|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Ludzie, cytaty Homo viator [2] Autor tekstu: Witold Stanisław Michałowski
Za sprawą energicznego prezesa Walkowicza również w księgach pamiątkowych Legionu Pułaskiego w Ameryce, Sejmu Związku Polskich Kółek Dramatycznych i
Związku Oświaty i Obrony Kresów Polskich w Stanach Zjednoczonych znalazły się okolicznościowe teksty polskiego pisarza, „najsławniejszego za oceanem od
czasów Sienkiewicza". Walkowicz honorariów nie płacił. W 1939 r. upływało 40 lat działalności publicystyczno-literackiej i 30 lat od ukazania się pierwszej
powieści Ossendowskiego. A więc jubileusz? W wysłanym z początkiem grudnia 1938 r. obszernym liście do prezesa Walkowicza pisarz przedstawia zarys
organizacyjny całego przedsięwzięcia:
"Na taką imprezę potrzebne są pieniądze — na organizację, na druki, pocztę, zaproszenia etc. Tego się tu na początku też nie znajdzie. I oto przychodzi
nowy plan. O wykonanie jego zwracam się do Szanownego Pana, prosząc, by poruszył go od swego imienia, może nie wspominając już tego, który plan ten
przedkłada.
Myślę, że można byłoby zorganizować Komitet Jubileuszowy ku uczczeniu 40-letniej działalności literackiej F.A. Ossendowskiego w USA z filiami w ośrodkach
polskich (Chicago, Detroit, Boston, New York, San Francisco — w tym ostatnim mieście mam serdecznego przyjaciela, który podejmie myśl Pana Prezesa z całą
energią. Jest to p. Stanisław Błoński, 340 Geary Bloks, San Francisco, Cal.). Zadaniem tych komitetów byłoby zebranie pieniędzy. Są w USA bogaci Polacy,
którzy może zechcieliby złożyć ofiarę dla uczczenia sumiennej i patriotycznej pracy pisarza polskiego, na przykład: Modrzejewski [syn Heleny Modrzejewskiej
— przyp. W. M.], czytał moje książki po angielsku, są i inni. Pan mógłby zwrócić się do Paderewskiego, który mnie zna osobiście i ceni, a najważniejsze -
zbiórka od każdego Polaka. Niech to będzie l dolar, a nawet 50 centów — to i też można przy dobrych chęciach i energii uzbierać znaczną sumę, a niech mi
Pan wierzy, że zabezpieczenie mnie materialnie, odsunięcie od konieczności ciężkiej nieprzerwanej, bez wypoczynku pracy zarobkowej będzie miało doskonały
wynik, gdyż będę mógł napisać te powieści, których teraz z braku czasu i możności wytchnięcia podjąć nie mogę. Poza tym po jubileuszu przyjechałbym zaraz
do USA i napisałbym powieść z waszego życia — prawdziwą, wnikliwą powieść, która przełożona na język angielski dobrze by wam zrobiła w rękach Amerykanów.
Posyłam dla Pana kilka książek oraz materiał bibliograficzno-biograficzny, co potrzebne byłoby do napisania adresu oraz agitacji. Pieniądze należałoby
przekazywać drogą urzędową do T[owarzyst]wa Literatów i Dziennikarzy Polskich (Warszawa, ul. Bracka 5) do dyspozycji Komitetu Jubileuszowego mego imienia.
Pragnąłbym bardzo, żeby komitet amerykański zawiązałby też i zaczął funkcjonować, zanim zacznie funkcjonować Komitet Warszawski, a to dlatego, że a)
przekazana pewna suma szłaby na rozpęd krępowany na początku brakiem funduszów i b) byłaby to dla mnie moralna satysfakcja i mocna logika dziejowa:
Przyjechałem do Polski z rozgłosem amerykańskim, niechże rodacy zza oceanu pierwsi przypomną Polsce o zasługach tego, który imię Polski zaczął rozsławiać w
Ameryce. Teraz niech się Pan Prezes nie obrazi na mnie, gdyż powiem coś z całą szczerością i otwartością. Roboty w tym przedsięwzięciu będzie sporo -
uprzytomnić sobie to mogę. Uważam, że business is business — słuszna zasada. Proszę więc rozporządzać dla siebie 10% zebranej sumy. Nikt oprócz Szanownego
Pana sprężyście tej sprawy przeprowadzić i zorganizować nie potrafi. Błoński zaś będzie Panu dobrze sekundował, bo tam mnie lubią bardzo".
W postscriptum proponował termin jubileuszu: październik 1939 r.
