|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Sztuka » Filmy i filmoznawstwo
Avatar: transhumanizm, wirtualna rzeczywistość i racjonalizm [1] Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
Podczas kiedy
zblazowani krytycy filmowi przekonują nas, że Avatar jest całkowicie wtórny i banalny treściowo, kiedy
prawicowi publicyści głoszą, iż jest to nudna antyimperialistyczna,
ekologiczna, pacyfistyczna, słowem — lewacka bajeczka, a
Watykan straszy, iż jest to reklama panteizmu i bezemocjonalnej technologii,
to z drugiej strony komentatorzy o bardziej naukowym zacięciu z uznaniem odnoszą
się nie tylko do strony wizualnej nowego filmu Camerona. Jeden z czołowych
polskich publicystów popularnonaukowych, Edwin Bendyk z „Polityki", pisze, że
Avatar „otwiera nową epokę
kina posthumanistycznego", jest „wielką pochwałą hybrydyzacji, mieszania i otwartości". David Audet z wojskowej jednostki naukowej Natick Labs, mówi:
„Filmy takie jak Avatar skłaniają nas do myślenia o nowych możliwościach". W istocie bowiem Avatar jest dziełem oryginalnym tak w treści, jak i w formie. Dla
starszego jednak pokolenia słabiej zrozumiałym. Para krytyków filmowych z radia PiN podsumowała Avatar jako
film w zasadzie beztreściowy, gdyż sprowadzający się do miałkiej bajeczki
proekologicznej i „Tańczącego z wilkami" w wersji 3D. Ekologista ze mnie marny,
więc tego rodzaju opowieści dziennikarskie nie tylko nie trafiają do mnie, ale
skłaniają mnie do napisania paru słów sprostowania.
Avatar faktycznie niesie przesłania krytyczne wobec
polityki imperialistycznej w stylu Georga W. Busha, jest też apelem o ochronę
naszego dziedzictwa przyrodniczego i kulturowego, ale zdecydowanie nie ma
charakteru newage’owego czy postmodernistycznego. Jest bowiem wielką apologią
nauki i technologii zespolonej z humanizmem.
Tytuł filmu podkreśla znaczenie avatara dla całości, czyli
cudu najnowszej techniki, m.in. inżynierii genetycznej, która pozwala stworzyć
istotę o dowolnych właściwościach fenotypowych, która jest jednak „nakładką" na
człowieka, dzięki której Ziemianin jest w stanie wejść do obcego sobie
środowiska życia. To avatar jest kluczem do ochrony obcych eko- i kulturosystemów a nie
„medytacje indiańskie". To nauka jest szansą ocalenia dziedzictwa. Na przekór
tym, którzy dopatrzyli się tutaj nudnej już konfrontacji Indian z człowiekiem
Zachodu, film pokazuje w istocie starcie między techniką zhumanizowaną i techniką tępego militaryzmu. Projekt „Avatar" jest techniką wyrosłą z naukowej
pasji poznawczej, chcącej chronić urzekający przedmiot swoich badań, nie tylko
zresztą z naukowego pragmatyzmu, ale i zwykłego humanizmu. Naprzeciw temu staje
technika militarystyczna.
Nad tym wszystkim unoszą się interesy ekonomiczne
korporacji, która z jednej strony ma w zanadrzu wojsko, z drugiej zaś finansuje
projekt „Avatar". I znów, wbrew prawicowym zawodzeniom na lewackość filmu, w jednoznacznie czarnych barwach pokazany jest jedynie dowódca sił wojskowych
(choć nie całe wojsko!), zaś szef korporacji objawia zdecydowanie „nielewackie"
rozterki. Wprawdzie finalnie decyduje się użyć sił wojskowych, ale rozterki
przeżywa.
