|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki
Trzeba zrobić nową przeszłość [4] Autor tekstu: Romana Kolarzowa, Adam Kubiak
Obecnie ani w historii czy antropologii
kultury, ani w samej historii raczej nie kwestionuje się roli, jaką odgrywała
chrześcijańska formacja religijna w kształtowaniu
praktycznej nienawiści wobec Żydów
(ale też wszelkich innowierców, w tym tzw. odszczepieńców). Z chrześcijańskiej właśnie strony
rzeczowo wyjaśnił to F.
Mussner w Traktacie o Żydach (Warszawa
1997). Doprawdy, nie ja powinnam przypominać EK, że w Polsce w tej mierze i
Vaticanum II długo niewiele odmienił.
Już po wprowadzeniu języka polskiego do liturgii w nabożeństwie wielkopiątkowym
jedną z intencji była modlitwa za
przewrotnych i fałszywych Żydów, znajdująca się w modlitewnikach,
opatrzonych nihil obstat. Po raz
ostatni zetknęłam się z tą frazą w modlitewniku wydanym w 1974 r., a dodam, że
nie prowadziłam żadnej specjalistycznej kwerendy. Dowiedziałam się tylko z kilku
rozmów, że intencja ta miała również formę
za występnych i fałszywych Żydów. Nie
jestem pewna, czy nic nie daje do myślenia okoliczność, że polscy katolicy (choć
nie mogę orzekać, że tylko ppolscy), w 30 lat po okupacji i 25 lat po
soborze, uznawali tę intencję za oczywistą i słuszną… Nie mam też przekonania,
że zmawiali ją wyłącznie tak sobie, więc nie ma obawy, żeby ona jaki ślad
mentalny pozostawiła. Ale te drobne okoliczności nie wadzą EK głosić tezę o jednostronnej wrogości Żydów wobec duchowieństwa katolickiego. Tak przy tym
zapiekłej i fanatycznej, że przesądzającej również o uprzedzeniu do nauki języka
polskiego, a to dla tej przyczyny, że używa się w nim alfabetu łacińskiego,
który bywał nazywany „księżym". Miałam wrażenie, że tego alfabetu używało się i używa jeszcze w kilku innych językach; także w starogórnoniemieckim i starokastylijskim, które były językami bazowymi dla potocznej mowy [ 5 ]
odpowiednio Żydów aszkenazyjskich i sefardyjskich.
Gdyby chcieć skupić
się nad każdą tezą osobliwą EK, trzeba by też pisać książkę, znacznie przy tym
obszerniejszą, bo tak to z natury prostowania krętych ścieżek myślenia wynika.
Pozwolę sobie jednak pokazać sposób rozumowania autorki na przykładzie jej
ustaleń co do warunków, które musiał spełniać polski Żyd, aby mieć szansę
uratowania się. Na pierwszym miejscu EK wymienia znajomość polskiego języka (s. 225) i podkreśla, że chodzi o dobrą znajomość języka, taką, która pozwoliłaby się
wtopić w polskie otoczenie. Wydaje się, że nic bardziej oczywistego… a jednak
jest to teza całkowicie bałamutna, sprzeczna przy tym z nie kwestionowanym w tej
pracy faktem, że większość żydowskiej społeczności zamieszkiwała maleńkie
mieściny i wsie. Otóż w tych środowiskach do dzisiaj prawie nikt nie mówi
dobrze po polsku! Nawet teraz, nawet w gronie ludzi liczących 18-20 lat, czyli w populacji, dla której
wykształcenie średnie stało się dobrem masowym. Osoba
używająca poprawnej polszczyzny, nie daj boże z rozbudowanym słownikiem, nieunikajaca zdań wielokrotnie złożonych jest w tych skupiskach widoczna jak
tarcza na strzelnicy i z miejsca identyfikowana jako
obcy — ponieważ
sztucznie mówi! EK, owładnięta ideą
Państwa Polskiego, nieprzerwanie istniejącego od czasów Mieszka I (to wielce
szczególne u historyka wyobrażenie) i skonsolidowanego
społeczeństwa/Narodu polskiego,
najwyraźniej przestaje słyszeć
dogłębne języków pomieszanie na polskiej prowincji oraz postępującą
„prowincjonalizację" (słyszalną w redukcji składni i słownika) potocznej
polszczyzny. Tymczasem zważywszy stan oświaty przed 1939 r. oraz brak
unifikujących język mediów, trzeba jednak ostrożnie założyć, że na ów czas było
pod tym względem jeszcze gorzej — tak, że paradoksalnie najtrudniej w takich
miejscach byłoby ukryć kogoś mówiącego polszczyzną ludzi wykształconych.
