Czytelnia i książki » Powiastki fantastyczno-teolog.
Zbawiciel [3] Autor tekstu: Lucjan Ferus
Stwórca odwrócił głowę patrząc gdzieś w dal
nieobecnym wzrokiem, a potem głosem, w którym drgała tłumiona złość,
powiedział:
— „Chciałem, aby ludzie zawdzięczali ci coś
istotnego i tak ważnego, że, w zamian za to gotowi będą uznać cię za swego
Boga!… Czy nie chcesz mój synu zostać w przyszłości Bogiem człowieka?" — spytał z niedowierzaniem, jakby mu to nie mogło pomieścić się w jego bożej
wyobraźni. Syn Boży pokręcił przecząco głową. — „Nie za taką cenę, Ojcze!… Nie za taką cenę!" — dodał z naciskiem, patrząc wymownie w oczy Bogu. — „I prawdę mówiąc
wstyd mi za ciebie, że zdecydowałeś się wprowadzić w życie ten obłędny
pomysł… czy możesz mi powiedzieć Ojcze, kto ci go podsunął?" — spytał
wolno, a jego spojrzenie jasne i rozbrajające, zdawało się przenikać na
wylot Stwórcę.
Być może pod jego wpływem, a może pod wpływem
wypowiedzianych słów, Bóg odwrócił głowę i robiąc jakiś nieokreślony
gest dłonią, odparł cicho:
— „Tak tylko..., rozmawialiśmy na ten temat z Szatanem… to on mi wykazał jaka z niego płynie korzyść dla nas
dwojga…"
— „Naprawdę?!… Tylko dla nas dwojga?" — roześmiał
się z sarkazmem Syn Boży i dodał: — „A czy przypadkiem, nie aby dla nas
trojga?… już ja tam nie wierzę w jego bezinteresowność!… a ty Ojcze dałeś
się podejść jak maty chłopiec!… Nie do wiary!" — kręci głową z dezaprobatą, nie spuszczając wzroku z oblicza Stwórcy.
Ten pochyla głowę nisko, aby syn nie dostrzegł ciemnego
rumieńca wstydu, oblewającego jego twarz, aż po nasadę włosów. Przez chwilę
panuje denerwująca cisza, a potem Syn Boży kładzie swą dłoń na dłoni Ojca i mówi ciepłym tonem:
— „Ale na szczęście masz mnie, Ojcze!… I wiesz
dobrze, że na mnie zawsze możesz liczyć!" — uśmiechając się, obejmuje
go drugą ręką i z twarzą przy jego twarzy, mówi:
— „No dobrze… skoro taką miałeś koncepcję Ojcze,
to zbawię ci tego człowieka…"
Stwórca przygląda mu się z niedowierzaniem.
— „Ale uczynię to po swojemu… tak, abyśmy naprawdę
tylko my dwaj mieli z tego pożytek,… no i ludzie oczywiście!" — potem
coś cicho szepcze prosto do ucha swemu Ojcu, a w jego wzroku prócz miłości
synowskiej, widać wyraźne rozbawienie i jakby ulgę, że nie doszło jednak do
najgorszego. Bóg wpierw waha się, ale po chwili wyraz niezdecydowania i rezerwy na jego obliczu niknie, uśmiecha się, kiwa przyzwalająco głową i rozkłada ręce, jakgdyby chciał tym gestem powiedzieć:
— „No cóż… skoro tak uważasz?… niech się
stanie…" — Potem oboje znikają w jednej chwili, a wraz z nimi cała
otaczająca ich rzeczywistość. To Stwórca swą nieskończoną mocą cofnął
czas, aż do momentu o jaki chodziło jego synowi.
***
A wąż był bardziej przebiegły niż wszystkie zwierzęta
lądowe, które Pan Bóg stworzył. On to rzekł do niewiasty:
— „Czy rzeczywiście Bóg powiedział: — "nie
jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu?"
Niewiasta odpowiedziała wężowi
— „Owoce z drzew tego ogrodu jeść możemy, tylko o owocach z drzewa, które jest w środku ogrodu, Bóg powiedział: — "Nie
wolno wam jeść z niego, a nawet go dotykać, abyście nie pomarli".
Wtedy rzekł wąż do niewiasty:
— „Na pewno nie umrzecie! Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie
owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło".
