Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.183.965 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 308 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Brakujące ogniwo między zwierzęciem i człowiekiem to właśnie my.
 Kościół i Katolicyzm » Organizacja i władza » Kler

Od kapłaństwa do ateizmu [3]
Autor tekstu:

– Wierzcie mi kochani, że – mówił dalej kaznodzieja – Najświętsza Panienka tym ryngrafem go osłoniła. Kula, która go trafiła, odbiła się rykoszetem od metalowego wizerunku Matki Bożej i dzielnemu powstańcowi nic się nie stało. Dzięki Maryi zdrowy i pełen sił wrócił do domu.

Po zakończeniu tego opowiadania kaznodzieja tak je zinterpretował:

– Czy potrzebujecie jeszcze więcej dowodów na to, że Matka Boża opiekuje się nami? Całkowicie Jej zawierzcie! Z własnej woli zostańcie Jej dziećmi! Uklęknijmy więc przed naszą Niebieską Panią i wołajmy: „Matko ukochana, przyjmij nas na swoje córki i swoich synów! Opiekuj się nami! Pomagaj nam! My, kochano Mamo przyrzekamy Ci wierność na całe życie”.

 

*

Gdy rozpoczynałem studia w Wyższym Arcybiskupim Seminarium Duchownym w Gnieźnie, byłem przekonany, że wiarę moją umocnię. To przekonanie jeszcze bardziej się utwierdziło po wysłuchaniu trzech wstępnych wykładów, poświęconych filozofii. W czasie tych wykładów ksiądz profesor L.D. wyjaśnił, czym jest filozofia, jakie ma znaczenie dla teologii oraz dla naturalnego poznania Boga i duszy ludzkiej. Wszystko tak przedstawiał, jakby było zupełnie proste. Posługiwał się argumentami, które oddziaływały nie tyle na rozum, ile na uczucie. Mimo to przekonał mnie, że filozofia rzeczywiście potrafi udowodnić istnienie Boga i to, że człowiek składa się z dwóch istotnych elementów: ciała i duszy, ze sobą zespolonych. Uwierzyłem także w podaną wówczas przez niego tezę o konieczności poznania nauk filozoficznych przed przystąpieniem do studiowania teologii. Uznałem, że filozofia toruje drogę teologii. Pomaga zrozumieć dogmaty, ułatwia człowiekowi ich akceptację oraz likwiduje wątpliwości w wierze.

Profesor między innymi powiedział:

– Każdy z was po odbyciu studiów filozoficznych musi być przekonany, że jest Bóg i nieśmiertelna dusza ludzka. Dopiero mając co do tego pełną jasność, będziecie mogli zająć się tym, co Pan Bóg objawił i z jakich powodów musiał wkroczyć w nasze życie. Zatem zachęcam was do wnikliwego studiowania filozofii. Kto tej wiedzy nie opanuje, będzie musiał nasze seminarium opuścić. Na koniec ksiądz wykładowca przedstawił szczegółowy program studiów filozoficznych. Analizując powyższe wykłady z perspektywy dnia dzisiejszego muszę stwierdzić, że wzbudziły w nas one tylko nadmierną nadzieję. Od tej pory przez sześć lat czekałem na argumenty, które lepiej by mi uzasadniły moje przekonania religijne i uczyniłyby moją wiarę bardziej racjonalną. Niestety, tego się nie doczekałem mimo starannego przyswajania wiedzy, podawanej przez profesorów i pogłębianej w bibliotece seminaryjnej.

Na pierwszym roku poznawałem logikę, teorię poznania, metafizykę, częściowo etykę i historię filozofii. Dziedziny te niewiele mi pomogły w poznaniu Boga i nieśmiertelności duszy ludzkiej. Tylko jeszcze bardziej rozbudziły moją nadzieję, obiecując, że dopiero wtedy będę usatysfakcjonowany, gdy wysłucham wykładów z teodycei i psychologii racjonalnej. Więc cierpliwie czekałem, ucząc się zasad poprawnego definiowania pojęć, myślenia, wnioskowania i rozumowania naukowego. Dużo materiału do przemyśleń dostarczała mi historia filozofii.

