Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
199.564.629 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 246 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Niech młodzieniec nie zaniedbuje filozofii, ale i starzec niech się nie czuje niezdolny do dalszego jej studiowania. Dla nikogo bowiem nie jest ani za wcześnie, ani za późno, aby zacząć troszczyć się o zdrowie swej duszy.
 Kultura » Historia

Kawaler Złotego Krzyża [2]
Autor tekstu:

"Moim zamiarem było wykorzystać Japonię [...]. Porozumiewałem się z Japończykami, tak jak porozumiewałem się z Czang-Tso-Linem. Czingiz-chan też bywał u Wang-chana nim zdobył zwoje królestwo!" [ 3 ]. „Nie żyjemy w XIII wieku — powiedział prokurator — i nie zebraliśmy się po to, aby sądzić Czingiz-chana".

Wyroku — kara śmierci przez rozstrzelanie należało się spodziewać. Wykonano go przed frontem oddziału kawalerii 17 września 1921 roku. Kiedy wiadomość o śmierci ostatniego mongolskiego chana dotarła do Bogdo-Gegena nakazał we wszystkich świątyniach odprawić modły. On sam przeżył jeszcze tylko trzy lata. Wysuszone i zawinięte w złotą folię zwłoki Żywego Boga lamowie wystawili na widok publiczny w świątyni Megdzid Dżanrajsan. Co się z nimi stało nie wiadomo. Jego żonę poddano próbie boskości. Polegała na wypiciu trucizny i skoku z dachu świątyni na ziemię. Kobieta okazała się zwykłą śmiertelniczką. Prześladowania wyznawców żółtej wiary już się rozpoczęły.

Koniec epopei Azjatyckiej Dywizji Konnej nastąpił trzy tygodnie wcześniej. Nie opodal klasztoru Wan Chure resztki rozgromionej jeszcze w lipcu kawaleryjskiej brygady pułkownika Kazagrandi, w liczbie około 250 szabel, przebiły się na wschód. Parę dni później to samo uczynią zgrupowane w tym rejonie niedobitki ungernowskiej armii. Obchodzą od północy Urgę i kierują się na Dzan Chure. Tam ich dopadną czerwoni. Z rzezi ocalało niewielu. Ujęto baronów Wittego i Tysenhausa. Byli doradcami ministra skarbu w rządzie Dżałchansa-chutuchtu, dzięki którym Ungern mógł intensywnie eksploatować niewielkie przecież zasoby biednego kraju. Potrzebował znacznych środków na utrzymanie i szkolenie armii. W wyduszaniu podatków i danin zakasowali lichwiarzy chińskich. Oficerowie i żołnierze Ungerna, osaczeni ze wszystkich stron przez korpus ekspedycyjny i mongolskie oddziały rewolucyjne, przedzierają się luźnymi watahami na wschód do Mandżurii. Tam jest ratunek. Jedna szansa na sto uratowania życia. Na litość i pobłażanie wrogów liczyć nie mogą. Zbawczą granicę osiągnęli nieliczni. Na zachodzie, u podnóża ałtajskiego masywu Tabun-Bogdo, na którym zbiegają się granice chińskiej prowincji Sinkiang, Mongolii i Syberii, przyczaił się jeszcze esauł Kajgorodow. Rychło dołączą do niego generał Bakicz i Kazancew, wyparci z Dżungarii przez Chińczyków. Razem stanowią siłę dość znaczną. W kobdowskim okręgu rządzą po swojemu. Terrorem i grabieżą chcą utrzymać w ryzach plemiona Oltów, Baitów, Mingatów, Sartów, Derbetów, Kazachów.

Jeszcze w maju sztab V Armii bolszewickiej tworzy w Bijsku Odział Operacyjny pod dowództwem Łotysza Nekunde krajana barona. Liczył zaledwie 50 ochotników. Zaciąg przeprowadzano z odbezpieczonymi naganami. We wrześniu Bakicz okrążył oddział Nekunde i Chas Batora w klasztorze nad jeziorem Tołbo nur. Pułki Armii Czerwonej, które przyszły szybkim marszem z Syberii, przeważyły szalę. W likwidacji Bakicza uczestniczy konnica Chatan Batora Maksordżaba, sławnego zdobywcy Kobdo z 1911 roku. Do najdalszych zakątków Mongolii dotarła już wieść o piśmie, jakie skierował on do premiera rządu, Dżałchansa-chutuchtu.

"Wykonując rozkaz zlikwidowania rozbitych i zajmujących się grabieżami i morderstwami band barona Ungerna, Ja, Maksordżab, aktywnie wystąpiłem i już 16 czerwca wieczorem miałem pierwsze starcie z bandami rosyjskimi naczelnika Kazancewa i Buriata Wandałowa. Po walce okazało się, że tylko Kazancew ratował się ucieczką, a reszta została unicestwiona. Obecnie opuszczam Uliasutaj i zmierzam w kierunku północno-wschodnim z zamiarem spotkania oddziałów radzieckich, aby wspólnymi siłami definitywnie oczyścić Mongolię od białych band rozrzuconych po całym kraju" [ 4 ].

