Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.802.461 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 722 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
Friedrich Nietzsche - Antychryst
Kazimierz Czapiński - Dokąd kler prowadzi Polskę? Laickie mowy sejmowe

Złota myśl Racjonalisty:
"Wielka jest obojętność nieba."
 Nauka » Biologia » Antropologia » Nauki o zachowaniu i mózgu » Psychologia i życie

Człowiek na styku wolności i ograniczeń [2]
Autor tekstu: Czesław Kiluk, Elżbieta Binswanger-Stefańska

„Moje przygody z technologią informacji rozpoczęły się jeszcze zanim powstał skrót 'IT'. Z początkiem lat 80. XX wieku najpowszechniej dostępnymi możliwościami programowania były kalkulatory marki HP, Texas Instruments etc. W dużych przedsiębiorstwach na kartkach papieru pisało się kody programu w języku FORTRAN. Potem oddawało się to maszynistkom i z powrotem dostawało się pęk perforowanych kart, na których otworki reprezentowały nasz program. Podobnie wprowadzało się dane do programu. Operator kompletował to z pękiem kart wprowadzających, inicjujących i kończących pracę komputera i jeśli wszystko było poprawnie, to po kilku dniach dostawało się naręcze pasiastego papieru z wydrukiem rezultatów. Jak łatwo sobie wyobrazić, taka "powolność" procesu znacznie wyhamowywała kreatywność użytkowników komputerów, ale nie entuzjazm i związane z tym emocje. Dzisiejsze edytory tekstu, interaktywny 'debugging', a przede wszystkim 'kompaktowość' komputerów osobistych stymulują, wręcz prowokują ciekawość odkrywczą i przyjemność eksperymentowania."

„Przyjemność eksperymentowania" z takim narzędziem w ręku, jakim jest komputer, to nic innego, jak tworzenie nowych oprogramowań do wykonywania najprzeróżniejszych interesujących zadań. Komputer może wiele, być maszyną do pisania, liczydłem, odtwarzaczem muzyki, zdjęć, filmów itd… zależy od programu, który weń wprowadzimy. Program to inaczej algorytm. I jakkolwiek tajemniczo by to pojęcie nie brzmiało, sprawa jest prosta, bo algorytm, to nic innego jak rodzaj przepisu, jak przepis na zupę pomidorową, weź to, to i to i wykonaj to w takiej a nie innej kolejności. I jest zupa. Inna sprawa, że z każdej kuchni trochę inna. Algorytm jest algorytmem a nie przepisem na zupę, jeśli jest napisany z matematyczną dokładnością i takoż wykonany. Takiej precyzji gotowanie zup nie wymaga. Wykonanie utworu muzycznego przy pomocy komputera i owszem. Poruszamy się w sferze znacznie bardziej wyczulonej, niż nieznaczne dopuszczalne dla podniebienia różnice w smakach. Algorytm przeszedł długą i zawiłą ewolucję. Wieki całe trwało zanim stał się tym, czym jest dzisiaj, skomplikowaną instrukcją dla równie skomplikowanych maszyn, w celu wykonania nadzwyczaj skomplikowanych operacji po to, by w bardzo prosty sposób mieć dostęp do morza informacji. Okazuje się też, że komputer można zaprząc do roboty w dziedzinach, do których dawniej podchodziliśmy jak chłop do pługa, mało subtelnie. Ale i do tego trzeba dojść drogą swojego osobistego, indywidualnego rozwoju, jeśli chciało się być wynalazcą w tej zupełnie nowej dziedzinie ludzkiego działania.

"Wyemigrowałem do Szwecji w drugiej połowie lat 70. z dyplomem politechniki szczecińskiej w kieszeni… i wylądowałem w obcym kraju bez zaplecza socjalnego. Startowałem zawodowo od 'parteru' tzn. od zatrudnienia jako monter instalacji ogrzewniczych, potem przeszedłem do pracy w biurze projektowo-konsultacyjnym, aby dalej, mniej więcej po 5 latach, odcumować i wypłynąć na 'wolne wody' rozpoczynając własną działalność konsultacyjną już jako własna firma. No, i, rzecz oczywista, aby pozyskać zlecenia na pracę należało mieć w zanadrzu co nowego, lepszego, atrakcyjniejszego od ofert, które klienci mogli dostać od innych, o wiele bardziej osadzonych na rynku, niż ja. Uświadomiło mi to, że tylko efektywne innowacje dają przebicie na rynku. Nie chodzi tu o wymyślenie prochu czy koła, w większości przypadków wystarczą małe postępy i ulepszenia. Dają one jednorazowe zlecenia i wymagają każdorazowo specyficznych przygotowań. Nie jest to jednak optymalne wykorzystanie własnego czasu i wymaga szerokich zabiegów rynkowych aby zabezpieczyć w miarę stały dopływ zamówień. 'Potrzeba jest matką wynalazku', postawiłem na wykreowanie własnego unikalnego produktu-usługi opartego na własnej koncepcji rozwiązania. Ideałem byłoby zabezpieczenie praw niematerialnych patentem, no, i własną marką produktu ( = Trade Mark)."

