|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
STOWARZYSZENIE » Biuletyny
Biuletyn Neutrum, Nr 1 (32), styczeń 2004 [4]
Jak
Pan ocenia działania rządu polskiego w kontekście stosunków z nowym wielkim
bratem i stosunków z państwami Unii Europejskiej. Czy nie sądzi Pan, że
naszym politykom czasami mylą się kierunki? Odnosi się wrażenie, że brak im
wyobraźni, że ich próby chwytania kilku srok naraz, mogą się dla
Rzeczypospolitej źle skończyć.
Rzetelna
odpowiedź na to pytanie wymagałaby obszernej rozprawy. Od lat wskazywałem
m.in. na łamach „Dziś", że serwilizm, czy wręcz autowasalizacja rządu
Jerzego Buzka wobec USA, oraz arogancja i rusofobia wobec Rosji negatywnie wpływają
na naszą pozycję negocjacyjną z Unią Europejską i nie sprzyjają
zapewnieniu Polsce po przyjęciu do Unii odpowiedniej w niej roli.
A
jak Pan ocenia aktualną politykę rządu Leszka Millera w tej sprawie?
Wiązałem
duże nadzieje z tym rządem i w tej sprawie. Sądziłem, że dojdzie do pełnej
normalizacji i wzajemnej korzystnej współpracy gospodarczej i w innych
dziedzinach z Rosją. Liczyłem, że rząd ten będzie dążyć do rozwijania
dobrych stosunków z USA, lecz, że jego zdecydowanym priorytetem w polityce
zagranicznej będzie dążenie do znacznej poprawy naszych stosunków z państwami
Unii, a w szczególności z Niemcami i Francją. Sprzyjałoby to wynegocjowaniu
jak najlepszych warunków naszego uczestnictwa w Unii. Tak się jednak nie stało.
Czy
wobec narastających od lat kontrowersji i wręcz sprzeczności wielu interesów
między Unią Europejską a USA Polska nie znalazła się w sytuacji konieczności
dokonania wyboru między Unią a USA?
Nasi
politycy zapewniają od kilku lat, że nie stoimy wobec takiej konieczności. Będziemy
rozwijać dobre stosunki zarówno z USA jak i z Unią Europejską. W praktyce
jednak niemal we wszystkich spornych problemach między UE a USA zajmowaliśmy
wyraźnie pro-amerykańskie stanowisko. Doszły do tego takie fakty jak zakup
przestarzałych amerykańskich samolotów bojowych F-16, mimo — jak twierdzi
wielu fachowców — korzystniejszych ofert szwedzko-brytyjskiej (Gripen) czy
francuskiej (Mirage). W trakcie rozpatrywania tych ofert amerykańscy generałowie i politycy jak też zawsze broniący interesów Ameryki, Jan Nowak-Jeziorański,
straszyli, że odrzucenie amerykańskiej oferty mieć będzie bardzo szkodliwe
skutki nie tylko dla militarnych, lecz i polityczno-gospodarczych stosunków
polsko-amerykańskich. Nie mam zresztą najmniejszego pojęcia, po co są nam
potrzebne tego typu samoloty? Czy po to, by w tak kryzysowej sytuacji
gospodarczo-finansowej wydać na nie blisko 5 miliardów dolarów i dać zarobić
prosperującemu przemysłowi zbrojeniowemu USA? Czy też po to, by ewentualnie
wspomagać Amerykanów w ich awanturniczych przedsięwzięciach militarnych.
Zakup ten na pewno nie przyczynił się do umocnienia naszej pozycji w państwach
Unii, a szczególnie nie we Francji i Szwecji. Szkoda, że nie uczymy się od
Czechów i Węgrów.
Sądzę,
że jeszcze bardziej zaszkodziło nam jednoznaczne opowiedzenie się po stronie
USA w konflikcie z Irakiem.
Jak
wiadomo w styczniu br. premier Polski podpisał sławetny „list ośmiu" szefów
rządów państw europejskich, popierających stanowisko amerykańskie w sprawie
wojny z Irakiem, nie bacząc na zdecydowany sprzeciw Niemiec i Francji w tej
sprawie. Stanowisko takie premier zajął w niespełna miesiąc po szczycie Rady
Europejskiej w Kopenhadze, gdzie dzięki m.in. pomocy kanclerza Schroedera i własnemu
uporowi wywalczył korzystne warunki unijnych dopłat dla polskiego rolnictwa.
Podpisał wspomniany list nie uprzedzając nawet swego przyjaciela Schroedera.
Nie jest to dobra dyplomacja.
Jednoznaczne proamerykańskie stanowisko Polski zostało bardzo źle przyjęte
nie tylko w Niemczech i Francji, lecz i w opinii publicznej całej Europy.
