|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Filozofia Złota Księga moich spotkań z filozofią [3] Autor tekstu: Andrzej Rusław Nowicki
Począwszy od roku 1957 Euhemer często pojawiał się w moich pracach
religioznawczych. To, co najważniejsze znajduje się w mojej książce
„Zarys dziejów krytyki religii" (1986, s.27-28, 88, 102, 104-105,
108-109, 111-113, 135, 139, 142-143, 147, 156, 158, 179, 192-195, 200, 206-208,
210, 214, 220, 256-257, 259, 277, 311, 324-325, 328, 330-332, 335-339, 341, 343,
345).
CYCERON, Marcus Tullius Cicero106-43 p.n.e. Cyceron
mieszka we mnie od połowy lat trzydziestych dzięki mowie wygłoszonej w obronie poety Archiasza. Podsycał we mnie pragnienie sławy, mówiąc, że
„najbardziej zabiegają o sławę najlepsi". Wyżej cenił poetów, niż malarzy, bo malarze sporządzają wizerunki naszych ciał, a poeci mogą
tworzyć „wizerunki naszych myśli". Był dla mnie przykładem, kiedy
pisał: „w czasie całej mojej działalności miałem świadomość, że
rzucam i sieję każdy mój czyn jak ziarno wiecznej pamięci wśród ludzi całego
świata" (przekład Danuty Turkowskiej).
Później zainteresowałem się jego krytyką religii, a jeszcze później,
bo dopiero 3 sierpnia 1978, poznałem słowa, które
chciałbym móc umieszczać w każdym z pisanych przez siebie tekstów:
"feci, quod (...)
ante me nemo" (słowa te napisał w liście do Attyka z 7 marca 45 roku
p.n.e.).
W roku 1982 znalazłem tekst Cycerona wyrażający moje własne myśli o tajemniczej więzi między
człowiekiem a tymi cząstkami przestrzeni, które wypełnił własnymi myślami,
uczuciami i pragnieniami. Cyceron wspomina swój pobyt w Atenach (w 79 roku
p.n.e.), gdzie na każdym kroku trafia się na ślady działalności wybitnych
filozofów: "Kiedy patrzymy na miejsca, w których, jak wiemy, sporo czasu
spędzali ludzie godni pamięci, bardziej nas to wzrusza, niż gdy słuchamy
opowieści o ich czynach (...); jestem
wzruszony, przychodzi mi bowiem na myśl Platon (...) a znajdujące się w pobliżu
jego ogrody nie tylko przywodzą mi go na pamięć, ale zdają się postać jego
stawiać mi przed oczyma (...) takie miejsce
posiada moc wskrzeszania wspomnień". Podobne wzruszenie ogarnia tych -
pisze Cyceron — którzy chodzą do ogrodów Epikura.
O Cyceronie pisałem m.in. w książce :„Zarys dziejów krytyki
religii" (1986, s.66-67, 108-109, 112, 117, 135, 143-145, 149, 155, 201,
208, 213-219, 234-236, 238, 257-258, 284, 302, 307-308, 313-320, 324, 327, 331,
333, 335, 341-345).
LUKRECJUSZ, Titus Lucretius Carus ok. 95-ok. 55 p.n.e.
Wiem, że mam wiele wad, ale jednej z pewnością nie mam i nigdy nie miałem.
Wadą tą jest pokora zwana skromnością albo samokrytyczną oceną własnych
możliwości intelektualnych. Nawet
najgorsi moi wrogowie nigdy nie postawili mi takiego zarzutu. Wrodzony brak tej
wady sprawił, że mając 13 lat postanowiłem zostać profesorem filozofii, twórcą
własnego systemu filozoficznego, założycielem własnej szkoły filozoficznej.
Wiedziałem, że wchodzę w świętą
przestrzeń Mózgigantów, podziwiałem ich i czciłem, ale bez pokory. Chciałem
być jednym z nich — równorzędnym partnerem prowadzonych z nimi dialogów. Jeżeli
spotykałem Myśliciela, który budził mój zachwyt, to stawiałem sobie dwa
zadania: dorównać mu i przewyższyć go. Prawie zawsze przy lekturze dzieł
filozoficznych przychodziło mi na myśl, że ja też potrafiłbym je napisać -
jeśli wziąłbym ten sam problem na warsztat, skoncentrował się na nim i włożył w tę pracę odpowiednią porcję energii. Na pewno dzieło moje byłoby równie
dobre, a może nawet lepsze. Myśli takie przychodziły mi nawet przy lekturze
dialogów Platona, „Metafizyki" Arystotelesa, trzech krytyk Kanta i aforyzmów Nietzschego.
Jeżeli
można było uczynić takie wyznanie, to tylko w tym miejscu, ponieważ wśród
najwyżej cenionych przeze mnie myślicieli jest jeden tak wielki
Olbrzym, że sama myśl o podjęciu z Nim współzawodnictwa byłaby z mojej strony szaleństwem. Olbrzymem tym jest Lukrecjusz.
Czytałem filozoficzne poematy w języku łacińskim, które napisali
Scipione Capece, Aonio Paleario, Marcello Palingenio Stellato.
Najbardziej zafascynowały mnie poematy dwóch
myślicieli, dla których Lukrecjusz był wzorem, któremu starali się dorównać.
Obaj z końca XVI wieku. Jednym z nich był Giordano Bruno, kiedy pisał łacińskimi
heksametrami poemat filozoficzny „De immenso et innumerabilibus",
drugim Sebastian Fabian Klonowic, kiedy pisał łacińskimi heksametrami poemat
filozoficzny „Victoria deorum". Obu podziwiam, ale obaj żyli w epoce
Odrodzenia , która „potrzebowała olbrzymów i olbrzymów zrodziła",
natomiast Lukrecjusz żył w epoce, kiedy Świat Kultury Starożytnej
walił się w gruzy, a jego dzieło nie było już nikomu potrzebne (no
może z wyjątkiem jednego Owidiusza) i musiało czekać na swoich czytelników
prawie tysiąc czterysta lat.
