Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.072.458 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 294 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Musi być im ciężko... Tym, którzy wzięli autorytet za prawdę, zamiast prawdę za autorytet.
 Kultura » Historia

Kawaler Złotego Krzyża [3]
Autor tekstu:

Po kapitulacji V dywizji schronił się w Minusińsku. Kierował tam fabryczką narzędzi rolniczych. Widząc zainteresowanie czekistów swoją osobą, zbiegł w tajgę Kraju Urianchajskiegoi przez góry Tannu Oła przedostał się do Mongolii, gdzie go zmobilizowano, już po raz trzeci. Odmowa groziła sądem wojennym. Krwawy Baron bardzo potrzebował ludzi z technicznym wykształceniem. Służba pod rozkazami na wpół obłąkanego, wierzącego we wróżby „Dieduszki", jak nazywano dowódcę Azjatyckiej Konnej Dywizji, dostarczyła mu dużo silnych wrażeń i emocji. Wielu wystarczyłoby na całe życie. Opisze je w wydanych w 1928 roku we Lwowie wspomnieniach "Przez Urianchaj i Mongolię". Rozgłosu i zainteresowania takiego jak książki Ossendowskiego nie zdobyły. Obaj spotkali się jeszcze w Urdze.

Profesor Ossendowski przekazać miał porucznikowi technologię produkcji granatów z gazem duszącym. Giżycki po klęsce Ungerna został instruktorem wojskowym u marszałka Czang Tso-lina, konkurenta Czang Kaj-szeka w Mandżurii. Później wziął jeszcze udział w zimowej wyprawie generała Piepielajewa nad Lenę. Przeżyło ją bardzo niewielu.

Do kraju wrócił zwiedziwszy po drodze Annam, jak wówczas nazywano Wietnam i Oceanię, oraz zachodnie wybrzeża Afryki, która zostanie jego dozgonną miłością. Udział w zorganizowanym przez Ossendowskiego filmowym safari pozwolił mu zapomnieć, o koszmarze, jaki przeżył w Azjatyckiej Konnej Dywizji. Z zamiłowania jak się okazało przyrodnik i preparator. Debiutuje w 1927 roku Wydając we Lwowie Polowania egzotyczne.

Już po powrocie z Afryki przesyła Ossendowskiemu wykaz pozycji bibliograficznych dotyczących Mongolii i informuje o kłopotach osobistych. Mąż jego blisko 50 letniej ciotki Marii K. twierdzi, że został kochankiem jego żony i grozi, że go zabije? Dramat na miarę antycznej tragedii. Nie nam zgłębiać tajemnice alkowy. W liście do A.F. Ossendowskiego z 20 lutego 1927 prosi o radę gdzie najlepiej wyemigrować. Do Konga? Francuskiej Afryki Zachodniej? Czy może na Nową Gwineę?

Na przełomie lat trzydziestych zostaje agentem konsularnym w Marsylii, a wkrótce potem plantatorem w Liberii. Pomoc i poparcie Antoniego Ferdynanda Ossendowskiego była najwyraźniej skuteczna. Dr Nwamdi Azikiwe, pierwszy prezydent niepodległej Nigerii, pod koniec lat trzydziestych jako młody wówczas dziennikarz, w publikowanych w USA artykułach atakował Polskę za zakusy na wolność właśnie Liberii.

W Archiwum Akt Nowych w Warszawie można znaleźć dokumenty przedwojennego MSZ. Postrzępione teczki, opatrzone polskimi i rosyjskimi napisami — zapewne w 1939 roku zawędrowały chyba gdzieś bliżej wschodniej rubieży II Rzeczypospolitej. Nie zawierają zbyt wielu akt opatrzonych adnotacją „tajne". Ktoś zdecydował się umieścić w archiwum wycinki prasowe z wychodzącego w Monrowii tygodnika „The Weekly Mirror" W 29 numerze z 28 sierpnia 1936 roku Nwamdi Azikiwe opublikował artykuł "Poland wants Liberia". Blisko dwa lata później na łamach emigracyjnego (bo Abisynię opanowali w tym czasie Włosi — przyp. W. M.) czasopisma „The Voice of Ethiopia" ten sam chyba autor pisze: "Poland must not touch Liberia". W obu artykułach zawarte są ataki na nasz kraj za zakusy na niepodległość Liberii i chęć uczynienia jej swoją kolonią. Jak było naprawdę — wypowiedzieć by się mogli autorzy poufnych sprawozdań, memoriałów i korespondencji dyplomatycznych kierowanych do wysoko postawionych osobistości przedwojennego MSZ oraz Ligi Morskiej i Kolonialnej.

Uwaga Ligi Morskiej i Kolonialnej koncentrowała się głównie na pewnych rejonach Ameryki Południowej, Madagaskarze (część wyspy zamierzano nawet w pewnym okresie odkupić od Francji) i Liberii.

