|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje Powrót [2] Autor tekstu: Ziemowit Ciuraj
Nieskończona powierzchnia oceaniczna przywodzi na myśl pewne
skojarzenia z Absolutem: doskonałym, nieograniczonym w żaden sposób Pierwszym
Bytem, postulowanym przez filozofów, niezgłębionym i nieprzekraczalnym dla
ludzkiej myśli. Jeśli takowy jest — a najpewniej jest tylko złudzeniem, jak
horyzont, który potrafimy dostrzec, ale który w rzeczywistości obiektywnej
nie istnieje — powracamy do początku tego akapitu.
Czy można pokochać Absolut? Chyba tak, chociaż rozsądnie jest założyć,
że będzie to miłość nieodwzajemniona. A jeszcze rozsądniej jest wyznaczyć
dla niej bezpieczne granice.
***
Kiedy nastaje wieczór, na wschodzie zapala się w swoim sekwensie trzech
błysków latarnia Stilo. Potężny snop światła omiata widnokrąg.
Kiedyś statki były z drewna a ludzie ze stali, teraz jest na odwrót,
jak głosi popularne swego czasu morskie powiedzenie. Rzeczywiście, w dobie
zaawansowanej technologicznie automatyki, kiedy to wielkie jednostki od portu do
portu prowadzone są przez komputery i wszechobecną elektronikę korzystającą z systemów nawigacji radarowej i satelitarnej,
coraz dokładniejsze, obliczane przez potężne klastry obliczeniowe
prognozy pogody, katastrofy morskie wielkich jednostek spowodowane pogodą
praktycznie nie mają już miejsca, a jeśli się zdarzają, z reguły
spowodowane są rażącym złamaniem zasad bezpieczeństwa. Wielkie jednostki
towarowe bardziej przypominają pływające hotele z saunami, siłowniami i salami projekcyjnymi niż siermiężne masowce sprzed kilkudziesięciu lat a mostek kapitański kojarzy się raczej z dyspozytornią stacji kolejowej niż pełnym
drewna, mosiądzu i niklu starodawnym sznytem kapitańskiego warsztatu. Dlatego
to wszystkie niemal kraje posiadające szkoły morskie posiadają żaglowce, na
których adepci tego fachu mają jedyną szansę poznać tradycję morską i kształcić swój charakter w bezpośrednim zetknięciu z materią lin, żagli
oraz desek pokładu. Tam mogą poczuć wiatr i kołysanie otwartego morza, nie
amortyzowane stabilizatorami uprzyjemniającymi wycieczki pływających statków-miast
pełnych podchmielonych, rozochoconych ostrym powietrzem mieszczuchów,
prowadzonych przez oficerów w nienagannie białych mundurach, brylujących wśród
rozchichotanych pasażerek i wzbudzających zawistne spojrzenia brzydszej połowy
pasażerów. Prawdziwych „wilków morskich" pozostało dziś już
niewielu: ostatnią ich enklawą są kutry rybackie, które na morzach naszej
strefy klimatycznej, aby dać zarobić
muszą wychodzić w morze niezależnie od pogody, o ile nie szaleje wyjątkowo
paskudny sztorm.
Morze wyznacza olbrzymi obszar kultury. Tysiącami książek opisujących
fakty i fikcje, przesyconymi rumem marynarskimi opowieściami, pamiątkarską
masówką w nadmorskich kramach i marynistycznymi obrazami, legendami o „Latającym Holendrze" i budzącymi grozę prawdziwymi historiami do
dziś niewyjaśnionych zdarzeń, jak los załogi „Mary Celeste". To
romantyka i wielka przygoda, zatopione skarby i piraci, korsarze i bukanierzy,
Robinsonowie bezludnych wysp i Odyseusze szukający drogi do swojej Itaki. To również
historia, najczęściej nigdzie nie zapisana, jednostkowych ludzkich losów,
heroizmu odkrywców i podróżników a także zwykłej podłości, chciwości i okrucieństwa wielkich kompanii handlowych, które niewiele różniło od
niegodziwości morskich rzezimieszków. To hańba niewolnictwa i statki
transportujące ludzi w warunkach gorszych niż bydło. To tragedia wojen
prowadzonych na wodzie i niewypowiedziane cierpienia tysięcy bezimiennych
marynarzy, którzy spoczęli w głębinach wszystkich oceanów, szaleństwo
kapitanów i bunty załóg. Morze, poprzez to, że ci, którzy panują na nim,
panują nad światem wyznaczyło standard, dzielący państwa na dwie kategorie:
te, które są na nim obecne i wszystkie pozostałe.
