Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.913.021 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 737 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Artur Patek, Jan Rydel, Janusz J. Węc (red.) - Najnowsza Historia Świata tom 4 1995-2007
Mariusz Agnosiewicz - Zapomniane dzieje Polski
Niall Ferguson - Cywilizacja. Zachód i reszta świata

Znajdź książkę..
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Są tylko dwie rzeczy, które jednoczą ludzi: strach i interes."
 Kultura » Antropologia kulturowa

Religia i polityka w fabrykach atrakcji [1]
Autor tekstu:

1. Przed ołtarzem telewizora

Coś charakterystycznego wydarzyło się w naszym świecie od lat siedemdziesiątych do chwili obecnej. I trudno precyzyjnie wskazać moment, kiedy to się stało. Zwolna wszakże, i jakby bezwiednie, tam, gdzie w mieszkaniu pojawiał się telewizor, znikały wysokie stoły i krzesła. Zastąpiły je m.in. zwrócone ku Jego Obliczu fotele i kanapy oraz stoły — jamniki. Pokój stawał się świątynią, a on ołtarzem. Sprawy zwykłe, codzienne rozmowy przenosiły się do kuchni lub gdzie indziej, bo w pokoju gawędziło się z telewizorem [ 1 ]. Odbywało się zarazem wielogodzinne nabożeństwa.

Świat ludzki przez to jak gdyby zawęził się. Jednocześnie się rozszerzył. Zawęził, bo jego sprawy dzieją się obecnie jakby między zdobywaniem środków do życia, a trwaniem przed telewizorem. Gdy zaś są już one (gorzej lub lepiej) zapewnione, ludzie zasiadają przed ołtarzami telewizorów i wydarza się ich niecodzienna i zaczarowana teraźniejszość, która posiada więcej treści, niż ich wyobraźnia przykuta do codzienności.

Ale wcześniej media w ogóle (w tym — telewizja), stanowiły tylko względnie wąski aparat ideologiczny państwa. Określano go jako „informacyjny", choć już wtedy nie w pełni odpowiadało to rzeczywistości. Zdawało się, że jedynie karmi on — jak to jeszcze w 1970 r. określał L. Althusser — „codzienną dawką nacjonalizmu, szowinizmu, liberalizmu, moralizmu, itd.". „Informacje" zaś były w tej „dawce" rozpuszczone, jak sok w wodzie sodowej. Obok zaś istniały inne aparaty: „polityczny — podporządkowując jednostki politycznej ideologii Państwa", kulturalny, czy właśnie religijny, „przypominając w kazaniach i innych wielkich ceremoniach z okazji Narodzin, Małżeństwa lub Śmierci, że człowiek jest tylko prochem, a oprócz tego, że musi miłować swoich braci aż do nadstawienia drugiego policzka temu, kto uderzy pierwszy" [ 2 ].

Aliści z czasem elektroniczne media nie tylko objęły panowanie nad oceanem innych praktyk ideologicznych, ale też uczyniły je jakby swym funkcjonalnym przedłużeniem. Dlatego traktowanie dziś tych mediów, i przede wszystkim — telewizji, tylko jako części aparatu „informacyjnego", jest równie mylące, jak w Polsce po 1989 r. sprowadzanie roli religii do kościelnych pouczeń o miłości, człowieku jako o prochu marnym, itd.

Zwykły odbiorca nie uświadamia sobie tego. Usadowiony przed telewizorem, widzi te relacje na ogół dość prosto: religia dostarcza oto mediom materiałów i tematów do wytwarzania określonych produktów; one zaś przekazują je jemu w strumieniu reklam, seriali, wiadomości politycznych i sportowych, komentarzy itp. Rzuci się też mu może w oczy, że religia, czy jej problemy, nie zawsze są w nich uobecniane ze względu na swe własne znaczenia, lecz często zależnie od tego, co aktualnie ważne w życiu politycznym, społecznym lub w kulturze. Spostrzeże również, że często wydają się one nie na miejscu wśród innych, obcych jej materiałów i tematów. Itp. itd. I na ogół więcej wiedzieć nie chce. Podobnie zresztą jak i wielu profesjonalnych badaczy.

Gdy jednak zastanawiamy się nad świadomością społeczną w potransformacyjnej Polsce, należy odrzucić ten punkt widzenia. Trzeba się też skupiać nad relacjami, jakie się ukształtowały między religią i Kościołem a mediami. Zwłaszcza — między Kościołem i telewizją. W stosunkach bowiem między nimi najbardziej dobitnie ujawnia się to, co dla tej świadomości istotne, a równocześnie odsłaniają się jej społeczno-ekonomiczne i kulturowe uwarunkowania i paradoksy. Boć religia, obecna głównie dzięki praktykom ideologicznym Kościoła, jest dla tej świadomości podstawowym, aksjologiczno-obyczajowym punktem odniesienia. Telewizja natomiast — uobecnia ją w postaci masowych, komercyjnych produktów do zbiorowej i indywidualnej konsumpcji duchowej. Staje się to wszakże wyraźne dopiero wtedy, kiedy — z jednej strony — rozpatrujemy te relacje jako moment historyczno-politycznego i kulturowego procesu; z drugiej - gdy zarówno religię, jak i media postrzegamy jako ideologiczne aparaty państwowe.