Autorka tworzy również własną „teologię
żydowską". Nie jest to jednolity wywód lecz dywagacje rozproszone w całym
tekście. Otwiera je cytowane za Krzysztofem Burnetko spostrzeżenie, że w wiekach
średnich Żydzi w Europie „(...) zaciskając narodowo-wyznaniowe więzy, próbują
ocalić swą kulturowo-religijną odrębność. Jako monoteiści uważają, że nie
powinni wchodzić w kontakt z żadną inną religią, a w szczególności z jej sacrum. W efekcie (...) w XIII wieku ortodoksyjni Żydzi sugerują, że kiedy chrześcijanie
przechodzą ulicami miasta z procesją Bożego Ciała, pobożny Żyd nie może
wychodzić z domu." (s. 40, za K. Burnetko, adres w tekście omawianym). Materiał
dziennikarski, o ile nie jest źródłem lub nie pochodzi od wybitnego specjalisty,
nie jest najlepszym argumentem w wywodzie naukowym. EK, zamiast Burnetkę
bezkrytycznie cytować, winna jako historyk zwrócić uwagę
na rażącą nadinterpretację, przekraczającą granicę
falsum. Przecież każdy historyk
(antropolog i kulturoznawca także) zna genezę akurat tego święta oraz wie, czym
dla Żyda kończyło się samo podejrzenie lub czyste pomówienie o „kontakt z sacrum" chrześcijańskim. To przecież motyw centralny tych
legend o krwi...
Zrozumiała więc winna być dlań
rada, aby Żyd pobożny w ten właśnie dzień domu nie opuszczał, czyli
lekkomyślnie nie narażał życia własnego oraz swoich bliskich. EK jednak żadnych
uwag do cytowanego tekstu nie czyni. Nie znaczy to, że w ogóle nie krytykuje
cytowanych autorów. Dostaje się przecież reprymenda A. Żbikowskiemu za to, że
napisał o „chrześcijanach bawiących się szopkami wielkanocnymi" ( przyp. 157, s.
100). Ma też wypomniane A. Cała, że pisze o świętowaniu przesilenia zimowego, a nie Bożego Narodzenia… zachowuje więc EK krytycyzm, ale ma on charakter wybitnie
stronniczy.
W innym miejscu „wywód
teologiczny" zaczyna od truizmu, iż „Religia od zarania dziejów odgrywała w życiu
Żydów rolę szczególną, Regulowała życie społeczności żydowskiej od kolebki po
śmierć". (s. 198) Dalej jednak przychodzi spostrzeżenie zastanawiające, iż
"Liczba religijnych przepisów żydowskich dotyczących tak drobnych nawet rzeczy
jak pożywienie i ubranie, nie mówiąc już o ważniejszych sprawach natury
religijnej, moralnej i uczuciowej szokuje człowieka z zachodnioeuropejskiego
kręgu kulturowego". (tamże, podkr. RK). Jak
na historyka, sąd to osobliwy — bo wolnoż z niego wnosić, że nic
historykowi nie wiadomo o tym, jak
istotną kwestią było w zachodnioeuropejskim kręgu kulturowym pożywienie
(posty, rozliczne spory o to, co jest dozwolone w jakim poście oraz grozę
budzące kary za naruszenie pokarmowych tabu; o
KKodeksie Gezy warto by historykowi
mieć jakieś pojęcie, skoro i poza branżą nie jest on dziełem tajemnym). I podobnie o rozlicznych sporach oraz rygorystycznych regulacjach przystojności
odzienia, z drobiazgowym rozróżnianiem tej przystojności wedle stanu i jego
wewnętrznej hierarchii; także z wyszczególnieniem znaków dla zakał swojego stanu
(np. występnych duchownych). Nie
mówiąc już o ważniejszych sprawach natury… itd., wśród których
szczegółowe regulacje inklinacji i zachowań seksualnych utrzymują się w obrębie
jednego z głównych w Europie wyznań chrześcijańskich do dzisiaj, a ich
zwolennicy nie ustają w wysiłkach, zmierzających do narzucenia tych regulacji
poprzez prawo cywilne ogółowi obywateli. [ 6 ]
Doprawdy, nie każdy zachodni Europejczyk jest aż takim ignorantem w historii
własnej kultury, żeby tak łatwo szokowała go cudza.
Na tym jednak nie koniec, jako że
odnośne rozważania prowadzą EK do konkluzji, iż „W żydowskim życiu religijnym
nie było miejsca na indywidualizm" (tamże). Zapewne dlatego było tyle szkół
halachicznych [ 7 ] i nie z innej przyczyny wiodły one tyle debat. Ta demonstracja złej woli i ignorancji, rzecz jasna, całkowicie obywa się bez jakiejkolwiek, choćby i propedeutycznej, literatury przedmiotu. Nieobecni są więc np. A.J. Heschel,
Understanding Jewish Theology (New
York 1973) czy L. Jacobs, A Jewish
Theology (London 1973). Nawet maleńki, ale pozwalający uchwycić podstawowe
intuicje co do charakteru judaizmu tekst E. Lévinasa
Religia dla dorosłych /i>
(w
Trudnej wolności) nie znalazł miejsca w literaturze zagadnienia. EK wywodzi tożsamość świętości życia i postulatu
chronienia go kosztem innych; samą zaś ideę świętości życia przypisuje r. I.
