Kultura » Historia
Sapere aude [3] Autor tekstu: Stanisław Smuga-Otto
Kolportowano i podpisywano ten protestacyjny „list otwarty 59ciu", a wszechwładna
esbecja jakoś nie przeszkadzała i nie aresztowała kolporterów. Na początku
grudnia 1975 list złożony został w kancelarii Sejmu. Po złożeniu w Sejmie
list został zlekceważony przez władzę i stało się o nim głośno dopiero
po 1 stycznia 1976 kiedy opublikowały go radiostacje zachodnie. I wtedy lawina ruszyła… 9 stycznia swój list protestacyjny przesłał na ręce
Marszałka Sejmu Episkopat Polski; zaraz potem prezesi KIK'ów i redaktorzy
naczelni wydawnictw katolickich; 21 stycznia intelektualiści przeciwni
konstytucyjnemu zapisowi o wyróżnieniu stosunków Polski z ZSRR (tzw. list
14tu); i wreszcie 31 stycznia przedstawiciele polskiego świata kultury — tzw.
list 101.
W oczach społeczeństwa Gierek i jego ekipa okazali się być zdrajcami i sprzedawczykami polskiej suwerenności. „Betony" tryumfowały. Ruskie miały
coraz więcej wątpliwości co do sprawności i wierności przywiślańskiej
ekipy.
W kilka miesięcy później, w czerwcu 1976 — wybuchają strajki w najwrażliwszych
strategicznie miejscach kraju, w zakładach budowy traktorów w Ursusie i w zakładach
zbrojeniowych w Radomiu. W Radomiu trwają zamieszki uliczne, dochodzi też (to
jednak prawda) do aktów wandalizmu. Powód rozruchów: zapowiedź zwyżki cen
na niektóre podstawowe produkty żywnościowe. Milicja aresztuje wybrane z tłumu
osoby i organizuje tzw. „ścieżki zdrowia" na posterunkach, brutalnie bijąc
aresztowanych. Do Radomia jadą warszawscy intelektualiści, by pomóc
aresztowanym i ich rodzinom. Zakładają, w sposób jawny, Komitet Obrony
Robotników. W tym samym, mniej więcej, czasie tworzą się i na Wybrzeżu zalążki
opozycji demokratycznej. Powstają ROPCiO (Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela — marzec 1977) i nieco później Ruch Młodej Polski (lipiec 1979).
Już wtedy niektórzy — co bardziej trzeźwo myślący i spostrzegawczy — członkowie
KOR sugerowali, że Ruch Obrony może być prowokacją Służby Bezpieczeństwa. W Polsce Centralnej budzi się z pomarcowego letargu dawny moczarowiec, red.
Moczulski i najpierw współuczestniczy w powstaniu ROPCiO, a w dwa lata później
tworzy latem 1979 Konfederację Polski Niepodległej. Powstają niezależne
wydawnictwa i podziemna prasa. Kolportowana jest ona na terenie całej Polski różnymi
nielegalnymi i półlegalnymi kanałami, m.in. „spod lady" w kioskach Ruchu,
będących przecież — o ironio — własnością RSW Prasa, czyli Komitetu
Centralnego PZPR.
Jednym z takich, wydawanych w „drugim obiegu" pism był „Robotnik".
Pierwszy numer ujrzał światło dzienne we wrześniu 1977. Deklaracja
umieszczona pod tytułem mówiła, że w piśmie „robotnicy będą mogli
publikować swoje niezależne opinie, wymieniać doświadczenia i nawiązywać
kontakty z pracownikami innych zakładów". Celem, jaki stawiał sobie »Robotnik
«, była pomoc w działaniach zmierzających do: „solidarnej obrony interesów
robotniczych, zwiększenia udziału pracowników w ustalaniu wysokości zarobków,
warunków i czasu pracy, warunków socjalnych i mieszkaniowych, popieranie
niezależnych przedstawicielstw robotniczych, które powinny zastąpić martwą
instytucję Związków Zawodowych". Brzmiało to dosyć groźnie dla władzy
nomenklaturowej, ale wciąż nie było zbyt prowokacyjne ideologicznie. Początkowy
nakład pisma: 400 egzemplarzy. Ale już w pół roku później, w maju 1978 nakład
pisma wzrósł do kilkunastu tysięcy! Należy uznać to za kolosalny sukces
rodzącej się opozycji — szczególnie, że stało się to w państwie o ustroju represyjno — policyjnym.
Uważny czytelnik zauważał, że „Robotnik" staje się też coraz bardziej
polityczny. Jacek Kuroń pisał w nim: „Naszym celem jest niepodległość i demokracja. Aby cel ten osiągnąć, musimy wyzwolić się spod radzieckiej
dominacji". I otwarcie rozważał, jak powinien postępować ruch
demokratyczny, by cele te przybliżyć, a nie sprowokować radzieckiej inwazji. W innym numerze wspominano o radzieckiej inwazji 17 września 1939 r., przełamując
kolejne wieloletnie tabu.
W kraju wrze… W tym narastającym wrzeniu któż jeszcze koncentrował by się
na jakiś tam inwestycjach licencyjnych — których zresztą i terminy i koszty
są już znacznie przekroczone. Nawet jeśli „umoczono" tam miliony dolarów.
Przecież nie naszych, bo pożyczonych.
Lato 1980. Olimpiada w Moskwie. Pamiętamy ją głównie z wielkiego,
podwójnego sukcesu polskiego sportowca, Kozakiewicza. Bo to i „złoty" skok o tyczce, i wielki sukces medialny gestu zgiętej do sowieckich tłumów ręki
mistrza olimpijskiego. Trochę mniejszą wagę przywiązywano wówczas do
„gestu" lubelskich kolejarzy, którzy w lipcu, podczas trwania olimpiady,
przyspawali do szyn pociąg z żywnością, jadący do olimpijskiej Moskwy.
Wielki Brat był coraz bardziej poirytowany na „agenta Zachodu", tow. Gierka i jego rażącą nieudolność w zdyscyplinowaniu gospodarki i warcholącego społeczeństwa.
Kroplą przepełniającą czarę stał się jednak sierpniowy strajk robotników
Wybrzeża i wyraźna odmowa Gierka użycia siły w jego tłumieniu. Zamiast tego
„nieudolny" gensek (ale wciąż wierny danemu dziesięć lat wcześniej
przyrzeczeniu niestrzelania do robotników) wysłał do Gdańska swych
emisariuszy, by ci negocjowali z buntownikami porozumienie. I wynegocjowali. Nie
padł ani jeden strzał, a emisariusz Gierka, wicepremier Jagielski przywiózł
do Warszawy porozumienie, zwane potem i do tej pory „sierpniowym". I traktowane od tego czasu — całkiem zresztą słusznie — jak narodowa
relikwia.
Tego jednak było już wschodniemu mocodawcy za wiele. W dzień po podpisaniu
porozumień w Gdańsku kraj obiegła wieść, że tow. Gierek miał zawał i leży w klinice, a KC Partii natychmiast wybrało nowego pierwszego sekretarza, tow.
Kanię.
Komunikat o poważnym stanie zdrowia Gierka podpisało szacowne grono docentów i profesorów kardiologii (jak się później okazało, nie tylko bez badania
pacjenta, ale nawet bez jakiegokolwiek z nim wizualnego kontaktu).
I ten moment możemy uznać za koniec „dziwnej" dekady lat siedemdziesiątych,
nazwanej później w pamiętniku Gierka, „przerwana dekadą".
Tyle moja, jakże ułomna pamięć. Sapere aude!
1 2 3
« Historia (Publikacja: 03-03-2013 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8790 |