|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Państwo wyznaniowe
Ku uprawomocnieniu moralności – Polski droga na skróty [2] Autor tekstu: Agata Jakubowska
Może być też inaczej (z tym, że
postawa taka spotykana jest jeszcze nader rzadko), czego przykładem jest chociażby
Stanisław Obirek. Stwierdza on, iż „wiara jest kwestią wyboru, decyzji, którą
człowiek świadomie podejmuje. Zgoda, moja wiara jest odziedziczona, ale kiedy
zacząłem używać rozumu, szukałem potwierdzenia wcześniejszego
zakorzenienia w chrześcijaństwie. No więc tak, ja szukam potwierdzeń tego,
co już we mnie jest" [ 17 ]. Należy
zaznaczyć, iż były jezuita z szacunkiem odnosi się do osób niewierzących,
nie uważając, że ich moralność jest „wątpliwa" (jak jest to często
przedstawiane i wiąże się z jeszcze inną zależnością pomiędzy moralnością i religią, o której za moment), wręcz przeciwnie, zaznacza, iż dialog z niewierzącymi wiele wnosi do jego życia jak i określenia jego wiary, a osoby
takie często mogłyby zostać uznane za postępujące „godniej" (oczywiście
kryterium subiektywne) od żarliwych wyznawców swej wiary. Z kolei tego typu
twierdzenia można zawrzeć w kolejnego typu zależności pomiędzy moralnością i religią, mianowicie, że „znać na jej ocenach czy normach wpływy tej
ostatniej", przy czym „możemy im także podlegać zupełnie o nich nie
wiedząc i nie wiążąc ich z religią w jej formie instytucjonalnej" [ 18 ]. Nie żyjemy
przecież w „pustce", dorastamy w kulturze „przepojonej" wartościami
chrześcijańskimi i nawet przez manifestację innej wiary bądź niewiary, nie
odrzucamy całości tego dorobku.
Jednak czy dana religia ma monopol na głoszenie
moralnych praw? To pytanie można rozważać w kontekście kolejnej zależności
wskazanej przez Ossowską, mianowicie dotyczącej religijności i poziomu
moralnego człowieka [ 19 ]. Wiele osób odrzucających konkretne
wyznanie drażnią stwierdzenia, iż w gruncie rzeczy są oni wyznawcami tejże
religii, jednakże nazywają to w inny sposób. "To znaczy, że nawet jeśli
odrzucasz Boga, ale żyjesz tak, jakby on istniał, prowadzisz kryptochrześcijańskie
życie. Byłoby to jednak zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Trudność
polega choćby na tym, że niewierzący nie chce być traktowany jako
'anonimowy chrześcijanin'" [ 20 ].
Istnieje wprawdzie możliwość „formalnego" wystąpienia z kościoła
rzymskokatolickiego czyli dokonania apostazji [ 21 ],
jednak nie posiadam informacji, czy jest to często wykorzystywane. Faktem jest,
iż prośby o wykluczenie ze wspólnoty wiernych pojawiają się, wymusiło to
konieczność ustosunkowania się do tego typu decyzji Watykanu [ 22 ].
Sytuacja w Polsce wygląda inaczej, gdyż przynależący do wspólnoty wiernych
nie są zobowiązani do opłat na rzecz swego związku wyznaniowego, jak np.
wierni w Niemczech. Stąd też apostazja może być traktowana jako świadome
wystąpienie z kościoła i zarazem chęć zamanifestowania swych odmiennych
poglądów. W tym miejscu można również przytoczyć dyskusję, która toczyła
się w Polsce (i rozprzestrzeniła na inne kraje Europy), dotyczącej
Konstytucji Europejskiej. Czy zapis o chrześcijańskim dziedzictwie jest
konieczny? Jak już zostało wspomniane wcześniej, oczywiście dorobek ten jest
olbrzymi i biorąc pod uwagę siłę oddziaływania tradycji, zapewne będzie
przekazywany kolejnym pokoleniom. Chodzi tutaj jednak o coś zupełnie innego.
Chrześcijaństwo w tym momencie zostało przedstawione jako element dziedzictwa
pretendujący do
miana obrońcy moralności, a przez niegotowość do rzeczowej dyskusji, wydawałoby
się, iż postrzegany jest jako jedyny mogący sprostać temu „wyzwaniu".