Nissenbaumowi (s. 201-203). Wystarczyłoby jednak, zanim będzie się ferować
wyroki — że żydowska religia i tradycja "(...)
są z natury sprzeczne z zachodnioeuropejską tradycją
solidarności między ludźmi jako ludźmi
(...)" (s. 203) — przeczytać choćby A. Kaplana,
Maïmonides Principles (New York 1975)
oraz P. Schindlera,
The Holocaust and Kiddush Hashem in
Hasidic Thought (in: „Tradition. A Journal of Orthodox Jewish Thought",
№ 13 1972), aby uniknąć aż takiej kompromitacji.
Wymieniam tylko dla przykładu pozycje
już klasyczne, nietrudno dostępne i niewymagające głębokiej znajomości judaizmu. Z rozmysłem też z obfitości literatury czasopiśmienniczej wybieram tekst P.
Schindlera — całe bowiem „zło" intencjonalnego izolacjonizmu i „antypolonizmu"
Żydów polskich EK wiąże z „ciemnotą i ortodoksją", a tę ostatnią z chasydyzmem
(!) — może więc jednak warto najpierw sprawdzić, jakie też są faktycznie
myśli w tych środowiskach. Gdy
chciałoby się lepiej poznać żydowską antropologię (i wtedy dopiero orzekać o jej
podobieństwie bądź sprzeczności z tradycją zachodnioeuropejską), to można
sięgnąć do także klasycznej już pracy S. Belkina,
In His Image: The Jewish Philosophy of
Man as Expressedin the Rabbinical
Tradition (London 1961).
Znowu dla porządku trzeba dodać i to, że
zasada solidarności, w formule K. Jaspersa, w Europie Zachodniej bynajmniej nie
jest odwieczna. (Zresztą, gdyby była, Jaspers nie czyniłby permanentnego i nieusuwalnego łamania jej rdzeniem swojej koncepcji
winy metafizycznej). Nawet w epoce
nowożytnej obowiązywał ekskluzywizm, na mocy którego poza ludzką wspólnotą
pozostawały różne grupy „nie-ludzi". Sporo o tym napisano; więc bez specjalnego
trudu można sięgnąć do prac Delumeau, Foucaulta, Girarda czy Goffmana. A poza
tym można by się zastanowić, czemuż
Konferencja Biskupów Ameryki Łacińskiej jeszcze w 1967 r. uznała za niezbędne
przypominać wiernym, że Indianie także
mają nieśmiertelne dusze. Mając niejakie pojęcie o zachowawczości takich
gremiów, nie spodziewam się, aby napomnienie takie było dziełem nastroju lub
przypadku. Nie wiem, czy podobnie napomina się wiernych w Polsce; a trzeba by,
ponieważ w jednym z mało oświeconych regionów powszechne wśród nastolatków
(uczących się, a więc bez wątpienia też katechizowanych) określenie ludzi
ciemnoskórych brzmi małpioki. Używa
się go bez żenady nawet wobec obcych; a częstotliwość użycia gwałtownie wzrosła
po wynikach ostatnich wyborów prezydenckich w USA.
1 2 3 4 5 Dalej..
Przypisy: [ 5 ] Mowa ta, wyśmiewana przez
oświeconych Żydów, niezależnie nawet od ich orientacji światopoglądowej,
przez Aszkenazyjczyków określana jest z czułością
mame łoszn. [ 6 ] Ten stan rzeczy nie jest
wyłącznie historyczny. Nie wiem, czy
dla wielu społeczności europejskich, szanujących autonomię
indywidualnego sumienia, całkiem współczesny drobiazgowy dyskurs o
godziwych i niegodziwych sposobach pozyskiwania — delikatnie mówiąc -
materiału genetycznego dla procedury
in vitro nie jest aby
szokujący. [ 7 ] Tu konieczne wydaje się
objaśnienie, że szkole takiej niezbędna była indywidualność nauczyciela. « Recenzje i krytyki (Publikacja: 09-05-2011 )
Romana KolarzowaProfesor Uniwersytetu Rzeszowskiego (zakład aksjologii wydziału filozoficznego). Wcześniej pracowała na Uniwersytecie Jagiellońskim, w Akademii Muzycznej w Poznaniu oraz na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Była redaktorką wydawnictwa Rebis. Była związana z organizacjami: Ruch Obrony Praw Kobiet, NEUTRUM, Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami. Autorka książek: "Postmodernizm w muzyce" (Warszawa 1993), "Przekroczyć estetykę" (Kraków 2001), "Wprowadzenie do tradycji i myśli żydowskiej" (Rzeszów 2006), "Kilka ćwiczeń z myślenia praktycznego" (w przygotowaniu). Liczba tekstów na portalu: 4 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Krwawe majaki kultury | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 1420 |
|