Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.190.496 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 308 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Stanisław Lem - Dzienniki gwiazdowe
Dorota Terakowska - Samotność Bogów
Stanisław Lem - Kongres futurologiczny

Znajdź książkę..
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Idźcie do kościoła i zostawcie filozofów w spokoju. Nie żądajcie przynajmniej, by dostosowywali swe nauki do waszej myślowej tresury: to czynią nicponie, półmędrkowie, u których możecie zamawiać sobie doktryny według upodobania.
 Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki

Kreacjonizm dla liberałów [5]
Autor tekstu:

Idee Singera i Westermarcka mogą być błędne, ale przynajmniej wymagają tylko niewielu rozsądnych założeń: wzrostu populacji, altruizmu, racjonalności. Teoria Wrighta, z ideą nie tylko bóstwa, ale takiego bóstwa, które używa tajemnych sposobów do doskonalenia swoich stworzeń, jest znacznie mniej oszczędna i przesycona niedowiedzionymi i magicznymi założeniami. Bóstwo wkracza na wiele sposobów do misternej kreacji Wrighta. Sugeruje on, że same moralne uczucia mogą pochodzić z procesu ewolucyjnego kierowanego przez Boga. Sugeruje także, że to Bóg mógł stworzyć od zera cały ten proces:

To właśnie ten porządek moralny, który — dla wierzącego — jest podstawą do podejrzewania, że sam system ewolucji drogą doboru naturalnego wymaga specjalnego, stwórczego wyjaśnienia (...) A jeśli wierzący, który dochodzi do wniosku, że porządek moralny sugeruje istnienie jakiegoś jeszcze nieznanego, kreatywnego źródła, które uruchomiło dobór naturalny, decyduje się nazwać to źródło „Bogiem", no cóż, to jest sprawa wierzącego. W końcu fizycy mieli prawo wybrać słowo „elektron".

W takim twierdzeniach Wright, mimo jego całego szacunku dla Darwina, ni mniej ni więcej tylko odrzuca współczesny, naukowy pogląd na ewolucję, według którego jest to czysto naturalistyczny proces bez określonego kierunku. Jak inaczej wyjaśnić fakt, że ponad 99 procent wszystkich gatunków, które kiedykolwiek żyły, wyginęło bez pozostawienia potomków lub że gatunki mogą stać się prostsze lub bardziej skomplikowane, kiedy zmiana jest dla nich adaptacyjna? Jakikolwiek ma się pogląd na postęp, istnieją ewolucyjne linie rodowe, które rażąco ten pogląd naruszają.

Wright odrzuca, lub raczej ignoruje, obfitość dowodów, że dobór naturalny jest po prostu nieuniknionym rezultatem losowych mutacji, które powodują, że pewne osobniki są lepiej przystosowane niż inne. Zamiast tego proponuje łagodną postać inteligentnego projektu. Taki kreacjonizm dla liberałów. Podczas gdy wierni dosłownie odczytujący Biblię dostrzegają rękę Boga w cechach takich jak oko lub skrzydło, Wright znajduje ją w samym procesie ewolucji — i w historii ludzkości. Darwin ostro zaprzeczał takim próbom wizji Boga kierującego ewolucją. Jak pisał do geologa Charlesa Lyella:

Całkowicie odrzucam, jako moim zdaniem zupełnie niepotrzebny, jakikolwiek późniejszy dodatek „nowych mocy, atrybutów i sił" lub jakikolwiek „element ulepszający", poza tym, że każda cecha, która jest dobrana lub zachowana naturalnie, w jakiś sposób daje korzyść bądź ulepszenie, w przeciwnym wypadku nie zostałaby dobrana. Gdybym był przekonany, że niezbędny mi jest taki dodatek do teorii doboru naturalnego, odrzuciłbym ją jako bzdurę (...) Absolutnie niczego nie dałbym za teorię doboru naturalnego, gdyby wymagała nadzwyczajnych dodatków na jakimkolwiek etapie rozwoju.

Jednym z najbardziej zaskakujących twierdzeń Wrighta jest, że nauka nie różni się znacząco od religii:

A przecież, jaka jest różnica między wiarą fizyków w elektrony a logiką wiary w Boga? Postrzegają oni wzorce w świecie fizycznym — taki jak zachowanie elektryczności — i postulują źródło owych wzorców, i nazywają to źródło „elektronem". Wierzący w Boga postrzega wzorce w świecie moralnym (a przynajmniej moralne wzorce w świecie fizycznym) i postuluje źródło tych wzorców, i nazywa je „Bogiem".

To jest cudaczne — kolejna wersja szkodliwego, postmodernistycznego poglądu na naukę jako zaledwie wyraz pragnień lub potrzeb. Czy Wright rzeczywiście nie pojmuje, że nauka, inaczej niż religia, postuluje dające się testować wyjaśnienia dla świata, wyjaśnienia, które odrzuca się, jeśli nie pasują do faktów? Czy jest on nieświadomy tego, że inaczej niż wyjaśnienia religijne, zasadności wyjaśnieniom naukowym nadaje publiczna zgoda ludzi z każdej wiary i kultury? Z jednej strony mamy islam, chrześcijaństwo, judaizm, hinduizm i cały wachlarz wyznań z ich nierozwiązywalnie sprzecznymi twierdzeniami, a z drugiej mamy naukę i tylko jeden rodzaj nauki. Niezależni obserwatorzy naukowi mogą zdecydować, czy elektron jest rzeczywisty, ale nie ma żadnego sposobu na zdecydowanie, czy Jezus był Synem Boga lub czy Mahomet był Prorokiem.

