Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.032.282 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 288 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
John Brockman (red.) - Nowy Renesans

Znajdź książkę..
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Religia jest sposobem, w jaki człowiek akceptuje swoje życie jako nieuchronną porażkę.
« Wydawnictwo  
O sile faktów
Autor tekstu: Piotr Michalik, Piotr A. Michalik

Kilka przemyśleń po lekturze książki Mariusza Agnosiewicza „Kościół, a faszyzm. Anatomia kolaboracji"

Fakty mają to do siebie, że trudno z nimi dyskutować, jeśli są należycie udokumentowane. Czasem można spierać się o interpretację, ale i to w ograniczonym zakresie, gdy mamy spory materiał dowodowy. Jedyną skuteczną metodą walki z faktami (tak zwanymi niewygodnymi) jest ich ukrywanie i przemilczanie, uciszanie świadków, lub też gdy pomimo wysiłków wypłyną na publiczne forum, szerzenie kontrpropagandy połączonej czasem z zastraszaniem.

W świecie naukowym ukrywanie faktów jest rzadziej spotykane, w końcu badaczom chodzi właśnie o odkrywanie prawdy o świecie nas otaczającym. Zupełnie inaczej się ma sprawa w środowiskach, które posiadają (lub chcą uzyskać) jakakolwiek władze nad masami ludzkimi. Tam często (przeważnie) władza jest celem samym w sobie, a kompromis (najczęściej zgniły) metodą w jej utrzymaniu. Ludzie dzierżący władze, lub jej pragnący to zwierzęta polityczne, dla których fakty są narzędziami do jej zdobycia i utrzymania, a oni sami tak długo posługują się kłamstwami, aż sami w nie zaczynają wierzyć.

Nie da się ukryć, że hierarchowie kościołów tego świata posiadają władzę. Bo czyż nie jest nią możliwość wpływania na zachowania wiernych, decydowanie, co mogą robić, a czego nie (z dokładności co do jednego dnia postu, czy daty posypywania głowy popiołem), władzę przejawiającą się np. w tym, że tylko oni mają wyłączność na odczytywanie i interpretację (prawomocną wykładnię) słowa Bożego. W rezultacie historia kościołów jest zadziwiająco paralelna z dziejami rozwoju narzędzi makiawelicznych i wypełnia ją wiele faktów, przynoszących im wstyd, którego naturalnie nie odczuwają.

Jest to temat rzeka, wiec pozwolę sobie przejść do meritum, odsyłając czytelnika do ogromnych zasobów portalu Racjonalista, gdzie tematyka ta jest świetnie opracowana, wraz ze świetnymi „sznurkami" do literatury i stron internetowych.

Skupmy się na problematyce książki Mariusza Agnosiewicza, czyli na powiązaniach kościołów z najbardziej bestialskim zjawiskiem społecznym, jakie przetoczyło się, niczym walec po cywilizacji światowej, pozostawiając za sobą ocean trupów i krwawiące rzeki ran — faszyzmem.

Ocena faszyzmu jest bezdyskusyjna. Hitler i jego pomagierzy stworzyli machinę śmierci, której celem była zamiana Europy w fabrykę w której niearyjski człowiek był jednocześnie niewolnikiem i surowcem. Po wojnie nastąpiły nieuchronne rozliczenia, pozostałych przy życiu nazistów osądził Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze.

Dosyć szybko podniosły się głosy, że Watykan (jak i inne kościoły) tak przed, jak i w trakcje działań wojennych wykazywał dziwną pobłażliwość w stosunku do poczynań hitlerowców. Niektóre środowiska przebąkiwały, że Watykan sprzyjał faszyzmowi.