Nie trzeba zbyt wiele inteligencji aby domyśleć się, że pismo zredagowali radzieccy doradcy. Dla nawiązania bezpośredniej łączności z Dżałchansa-chutuchtu, przybył do Irkucka pełnomocnik tamtejszego organu władzy rewolucyjnej. Premier przekazał mu list Bogdo-gegena do Szumjackiego przewodniczącego Rady Ministrów Republiki Dalekiego Wschod, z prośbą...o pomoc wojskową i dostawę broni. Bogdo-gegen, jego premier i ministrowie wiedzieli już, kto tu rozdaje karty. W kwietniu 1922 roku w górach Ałtaju został zabity Kajgorodow, były komendant „dzikiej sotni" przy sztabie Kołczaka w Omsku. Trupowi odrąbano głowę. Jesienią 1921 roku jakuccy tojoni [ 5 ] zorganizowali powstanie. Opanowali okręgi wierchojański i kołymski, przywrócili tradycyjny podział kraju na ułusy. Na pomoc wezwali „Syberyjską Drużynę Ochotniczą" na czele z generałem Piepielajewem i eserem Kulikowskim. Liczyła blisko ośmiuset żołnierzy i oficerów sformowanych we Władywostoku za pieniądzej japońskiej firmy „Arai Chumi" i amerykańskiej „Olaf Swenson". W wyprawie wziął udział porucznik Kamil Giżycki.

Na krótko przed buntem rozmawia z Ungernem. Obłożnie chory, ledwo trzyma się na nogach. Baron tłumaczy mu, że dążenie na wschód jest błędne, gdyż i tam wre walka z bolszewikami, zaś armia Merkułowa we Władywostoku nie ma co jeść. On ma zamiar zimować w dogodnym miejscu, aby na wiosnę połączyć się z Wranglem. Parę godzin później jest świadkiem, jak po zastrzeleniu znienawidzonego oprawcy, chorążego Burdukowskiego, spiskowcy ścigają barona. Esauł Makiejew strzela doń dwukrotnie. Nie wiadomo czy podporucznik zdążył wykonać rozkaz wydany mu przez barona 10 lipca, podczas odwrotu spod Troickosawska. Zaopatrzono go w specjalne pełnomocnictwo wydane przez sztab. Miało numer 128. Baron zwykł osobiście doglądać najdrobniejszych spraw, aby utrzymać jaką taką ogólną sprawność bojową podległej mu zbieraniny. Zwykle zresztą starczyło jego słowo poparte spojrzeniem i wymownym potrząśnięciem złowrogiego taszura. W zbytnią biurokrację nikt się nie bawił. Mały, prawie kwadratowy karteluszek w lewym górny rogu opatrzony nadrukiem „Naczelnik Azjatyckiej Dywizji Konnej". U dołu „Generał lejtnant". Okrągła pieczęć i podpis położony ręką barona.

Zaświadczenie

Okaziciel niniejszego Podporucznik Giżycki jest odkomenderowany do klasztoru Wan Chure w sprawach służbowych. Wszystkich zobowiązuję do okazania pełnej pomocy Podporucznikowi Giżyckiemu, celem ułatwienia mu szybkiego wykonania nałożonego nań obowiązku".

Tylko tyle. Wszyscy wiedzieli z czyim poleceniem mają do czynienia. Zastanawia fakt zachowania tego dokumentu. Giżyckiemu parokrotnie przepadał cały dobytek i do Mandżurii dotarł prawie na bosaka, mając przy sobie tylko rewolwer. Fotokopię rozkazu zamieścił w wydanej wiele lat później książce. W najtrudniejszych momentach musiał mieć więc ten świstek papieru przy sobie, chroniony w jakiejś specjalnej kopercie ze skóry, inaczej papier by na pewno rozmiękł w wodzie w czasie tragicznej przeprawy przez Selengę. Przeprawa miała miejsce gdzieś w drugiej połowie sierpnia. Giżycki, który mało nie utonął, stracił cały osobisty majątek, złoty posążek Buddy, cenne klisze, fotografie i dzienniki, oraz stare księgi na pergaminie, zabrane z klasztoru. Niemały bagaż, zapakowany w juki przytroczone do czterech wierzchowców, razem z nimi poszedł na dno. Giżycki cieszył się wyjątkowym zaufaniem barona i był jednym z nielicznych, których „Dieduszka" nie bijał. Nie mamy powodu wątpić w prawdziwość rejestru strat. Przecież w czasie przeprawy toczył się bój z pułkiem bolszewickiej kawalerii. Padali zabici, ranni. Poszedł też na dno skarbiec dywizji. Zdołano uratować jedynie część złota, srebra i biżuterii. Zatonęło 100 skórek sobolowych, 50 wydrowych, 5000 gronostajowych i przeszło 10000 wiewiórczych, 75 pudów prochu, 4 i 1/2 puda cyjanku potasu, znaczna ilość dynamitu, wszystkie narzędzia chirurgiczne, opatrunki, kilkanaście pudów opium itd.