Spowodowało, że w Europie zachodniej mówi i pisze się o Polsce już nie jako o koniu, lecz „ośle trojańskim" przed bramami Unii.
Bez względu na motywy tego stanowiska obiektywnie sprzyja ono zamiarom Busha,
Rumsfelda,Wolfowitza, którzy dążą do powaśnienia państw europejskich, do
rozbicia Europy. Wolą bowiem utrzymywać bilateralne stosunki z poszczególnymi
państwami Europy i nie dopuścić do utworzenia harmonijnie zintegrowanej,
silnej nie tylko gospodarczo, lecz i politycznie, i niezależnej militarnie od
USA Unii Europejskiej.
Pragnę mocno podkreślić, że Polsce bardzo potrzebne jest rozwijanie dobrych
stosunków z USA. Nie znaczy to jednak, że musimy bezwarunkowo popierać
wszelkie działania każdej administracji amerykańskiej. Musimy zadawać sobie w pełni sprawę, że nasze główne, podstawowe, aktualne i perspektywiczne
interesy narodowe związane są i będą z Europą, do której należymy od
ponad tysiąca lat. Musimy wreszcie zerwać z przewijającą się przez naszą
historię tendencją zawierania „egzotycznych sojuszy", zerwać z przeklętą
zasadą „szukania przyjaciół daleko, a wrogów blisko".
Jak
się ma ta polityka Polski do stanowiska Jana Pawła II w sprawie Iraku?
W
tej sprawie Polska zajęła stanowisko sprzeczne nie tylko z Francją i Niemcami, lecz i innymi rządami europejskimi. Co istotniejsze również ze
stanowiskiem ponad 70% społeczeństwa polskiego oraz blisko 80% wszystkich społeczeństw
europejskich. Bushowi i Rumsfeldowi udało się wprawdzie podzielić w tej
sprawie rządy „starej" i „nowej" Europy, lecz nie stanowisko społeczeństw
całej Europy.
Co jednak jest najdziwniejsze w stanowisku Polski? To, że jest sprzeczne ze
stanowiskiem Jana Pawła II. Polscy politycy wszystkich ugrupowań, z prezydentem, premierem i opozycją włącznie składają od lat deklaracje o inspirującej roli i wielkim wpływie na ich poglądy nauk papieża. W najistotniejszej jednak dla ludzkości sprawie, sprawie wojny i pokoju nie
zawahali się ani na chwilę by zająć stanowisko antywatykańskie i proamerykańskie.
Nie spotkało się to z krytyką polskiego Kościoła katolickiego, ani
opozycji. Bardzo to smutne.
Jak
Pan ocenia stanowisko Watykanu?
Z
olbrzymią satysfakcją przyjmuję fakt, że papież — Polak, wbrew różnego
rodzaju amerykańskim zabiegom, zajął w sprawie wojny z Irakiem chyba
najbardziej jasne, zdecydowane i konsekwentne stanowisko spośród wszystkich mężów
stanu całego świata. Czynię to z tym większą przyjemnością, ponieważ z wieloma innymi poglądami papieża nie mogę się zgodzić.
Czy
stanowisko rządu polskiego w sprawie traktatu z Nicei i projektu Konstytucji
Europejskiej uważa Pan za słuszne?
Nie.
Polska zajmuje w tej sprawie — moim zdaniem — stanowisko, które
perspektywicznie nie służy polskiej racji stanu. Jest to sprzeczne nie tylko
ze stanowiskiem Francji i Niemiec, większości państw-członków Unii
Europejskiej, lecz też większości państw-kandydatów do Unii. Przystępowanie
do negocjacji, poprzedzone licznymi publicznymi deklaracjami, że w sprawie ważenia
głosów przewidzianych w traktacie nicejskim Polska nie ustąpi w żadnym
wypadku i nie zawaha się użyć weta uniemożliwiającego przyjęcie
Konstytucji Europejskiej jest — z punktu widzenia dyplomatycznej sztuki
negocjacji — eufemistycznie mówiąc bardzo dziwnym, raczej emocjonalnym niż
racjonalnym stanowiskiem. Bez względu na motywy tego stanowiska, nie wątpię,
że najszlachetniejsze, nie sprzyja ono naszym narodowym interesom i prowadzić
może do osamotnienia Polski w Europie.
Pragnę przypomnieć, że decyzja przyznania Polsce 27 głosów w Radzie
Europejskiej, tylko o 2 mniej niż Niemcom, Francji, Anglii i Włochom zapadła w Nicei bez udziału Polski. Rzecz jasna, że zmiana na gorsze liczby głosów
Polski musiała wywołać u nas uczucia niezadowolenia i skrzywdzenia. Musimy
jednak nauczyć się w polityce podporządkowywać emocje rozumowi i na chłodno
zastanowić się czy proponowana w projekcie Konstytucji Europejskiej liczba głosów
poszczególnym państwom nie jest sprawiedliwsza od tej z traktatu nicejskiego.
