|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Historia
Zmiana jałtańskich granic Polski z 1951: węgiel za Bieszczady [2] Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
Trudno byłoby oczekiwać, że ZSRR odstąpi Polsce kawałek swych ziem w zamian za ubogie tereny. Nie zmienia to jednak faktu, że dla Polski ta zamiana była
bardziej strategiczna niż czysto ekonomiczna. Potwierdza to fakt, że dzięki temu na ziemiach otrzymanych od ZSRR została przeprowadzona flagowa inwestycja
czasów Gomułkowskich — największa do dziś budowla hydrotechniczna w Polsce, która stworzyła największą zaporę i największy sztuczny zbiornik wodny w
Polsce, tudzież dwie nowoczesne i wydajne elektrownie wodne o łącznej mocy 208 MW. Zespół Elektrowni Wodnych Solina-Myczkowce posiada największą w Polsce
elektrownię szczytowo-pompową pracującą na dopływie naturalnym. Wykorzystuje ona spad uzyskany dzięki spiętrzeniu wód Sanu zaporą w Myczkowcach, ale
również spad kilkumetrowej pętli Sanu. Pierwsze roboty rozpoczęły się już w 1953 — od mniejszej zapory w pobliskich Myczkowcach. Po ukończeniu Myczkowiec
rozpoczęła się głowna budowla w Solinie, która została ukończona w 1969. Cała epoka gomułkowska zeszła więc okiełznaniu Sanu.
Dla strony radzieckiej otrzymane złoża były oczywiście ważne, lecz nigdy nie były flagowe. Nie dorównywały one Donbasowi ani jakością węgla ani wielkością
jego zasobów.
ZSRR wziął tereny bogate w surowce w zamian za dolinę Sanu, lecz do czerpania korzyści z polskich zasobów surowcowych wcale nie potrzebne było przesuwanie
granic, przykładem polski uran, który znajdował się na ziemiach zachodnich, w Sudetach, wokół Kowar. Wydobywano go stamtąd w okresie 1948-1972. W ramach
zawartej we wrześniu 1947 roku umowy o współpracy naukowo-technicznej między Polską a ZSRR, Rosjanie zajmowali się poszukiwaniem i eksploatacją tego uranu,
który dostarczany był do Rosji po cenie produkcji plus 10% zysku. W
ostatnich latach postanowiono reaktywować sudecki uran. Pozwolenie dostali Australijczycy z
Wildhorse Energy. Po protestach sprawa ucichła.
Kuzak: Dodajmy, że na węglu sprawa się nie kończyła. Nie bez znaczenia był również fakt, że przez „kolano Bugu" przebiegała linia kolejowa łącząca Kowel i
Włodzimierz Wołyński z Rawą Ruską oraz Lwowem. Zmuszało to Rosjan — przynajmniej teoretycznie — do płacenia za tranzyt lub jeżdżenia objazdami.
Tak, w części która przeszła do ZSRR był także fragment linii kolejowej łączącej ukraińskie miejscowości. Utrata tego kawałka nie miała dla Polski żadnego
realnego znaczenia, gdyż i tak był on zajęty przez infrastrukturę służącą Ukrainie a nie Polsce. Domniemane pobory opłat tranzytowych za przejazd przez
kawałek Polski są fikcyjne. Polska także ma podobny kawałek linii kolejowej przechodzący przez terytorium radzieckie/ukraińskie, za który jednak nie
pobierało się ani nie pobiera żadnych opłat. Z tego przynajmniej, co oficjalnie wiadomo. W ramach korekty granic strona radziecka chciała zresztą, by Polska przejęła także ten kawałek linii
kolejowej: z Przemyśla do Zagórza przez Ustrzyki Dolne, która to linia leżała częściowo po stronie ukraińskiej (gdzie na jej trasie były miejscowości
Dobromil i Chyrów). Tyle że towarzysze moskiewscy chcieli złota za ten kawałek, więc strona polska zrezygnowała i w ten sposób by przejechać koleją z
jednej polskiej miejscowości do drugiej wjeżdżało się na Ukrainę. Nikt z tego tytułu nie brał opłat tranzytowych, ani nawet nie było sprawdzania
paszportów. Nie można jednak było otwierać okien w trakcie podróży przez Ukrainę. Linię tę wykończyła dopiero transformacja, kiedy w 1994
„restrukturyzatorzy" kolei postanowili skasować połączenie z Przemyśla do Ustrzyk. Od tego czasu trwa
batalia o przywrócenie
tego malowniczego połączenia, jako atrakcji turystycznej.
