Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
199.552.410 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 245 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
John Brockman (red.) - Nowy Renesans

Znajdź książkę..
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Wszystkim, którzy przyjdą po mnie, oznajmiam na piśmie, że nie mam w co wierzyć na tym świecie i jedynym wyjściem jest absolutne zapomnienie. Chciałbym zapomnieć o wszystkim, całkowicie, zupełnie, nic już nie wiedzieć o sobie ani o tym świecie. Prawdziwą spowiedź można pisać tylko łzami. Ale moje łzy zatopiłyby świat, tak jak mój wewnętrzny ogień podpaliłby go. Nie potrzebuję żadnej podpory,..
 Tematy różnorodne » Turystyka i krajoznawstwo

W poszukiwaniu mongolskiego ałmasa [2]
Autor tekstu:

Zaprojektowałem je, a zaprzyjaźniony zakład pokleił. Mając pojemność blisko 50 litrów jeden, para pozwoliła każdemu z nas na zabranie dodatkowych 100 litrów lekkiego bagażu. A także na posiadanie pod ręką sprzętu i rzeczy szybko potrzebnych do użycia w trakcie całodziennej jazdy konnej, bez potrzeby zdejmowania worów z koni jucznych, takich jak np. ciepła kurtka, poncho przeciwdeszczowe, aparat fotograficzny czy kamera, napoje, apteczka, siekiera, liny itp. Zakład, na co dzień klejący plandeki samochodowe, zrobił mi wspaniałe juki. Na dodatek wielokolorowe, by nie myliły się które czyje.

A więc jeden problem miałem z głowy.

Zawsze uczyłem innych, że logistyka i przygotowanie to najważniejsza część wyprawy (i jakże przyjemna), zatem przez kilka miesięcy dopinałem kolejne szczegóły. Przede wszystkim tam — w Mongolii. E-maile krążyły, informacje przepływały, robiłem rezerwacje i słuchałem nowości.

Korespondowałem z partnerem — moim przewodnikiem i przyjacielem Erdene z Cagaan Nuur. Wprawdzie list szedł miesiąc, a paczka dwa, ale miałem pewność, że chłopak wszystko co mu poleciłem przygotuje. I dostałem z Mongolii miłą wiadomość — niespodziankę. Erdene zrobił prawo jazdy i kupił samochód — ruskiego UAZ-a. Zrobił to, co mu od lat radziłem. "Erdene — powtarzałem mu co roku - oszczędzaj, nie wydawaj zarobionych pieniędzy na życie, ubranie, wódkę itp. Zbieraj i kup samochód". Kupił.

Więc pozostało mi tylko wysłać paczką do Erdene drobiazgi do zamontowania w naszym samochodzie, a niezbędne dla wyprawy. Dwa gniazda zapalniczek (dla zasilania ładowarek akumulatorków) i zewnętrzną antenę do radia CB. I jeszcze prezent — samochodowy radiomagnetofon umilający jazdę na tych koszmarnie długich, nudnych (dla mnie) i monotonnych przejazdach.

Postanowiłem jeszcze uzupełnić mój wyprawowy analogowy sprzęt fotograficzny o aparat cyfrowy. Długo szukałem najlepszego (na wyprawę) czyli profesjonalnego, mocnego i taniego aparatu. Dodatkowo zasilanego akumulatorkami AA, z możliwością stosowania filtrów, ręcznym zoomowaniem obiektywu itp. Żadnej plastikowej, torebkowej zabawki, ale puszki lustrzanej z mocnym metalowym korpusem, maksymalnie pyło- i bryzgoszczelnej, z dobrą optyką. Na dodatek sprzętu taniego. W końcu rozwiązałem tę „kwadraturę koła" i stałem się właścicielem Olympusa Camedia E 20. Jeszcze dokupiłem „bank zdjęć" mieszczący ich tysiące, solidny zapas akumulatorków AA i dobre ładowarki 220 i 12 V.

