|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Państwo i polityka Republika Jezuicka w Paragwaju: utopia czy ziemski raj [2] Autor tekstu: Jan M. Fijor
Moment był wyjątkowo sprzyjający, bowiem ówczesny gubernator Paragwaju,
Saavedra doszedł był do wniosku — o czym nie omieszkał powiadomić zasiadającego
na tronie w Madrycie, Filipa III — że podbicie wszystkich Indian nie tylko nie
jest możliwe, ale wręcz nie ma sensu. Znajdujący się pod wpływem doradców i dworzan — w obu tych grupach wpływy mnichów od św. Ignacego Loyoli były
wówczas ogromne — Filip III wystosował do Saavedry list, który na długie
lata stał się oficjalną wykładnią stanowiska madryckiego dworu wobec
podbitych ludów, to znaczy Indian. Oto fragment tego dokumentu: "(...)
Nawet gdybyśmy rozporządzali niezbędnymi do tego (ujarzmienia — przyp.
aut.) siłami, nie użylibyśmy ich. Indian należy zdobyć wyłącznie poprzez
nauczanie ich wiary i Ewangelii (...)".
O tym, że Hiszpanie doktryny wyłożonej przez króla, a potwierdzonej przez
Watykan przestrzegali świadczy pojawienie się wkrótce na tych terenach dużej
ilości niewolników murzyńskich przywożonych z Afryki Zachodniej. Gdyby
koloniści mogli, braliby niewolników spośród Indian. Nie robili tego, bowiem
pogodzili się z wolą króla. "Konkwista hiszpańska — twierdzi Ernesto
Sabato, wybitny pisarz argentyński — była znacznie mniej krwawa i brutalna
niż to się dzisiaj przedstawia. Zwłaszcza, gdy po okresie podboju następowała
normalizacja sytuacji. Hiszpanie traktowali podbite ludy czy plemiona, jako
wolne narody. Konkwistadorzy starali się jak najszybciej ułożyć z nimi na
zasadzie dobrego partnerstwa. I chociaż dominacja Madrytu była na zdobytych
terenach niekwestionowana, fakt ten podkreślano rzadko i tylko w wypadkach
najwyższej konieczności...Nie bez znaczenia była także atrakcyjność
kultury iberyjskiej oraz przywiezionej przez konkwistadorów religii. "
Iberyjskość, żeby nie powiedzieć „hiszpańskość" kultury i cywilizacji
całej Latyno — Ameryki ma swe źródło w relatywnej — w porównaniu do
Ameryki Północnej — łagodności kolonizatorów. Brytyjczycy podbijając
terytorium późniejszych Stanów Zjednoczonych, układania się z tubylcami wręcz
unikali, starając się raczej zmieść ich z powierzchni Ziemi. W Ameryce Południowej
również stosowano przemoc, również ginęli ludzie, lecz eksterminacji — z niewielkimi wyjątkami, jak np. w połowie XIX wieku w Patagonii — tam nie było.
List króla Filipa III do gubernatora Paragwaju był równocześnie
potwierdzeniem stanowiska dworu w Madrycie, wedle którego „Znosi się raz na
zawsze używanie Indian do usług osobistych!" Było to równoznaczne z uznaniem ich ludźmi wolnymi . Gubernator Hernandariaz Saavedra odebrał pismo
królewskie bez zastrzeżeń, zezwalając tym samym jezuitom na kontynuowanie
dzieła budowy misji.
5.
Do czasu powstania stacjonarnych „redukcji" praca jezuickich misjonarzy
polegała głównie na wędrówkach, w czasie których napotkanych Indian
nawracano. Z czasem, kiedy liczba nawróconych w ten sposób Indian szła już w dziesiątki tysięcy, korzystając ze sprzyjającego klimatu politycznego, w 1609 roku postanowili zakonnicy wszystkich nawróconych, i tych, których miano
ewangelizować, skupić w zwartych osiedlach (właśnie redukcjach) zarządzanych
przez Ojców. Dla bezpieczeństwa, redukcje owe podporządkowano dworowi. Dawało
to gwarancje niezależności od widzimisię gubernatora i chroniło przed nieposłusznymi
nakazom króla i Ewangelii kolonistami. Dwaj mnisi, Józef Cataldino i Szymon
Maceta wyruszyli w początkach grudnia 1609 roku z Asuncion na spotkanie z Guaranami. Po wielu trudach, w połowie następnego roku dotarli wreszcie nad
Rio Piraga, na północ od Iguazu, gdzie założyli pierwszą osadę indiańską — Loreto. Zamieszkało w niej ok. 200 rodzin ochrzczonych kilka lat wcześniej
przez ojców Fields'a i Ortegê. Mniej więcej w tym czasie wyruszył z Asuncion wspomniany już o. Lorenzana, który w 1611 roku założył, położoną
na zachód od Loreto, nieco bliżej Paragwaju, drugą z redukcji — San Ignacio
Guazu.
