Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
199.417.256 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 217 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"[...] z sumieniem nie jest tak jak z techniką. W technice im szersza i głębsza wiedza o rzeczach i prawidłowościach, tym wyraźniejsze wskazania konstrukcji instrumentów, natomiast głos sumienia, wyraźny w sytuacjach nader prostych, zaczyna bełkotać w obliczu komplikacji zawęźleń międzyludzkich, które mu podaje do wiadomości narastająca i dojrzewająca wiedza o tych zawęźleniach. W wielu przypadkach..
 Państwo i polityka » Stosunki międzynarodowe

Kaukaz w płomieniach [1]
Autor tekstu:

Postęp światowej cywilizacji rozpoczyna się na drodze kaukaskiej rasy. (G. Hegel)

Wyjazd do Groznego na uroczystość inauguracji prezydenta Maschadowa nastąpił wcześnie rano. Przed hotelem w Nazraniu sznur samochodów osobowych zaczął się formować jeszcze przed świtem. Zapełnianie pasażerami karawany pojazdów trwało długo. Prezydenci republik związkowych i autonomicznych dawnego ZSRR, ministrowie, członkowie parlamentów, delegaci. Jako ostatni ze szklanych drzwi hotelu wytoczył się pijaniuteńki przedstawiciel Kałmucji, podtrzymywany przez dwóch ubranych w granatowe mundury i spodnie z lampasami kozaków znad Tereku, oraz liczna grupa Gruzinów, zwolenników zamordowanego prezydenta Gamsachurdii. Poprzedzani przez terenowe samochody uzbrojonej po zęby eskorty, ruszyliśmy ze znacznym opóźnieniem. Szosa prowadziła na wschód przez płaski jak talerz step nogajski. Po prawej stronie z porannych mgieł wyłaniał się Kaukaz. Wielkie połacie uprawnych pól gęsto przerastały mniejsze i większe kurhany. Niechętnie badali je radzieccy archeologowie. Każda kość, każda sprzączka, każda grzebalna ofiara dokumentowała, że przedpole Kaukazu nigdy nie było istinnoju russkoju ziemlioj. Step chana Nogaja od prawieku miał strategiczne znaczenie. W nazwie kurortu Jesuntuki — doskonale zrozumiałej dla Mongołów — zawarta jest informacja, że przybysze z głębi Azji zatknęli tu osiem sztandarów. Południowa granica Złotej Ordy przebiegała wzdłuż głównego kaukaskiego grzbietu. Wskazał ją taszur Nogaja, bicz sporządzony z byczego penisa.