Wynalazek kojarzy się z czymś materialnym, maszyna do szycia była wynalazkiem, wynalazca mógł ją opatentować. Wyłączność na markę może sobie zapewnić producent wprowadzający wynalazek na rynek w postaci produktu do kupienia, na przykład firma Singer mogła mieć Trade Mark na swoją maszynę do szycia. Maszyna do szycia marki Singer to coś zdecydowanie konkretnego, jest czymś materialnym, można to kupić, postawić sobie w domu i uszyć na tym sukienkę. Ale jak opatentować coś niematerialnego, na przykład program komputerowy? Jak uzyskać TM dla czegoś wirtualnego? Dziś każdy użytkownik wyszukiwarki Google widzi znaczek TM przy nazwie, wtedy, na przełomie lat 80./90., co odważniejsi pionierzy nowego medium zapuszczali się w dziewicze regiony wycinając sobie trakt maczetami w dzikim gąszczu informacji nie wiedząc do czego to doprowadzi. Musieli się sporo nagłówkować, nagimnastykować. Twórcze mylenie otwierało nieznane drogi, ale równie dobrze mogło prowadzić na manowce.

Czesław Kiluk: Kreatywność i innowacyjność jako wynik weryfikacji wyobrażenia o rzeczywistości z rzeczywistością (skrót referatu)

"Kreatywność powstaje na styku wolności i ograniczeń", powiedziałem sobie i wziąłem się do roboty. Wolność miałem już zapewnioną (własna działalność) a ograniczeniem była konieczność pozyskania oraz wykonania prac tak, aby można było pokwitować zapłatę a rezultat pracy wykorzystywać jako referencje przy dalszych kontaktach. Więc naturalnym było, że doszukiwałem się wokół siebie sygnałów i inspiracji od klientów. Wtedy w kręgu moich zainteresowań była optymalizacja zużycia energii cieplnej do potrzeb ogrzewania, wentylacji i ciepłej wody we wszelkiego rodzaju budynkach. Moim „konikiem" było rozpoczynanie od analizy danych historycznych zużycia energii w celu określenia potencjału/marginesów optymalizacji jak również wykrywanie anomalii w przepływie energii. To wszystko służyło do dalszego umotywowania inwestowania w głębsze ekspertyzy i pomysły modernizacyjne. Rezultaty były często zaskakujące, np. odkrycie, że dwa lata wstecz w miesiącu marcu zużycie czyli koszty były 8-krotnie wyższe, niż oczekiwane statystycznie dla miesiąca marca. Klient był zaszokowany i wyraził dwa życzenia/opinie: 1.) nie jest specem od energii, więc nie potrzeba mu sążnistych ekspertyz tylko pół strony A4, najwyżej stronę — a najchętniej widziałby tylko jedną kreskę w poprzek papieru — jeśli biegnie prosto — znaczy, że wszystko jest w normie; 2.) dobrze, że się dowiedział o zakłóceniach i stratach w ogóle (po 2 latach), ale marzeniem byłoby dowiedzieć się o tym natychmiast — najchętniej następnego dnia. I tak to się zaczęło — innowacje i rozwój na zapotrzebowanie. Nieraz przyszło mi się konfrontować z murem stereotypów myślowych.

Klasyczne pojęcie sygnału alarmu jest interpretacją określonego stanu fizycznego, w przypadku urządzeń elektrycznych stanu ON/OFF, przypisując jednemu z nich stan alarmu. Na bazie opisanych formuł i rozwiązań powstała idea nowej definicji generowania alarmu, nie przez odczytanie stanu ON/OFF czujnika, lecz przez komputerową ocenę stanu według porównania wartości zmierzonej/obliczonej ze statystycznie określonym stanem oczekiwanych dla aktualnego punktu czasu, uwzględniając zarówno wielkość odchylenia jak i przesunięcie czasowe dla określenia prawdopodobieństwa zaistnienia stanu alarmowego. Jest to szczególnie przydatna formuła w przypadku potrzeby wykrywania stanów alarmowych „niematerialnych", szczególnie istotnych gdy chodzi o optymalizację procesów zużycia energii. No, i tak wkroczyłem w kreowanie teorii monitoringu — miałem narzędzia, których potrzebę trzeba było mocniej uzasadnić aby tym łatwiej komunikować korzyści z nich wypływające dla klientów.