Wieść o zakonnikach, którym leży na sercu wolność Indian rozeszła się po
okolicznych plemionach. Populacja Loreto w krótkim czasie rozrosła się do
kilku tysięcy osób. Powstała konieczność stworzenia nowego osiedla. Tak
powstawały kolejno: San Ignacio-Mini, Santa Ana, Corpus, San Jose, Apostoles,
San Nicolas i wiele innych. Wkrótce narodziła się koncepcja zjednoczenia
istniejących osad w republikę „która zdołałaby wznowić w tym barbarzyńskim
środowisku najpiękniejsze czasy pierwszych dni chrześcijaństwa" — pisał
później jeden ze świadków tych wydarzeń.
Osiedla tubylcze od swego zarania stały się obiektem napaści ze strony
kolonistów, których — przypomnijmy — pozbawiały darmowej siły roboczej
oraz gubernatorstwa, które wskutek pozbawienia go władzy nad republiką czuło
się żywo dotknięte; wreszcie także ze strony niektórych
przedstawicieli...Kościoła, a szczególnie Świętego Officjum, które oskarżało
jezuitów o herezję, odstąpienie od świętych zasad wiary i chciwość.
Indianie też nie wydawali się być zachwyceni. Wprawdzie wciąż pozostawali
ludźmi wolnymi, lecz mnisi wymagali od nich pracy. Osiedla zmuszały ich do
zmiany sposobu życia, z koczowniczego na stacjonarny, osiadły. To była cena
ich wolności, ich życia. Nie wszyscy chcieli czy potrafili to zrozumieć. Zwłaszcza,
że trzeba było karczować lasy, stawiać domy, zająć się uprawą roli,
hodowlą bydła… Przez pierwsze miesiące mnisi zajmowali się wszystkim sami.
Indianie, z mniejszą lub większą rezerwą przyglądali się poczynaniom swych
„patronów". Głównym powodem nieangażowania się Indian była co prawda
nieufność, ale także — trudno to ukrywać — zwykłe lenistwo. Kiedy
jednak pojawiły się pierwsze owoce pionierskiej pracy, gdy zebrano pierwsze
obfite plony, nieufność ustępowała na rzecz solidarności z mnichami.
Indianie włączali się do dzieła budowy wspólnej republiki.
Nawet dzisiaj, z perspektywy blisko czterech wieków trudno nie docenić trudu,
ale i wagi koncepcji pierwszego w dziejach ludzkości państwa egalitarnego. Bez
względu na punkt widzenia, z jakiego redukcje oceniamy, były one eksperymentem
godnym najwyższej uwagi. Zwłaszcza u tych utopijnych polityków, którym marzyło
się bądź nadal marzy stworzenie ziemskiego raju. Na nieszczęście, misje
jezuickie nigdy nie miały u polityków wzięcia. Nawet w wieku XVIII w przedrewolucyjnej Francji, gdzie zainteresowanie nimi osiągnęło swoje
apogeum, eksperymentem jezuitów zajmowali się głównie literaci i filozofowie. O redukcjach pisał Diderot, Menteskiusz, Mably, Helwecjusz, zaś
wielki Wolter poświęcił Republice Guarani aż trzy rozdziały „Kandyda"
[Zob. Kandyd w Paragwaju].
Niestety, przywódcy rewolucji nie mieli na tę lekturę czasu, a szkoda, być
może inaczej potoczyłyby się losy ludzkości.
Paragwaj znalazł się w centrum zainteresowania myślicieli ponownie w czasie
dyktatury dr. Jose Gaspara Francii, który w wieku XIX próbował odtworzyć
„republikę jezuicką", tyle że w wydaniu laickim, już nie tak
sielankową i znacznie bardziej totalitarną. Ostatecznie zainteresowanie
eksperymentami paragwajskimi przyćmił dopiero wybuch rewolucji bolszewickiej w 1917 roku. Praktyka sowieckiego komunizmu wyparła na długo — i trudno się
temu dziwić — zainteresowanie podobnymi eksperymentami gdzie indziej. Panująca
dziś niewiedza na ten temat jest efektem skuteczności sowieckiej propagandy,
ale i niechęci do totalitaryzmu.
6.
