|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Światopogląd » Ateizm i Ateologia
Traktat ateologiczny [2] Autor tekstu: Michel Onfray
Tłumaczenie: Mateusz Kwaterko
Wbrew temu, co twierdzili Nietzsche i Heine, Bóg nie umarł; nie jest
nawet umierający. Nie umarł i nie umiera, ponieważ nie jest śmiertelny.
Fikcja nie umiera, złudzenie nie może sczeznąć, bajki dla dzieci nie sposób
ukatrupić. Ani hipogryf, ani centaur, ani żadne inne zwierzę z mitologicznego
bestiarium nie podlega prawom, które rządzą ssakami — wielorybem,
dromaderem czy tchórzofretką. Otóż Bóg należy właśnie do mitologicznego
bestiarium, podobnie jak tysiące innych stworzeń wymienionych w opasłych słownikach
religioznawczych pomiędzy bodhisattwą a Bragim. Westchnienie uciśnionego
stworzenia nie ustanie, póki istnieć będą uciśnione stworzenia; nie ustanie
więc nigdy... Zresztą gdzie miałby nastąpić ów zgon? W Wiedzy radosnej? Czyżby Boga zamordował w Sils-Maria natchniony,
tragiczny, wzniosły filozof, krążący jak widmo — lub błędny ognik -
nad ostatnim ćwierćwieczem XIX stulecia? Jaką bronią się posłużył? Książką,
książkami, dziełem? Bluźnierstwem, analizami, argumentacją, polemiką? Zadał
cios młotem filozofii? Sztych białą bronią literatów? Czy działał w pojedynkę? Z zasadzki? Czy miał wspólników? Czyżby w zbrodni maczali palce
jego dziadkowie — ksiądz Meslier i markiz de Sade? Gdyby istniał zabójca
Boga, czyż nie byłby kimś w rodzaju nadboga? A może ta urojona zbrodnia
kryje w sobie pragnienie edypalne, próżne, choć nieprzeparte dążenie do
celu obdarzenia człowieka wolnością i tożsamością oraz nadania jego życiu
sensu? Nie można zabić tchnienia, wiatru, zapachu, nie sposób zgładzić
marzenia, aspiracji, rojeń. Boga stworzyli śmiertelnicy na swój hipostazowany
obraz. Chcieli w ten sposób walczyć ze świadomością, że na końcu drogi
nieodwołanie czeka nas śmierć, niebyt, nicość; słowem — pragnęli uczynić
znośnym własne życie. Dopóki ludzie będą skazani na śmierć, wielu z nich
będzie usiłowało stłumić tę przerażającą myśl, stosując rozmaite
wybiegi. Wybiegu nie da się zamordować. W tym wypadku to raczej wybieg nas
zabija, Bóg unicestwia bowiem wszystko, co stawia mu opór. Najsampierw rozum,
intelekt, zmysł krytyczny. Reszta ulega destrukcji na mocy reakcji łańcuchowej. Ostatni bóg umrze wraz z ostatnim człowiekiem. Znikną wówczas strach,
obawa, lęk — maszyny do produkcji bożyszcz. Trwoga przed nicością,
niezdolność pojmowania śmierci jako naturalnego, nieuchronnego procesu, z którym
rozum, i tylko rozum, może się układać, a także brak sensu, jeśli pominąć
sens nadawany przez nas samych, aprioryczny absurd — oto genealogiczne rozgałęzienia
boskości. Bóg umrze dopiero wtedy, gdy zdołamy oswoić nicość. Od takiego
postępu ontologicznego dzielą nas jednak lata świetlne... Imię niepokornych Bóg będzie
trwać, dopóki nie znikną przyczyny, które powołały go do życia; równie długo
trwać będą ci, którzy negują jego istnienie… Genealogia w tej dziedzinie
to czysta fikcja: nie znamy daty narodzin Boga, nie potrafimy też określić
genezy praktycznego ateizmu (co innego dyskurs). Można jedynie snuć domysły:
pierwszy człowiek — kolejna fikcja — który oddawał cześć Bogu, musiał
jednocześnie albo naprzemiennie wątpić. Niewiara współistnieje z wiarą.
