieniędzy. Z pensji trudno wyżyć. A jak jeszcze ktoś ma rodzinę, to już klęska. Musi przejadać dolary. Ale nie narzekajmy, Michel pomoże, ponaprawia, porobi dobre uczynki.

W świecie muzułmańskim dalej karem. Dzisiaj można jeść od 19.34, po tej godzinie muzułmanie zaczynają szaleć. Najpierw najedzą się w domach, potem wychodzą na ulicę, łażą, wrzeszczą, plączą się, grają w piłkę. Posiadacze samochodów „promenują się" (franc. spacerować) dostojnie ulicami miasta, może szukają „dziewczynek", a może innych przygód. Dziewczyny też wychodzą na ulicę, ale po kilka naraz, w białych chustach i czarnych galabijach, długich aż do ziemi.

W sąsiednich domach rżnie muzyka, po lewej europejska, en face arabska — no i fajnie. Spać nie dają do północy albo i dłużej. Rano w pracy nieprzytomni, oczy podkrążone, często nie ogoleni. Pracy się żaden nie tknie, szukają ustronnego miejsca, aby się kimnąć. I tak to biegnie do popołudnia. Pan dyrektor Mr B. znika na pół godziny przed końcem pracy, wtedy urzędnicy też ulatniają się po angielsku.

W ciągu dnia notuje się dość dużo wypadków samochodowych, kierowcy albo są śpiący, albo zbyt nerwowi. Onegdaj widziałem wypadek czterech samochodów osobowych na raz, ale moje wiadomości sprostowano, że w rowie na dole były jeszcze dodatkowe dwa samochody. Trzy trupy. Mimo to muzułmanie uważają, że karem to piękna sprawa i że powinni go ćwiczyć wszyscy ludzie na świecie. Dla nich my jesteśmy ludźmi nieokrzesanymi, bo nie przestrzegamy karemu. Przy takich gadkach ja im ripostuję krótko:

1.Karem jest szkodliwy dla zdrowia bo:

a) jak się nie pije nic od 3-ciej rano do 19-tej wieczorem, czyli 16-cie godzin, to niewątpliwie organizm cierpi.

b) jak się o 19.34 towarzystwo rzuci do jedzenia, to na 25 milionów ludzi kilka tysięcy z nich wyląduje w szpitalu z rozdętym żołądkiem. Polscy lekarze to potwierdzają.

c) Jak już się taki muzułmanin nażre po tej 19.34, nie daj Boże ich groszku, tzw „płaszyszu", semulu lub innej fasolki, to pięknie wzrośnie mu ciśnienie w jelitach. W nocy, podczas snu żołądek i jelita zalega ciężkie niestrawione, tłuste jedzenie, organizm nie trawi i cierpi. Jedzenie kwaśnieje w kiszkach. Rano zgaga i smród z gęby. Przepraszam cię Olu. Ale rzeczywiście rano śmierdzi im z gęby, tak że podczas rozmowy sami odwracają głowę lub oddalają się od człowieka. Ust im nie wolno płukać. Dopiero przed modlitwą.

Doktor B. Zaorska podaje takie uwagi w swojej książce:

  • pacjentka nie chciała przyjąć lekarstwa bo był ramadan. Co ciekawsze pacjentką była arabska pielęgniarka,
  • w czasie ramadanu, w jej miejscowości zakłady pracy dawały urlopy wszystkim pracownikom,
  • post w ramadanie powoduje niedocukrzenie krwi i zaburzenie rytmów biologicznych organizmu,
  • w czasie ramadanu zwiększa się ilość zwolnień lekarskich z pracy,
  • w czasie ramadanu muzułmanin nie może oddać swojej krwi nawet dla ratowania życia swego dziecka3

2. Mój argument typu religijnego. Jeżeli, jak to mówią wierzący, Pan Bóg stworzył świat taki jakim on jest, to znaczy dzień — do pracy, noc — do spania i ewentualnie do rozmnażania się, to jeżeli ktoś, nawet tak wielki jak prorok Mahomet, przewraca dzieło boskie do góry nogami, to znaczy, że ten ktoś, czyli prorok, postawił się ponad Panem Bogiem. Zmienia boskie prawa, ale mówi, że robi to na cześć Pana Boga. To ja Michel pytam się, czy Pan Bóg jest z tego zadowolony i czy to akceptuje?

Powyższy punkt odnosi się też do obrzezania chłopców i dziewczynek. Jeżeli kto, ucina coś małemu chłopcu lub dziewczynce, to znaczy, że usiłuje poprawić dzieło boskie. Czyli stawia się wyżej od Pana Boga. Grzech i potępienie dla tego, który to robi (i tego lub tych, którzy kazali to zrobić) i jego zstępnych na wieki.

3. Matematyka: Tylko z powodu ramadanów muzułmanie nie pracują, (chyba, że ktoś pracuje w nocy: piekarz, policjant, strażak, lekarz, kolejarz, pilot i jeszcze inni):

Nie pracują:
na jeden rok -jeden miesiąc
na 12 lat, — dwanaście miesięcy, czyli rok
na 120 lat- nie pracują 10 lat
na 1200 lat- nie pracowali 100 lat
Do dzisiaj stracili: 1409 lat podzielić przez 12, daje to 117,4 roku!
Nie pracowali 117 lat!

Fragment z listu nr 81, Algier, 2.5.1989.

Piszę w pracy. Mamy kolejny dzień ramadanu. Już prawie od miesiąca w szarice (arab. przedsiębiorstwo) nic się nie dzieje. Siedzę w biurze u Wieśka L. Piję kawę i piszę do Ciebie. Za oknem mułła wyje z wieży. Krzyczy Allah Akbar. Urzędnicy się myją i idą do mosquée. Właśnie jeden z nich wszedł do biura, zakręcił się koło biurek, porwał moją kawę i pociągnął tęgi łyk. Nawet nie podziękował. Odwrócił się i wyszedł. A to ci dopiero egzemplarz.

Z gazety: ankieta przeprowadzona wśród mieszkańców Algieru wykazała, że 60% z nich nie przestrzega ściśle ramadanu. Popijają coś i podpalają papierosy. Oczywiście w miejscach publicznych nie ma o tym mowy. Nacisk opinii społecznej, dyktatura i totalitaryzm religijny robią swoje....


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Obyczaje muzułmanów
Małpa wzgardzona

 Zobacz komentarze (5)..   


« Krytyka religii   (Publikacja: 14-09-2007 Ostatnia zmiana: 18-12-2010)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Michał Christian
Publicysta, autor książki "Muzułmanie, islam i ja" (2007)

 Liczba tekstów na portalu: 5  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Opowieści polskiej położnej pracującej w Algierii
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 5556 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365