Osady jezuickie, czy jak kto woli indiańskie były obiektem nieustannych ataków
zbrojnych, zwłaszcza ze strony kolonistów portugalskich z okolic Sao Paulo (stąd:
pauliści) działających na terenach obecnej Brazylii. Portugalczykom -
podobnie jak Hiszpanom, z terenów Urugwaju czy Argentyny — również potrzebna
była darmowa siła robocza, a niewolnicy murzyńscy kosztowali majątek. Ofiarą
tych napaści — zwłaszcza w początkowym okresie — padły tysiące
uprowadzonych czy wręcz zamordowanych Indian. Wprawdzie osiedla organizowały
obronę, ale czymże był łuk czy pałka neofitów wobec strzelb i portugalskich muszkietów. Sytuacja uległa gruntownej poprawie dopiero z chwilą
wprowadzenia na wyposażenie redukcji broni palnej. Uzbrojeni, zdeterminowani i wyszkoleni Indianie stanowili odtąd skuteczną zaporę przed napaściami
kolonistów. Republika mogła się modlić i rozwijać. Oto co na ten temat
pisze niemiecki werbista polskiego pochodzenia, J. Marx, pracujący przed laty w Misiones: "Po starannych studiach wybierano miejsce pod budowę osiedla.
Ziemia w okolicy musiała być żyzna, klimat przyjazny, a warunki terenowe
sprzyjające obronności. Toteż najchętniej wybierano wzgórza, skarpy,
miejsca oddalone od głównych szlaków (...) Tak Santa Ana otoczona była trudno
dostępnym bagnem i brzegami Parany, San Ignacio znajduje się na niewielkiej
skarpie, nad potokiem. Z tych względów większość osad była do siebie
podobna (...) Centralnym punktem osady był kościół. Usytuowano go przy
wielkim, kwadratowym placu otoczonym palmami, drzewami pomarańczowymi, sosnami.
Wokół kościoła rozmieszczono pomniki religijne, a na rogach placu — krzyże.
Ulice przecinały się pod kątem prostym — wszystkie były do siebie
prostopadłe, bądź równoległe (...)". Na jednej z pierzei placu w San
Ignacio zachowały się wciąż dość dobrze szczątki Domu Ludowego i warsztatów, w których pracowali Indianie. Po przeciwnej stronie, tam gdzie wznosiły się
budynki mieszkalne tubylców leżą już tylko bezładnie rozrzucone głazy.
Kontynuuje o. Marx: "(...) Obok Domu Ludowego i pomieszczeń warsztatowych
znajdował się także Dom Wdów i szpital. Przy pierzejach doń przylegających
mieściła się gospoda dla przyjezdnych, a za kościołem klasztor i kolegium
jezuickie. Z części miejskiej szerokie aleje prowadziły do domostw wiejskich, w szczerym polu (...)".
Budynki zbudowane były solidnie, posiadały bogate zdobienia, a kościół miał
ponad 2000 m. kw. powierzchni! Wzdłuż pierzei placu centralnego, a także wzdłuż
ważniejszych alei ciągnęły się rzędy kolumn i podcieni, które w czasie
upałów służyły jako schronienie przed promieniami podzwrotnikowego słońca.
Chaty indiańskie budowane początkowo z trzciny, nie posiadały okien, drzwi,
kominów a nawet mebli. Z czasem jednak ustępowały segmentom z kamienia wyposażonym
we wszystkie, niezbędne do życia w tamtych warunkach urządzenia.
Po niespełna stu latach Republika Guarani liczyła już ponad 300 tys. dusz,
jak na owe czasy było to państwo ogromne. Pamiętajmy, że w połowie
XVIII wieku cały Paragwaj liczył niewiele ponad pół miliona mieszkańców;
po dramatycznej wojnie o Chaco populacja kraju spadła o połowę. Rozrodczości
Indian sprzyjała prowadzona przez zakonników swego rodzaju polityka
pronatalistyczna. Pisał na jej temat jeden ze świadków życia w Misjach,
badacz i podróżnik, Martin de Moussy: "Jezuici zalecali Indianom wczesne
zawieranie małżeństw, nie dopuszczali, by dorośli mężczyźni pozostawali w stanie wolnym, a wszystkich wdowców, z wyjątkiem tylko zbyt starych, nakłaniali
do ponownego ożenku. Kobietom zamężnym nie wolno było nosić długich włosów,
zanim nie zostały matkami. Pobudkę zaś oddzwaniano na pół godziny przed porą
wstawania (...)".
1 2 3 4 Dalej..
« Państwo i polityka (Publikacja: 28-09-2004 Ostatnia zmiana: 16-06-2005)
Jan M. Fijor Ekonomista; publicysta "Wprost", "Najwyższego Czasu", "Życia Warszawy", "Finansisty" i prasy polonijnej; wydawca (Fijorr Publishing). Były doradca finansowy Metropolitan Life Insurance Co. Ekspert w dziedzinie amerykańskich stosunków społeczno-politycznych. Autor dwóch książek: "Imperium absurdu" i "Metody zdobywania klienta, czyli jak osiągnąć sukces w sprzedaży". Liczba tekstów na portalu: 36 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Keynes i jego ludzie | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3646 |
|