W następnych miesiącach uzgadniane były szczegóły organizacyjne i kompletowana lista osobistości, które powinny się znaleźć w amerykańskim Komitecie
Jubileuszowym. Są na niej przedstawiciele firmy wydawniczej E.P. Duttona, który swego czasu zarobił krocie na paru wydaniach Beasts, Men and Gods, jest
przyjaciel Ossendowskiego, słynny chirurg Seamon Bainbridge — naczelny lekarz floty i armii Stanów Zjednoczonych, Mr Alton B. Parker — prezes National
Civic Federation z Nowego Jorku, prof. Charles H. Tuck — reprezentant Towarzystwa Ubezpieczeniowego Equitable Life Insuration Co. z Broadwayu, dr Albert
Shaw z „American Review of Reviews" oraz „bardzo bogaci ludzie Mr and Mrs Funley J. Shepard, 579 Fifth Ave., N.Y. City oraz Mr Mrs Ernest Smith, 628 Mills
Building Washington, D.C."
Ostatni list z archiwum Walkowicza pochodzi z końca kwietnia 1939 r. Pisarz zmienił warszawski adres. Przeniósł się na ul. Grójecką 27 m. 9. Tam zastał go
wybuch wojny. Walkowicz został powiadomiony, że „wobec zbliżającej się nawałnicy nie jest czas właściwy tak skromnej osobie jak ja zabierać uwagę
społeczeństwa. Postanowiłem więc odroczyć to wszystko ad Calendas Graecas. Po zwycięstwie nad Szwabami…"
Nazwisko państwa Witaczków dobrze się zapisało w pamięci mieszkańców podwarszawskich miejscowości. Założyciele i właściciele Centralnej Doświadczalnej
Stacji Jedwabniczej w Milanówku podczas okupacji z narażeniem życia wykupywali za sztuki jedwabiu i laboratoryjny spirytus schwytane na ulicach stolicy i
wywożone z Zamojszczyzny do Niemiec dzieci. Pod koniec wojny przyjmują w jako tako uprzątniętej, niewykończonej hali fabrycznej cały Dom Sierot im. ks.
Boduena ewakuowany z ginącej Warszawy. Sami, doglądając na co dzień plantacji drzew morwowych, zajmowali nieduży dworek w Żółwinie. Do stacji kolejki EKD w
Podkowie Leśnej było stąd zaledwie półtora kilometra. W czasie powstania udzielali gościny na dłuższy lub krótszy czas dziesiątkom uciekinierów. Była wśród
nich Maria Dąbrowska, Anna Kowalska, Ewa Szelburg-Zarembina, Stanisław Pollak, Stefan Krzywoszewski i… Antoni Ferdynand Ossendowski. Stanisława Witaczek
zachowała list z końca sierpnia 1942 r., który był początkiem jej znajomości z A. F. Ossendowskim: „Podjąłem się pozostania w kraju po to, by wszystko
widzieć, wszystkiego doświadczyć i z czasem zrobić z tego użytek dla narodu, wyjaśniając wszystkim ludom własną rolę w odgrywającej się na świecie
tragedii. Przez cały czas choroby żony nie brałem pióra do ręki, bo musiałem uganiać się za pieniędzmi, pracując 18 godzin na dobę. Teraz muszę jakoś
wyrównać swój budżet i znaleźć możność pracy literackiej. Długa i kosztowna kuracja, szpital i operacja, a wreszcie niestety — pogrzeb żony [zmarła 27
sierpnia 1942 r. — przyp. W.M.] wyprowadziły mnie z budżetu, pochłonęły wszystko, co dało się spieniężyć i postanowiły w takiej sytuacji, że nie mogę już
pomagać swoim siostrom i siostrzeńcom, którzy finansowo niemal całkowicie ode mnie zależą. W tym czasie zwróciłem się do kilku firm znanych ze swych zasad
obywatelskich z prośbą o przyznanie mi pewnych stałych przydziałów miesięcznych ich wyrobów po cenach urzędowych lub tak obniżonych, że pozwoliłoby to mi
mieć znaczny dochód przy ich sprzedaży. Za przyznane mi towary płacę gotówką przy ich odbiorze. Z taką prośbą zwracam się dziś do Wielce Szanownej Pani i
mam nadzieję, że Pani zwróci uwagę na moją sprawę i raczy powiadomić mnie, gdzie i kiedy mam się stawić w firmie dla omówienia szczegółów. Za spełnienie
mej prośby będę głęboko wdzięczny i zapewniam Szanowną Panią, iż potrafię w swoim czasie odwdzięczyć się Jej wiernie w zakresie moich wpływów i
możliwości". Towar, który chciał nabyć po cenach hurtowych, aby móc go następnie sprzedać z zyskiem indywidualnym nabywcom, to milanowski jedwab. Do listy
zawodów doszedł więc jeszcze jeden.
