|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Nauka » Astronomia » Kosmologia
Branie nauki na wiarę Autor tekstu: Paul Davies, PZ Myers
Tłumaczenie: S. Szostak i M. Koraszewska
Paul Davies
Wpaja nam się do głów, że
nauka jest najbardziej wiarygodną formą wiedzy o świecie, ponieważ bazuje na
sprawdzalności hipotez. Religia, wręcz przeciwnie, opiera się na wierze.
Określenie 'niewierny Tomasz' świetnie ilustruje tę różnicę. Zdrowy
sceptycyzm jest zawodową powinnością w nauce, podczas gdy ślepa wiara jest
traktowana przez religię jako cnota. Problem z tym starannym
rozdzieleniem na 'nie zachodzące na siebie magisteria' (jak opisał
religię i naukę Stephen Jay Gould) jest taki, że nauka ma również własny
system wyznaniowy oparty na wierze. Cała nauka podąża za przeświadczeniem, iż
natura jest zorganizowana w racjonalny i zrozumiały sposób. Nie można być
naukowcem, jeśli myśli się, że wszechświat jest nic nieznaczącą mieszaniną
przypadków i wyników posklejanych w chaotyczny sposób. Kiedy fizycy badają głębsze
poziomy struktury subatomowej lub gdy astronomowie rozszerzają zasięg swoich
instrumentów, to spodziewają się trafić na kolejny elegancki matematyczny
porządek. Jak na razie wiara ta jest usprawiedliwiona.
Najbardziej wykwintną
ekspresję racjonalnej jasności możemy znaleźć w prawach fizyki,
fundamentalnych zasadach, według których działa natura. Prawa grawitacji i elektromagnetyzmu, prawa regulujące świat wewnątrz atomu, prawa ruchu -
wszystkie są wyrażone jako czyste matematyczne zależności. Ale skąd pochodzą
te prawa? I dlaczego mają taką właśnie formę a nie inną?
Kiedy byłem studentem, prawa
fizyki były traktowane jako nietykalne. Mówiono nam, że działką naukowca
jest odkrywanie ich i zastosowanie, a nie pytanie o ich pochodzenie. Prawa były
traktowane jako 'dane nam' — odciśnięte we wszechświecie jak pieczęć
twórcy w momencie kosmicznych narodzin — i niezmienne po wsze czasy. Dlatego
też, aby być naukowcem, trzeba było wierzyć, że wszechświat rządzi się
niezawodnymi, niezmiennymi, absolutnymi, uniwersalnymi i matematycznymi prawami
nieznanego pochodzenia. Musimy wierzyć, że prawa te nie zawiodą, że nie
obudzimy się pewnego dnia odkrywając, że ciepło przechodzi z zimna w gorąco, a szybkość światła zmienia się z godziny na godzinę.
Przez lata ciągle pytałem
moich kolegów fizyków dlaczego prawa fizyki są tym czym są. Odpowiedzi wahały
się od „to nie jest naukowe pytanie" do „nikt tego nie wie". Ulubioną
odpowiedzią jest „nie ma żadnego powodu, dla którego są tym czym są, po
prostu są i już". Pomysł, że prawa te istnieją bez żadnej przyczyny jest
głęboko anty-racjonalny. W końcu esencja naukowego badania jakiegoś fenomenu
opiera się na tym, że świat jest logicznie skonstruowany a różne zjawiska są
tym czym są z określonych powodów. Jeśli ktoś śledzi te powody aż do dna
rzeczywistości — praw fizyki — aby znaleźć ten powód a potem
dezerteruje, to robi pośmiewisko z nauki.
Czy potężny gmach
materialnego porządku, który postrzegamy we wszechświecie wokół nas może
okazać się ostatecznie zakorzeniony w bezmyślnym absurdzie? Jeśli tak, to
natura jest diabelnie cwaną oszustką: maskując jakoś bezcelowość i absurd
jako wymyślny porządek i racjonalność.
