Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
199.960.976 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 278 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
John Brockman (red.) - Nowy Renesans

Znajdź książkę..
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Jeżeli ktoś żyje z tego, że zwalcza wroga, jest zainteresowany tym, aby wróg pozostał przy życiu.
 Czytelnia i książki » Powiastki fantastyczno-teolog.

Nasza druga połowa [1]
Autor tekstu:

Motto:
"W określonym dniu i godzinie, nieznani sobie ludzie,
obojętnie co by dotąd robili, znajdą się wewnątrz
czerwonego kręgu zakreślonego przez Buddę, po to
aby w nim żyć lub umrzeć".
Budda

Czy zastanawialiście się może, jak to jest z tym „świętym sakramentem" małżeństwa? Tym, który łączy w nierozerwalny związek dwoje ludzi na całe życie? „… tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela" — tak napisano w ewangelii św. Mateusza (choć w tejże ewangelii napisano również: „Zaprawdę powiadam wam; wszystko co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie." Mnie ten fragment bardziej się podoba, bo dokładnie oddaje prawdę w tej materii: niebo zawsze akceptuje milczącą zgodą wszystko to, co wyprawiają z ludźmi na ziemi Kościoły i ich kapłani. Ale to tylko taka luźna dygresja).

Więc myślę sobie tak: skoro ludzie zawierają „święte związki małżeńskie", są jakby odgórnie sobie przeznaczeni przez Boga. A on podobno chce dla człowieka dobrze (jest Bogiem miłości wszakże), poza tym jest nieomylny i wszechwiedzący. Jest więc nie do pomyślenia, aby popełniał tak wiele błędów, łącząc w pary ludzi, którzy po niedługim czasie stają się sobie obojętni a nawet nienawistni. Jak wytłumaczyć ten sakramentalno-małżeński paradoks? A może jednak Bóg nie chce dla człowieka dobrze? Albo inaczej: N i e  t y l k o dobrze, czy to możliwe?

Jest jeszcze jedna zastanawiająca sprawa; skoro miłość jest darem od Boga (nie od nas zależy kiedy się zacznie, jak długo trwa i kiedy się skończy), a związek małżeński związany jest „świętym sakramentem" przez tego samego Boga (inny przecież nie istnieje, przynajmniej w religii monoteistycznej), jak to jest możliwe, iż miłość również „dopada" ludzi, którzy są partnerami r ó ż n y c h „świętych" związków małżeńskich? Jak to wyjaśnić? Czyżby Bóg — obdarzając kogoś miłością — nie wiedział, że dana osoba jest już „zajęta" w świętym związku małżeńskim? Niemożliwe! Nie w przypadku Boga wszechwiedzącego. Więc jak wyjaśnić tę sprzeczność?

Oczywiście najprościej byłoby uznać, że cała ta religijna ceremonia to pic na wodę i jedna wielka lipa (jak i cała religia zresztą), a ludźmi rządzą prawa natury, które „mają gdzieś" religijne rytuały człowieka wierzącego w swe nadprzyrodzone pochodzenie. Lecz my, na taką łatwiznę nie pójdziemy, o nie! Od czego jest wyobraźnia? Notabene ta sama, dzięki której zaistniały religie. Może więc te nasze — religijne — początki wyglądały nieco inaczej? Może tak oto:

Kiedy patrzy się na oszałamiające w swym bogactwie piękno kwiatów, zaklęte w tysiącach ich gatunków i odmian, na ich oryginalne formy i niepowtarzalny często kształt,… na przepych kolorów, które aż zdają się wykraczać poza widzialne spektrum światła,… jeśli jeszcze do tego wszystkiego dołączy się ich upajający i przebogaty bukiet zapachów — widać wyraźnie, iż stworzył je artysta o niebywałym wprost smaku estetycznym i olbrzymim poczuciu piękna.

Piękno kwiatów i piękno miłości — te dwie rzeczy świadczą o nad wyraz wyrafinowanym guście Boga, który w tych dwóch formach doznań zdawał się być bliski ideałowi, bliski doskonałości. Kosztem reszty swego dzieła, które jakże często wydaje się być tylko nieistotnym dodatkiem do piękna zawartego w przyrodzie i do piękna zawartego w kobiecie — ostatniej jego kreacji.

Taak,… Bóg jest tak wielkim miłośnikiem kwiatów, iż pierwszym jego przedsięwzięciem, po stworzeniu ziemi, a na niej flory i fauny, było urządzenie wspaniałego ogrodu, w którym pomieścił tyle piękna zawartego w kwiatach i innych roślinach, że dech zapierało w piersiach, kiedy oglądała się tę feerię barw i bogactwo form. Czy ktoś z was zastanawiał się nad tym, iż jednym z najważniejszych walorów kwiatu jest jego efemeryczność? Jego przemijające piękno, które jest tak krótkotrwałe, że nawet nie zdoła wywołać w człowieku odruchu habituacji, która jest immanentną cechą jego natury.