Kler FrancoJest zrozumiałe, że Kościół musiał zaprzeczać tym rewelacjom, gdyż ich udowodnienie mogłoby się okazać, delikatnie rzecz ujmując, niezręczne. Pomyślcie, że ktoś widzi was (są fotografie) na przyjęciu urodzinowym u szefa mafii narkotykowej, jak się z nim obściskujecie i składacie mu życzenia, całując obficie po policzkach. Dodam, że jesteście policjantami w wydziale antynarkotykowym. Gdy Boss jest u władzy i nic nie udowodniono, raczej nie macie się o co obawiać. Gorzej, gdy papa Corleone staje przed sądem, a potem ląduje na krześle elektrycznym. Okazuje się, że źle dobraliście sobie przyjaciela i lada moment jeśli nie sąd, to opinia publiczna wskoczy wam na plecy i przydusi. To nic, że nie uczestniczyliście w jego brudnych interesach, ważny jest fakt waszej znajomości, a może i przyjaźń.

W takiej oto sytuacji znalazł się Watykan i inne kościoły, które nie sprzeciwiły się faszyzmowi. Nic dziwnego, że głośno zaprzeczały i tłumaczyły się ze swojej tak zwanej bierności wobec tego zjawiska. Nie znam na tyle mechanizmów światowej polityki, by wytłumaczyć, jakie konkretnie tryby się zazębiły, że sprawa, delikatnie rzecz ujmując, przyschła, a opinia publiczna zaczęła wierzyć w głoszoną przez Watykan (i zapewne inne kościoły) wersję, nie przejmując się pogłoskami o jego zachowaniu podczas okresu triumfów ludzi spod znaku swastyki.

Jedyną odpowiedzią jaka mi się nasuwa, jest nieznajomość przez ogół faktów, które są skrzętnie pomijane, bagatelizowane, a zbiorcze opracowania tej tematyki można chyba policzyć na palcach jednej reki, o pozycjach w języku polskim już nie wspomnę.

Książka Mariusza Agnosiewicza „Kościół a faszyzm. Anatomia kolaboracji" wypełnia tę wielką wyrwę w historii światowej. Czytelnik otrzymuje monografię powiązań kościołów i faszyzmu, opartą na solidnie udokumentowanych źródłach.

Treść książki podzielona jest rozdziałami, w których autor omawia postawę kościołów w poszczególnych państwach tak zniewolonych, jak i oficjalnie popierających ruch faszystowski. Obfita bibliografia z której zaczerpnięto cytaty, oraz przypisy na prawie każdej stronie, pokazują, że autor mówi o faktach, a nie o bajkach wyssanych z palca. Oczywiście już słyszę głosy krytyki, że cytaty można przecież wyrwać z kontekstu, zmanipulować do udowodnienia swoich ideologii. Dobrze, to proszę przekartkować tę książkę i powiedzieć w jaki sposób zmanipulować można ponad sto pięćdziesiąt zdjęć, którymi autor ilustruje prezentowane treści.

Radosne twarze kapłanów, podnoszących rękę ku górze w tak znienawidzonym przez cały świat geście, flagi ze swastyką wiszące nad bramami katedr i powiewające podczas uroczystości kościelnych, zakonnice z karabinami w dłoni, a także wiele innych, które koniecznie musicie sami zobaczyć. Przyznam się, że te zdjęcia wstrząsnęły mną, chyba o wiele silniej niż sama treść książki, bo uzmysłowiłem sobie, że oto człowiek mieniący się krzewicielem dobra i moralności, może stać obok faszystowskiej kreatury i być z tego faktu zadowolony. Mnie niestety nie mieści się to w głowie i nikt mi nie powie, że nie można było inaczej. Można było, ale wtedy straciłoby się władzę, a być może i życie, rzeczy o wiele cenniejsze, niż jakieś tam niebo, którego istnienie się głosiło. Jestem ateistą i nie wierze w nagrody pośmiertne, ale nie potrafiłbym milcząco aprobować bilansu zysków i strat, strat istnień ludzkich, które pożarła bestia hitlerowska, wypluwając resztki jako dym z kominów krematoriów.