Pozostały drobiazgi, jak przeróbka namiotu (dopasowanie go do ciężkich, bo już zimowych, warunków wyprawy), skompletowanie odpowiedniego sprzętu, czy załatwienie wiz mongolskich i „biczika" z ambasady. No i najważniejsze — określenie ambitnego celu wyprawy. Mając tym razem możliwość spędzenia w Mongolii aż dwóch miesięcy, postanowiłem podążyć w najodleglejsze partie gór Ułan Tajgi, by w tundrze szukać śladów mongolskiego Yeti — ałmasa. Zweryfikować opowieści jurtowe (i prace naukowe) o tym dziwnym, nieznanym stworzeniu, okrytym mrokiem tajemnicy. Starać się wyjaśnić dziwną przygodę, którą przeżyłem tam kilka lat temu.

Człowiek śniegu

Azja Centralna jest największą na świecie koncentracją terytoriów niedostępnych dla człowieka. Wysokogórskie, odludne i dzikie tereny Afganistanu, Bhutanu, Chin, Indii, Kazachstanu, Kirgistanu, Nepalu, Pakistanu, Uzbekistanu, Rosji i Mongolii są domem wielu rzadkich zwierząt i … yeti. Dane przemawiające na korzyść istnienia ałmasa — yeti, o małpiej, niedźwiedziej lub wręcz ludzkiej naturze, stanowią dzisiaj materiał imponujący swoim bogactwem i różnorodnością. Na poparcie przytaczane są takie dowody, jak legendy, zapiski w starych księgach, szczątki przechowywany w świątyniach, olbrzymie zęby znalezione przez profesora Koenigswalda, relacje ze spotkań i zdjęcia m.in. zrobione przez Erika Shiptona, kierownika brytyjskiej wyprawy alpinistycznej w 1951r., czy ślady znalezione przez słynnego himalaistę Hillarego. Liczne relacje naocznych świadków itp.

Od czasu do czasu w Mongolii pojawiają się nowe informacje o spotkaniach z ałmasem, czy znaleziskach szczątków i relacje naocznych świadków, którzy twierdzili, że spotkali dzikiego, czy leśnego człowieka. Ma tam różne nazwy w zależności od regionu występowania, np. — w tundrze i tajdze nad Jenisejem zwą go — „tung", gdzie indziej — „czuczunaa", ponadto bywa zwany — „girkyczawylin", „uten-ehti-agen" itp.

Autorzy publikacji zwracają uwagę na fakt, że — w odległych od siebie regionach Azji, niezależnie od miejscowej nazwy — stwór ten był i jest zawsze prawie identycznie opisywany, pomimo że prostych ludzi którzy go widzieli oddzielały znaczne odległości (brak możliwości przepływu informacji), dzieliły języki, kultury i lata. Dlaczego — pomimo tych barier — tubylcy wszędzie podobnie opisują dzikiego, śnieżnego, górskiego człowieka — pytają naukowcy? Nawet podobne jego zachowanie, reakcje, charakter? Poważni naukowcy twierdzą, że świadczy to pośrednio o tym, że ałmas istnieje. Niestety — dotychczas nikt nie udokumentował naukowo lub wiarygodnie istnienia hominidów w Mongolii.