Zwróćmy uwagę na chronologię. Rozkaz wyjazdu do Wan Chure wydany był co najmniej miesiąc wcześniej. Ale kartka papieru ocalała, a złoty posążek Buddy diabli wzięli. Jak to być może? A może przedstawiała znacznie większą wartość niż cały ładunek końskich juków? Wtedy wszystko staje się jasne. Lamowie klasztoru Wan Chure będą respektowali polecenia barona nawet po niepotwierdzonej wieści po jego uwięzieniu czy śmierci. Ostatecznie jechali na jednym koniu. Zastanówmy się. Skarb dywizji ginie w nurtach rzeki. Ale czy cały? Kto w tak gorących i niepewnych czasach wozi ze sobą całą zdobycz i to wyruszając na wojenną wyprawę na obce terytorium. Zatonąć mogła rzeczywiście podróżna kasa i zrabowane w czasie marszu łupy. Właśnie skórki soboli, gronostajów, zdarta z kobiet biżuteria. Ale główny depozyt musiał przedtem być ukryty. Na pewno dobrze.

Nieczynne wówczas kopalnie złota znajdowały się w rejonie wzgórz Nojon Ull, na trasie, którą w kwietniu 1921 roku ungernowcy maszerowali z Urgi na północ. Liczono na powodzenie, ba, pomyślność całego przedsięwzięcia. Skrzynie ze złotymi rublami zamierzano być może odzyskać w drodze powrotnej. Wzgórza znajdują się w odległości niespełna 180 kilometrów od klasztoru Wan Chure. Po przeprawieniu się przez Selengę podporucznik Giżycki mógł więc udać się do klasztoru, tam zażądać oddziału uzbrojonych lamów i karawany arb odkopać skrzynie i próbować przemknąć się z nimi do Władywostoku. Szanse na powodzenie przedsięwzięcia nie były zbyt wielkie. Ale rozkaz należało wykonać. W opłakanym stanie dociera do Hajłaru, gdzie zostaje wojskowym instruktorem w armii marszałka Czang-To-Lina. Gdy marszałek rzekomo za sprawą japońskich sprzymierzeńców odlatuje, wraz z całym pociągiem pancernym, do nieba, generał Popielajew angażuje go do wyprawy nad Lenę. Do kraju wraca dopiero parę lat później zwiedziwszy po drodze Annam, Indie, Oceanię, zachodnie wybrzeże Afryki. W Afryce utknie na dłużej. Bada folklor szczepów Afryki Równikowej, poluje. Zajmuje się również i innymi sprawami.

Kamil Giżycki należał do tych naszych rodaków, których ślepy los rzucił w latach bolszewickiej rewolucji do położonego w centrum Azji kraju gór, stepów i pustyń. Walczyli często po obu stronach barykady, trafiając tam często dzięki przypadkowi. Nic nowego w historii. W momencie wybuchu I wojny światowej był świeżo upieczonym, absolwentem gimnazjum jezuickiego w Chyrowie, którego imponujący architekturą gmach oglądamy jadąc tranzytem z Przemyśla do Ustrzyk Górnych. Już jako studenta Politechniki w Monachium zmobilizowano go do C. K. armii austriackiej. Front, niewola, obóz jeniecki, korpus czeski, V dywizja syberyjska polska dowodzona przez gen. Czumę, późniejszego obrońcę Warszawy z 1939 r., to dalsze epizody z życiorysu młodego podporucznika saperów.


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Dajmy odejść legendom
Klio w służbie chrześcijaństwa

 Zobacz komentarze (1)..   


 Przypisy:
[ 3 ] Wypowiedzi Ungerna cyt. za: A. Sąyers i A. Kahn: Wielki spisek przeciwko ZSRR, Warszawa 1948, str. 118-119.
[ 4 ] W. I. Judin: Mongolskij sbornik, Moskwa 1959, str. 122-123.
[ 5 ] tojoni (jakuckie) — książęta.

« Historia   (Publikacja: 07-01-2008 Ostatnia zmiana: 08-01-2008)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Witold Stanisław Michałowski
Pisarz, podróżnik, niezależny publicysta, inżynier pracujący przez wiele lat w Kanadzie przy budowie rurociągów, b. doradca Sejmowej Komisji Gospodarki, b. Pełnomocnik Ministra Ochrony Środowiska ZNiL ds. Międzynarodowego Rezerwatu Biosfery Karpat Wschodnich; p.o. Prezes Polskiego Stowarzyszenia Budowniczych Rurociągów; członek Polskiego Komitetu FSNT NOT ds.Gospodarki Energetycznej; Redaktor Naczelny Kwartalnika "Rurociągi". Globtrotter wyróżniony (wraz z P. Malczewskim) w "Kolosach 2000" za dotarcie do kraju Urianchajskiego w środkowej Azji i powtórzenie trasy wyprawy Ossendowskiego. Warto też odnotować, że W.S.M. w roku 1959 na Politechnice Warszawskiej założył Koło Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli.   Więcej informacji o autorze

 Liczba tekstów na portalu: 49  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Kaukaz w płomieniach
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 5682 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365