Ucząc się różnych systemów filozoficznych, dochodziłem do przekonania, iż nie jest łatwo znaleźć w nich prawdę. Są one ze sobą sprzeczne, przeciwstawne i nie wiadomo, na jakiej podstawie zostały wymyślone. Jedni filozofowie głosili, że jest Bóg, inni, że Go nie ma. Niektórzy mówili, iż Bóg jest bytem, istniejącym sam z siebie, samodzielnie i niezależnie od materialnego świata. Byli też i tacy, co Go utożsamiali z materialnym światem, głosząc panteizm. Spierali się, czy Bóg jest bytem wiecznym, czy też został stworzony przez inny, jeszcze doskonalszy byt. Problemem spornym były też politeizm i monoteizm. Jeszcze większe zamieszanie dostrzegłem w etyce. Głoszono tak rozbieżne myśli, że nie mieściło się to w mojej głowie. Jedni uważali, że umartwianie się i zadawanie sobie cierpień jest etyczne, inni zaś mówili, że wszystko to, co sprawia człowiekowi przyjemność zmysłową, jest właśnie dobre. Nie było również jednakowych poglądów co do duszy ludzkiej. Jedni udowadniali, że jest ona różna od ciała, niematerialna, a zatem nieśmiertelna. Inni głosili, że duszy jako takiej nie ma, a myślenie jest tylko wytworem materii. Przedstawiali też teorie na temat, co dzieje się z duszami po śmierci ciała. Wśród tych teorii spotykamy hipotezy o wędrówce dusz, o miejscu ich pobytu oraz o karach, jakie spotkają je za grzeszne życie na ziemi. Muszę przyznać, że przyswajając sobie powyższe myśli, doszedłem do wniosku, iż filozofia jest zbiorem różnych historyjek, nic niewyjaśniających. Trochę tylko podtrzymywały moją wiarę w jej efektywność systemy filozofii scholastycznej, a w szczególności system świętego Alberta Wielkiego i świętego Tomasza z Akwinu.

Bardzo mnie interesowały ich poglądy. Wydawało mi się, iż dzięki nim zostanę przekonany o istnieniu Boga. Czekałem więc na wykłady z teodycei, zwłaszcza na wykłady o tak zwanych pięciu drogach świętego Tomasza, prowadzących od rzeczy stworzonych do Stwórcy, a także na wykłady o scholastycznych argumentach, przemawiających za istnieniem nieśmiertelnej duszy. Z logiki najbardziej utkwiła mi w pamięci nauka o przyczynowości.

Poznałem, jak wielką rolę odgrywa przyczynowość w badaniu faktów lub zdarzeń. Przekonano mnie, że niekiedy dość łatwo jest ustalić ich przyczyny, a w niektórych przypadkach bardzo trudno je znaleźć. Już wtedy próbowałem zastosować zasadę przyczynowości do badania istnienia Boga.

Usiłowałem przeprowadzić takie rozumowanie:

– Widzę na świecie różne byty przypadkowe. Byty te nie istnieją same z siebie. Ktoś musiał je powołać do istnienia. Tym, kto powołał je do istnienia, nie może być byt przygodny. Musiał to być byt istniejący sam z siebie, czyli Bóg. Na pozór rozumowanie to wydaje się logiczne. Prawdą jest, że na świecie jest wiele bytów, które w pewnym momencie zaistniały. Trudno uznać za fałsz to, iż musiała być przyczyna ich zaistnienia. Nie można jednak zgodzić się z tym, że tą przyczyną na pewno jest Bóg. Zaistnienie tych bytów mogło być spowodowane zupełnie innymi przyczynami, które na podstawie powyższego rozumowania trudno ustalić.

