Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.151.348 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 306 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Myśl, myśl, myśl."
 Światopogląd » Świeckie religie

Leopold albo o religii światła i barwy [2]
Autor tekstu:

Otóż w tym sensie psychiatra nie jest mi potrzebny. Moje własne wnętrze nie przysparza mi żadnych kłopotów; ma oczywiście rozmaite mankamenty, ale w sumie jest dość dobrym narzędziem do realizowania tych zadań, które przed sobą stawiam.

W tej książce zadaniem, które przed sobą postawiłem, jest istotnie problem policentrycznej struktury osobowości, a konsultacja psychiatry jest mi potrzebna z tego powodu, o którym mówił Witwicki twierdząc, że psychiatra ma wiele do powiedzenia historykom kultury, psychologom i w ogóle przedstawicielom wszystkich nauk humanistycznych, ponieważ to, co pojawia się na badanych przez nich obszarach, psychiatra ma przed sobą niejako w powiększeniu, w postaci wyolbrzymionej, a dzięki temu łatwiejszej do zbadania.

A to, co powiedziałaś o dwóch kategoriach psychiatrów, utwierdza mnie w przekonaniu, że trafiłem pod właściwy adres. To jest bowiem główna myśl mojej książki, że zjawisko rozszczepienia osobowości nie ma w sobie nic chorobliwego. Nie o to chodzi, żeby je leczyć, ale o to, żeby zaakceptować jego istnienie i właściwie wykorzystać dla rozwoju osobowości każdego człowieka i dla rozwoju całej kultury.

Co za szczęście! Przypomniało mi się w tej chwili to, o czym zapomniałem. To, co mnie tak dręczyło, że czegoś jeszcze brak mojej książce. Teraz już wiem, że brakuje podsumowania. A przypomniało mi się to w tym momencie, kiedy wypowiedziałem słowa „to jest główna myśl". No bo o to właśnie będą pytać czytelnicy po przeczytaniu tej książki: — Jaka jest główna myśl tej książki? Co z tego wszystkiego wynika?

HANKA

Jak to możliwe, żeby przy pisaniu książki zapomnieć akurat o tym, co najważniejsze?

FRYDERYK

Od czterdziestu kilku lat, a ściśle od tego dnia, w którym jako uczeń szkoły średniej wziąłem do ręki jakąś książkę Freuda i przeczytałem kilkanaście stron o pomyłkach i zapomnieniach w życiu codziennym, przyjąłem — jako fundament mojego psychologicznego myślenia — ten aksjomat psychoanalizy: nie ma żadnej przypadkowości w procesach zapominania. Jeżeli więc zapomniałem o czymś tak bardzo ważnym, to i przyczyna tego zapomnienia musi być czymś niezwykle poważnym. Trzeba było przecież jakiejś potężnej siły, żeby taka ważna rzecz została ruszona z miejsca, przesunięta ze światła — w cień, zrzucona z góry w przepaść.

HANKA

Czy udało ci się odkryć, co to była za siła?

FRYDERYK

Tak. To była główna myśl jednej z moich poprzednich książek. W ten sposób stałem się areną, na której doszło do zderzenia dwóch istotnych składników mojej osobowości.

Było to mniej więcej tak. Napisałem już pięćset stron, książka zbliżała się do zakończenia i właśnie trzeba było dopisać to zakończenie, a więc wyłożyć główną myśl, wyciągnąć wnioski z nagromadzonych przesłanek, wyeksplikować to, co w tej książce było ukryte między wierszami. I oto kiedy zabierałem się do pisania podsumowania, wynurzył się ze mnie — jak dajmonian u Sokratesa w czasie rozmowy z Hippiaszem — drugi ważny składnik mojej osobowości i powiedział: — Nie czyń tego! Pisałeś przecież w swoich poprzednich książkach, że w czytelniku należy widzieć partnera, który ma prawo do własnej aktywności myślowej. Nie wolno więc pisać wszystkiego, trzeba zostawiać w książce puste pola, aby czytelnik mógł dopowiedzieć to, co zostało niedopowiedziane, odnaleźć to, co zostało ukryte, uzupełnić to, czego brakuje i w ten sposób stawać się w toku czytania tej książki z odbiorcy — współtwórcą: Parafrazując złośliwe powiedzenie świętego Augustyna: Faciat aliquid et lector. [ 1 ]

Ten drugi głos podziałał na mnie hipnotyzująco i zmusił mnie do zapomnienia o pierwotnym zamiarze podsumowania książki.

HANKA

Przypomnij mi coś, o czym zapomniałem, chociaż wiem, że kiedyś już zadawałam ci to pytanie. W latach, kiedy razem chodziliśmy na wykłady Witwickiego, pasjonowałeś się psychologią, entuzjazmowałeś się Witwickim, łączyły cię z nim niezwykle serdeczne stosunki, jakże więc to się stało, że ostatecznie pracę magisterską pisałeś nie u niego, ale u Tatarkiewicza?