Chociaż od dawna naukowcy
mieli inklinacje do odkładania pytań dotyczących źródeł praw fizyki na później,
to klimat znacząco się teraz zmienił. Zawdzięczamy to częściowo rosnącej
akceptacji pomysłu, iż wyłonienie się życia we wszechświecie, a co za tym
idzie, egzystencja obserwatorów takich jak my, zależy od formy tych
praw. Jeśli prawa fizyki byłyby po prostu jakimś dziurawym workiem z wrzuconymi
prawami, to życie prawie na pewno nie istniałoby.
Drugim powodem, dla którego
prawa fizyki zostały włączone w zakres badań naukowych, jest zrozumienie, że
to, co przez długi czas uważaliśmy za absolutne i uniwersalne, może nie być
prawdziwie fundamentalne w całej ciągłości, lecz może działać jak
lokalne przepisy wewnętrzne. Mogą one zmieniać się w skali kosmicznej. Boski
punkt widzenia mógłby odsłonić nam szeroką gamę łataniny na kosmicznej pościeli,
każda z unikatowym zestawem praw wewnętrznych. W tym 'wielowszechświecie' życie
pojawi się w tych łatach, które będą posiadały bio-przyjazne
prawa, nie jest więc żadną niespodzianką, że znajdujemy się we
„wszechświecie Złotowłosej [ 1 ] — takim akurat w sam raz zdatnym do życia. Wybraliśmy ten wszechświat
manifestując to własną egzystencją.
Teoria „multiwersum"
zyskuje wciąż na popularności, jednakże nie wyjaśnia praw fizyki,
raczej mija się z całą kwestią. Musiałby istnieć jakiś fizyczny mechanizm
mogący tworzyć te wszystkie wszechświaty i nakładać na nie przepisy. Taki
proces wymagałby swoich własnych praw, lub meta-praw. Skąd one pochodziłyby
zatem? Problem został podniesiony o poziom wyżej od praw wszechświata do
meta-praw multiwersum.
Jasne jest więc, że religia i nauka są oparte na wierze — mianowicie na wierze w istnienie czegoś poza
wszechświatem, w niewyjaśnionego Boga lub niewyjaśnione prawa fizyki, a być
może i ogromny zespół niewidzialnych wszechświatów. Z tego powodu religia
monoteistyczna i ortodoksyjna nauka zawodzą w dostarczeniu nam kompletnego
obrazu fizycznej egzystencji.
Ta niemożność nie jest
żadną niespodzianką, ponieważ samo pojęcie praw fizyki jest samo w sobie
teologiczne, fakt, który powoduje, że naukowców aż skręca. Isaac Newton
pierwszy zapożyczył ideę absolutnych, uniwersalnych, doskonałych i niezmiennych praw z doktryny chrześcijańskiej głoszącej, że Bóg stworzył
świat i urządził go w racjonalny sposób. Chrześcijanie wyobrażają sobie
Boga jako utrzymującego naturalny porządek świata, będącego gdzieś poza wszechświatem,
podczas gdy fizycy twierdzą, że prawidła fizyczne zamieszkują
abstrakcyjny i transcendentny wymiar perfekcyjnych matematycznych związków.
Tak jak chrześcijanie
utrzymują, że istnienie świata zależy od Boga, a nie odwrotnie; tak fizycy
deklarują podobną asymetrię: światem rządzą wieczne prawa (bądź
meta-prawa), lecz są one kompletnie obojętne na to, co się dzieje we wszechświecie.
Wydaje mi się,
że nie ma
nadziei na wyjaśnienie kiedykolwiek dlaczego wszechświat jest jaki jest, tak długo
jak długo będziemy stać przy niezmiennych prawach lub meta-prawach, które istnieją
bez żadnego powodu lub są narzucone przez boską opatrzność. Alternatywą
jest rozpatrywać prawa fizyki i wszechświat, którym rządzą, jako część
lub działkę unitarnego systemu i wciągnąć go do powszechnego schematu wyjaśniającego.
Innymi słowy, prawa te
powinny mieć wyjaśnienie od wewnątrz wszechświata a nie odwoływać się do
zewnętrznych pośredników. Szczegóły tego wyjaśnienia są sprawą przyszłych
badań. Jednak dopóki nauka nie wymyśli metody na sprawdzanie praw wszechświata,
to jej twierdzenie, że jest wolna od 'wiary' jest ewidentnie fałszywe.