Kosmiczni „Indianie", rasa Na'vi, nie mają tutaj wiele do
powiedzenia. Wiadomo jest, że w starciu z techniką wojskową muszą zginąć, nawet
pomimo tego, że natura wzmocniła ich kości włóknami węglowymi, dzięki którym są
czterokrotnie silniejsi od ludzi. Na'vi nie stanowią jednak żadnego realnego
przeciwnika dla zmechanizowanego wojska pułkownika Quaritcha. Nadzieją dla nich
jest jedynie avatar — oparty na genialnym genotypie, który z jednej strony wydał
wybitnego naukowca, z drugiej — świetnego żołnierza; obu skłonnych do
humanistycznych uniesień. Avatar jest więc gloryfikacją nauki i humanizmu, które
mogą zachować dla nas to, co najcenniejsze.
Dodajmy jeszcze, że ta baśń racjonalistyczna zrealizowana
jest w taki sposób, że nie wywołuje istotniejszego sprzeciwu umysłu naukowego.
Jako film science-fiction nacisk na
science jest tutaj dużo mocniejszy
niż w bardzo wielu produkcjach tego gatunku. Nie bez znaczenia jest pewnie fakt,
że reżyser jako student fizyki stał na czele uczelnianego koła naukowego, a w
marsjańskiej misji NASA był doradcą w zakresie rejestracji obrazu.
Zauważmy, że fikcyjny księżyc Pandora, z cudownym
estetycznie ekosystemem, jest ulokowany w rzeczywistym układzie gwiezdnym Alfa
Centauri, najbliższym po Słońcu od Ziemi. W 2006 r. Amerykańskie Towarzystwo na
rzecz Postępu w Nauce (AAAS)
wskazało
Alfa Centauri B jak jeden z najbardziej prawdopodobnych obszarów kosmosu do
poszukiwania „drugiej Ziemi". Astronomowie z amerykańskiego uniwersytetu UC
Santa Cruz przeprowadzili komputerowe symulacje możliwości formowania się planet w układzie Alfa Centauri. Wynika z nich, że planety podobne do Ziemi i położone w odpowiedniej, przyjaznej dla życia odległości od gwiazdy, mają szanse powstać w pobliżu Alfa Centauri B. Rezultaty badań zostały przyjęte do druku w naukowym
czasopiśmie „Astrophysical Journal". W 2008 r. rozpoczęto 5-letni program
poszukiwań. Może niedługo dowiemy się czegoś naprawdę ciekawego o układzie Alfa
Centauri. Czytaj więcej:
Czy Alfa Centauri ma
planetę nadającą się do życia? (astronomia.pl, 2008)
Narkotyzujące piękno pandoriańskiej przyrody w głównej
mierze opiera się na pokazaniu takiej formy życia, która w całości ma cechy
bioluminescencyjne. Na naszej Ziemi jedynie niektóre organizmy posiadają
„lucyferyczne" pigmenty i
enzymy odpowiedzialne za
piękne zjawisko bioluminescencji (np. robaczki świętojańskie, świecące grzyby
czy meduzy). Badanie bioluminescencji jest źródłem cennych informacji
wykorzystywanych we współczesnej biologii molekularnej. Być może dzięki
Avatarovi badania w tym zakresie zostaną wzmożone.
Najbardziej frapującą ideą Avatara, jest nomen omen, sam
avatar, czyli specyficzne skrzyżowanie ziemskiego i pandoriańskiego DNA,
dającego hybrydę, która w istocie jest pandoriańską „nakładką" na człowieka.