Teoria w oczywisty sposób przekonuje o absolutnej „nieuchronności" uzyskania pozytywnych efektów oszczędnościowych przy stosowaniu zdalnego monitoringu i specjalistycznej obróbki danych pomiarowych. Wynika z niej również zmiana paradygmatu Zapobiegawczych Zabiegów Konserwacyjnych, gdzie momentem oczywistym jest Planowanie; na zastąpienie terminu „Planowanie" w procesie przygotowania zabiegów na termin „Według Zapotrzebowania" i dzięki algorytmom rozpoznającym bardzo wcześnie „zwiastuny" awarii zabiegi zachowują w dalszym ciągu charakter zapobiegawczy z zachowaniem możliwości normalnego przygotowania w czasie. Na marginesie warto wspomnieć, że to coraz powszechniej stosuje się w przemyśle samochodowym szczególnie w modelach wyczynowych. Uprzytomniłem to sobie kiedy mój koncept był już gotowy — motto „Warto zezować na to co robią sąsiedzi…"

Mój biznes na bazie tych formuł rozwijał się dobrze, miałem do dyspozycji kilkanaście osób zatrudnionych na stałe, prowadziłem działalność w kilku segmentach rynku informacyjnego: monitoring i sprzedaż usług centrali monitoringowej, sprzedaż centrali monitoringowych pod klucz z lokalizacją u klientów, usługi dokumentacyjne i mały fragment serwisu technicznego. Nie wiedziałem tylko, jakie rafy działalności gospodarczej przyjdzie mi pokonać. Bo oto pewnego poranka — katastrofa!!! Stopa procentowa jednej nocy podskoczyła do 500%. Właściciele nieruchomości, jak wiadomo, mają porządnie obciążone hipoteki i taki wzrost kosztów kapitału nie był przewidziany w żadnym budżecie. Firmy bankrutowały jedna za drugą, sypały się jak klocki domina. Po rekonstrukcjach strefy finansowej w skali krajowej, garnitur nowych klientów i ich chęci inwestowania były, skromnie mówiąc, mizerne.

Trzeba było znowu poczuć się jakby się było na styku „Wolności z Ograniczeniami". Na pytanie, jak pojmuję wolność, kiedy klienci z racjonalnych powodów wykruszają się, mogę odpowiedzieć: Wolność w moim wizerunku rzeczywistości jest określana ilością stopni swobody, którymi dysponuję, jest to wiedza, doświadczenia, intuicja, sieć kontaktów, wyczucie zmian gospodarczych i kierunku trendów rozwoju. Jest rok 1995. Klienci są nastawieni na cięcia kosztów własnych jako jedyny mechanizm na akumulacje zapasów finansowych i podniesienie rentowności a tym samym uzyskanie większej swobody manewrowania w przyszłych przedsięwzięciach. O kupowaniu centrali monitoringowych czy zdalnych loggerów pomiarowych nikt nie chciał nawet rozmawiać. W tej sytuacji koniecznym było dokonanie skoku technologicznego.

Koncepcja była taka, że klient pozbywał się własnego administrowania statystyk zużycia (mniej etatów, żadnych specjalnych komputerów, żadnych programów komputerowych i kosztów ich utrzymania w ruchu, żadnych kosztów szkolenia pracowników i wiele więcej) a to wszystko oddelegowywał do mojej centrali, do której miał dostęp poprzez połączenie internetowe (coś jakby centrala telefoniczna tylko zamiast rozmawiać oglądał tam przygotowane strony ze świeżymi danymi statystycznymi). To już było przekonywujące i interesy ruszyły znowu. W dalszym ciągu cel główny = optymalizacja, ruch ale jakże inaczej w porównaniu z pierwszymi analizami robionymi przez mnie w płachcie kalkulacyjnej VisiCal a nieco później w kiepskich prototypach Excela. Po okresie wielu prób i błędów, nadziei i zwątpień, nieustannego dostosowywania się do wymogów rzeczywistości w końcu program się udoskonalił i dziś hula jak talala. Wtedy oznaczało to dla mnie początek Nowej Ery. Przyszło mi się jednak skonfrontować i z pozatechnicznymi ryzykami sukcesu.


1 2 3 4 5 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Dzieci Boga?
Zabójcza wrażliwość

 Zobacz komentarze (22)..   


« Psychologia i życie   (Publikacja: 07-12-2007 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Elżbieta Binswanger-Stefańska
Dziennikarka i tłumaczka. W Polsce publikowała m.in. w Przekroju, Gazecie Wyborczej, Dzienniku Polskim, National Geographic i Odrze. Przez ok. 30 lat mieszkała w Zurichu, następnie w Sztokholmie, obecnie w Krakowie.

 Liczba tekstów na portalu: 56  Pokaż inne teksty autora
 Liczba tłumaczeń: 5  Pokaż tłumaczenia autora
 Najnowszy tekst autora: Odyseja nadziei i smutku
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 5643 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365