Kuzak: W zamian otrzymaliśmy fragment przedwojennego powiatu leskiego, obejmujący część dorzecza dolnego Sanu od Smolnika po Solinę z Ustrzykami Dolnymi
oraz wyczerpanymi złożami ropy.
W zamian za złoża węglonośne otrzymaliśmy zatem nie tylko dzicz bieszczadzką potrzebną do budowy zapory, ale i ziemie na obszarach roponośnych! Skąd
wiadomo, że wyczerpane? W Polsce stale powtarza się mantrę o śladowych ilościach ropy lub „wyczerpanych złożach", choć oznacza to zazwyczaj jedynie
wyczerpanie konkretnego odwiertu lub płytkiego pokładu. Zbyt głęboko się u nas jednak za ropą nie szuka, gdyż Polska od dekad nastawiona jest na import
ropy i gazu.
Warto pamiętać, że Polska była kolebką przemysłu naftowego, który u nas cechuje się tym, że w bardzo wielu miejscach wcale nie trzeba za nim
kopać, gdyż sam wycieka przez różne szczeliny czy rzeczki. Znano to od wieków w wielu regionach polskich gór i nazywano „olejem skalnym", który służył
głównie do celów leczniczych, po czym w XIX w. rozwinięto paletę zastosowań i zaczęto wydobywać już na skalę przemysłową pod nazwą „ropy naftowej". Tak się
przypadkiem złożyło, że na tym skrawku, który Polska otrzymała od ZSRR ów przemysł się rodził, gdyż w Ustrzykach Dolnych zbudowano jeden z pierwszych
ropociągów. Złoża ropy się tam wcale nie skończyły. Nie są to wprawdzie aktualnie wielkie ilości surowca, lecz bardzo wysokiej jakości, czyli ropa służąca
do wyrobu specjalistycznych olejów. Pracujące do dziś kiwony naftowe w Czarnej:
W styczniu 2010 gruchnęła wiadomość, że brytyjscy eksperci z
Gaffney Cline & Associates oszacowali, że w polskich Bieszczadach są wielkie złoża ropy, szacowane na 68 mln ton. Komunikat ten wypuściła niemiecka
spółka EuroGas, która szykowała do eksploatacji bieszczadzkich złóż we współpracy z PGNiG. Ostatecznie jednak w 2015 PGNiG zawarł umowę z Orlenem z czego
powstał wspólny projekt „Bieszczady", który w najbliższych latach będzie poszukiwał bieszczadzkiej ropy na głębokości do 6000 m. Opcje są dwie: albo są to
jakieś słomiane inwestycje, które mają generować straty w państwowych spółkach (powinien to rozstrzygnąć audyt po zmianie władzy) albo wyczerpane karpackie
zagłębie naftowe wyczerpanym nie jest.
Przedkarpacki szlak naftowy
O ile Polsce węgla nie brakowało i długo jeszcze nie zabraknie, o tyle ropy nam bardzo brakuje, więc pozyskanie kawałka karpackiego zagłębia roponośnego,
które wcale nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa, to kolejny atut tej wymiany.
Kuzak: Gdy tylko „kolano Bugu" znalazło się w granicach ZSRR, Sowieci przystąpili do budowy szeregu kopalń, w wyniku czego w krótkim czasie wydobywano tam
aż 15 milionów ton węgla rocznie! Dla porównania w roku 1936 w Polsce ogółem wydobywano około 30 milionów ton węgla kamiennego.