Zmartwiłem się więc, że nie potrafię przeprowadzić dowodu na istnienie Boga zgodnie z zasadami prawidłowego rozumowania. Dalej jednak miałem nadzieję, iż nauczę się tego od świętego Tomasza z Akwinu.

Na czwartym semestrze drugiego roku studiów słuchałem wykładów o pięciu drogach świętego Tomasza z Akwinu, prowadzących – rzekomo – umysł ludzki od świata widzialnego do niewidzialnego Boga. Wykładowca, rozpoczynając cykl tych wykładów, taką tworzył atmosferę, jakby potrafił eksperymentalnie udowodnić istnienie Stwórcy. Z różnych stron naświetlał ten problem i mówił, iż sam święty Tomasz z Akwinu uważał swoje dowody za pozwalające poznać Boga niemal a posteriori . Stąd później, gdy te prelekcje obietnicy nie spełniły, w umysłach wielu kleryków i moim powstały wątpliwości, które ciągnęły się za nami, szepcąc do ucha „chyba Boga nie ma”.

Pierwsza droga świętego Tomasza – to dowód kinezjologiczny. Prowadzi on z obserwacji ruchu do przyczyny, która ten ruch wywołała. Tak przebiega to rozumowanie. Przytaczam je za książką, z której w 1952 roku się uczyłem:

„Pewną jest bowiem rzeczą i wiadomą ze świadectwa zmysłów, że niektóre rzeczy świata znajdują się w ruchu. Cokolwiek się zaś porusza, jest poruszane przez coś innego. Nic bowiem nie porusza się, jak tylko dlatego, że jest w możności do tego, ku czemu się porusza… Zatem koniecznie musimy się zatrzymać na jakimś pierwszym bycie poruszającym, którego już żaden inny byt nie porusza, a przez taki byt rozumieją wszyscy Boga” [tekst świętego Tomasza z Akwinu, cytowany za: ksiądz Franciszek Kwiatkowski. „Filozofia Wieczysta” tom III. Kraków 1947, s. 28-29].

Na ogół rozumowanie powyższe przebiega prawidłowo. Gdy jednak głębiej się zastanowić, nie wiemy, dlaczego święty Tomasz wysunął taki, a nie inny wniosek. Przecież z przesłanek, którymi się posłużył, trudno było taki wniosek wyprowadzić. Owszem, ruch codziennie obserwujemy. Widzimy, że rower porusza się tylko wtedy, gdy jest napędzany siłą mięśni człowieka. Motocykl zaś nabiera prędkości, bo napędza go silnik, który pracuje na skutek spalania paliwa. Kamień rzucony z dachu spada, bo występuje przyciąganie ziemskie. Z rozumowania świętego Tomasza jednak nie wynika, że musi być jakiś doskonały byt, ostateczna i pierwsza przyczyna ruchu. To jest po prostu bzdura. Gdy jako student analizowałem powyższy dowód na istnienie Boga, doszedłem tylko do wniosku, że problem ostatecznej przyczyny ruchu jest dotąd niezbadany. Ruch mogą wywołać inne, nieznane siły, na przykład tkwiące w materii.