Tak samo i w przypadku miłości — nie od nas zależy, aby rozgorzała swym jasnym i czystym płomieniem, często spalającym nas do cna — i nie od nas zależy, aby zakończyła się nagle i niespodziewanie, pozostawiając gorzką konstatację na temat przemijania wszystkiego co piękne i wzniosłe. Ponieważ jest ona darem, tak samo jak i darem jest poczucie p i ę k n a. Lecz to tylko taka luźna dygresja, nie wyprzedzajmy wydarzeń.

To bogactwo kwiatów nie rosło sobie ot tak, byle jak i gdzie popadnie. Tworzyło ono przeróżne kompozycje, niezmiernie interesujące pod względem form jak i kolorystyki, przez co ich walor estetyczny wzrastał niepomiernie, wytwarzając u obserwatora zachwyt i radość z oglądania. A ponieważ tym, który stworzył to piękno i który je teraz obserwował i podziwiał, był nie kto inny ale sam Bóg — musiało być ono najwyższej jakości i o najwyższej z możliwych wartości estetycznej. I tak było w istocie.

Stwórca przechadzał się teraz alejkami ogrodu Eden, podziwiał to urokliwe piękno i wdychał całą piersią te boskie nieomal zapachy wydzielane przez kwiaty. Był zadowolony z tego co dotąd stworzył. Jednak czegoś tu jeszcze brakowało. Bóg pochylił głowę na bok i przez chwilę przyglądał się nieprzebranej mnogości kwiatów, poruszanych gdzie niegdzie delikatnym tchnieniem powietrza. — No właśnie! Brakuje ruchu! — pomyślał i po chwili nad barwnym kobiercem kwiecia zaroiło się od motyli, tak bajecznie kolorowych i delikatnych, iż wydawało się, że to same kwiaty posiadły zdolność fruwania, oderwawszy się od łodyg trzymających je na uwięzi.

Ogród od razu ożywił się, a jego walory estetyczne wzrosły jeszcze bardziej. Teraz w nagłym przypływie weny artystycznej, Bóg stworzył kolibry i jego zadowolenie osiągnęło prawie maksimum. Lecz po chwili namysłu doszedł do przekonania, iż to jeszcze nie wszystko co może zrobić. Jeszcze czegoś tu brakowało. Bóg zastanowił się chwilę, a potem stworzył przeróżne drzewa dające osłonę i cień kwiatom, a na nich ptaki w przeróżnych ilościach gatunków i odmian, które od tej chwili swym śpiewem będą umilały istnienie wszystkim słyszącym je istotom. Dla uzupełnienia całości Bóg stworzył także owady, a nawet z myślą o niektórych z nich, w odległej części ogrodu uczynił kwiaty o zapachu zgniłego mięsa, będącego dla nich najcudowniejszą wonią na świecie. Cóż… De gustibus non est disputandum — jak będą mawiali starożytni. Nie wyprzedzajmy jednak wydarzeń.

Bóg przechadzał się po ogrodzie Eden, wsłuchując się w przecudne śpiewy i trele ptaków, które jeden przez drugiego jakby chciały popisać się swymi umiejętnościami wokalnymi. Słuchał brzęczenia owadów, cykania i grania świerszczy i pasikoników, dobiegającego z bujnej trawy, wzdychał głęboko delektując się przebogatym bukietem zapachów, wystawiał swoje oblicze na ożywcze promienie słońca, które prześwitywały pomiędzy listowiem drzew, tworząc na ziemi świetliste, ruchliwe plamki poruszające się w przedziwnym tańcu, jakby były żywymi, dwuwymiarowymi istotami cieszącymi się życiem i możliwością ruchu. Doznawał estetycznego wzruszenia oglądając tyle piękna na raz,… i był szczęśliwy, z siebie i w sobie. Dopiero teraz będzie mógł odpocząć w odpowiednich warunkach, po trudzie stwarzania.

Co prawda żaden kwiat, żadna inna roślina ani drzewo, a także żaden ptak ani owad ni zwierzę, nie miały jeszcze nazwy, ale tym się Bóg nie przejmował specjalnie. Ważniejszy był teraz wypoczynek. Jednak przedtem należało coś jeszcze zrobić. Pomedytował więc chwilę, a potem nucąc sobie cicho jakąś wesołą melodię — jako, że był nad wyraz zadowolony z tego co dotąd uczynił — stworzył robotnika, aby pielęgnował, uprawiał i doglądał ten jedyny w swoim rodzaju ogród (nie mówiąc już o tym, że jedyny na świecie).