FRYDERYK

Mówiłem ci już kiedyś, że decyzję zostania historykiem filozofii podjąłem jeszcze w szkole średniej, kiedy miałem 13 lat. Z takim postanowieniem zapisywałem się w pięć lat później na uniwersytet, wiedząc, że studiować będę przede wszystkim pod kierunkiem Tatarkiewicza. Uważałem jednak — i uważam tak nadal że kto chce być dobrym historykiem filozofii, musi znać się na psychologii, ponieważ nie ma myśli niczyich; każda myśl jest czyjąś myślą i dla jej adekwatnego zrozumienia trzeba umieć odtworzyć o s o b o w o ś ć, która stanowi psychologiczny kontekst tej myśli — a także sytuację psychologiczną; w której dana myśl pojawia się i biegnie, jak iskra, od człowieka do człowieka. Dlatego zacząłem chodzić na wykłady Witwickiego. Nie przewidywałem tylko tego, że zostanę Witwickim zauroczony i że dzięki fascynacji jego osobowością moje studia psychologiczne przekroczą granice tego, co było przeze mnie zaprojektowane jako minimum niezbędne historykowi filozofii. W związku z tym zacząłem nawet pisać pracę magisterską z psychologii...

HANKA

Na jaki temat?

FRYDERYK

To miała być praca o marzeniach sennych. Przez wiele miesięcy, dzień po dniu, notowałem własne sny i dokładnie je analizowałem.

HANKA

I do jakich wniosków doszedłeś?

FRYDERYK

Dokonałem kilku odkryć. Najważniejsze z nich były trzy. Odkrycie pierwsze dotyczyło rozmiarów marzeń sennych. Przystępowałem do badań z przekonaniem, podzielanym przez wszystkich, którzy sami nie przeprowadzali takich badań, że sny są krótkie i zdarzają się co kilka dni. Pierwszy okres badań wydawał się to potwierdzać. Plony pierwszego tygodnia były bardzo mizerne: było kilka takich dni, kiedy rano nie mogłem sobie nic przypomnieć i wydawało mi się, że w nocy w ogóle nic mi się nie śniło, i jakieś trzy dni, kiedy uchwycone strzępki snu dały się opisać w dwóch, trzech zdaniach. Dwa następne tygodnie były zupełnie inne. Nastawienie na przypominanie sobie snów i trochę praktyki w chwytaniu strzępów zaczęło dawać wyniki. Przypominałem sobie coraz więcej i wkrótce notatki poranne z kolejnych snów zaczęły się rozrastać: najpierw z kilku do kilkunastu zdań, potem z kilku do kilkunastu stron. W następnych miesiącach zdarzało się, że budziłem się po kilka razy w ciągu nocy, żeby pospiesznie zanotować to, co w czasie snu wydało mi się godne szczególnej uwagi i zapamiętania. A rano dokładne opisywanie tego wszystkiego, co śniło mi się w ciągu całej nocy, zajmowało po dwie, trzy i cztery godziny. Czasem na zanotowanie jednego snu nie wystarczał już jeden zeszyt. To był pierwszy cenny wynik przeprowadzanych badań: marzenia senne mają ogromne rozmiary, tylko trzeba nauczyć się je obserwować, przypominać sobie, notować.

Odkrycie drugie dotyczyło czasu. Przed rozpoczęciem badań sądziłem, że czas jest podobny do prostej, cienkiej strzałki, porządkującej wydarzenia według zasady wcześniejszości i późniejszości. Tymczasem okazało się, że marzenia senne mają inną strukturę czasową. Miałem w życiu kilka takich przebudzeń, w których cała bogata treść snu dana mi była jednocześnie. To, co wcześniejsze i to, co późniejsze było na jednym obrazie obok siebie, splecione ze sobą. Nie wiedziałem jak to notować, bo jakakolwiek kolejność opisu stanowiła wyraźnie subiektywną deformację jednoczesności. To samo zresztą występuje u mnie czasem w pracy naukowej i dydaktycznej. Zdarzają mi się takie kłopoty na wykładach: czuję, że należałoby o pewnych sprawach mówić nie kolejno, ale naraz, ponieważ omawianie jednego elementu po drugim stanowi rozbicie ich dialektycznej jedności.

