Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.039.170 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 654 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Wiara w cuda pojawia się tam, gdzie znika wiara w siłę własnych rąk, w siłę własnego umysłu, w siłę zjednoczonych wysiłków ludzkich".
 Światopogląd » Ateizm i Ateologia

Traktat ateologiczny [2]
Autor tekstu:

Tłumaczenie: Mateusz Kwaterko

Wbrew temu, co twierdzili Nietzsche i Heine, Bóg nie umarł; nie jest nawet umierający. Nie umarł i nie umiera, ponieważ nie jest śmiertelny. Fikcja nie umiera, złudzenie nie może sczeznąć, bajki dla dzieci nie sposób ukatrupić. Ani hipogryf, ani centaur, ani żadne inne zwierzę z mitologicznego bestiarium nie podlega prawom, które rządzą ssakami — wielorybem, dromaderem czy tchórzofretką. Otóż Bóg należy właśnie do mitologicznego bestiarium, podobnie jak tysiące innych stworzeń wymienionych w opasłych słownikach religioznawczych pomiędzy bodhisattwą a Bragim. Westchnienie uciśnionego stworzenia nie ustanie, póki istnieć będą uciśnione stworzenia; nie ustanie więc nigdy...

Zresztą gdzie miałby nastąpić ów zgon? W Wiedzy radosnej? Czyżby Boga zamordował w Sils-Maria natchniony, tragiczny, wzniosły filozof, krążący jak widmo — lub błędny ognik - nad ostatnim ćwierćwieczem XIX stulecia? Jaką bronią się posłużył? Książką, książkami, dziełem? Bluźnierstwem, analizami, argumentacją, polemiką? Zadał cios młotem filozofii? Sztych białą bronią literatów? Czy działał w pojedynkę? Z zasadzki? Czy miał wspólników? Czyżby w zbrodni maczali palce jego dziadkowie — ksiądz Meslier i markiz de Sade? Gdyby istniał zabójca Boga, czyż nie byłby kimś w rodzaju nadboga? A może ta urojona zbrodnia kryje w sobie pragnienie edypalne, próżne, choć nieprzeparte dążenie do celu obdarzenia człowieka wolnością i tożsamością oraz nadania jego życiu sensu?

Nie można zabić tchnienia, wiatru, zapachu, nie sposób zgładzić marzenia, aspiracji, rojeń. Boga stworzyli śmiertelnicy na swój hipostazowany obraz. Chcieli w ten sposób walczyć ze świadomością, że na końcu drogi nieodwołanie czeka nas śmierć, niebyt, nicość; słowem — pragnęli uczynić znośnym własne życie. Dopóki ludzie będą skazani na śmierć, wielu z nich będzie usiłowało stłumić tę przerażającą myśl, stosując rozmaite wybiegi. Wybiegu nie da się zamordować. W tym wypadku to raczej wybieg nas zabija, Bóg unicestwia bowiem wszystko, co stawia mu opór. Najsampierw rozum, intelekt, zmysł krytyczny. Reszta ulega destrukcji na mocy reakcji łańcuchowej.

Ostatni bóg umrze wraz z ostatnim człowiekiem. Znikną wówczas strach, obawa, lęk — maszyny do produkcji bożyszcz. Trwoga przed nicością, niezdolność pojmowania śmierci jako naturalnego, nieuchronnego procesu, z którym rozum, i tylko rozum, może się układać, a także brak sensu, jeśli pominąć sens nadawany przez nas samych, aprioryczny absurd — oto genealogiczne rozgałęzienia boskości. Bóg umrze dopiero wtedy, gdy zdołamy oswoić nicość. Od takiego postępu ontologicznego dzielą nas jednak lata świetlne...

Imię niepokornych

Bóg będzie trwać, dopóki nie znikną przyczyny, które powołały go do życia; równie długo trwać będą ci, którzy negują jego istnienie… Genealogia w tej dziedzinie to czysta fikcja: nie znamy daty narodzin Boga, nie potrafimy też określić genezy praktycznego ateizmu (co innego dyskurs). Można jedynie snuć domysły: pierwszy człowiek — kolejna fikcja — który oddawał cześć Bogu, musiał jednocześnie albo naprzemiennie wątpić. Niewiara współistnieje z wiarą. Jednostka doznająca religijnych uniesień to również jednostka targana wątpliwościami, potrafiąca zdobyć się na sprzeciw. Afirmacja i negacja, wiedza i ignorancja, padanie na kolana i bunt, czas tworzenia bóstw i czas obalania bożyszcz....

