Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.441.119 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 331 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Drugą część życia człowieka mądrego absorbuje uwalnianie się od głupot, przesądów i mylnych opinii nabytych w części pierwszej.
 Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki

Jedyny (w swoim rodzaju) podręcznik do etyki [2]
Autor tekstu:

Kilka uwag do tego cytatu. Jak to zwykle bywa, by zilustrować tezę, do której się dąży Autor mówi coś, ale nie całą prawdę, bo po pierwsze Pierwszy Poruszyciel w żadnej mierze nie jest tym co rozumiemy pod słowem „Bóg” w religii chrześcijańskiej. Nie jest on bowiem stwórcą świata, co więcej o istnieniu świata nic nie wie, nie jest też twórcą ludzkich dusz. Nie mówiąc już o tym, że ów Pierwszy Poruszyciel miałby być Bogiem osobowym. Wszelkie próby średniowiecznej spekulacji, które próbowały pogodzić wizję Arystotelesa z Bogiem Biblii są po prostu naciągane. Przy okazji warto podkreślić, że Arystoteles ze względu na ruchy planet dopuszczał istnienie pięćdziesięciu pięciu takich Poruszycieli (inteligentnych substancji) czasem redukując ich do czterdziestu siedmiu, jednocześnie ów Pierwszy Poruszyciel nie jest ich stwórcą, co ostatecznie ucina spekulacje o jego podobieństwie do chrześcijańskiego Boga.

Dlaczego więc ksiądz profesor podkreśla, że niektórzy komentatorzy nazywają Pierwszego Poruszyciela Bogiem? Odpowiedź jest prosta, idzie tu za myślą teologów chrześcijańskich, a szczególnie św. Tomasza, który popełnił zwykłe nadużycie. Ale kto by się tam takimi drobiazgami przejmował! A już szczególnie kiedy pisze podręcznik do etyki, w którym szermuje się na lewo i prawo takimi hasłami jak: „prawda, „dobro”, „zło”. Próby fałszowania tradycji filozoficznej są nagminne u myślicieli chrześcijańskich, to samo dotyczy także używania przez nich słowa „Bóg” w ich rozumieniu, w odniesieniu do platońskiej idei Dobra.

Jak podsumowuje ksiądz profesor eudajmonizm? Po przedstawieniu paru przykładów na występujące – jego zdaniem – braki w tym systemie – zadaje pytania: „Czy to znaczy, że dążenie do szczęścia jest moralnie podejrzane, albo wręcz naganne? Czy można powiedzieć, przeciwnie, że człowiek moralnie powinien do niego dążyć?” (s.69) Oczywiście w książce krytycznie analizowany jest tylko eudajmonizm arystotelesowski zapewne przez swoje powierzchownie podobieństwo do eudajmonizmu chrześcijańskiego, (u św. Augustyna szczęście to poznawanie Boga, a u św. Tomasza szczęście to dążenie do osiągnięcia dobra najwyższego, czyli Boga, który zapewnia życie pozagrobowe. To ostatnie nie ma miejsca u Arystotelesa). Ksiądz profesor przeciwstawiając Arystotelesa wizji eudajmonizmu chrześcijańskiego stwierdza: „Eudajmonizm upatrywał ją (normę moralności, przyp. J.K) w naturalnym dążeniu człowieka do szczęścia. Próbowałem pokazać, że jest to pogląd błędny, bo nie bierze pod uwagę godności 'osoby-adresata' mojego działania, którego nie wolno mi podporządkować własnemu naturalnemu dążeniu do szczęścia.” (ss.73-74)

A jakie jest to właściwe dążenie do szczęścia? „Zbawienie wieczne jest darem Boga; ale skoro Bóg chce zbawić wszystkich, to ostatecznie mój los leży w moich rękach.” (s.72) No i znowu wszystko jasne, należy całe swoje życie tak prowadzić, by zasłużyć na szczęście po śmierci.

Jak daleko zagalopował się ksiądz profesor w swojej misji szerzenia jedynie słusznego systemu etycznego, widać przy okazji omawiania deontonomizmu. Przyjrzyjmy się następującemu cytatowi: „Ale czy dla nas, chrześcijan, ostateczną normą moralności nie jest wola Boga? Czy musi się On przed człowiekiem tłumaczyć, dlaczego takie właśnie, a nie inne dał przykazania? Albo dzieci: czy nie chwalimy ich – moralnie! – za posłuszeństwo rodzicom i wychowawcom, także wtedy, gdy nie rozumieją one racji stojących za ich nakazami?” (s.79). I tak cała idea, na której wspiera się nauczanie etyki legła w gruzach. Po co wychowankowie mają myśleć, biedzić się, zastanawiać, analizować? Przecież tak jak Bóg nie musi się tłumaczyć przed człowiekiem, tak i rodzic lub wychowawca – przed dzieckiem lub uczniem! Tylko, że stwierdzenie to ma pewną wadę, Bóg wprawdzie z założenia jest nieomylny, ale nie da się udowodnić jego istnienia, a rodzic lub wychowawca wprawdzie istnieją, ale nie da się udowodnić, że są nieomylni.