Drugi dowód świętego Tomasza na istnienie Boga jest dowodem kosmologicznym. Polega on na obserwacji rzeczy uczynionych i próbie szukania ostatecznej przyczyny ich powstania. Dowodem tym – choć w sposób uproszczony – chętnie posługują się katecheci i księża, uczący religii w szkołach średnich. Jest on dość przejrzysty, na ogół prosty i w zasadzie w środowisku młodzieży skuteczny. W seminarium duchownym uczyłem się tego dowodu, przyswajając sobie następujący tekst: „Drugą drogę bierzemy z przyczynowości rzeczy. Znajdujemy bowiem w tych rzeczach pod zmysły podpadających pewien porządek wśród przyczyn. Nie trafia się jednak, ani się trafić nie może, by coś było przyczyną samego siebie. Musiałoby bowiem być wcześniejsze od siebie, co jest niemożliwością. Nie jest zaś możliwe posuwanie się w przyczynach sprawczych do nieskończoności, gdyż w przypadku podporządkowania wszystkich przyczyn sprawczych, pierwsza jest przyczyną pośredniej, a pośrednia jest przyczyną ostatniej, czy pośrednia jest jedna, czy też jest ich więcej. Gdy zaś usuniemy przyczynę, usuniemy i skutek. Zatem jeśli nie będzie pierwszej wśród przyczyn sprawczych, nie będzie ostatniej i pośredniej. Lecz jeśli będziemy się posuwać aż do nieskończoności w przyczynach sprawczych, nie będzie pierwszej przyczyny sprawczej, a tym samym nie będzie końcowego skutku, ani przyczyn pośrednich, co jest jawnym fałszem. Zatem trzeba koniecznie założyć pierwszą przyczynę, którą wszyscy nazywają Bogiem” [Tekst świętego Tomasza przytoczony za dziełem wyżej cyt., s. 31].

Skąd święty Tomasz wysuwa wniosek, że musi być pierwsza przyczyna, którą jest Bóg? Z przytoczonego rozumowania to nie wynika. Dlatego ucząc się powyższego dowodu prawie na pamięć, załamałem się i straciłem chęć do studiowania pozostałych jego dowodów. Przestałem wierzyć, że filozofia potrafi rozwiązać problem istnienia Boga. Miałem jeszcze nadzieję, że rozwiąże mi go teologia. Na trzecim roku studiów uczono nas apologetyki. Stanowiła ona jakby pomost między filozofią a teologią dogmatyczną. Miała wykazać, iż objawienie Boże jest faktem i ludzie nim dysponują. Należy go szukać głównie w Piśmie świętym Starego i Nowego Testamentu. Apologetyka ukazywała także drugie – po Piśmie świętym – źródło objawienia Bożego, jakim jest tradycja. Znajdujemy ją w pismach tak zwanych Ojców Kościoła, w dokumentach soborowych i papieskich. W związku z powyższym na trzecim roku studiów musiałem jeszcze opanować przedmiot nazywany patrologią. Była ona również pewnym wstępem do teologii. Uczono tak zwanej literatury pisanej na tematy religijne, która powstała w okresie od początku chrześcijaństwa aż do 754 roku. Muszę przyznać, że studiowanie apologetyki i patrologii nic nie wniosło do umocnienia mojej wiary, raczej uświadomiło mnie, że cytowanie wyjątków z dzieł Ojców Kościoła w celu udowodnienia prawdziwości dogmatów jest śmieszne, wprost sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. Zaś uczenie się starożytnej historii Kościoła pokazywało, jak powstawały różnego rodzaju dokumenty soborowe i papieskie.


1 2 3 4 5 6 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
How High
Opowieść niepokornego kapłana

 Zobacz komentarze (21)..   


« Kler   (Publikacja: 17-02-2009 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Zygmunt Pinkowski
Autor ukończył studia w Wyższym Arcybiskupim Seminarium Duchownym w Gnieźnie. Przez dwa i pół roku był księdzem w kilku parafiach, m.in. w Bydgoszczy. W latach młodzieńczych, w szkole średniej, przez kilka lat działał w Sodalicji Mariańskiej. W grudniu 1958 r. zrezygnował z kapłaństwa. Założył rodzinę. Po długiej wędrówce zamieszkał na Śląsku. W roku 1971 ukończył studia ekonomiczne. W późniejszych latach pracował na stanowiskach dyrektora w przedsiębiorstwach związanych z budownictwem drogowym na Śląsku.

 Liczba tekstów na portalu: 2  Pokaż inne teksty autora
 Poprzedni tekst autora: Znałem Kardynała
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 6362 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365