Stąd to widok fal Bałtyku, czystego piasku plaż,
kołyszących się na wydmach traw mają również znaczenie symboliczne,
przywołując wyrok historii, przesuwający Polskę z powrotem w piastowskie
granice. Dostęp do morza, który stał się jednym z najważniejszych postulatów
odradzającego się po zaborach państwa polskiego, stał się zarzewiem
najstraszliwszej z wojen, w której państwo niemieckie postanowiło utrwalić
germański charakter „Morza Wschodniego" i usunąć z jego brzegów
polską kulturę, dokonując masowych wysiedleń ludności i eksterminacji
inteligencji Pomorza. Tysiące ofiar, zabitych w tych zbrodniczych działaniach i później, w krwawych i ciężkich walkach na Wale Pomorskim czy wokół Kołobrzegu
sprawiają, że morze to nigdy nie stanie się tylko turystycznym towarem
sprzedawanym amatorom letniej kanikuły. Na zawsze pozostanie też obowiązkiem i zadaniem. Wezwaniem, aby nie zapomnieć tych, dzięki którym powróciliśmy
na jego brzeg. I uszanować tę nagrodę, dla której walczyli ci, którym nie
dane było zanurzyć stóp w jego chłodnych wodach.
***
Widziałem cię w huraganie, kiedy wiatr niósł piasek grubą na dwa
metry smugą, siekąc nim aż do bólu po odkrytym ciele. Widziałem cię w żarze
lata stulecia, kiedy południowy wiatr przyniósł czterdziestostopniowy upał, a zapach żywicy w nadbrzeżnych lasach był tak intensywny, że jedna iskra mogła
wywołać wielki pożar. I widziałem, jak się do nas uśmiechnęłoś, podczas
zachodu słońca, przy wyjątkowo spokojnym i czystym powietrzu, gdy ostatni rąbek
dziennej gwiazdy przybrał soczyście zielony, intensywnie szmaragdowy kolor.
Zielony promień, opisywany w legendach morskich i wyglądany przez podróżników
cud natury, świetlisty diadem czasu.
Pozdrawiam cię. Bądź nam zawsze łaskawe.
Obserwowałem ludzi, których wciąż przyciągasz: leżących, maszerujących,
biegnących, zakochane pary i samotnie przemierzających mokry piasek pod
zorzami wieczornego nieba. Myślałem o tych, którzy kiedyś marzyli o tobie i o innych, którzy całe niemal życie spędzając na żegludze marzyli o zamieszkaniu w głębi lądu, gdzie wiatr nigdy nie przynosi oceanicznych woni. O świadectwach ludzkiej potęgi, dla których stałoś się właściwym tłem:
pancernikach najeżonych trzystumilimetrowymi działami i supertankowcach,
gigantycznych platformach wiertniczych i odrzutowcach, które kiedyś niskim pułapem
przelatywały wzdłuż tych plaż oznajmiając ogłuszającym łoskotem silników
swoją gotowość do walki...
...zrozumiałem wtedy, jak śmieszne są to wszystko błahostki, kiedy
popatrzyłem na młodego człowieka, który zatrzymał się w bezpiecznej odległości
od spokojnego przecież morza, w pół drogi między drewnianą rampą zejścia a wodą i patrzył uśmiechnięty w dal. Na jego twarzy malował się wyraz szczęścia.
Jego towarzyszka, piękna dziewczyna o szlachetnej urodzie i troskliwym, łagodnym
spojrzeniu była już bardzo zmęczona i — chociaż zrazu nalegał — nie popchnęła
wózka, na którym siedział, bliżej wody.
I tak stali tam razem, jak co roku, a morze, jak to morze, śpiewało
swoją odwieczną, nieskończoną pieśń.
1 2
« Felietony i eseje (Publikacja: 05-10-2013 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9319 |
|