Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.208.277 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 309 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
Anatol France - Kościół a Rzeczpospolita
Friedrich Nietzsche - Antychryst

Złota myśl Racjonalisty:
Jakkolwiek często więc zmieniają się na scenie świata sztuki i maski, to przecież aktorzy pozostają w tym wszystkim ci sami.
 Filozofia » Filozofia społeczna

Współczesna Medea czyli etyka i polityka w zaczarowaniu [3]
Autor tekstu:

Gdy jednak minęły pierwsze emocje, coś w nich zaczęło się zmieniać. A źródło zmian stanowił pewien społeczno — egzystencjalny schemat, o którym w spektaklu nawet się nie wspomina, choć to za jego sprawą doszło do spełnienia życzenia starszej pani. Warto więc mu się bliżej przyjrzeć.

Oto ludzie, gdy rozpatruje się ich społeczne funkcjonowanie jako jednostek, są istotami, których aktywność życiowa kieruje się zarazem do wewnątrz i na zewnątrz. Do wewnątrz — w kierunku osobistej niszy prywatności; na zewnątrz — w stronę wspólnoty. Spoiwem owej niszy jest horyzont troski; wspólnoty — horyzont jej problemów. Pierwszy stanowi takie układy napięć emocjonalnych, myśli i działań, które towarzyszą niepokojom o prywatne interesy i stosunki oraz o bezpośrednie warunki jednostkowego trwania. To zaś, co znajduje się poza nim, nie należy już do spraw pierwszorzędnych.

Drugi, horyzont problemów, ogarnia świat wewnętrznych i zewnętrznych relacji społecznych wspólnoty, tworzących możliwości powstawania i trwania każdej niszy prywatności. Horyzont problemów bowiem dotyczy głównie czegoś, co zawsze wykracza poza wszelkie nisze prywatności. Istnienie człowiecze tedy jest usytuowane niejako między horyzontami troski i problemów. Troska zamyka ludzi w niszach prywatności. Wspólnota zaś określa to, co w konkretnym czasie i miejscu ekonomicznie, kulturowo i społecznie dzieje się w tych niszach. Zakresy troski i problemów nie pokrywają się jednak ze sobą, choć się przecinają i mogą pozostawać ze sobą w sprzeczności [ 11 ].

Gdy więc starsza pani oddawała się wielkopańskim breweriom, niekoniecznie godnym jej statusu i wieku, czekała spokojnie, aż do mieszkańców miasteczka z jej młodości zwolna przyjdzie świadomość, która zniewoli ich swą oczywistością. To w końcu nastąpiło. Ukazała im ona oto inną, przedtem nieobecną, hierarchię etyczną. Na jej szczycie znalazło się dobro wspólne: warunki stworzenia pomyślności obywateli, wyzwolenia ich inicjatyw, przedsiębiorczości, duchowego rozwoju itp. Oferowane miasteczku pół miliarda dolarów było na to sumą aż może nadmierną. Odmowa jej przyjęcia byłaby nieodpowiedzialnością nie tylko wobec żyjących teraz, ale — powiedzmy w duchu etyki zrównoważonego rozwoju — także przyszłych pokoleń. Czemu więc mieli nie ulec życzeniu tej arcybogatej damy? Wszak wymagał tego horyzont problemów!

A z drugiej strony: horyzonty troski mieszkańców wpisywały się idealnie w to dobro wspólne. To, co oferowała miastu przecież wiązało się z zabezpieczeniem ich nisz prywatności, oznaczało nowe perspektywy życiowe. Na dodatek starsza pani obiecała pół miliarda dla wszystkich do podziału, co pozwalało wyjść im z biedy natychmiast. Cóż jest więc złego w błogości dostatku? Jeżeli już jakieś zło tu istnieje to — myśleli w skrytości ducha -uosabia je wciąż żywy, jak wyrzut sumienia, dawny jej kochanek. Jego trwanie okazuje się oto sprzeczne zarówno z (możliwym) dobrem wspólnym wszystkich, jak i żywotnym interesem i dobrem każdej niszy prywatności. W nowej etycznej hierarchii jego dawne zachowanie zaświeciło jak oślepiająca gwiazda zła.

Jeszcze ich niedawna, wczorajsza czy przedwczorajsza etyczność, w świetle której jego czyn był tylko niegodnym występkiem, i każdemu mógł się przydarzyć, przestaje teraz obowiązywać. Jakby jej nigdy nie było. Znika względność, pojawia się uniwersalny absolutyzm moralny. Istnieją tylko wieczne wartości, dobro i zło, białe i czarne oraz bezwarunkowe zakazy i nakazy. Jak w starogreckiej tragedii. A jeżeli tak, to zbiorowość z czystym sumieniem może już nie tylko skazać, lecz i wspólnie go zabić. I o to właśnie bohaterce chodziło. Nie musiała się sama uciekać do stosowania dalszej przemocy ekonomicznej. Obywatele dojrzeli do samoprzemocy.