Odkrycie trzecie dotyczyło sensu marzeń sennych. Przed rozpoczęciem badań sądziłem, że marzenia senne są terenem regresu: z wysokich pięter jasnego, przytomnego, racjonalnego, krytycznego myślenia schodzimy w podziemia nieracjonalnych, nielogicznych kojarzeń; człowiek cywilizowany staje się w marzeniach sennych człowiekiem pierwotnym, wierzącym w czary i cuda, a jednocześnie pozbawionym moralnych hamulców. W obfitości zebranych materiałów znalazły się jednak i takie sny, w których podmiot budujący marzenia senne okazywał się mądrzejszy od tego podmiotu, którym byłem na jawie. Nie tylko mnie, również wybitnym artystom i uczonym zdarzało się, że właśnie we śnie pojawiało się rozwiązanie jakiegoś problemu, nad którym na próżno męczyli się na jawie. Jeszcze częściej sny przynosiły ze sobą interesujące pomysły. Doszedłem więc do przekonania, że jeśli w ciągu dnia myślimy intensywnie o jakiejś sprawie, to po zaśnięciu — chociaż o tym nie wiemy — mózg pracuje w dalszym ciągu i w procesie nieświadomej cerebracji może rozwiązywać te zadania, nad którymi zaczął się męczyć przed zaśnięciem.

HANKA

Opowiedz mi kilka swoich snów.

FRYDERYK

Chętnie. Opowiem trzy, których zaletą jest to, że były krótkie i że jak soczewka pokazują w postaci skoncentrowanej i ostrej to, co ważne. Spośród setek rozmaitych snów te trzy utkwiły mi najsilniej w pamięci. Pierwszy śnił. mi się bardzo dawno, drugi śnił mi się kilka razy, a trzeci dobrze pamiętam, bo śnił mi się dzisiejszej nocy. Można je zaopatrzyć tytułami: pierwszy był snem o Wieliczce, drugi — snem o wyśnionym zeszycie, trzeci - snem o zielonej anestezjolożce.

Tło pierwszego snu było następujące. Zacząłem odczuwać pociąg seksualny do osoby, która z pewnych względów powinna była stanowić dla mnie tabu. Było więc dla mnie rzeczą oczywistą, że pociąg ten musi zostać stłumiony, a osoba ta nigdy nie powinna się o tym dowiedzieć. Starałem się o miej nie myśleć i sądziłem, że mi się to udało. Okazało się jednak, że ten podmiot, który we mnie wytwarza moje marzenia senne, nie zamierzał bynajmniej podporządkować się temu zakazowi. Bezpośrednią okazją była wieczorna rozmowa o kimś, komu lekarz nie pozwolił dodawać do potraw soli. Ten zakaz lekarza skojarzył się komuś z kopalnią soli w Wieliczce, a mnie przypomniało się wtedy, że kiedy zwiedzałem Wieliczkę, to był tam cudzoziemiec, rodem z dalekiego Ekwadoru, z którym nawiązałem interesującą rozmowę: ja mówiłem po włosku, on po hiszpańsku.

A teraz treść snu. Byłem na dnie kopalni soli w małej, cudownej kryształowej komnacie, mieniącej się tęczowymi światłami. Była tam także Ona, piękniejsza niż kiedykolwiek na jawie i — jak się okazało - również zakochana we mnie. Sądziłem, że o moich uczuciach do niej nikt nie wie, a tymczasem Ona odgadła, co czuję. Wyciągnęła do mnie ręce, ale ja cofnąłem się, bo pamiętałem, że „nie wolno". I wtedy wypowiedziała słowa, które rozproszyły moje skrupuły: — Chodź, nie obawiaj się, jesteśmy przecież w N i e l i c z c e.


1 2 3 4 5 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Nauka – brama do nowej religii?
Religia Muzyki i kult kompozytorów


 Przypisy:
[ 1 ] Niechże i czytelnik coś uczyni.

« Świeckie religie   (Publikacja: 19-03-2005 Ostatnia zmiana: 29-07-2005)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Andrzej Rusław Nowicki
Ur. 1919. Filozof kultury, historyk filozofii i ateizmu, italianista, religioznawca, twórca ergantropijno-inkontrologicznego systemu „filozofii spotkań w rzeczach". Profesor emerytowany, związany dawniej z UW, UWr i UMCS. Współzałożyciel i prezes Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli oraz Polskiego Towarzystwa Religioznawczego. Założyciel i redaktor naczelny pisma "Euhemer". Następnie związany z wolnomularstwem (w latach 1997-2001 był Wielkim Mistrzem Wielkiego Wschodu Polski, obecnie Honorowy Wielki Mistrz). Jego prace obejmują ponad 1200 pozycji, w tym w języku polskim przeszło 1000, włoskim 142, reszta w 10 innych językach. Napisał ok. 50 książek. Specjalizacje: filozofia Bruna, Vaniniego i Trentowskiego; Witwicki oraz Łyszczyński. Zainteresowania: sny, Chiny, muzyka, portrety.
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 52  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: W chiński akwen... Wolność w Hongloumeng
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 4023 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365