Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
203.561.943 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 605 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Argument, że wiara i religia czynią ludzi lepszymi albo też próbują ich ucywilizować, należy do tych, które ludzie wysuwają, kiedy już wyczerpali wszystko, co mieli w zanadrzu.
 Światopogląd » Ateizm i Ateologia

Problem z ateizmem [1]
Autor tekstu:

Tłumaczenie: Julian Jeliński

(Niniejszy artykuł stanowi zredagowany zapis wykładu wygłoszonego na konferencji Atheist Alliance w Waszyngtonie 28. września 2007r.)

Na początku, chciałbym zwrócić waszą uwagę jak dziwne jest, że tego typu spotkanie jest w ogóle konieczne. Mamy rok 2007, wszyscy znaleźliśmy czas w naszych napiętych harmonogramach i wielu z nas przebyło znaczną odległość, żebyśmy mogli ustalać strategię, jak najlepiej żyć w świecie, w którym większość ludzi wierzy w wymyślonego Boga. Ameryka jest narodem już 300 milionów ludzi, posiadającym większy wpływ na świat niż jakakolwiek grupa w historii ludzkości, a jednak wpływ ten jest stale psuty i z pewnością zmniejsza się, ponieważ 240 milionów z tych ludzi najwidoczniej wierzy, że Jezus wróci któregoś dnia i będzie dyrygował końcem świata dzięki swoim magicznym mocom.

Oczywiście możemy zastanawiać się, jak wielu ludzi naprawdę wierzy w te rzeczy. Wiem, że Christopher (Hitchens) i Richard (Dawkins) są raczej optymistami co do tego, że nasze badania opinii publicznej nie pokrywają się z tym, w co ludzie rzeczywiście wierzą. Ale nie ma wątpliwości, że większość naszych sąsiadów głosi, iż wierzy w te rzeczy i sam ten fakt ma katastrofalny wpływ na nasz dyskurs polityczny, politykę, przekazywanie wiedzy i na naszą reputację na świecie. I nawet jeśli tylko jedna trzecia lub jedna czwarta naszych sąsiadów wierzy w to, co większość twierdzi, to wydaje mi się, że wciąż mamy problem, który powinien nas niepokoić.

Otóż, nie często się zdarza, że znajduję się w pomieszczeniu pełnym ludzi, którzy najprawdopodobniej zgadzają się ze mną na temat religii. Zastanawiając się nad tym, o czym mógłbym dziś mówić, wydawało mi się, że mam wybór między rzucaniem jagnięciny lwom ateizmu lub przeniesieniem rozmowy na obszar, gdzie rzeczywiście moglibyśmy się nie zgadzać. Zdecydowałem, ryzykując wasz dobry nastrój, przyjąć drugie podejście i powiedzieć kilka rzeczy, które mogą okazać się w tym kontekście kontrowersyjne.

Biorąc pod uwagę brak dowodu na istnienie Boga oraz głupotę i cierpienie, które wciąż dobrze prosperują pod osłoną religii, ogłaszanie siebie mianem „ateisty" wydawałoby się jedyną właściwą reakcją. I jest to stanowisko, które wielu z nas dumnie i publicznie przyjęło. Dziś jednak chciałbym spróbować przedstawić argumenty, że nasze używanie tej etykiety jest błędem — i to błędem przynoszącym konkretne konsekwencje.

Moje zainteresowanie użyciem terminu „ateizm" jest zarówno filozoficzne jak i strategiczne. Mówię to z nieco niezwykłej i może nawet paradoksalnej pozycji, ponieważ, pomimo że jestem teraz jednym z publicznych głosów ateizmu, nigdy nie myślałem o sobie jako ateiście zanim nie przypadła mi rola przemawiania jako jeden z nich. Nawet nie użyłem tego terminu w książce The End of Faith, która pozostaje moją najpoważniejszą krytyką religii. I, jak argumentowałem krótko w A letter to a christian nation, uważam że „ateista" jest terminem, którego nie potrzebujemy, w taki sam sposób, jak nie potrzebujemy słowa by określić kogoś, kto odrzuca astrologię. Po prostu nie nazywamy ludzi „nieastrologetami." Jedyne, czego potrzebujemy, to słowa takie jak „rozum," "dowód," "zdrowy rozsądek" i "bzdura" by pokazać astrologetom ich miejsce w szeregu i tak mogłoby stać się również z religią.