W
czasie ostatniego Zjazdu Absolwentów Szkoły Praw Człowieka Fundacji Helsińskiej, w związku z terroryzmem głośno mówiono o przyczynach, również religijnych,
tego typu działań, zachowań. Jak ta sprawa wygląda w Pańskim odbiorze?
Moim
zdaniem wielkie monoteistyczne religie — judaizm, chrześcijaństwo, islam -
zawierają wiele elementów wspólnych, umożliwiających ich pokojową
koegzystencję i współpracę w duchu właściwie rozumianego ekumenizmu i wielu wspólnych wartości, takich np. jak pokój, miłość bliźniego, godność
człowieka. Po 11 września 2001 roku, w związku z rozpętaniem w USA
antyislamskiej kampanii, przeczytałem raz jeszcze uważnie Koran i stwierdziłem,
że głosi on tolerancję i szacunek dla innych wyznań, szczególnie dla
judaizmu i chrześcijaństwa. Głosi pokój, sprawiedliwość i szacunek dla życia
ludzkiego, potępia przemoc, morderstwo i samobójstwo. Nie ma więc żadnych
przesłanek, by uważać islam czy inne wielkie religie za źródła wrogości,
nienawiści i terroryzmu. Wybitny szwajcarski katolicki filozof i teolog, Hans Kűng,
próbował stworzyć na podstawie wspólnych wartości wielkich religii świata
system uniwersalnej etyki, możliwej do przyjęcia dla wszystkich religii i światopoglądów.
Trzeba jednak też stwierdzić, że zarówno w Starym i Nowym Testamencie, jak i w Koranie, istnieją sformułowania wieloznaczne, niekiedy sprzeczne. Nawiązują
do nich różnego rodzaju fanatyczni fundamentaliści religijni i polityczni.
Uczucia religijne wykorzystywane są przez nich często instrumentalnie, dla
szerzenia różnego rodzaju dogmatyzmów, fanatyzmów, szowinizmów i to zarówno
przez wyznawców judaizmu, chrześcijaństwa i islamu.
Czy
wypowiedź Busha, że robi „krucjatę" na Irak, może przyczynić się do
zradykalizowania postaw w świecie islamskim?
Ta
niefortunna wypowiedź Busha kojarzy się muzułmanom ze zbrodniczymi,
rabunkowymi, średniowiecznymi wyprawami krzyżowymi. Wykorzystywana jest przez
Al-Kaidę. Jej przywódcy szerzą pogląd, że wojna i okupacja Iraku jest
wyrazem krucjaty przeciw Islamowi. Bush zaniechał obecnie używania pojęcia
krucjaty. Lecz użycie tego słowa nie wynikało tylko z jego ignorancji i arogancji. Bowiem od początków lat 90-tych XX wieku będący obecnie u władzy
amerykańscy neokonserwatyści głosili poglądy zbieżne z główną, jakże fałszywą i szkodliwą tezą sławetnej książki Samuela Huntingtona, „Zderzenie
cywilizacji". Głosi ona, że w XXI wieku centralnym i najgroźniejszym
wymiarem globalnej polityki będzie konflikt między różnymi cywilizacjami, a w szczególności między Zachodem a Islamem. W ostatnich latach utworzyła się w USA dziwna, lecz potężna koalicja składająca się głównie z republikańskich
neokonserwatystów, lobby żydowskiego i określonego ugrupowania chrześcijańskich
fundamentalistów. Dla koalicji tej obrona Izraela i „demokratyczna
transformacja" szeroko rozumianego Bliskiego Wschodu jest jednym z głównych
celów polityki zagranicznej USA. Koalicję tę popierają wielkie koncerny
przemysłu zbrojeniowego, energetycznego, farmaceutycznego i główne massmedia
USA.
Tragiczny w tym wszystkim jest fakt, że administracja Busha dąży bezwzględnie
do realizacji swych hegemonistycznych celów, stworzenia swego rodzaju Pax
Americana drogą polityki z pozycji siły. Zmierza do zastąpienia siły prawa, a więc postanowień Karty NZ, prawa międzynarodowego, prawem siły.
Wykorzystuje w tym celu swą olbrzymią przewagę militarną nad wszystkimi państwami
świata.
1 2 3 4 5 Dalej..
« Biuletyny (Publikacja: 04-12-2003 Ostatnia zmiana: 24-01-2004)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3110 |
|