Nie tylko zresztą oni. Także - jej ofiara — sklepikarz, który zgodził się na wyrok i przyjął śmierć z ich rąk, bo mu — jak już wcześniej mówiłem za autorem — „pod wpływem strachu, pod wpływem przerażenia zaczyna coś świtać, coś jak najbardziej osobistego, w sobie samym przeżywa działanie sprawiedliwości, uznaje własną winę i staje się wielki przez swoją śmierć, której nie brak pewnych znamion monumentalności". Może więc z ofiarnego kozła wspólnoty, przemienia się w ludzkiego, choć do cna prozaicznego, bożego baranka, który gładzi jej i swoje grzechy? Nie tylko bowiem dokonuje odkupienia własnej winy, lecz i wszystkich mieszkańców miasteczka, gdyż to dzięki jego ofierze są oni rozgrzeszeni ze swej dawnej bierności i faryzejstwa, jak również z dzisiejszej na nim zbrodni. A na dodatek „ubogacają się"!

Z tej perspektywy „Wizyta starszej pani" to wręcz komedia. Komedia ludzka. Nie jest tedy przypadkiem, że, jeszcze raz powtórzmy za autorem, „Starsza pani ma poczucie humoru, nie wolno tego przeoczyć. Z dystansu patrzy na ludzi, jak na towar do nabycia, i z dystansu patrzy też na siebie sama, odznacza się osobliwym wdziękiem, groźnym urokiem".

4. Dramatyczny urok kapitału

Postawić można jednak pytania: Co było dalej w tym miasteczku, już po jej wyjeździe? Czy nie zdarzały się potem podobne (lub tej samej miary) występki, co niegdysiejsze czyny ich ofiary? Czy spotykała je wszakże także taka sama sankcja? Spektakl wprawdzie nie odpowiada na nie, nawet ich bezpośrednio nie stawia, ale jego logika pozwala nam tutaj je zadać i sformułować odpowiedź.

Brzmi natomiast ona tak: nic podobnego! A niby dlaczego owa sankcja musiała by się powtórzyć? Komu by to było potrzebne i czemu by służyło, jeśli nie ma już tej całej szokującej sytuacji i bezpośredniego motywu (miliarda dolarów)? Jaki sens miałby tu absolutyzm moralny? Nie dziwota więc, że uleciał on z nich (bo musiał) jako poranna mgła. Zwykłe wszak życie wymaga zwykłości mieszczańskich stosunków. Im zaś jak najbardziej odpowiada moralna względność i faryzejstwo w odnoszeniu się nawet do tych wartości, które deklarują.

Gdyby natomiast ktoś kogoś z mieszkańców zapytał, czy postąpili wtedy słusznie, zadając sklepikarzowi śmierć na życzenie starszej pani, pewnie wzruszyliby ramionami. Najprawdopodobniej jednak odpowiedzieli by nań twierdząco, przywołując najświętsze i bezwzględne wartości, zwłaszcza dobro wspólne i pomyślność każdego jednostkowego horyzontu troski. Jednakże — jednym tchem — dodaliby, że kiedy t e r a z ktoś postąpi jak niegdyś on, nic mu się nie stanie. Tym wszak wartościom i dobru, po stronie których się opowiedzieli w t e d y , i w imieniu których śmierć zadali, nic przecież nie zagraża w a k t u a l n e j  p o w s z e d n i o ś c i  i c h s t o s u n k ó w , bo te normy bezwzględne powróciły do nieba absolutu wraz z wyjazdem starszej pani. I „na dzień dzisiejszy" po prostu toczy się życie. Powszedniość. Nie zauważą tu żadnej sprzeczności, dwu wykluczających się perspektyw moralnych.