Opublikowane pierwotnie w The
New York Times, tłumaczenie i publikacja dla „Racjonalisty" za zgodą
autora. Korekta i współpraca — Elżbieta Binswanger-Stefańska
*
Głęboka wiara Paula Daviesa
PZ Myers
Nie jestem pewien, dlaczego „New York Times" uznał za słuszną
publikację kuriozalnego artykułu Paula Daviesa, poza tym, że Davies ma
reputacje popularyzatora fizyki oraz swego rodzaju apologety deizmu; z pewnością
nie zdecydowali się go wydrukować ze względu na jego wartość. Przedstawia
on wyświechtany, stary argument, że naukę trzeba przyjąć na wiarę, a więc
jest taka sama jak religia. Pamiętam wersje tego argumentu rzucane na
podwórku szkolnym, na ogół przerywane „taa, taa" i chociaż może nie mówiliśmy
dużo o nauce, zasada była ta sama. Cytowanie fałszywego równoznacznika jest
tanim argumentem, ale niezbyt wiarygodnym.
Wcześnie straciłem szacunek dla tez Daviesa, w istocie od
pierwszego zdania, ale tutaj skupię się na twierdzeniu zawartym w drugim
paragrafie:
Cała nauka podąża za przeświadczeniem, iż natura jest
zorganizowana w racjonalny i zrozumiały sposób. Nie można być naukowcem, jeśli
myśli się, że wszechświat jest nic nieznaczącą mieszaniną przypadków i wyników posklejanych w chaotyczny sposób.
Tutaj, być może, fakt nie bycia fizykiem, daje inną perspektywę i jest
zaletą, bo bez zastrzeżeń mogę powiedzieć, że Davies całkowicie się myli — w naukach historycznych, jak biologia ewolucyjna, nie mamy żadnych problemów
natykając się na zjawisko, które nie jest uporządkowane lub racjonalne i które
ma wszelkie pozory przypadkowego bezsensu. Jesteśmy przyzwyczajeni do widzenia
zwykłego przypadku jako mocnego wątku biegnącego przez historię biologii.
Wzorzec i porządek oczywiście są także ważne, ale kiedy patrzymy na jakąś
konkretną cechę, musimy być przygotowani na możliwość, że nie jest to
wynik jakiegoś uporządkowanego procesu — być może to się po prostu tak
zdarzyło. Nie mogę sobie wyobrazić, że moi koledzy fizycy są inni i że
byliby przerażeni odkryciem, iż porządek fizyczny jest „zakorzeniony w bezsensownym absurdzie". To byłoby interesujące i jeśli taki jest
wszechświat, to nauka będzie próbowała się z tym borykać (co prawda możemy
mieć poważne trudności borykając się z totalnym chaosem, ale nikt nie
twierdzi, że nauka ma odpowiedź na wszystko). Fakt, że Davies wydaje się
wierzyć, iż wszędzie i na każdym poziomie musi panować porządek, jest
mocniejszym założeniem, niż uprawnia do tego metoda naukowa i brzmi zadziwiająco
teologicznie… i nie sądzę, by Davies protestował przeciwko zarzutowi
teologii, chociaż najwyraźniej sądzi, że tylko dobra nauka pasuje do modelu
teologicznego.
Ale Davis rzeczywiście zdaje się uważać, że pojęcie praw fizycznych wypływa z doktryny chrześcijańskiej — że nauka jest zakorzeniona w próbach
zdefiniowania działań nadnaturalnego prawodawcy, który na wszystko narzuca
rodzaj uniwersalnej spójności. Mogę się z tym zgodzić jako z argumentem
historycznym, jako psychologicznym opisem sposobu działania umysłów takich
ludzi jak Newton; ale nie zgadzam się z tym jako z założeniem, że to
oczekiwanie uniwersalnego porządku musi odzwierciedlać uniwersalną
rzeczywistość. Gdyby prawa fizyki były nieco inne w Egipcie niż w Grecji,
mielibyśmy fizykę empiryczną, która bierze to pod uwagę; fakt, że pewne
prawa są stałe wszędzie, jest właśnie tym, czym jest: naukową obserwacją
zdeterminowaną empirycznie. Geolog, biolog, antropolog i historyk będą także w stanie powiedzieć, że istnieją spore różnice między Egiptem i Grecją, a przecież te różnice nie oznaczają, że te nauki zawiodły.