W tym momencie Wright pozostawił za sobą całą intelektualną powagę. W podsumowaniu książki rozpływa się nad tym, że wszystko wskazuje na boskość: Bóg zaprojektował dobór naturalny, który w sposób nieunikniony dał ludziom miłość i altruizm, a potem Bóg tak pomajstrował przy ludzkich społeczeństwach, że ich technologie wchodziły w interakcje w sposób gier o sumach niezerowych, prowadząc z kolei do ciągłego udoskonalania teologii w kierunku większej miłości braterskiej. A ten wzrost miłości, mówi Wright, stanowi nic innego, jak rodzaj dowodu na istnienie Boga.

Bóg, którego opisywałem, jest bogiem w cudzysłowie, bogiem, który istnieje w głowach ludzkich (...) Wzrost „boga" jest dowodem — może nie przytłaczającym dowodem, ale dowodem — wyższego celu. Co nasuwa pytanie: jeśli „Bóg" rzeczywiście rośnie i to rośnie z upartą wytrwałością, czy znaczy to, że możemy zacząć myśleć o usunięciu cudzysłowu? To jest: jeśli ludzkie pojęcie boga zawiera wzrost moralny i jeśli odzwierciedla to odpowiadający mu wzrost moralny samej ludzkości, i jeśli wzrost moralny ludzkości wypływa z elementarnej dynamiki leżącej u podstaw historii, i jeśli dochodzimy do wniosku, że ten wzrost jest więc dowodem „wyższego celu", czy to jest równoznaczne z dowodem na rzeczywistego boga?

(...) Być może wzrost „Boga" oznacza istnienie Boga. To jest: jeśli historia w sposób naturalny pcha ludzi ku moralnemu ulepszeniu, ku moralnej prawdzie, i ich Bóg, tak jak pojmują Boga, rośnie zgodnie z tym, stając się moralnie bogatszym, to być może ten wzrost jest dowodem jakiegoś wyższego celu i być może - niewykluczone — źródło tego celu jest warte imienia boskości.

Być może, być może, być może. Jest niezwykłe, że książka zatytułowana The Evolution of God może być tak bojaźliwa, tak niepewna w sprawie pytania czy istnieje Bóg, czy nie. Z pewnością kwestia istnienia Boga jest punktem oparcia, na którym musi spoczywać każda dyskusja o Bogu. Jeśli byt wymieniony przez Wrighta w tytule książki nie istnieje, to jego książka jest czymś znacznie mniejszym niż udaje. Wrighta jednak satysfakcjonuje takie wodolejstwo i ostrożne spekulacje. Kiedy wreszcie dochodzi do wielkiego pytania — czy rzeczywiście istnieje Bóg, który ciągnie ludzkość w stronę moralności? — nagle staje się pokorny i wycofujący się. Istnienie Boga, oznajmia płaczliwie, jest „pytaniem, na które brak mi kwalifikacji aby na nie odpowiedzieć". Co? Z wszystkimi tymi możliwymi i rzekomymi dowodami boskości ciągnącej go za rękaw nadal nie umie zdecydować? Dlaczego Wright nie akceptuje zasadniczej myśli własnych argumentów? Czy wpycha innym otuchę i zapewnienia, które nie przekonują jego samego? To całe przedsięwzięcie zaczyna wyglądać nieco cynicznie.

Poza twierdzeniem, że teologię kształtują siły społeczne, co nie jest nowością, ale mniejsza o to, w argumentacji Wrighta nie ma niczego, co ostałoby się bliższemu zbadaniu — niczego w jego rozumieniu teologii, moralności i jej historii, ewolucji, nauki. Nie ma tam absolutnie żadnych dowodów, poza pobożnymi życzeniami, że Bóg, jeśli Bóg istnieje, miał cokolwiek wspólnego z zapoczątkowaniem ewolucji biologicznej lub z kierowaniem nią, nie mówiąc już o pchaniu historii w kierunku dobroci. Gdyby hipoteza Wrighta istotnie była naukowa, moglibyśmy powiedzieć, że została sfalsyfikowana: naukowcy, jeśli nie chcą zostać wyśmiani, nie mogą lekceważyć góry zaprzeczających dowodów. A jeśli książka Wrighta nie jest sprawą nauki, lecz umoralnienia, to jest nie mniejszą porażką. To długie i ekscentryczne kazanie nie przygotuje nikogo na brutalność historii, przeszłej i obecnej. Jest równie marną tragedią, jak i marnym dowodem.

Tekst oryginału.

The New Republic, 12 sierpnia 2009r.


1 2 3 4 5 

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Usprawiedliwianie zła
Tajna narada Ewangelistów

 Dodaj komentarz do strony..   Zobacz komentarze (4)..   


« Recenzje i krytyki   (Publikacja: 05-08-2009 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Jerry Coyne
Profesor na wydziale ekologii i ewolucji University of Chicago, niedawno wydawnictwo Viking wydało jego książkę pt: Why Evolution is True. (Polskie wydanie: "Ewolucja jest faktem", Prószyński i Ska, 2009r.)

 Liczba tekstów na portalu: 230  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Fundamentalizm: badania nad postawami muzułmanów w Europie
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 6717 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365