Ksiądz profesor nie dość, że akceptuje takie zachowanie to jeszcze wyciąga wniosek o jego racjonalności: „Uwaga jednak: taka obrona deontonomizmu w gruncie rzeczy stanowi początek jego krytyki. Mogę nie znać powodów, które stoją u podstaw nakazu, ale to nie znaczy, że tych powodów nie ma. Dziecko wobec rodziców, żołnierz wobec dowódcy, człowiek wobec Boga – znajdują się często w tej właśnie sytuacji: nie znają racji nakazu autorytetu, ale domyślają się ich istnienia. To stanowi o racjonalnym charakterze ich posłuszeństwa. (podkr. J.K)” (s. 79) Oczywiście deontonomizm jest be, bo „…twierdzi, że za nakazem nie stoi już żadna racja.” (s.80) Ale kiedy normą jest wola Boga to wszystko w porządku, bo gdy na przykład „Bóg każe zabić, zabójstwo staje się dobre” (s.80). Może spuśćmy zasłonę miłosierdzia nad takim sposobem myślenia.

W kolejnym rozdziale dotyczącym rozumu i autorytetu, dowiadujemy się, że „Autorytet moralny – nie tylko Chrystusa, także autorytet czysto ludzki – nie musi się kłócić z respektem dla autonomii człowieka.” (s.89) Przeciwnie – pisze ksiądz profesor – poczucie odpowiedzialności skłaniać nas powinno do posłuszeństwa racjonalnego. Tym razem autorowi chodzi o posłuszeństwo wobec autorytetu Kościoła.

I teraz, w rozdziale „Spór o naturę prawdy: personalizm” przechodzimy do owego – jak czytelnik zapewne się domyśla – właściwego z punktu widzenia księdza profesora, systemu etycznego: personalizmu. Sedno tego systemu: „Wyraża się przekonaniem, że czyn – który nie tylko pochodzi od ludzkiej osoby, ale ma także swego 'adresata' osobę – jest moralnie dobry przez to, że stanowi akt afirmacji osoby dla niej samej: że ma na względzie przede wszystkim dobro osoby 'adresata'.” (s.94) Sęk w tym, że autonomiczne traktowanie człowieka występuje w różnych nurtach etycznych, sam personalizm występuje w kilku odmianach. Mamy między innymi personalizm ateistyczny, no ale w tym ostatnim nie ma mowy o Bogu, co zapewne w oczach księdza profesora jest nie do przyjęcia. Co zatem proponuje nam autor pogadanek? Ano właściwe wychowanie człowieka. Dobry wychowawca: „stara się przede wszystkim pomóc wychowankowi, by ten mógł sam dojrzeć to dobro, którym powinien się w życiu kierować” (s.97) W podręczniku etyki pisanym przez księdza trudno o wątpliwości, czym lub kim owo dobro w tym wypadku jest.

No i tak doszliśmy do sedna pogadanek, jest nim rozdział pt. „Bóg: Fundament bytu i ostateczna norma moralności”. Ksiądz profesor wychodząc od zachwytu nad światem, przez niezwykłość bytu przygodnego, którym jest człowiek, stwierdza: „Dostrzegając wartość tego, co jest, zwłaszcza respektując szczególną godność osób, oddaję hołd należny Bogu, od którego wszystko pochodzi i którego świętość 'przebija' przez przygodne byty. Ale i na odwrót: jeśli bezmyślnie niszczę otaczający świat, zwłaszcza jeśli ignoruję godność człowieka, w którym odbija się On jako w Swym szczególnie wiernym obrazie – to obrażam samego Boga. Bóg: 'Ten, który JEST' stanowi fundament wszelkiego bytu i rację jego dobra. I On jest ostatecznie 'Adresatem' wszelkich naszych czynów.” (s.108)…

Warto w tym miejscu przypomnieć, że omawiana książka została zaakceptowana przez ministerstwo jako podręcznik etyki dla młodzieży, która nie jest zainteresowana indoktrynacją religijną w szkole. Motywy urzędników państwowych wydających tę decyzję wydają się dość jednoznaczne.

Na szczęście tym rozdziałem ksiądz profesor zakończył swoją refleksję nad podstawami etyki. Następne mają być „bliższe naszym codziennym doświadczeniom i rozterkom.”