Kolumnę pojazdów otwierał hummer z zieloną flagą prezydenta Inguszetii, ozdobioną berkatem - kołem trójramiennym.. W przyszłości trójramienne koło zostanie w Polsce anagramem Ligi Konsumentów Energii. Nie wiadomo kiedy, przekraczamy granicę Czeczenii. Operator ukraińskiej telewizji filmuje wjazd do Siamaszek. Tu 6 kwietnia 1995 r. wojska Federacji Rosyjskiej zamordowały 462 cywilnych mieszkańców. Kaukaskie Lidice. Zginęły głównie kobiety, dzieci i starcy. Trupy zepchnęły buldożery do wspólnej mogiły. W pobliżu przebiega rurociąg naftowy Baku‑Machaczkała‑Grozny‑Tichoreck oraz dwie nitki gazociągu Pugowoje-Mozdok. Rurociąg zbudował milioner Bagirow jeszcze w 1914 roku. Osiemdziesiąt lat później decydenci w Moskwie doszli do wniosku, że odczużennaja połosa — wyludniony pas ziemi wzdłuż obu jego nitek, będzie najlepszą odpowiedzią na żądania bezczelnego Dudajewa, aby Rosja płaciła za tranzyt ropy. Wagę problemu docenił premier Czernomyrdin. Na użytek zagranicznych mediów zaczęto rozpowszechniać informacje o zagrożeniu, jakie niesie dla świata czeczeńska mafia. Należy bronić porządku i cywilizacji. I Rosjanie zaczęli jej bronić po swojemu. Może chcieli jak najlepiej, a wyszło jak zwykle. Rosyjskie słowo opołczenie należy w Czeczenii wymawiać z szacunkiem. To pospolite ruszenie. Ochotnicy, kilkunastoletni chłopcy, dojrzali mężczyźni, młode dziewczyny. Uzbrojeni głównie w kupione od żołnierzy wojsk federalnych kałasznikowy, przeciwpancerne granaty, czy szejtan-truby — helikopterowe rakiety klasy powietrze-ziemia, przystosowane w prymitywnych warsztatach do ręcznego odpalania. Od żołnierzy federalnych można było kupić wszystko. Za butelkę, za parę butelek wódki, za konserwę, za karton papierosów. Wszystko miało swoją cenę. Salwa z grada — zmodernizowanej wersji katiuszy — kosztowała 800 dolarów. Nawet w kierunku własnego sztabu. Jeden cynk — płaski cylinder zawierający 1058 sztuk naboi — kosztował dziesięć butelek wódki. Informacji, w którym oddziale wojsk służą Osetyńcy, tępieni przez Czeczenów jako zdrajcy z wyjątkową zaciętością, udzielano bezpłatnie. Dla podtrzymania dobrych stosunków. Osetyńcy przeszli na prawosławie jeszcze w początkach XIX wieku. Wysługują się Rosjanom od dawna. W nagrodę otrzymali ziemie Inguszów i Czeczenów, których Stalin kazał deportować w mroźne stepy Kazachstanu i na Syberię. Zdrajcy zasługują tylko na jedno.

Pierwsze domy Groznego. Puste. Wypalone okna. Podziurawione seriami pocisków elewacje z wielkiej płyty. Kiełkujące od nowa życie zwiastują kawałki kartonowych pudeł zastępujących szyby. Do niedawna było to kilkusettysięczne, bogate w zieleń i kwiaty miasto. W lecie 1995 roku spadło na nie więcej pocisków niż na Stalingrad. Huraganowej nawale ognia i bombom burzącym nie oparły się dziesięciopiętrowe wieżowce nowoczesnych dzielnic mieszkalnych, solidne, pamiętające jeszcze carskie czasy kamienice w centrum, szpitale, biblioteki, muzea, cerkiew prawosławna. Z powierzchni ziemi został również starty kościół katolicki i Instytut Nafty i Gazu. Trzeci tej rangi na świecie. Większość mieszkańców centralnych dzielnic było Rosjanami. Oni też, należąc do warstwy uprzywilejowanej, zamieszkiwali w lepszych dzielnicach. Dowódcy wojsk federalnych, zamieniając centrum Groznego w kamienną pustynię, w gigantyczny plener upiornej futurystycznej filmowej wizji świata ery wojen totalnych, wypełniali rozkazy. Rzekoma utrata kontroli nad armią? Zła taktyka? Nieumiejętność walki w mieście? Złe dowodzenie? To wszystko elementy jednego zamierzenia. Elementy przewidziane, zamierzone, kontrolowane i dozowane. Tak jak i to, że żołnierze miesiącami nie tylko nie dostawali gorącej strawy, ale również nie mieli możliwości umycia się. Żołnierz rosyjski cuchnął. Cuchnął brudem. Żołnierz miał się zamienić w półdzikie zwierzę, nienawidzące ludzi, których kazano mu zabijać. Zamienić w rozjuszone bydlę. I zamieniał się. Epizody przekazane w relacjach z Powstania Warszawskiego, kiedy Niemcy do akcji wprowadzali oddziały kryminalistów Dirlewangera i gorszych od nich rosyjskich sprzymierzeńców spod znaku ROA — Ruskoj Oswoboditielnoj Armii — bledną w porównaniu z wyczynami w Groznym podkomendnych gen. Babiczewa z Pskowskoj Desantnoj Dywizji, gen. Troszeła — dowódcy 58 Armii, czy płk. Motowa — szefa 26 brygady wojsk MWD z Władykawkazu. Blisko połowę żołnierzy wojsk federalnych, stanowili mordorożyje, kontraktczyki, najomniki. Zawsze pijani. Zawsze mieli przy sobie pochodzące z rabunku rzeczy ofiar: złote zęby, łańcuszki, bransoletki, zegarki, pierścionki. Do niewoli ich nie brano. Zarzynano na miejscu. Moskiewscy stratedzy zdawali sobie sprawę, że ktokolwiek będzie w przyszłości rządził w tym kraju, musi zaczynać od zera. Od początku. Od odbudowania całej technicznej infrastruktury miasta. Kanalizacji, wodociągów, sieci cieplnej, kabli energetycznych, gazociągów, środków komunikacji. To, że totalne zniszczenie gospodarki Czeczenii było głównym zamierzonym celem działań korpusu ekspedycyjnego, widać najlepiej na prowincji. Zniszczono kombinat chemiczny w Gudermes, rafinerię z nowoczesną, zbudowaną przez Anglików linię technologiczną do produkcji benzyny lotniczej, wielką cementownię w Czire Jurt, mosty nad Argunią i Terekiem, ujęcia wody, a nawet wielkie gospodarstwa szklarniowe na przedmieściach Groznego, choć trudno przypuścić, aby terroryści chowali się za szklanymi ścianami inspektów.