Badanie bowiem owego procesu pozwala zrozumieć rzeczywisty sens przekazów religijnych w „odczarowanych" stosunkach naszego kapitalistycznego świata. Analiza zaś wzajemnych odniesień religii i mediów, jako owych aparatów, umożliwia rozpatrywać je nie tylko w wymiarze duchowym, lecz i w prozaicznie materialnym: jako zinstytucjonalizowane struktury odtwórców i twórców form zachowań i rytuałów ideologicznych, które naturalizują (i legitymizują) panujący porządek społeczny i ekonomiczny.

2. Media jako beneficja Kościoła

Zauważmy więc na początku, że relacje między religią i mediami w Polsce nie wynikają, jak ten odbiorca sądzi, tylko z bezpośrednich ich odniesień do siebie. Określone są z zewnątrz: przez pozycję polityczną Kościoła w państwie. A ta pozycja z kolei ma długą historię. Rodziła się jeszcze przed 1989 r., kiedy na tron papieski wstąpił K. Wojtyła, o czym będzie tu mowa w stosownym miejscu. Ale wzmocniona ona została w naszej pięknej krainie zwłaszcza po wprowadzeniu stanu wojennego w 1981 r..

Partia bowiem wtedy rządząca pozbywała się własnej ideologii, preferującej interesy ludzi pracy. Opróżniane zaś po niej miejsce skwapliwie zajmował Kościół. Służył nie tylko pomocą działaczom „Solidarności", którzy zdawali się wyrazicielami pracowniczych interesów, ale i sam zachęcał do walki z upartyjnionym państwem o godziwe płace i życie. Kiedy więc „nastała wolność", Kościół i wielotysięczna rzesza jego funkcjonariuszy był jedyną, dobrze zorganizowaną instytucją, która mogła i chciała pacyfikować antykapitalistyczne nastroje.

Co by się bowiem działo, gdyby na przykład po 1989 r. organizował msze dla strajkujących robotników, w listach pasterskich domagał się godziwego wynagradzania ludzi pracy, upominał o ich podmiotowość, żądał utrzymania, a nawet rozszerzenia ich przywilejów socjalnych; gdyby protestował przeciwko likwidacji PGR-ów, dzikiej prywatyzacji i bezrobociu? Tego i wielu podobnych rzeczy nie robił (i nie robi), a mógłby, jeśli by to uznał za pożyteczne i wskazane dla siebie. I już przez to umacniał „odwieczne wartości", czyli pomagał państwu w ideologicznym podporządkowania klas pracowników najemnych kapitalistycznym stosunkom produkcji. Nic więc dziwnego, że to jemu, przy pełnym aplauzie władzy, przypadł w udziale rząd dusz, jako ideologicznemu aparatowi państwowemu.

Równocześnie mógł on (i może) pozwolić sobie na prowadzenie polityki kadrowej i kulturalnej w państwie [ 3 ]. Zwłaszcza — we wspólnotach wiejskich i małomiasteczkowych. Mógł też (i może) kontrolować, nadzorować i (moralnie) represjonować zachowania i postawy niesforne względem siebie. Wreszcie — stanowił po 1989 r. (i stanowi do dziś) ideologiczną służbę bezpieczeństwa, gromadzącą dane o nastrojach, punktach zapalnych wśród klas ludzi pracy, a także o nieformalnych autorytetach wśród nich. Pomaga to państwu klasy te trzymać w ekonomicznych i politycznych ryzach. Jego usługi dla niego są tedy niewymierne i nieocenione [ 4 ].

W konsekwencji ustrój mamy prawie taki mniej więcej, jak w Chinach: neoliberalny w gospodarce, biurokratyczny w praktyce rządzenia i ideologicznie podporządkowany Kościołowi, jak tam partii komunistycznej. Nic więc dziwnego, że istnieje u nas tylko formalno-prawny, a nie rzeczywisty rozdział państwa od tej instytucji. A stosunki między nią i mediami określają różne aparaty władzy. Wykorzystują one zależność od siebie medialnych przedsiębiorstw i wymagają, by realizowały to, co dla Kościoła istotne. Prawnym zaś do tego środkiem jest m.in. nakaz przestrzegania w ich działalności programowej tzw. „wartości chrześcijańskich". Za jego łamanie grążą sankcje. Niekiedy dotkliwe.