Dzięki avatarovi pozbawiony władz w nogach były marines, może znów chodzić, choć w swoim dodatkowym i „nieludzkim" ciele. Sterowanie maszyn myślami nie jest dziś
już jedynie naukową fikcją. Technologie
BCI oraz
BMI są w dość zaawansowanym stanie. Zwłaszcza ta druga wydaje się być
naukowym tłem dla Avatara. „To co widzimy w filmie [Avatar] jest zaskakująco
podobne do eksperymentów, które aktualnie prowadzimy", mówi Miguel Nicoletis,
neuronaukowiec z Uniwersytetu Duke, wiodący badacz międzynarodowego Projektu
Chodzić Ponownie, który zajmuje się badaniami z zakresu
neuroprotetyki. W zeszłym roku Nicoletis zademonstrował „fantastyczne" doświadczenie w którym
małpa sterowała swoją protezą oddaloną
tysiąc kilometrów od laboratorium. Jej „myśli" przesyłane były przez
Internet. Ponocnica sterowała robotem znajdującym się w Massachusetts Institute
of Technology, położonym 960 kilometrów od Duke University. „To było wręcz
niewiarygodne, oglądać w laboratorium poruszające się mechaniczne ramię
sterowane przez mózg małpy znajdującej się tak daleko" — stwierdził Mandayam
Srinivasan, jeden z uczestników eksperymentu (zobacz:
Mózg w komputerze;
Homo roboticus oraz
Skomputeryzowane kończyny zamiast mechanicznych protez). Nicoletis dodaje:
„Trenujemy małpy, które kontrolują swój własny awatar za pomocą fal mózgowych".
Wizja Avatara — płynne i pełne przenoszenie świadomości do innego organizmu
biologicznego — wykracza jednak poza to, co jest w stanie zrealizować
współczesna nauka.
Pięknym hołdem dla ideału naukowca jest filmowa Grace,
która tuż przed śmiercią, kiedy została przyniesiona do „świętego drzewa" Na'vi,
nie prosi o łaskę żadnego boga ani nie oddaje się praktykom kultowym, ale
umierając mówi, że chciałaby zebrać stąd próbki do swoich badań.
O naukowych tropach w Avatarze więcej przeczytać można w anglojęzycznych serwisach, bo rodzimi krytycy filmowi potrafili odkryć jedynie
podobieństwa do Pocahontas.
Polecenia godne są artykuły z magazynu „Popular Mechanics" (Adam Hadhazy:
The Science Behind James
Cameron's Avatar)
oraz serwisu space.com (Charles Q. Choi:
How much real science is in 'Avatar'?), a także fragment programu Discovery: Science Behind Pandora.
Poza racjonalistycznym przesłaniem filmu i jego naukowymi
tropami jest jeszcze trzeci jego wątek, stanowiący o oryginalności tego obrazu.
Tym czymś są niedosłowne odesłania do wirtualnej rzeczywistości i cyberprzestrzeni. Pierwsze dwa wspomniane elementy są oczywiste, bo dosłowne.
Ten trzeci to kwestia interpretacji. Świat avatara to dla mnie nie żaden świat
indiański, ale rzeczywistość wirtualna, cyberprzestrzeń. Zauważmy, że już na
najbanalniejszym poziomie przekazu — sam tytuł odwołuje się do słownika
wirtualnej rzeczywistości, gdzie
avatar oznacza właśnie byt reprezentujący postać spoza owej
cyberprzestrzeni. Świat Na'vi tylko na pierwszy rzut oka jest światem
jakichś kosmicznych Indian, a w istocie jest przesycony symboliką
wirtualnej rzeczywistości i marzeniami znajdującymi ujście w owej
rzeczywistości. Konstrukcja tego świata pozornie jedynie tchnie mistycyzmem, w istocie jednak jest mocno stechnicyzowana i przekładalna na język naukowy.
Doskonale oddaje to fragment wypowiedzi Grace Augustine, stojącej w filmie na
czele Projektu Avatar:
"Nie mówię o czymś pokroju pogańskiej voodoo ceremonii!
Mówię o czymś prawdziwym. O czymś w zakresie biologii lasu! To co myślimy i wiemy to to, że istnieje komunikacja elektrochemiczna korzeni tych drzew jak
synapsy między neuronami. A każde drzewo powiększa więź między drzewami.
Istnieje 1012 drzew na Pandorze. Daje to więcej połączeń niż w ludzkim mózgu. Łapiecie? Sieć!
(network) To globalna sieć i Na'vi mają do niej dostęp. Mogą pobierać i wysyłać dane. Wspomnienia, takie
jak to, które właśnie zniszczyliście".
1 2 Dalej..
« Filmy i filmoznawstwo (Publikacja: 11-01-2010 Ostatnia zmiana: 12-01-2010)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7073 |
|