 |
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
   |  |
 Złota myśl Racjonalisty: "Jeszcze Polska, jeszcze raz Polska. Co zrobimy z odzyskaną wolnością? Chwilowo przykościelni spierają się, czy nadal prosić Boga, żeby zwrócił ojczyznę wolną, czy żeby ją już teraz wolną zachował. Pan Bóg czeka na dalsze instrukcje. Zatroskani chcą, żebyśmy byli podobni do największej demokracji świata, czyli do Indii, Kaliszan nie widać, ci, którzy wczoraj handlowali dolarami pod kinem, budują.. |  |
 |  |
|
|
|
 |
Państwo i polityka » Stosunki międzynarodowe
Bye! (And see you later!) Autor tekstu: Caden O. Reless
W wydaniu „Dziennika Gazety
Prawnej" z 16 maja br. znalazł się krótki tekst Jerzego Stępnia, prawnika i byłego prezesa Trybunału Konstytucyjnego, pod nieco prowokacyjnym tytułem
Europa mówi Ameryce: Bye! Nasze drogi się rozchodzą. Autor
postawił w nim dość odważną tezę, że przepaść między kulturą amerykańską i europejską, obu wywodzącymi się przecież ze wspólnego pnia europejskiej
cywilizacji, nieuchronnie się pogłębia. Ameryka — zdaniem autora — traci w oczach świata, w tym również w oczach Polaków, „resztki autorytetu państwa
pretendującego do przywództwa w wolnym świecie" i pogrąża się w ekonomicznym
chaosie. Na domiar złego Amerykanie, jak wszyscy zapewne wiedzą, zastrzelili
ostatnio bin Ladena — „niestawiającego w momencie ataku żadnego oporu", i to bez
sądu, co ma być koronnym dowodem wyższości „człowieka cywilizacji europejskiej"
nad przeciętnym obywatelem Stanów Zjednoczonych. Amerykanie, czego nie da się
ukryć, mają też na sumieniu wojnę w Iraku, którą rozpętali nawet wbrew
ostrzeżeniom polskiego papieża.
Ton tekstu może być traktowany jako pewne novum (ale bez przesady). Przecież
jeszcze niedawno europejscy publicyści i komentatorzy woleli mówić z nieskrywanym wyrzutem o tym, że Ameryka Europę zaniedbuje, angażując się
intensywnie w budowanie partnerstwa z innymi krajami, przede wszystkim w Azji i basenie Pacyfiku. Dziś rozżalenie brakiem zainteresowania ze strony Ameryki
ustępuje miejsca, nie po raz pierwszy i zapewne nie ostatni, potrzebie
zaakcentowania odrębności Europy względem dotychczas bliskiego przyjaciela i sojusznika zza Atlantyku.
Rozważając tezy postawione przez Jerzego Stępnia warto jednak zachować zimną
krew i bliżej przyjrzeć się faktom. Wpadanie w skrypt tak typowy dla dobrze
znanej gry psychologicznej: „ja, Europejczyk jestem okay, a ty, Amerykanin nie
jesteś okay" wprawdzie od
dziesięcioleci świetnie zdaje egzamin przy okazji radzenia sobie przez
niektórych z pewnymi rozczarowaniami ludźmi i światem w ogóle, równie często
jednak zamazuje obraz rzeczywistości, fiksując jedynie uwagę gracza na
przeżywaniu kolejnych frustracji. Dobrze byłoby również uniknąć wpadania w skrypt charakterystyczny dla innej gry psychologicznej: „my, Amerykanie
wprawdzie nie jesteśmy okay, ale wy, Europejczycy też nie jesteście okay (czyli
wcale nie jesteście lepsi od nas!)". Tym bardziej należałoby uniknąć ulubionej
gry amerykańskich jastrzębi, w rodzaju: "my, Amerykanie może i nie jesteśmy
okay, ale przynajmniej nie jesteśmy żałosnymi francuskimi żabojadami i po prostu
mamy jaja!". Nie chodzi przecież o uprawianie tego rodzaju dziecinady czy
żonglowanie stereotypami i uprzedzeniami, prawda?
Wbrew szerokim uogólnieniom formułowanym przez Jerzego Stępnia warto jednak
czasem przyjrzeć się szczegółom, składającym się na złożone sieci zależności,
tkane przez wielorakie powiązania, z jakimi mamy do czynienia w dzisiejszym
zglobalizowanym świecie. Może się jednak wówczas okazać, że Europa i Stany
Zjednoczone są w niektórych obszarach bliższymi partnerami, niż mogłoby się
wydawać na pierwszy rzut oka, mimo występujących między nimi różnic stanowisk i interesów; w innych — ich drogi z różnych względów rozchodzą się, co jednak
wcale nie musi oznaczać trwałego rozwodu. Czy w świecie, w którym wiele
problemów ma wymiar globalny, warto w ogóle takim trwałym rozwodzie wspominać?