I w małym stopniu chodzi tu o duchowe potrzeby wyznawców, którzy chcieliby może doznawać medialnej obecności treści i form, zawartych w nabożeństwach, rytuałach, w świętych księgach swej religii czy w opowieściach z historii Kościoła. Wprawdzie to otrzymują, ale idzie tu o coś zupełnie innego, co znajduje wyraz przynajmniej w kilku obszarach:

Po pierwsze — o podkreślanie przez media społecznej rangi kościelnych hierarchów, jako autorytetów. Po drugie — o utrwalanie ich monopolu na moralne recenzowanie wszystkich istotnych spraw narodowych, obyczajowych, kulturalnych i politycznych z perspektywy tzw. „społecznej nauki" Kościoła. Po trzecie — chodzi o medialną prezentację ich wypowiedzi i działań, niekoniecznie religijnych, jako równych swym znaczeniem działaniom i deklaracjom głównych postaci życia politycznego, społecznego, gospodarczego czy kulturalnego. Wreszcie — po czwarte — chodzi o obecność w mediach (zwłaszcza elektronicznych) sprawozdań z obrzędów i wydarzeń religijnych (np. z kościelnych dożynek w Częstochowie, pielgrzymek, odpustów, spotkań episkopatu, religijnych zgromadzeń młodzieży itp.), jako tak samo ważnych, jak wydarzenia, uroczystości i święta ogólnopaństwowe.

Jeżeli jednak te formy odniesień są jawne, to istnieją też liczne inne, ale nieco ukryte. Także zresztą wymuszone przez polityczny splot Kościoła i państwa. Manifestują się one dla przykładu choćby w sposobie i języku prezentowania przez dziennikarzy świąt religijnych, obrzędów czy sylwetek hierarchów. Rzadko są one zobiektywizowane i neutralne światopoglądowo, bo uchodziłyby wtedy za obce wspomnianym „wartościom chrześcijańskim". Panują dlatego wewnątrzkościelne formy przedstawiania ich, określania i nazywania. Mówi się tedy np. nie o mszy, lecz o Mszy Świętej; nie o tym, co powiedział papież, lecz, co rzekł Ojciec Święty itp., itd. I dalej: informuje się np. o cudach, dokonywanych przez wyniesione na ołtarze postaci (np. Jana Pawła II), tak, jakby były to stwierdzenia faktów, równie rzeczywistych, jak np. relacje o wypadkach samochodowych. Przykłady mnożyć można w nieskończoność.


1 2 3 4 5 6 7 8 Dalej..
 Zobacz komentarze (7)..   


 Przypisy:
[ 1 ] Zob. S. Kubiak — „Galeria dla dziesięciu tysięcy", „Kultura" (warszawska), 21.01.1987.
[ 3 ] Przejawiło sie to w drastycznej formie zwłaszcza na początku ustrojowej transformacji, kiedy to Kościół, jak powiada w wywiadzie dla P. Szumielewicza J. Urban, „delegował kapelanów dosłownie wszędzie, do każdej komendy policji, tak by obok każdego komendanta swój pokój miał też kapelan. Kapelani pojawili sie w wojsku, w policji i w wielu innych instytucjach, pełniąc rolę kadrowych. Kościół nieco wycofał się z tej polityki dopiero w 1993 roku, kiedy lewica wygrała wybory, a badania opinii publicznej pokazywały, że wścibstwo strony kościelnej jest źle przyjmowane przez znaczną część społeczeństwa" (zob. P. Szumilewicz - „Ojciec nieświęty. Krytyczne głosy o Janie Pawle II", Warszawa 2012)
[ 4 ] Trafnie więc zauważa J. Kochan, że "neoliberalizm i klerykalizm podały tu sobie ręce. Bez kościelnego błogosławieństwa dzisiejszy polski kapitalizm by się nie utrzymał. Ma rację Stefan Niesiołowski, gdy twierdzi, że najbardziej racjonalnie wydane pieniądze budżetowe to pieniądze wydane na Kościół katolicki" (K. Pilawski — „Oburzeni na kapitalizm, wywiad z prof. Jerzym Kochanem", „Przegląd", nr 43, 2011.)

« Antropologia kulturowa   (Publikacja: 07-06-2012 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Jan Kurowicki
Profesor zwyczajny, kierownik katedry nauk społecznych na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu. Autor ponad trzydziestu książek z filozofii kultury, literatury i filozofii społecznej. Ostatnio wydana: "Estetyczność środowiska naturalnego" (Książka i Prasa, 2010)

 Liczba tekstów na portalu: 3  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Pod okiem demona przekory
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 8096 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365