Feliks Kopczyński, kapitan Korpusu Geografów był autorem monografii tego kraju. W zeszycie 2 czasopisma Ligi z 1935 roku (zaraz za obszernym opracowaniem „Kolonie mandatowe a Polska") uwagę zwraca tytuł „Republika Murzyńska Liberia". Pierwszy konsul generalny tego kraju w Polsce, obywatel Haiti, dr Leo Sajaus objął swój urząd oficjalnie w maju 1934 roku. W tym samym roku Kamil Giżycki stał się właścicielem 7500 akrowej działki w Batoli -Wężowej Górze położonej zaledwie 120 kilometrów od stolicy, przy głównym trakcie samochodowym, zmierzającym przez Ghanę w kierunku granicy z Gwineą i Wybrzeżem Kości Słoniowej. Plantatorami byli również bracia Zygmunt i Tadeusz Brudzińscy, S. Szabłowski, J. Chmielewski, E. Januszewicz, K. Armin. Pułkownik Brudziński i dr Babecki są doradcami rządu liberyjskiego. Podobnie jak i dr Ludwik Anigstein — kierujący badaniami nad ustalaniem przyczyn chorób o znaczeniu społecznym. Dr J. Hirschler, profesor zoologii lwowskiego uniwersytetu, stanąwszy na ziemi afrykańskiej 2 września 1935 roku rozpoczyna działalność korzystając z listów polecających i wszechstronnej pomocy właśnie Kamila Giżyckiego

W środowisku zamieszkałych w tym kraju Europejczyków był wówczas osobistością znaczącą. Zgrupowanie znacznej liczby Polaków w rejonie o tak trudnych, dla Europejczyka warunkach klimatycznych, co podkreślał kpt. Kopczyński w swej monografii, daje wiele do myślenia. Kartoteka Ligi Morskiej i Kolonialnej z 1937 roku obejmująca osoby przebywające w Afryce i kandydatów na wyjazd zawiera zaledwie kilkadziesiąt nazwisk. Jest wśród nich Michał hr. Zamoyski plantator w Angoli i ks. Leon Sapieha, uprawiający kawę i herbatę w Gwinei Francuskiej. Sytuacja wewnętrzna w małym państwie, utworzonym w 1847 roku przez kilkanaście tysięcy wyzwoleńców przybyłych ze Stanów Zjednoczonych, była nader skomplikowana. Przybysze z Ameryki otrzymali sto tysięcy dolarów od Białego Domu i zgodę na nazwanie stolicy imieniem prezydenta Stanów Zjednoczonych Monroe'go. Potem dawni właściciele niewolników zapomnieli o czarnych eks-współobywatelach za oceanem.

Ci zaś, postępując wzorem swych niedawnych panów, zamieniali ludność tubylczą, równie jak oni czarną, ale nie znającą języka angielskiego, kilkakrotnie przewyższającą ich liczebnie, w coś pośredniego między niewolnikami a chłopami pańszczyźnianymi i zepchnęli w głąb buszu. Amerykanom by to nie przeszkadzało, gdyby koncern Firestone’a nie zainwestował olbrzymich sum w założenie na 35 tysiącach hektarów plantacji kauczuku. Stanowiło to co prawda zaledwie dziesiątą część posiadanej przez koncern ziemi ale jednocześnie ludność tubylczych szczepów, coraz bardziej zdecydowanie domagająca się pełni praw, zaczęła dysponować znaczną ilością nowoczesnej broni palnej. W przypadku wybuchu ostrego konfliktu wewnętrznego Polska, jako państwo nie skompromitowane kolonialną przeszłością i neutralne, mogła mieć szansę na uzyskanie z ramienia Ligi Narodów mandatu nad Liberią, którą nawet oskarżono i to chyba zasadnie o tolerowanie niewolnictwa.

Materiały przechowywane w Archiwum Akt Nowych świadczą, że plantatorzy polscy zostali skłonieni do opuszczenia Liberii, "ponieważ sprzedawali broń — strzelby myśliwskie". Strzelby te razem z innymi towarami miały się znaleźć w rejonie Rappatown, przywiezione z Polski pod pokładem M/S „Poznań". Czy dla zauszników koncernu Firestone’a był to pretekst, aby pozbyć się z „ich" terytorium niewygodnych świadków, czy też pretekstem były „inne towary przywiezione na M/S "Poznań", które po cenach dumpingowych z licytacji sprzedawał Syndykat Plantatorów Polskich", postępując według poufnej instrukcji.

Kamil Giżycki, z zawodu literat, bo taki podał na kwestionariuszu MSZ, mógł posiadać środki na wykonywanie określonych zleceń. Wśród nielicznej polskiej kolonii, żyjącej w Liberii przez wiele lat odgrywał rolę znaczącą. Instalując nowego konsula honorowego Rzeczypospolitej prezes Ligi Morskiej i Kolonialnej, generał Orlicz-Dreszer, skierował pismo rekomendujące właśnie na Rappatown, gdzie rezydował Giżycki. Autorytetu, kontraktów i popularności nie zdobywa się od razu. Trzeba pracować przez wiele lat, by zyskać zaufanie ludności, poznać miejscowe stosunki, obyczaje, obrzędy, opanować języki najbliższych plemion, umieć rozmawiać z lokalnymi kacykami. Poufne pismo do konsulatu RP w Marsylii z 17 marca 1939 roku dotyczące przekazywania broni przez polskich plantatorów ciemiężonym plemieniom Mano, Gio i Koro gdzieś zaginęło. Ale i bez znajomości jego treści jest prawdopodobne, że realizowano plan opracowany przy ulicy Wierzbowej. w Warszawie.