Jednostka doznająca religijnych uniesień to również jednostka targana wątpliwościami,
potrafiąca zdobyć się na sprzeciw. Afirmacja i negacja, wiedza i ignorancja,
padanie na kolana i bunt, czas tworzenia bóstw i czas obalania bożyszcz.... Bóg wydaje się zatem nieśmiertelny. Jego kapłani mają w tym względzie
rację, choć niewłaściwie ją uzasadniają. Nerwica skłaniająca ludzi do
tworzenia bogów nie ma w sobie nic nadprzyrodzonego, to rezultat
najzwyklejszych procesów psychicznych. Bogów powołuje do życia lęk przed śmiercią,
widok trupów, trwoga targająca dobiegającym kresu żywotem. Bóg rodzi się z
rigor mortis, z zesztywnienia i bezruchu zmarłych członków
plemienia. Kiedy rozpoczyna się widowisko śmierci, gdy martwe ciała zostają
wystawione na pokaz, wówczas gęstnieją rojenia i opary, pokarm bogów. Nie możemy
znieść widoku zwłok ukochanej osoby, usiłujemy zaprzeczyć temu, co widzimy,
staramy się przekształcić kres w początek, zwieńczenie w narodziny nowej
przygody. Bóg, niebo i duchy zagrzewają nas, byśmy zatracili się w tańcu,
zapomnieli o bólu, cierpieniu, najgwałtowniejszej przemocy. A co z ateistą? Niewiara w Boga i zaświaty zapewne nawiedzała umysł
pierwszego człowieka, który uwierzył w Boga. Rebelia, bunt, zaprzeczanie
temu, co uchodzi za oczywiste, niezgoda na wyroki losu — rodowód ateizmu musi
do złudzenia przypominać genezę wiary. W tym samym okresie metafizycznych połogów
pojawia się Szatan, Lucyfer, ten, który mówi „nie", odrzuca boskie prawo i niesie światło — emblematyczny filozof Oświecenia… Bóg i Diabeł to
dwie strony tego samego medalu, podobnie jak teizm i ateizm. Jeśli ateizm to stanowisko zaprzeczające istnieniu Boga lub uznające go
za fikcję, którą człowiek tworzy, aby żyć mimo nieuchronności śmierci,
to ateizm pojawił się w kulturze Zachodu stosunkowo późno. Wprawdzie ateusze
występują już w Biblii — w Księdze Psalmów (10,4 i 14,1) oraz w Księdze
Jeremiasza (5,12) — ale w Starożytności mianem tym określano nie tego, kto
odrzuca wiarę w bogów, lecz tego, kto nie wierzy w bogów panujących w danym
momencie, w ich społecznie obowiązujące wykładnie. Przez długi czas
ateuszami nazywano ludzi, którzy wierzyli w bogów obcych, zagranicznych,
heterodoksyjnych. Nie ludzi, którzy opróżniali niebo, lecz tych, którzy
zaludniali je płodami własnej fantazji... Polityczna funkcja ateizmu polegała więc na wyodrębnianiu i piętnowaniu
jednostek wierzących w boga innego niż ten, na którego powoływali się rządzący
dla utrwalenia swojej władzy. Bóg niewidzialny i niedostępny nie mógł
bowiem sprostować słów, które wkładali mu w usta domniemani rzecznicy i pomazańcy wypowiadający się, wydający dekrety i działający w jego imieniu
na dobre i na złe. Milczenie Boga było usprawiedliwieniem gadulstwa jego
ministrów bez przerwy powołujących się na swoje bożyszcze: kto nie wierzy w ich Boga, ten nie wierzy w nich samych, jest więc, siłą rzeczy, ateuszem,
najpodlejszym z ludzi, wyzutym z czci i wiary gorszycielem, ucieleśnieniem zła.
Należy go bezzwłocznie uwięzić, torturować, zgładzić. W takich warunkach trudno określać się mianem ateisty… Jest to
epitet, którym obdarza — a raczej znieważa — władza, aby kogoś oskarżyć i skazać. Świadczy o tym sama budowa słowa: a-teista. Przedrostek negujący,
słowo sugerujące brak, lukę, opozycję. Nie dysponujemy pojęciem w sposób
pozytywny opisującym tych, którzy nie hołdują chimerom. Musimy się zadowolić
konstrukcjami przywodzącymi na myśl amputację: a-teista, nie-wierzący,
a-gnostyk, bez-wyznaniowy, a-religijny, niedo-wiarek, bez-bożny, oraz słowami
pochodnymi — niewiara, bezbożność, ateizm… Nie znajdziemy pojęcia oddającego
solarną, afirmatywną, pozytywną i wolną postawę jednostki, która nie korzy
się przed urojeniami magicznego myślenia. Ateizm jest więc językowym tworem bogobojnych. Słowo to nie zostało
swobodnie i świadomie wybrane przez kogoś, kto postanowił nim określić własny