Bóg wydaje się zatem nieśmiertelny. Jego kapłani mają w tym względzie rację, choć niewłaściwie ją uzasadniają. Nerwica skłaniająca ludzi do tworzenia bogów nie ma w sobie nic nadprzyrodzonego, to rezultat najzwyklejszych procesów psychicznych. Bogów powołuje do życia lęk przed śmiercią, widok trupów, trwoga targająca dobiegającym kresu żywotem. Bóg rodzi się z rigor mortis, z zesztywnienia i bezruchu zmarłych członków plemienia. Kiedy rozpoczyna się widowisko śmierci, gdy martwe ciała zostają wystawione na pokaz, wówczas gęstnieją rojenia i opary, pokarm bogów. Nie możemy znieść widoku zwłok ukochanej osoby, usiłujemy zaprzeczyć temu, co widzimy, staramy się przekształcić kres w początek, zwieńczenie w narodziny nowej przygody. Bóg, niebo i duchy zagrzewają nas, byśmy zatracili się w tańcu, zapomnieli o bólu, cierpieniu, najgwałtowniejszej przemocy.

A co z ateistą? Niewiara w Boga i zaświaty zapewne nawiedzała umysł pierwszego człowieka, który uwierzył w Boga. Rebelia, bunt, zaprzeczanie temu, co uchodzi za oczywiste, niezgoda na wyroki losu — rodowód ateizmu musi do złudzenia przypominać genezę wiary. W tym samym okresie metafizycznych połogów pojawia się Szatan, Lucyfer, ten, który mówi „nie", odrzuca boskie prawo i niesie światło — emblematyczny filozof Oświecenia… Bóg i Diabeł to dwie strony tego samego medalu, podobnie jak teizm i ateizm.

Jeśli ateizm to stanowisko zaprzeczające istnieniu Boga lub uznające go za fikcję, którą człowiek tworzy, aby żyć mimo nieuchronności śmierci, to ateizm pojawił się w kulturze Zachodu stosunkowo późno. Wprawdzie ateusze występują już w Biblii — w Księdze Psalmów (10,4 i 14,1) oraz w Księdze Jeremiasza (5,12) — ale w Starożytności mianem tym określano nie tego, kto odrzuca wiarę w bogów, lecz tego, kto nie wierzy w bogów panujących w danym momencie, w ich społecznie obowiązujące wykładnie. Przez długi czas ateuszami nazywano ludzi, którzy wierzyli w bogów obcych, zagranicznych, heterodoksyjnych. Nie ludzi, którzy opróżniali niebo, lecz tych, którzy zaludniali je płodami własnej fantazji...

Polityczna funkcja ateizmu polegała więc na wyodrębnianiu i piętnowaniu jednostek wierzących w boga innego niż ten, na którego powoływali się rządzący dla utrwalenia swojej władzy. Bóg niewidzialny i niedostępny nie mógł bowiem sprostować słów, które wkładali mu w usta domniemani rzecznicy i pomazańcy wypowiadający się, wydający dekrety i działający w jego imieniu na dobre i na złe. Milczenie Boga było usprawiedliwieniem gadulstwa jego ministrów bez przerwy powołujących się na swoje bożyszcze: kto nie wierzy w ich Boga, ten nie wierzy w nich samych, jest więc, siłą rzeczy, ateuszem, najpodlejszym z ludzi, wyzutym z czci i wiary gorszycielem, ucieleśnieniem zła. Należy go bezzwłocznie uwięzić, torturować, zgładzić.

W takich warunkach trudno określać się mianem ateisty… Jest to epitet, którym obdarza — a raczej znieważa — władza, aby kogoś oskarżyć i skazać. Świadczy o tym sama budowa słowa: a-teista. Przedrostek negujący, słowo sugerujące brak, lukę, opozycję. Nie dysponujemy pojęciem w sposób pozytywny opisującym tych, którzy nie hołdują chimerom. Musimy się zadowolić konstrukcjami przywodzącymi na myśl amputację: a-teista, nie-wierzący, a-gnostyk, bez-wyznaniowy, a-religijny, niedo-wiarek, bez-bożny, oraz słowami pochodnymi — niewiara, bezbożność, ateizm… Nie znajdziemy pojęcia oddającego solarną, afirmatywną, pozytywną i wolną postawę jednostki, która nie korzy się przed urojeniami magicznego myślenia.

Ateizm jest więc językowym tworem bogobojnych. Słowo to nie zostało swobodnie i świadomie wybrane przez kogoś, kto postanowił nim określić własny światopogląd. Mianem ateusza obdarza się ludzi odrzucających lokalnego boga, w którego wszyscy, a w każdym razie niemal wszyscy wierzą, w którego dbałość o własny, dobrze pojęty interes wierzyć nakazuje … Teologiczne rozważania w zaciszu gabinetów zawsze bowiem opierają się na zbrojnych milicjach, egzystencjalnej policji i ontologicznej armii oszczędzających ludziom trudu samodzielnego myślenia, zagrzewających do wiary, przymuszających do konwersji.