Warto skupić się na
jeszcze jednej zależności, szczególnie istotnej dla niniejszych rozważań,
mianowicie moralności i prawa. Tego typu analizy podejmowane były (i są)
przez wielu myślicieli, i nierzadko propozycje teoretyczne są znacząco od
siebie odmienne. Nie będę skupiała się na tych różnorodnych wyjaśnieniach,
przytoczę opinię cytowanej już Marii Ossowskiej: „niewątpliwie
moralność w stosunku do prawa jest w większym stopniu czynnikiem warunkującym
niż czynnikiem przezeń uwarunkowanym" [ 23 ]. Choć, jak zaznacza, czasem prawo może
wyprzedzać moralność (jako przepis, do którego z czasem się „dojrzewa")
bądź też musi minąć sporo czasu, by norma uważana za słuszną, została
odzwierciedlona w prawie. Niezwykle interesujące są rozważania Leona Petrażyckiego
dotyczące relacji między normami prawnymi a moralnymi (i co jest z tym ściśle
związane, świadomością prawną i moralną). Traktuje on wszelkie obowiązki i związane z nimi roszczenia innych osób w kategoriach psychologicznych, są
one bowiem silnie związane z różnego typu emocjami, przeżyciami wewnętrznymi
danej jednostki. Są to bądź emocje repulsywne (odpychające, związane z przykrością, odrazą, wstrętem) bądź też apulsywne (przyciągające,
kojarzone z przyjemnością) [ 24 ]. To tego typu odczucia decydują o naszym
postępowaniu, ukierunkowują nasze działania. Stanowią one podstawę artykułowania
wszelkiego typu norm, przy czym pojawia się tutaj rozróżnienie norm prawnych
od norm moralnych. W przypadku norm prawnych, zdajemy sobie sprawę z tego, iż
osoba, wobec której żywimy pewne oczekiwania, jest świadoma ich charakteru (i
również ma prawo oczekiwać tego samego). Natomiast w przypadku norm moralnych
nasze oczekiwania nie muszą być spełnione, a co więcej, podzielane. Zatem w przytoczonych na początku przykładach różnego typu roszczeń oraz prób
„uprawomocniania"
pewnych norm moralnych, mamy do czynienia z niedostrzeganiem właśnie tej różnicy.
Owszem, każdy ma prawo wyrazić swą opinię, głosić, iż poczuł się urażony
(normy jednostronnie imperatywne), my możemy tego wysłuchać, jednakże nie
mamy obowiązku ustosunkować się do takiej wypowiedzi. Jeśli natomiast mowa o zapisach w Konstytucji, muszą być one traktowane jako normy
imperatywno-atrybutywne i tym samym przestrzegane przez wszystkich, których ta
ustawa obejmuje. Petrażycki zwraca również uwagę na to, iż świadomość
prawna jest niezwykle istotna dla rozwoju społeczeństwa. U jej podstaw często
leży świadomość moralna, jednakże nie ma ona tak wielkiej „mocy
sprawczej": "imperatywno-atrybutywna świadomość naszego obowiązku
(prawa, przysługującemu innemu) wywiera ceteris
paribus o wiele silniejsze ciśnienie na naszą wolę i na nasze postępowanie,
aniżeli czysto imperatywna; pierwsza ma na ogół znacznie więcej szans wywołania w rzeczywistości odpowiedniego postępowania niż druga" [ 25 ]. Analizowane w tym kontekście miejsce religii w systemie społecznym ściśle wiąże się z tą argumentacją. Otóż
„nauka Ewangelii jest nauką jednostronnie-imperatywną (i dla prawidłowego
jej rozumienia ważną jest rzeczą wiedzieć o tym i mieć to na względzie),
tak że jeżeli z nauki Ewangelii wyprowadza się obecnie społeczno-prawne
roszczenia itp. — jest to nieporozumienie i spaczenie jej sensu"
[ 26 ].
Natura i jej prawa niknęły w ciemności.
Bóg
rzekł „Niech się stanie Newton", i nastała światłość.
Aleksander
Pope Wszelkie te dyskusje
odzwierciedlają od dawna toczący się spór dotyczący wzajemnych relacji pomiędzy
nauką a religią. Czy wykluczają się one nawzajem? Czy niemożliwe jest osiągnięcie
porozumienia satysfakcjonującego obie strony? Interesującą próbę rozwiązania
tego typu rozbieżności przedstawia Stephen Jay Gould. Sądzi on, iż konflikt
między nauką i religią „istnieje wyłącznie w umysłach ludzi i w ich społecznych
działaniach, a nie w logicznej i prawidłowo realizowanej praktyce tych całkowicie
różnych i równie ważnych zagadnień" [ 27 ]. Nie deprecjonuje on
wartości religii, jak i nauki (gdy
mowa np. o zastąpieniu teorii ewolucji kreacjonizmem). Zajmuje stanowisko pomiędzy
tymi dwoma, radykalnie odmiennymi ujęciami, których przedstawiciele pragną
narzucić swe racje „przeciwnikom". To nie agresywna postawa może
doprowadzić do porozumienia, a oparta na wzajemnym szacunku, pokorze oraz świadomości
zupełnie odrębnych zagadnień i rozwiązań, proponowanych zarówno przez
religie, jak i naukę. „Proponuję, aby objąć tę centralną koncepcję
poszanowania i nieinterferencji — w połączeniu z intensywnym dialogiem między
obu odmiennymi zagadnieniami, z których każde dotyczy istotnego aspektu
ludzkiej egzystencji — przez sformułowanie zasady NOMA, czyli Nie Obejmujące
Się Magisteria" [ 28 ].