Giżycki na wieść o zbliżającej się wojnie wraca do Polski, przywożąc cenny zbiór militariów afrykańskich. Bierze czynny udział w Ruchu Oporu. Wykonując najtrudniejsze zadania w Wydziale Propagandy BIP Komendy Głównej AK, występuje często w mundurze oficera Wehrmachtu. Odgrywanie tej roli ułatwia mu doskonała znajomość niemieckiego. W konspiracji używa pseudonim Batoli. Przekroczywszy pięćdziesiątkę kawaleryjskiej fantazji nie stracił, Nie zapomniał też o Wężowej Górze. Po wyzwoleniu, osiada z żoną we Wrocławiu. Tam ukazują się jego książki: Wężowa Góra, Listy z Archipelagu Salomona, Na samotnym atolu, W pogoni za Mwe, Hebanowa miłość, Lwica Uanga, oraz Nil — rzeka Wielkiej Przygody.

Ostatnią swoją podróż statkiem odbył w 1963 roku. Zahaczył i o Nigerię, gdzie zrobił sobie zdjęcie z ciemnoskórymi uczennicami żeńskiego liceum w Port Harcourt. Należał obok Stefana Szolc-Rogozińskiego, badającego wnętrze Kamerunu i Adama Pomiana Hajdukiewicza, autora wydanej po szwedzku monografii Beninu pt. Dahome, land och folk - do nielicznych naszych rodaków będących autentycznymi znawcami problematyki afrykańskiej. Wiedzieli o tym kierownicy i ideolodzy Ligi Morskiej i Kolonialnej, wysocy urzędnicy — Departamentu II przedwojennego MSZ.

Gdy po czterdziestu latach powtórenie trafiam do mieszkania Kamila Giżyckiego podłogę pokoju w którym mieścił się ongiś gabinet pisarza zajmuje ogromna ilość plastykowych toreb zbliżej nieokreśloną zawartością. .Ich właściciel z góry deklaruje, że żadnej książki w swoim życiu jak dotąd nie przeczytał. Wzrok mu na to nie pozwala..

Za równowartość paru litrów wódki nabywam kilkadziesiąt tomów stojących na, zasnutej pajęczynami półce z autografami autorów. Są wśród nich Romuld Cabaj, Zbigniew Kubikowski, Kazimierz Koszutski, Ewa Szumańska, Józef Kazimierz Kowalski, Stefan Łośi wielu wielu innych, W dniu 28 sierpnia 1953 roku swoją CÓRECZKĘ zadedykował Drogiemu Koledze Kamilowi Giżyckiemu z serdecznym podziękowaniem za opowieści o nosorożcu Wojtek… Żukrowski. Dla przypiętowania transakcji otrzymałem dodatkowo nadany w dniu 22 lipca 1955 Kamilowi Giżyckiemu uchwałą Rady Państwa PRL Złoty Krzyż Zasługi, oraz odznaki Budowniczego Wrocławia i Zasłużonego dla Dolnego Śląska. Ex -adiutant barona Ungerna na te odznaczenia również zasłużył.


1 2 3 

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Dajmy odejść legendom
Klio w służbie chrześcijaństwa

 Dodaj komentarz do strony..   Zobacz komentarze (1)..   


« Historia   (Publikacja: 07-01-2008 Ostatnia zmiana: 08-01-2008)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Witold Stanisław Michałowski
Pisarz, podróżnik, niezależny publicysta, inżynier pracujący przez wiele lat w Kanadzie przy budowie rurociągów, b. doradca Sejmowej Komisji Gospodarki, b. Pełnomocnik Ministra Ochrony Środowiska ZNiL ds. Międzynarodowego Rezerwatu Biosfery Karpat Wschodnich; p.o. Prezes Polskiego Stowarzyszenia Budowniczych Rurociągów; członek Polskiego Komitetu FSNT NOT ds.Gospodarki Energetycznej; Redaktor Naczelny Kwartalnika "Rurociągi". Globtrotter wyróżniony (wraz z P. Malczewskim) w "Kolosach 2000" za dotarcie do kraju Urianchajskiego w środkowej Azji i powtórzenie trasy wyprawy Ossendowskiego. Warto też odnotować, że W.S.M. w roku 1959 na Politechnice Warszawskiej założył Koło Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli.   Więcej informacji o autorze

 Liczba tekstów na portalu: 49  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Kaukaz w płomieniach
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 5682 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365