Znaną już manierą Ossendowski przedstawia w dramatyczny sposób i tak już zapewne wystarczająco trudne własne położenie. Siostrę, wdowę po ministrze
Jasionowskim, miał tylko jedną. Siostrzeńców nie posiadał, chyba że zaliczał do nich kilkunastoletniego wnuka szwagierki, wdowy po prof. Zalewskim. W
legitymacji ubezpieczeniowej Kazimierza Błeszyńskiego zachował się obok daty (l lutego 1943 r.) podpis Ossendowskiego jako treuhändlera kilkunastu
pożydowskich domów u zbiegu ul. Stalowej i Inżynierskiej na Pradze. Polscy pisarze i literaci w okresie okupacji, aby przeżyć, musieli się chwytać
wszelkich dostępnych zajęć.
W przypadku naszego bohatera dodatkowym dopingiem do zwiększenia dochodów była najprawdopodobniej kobieta. Niewykluczone, że zamierzał po raz trzeci
wstąpić w związek małżeński. W kancelarii parafii św. Jakuba przy pl. Narutowicza w Warszawie 29 września 1942 r., w obecności świadków, ks. prof. Jana
Sałamuchy i ks. Jana Kowalskiego, sporządzono jego „akt nawrócenia się" z wyznania ewangelicko-augsburskiego na wiarę katolicką. Z nową damą serca mógł
wziąć więc ślub po katolicku. Po przeszło półwieczu córka pewnej pani stanowczo zaprzecza, aby jej matkę cokolwiek łączyło z pisarzem, ponieważ w ich domu
bywał pewien prałat i inne równie czcigodne osoby.
W sprawach zaliczanych do bardziej osobistych pan Antoni zachowywał niezwykłą powściągliwość. W bogatym zbiorze listów, jakie otrzymywał, a zakupionych
niedawno przez Muzeum Literatury, udało się odnaleźć tylko jeden niewątpliwie napisany przez kobietę inną niż żona. Na szarym papierze ze stylizowanym
kanciastym monogramem N. B. wyrobionym pismem jakaś dama skreśliła parę zdań: "11.IV.1932 Kochany Tatuńciu. Przesyłam mały instrumencik do wiecznego pióra,
aby Tatuńcio wiecznie o mnie pamiętał, że serce moje jest przywiązane do Tatuńciówego jako ten ołówek mocno i stale. Całuję mocno Nina B".
W tej samej teczce muzealnego archiwum na innym skrawku papieru krótka informacja: Nina Skorochodow zmarła tragicznie 27 czerwca 1932. Nie wiadomo, czy to
ona była nadawczynią listu. Jego treść być może powinno się oddać do analizy ekspertom od freudowskich skojarzeń. Zupełnie niedawno odszukał mnie pewien
nadzwyczaj rosły rencista z Kędzierzyna twierdząc, że jest wnukiem Antoniego Ferdynanda Ossendowskiego. Podobieństwo między obu panami rzeczywiście
występuje. Wylegitymował się sporządzonym w 1952 r. przez Urząd Stanu Cywilnego we Wrocławiu wyciągiem aktu urodzenia swojej niedawno zmarłej matki.
Nazywał ją Mateńką. Bardzo też dużo opowiadał o jej zupełnie niezwykłej drodze życiowej. Bianka Alina Elżbieta Ossendowska, córka Antoniego i Blandyny z
domu Brochwicz-Broszkiewicz, miała się urodzić 18 grudnia 1928 r. w Wilnie. Doświadczywszy trudności towarzyszących procedurom odtwarzania aktów urodzenia
osób pochodzących zza wschodniej granicy PRL, rzekomy czy też prawdziwy wnuk pisarza przedstawił parę dramatycznie romantycznych wersji romansu jego babci.
Wszystkie jednak mają jakieś „ale".
1 2 3 Dalej..
« Ludzie, cytaty (Publikacja: 02-05-2015 )
Witold Stanisław MichałowskiPisarz, podróżnik, niezależny publicysta, inżynier pracujący przez wiele lat w Kanadzie przy budowie rurociągów, b. doradca Sejmowej Komisji Gospodarki, b. Pełnomocnik Ministra Ochrony Środowiska ZNiL ds. Międzynarodowego Rezerwatu Biosfery Karpat Wschodnich; p.o. Prezes Polskiego Stowarzyszenia Budowniczych Rurociągów; członek Polskiego Komitetu FSNT NOT ds.Gospodarki Energetycznej; Redaktor Naczelny Kwartalnika "Rurociągi". Globtrotter wyróżniony (wraz z P. Malczewskim) w "Kolosach 2000" za dotarcie do kraju Urianchajskiego w środkowej Azji i powtórzenie trasy wyprawy Ossendowskiego. Warto też odnotować, że W.S.M. w roku 1959 na Politechnice Warszawskiej założył Koło Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli. Więcej informacji o autorze Liczba tekstów na portalu: 49 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Kaukaz w płomieniach | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9841 |
|