Należy jednak zaznaczyć, iż religia
traktowana jest tutaj szerzej, niż zwykło się ją przyjmować. Obejmuje ona
potrzebę zdefiniowania sensu życia oraz określenia moralnych podstaw działania,
odzwierciedla ona dążenie każdego człowieka (w ramach tego magisterium
zawierać się będą również dociekania niewierzących, agnostyków). Nauka
zaś oparta jest na obserwowalnych, empirycznie doświadczalnych faktach, nie będąc
tym samym w stanie rozwiązać dylematów dotyczących sfery wartości. Próby
„wymieszania" tych dwóch odrębnych sfer są najbardziej widoczne w dążeniach
zastąpienia teorii ewolucji kreacjonizmem. Stephen Jay Goud traktuje ten
konflikt jako swoiście amerykański, jak jednak mieliśmy okazję przekonać się
niedawno, jest to błędne założenie. Maciej Giertych, a wraz z nim były
wiceminister edukacji, Mirosław Orzechowski, stwierdzili, iż teoria ewolucji
Darwina jest pozbawiona jakiejkolwiek wartości (jest „kłamstwem i pomyłką") i dlatego też w polskiej szkole uczyć jej nie należy. Były minister edukacji
zapowiedział, iż warto zastanowić się nad dokładnym przejrzeniem książek
do biologii, by wprowadzić „ewentualne" poprawki. Oczywiście wywołało to
falę protestów. Tego typu uwagi i dążenia są niezgodne z prawem, o czym zdają
się zapominać wyżej wymienieni panowie. Zawsze należy występować w obronie
„swobody badawczej i prawa nauczycieli do nauczania ich przedmiotu zgodnie z ich najlepszą wiedzą i w zgodzie z ich zawodowym wykształceniem przeciwko układaniu
programów nauczania zgodnie z lokalnymi przekonaniami lub wierzeniami (albo po
prostu przez ludzi, którzy czynią najwięcej hałasu lub chwilowo dzierżą władzę),
niezależnie od ogólnego stanu wiedzy przyrodniczej i od doświadczenia
nauczycieli" [ 29 ].
1 2 3 Dalej..
Przypisy: [ 17 ] Przed Bogiem, ze Stanisławem Obirkiem rozmawiają Andrzej
Brzeziecki i Jarosław Makowski, Warszawa 2005, s. 157. [ 18 ] Maria
Ossowska, op. cit., s. 110. [ 20 ] Przed Bogiem, op. cit., s. 144. [ 21 ] "Apostazja jest
trojakim świadomym, dobrowolnym i całkowitym odstępstwem: 1 — od wiary (a
fide). Kiedyś traktowano to w tym znaczeniu, że odstępuje się całkowicie od
wiary chrześcijańskiej. Jeżeli bowiem odstępowało się tylko od pewnych jej
zasad, czy określonych prawd, to nazywa się herezją; 2 — od kapłaństwa (ab
ordine) po wyższych święceniach, czyli porzuca się stan kapłański i prowadzi życie w duchu świeckim; 3 — od zakonu (a religione) zakonnik, który
po wieczystych ślubach opuszcza zakon. W tych dwóch ostatnich przypadkach,
popada się w kościelną ekskomunikę" (Bogdan Motyl). [ 23 ] Maria Ossowska, op. cit.,
s. 139. [ 24 ] Leon Petrażycki, O
pobudkach postępowania i o istocie moralności i prawa, Warszawa 2002, ss.
18-19. [ 27 ] Stephen Jay Gould, Skały
wieków, Poznań 2002, s. 9. [ 28 ] W oryginale: Non-Overlapping Magisteria,
ibid., s. 10. « Państwo wyznaniowe (Publikacja: 19-01-2008 )
Agata Jakubowska Studentka socjologii, wolontariusz w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej w Krakowie (pomoc pracownikom socjalnym).
Numer GG: 7271387 | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5696 |
|