To wyjątkowo manipulacyjne zestawienie liczb, które nie dowodzi zupełnie niczego. Jak można porównywać wydobycie węgla w granicach przedwojennych, skoro w
powojennym układzie granic Polska dysponowała znacznie lepszym dostępem do złóż. W 1945 Polska wydobyła 21 mln ton węgla, a już w roku następnym — 47 mln
ton. W 1950, czyli na rok przed zmianą granic, Polska wydobywała już 78 mln ton węgla, czyli tyle co obecnie. W zasadzie od razu po zakończeniu wojny
polskie wydobycie węgla kamiennego rosło co kilka lat w tempie kilkanaście mln ton, tak że w roku 1970 osiągnęło poziom 140 mln ton, czyli 4,27 t per
capita, czyli najwięcej na świecie. Co dałoby dodatkowe kilkanaście milionów ton z przejętych złóż nadbużańskich? To że Polska stałaby się czołowym
producentem węgla kilka lat wcześniej? Dla Polski utracone zasoby nie stanowiły 50%, jak może to wynikać z porównania do wydobycia przedwojennego, lecz
kilkanaście, które następnie stopniały do kilku.
Oczywiście są to wielkości czysto teoretyczne, gdyż na przejętych ziemiach nie było żadnej infrastruktury górniczej, jak na Śląsku, więc najpierw trzeba
było budować kopalnie od zera.
Do dziś owe złoża lubelskie są mizernie zagospodarowane — mamy tam tylko Bogdankę, wybudowaną w latach 1975-1984. A w ostatnich latach kolejne złoża
przekazano nie pod polską zabudowę, lecz oddano w ręce Australijczyków. Być może dzięki temu na ziemie polskie przybędą jakieś nowe technologie wydobywcze,
ale póki co wygląda to na politykę neokolonialną, która od polityki kolonialnej z czasów ZSRR nie różni się aż tak fundamentalnie. W obu bowiem przypadkach
efekt jest taki, że polskie zasoby naturalne służą przede wszystkim interesowi zagranicznych podmiotów gospodarczych.
Generalnie warto pamiętać, że najróżniejsze bogactwa naturalne mieszczą się praktycznie w calutkiej Polsce i nie sposób odkroić coś jałowego. Co najwyżej
można przyjąć, że dany obszar nie jest jeszcze należycie rozpoznany. Związane jest to z wyjątkowością geologiczną Polski:
„Polska położona jest w przegrodzie Europy, na granicy geologicznych światów wyznaczonych uskokiem rozciągającym się od Szczecina, Kalisza, Tarnowa,
Rzeszowa. Jest jedynym państwem w Europie, gdzie spotykają się trzy epoki geologiczne. Najstarsza — wschodnia, znacznie młodsza — zachodnia i najmłodsza -
alpejska. Nasuwa się przy tym skojarzenie ze znacznie późniejszym politycznym rozbiorem Polski. To punkt spotkania trzech różnych światów i obszarów. -
Wzdłuż tej linii uskoku geologicznego przebiegają również i wynikają z niego zasoby gazy łupkowego" -
wskazuje prof. Andrzej Nowak.
Kuzak: Łatwo się domyślić, że na drobnej zmianie przebiegu granicy straciliśmy prawdziwą fortunę. Jak wielką? W roku 1953 tona węgla na rynkach światowych
kosztowała 13 ówczesnych dolarów (ponad 100 dzisiejszych USD). Gdyby Polska chciała wyeksportować węgiel znad Bugu zagranicę, mogłaby na tym zarobić w
ciągu jednego roku 1,5 miliarda dzisiejszych dolarów. W ten oto sposób na przestrzeni kilkudziesięciu lat straciliśmy dziesiątki miliardów dolarów!
1 2 3 Dalej..
« Historia (Publikacja: 21-03-2016 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9987 |
|