Jeżeli porównanie z astrologią wydaje się zbyt powierzchowne, rozważmy problem rasizmu. Rasizm był najtrudniejszym do rozwiązania problemem społecznym, z jakim kiedykolwiek mieliśmy do czynienia w tym kraju. Mówimy o głęboko zakorzenionych przekonaniach. Jestem przekonany, że wszyscy widzieliście zdjęcia linczów z pierwszej połowy 20. wieku, na których praktycznie całe miasta Południa, tysiące mężczyzn, kobiet i dzieci — bankierzy, prawnicy, lekarze, nauczyciele, starsi kościoła, redaktorzy gazet, policjanci, nawet sporadycznie senatorowie i członkowie kongresu — przychodzili jak na karnawał, by patrzeć, jak jakiś młody mężczyzna lub kobieta jest torturowany aż do śmierci i następnie wieszany na drzewie lub latarni ulicznej, by wszyscy mogli go oglądać.

Widzieć zdjęcia tych ludzi podczas ich niedzielnej rozrywki, ustawiających się do fotografii pod wiszącą, okaleczoną i często częściowo spaloną osobą, to jedno, czymś dużo trudniejszym jest uświadomić sobie, że ci szacowni ludzie, którzy poza tym byli całkiem normalni, choć bez wątpienia religijni, często brali pamiątki ze zwłok do domu, by pokazać je swoim przyjaciołom — zęby, uszy, palce, rzepki, wewnętrzne organy — i czasami wystawiali je w swych miejscach pracy.

Oczywiście nie twierdzę, że rasizm już nie stanowi problemu w tym kraju, ale ktokolwiek, kto myśli, że problem jest tak poważny jak był wcześniej, po prostu zapomniał lub nigdy nie nauczył się, jak źle w rzeczywistości było.

W takim razie, możemy teraz zapytać, jak doszło do tego, że ludzie dobrej woli i o zdrowym rozsądku rozpoczęli zwalczanie rasizmu? Oczywiście istniał Ruch na Rzecz Praw Obywatelskich. KKK (Ku-Klux Klan) został stopniowo zepchnięty na margines społeczeństwa. Miały miejsce ważne i, wydaje mi się, nieodwracalne zmiany w sposobie, w jaki rozmawiamy na temat rasy — nasze poważne gazety nie publikują już jawnie rasistowskich artykułów i komentarzy, tak jak robiły to mniej niż sto lat temu — ale zastanówcie się, jak wielu ludzi musiało identyfikować siebie jako „antyrasistów" by uczestniczyć w tym procesie? Czy istnieje gdzieś „przymierze antyrasistów" bym mógł do niego dołączyć?

Nadawanie czemuś etykiety niesie realne zobowiązania, szczególnie, jeżeli to, czemu ją nadajesz naprawdę w ogóle nie istnieje. I argumentowałbym, że ateizm nie istnieje. Nie jest filozofią, tak samo jak nie jest nią „antyrasizm." Ateizm nie jest  światopoglądem — a jednak większość ludzi tak pojmuje i atakuje go jako światopogląd. My, którzy nie wierzymy w Boga współuczestniczymy w tym nieporozumieniu poprzez przyzwolenie by nas tak nazywano i dodatkowo nazywając tak samych siebie.

Kolejnym problemem jest to, iż wydaje mi się, że akceptując jakąś etykietę, szczególnie etykietę „ateisty" zgadzamy się być postrzegani jako nawiedzona subkultura. Zgadzamy się być postrzegani jako marginalna grupa interesu, która spotyka się w salach balowych hoteli. Nie mówię, że spotkania tego typu nie są ważne. Nie byłbym tu, gdybym nie uważał, że są. Ale twierdzę, że w kwestii filozofii jesteśmy winni zamieszania, a w kwestii strategii, wpadliśmy w pułapkę. Jest to pułapka, która w wielu przypadkach, została celowo przygotowana na nas. I sami do niej wskoczyliśmy.

Podczas gdy jest dla mnie zaszczytem regularnie odnajdywać siebie w otoczeniu Dana (Dennetta), Richarda (Dawkinsa) i Christophera (Hitchensa) jakbyśmy byli jedną osobą o czterech głowach, to to całe wyobrażenie o „nowych ateistach" lub „wojujących ateistach" było i jest używane, by móc traktować naszą krytykę religii z dystansem i umożliwić ludziom oddalanie naszych argumentów nie biorąc na siebie ciężaru odpowiadania na nie. I pomimo że naszym książkom poświęcono odpowiednio dużo uwagi, to wydaje mi się, że cała dyskusja o konflikcie pomiędzy wiarą i rozumem, religią i nauką, była i będzie nadal skutecznie marginalizowana pod sztandarem ateizmu.