Bez wątpienia relacje Europy ze Stanami Zjednoczonymi w ciągu ostatnich dekad
uległy głębokim przeobrażeniom. Trudno oczekiwać, że to, co kiedyś było podstawą
silnego sojuszu Europy i Ameryki, czyli walka z faszyzmem, budowa porządku
powojennego i wspieranie demokracji w Europie Zachodniej w czasach zimnej wojny,
będzie w dalszym ciągu główną siłą napędową tej relacji. Te narracje
nieuchronnie się wyczerpały, co nie oznacza jednak, że powiązania
euroatlantyckie nie napełniają się nową treścią. Mogliśmy to obserwować w ostatniej dekadzie XX wieku, gdy Stany Zjednoczone, inne kraje NATO i ówczesnej
EWG wspólnie wspierały przemiany demokratyczne w krajach Europy Środkowej i Wschodniej, a także podejmowały wspólne działania w obliczu kryzysowych sytuacji
na Bałkanach i w innych rejonach świata, choć — trzeba to uczciwie przyznać -
nie obywało się to niekiedy bez poważnych zgrzytów i konfliktów między
partnerami. Ale czy Amerykanie i Europejczycy rzeczywiście muszą się we
wszystkim zgadzać, żeby się dogadywać?
Mimo postulowanego przez mecenasa Stępnia „cywilizacyjnego rozjeżdżania się"
Ameryki i Europy wspólne interesy w każdym razie wyglądają całkiem nieźle. Choć
jesteśmy świadkami wspaniałego rozwoju Chin i rosnącej roli tego kraju w wymianie gospodarczej ze Stanami Zjednoczonymi, to jednak nadal Europa pozostaje
głównym partnerem handlowym tego kraju, zresztą z wzajemnością. Czy warto się na
Stany Zjednoczone obrażać, kiedy firmy z tego kraju pozostają głównymi
inwestorami zagranicznymi w Unii Europejskiej? Czy Europy i Stanów Zjednoczonych
nic nie łączy, skoro w 44 z 50 amerykańskich stanów to europejskie firmy są
głównymi zagranicznymi inwestorami, a w pozostałych sześciu — drugimi co do
ważności?
Czy 12 mln podróżnych przybywających rocznie do Stanów Zjednoczonych z Europy ma
naprawdę z tego powodu obrażone miny? Po jakim kroju ubrania lub egzotycznym
nakryciu głowy (świadczących niewątpliwie o przepaści cywilizacyjno-kulturowej
dzielącej oba kontynenty) rozpoznać obywatela Stanów Zjednoczonych w masie ponad
27,5 mln osób, które rocznie przybywają do Europy z obu Ameryk?
Współpraca między Stanami Zjednoczonymi i Europą układa się zresztą nieźle nie
tylko w dziedzinie gospodarczej, ale również w dziedzinie polityki
międzynarodowej. Lista wspólnych przedsięwzięć i projektów jest imponująca i -
jak się wydaje — nie zwiastuje głębokiego kryzysu we wzajemnych stosunkach.
Stany Zjednoczone i wiodące kraje europejskie współpracują blisko w takich
kwestiach, jak sytuacja w Afryce Północnej, przede wszystkim w Libii, w Egipcie i w Tunezji. W kręgu wspólnych zainteresowań nieodmiennie leży
sytuacja na Bliskim Wschodzie, w Iranie, w Afganistanie i w Azji Środkowej, a także relacje z Rosją, aby wymienić najważniejsze
kwestie. Co więcej, nic nie zapowiada, że Europa i Ameryka będą mniej zajęte w najbliższej przyszłości, a lista problemów, którymi przychodzi się wspólnie
zajmować, wcale w ostatnim czasie nie staje się krótsza. Nawet sprawa
spektakularnej likwidacji bin Ladena wypada na tym tle jak niewiele znaczący
epizod o nikłym wpływie na kształt europejsko-amerykańskich relacji. I nawet
jeżeli w przyszłości Ameryka i Europa nie będą tak bliskimi przyjaciółmi jak
dawniej, zawsze będą miały do załatwienia jakieś wspólne, globalne i lokalne
interesy, które zazwyczaj jednak ludzi zbliżają. Tego się trzymajmy.
« Stosunki międzynarodowe (Publikacja: 17-05-2011 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 1736 |
 |