Na stronie 121, w rozdziale „Cel i środki” czytamy: „…życie jest wartością moralną. Odebranie go komuś jest odebraniem mu elementarnej szansy rozwoju. Zostawmy na boku trudny problem kary śmierci, (…)” A dlaczego trudny? Przecież Kościół rzymsko-katolicki ma jasną wykładnię tego problemu daną przez największy, zaraz po apostołach, autorytet, który w 600 lecie kanonizacji, został wyniesiony przez Piusa XI na niebotyczne wyżyny w hierarchii kościelnej, uznano go bowiem za głównego nauczyciela Kościoła obdarowując tytułem Doktora Anielskiego. A może chodzi tu o przemilczenie niewygodnego dla współczesnego Kościoła faktu, że św. Tomasz z Akwinu, bo o nim tu mowa, jasno dowodził: „Wszelka więc część z natury swej jest dla całości. Dlatego też, gdy odcięcie jakiegoś członka ciała jest niezbędne dla uratowania zdrowia całego ciała, np. z powodu gangreny lub zakażenia, wolno i trzeba go dokonać. Otóż każda pojedyncza osoba ma się tak do całej społeczności, jak część do całości. Dlatego jeśli jakiś człowiek jest niebezpieczny dla całej społeczności i swoim grzechem psuje drugich, jest rzeczą chwalebną i zdrową zabić go celem zachowania dobra wspólnego, gdyż „odrobina kwasu zakwasza całe ciasto”, jak mówi św. Paweł (Gal 5, 9). [ 2 ]” A kilka linijek dalej, w akapicie pt. „Rozwiązanie problemu” pisze: „gdy śmierć złych nie stanowi niebezpieczeństwa dla dobrych, lecz raczej zapewnia im bezpieczeństwo i życie, wówczas wolno złoczyńców zabijać. [ 3 ]” Gwoli ścisłości, należy dodać, że stanowisko to zostaje złagodzone przez Jana Pawła II w Katechizmie Kościoła Katolickiego (2266n), czytelnikowi pozostawiam rozważenie, jakie miejsce zajmuje papież-Polak w hierarchii kościelnej (czy jego autorytet powinien być stawiany wyżej od autorytetu Doktora Anielskiego). Ksiądz profesor zamiast tak drażliwych tematów, ratuje się rozpatrzeniem „bezpieczniejszych” dla siebie dylematów: by nie poświęcać jednostki w imię dobra ogółu oraz porusza problem zdrady małżeńskiej, która według niego nie da się nigdy usprawiedliwić.

Kolejny rozdział traktuje o Złotej Regule: „Nie czyń drugiemu, co tobie nie miłe”. Na marginesie warto zauważyć, że pierwszym, który ją sformułował był wybitny myśliciel żydowski Hillel Starszy żyjący w latach 60-70 przed Chrystusem, założyciel szkoły filozoficznej i hermeneutycznej w Palestynie. Ksiądz profesor po nakreśleniu kontekstów w jakich Złota Reguła była użyta w Ewangeliach Mateusza i Łukasza (o Hillelu oczywiście ani słowa) dochodzi do wniosku: „Oto więc, głębszy jak sadzę, sens Złotej Reguły: jeśli naprawdę kochasz bliźniego (jak go kochać powinieneś) i jeśli chcesz wiedzieć, co jest dlań naprawdę dobre – to wejrzyj w siebie i zastanów się, czego ty byś w tej sytuacji od innych oczekiwał. I to czyń.” (s.127)


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Analiza podręczników szkolnych (filozofia, etyka)
Analiza podręczników szkolnych

 Zobacz komentarze (21)..   


 Przypisy:
[ 2 ] Tomasz z Akwinu, Summa Teologiczna, 2-2 qu. 64 art.2
[ 3 ] j.w.

« Recenzje i krytyki   (Publikacja: 02-10-2008 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Jacek Kozik
Ur. 1955. Ukończył studia na Wydziale Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Na łamach prasy zadebiutował blokiem wierszy w 1982, w „Przeglądzie Tygodniowym”. Swoje wiersze drukował także w „Tygodniku Kulturalnym”, „Miesięczniku Literackim”, „Literaturze” i „Poezji”. Jednocześnie jego poezje pojawiły się w drugim obiegu, w warszawskim „Wyzwaniu” i wrocławskiej „Obecności”. Zbiory wierszy: „Tego nie kupisz” (1986), „Matka noc” (1990), „Ślad po marzeniu” (1995). Jego słuchowiska i wiersze były emitowane także na antenie Polskiego Radia. Uczył w szkołach podstawowych i gimnazjum, dla którego ułożył program „Korzenie kultury europejskiej”. Uczył także w liceum etyki i filozofii. Jego artykuły ukazywały się w specjalistycznych periodykach „Edukacji Filozoficznej”, „Filozofii i Sztuce” oraz w „Filozofii w Szkole”. Mieszka w Nowym Jorku   Więcej informacji o autorze

 Liczba tekstów na portalu: 15  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Duszne niedouczenie
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 6115 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365