Baal i Jahwe, Zeus i Allah, Ra, Wotan i Manitu zawdzięczają swoje przydomki geografii i historii. Ulepieni są wszakże z jednej gliny metafizycznej, określają tę samą fantazmatyczną istotę. Żaden nie jest prawdziwszy od pozostałych, wszyscy należą do panteonu imaginacyjnych tworów, do wesołej drużyny fikcji, w której Ulisses przepija do Zaratustry, Dionizos kłania się w pas Don Kichotowi, a Tristan i Lancelot z Jeziora są za pan brat z Bladym Lisem Dogonów i Papą Legbą wyznawców wudu.

Skutki antyfilozofii

Z braku lepszej nazwy na określenie niebezpiecznych szaleńców, którzy mają czelność nie wierzyć w Boga, przystańmy na ateuszy… Choć istnieją liczne synonimy lub peryfrazy, wszystkie zostały wprowadzone na rynek intelektualny przez czcicieli Chrystusa i mają charakter deprecjonujący. Na przykład Blaise Pascal chłostał bezlitośnie niepokornych (na małych karteluszkach, które zaszył przed śmiercią w podszewce płaszcza). Wymieńmy także libertynów, wolnomyślicieli czy zwolenników libre examen [swobodnego osądu], jak określa się obecnie naszych belgijskich przyjaciół.

Antyfilozofia — mroczny rewers Oświecenia, osiemnastowieczny nurt „intelektualny", dziś właściwie zapomniany, doskonały przykład tego, że chrześcijańska wspólnota nie cofa się dosłownie przed niczym, aby dyskredytować poglądy jednostek niepodzielających jej rojeń — brutalnie zwalcza wolną myśl i refleksję oswobodzoną z chrześcijańskich dogmatów.

Wspomnijmy chociażby księdza Garasse’a, jezuitę bez czci i wiary, któremu dwudziestowieczni propagandyści mogliby czyścić trzewiki. W ponad tysiącstronicowym dziele La Doctrine curieuse des Beaux esprits de ce temps, ou prétendus tels [Osobliwa doktryna tak zwanych Pięknoduchów] (1623), obrzuca on oszczerstwami wolnomyślnych filozofów, opisując ich jako rozpustników, sodomitów, opojów, żarłoków i pedofilów (biedny Pierre Charon, przyjaciel Montaigne’a), oskarżając o wszystkie diabelskie występki, aby odwieść czytelników od studiowania pism tych nikczemnych łajdaków. Rok później ten jezuicki minister propagandy popełnił Apologie pour son livre contre les athéistes et Libertins de notre siècle [Obrona mojej księgi wymierzonej we współczesnych ateistów i libertynów]; do wcześniejszych oszczerstw Garasse dorzucił kolejne kłamstwa, kalumnie, podłości i ataki ad hominem. Zaiste, miłość bliźniego nie ma granic.

Wspomniana metoda zawsze sprawdzała się doskonale — od Epikura, ściganego jeszcze za życia oszczerstwami bigotów, aż po szykanowanie niezależnych filozofów, którzy, jeśli nawet nie byli ateistami, ośmielali się utrzymywać, że Biblia nie daje odpowiedzi na wszystkie pytania. Nic więc dziwnego, że stosowana jest po dziś dzień. Filozofowie, których Garasse zmieszał z błotem, nie uzyskali pośmiertnej rehabilitacji, wielu myślicieli wciąż uchodzi za niemoralnych szubrawców, a ich dzieła butwieją w zapomnieniu. Ateizmowi zdołano przyprawić gębę na wieki wieków. W filozoficznych dysputach określenie libertyn nadal pełni funkcję deprecjonującą — w ten sposób dyskwalifikuje się myśl niezależną, wolną, pogodną i nieskrępowaną dogmatami wiary.


1 2 3 4 5 6 7 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Dlaczego trzeba bać się Michela Onfraya?
Ateizm walczący i deliberujący

 Zobacz komentarze (40)..   


« Ateizm i Ateologia   (Publikacja: 11-03-2008 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Michel Onfray
Ur. 1959. Francuski filozof. Urodził się w Normandii w rodzinie farmerskiej. W latach 1983-2002 wykładał filozofię na wyższej uczelni w Caen. Następnie utworzył bezpłatny Université populaire de Caen, a manifest tej uczelni opublikował w roku 2004 (La communauté philosophique). Jego publikacje propagują hedonizm, poznanie naukowe i ateizm.
 Strona www autora
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 5781 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365