W 1951 roku alpinista Eric Shipton zrobił pierwsze wyraźne zdjęcie śladów stworzenia ye-teh. Potem w 1956 roku poważny, argentyński profesor Orlando Rene Brave poinformował prasę o spotkaniu w Himalajach yeti zwanego tam metohkanami. Wywołało to burzliwą światową dyskusję naukowców dotyczącą pytania — czy żyją w wysokogórskich obszarach tego regionu jakieś nieznane dotąd nauce zwierzęta? Wbrew pozorom nie jest to pytanie niedorzeczne — jak by się wydawać mogło - ponieważ w okresie ostatniego stulecia, poszukiwania badaczy, rozpoczęte właśnie na podstawie legend ludowych lub współczesnych doniesień, doprowadziły do odkrycia w tym regionie wprawdzie nielicznych egzemplarzy, ale NOWYCH gatunków zwierząt np. irbisa — pantery śnieżnej, zwierzęcia kin [złotorune ta-kin], białego niedźwiedzia pei-hsiung i małpy wysokogórskiej Thinopitecusa. Życie tych nowoodkrytych zwierząt jest ciągle tajemnicą, bowiem niewielu ludzi widziało je w warunkach naturalnych. Ale — tym niemniej — fakty te bezspornie wykazały, że odludne obszary wysokogórskie Azji Środkowej kryją w sobie liczne zakątki nietknięte stopą człowieka, w których żyją [lub mogą wciąż żyć] nieznane nauce zwierzęta. I uwaga! W każdym z powyższych przypadków informacje o istnieniu tych zwierząt odnajdowali najpierw sinolodzy i historycy sztuki na bardzo starych naczyniach i obrazach, oraz w legendach.

Mongolski ałmas [yeti] od dawna wzbudza zainteresowanie światowych uczonych. Powstała specjalna komisja Rosyjskiej Akademii Nauk do badania „śnieżnego człowieka". Główna tezą jej pracy było twierdzenie, że „śnieżny człowiek" jest reliktowym huminidem. Duże zainteresowanie małpoludami mongolskim istnieje również w Stanach Zjednoczonych. Również polscy naukowcy interesują się ałmasem, dokonując nawet penetracji terenowych w Mongolii [ 1 ].

Ogromne, odludne regiony Mongolii (powierzchnię połowy Europy zamieszkuje zaledwie nieco ponad dwa miliony ludzi, z czego połowa zgromadzona jest w kilku miastach) nie były eksplorowane przez badaczy i wciąż stanowią białą — naukową — plamę! Wysokogórska tundra, śniegi i lodowce, mrozy, mordercze wichury, straszne burze itp., oraz ogromne odległości od zaplecza cywilizacyjnego (i brak akceptacji poszukiwań przez władze mongolskie ) — utrudniają eksplorację i nie pozwalają na zdecydowaną odpowiedź — czy w Mongolii żyją ałmasy, będące endemicznym, nieznanym gatunkiem zwierzęcia? Na to pytanie nie udało się odpowiedzieć nawet słynnemu himalaiście Reinholdowi Messnerowi, który przez dwadzieścia osiem lat (30 wypraw) poszukiwał (również w Mongolii) dowodów na istnienie yeti.

Бусийн Тайга (Mongolia północna), sierpień 1998 r.

Doskonałe przygotowanie, uczestnicy — profesjonaliści o wysokich kwalifikacjach, świetnie dobrany sprzęt, broń, przewodnik — miejscowy myśliwy — Mongoł który „zęby zjadł" polując w tajdze, wszystko to gwarantowało bezpieczny przebieg tamtej wyprawy. I rzeczywiście — obyło się bez przykrych niespodzianek, poważniejszych wypadków, chorób, ale nie bez przygód. Na szczęście wszystkie zakończyły się szczęśliwie, dzięki czemu mam dzisiaj co wspominać...

Obóz rozbiliśmy w bezludnej, górskiej tajdze, tam, gdzie strome stoki gór dochodzą do samej rzeki, a ta przełomem, na wysokości ponad 2000 m n.p.m., przebija się do Sziszchidu — Jeniseju. O tym pięknym, zapomnianym jeziorku na dnie krateru wulkanu, opowiedział mi kiedyś Erdene i pokazał mi je na mojej starej żanżin sztab [wojskowej] mapie z 1942 r. Według mapy miało około 100 ha i nazywało się Oszig nuur, a jego lustro wody było na poziomie 1816 m. Mapa jeszcze mówiła: „Mongoł szar dawaa 64 km", co zrozumiałem jako odległość od umownej — gdzieś tam w górach — granicy z Syberią. Miejsce na obóz było fatalne i z trudnością znalazłem maleńki skrawek równego terenu na rozstawienie namiotów, za to konie miały wiele zielonej trawy. Dotarliśmy aż tutaj by zobaczyć jezioro w którym zimują tajmienie.