Wtedy niewiasta spostrzegła, że drzewo to ma owoce dobre
do zjedzenia, że jest ono rozkoszą dla oczu i że owoce tego drzewa nadają się
do zdobycia wiedzy. Wyciągnęła już rękę, aby zerwać zakazany owoc,… gdy
ni stąd ni z owąd pojawił się obok niej Syn Boży i patrząc na
nią surowym wzrokiem, powiedział:
— „Co chcesz uczynić niewiasto?… Czyż nie widzisz
nieszczęsna, iż to podstępne zwierzę chce doprowadzić do waszego
upadku?!" — Wąż zobaczywszy Syna Bożego wapada w panikę i próbuje chyłkiem
oddalić się jak najprędzej i najdalej od tego miejsca, lecz ten nie pozwala
mu na to. Przydeptuje mu nogą ogon i przez chwilę patrzy jak wredna bestia
wije się pod jego stopą. Potem zdecydowanym ruchem wdeptuje go w ziemię, miażdżąc
mu łeb, a następnie otrzepuje ręce — choć nie dotykał go nimi — i mówi:
— „To tak, w razie czego…"
Patrzy uważnie w oczy kobiecie, a ponieważ jej mina wyraża
najwyższe zdumienie przemieszane ze strachem i wstrętem, powtarza wolno: -
„Czy zdajesz sobie sprawę z konsekwencji tego kroku, który chciałaś
uczynić, nieszczęsna niewiasto?"
Kobieta czerwieni się i opuszcza głowę. Ściskając
nerwowo ręce, jakby nie wiedziała co z nimi zrobić, próbuje tłumaczyć się
nieskładnie:
— „Powiedział przecież, że gdy go zjemy otworzą
nam się oczy… i tak jak Bóg będziemy znali dobro i zło… czy to źle?"
Syn Boży macha gwałtownie rękoma i woła,
— „O święta naiwności!… jak ty nic nie rozumiesz,
kobieto!" — ale natychmiast reflektuje się:
— „No tak… skąd ona miałaby o tym wiedzieć?...
Musiałaby wpierw znać czym jest dobro i zło!" — myśli ze zmarszczonym
czołem, przenosząc swój wzrok to na kobietę, to na owoc zakazany.
— „Ależ ci wyszedł problem teologiczny!" -
mruczy pod nosem.
— „Albo mądrość, wiedza i samostanowienie — ale
jednocześnie upadek i wynikłe z niego cierpienia egzystencjalne,… albo ślepe
posłuszeństwo i bogobojność — ale jednocześnie ograniczenie umysłowe,
bezmyślne życie w nieświadomości i ubezwłasnowolnienie… co lepsze?"
Syn Boży zastanawia się przez dłuższą chwilę, a potem
ze słowami: — „a niech to!… raz kozie śmierć!" — wyciąga rękę,
zrywa owoc z drzewa poznania dobra i zła… i zjada go. Jest w tym momencie
szczęśliwy, iż poświęcił się dla człowieka, zbawiając go właśnie w tej chwili i w taki sposób. Nie jest pewien, czy teraz jemu z kolei nie grozi
upadek i skażenie natury skłonnościami do czynienia zła i nieprawości. Nie
wie także czy teraz on nie stanie się śmiertelny, a Bóg za karę wyrzuci go z nieba, albo wyrzeknie się go...
Tego wszystkiego jeszcze nie wie,… ale za to wie na
pewno, iż człowiekowi już nic nie grozi; jego natura pozostanie na zawsze
doskonała, a określenie „grzech pierworodny" nawet nie będzie mu
znane. I ta świadomość napełnia jego umysł jakąś dziwną słodyczą. Chce
mu się śmiać, śpiewać i tańczyć zaraz.
— „A więc dokonało się!" — myśli Syn Boży. -
„Zbawiłem ludzi zanim zdążyli zgrzeszyć… Dalej już wszystko będzie
dobrze…" — przymyka oczy w błogim przeświadczeniu, że postąpił
najlepiej jak mógł. Czeka cierpliwie na rozmowę ze swym ojcem, zastanawiając
się co mu powie. Tymczasem jego ręce nieświadomie splatają przepaskę z gałązek
figowych. Rozgląda się przy tym nie spokojnie, jakby bał się, iż ktoś go
przyłapie na tej czynności.
***
Stwórca widział to wszystko ze swego miejsce będąc
samemu niewidoczny dla nikogo. Na jego obliczu malowało się ojcowskie
zatroskanie.