światopogląd. Mianem ateusza obdarza się ludzi odrzucających lokalnego boga, w którego wszyscy, a w każdym razie niemal wszyscy wierzą, w którego dbałość o własny, dobrze pojęty interes wierzyć nakazuje … Teologiczne rozważania w zaciszu gabinetów zawsze bowiem opierają się na zbrojnych milicjach,
egzystencjalnej policji i ontologicznej armii oszczędzających ludziom trudu
samodzielnego myślenia, zagrzewających do wiary, przymuszających do
konwersji. Baal i Jahwe, Zeus i Allah, Ra, Wotan i Manitu zawdzięczają swoje
przydomki geografii i historii. Ulepieni są wszakże z jednej gliny
metafizycznej, określają tę samą fantazmatyczną istotę. Żaden nie jest
prawdziwszy od pozostałych, wszyscy należą do panteonu imaginacyjnych tworów,
do wesołej drużyny fikcji, w której Ulisses przepija do Zaratustry, Dionizos
kłania się w pas Don Kichotowi, a Tristan i Lancelot z Jeziora są za pan brat z Bladym Lisem Dogonów i Papą Legbą wyznawców wudu. Skutki
antyfilozofii Z braku
lepszej nazwy na określenie niebezpiecznych szaleńców, którzy mają czelność
nie wierzyć w Boga, przystańmy na ateuszy… Choć istnieją liczne synonimy
lub peryfrazy, wszystkie zostały wprowadzone na rynek intelektualny przez
czcicieli Chrystusa i mają charakter deprecjonujący. Na przykład Blaise
Pascal chłostał bezlitośnie niepokornych (na małych karteluszkach, które
zaszył przed śmiercią w podszewce płaszcza). Wymieńmy także libertynów,
wolnomyślicieli czy zwolenników libre
examen [swobodnego osądu], jak określa się obecnie naszych belgijskich
przyjaciół. Antyfilozofia — mroczny rewers Oświecenia, osiemnastowieczny nurt
„intelektualny", dziś właściwie zapomniany, doskonały przykład tego, że
chrześcijańska wspólnota nie cofa się dosłownie przed niczym, aby
dyskredytować poglądy jednostek niepodzielających jej rojeń — brutalnie
zwalcza wolną myśl i refleksję oswobodzoną z chrześcijańskich dogmatów. Wspomnijmy chociażby księdza Garasse’a, jezuitę bez czci i wiary, któremu
dwudziestowieczni propagandyści mogliby czyścić trzewiki. W ponad tysiącstronicowym
dziele La Doctrine curieuse des Beaux
esprits de ce temps, ou prétendus tels [Osobliwa doktryna tak zwanych Pięknoduchów]
(1623), obrzuca on oszczerstwami wolnomyślnych filozofów, opisując ich jako
rozpustników, sodomitów, opojów, żarłoków i pedofilów (biedny Pierre
Charon, przyjaciel Montaigne’a), oskarżając o wszystkie diabelskie występki,
aby odwieść czytelników od studiowania pism tych nikczemnych łajdaków. Rok
później ten jezuicki minister propagandy popełnił Apologie
pour son livre contre les athéistes et Libertins de notre siècle [Obrona
mojej księgi wymierzonej we współczesnych ateistów i libertynów]; do wcześniejszych
oszczerstw Garasse dorzucił kolejne kłamstwa, kalumnie, podłości i ataki ad hominem. Zaiste, miłość bliźniego nie ma granic. Wspomniana metoda zawsze sprawdzała się doskonale — od Epikura, ściganego
jeszcze za życia oszczerstwami bigotów, aż po szykanowanie niezależnych
filozofów, którzy, jeśli nawet nie byli ateistami, ośmielali się utrzymywać,
że Biblia nie daje odpowiedzi na wszystkie pytania. Nic więc dziwnego, że
stosowana jest po dziś dzień. Filozofowie, których Garasse zmieszał z błotem,
nie uzyskali pośmiertnej rehabilitacji, wielu myślicieli wciąż uchodzi za
niemoralnych szubrawców, a ich dzieła butwieją w zapomnieniu. Ateizmowi zdołano
przyprawić gębę na wieki wieków. W filozoficznych dysputach określenie libertyn
nadal pełni funkcję deprecjonującą — w ten sposób dyskwalifikuje się myśl
niezależną, wolną, pogodną i nieskrępowaną dogmatami wiary.
1 2 3 4 5 6 7 Dalej..
« Ateizm i Ateologia (Publikacja: 11-03-2008 )
Michel OnfrayUr. 1959. Francuski filozof. Urodził się w Normandii w rodzinie farmerskiej. W latach 1983-2002 wykładał filozofię na wyższej uczelni w Caen. Następnie utworzył bezpłatny Université populaire de Caen, a manifest tej uczelni opublikował w roku 2004 (La communauté philosophique). Jego publikacje propagują hedonizm, poznanie naukowe i ateizm. Strona www autora
| Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5781 |
|