Jednak jak wynika z książki, faszyści zwrócili kościołowi Europę, miedzy innymi fundując aktem z Locarno państwo Watykan. Akt ten podpisali 11 lutego 1929 roku, ze strony Papieża sekretarz stanu Piotr Gasparri, zaś ze strony króla Włoch — „Jego ekscelencja Pan Rycerz (zabawny tytuł) Benito Mussolini". Ten sam dyktator, który kilka latek później wraz z wujkiem Adolfem ochoczo zwiedzał Europę i Afrykę w towarzystwie czołgów, armat i samolotów, o piechocie nie wspomnę. Ten sam, który w 3 października 1935 roku dokonał aktu niesprowokowanej niczym agresji na Abisynię, używając do tego wszystkich środków, włącznie z bronią chemiczną, mając przeciw sobie jedynie prymitywne plemiona etiopskie. Tymczasem papiestwo uznało ten atak giganta na mrowisko za wojnę sprawiedliwą, a wręcz wojnę obronną. Książka jest pełna takich ciekawostek, od których włos się jeży na głowie, ale mi pomogły zrozumieć, że Kościół nie mógł gryźć ręki, która go obsypywała podarkami (nieludzkie, ale logiczne).

Niestety nie jest to powieść sensacyjno-politycza, lecz opis faktów, które miały miejsce. Autor opisuje także pozytywne zachowania duchowieństwa wobec faszyzmu. Przykre jest to, że były one sporadyczne, w większości przypadków symboliczne, a czasem powodowane interesem kościołów.

Książka napisana jest bardzo przystępnym językiem, a jednocześnie barwnym i sugestywnym. Rzeczy nazywane są po imieniu, lecz bez popadania w pompatyczny ton. Agnosiewicz nie stroni od śmiałych tez i mocnych ocen (nie bierze ich z sufitu, lecz wnioskuje z faktów), świetnie posługuje się sarkazmem; po prostu się nie patyczkuje. Urzeka ogrom materiału, przez jaki przekopać się musiał autor, tym bardziej, że nie są to dokumenty łatwo dostępne i powszechnie znane.

Gdyby nie tematyka książki, która stanowi szczególnie w katolickiej części Europy swoiste tabu, a publiczne dyskusje o niej spore faux pas, to z pewnością byłaby ona szeroko dyskutowana i reklamowana, a jej lekturą wypadałoby się chwalić. Niestety media w dalszym ciągu pomijają niewygodne dla organizacji religijnych fakty, woląc dmuchać na zimne i skupić oko swoich kamer na „krwawych atrakcjach", takich jak trzęsienia ziemi, których winowajcy nie podniosą larum, czy głupich teleturniejach. Przeciętny czytelnik może by i poczytał coś mocniejszego niż kolejne tomy Zmierzchu, ale skąd niby się ma o takiej pozycji jak omawiana dowiedzieć i kto mu ma dać przykład? Pamiętajmy, że społeczeństwo konsumpcyjne kieruje się modami, a obecnie mamy modę na wampiry.

Pomimo, że jest niemodna, to serdecznie polecam książkę Agnosiewicza, i to nie tylko ludziom oddalonym od Kościoła oraz jego wizji świata, lecz także osobom głęboko religijnym, które nie boją się spojrzeć faktom historycznym w oczy, by samodzielnie wyciągnąć wnioski. Wszak jak mówił jeden z uznanych nauczycieli, żyjący (ponoć) na progu naszej ery: „Prawda was wyzwoli". Jest to najpiękniejsza teza Biblii, szkoda, że tak niezrozumiana.

Autor: Mariusz Agnosiewicz
Tytuł: Kościół a faszyzm. Anatomia klaboracji
Miejsce i rok wydania: Wrocław 2009
Wydawca: Racjonalista
Liczba stron: 312
Wymiary: 14,5x21 cm
ISBN: 978-83-924370-8-6


 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Meczet w Warszawie - protestować czy nie?
Obojętność a tożsamość narodowa

 Dodaj komentarz do strony..   Zobacz komentarze (49)..   


« Wydawnictwo   (Publikacja: 08-03-2010 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Piotr A. Michalik
Ur. 1975. Absolwent Filozofii UMCS w Lublinie. W latach 2000-2008 zajmował się animacją społeczności internetowych. Od 2008 r. - redaktor naczelny kwartalnika literackiego „Qfant”.
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 2  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Philip Pullman: Dobry człowiek Jezus i łotr Chrystus
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 7190 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365