Amerykanie z Atlantic Richfield Co. ARGO powołali swego czasu spółkę joint venture z rosyjską firmą ŁUKOJŁ. Ktokolwiek się im przeciwstawił, zasługiwał na miano separatysty, bandyty. I był przywoływany do porządku. Zgodnie z prawem międzynarodowym oczywiście. W okresie rewolucji bolszewickiej synowie wilka i potomkowie Amazonek, za których się uważają członkowie Wajnachskich plemion. Dumni, wolni i biedni górale poparli czerwonych. Walczyli przeciwko Denikinowi i białym kozakom. Żyjąc od prawieków w luźnym związku tejpów — klanów, w których panowała swoista demokracja, nie posiadając struktury feudalnej, od początku wielu było zwolennikami władzy radzieckiej. Znalazł się wśród nich urodzony w Kaliszu, bolszewik, później jeden z twórców przemysłu naftowego na przedpolach Kaukazu, a pod koniec życia mułła — Jan Tarczyński.

Na Kaukazie, w Czeczenii, w Dagestanie — Rosjanie nigdy nie czuli się jak u siebie w domu i nigdy nie będą. Dawno zrozumiał to pewien generał-spadochroniarz, który doszedł do wniosku, że skoro każda wojna kończy się przy zielonym stole rokowań towarzyszących podpisaniu zawieszenia broni, czy nawet kapitulacji jednej ze stron, może warto by się zastanowić, czy nie odwrócić kolejności wydarzeń. I zacząć od rokowań. Pamiętam tego generała z uroczystości towarzyszących inauguracji prezydenta Maschadowa w Groznym w lutym 1997 roku. Swoją postawą, godnością i odwagą budził szacunek u najbardziej zawziętych wrogów. Musiał budzić. Odważnie stanął przed przeszło 6 tysięcznym tłumem uzbrojonych po zęby górali. Mówił twardo, po żołniersku. Na początku tłum zareagował groźnym pomrukiem. Szczęknęły zamki kałasznikowów. Generał nie zmienił tonu. Dokończył wystąpienie. Pożegnała go owacja. Dwa lata później, we wrześniu 1999 roku, tuż przed wybuchem II wojny czeczeńskiej, już jako gubernator Kraju Krasnojarskiego, generał Aleksander Labiedź, udzielił wywiadu dziennikarce „Le Figaro".