Nie zauważą zaś tym bardziej, że każdy z nich kręci się jeno we własnym horyzoncie troski, i jest zmarginalizowany wobec struktury stosunków społecznych, które poznawczo znajdują się są poza jej zasięgiem. Są oni przecież, nawet we własnych oczach, mali i z nieznanych sobie powodów poddani niezrozumiałym zawirowaniom losu. Ale, niezależnie od tego jak siebie widzą i co o sobie myślą, ich postawy i oceny są następstwem czegoś głębszego. Otóż: w stosunkach, które tu określiłem jako powszednie, bezwiednie działają oni tak, by dokonywała się ich płynna reprodukcja, i wszystko trwało na z góry określonym miejscu. Z tej perspektywy seksualne figle w młodości bohatera z Klarą i ich owoc, a nawet fałszywe jej oskarżenie, skazanie na beznadziejną poniewierkę to było zaledwie coś „nic wielkiego", co było tylko przeszkodą do jego „właściwego" ożenku. Usunięcie jej, umożliwiło mu zająć odpowiednie miejsce w społecznej hierarchii miasteczka i reprodukować utrwalone zależności i powiązania. Wszystko to zmieniło się w sytuacji wyjątkowej, którą stworzyła starsza pani, bo to dawne „nic wielkiego" w świetle jej zemsty i oferowanych pieniędzy urosło. To on teraz zagrażał tym stosunkom i powiązaniom. Ale po jego zabójstwie wszystko znowu wróciło do normy.

Klara natomiast tylko na moment zakłóciła ten ich przyziemny horyzont. Tyle, że nie dzięki sobie, swej inteligencji i charakterowi. Dokonała tego jako Medea. W jej jednak figurę mogła się wcielić nie jako samoistny podmiot, lecz u p o s t a c i o w i e n i e odpowiedniego miejsca w kapitalistycznych stosunkach własności. To one nadały jej taką moc i kształt, jaki przysługuje władzy reprezentowanego przez nią kapitału. Bez tych stosunków byłaby tylko Klarcią. Zakończyła by zapewne swój marny żywot jako prostytutka. Wszak dopiero poślubiony przez nią ormiański miliarder, który szczęśliwie dla niej zmarł, pozwolił jej zastygnąć jako ucieleśnienie owej mitologicznej postaci. Bez tego nie doszłoby więc do żadnej wizyty starszej pani i jej politycznych gier. Ale gdy pod tą wzniosłą i wyniosłą postacią dopina już swego, traci powód, by interesować się ludźmi, których w akcie zemsty sponiewierała. Stają się dlań oni zaledwie figurami na miarę powieści dla kucharek czy materiału do telewizyjnej telenoweli. I tacy też będą dopóty, dopóki z n o w u pewnego dnia nie zapowie wizyty... kolejna starsza pani z ofertą nie do odrzucenia. Wtedy zaś wiadomo, co m u s is i ę zdarzyć.

Czy w tych (i wielu podobnych) kontekstach można myśleć o podejmowaniu rozstrzygających działań politycznych z Dekalogiem pod ręką? Reprezentujący w spektaklu jego przykazania pastor (ani nikt inny) nie bardzo się do tego kwapił. Był jak wszyscy. Niosły go zdarzenia, inspirowane przez Klarę. Bardziej obchodził go nowy dzwon na kościelnej wieży, niż głoszone na nabożeństwach absolutne zasady moralne z bożych przykazań. I nawet palcem nie kiwnął, czemu trudno się dziwić, bo jak każdy był uwikłany w własny horyzont troski.

A czy na cokolwiek mogłaby być tu przydatna postawa Kołakowskiego ze wspomnianych na początku tych rozważań jego esejów „Etyki bez kodeksu" i „Kapłana i błazna"? Raczej też nie. Postawę bowiem kapłana — wykluczyliśmy wyżej, bo kończy sie ona na moralizowaniu i moralizatorstwie. Ale postawę błazna — też należy tu odrzucić. Obie zdają się nie na miejscu, choć kapłani różnych religii i błaznowie są zawsze żywotnie zaangażowani w przedstawione tu sprawy. Nie widzą ich wszakże nigdy w kontekście rozgrywek i rozrywek podmiotów władzy kapitału, stosunków własności. Pozornie się ponad nimi wznosząc, są ich funkcjonariuszami. Dlatego w świecie, w którym nam żyć wypadło, wartości bezwiednie usamodzielniają się, kamienieją w absolut lub rozpływają w monotonnej, relatywnej, mieszczańskiej powszedniości.


1 2 3 4 Dalej..
 Zobacz komentarze (1)..   


 Przypisy:
[ 11 ] Dokładniej o tym w: J. Kurowicki — „Estetyczność środowiska naturalnego", Warszawa, 2010 r. s. 240 -244.

« Filozofia społeczna   (Publikacja: 17-02-2013 Ostatnia zmiana: 19-02-2013)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Jan Kurowicki
Profesor zwyczajny, kierownik katedry nauk społecznych na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu. Autor ponad trzydziestu książek z filozofii kultury, literatury i filozofii społecznej. Ostatnio wydana: "Estetyczność środowiska naturalnego" (Książka i Prasa, 2010)

 Liczba tekstów na portalu: 3  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Pod okiem demona przekory
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 8752 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365