— „Po co on to zrobił?" — myśli Bóg. -
„Czy mój plan odnośnie człowieka był gorszy?… Trochę cierpienia
jeszcze nikomu nie zaszkodziło!… a że przy okazji istniałoby i zło, to co z tego?… dzięki niemu bardziej zauważalne i doceniane jest dobro!… a tak,
ciekaw jestem czym on w przyszłości skłoni do siebie doskonałego człowieka?...
do czego mu będzie potrzebny?… Jaki rodzaj łaski będzie mógł mu okazać?...
co będzie mógł mu zaproponować, aby ten wyznawał go i modlił się do
niego?… Eech!… nawet nie wie jak bardzo utrudnił sobie sprawę na przyszłość!" — wzdycha Bóg ciężko, zastanawiając się nad tym niełatwym problemem
teologiczno-soteriologicznym. Bo w to, że człowiek zaakceptuje potrzebę
zbawienia siebie, zanim jeszcze nie zgrzeszył i uzna tym samym Zbawiciela za
swego Boga, Stwórca ani przez chwilę nie wierzył. — „I po cóż on się
tak pośpieszył?… Jakby nie można było poczekać z tym zbawieniem!" -
perorował w myślach, ze strapioną miną.
— „I jeszcze to demonstracyjne zjedzenie owocu
zakazanego i zabicie węża kusiciela… jakby chciał mi tym dać do
zrozumienia, iż źle zrobiłem, godząc się na taki wariant wydarzeń!...
jakby chciał mi pokazać w jaki sposób rozwiązuje się gordyjski węzeł!...
No dobrze, mój Synu!… Niech ci będzie!… Może zresztą masz i rację?" — rozmyślał Bóg. Mógł z łatwością to sprawdzić, przenosząc się w przyszłość, ale nie chciało mu się wałęsać po czasach, przestrzeniach i wymiarach. Postanowił pozostawić to naturalnemu biegowi wydarzeń.
— „I tak prędzej czy później ten świat, jak i wszystko inne powróci do niebytu,… a więc po co sobie zawracać nim zbytnio
głowę. Ale on jest jeszcze zbyt młody,… chciałby, aby wszystko co istnieje
było jak najlepsze i najdoskonalsze… Idealista!" — westchnął Bóg, ale
już bez złości, a raczej z jakąś nostalgiczną życzliwością, bo
przypomniał sobie w tej chwili, że kiedyś — dawno, dawno temu też był taki
sam; wydawało mu się, że wszechmoc naprawdę nie ma granic, a wszechwiedza ma
wyłącznie dobre strony!… Ale z czasem przyszło mu zweryfikować swe poglądy i stwierdzić, iż istnieją prawa z trudem poddające się nawet woli Stwórcy.
— „On też do tego dojdzie!… To tylko kwestia
czasu!… A na razie niech cieszy się z tego co uczynił…" — skonstatował w myślach, kiedy jednak głębiej zastanowił się nad tym problemem doszedł
do wniosku, iż nie może pozwolić na dalszy rozwój wydarzeń, które miały
miejsce w ogrodzie Eden. Byłoby to moralnie nie do przyjęcia. — „Nie maże
przecież tak być, aby człowiek był doskonały, a mój własny Syn grzeszny i upadły!… Jakby to wyglądało?!… Co by sobie o mnie pomyślano?!" -
zastanawiał się.
— „Ta ofiara ze strony mego Syna, ta chęć odkupienia
zła kosztem swojej osoby, bardzo ładnie świadczy o jego wrażliwości, miłosierdziu i poczuciu sprawiedliwości… ale nie jest potrzebna przy moich możliwościach!" — pomyślał Bóg i postanowił sprowadzić sytuację
do stanu wyjściowego, poprzedzającego wypadki w ogrodzie
Eden. — „A może on właśnie liczył na to?… i dlatego postąpił z taką
determinacją?" — zastanawiał się, uśmiechając do swych myśli.
— „No jeśli tak,… to jest o wiele mądrzejszy i przebieglejszy niż myślałem!… a niech to!… nie doceniałem widać swego własnego
syna!" — Stwórca roześmiał się głośno, kręcąc głową z uznaniem i podziwem. Z zadowolenia zatarł ręce. Jego spojrzenie skierowane było przez cały
czas na ziemię, a szczególnie na jeden mały jej fragment: ogród Eden.
1 2 3 4 Dalej..
« Powiastki fantastyczno-teolog. (Publikacja: 18-05-2002 Ostatnia zmiana: 06-09-2003)
Lucjan Ferus Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo). Liczba tekstów na portalu: 130 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Słabość ateizmu | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 237 |