Noc jest chłodna. Można nawet powiedzieć, że jest zimno, bo temperatura spadła solidnie poniżej zera. Dobrze, że profilaktycznie ubrałem ciepłe skarpetki i czapkę. Mam wygodny śpiwór, poduszeczkę pod głową, jest mi ciepło, a jednak długo nie mogę zasnąć — zbyt wiele wrażeń miałem dzisiaj w ciągu dnia. Zamiast się męczyć postanawiam więc spisać myśli, które latają mi po głowie.

Wypraktykowałem technikę pisania w nocy w namiocie — obracam się w śpiworze na brzuch, nad głową wieszam latarkę i skrobię w notesie ołówkiem, bo długopis zamarza. Dzisiaj jednak nie mogę zebrać myśli i przelewać ich na papier, bo blisko, w ciemnościach nocy, od stoku góry na przeciwległym brzegu rzeki, echo odbija głośne ryki jakichś dzikich zwierząt. Wali się tam coś z hukiem do wody. Wygląda na to, że w pobliżu rozgrywa się jakiś zwierzęcy dramat. Może to poluje irbis — pantera śnieżna i napastowana ofiara uciekając skoczyła z wysokiego brzegu do rzeki? Może rosomak? Przydałby mi się noktowizor.

Cienka ścianka namiotu jest iluzoryczną osłoną od świata zewnętrznego. Pierwszy raz żałuję, że nie jestem myśliwym i, że nie mam pod ręką broni. Odruchowo wyciągam ręką do góry i dotykam rękojeści wiszącego tam noża.

Rezygnuję z pisania, bo przez te ryki myśli mi się nie układają. Wreszcie morzy mnie sen. Gaszę latarkę. Zmarzłem, więc zagrzebuję się z głową głęboko w śpiwór i zasypiam.


1 2 3 4 5 6 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Pogoda a... imperium Czyngis chana i sprawa polska
Czyngis-chan powrócił...

 Zobacz komentarze (5)..   


 Przypisy:
[ 1 ] Prof. Dionizy Czubala — "Mongolskie i syberyjskie opowieści o człowieku śniegu „ Polska Sztuka Ludowa. Konteksty" Nr 3-4, 1994r, s. 53-58. Bibliografia 33 pozycje

« Turystyka i krajoznawstwo   (Publikacja: 16-08-2005 Ostatnia zmiana: 11-02-2007)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Bolesław A. Uryn
Doktor nauk przyrodniczych, jest pisarzem, niezależnym reporterem i fotografikiem. Propagator survivalu „z ludzką twarzą”, współpracuje z niemiecką JEROME Survival Akadamie. Z zamiłowania podróżnik i wędkarz, publikuje swoje teksty i zdjęcia w miesięcznikach geograficznych, turystycznych, wędkarskich, przyrodniczych, survivalowych i wojskowych. Autor licznych prac z zakresu rybactwa. Już od 10 lat jeździ do Mongolii i – w świecie jurt – jest nazywany „Boleebaatar”. Wydał książki: „Z wędką na aligatora” i „Survival z ludzką twarzą – Wyprawy do Mongolii północnej”. Prezentował w kraju i za granicą wystawy fotograficzne, pt. „Czerwone serce Australii”, „Czyngis-chan A.D.‘98”, „Shangri-La - Mongolia sercem malowana” i „Otwarcie”. Jego cykle ilustrowanych artykułów Wyprawy... i Survival... publikowane na łamach prasy, od lat cieszą się dużym zainteresowaniem czytelników. Mieszka w Olsztynie.
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 5  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Czyngis-chan powrócił...
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 4318 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365