Niestety, Davies wyciąga także zasadę antropiczną, tę nużącą
masturbację metafizyczną, która zawsze plącze się gdzieś w odrażającym
rynsztoku między narcyzmem a solipsyzmem. Kiedy ktoś mówi, że życie nie
istniałoby, gdyby prawa fizyki były choć odrobinę inne, zastanawiam się… skąd
to wie? Tak samo jak istnieje wiele różnych kombinacji aminokwasów, które
potrafią zbudować każdy poszczególny enzym, dlaczego nie może istnieć
wiele różnych kombinacji praw fizycznych, które potrafią dać życie? Zróbcie
eksperyment, badając inne wszechświaty, a potem dopiero rozmawiajcie. Do tego
czasu, twierdzenie, że zasada antropiczna, niezdefiniowana, bezładna
mieszanina niesprawdzonych założeń, wspiera twoją interpretację istnienia i powstania wszechświata, jest samookłamującym się złudzeniem.
Jest jeszcze jeden powód, dla którego zawsze rozczarowują mnie twierdzenia
zwolenników zasady antropicznej. Jeśli to są najlepsze i jedyne prawa, które
mogą spowodować powstanie inteligentnego życia we wszechświecie, to dlaczego
wykonują taką kiepską robotę? Życie znajduje się w cienkiej i delikatnej
warstwie tylko na jednej planecie w tym na ogół pustym obszarze przestrzeni
kosmicznej, a nawet gdyby były tam jakieś żyzne planety, byłyby niemożliwie
odległe i życie byłoby równie kruche i skłonne do wymierania jak tutaj. Także
na tym świecie wszystkie dostępne środowiska faworyzują bakterie, nie zaś
naukowców i teologów, a owi naukowcy i teolodzy istnieją tylko od około
0,00001% czasu istnienia wszechświata i narażeni są na zniknięcie na długo
zanim pozbędziemy się jednego z zer z tej liczby.
Gdybym chciał argumentować na rzecz podstaw zasady antropicznej, zamiast próby
udawania, że żyjemy we wszechświecie z bajki o Złotowłosej, powinniśmy
zastanawiać się, jak trafiliśmy na takie wrogie wysypisko wszechświata, które
faworyzuje niekończące się przestrzenie lodowatej nicości z rozrzuconymi cząstkami
wodoru, zamiast przestrzeni o terytorium liczącym biliony świetlnych lat
kwadratowych, umiarkowaną temperaturą, posiadłościami nad jeziorem, gdzie można
łowić ryby, łagodnym wietrzykiem i darmowymi sieciami radiowymi.
Być może Davies wierzy w naukę, ale ja nie wierzę. Przyjmuję ją, jaka
jest. Mam oczekiwania i hipotezy, ale są to mniejsze założenia niż te, które
implikuje wiara — jestem także otwarty na możliwość, że zawiedzie każda
prognoza, jaką uczynię. Być może, gdyby Davies nie miał takiej obsesji zrównywania
swojej religii ze swoją nauką, nie byłby ślepy na fakt, że większość
naukowców nie dostrzega jego boga w działaniu wszechświata.
P.S. Zainteresowanych obszerną dyskusja wokół artykułu omawianego tu
Paula Daviesa odsyłam do dyskusji
na forum Edge — tłumaczka.
Przypisy: [ 1 ] Złotowłosa i trzy niedźwiadki — Baśń braci Grimm opisująca przygodę
dziewczynki o imieniu Złotowłosa. Dziewczynka błądząc
po lesie trafiła do domku trzech misiów. W tym domku to, co jej sie podobało
było "w sam raz". « Kosmologia (Publikacja: 17-02-2008 Ostatnia zmiana: 30-01-2011)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5742 |
|