A zatem, pozwólcie, że wyrażę moją w pewnym stopniu wywrotową propozycję jasno: nie powinniśmy nazwać siebie „ateistami." Nie powinniśmy nazwać siebie „sekularystami." Nie powinniśmy nazwać siebie „humanistami," "świeckimi humanistami," "naturalistami," "sceptykami," "antyteistami," "racjonalistami," "wolnomyślicielami" lub "brajtami." Nie powinniśmy nazwać siebie w żaden sposób. Powinniśmy zniknąć z pola radaru — do końca naszych dni. I wtedy powinniśmy być przyzwoitymi, odpowiedzialnymi ludźmi, którzy niszczą złe pomysły, gdziekolwiek je znajdą.

Otóż, tak się przypadkiem składa, że religia posiada więcej niż wiele złych pomysłów. I pozostaje jedynym systemem myślowym, w którym proces utrzymywania błędnych idei w stanie wiecznego niepodlegania krytyce jest uważany za akt świętości. Tym jest akt wiary. I wciąż jestem przekonany, że wiara religijna jest jednym z najbardziej wynaturzonych nadużyć inteligencji, jakie kiedykolwiek opracowaliśmy. Jest więc nieuniknione, że będziemy kontynuować krytykę religijnego myślenia. Ale nie powinniśmy definiować i nazywać siebie w opozycji do takiego myślenia.

Zatem co to wszystko znaczy w praktyce, oprócz tego, że Margaret Downey musiałaby zmienić swój papier firmowy? Więc, zamiast określać siebie mianem „ateistów" w opozycji do całej religii, myślę, że powinniśmy nie robić nic więcej, niż tylko występować w obronie rozumu i intelektualnej uczciwości — i, gdzie ta obrona powoduje, że zderzamy się z religią, co jest nieuniknione, powinniśmy spostrzec, że punkty zderzenia zawsze dotyczą specyficznych religijnych przekonań — nie religii w ogóle. Nie istnieje religia w ogóle.

Problem polega na tym, że koncepcja ateizmu nakłada na nas fałszywy ciężar ciągłej obsesji na punkcie ludzkich przekonań na temat Boga i ciągłego traktowania wszystkich religii tak samo. Ale nie powinniśmy mieć na tym punkcie obsesji ani nie powinniśmy traktować ich tak samo. Co więcej, powinniśmy od razu wskazać różnice między religiami, z dwóch powodów:

Po pierwsze, te różnice sprawiają, że wszystkie religie wyglądają na przygodne, a przez to niemądre. Rozważmy unikalne cechy mormonizmu, które mogą mieć znaczenie w nadchodzących wyborach prezydenckich. Wydaje mi się, iż mormonizm jest — obiektywnie rzecz ujmując — tylko trochę bardziej idiotyczny niż chrześcijaństwo. Musi taki być: ponieważ stanowi on chrześcijaństwo wzbogacone o kilka bardzo głupich pomysłów. Na przykład mormoni wierzą, że Jezus powróci rządzić na Ziemi w czasie Tysiącletniego Królestwa i przynajmniej przez część tego czasu będzie rządzić ze stanu Missouri. Dlaczego czyni to mormonizm mniej prawdopodobnym niż chrześcijaństwo? Ponieważ jakiekolwiek prawdopodobieństwo przypisywałbyś dla powrotu Jezusa, musisz przypisać mniejsze prawdopodobieństwo jego nadejściu z powrotem i utrzymywaniu letniego domu w hrabstwie Jackson, w Missouri. Jeżeli Mitt Romney chce być następnym prezydentem Stanów Zjednoczonych, powinien zostać zmuszony, by poczuć ciężar naszego niedowierzania. Możemy w tym punkcie stworzyć koalicję z naszymi chrześcijańskimi braćmi i siostrami. W co ten człowiek właściwie wierzy? Świat powinien wiedzieć. I jest prawie pewne, że będzie to krępujące nawet dla większości ludzi, którzy wierzą w biblijnego Boga.


1 2 3 4 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Wojewoda hamuje państwo wyznaniowe
Czcze czczenie Che

 Zobacz komentarze (20)..   


« Ateizm i Ateologia   (Publikacja: 06-03-2010 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Sam Harris
Autor bestsellerowej ("New York Times"), wyróżnionej PEN Award książki - "The End of Faith: Religion, Terror, and the Future of Reason" (2005) oraz "Letter to a Christian Nation" (2006). Ukończył filozofię na Uniwersytecie Stanforda, studiował poza tym religioznawstwo, obecnie pracuje nad doktoratem z zakresu neuronauki. Udziela się medialnie w radio i telewizji, ostrzegając o niebezpieczeństwach związanych z wierzeniami religijnymi we współczesnym świecie. Mieszka w Nowym Jorku.
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 28  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Tajemnica świadomości
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 7183 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365