Jego fragment warto zacytować: Putin (...) Mówiąc o decyzji wojny — gra mięśniami, ale jak zawsze, naszym wojskom brakuje zarówno amunicji, jak i pieniędzy. Posyłać na front 18-letnich chłopców. Poza tym Putin nie czytał Porozumienia z Chasaw Jurt. Oświadcza, nie pomyślawszy, że te porozumienia to hańba. A czy on wie, że te sławne porozumienia, które sprowadzają się do wspólnego oświadczenia na pół strony i do sformułowania podstawowych zasad, nie mają żadnej mocy prawnej? Maschadowowi i mnie udało się złamać kościec tej wojny. Daliśmy Rosji rzadką, unikalną możliwość: wyjść z tej wojny, w której zginęło 120 tysięcy osób. I co zdarzyło się potem? W maju 1997 r. Prezydent Rosji i Prezydent Czeczenii podpisali porozumienie „o pokoju", w którym Jelcyn jednym pociągnięciem pióra przekreślił powołanie się na Porozumienia Chasawjurtowskie. Potem — nic w ciągu dwóch i pół lat. Ale natura nie znosi pustki. Czeczeni, którzy posiadali karabiny, znaleźli pieniądze na zewnątrz. Rozpoczęli kopanie ziemianek w dagestańskich wioskach Czabanmachi i Karamachi. Rozpoczęli ekspansję. Potrzebują dojścia do Morza Kaspijskiego. Dlaczego pozwolono im kopać? Czym zajmowały się nasze służby specjalne? Widząc, że sytuacja jest bez wyjścia, władza może mieć tylko jeden cel: destabilizację sytuacji, żeby nie było wyborów. Domy wylatują w powietrze, zginęły już 294 osoby, są tysiące kalek, wielu ludzi zostało rannych. Każdy czeczeński dowódca, gdyby chciał się zemścić, zacząłby wysadzać w powietrze generałów. Uderzyłby w budynki Ministerstwa Spraw Wewnętrznych lub Federalnej Służby Bezpieczeństwa, albo w składowiska broni czy elektrownie atomowe. Nie obierałby sobie za cel zwykłych i niewinnych ludzi. Postawiony cel to doprowadzenie do masowego terroru, destabilizacji, która w odpowiednim momencie pozwoli powiedzieć: nie powinieneś iść do lokalu wyborczego, bo inaczej ryzykujesz, że wylecisz w powietrze razem z urnami. Kremlowski klan jest gotowy na wszystko, aby utrzymać się przy władzy. Wszystkie środki są dobre. Nie należy ni w pięć, ni w dziewięć używać słowa „czeczeński". Są czeczeńscy bandyci, tak samo jak są rosyjscy i francuscy. Ale nie wszyscy Czeczeni są bandytami. Wychodząc z tego czuję, że mogłaby istnieć umowa z Basajewem. Myślę, że Basajew i władza dogadali się. Basajew ma swój cel, który zbiega się z celem władzy. Jest wspaniałym instrumentem destabilizacji. (Tekst wywiadu opublikowano w dzienniku „Wriemia" z 30.09.1999.)


1 2 3 4 5 6 7 Dalej..
 Zobacz komentarze (2)..   


« Stosunki międzynarodowe   (Publikacja: 16-01-2017 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Witold Stanisław Michałowski
Pisarz, podróżnik, niezależny publicysta, inżynier pracujący przez wiele lat w Kanadzie przy budowie rurociągów, b. doradca Sejmowej Komisji Gospodarki, b. Pełnomocnik Ministra Ochrony Środowiska ZNiL ds. Międzynarodowego Rezerwatu Biosfery Karpat Wschodnich; p.o. Prezes Polskiego Stowarzyszenia Budowniczych Rurociągów; członek Polskiego Komitetu FSNT NOT ds.Gospodarki Energetycznej; Redaktor Naczelny Kwartalnika "Rurociągi". Globtrotter wyróżniony (wraz z P. Malczewskim) w "Kolosach 2000" za dotarcie do kraju Urianchajskiego w środkowej Azji i powtórzenie trasy wyprawy Ossendowskiego. Warto też odnotować, że W.S.M. w roku 1959 na Politechnice Warszawskiej założył Koło Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli.   Więcej informacji o autorze

 Liczba tekstów na portalu: 49  Pokaż inne teksty autora
 Poprzedni tekst autora: Hej ty ojcze atamanie
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 10081 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365