Nazwał go człowiekiem, co oznaczało istotę myślącą. Następnie wziął go za rękę i oprowadzając po całym ogrodzie, wyjaśnił dokładnie na czym będzie polegała jego praca. Człowiek kiwał ze zrozumieniem głową, był przecież istotą rozumną, jak powiedziałem. Stwórca wiedział jednak, iż nadmiar rozumu przeszkadza w pracy. Postanowił więc zabezpieczyć się przynajmniej od tej strony i zabronił człowiekowi spożywać owoce z drzewa wiedzy.

— Z wszelkiego drzewa tego ogrodu możesz spożywać według upodobania; ale z drzewa poznania dobra i zła nie wolno ci jeść, bo gdy z niego spożyjesz, niechybnie umrzesz. — Tak mu powiedział, postraszywszy go w razie czego tym rychłym zgonem, choć miał pewne wątpliwości, czy weźmie on sobie to ostrzeżenie do serca, jako że obce mu było przecież pojęcie śmierci, umierania i wszelkich innych okropności związanych z tym problemem.

— Ale skoro już zostało to powiedziane, niech tak pozostanie… - pomyślał Stwórca i udał się wreszcie na zasłużony odpoczynek, pozostawiając człowieka sam na sam z ogrodem i swoją pracą, a także obowiązkami z niej wynikłymi.

Zatem człowiek został stworzony do p r a c y  i chętnie bym kopnął w tyłek tego, kto wymyślił iż dostał on wolną wolę od Boga. Nie można pogodzić wolnej woli z przymusem do pracy, a że pracować t r z e b a aby żyć, nikt chyba nie zaprzeczy. Choć i tu są wyjątki, to bezwzględne prawo obowiązuje każdego z nas, od zarania dziejów, aż po dzień dzisiejszy. Lecz to tylko taka luźna dygresja.

Praca więc stała się głównym zajęciem i sensem życia człowieka. W tym konkretnym przypadku było to ogrodnictwo, więc to je należy traktować jako najstarszy zawód świata, wyprzedzający o wiele bardziej ten, któremu przyznaje się palmę pierwszeństwa pod tym względem. Nie odbiegajmy jednak od tematu.

Mężczyzna więc pielęgnował ten ogród, uprawiał go i doglądał z właściwym sobie poświęceniem. Podlewał i nawoził, przycinał i usuwał obumarłe części roślin, kosił trawę tam gdzie wymagała tego sytuacja, pielił rabaty kwiatowe z chwastów, przekopywał i spulchniał glebę, przesadzał w nią młode rośliny, starał się, aby ścieżki i alejki ogrodu były zawsze wyrównane i wygrabione, pozbawione kępek trawy, która uparcie próbowała zarastać je, psując ich estetykę. A ponieważ w ogrodzie żyły także zwierzęta, roboty miał przez to o wiele więcej, gdyż musiał jeszcze usuwać skutki ich obecności; połamane czasem kwiaty, stratowane trawniki, poobgryzaną korę z drzew, poryte wzdłuż i w poprzek rabaty kwiatowe, nie mówiąc już o innych bardziej przykrych śladach ich obecności.

Jednym słowem zajęcia miał moc, od świtu aż do nocy, kiedy padał na posłanie zmęczony jak nieboskie stworzenie, zasypiając momentalnie i chrapiąc później tak mocno, że aż sam Stwórca, który lubił przechadzać się czasem po ogrodzie także nocą, przystawał i przysłuchiwał się tym dziwnym odgłosom ze zdegustowaną miną. To chrapanie odbijało się niemiłym dysonansem na tle odgłosów przyrody, bardziej zharmonizowanych z nastrojem nocy. Bóg krzywił się wtedy nieznacznie i machając ręką szedł jak najdalej od tego miejsca, które zajmował człowiek. Aż pewnego razu nie zdzierżył i stworzył cykady i nocne świerszcze, aby swoim graniem zagłuszały to niemiłe dla bożego ucha rzężenie. I w razie czego dodał jeszcze kumaki by kumkaniem wspomogły owadzich grajków.


1 2 3 4 5 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Niewiasta czyli zło konieczne?
Niedoceniony dar

 Zobacz komentarze (2)..   


« Powiastki fantastyczno-teolog.   (Publikacja: 18-01-2004 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Lucjan Ferus
Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo).

 Liczba tekstów na portalu: 130  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Słabość ateizmu
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 3205 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365