Myśl o próbie dorównania mu nie mogła się u mnie pojawić, ponieważ
sam proces poznawania jego
dzieła — 7400 heksametrów łacińskich — trwał u mnie
pięćdziesiąt lat. Zaczął się 21
października 1936 roku — kiedy na
seminarium prowadzonym przez
Kazimierza Czapińskiego — otrzymałem zadanie opracowania referatu o poemacie
Lukrecjusza. Do zadania tego przystąpiłem z wielkim zapałem.
Spędziłem wiele godzin w bibliotece nad tekstem łacińskim (i
francuskim przekładem) i nawet coś niecoś zrozumiałem i zapamiętałem na
całe życie. Wiem nawet co; dokładnie cztery krótkie fragmenty:
- fascynujący
ateistyczną pasją opis morderstwa
dokonanego na niewinnej Ifigenii,
oprawiony w dwie złote myśli: "religio
peperit scelerosa atque impia facta" i "tantum religio potuit suadere malorum",
- cudowny początek -
Hymn do Bogini
Rozkoszy (hominum divumque voluptas, Alma
Venus),
- przemawiające do
wyobraźni określenie „świętej przestrzeni Filozofii" (templa
serena),
- i fragment, który wzbudził mój sprzeciw:
„Suave mari magno…".
Najważniejsze jednak było zrozumienie, że
warunkiem przedostania się do wnętrza tego
dzieła trzeba podjąć trud gruntownego przyswojenia sobie łaciny. Po
ukończeniu gimnazjum uczyłem się
łaciny sam na „De civitate Dei" Augustyna, na wszystkich dziełach
Spinozy, na Mirandoli, Campanelli i Kallimachu. Były to przygotowania do studiów
nie tylko nad Lukrecjuszem, ale także nad Brunem i Vaninim.
Do „drugiego spotkania" z Lukrecjuszem przystąpiłem w latach
pięćdziesiątych, dobrze uzbrojony w najbardziej niezbędne narzędzia: po
pierwsze, od mojego żoliborskiego sąsiada, Romana Karsta, „pożyczyłem
ma zawsze" łaciński tekst „De rerum natura libri VI" z równoległym
przekładem rosyjskim Fiodora Pietrowskiego (Leningrad 1945) — od pięćdziesięciu lat nie rozstaję się z tą książką, studiowałem
ją "od deski do deski" kilkanaście razy. Miałem także dwa przekłady
polskie: Adama Krokiewicza (w dwóch wydaniach: 1923 i 1958) i Edwarda Szymańskiego (1957). Oba przekłady również czytałem
kilkanaście razy.
Z prac o Lukrecjuszu przełomowe znaczenie miała dla mnie książka, którą
napisał włoski filolog i historyk filozofii, Francesco Giancotti
(Il preludio di Lucrezio, 1959), pokwitowałem ją recenzją: „O
symbolach mitologicznych Lukrecjusza" („Euhemer", 1960, nr 3, s.
70-72). Wziąłem od niego fundament
pod własną interpretację Lukrecjusza.
Przeprowadzone w latach pięćdziesiątych studia nad Lukrecjuszem
utorowały mi drogę do przestudiowania łacińskich poematów Giordana
Bruna. W pracy habilitacyjnej ustaliłem cztery najważniejsze źródła filozofii Giordana Bruna:
„Metafizyka" Arystotelesa
(ze sposobem jej rozumienia przygotowanym przez „lewicę arystotelesowską),
"Ars Magna" Ramona Lullusa,
„De revolutionibus"
Mikołaja Kopernika, ale na pierwszym
miejscu Lukrecjusz („Centralne
kategorie filozofii Giordana Bruna", 1962 — Lukrecjusz na s. 29,55,56, 67,
69, 75, 83, 87,117, 118, 131,135,
140, 143, 147, 151, 161, 165-169, 171, 172, 177, 182, 187, 190, 191, 212, 222).
Lukrecjusz jest także często przywoływany przeze mnie w książkach o Odrodzeniu („Filozofia włoskiego Odrodzenia" (1967, s. 25, 48, 49,
51, 64,103, 106, 132, 136, 137, 197, 290, 376; „Filozofia francuskiego
Odrodzenia", 1973, s.13, 18, 34, 40-42, 226-233, 399, 404, 412, 437).
W latach siedemdziesiątych stawiam przed sobą zadanie wyświetlenia
relacji zachodzącej pomiędzy Lukrecjuszem a Epikurem. Zaczynam bowiem
podejrzewać, że Lukrecjuszowi wyrządzono
ogromną krzywdę, degradując go do podrzędnej roli
„popularyzatora filozofii epikurejskiej". Nie zauważono, że
był filozofem, który stworzył własny system filozoficzny. Na podstawie
dzieła Lukrecjusza dokonano rekonstrukcji filozofii Epikura, przypisując
Epikurowi myśli Lukrecjusza, a potem wyciągnięto wniosek, że Lukrecjusz powtarzał tylko to, co przed nim
pisał Epikur. A przecież nie było u Epikura ani płomiennej, ateistycznej krytyki
religii, nie było kultu Poezji, nie było podziwu i szacunku dla innych
myślicieli, nie było filozofii postępu kulturalnego a przede wszystkim
nie było spontanicznych drgnięć atomów i uznania ich za ontologiczne
uzasadnienie wolnej woli, rozrywającej łańcuchy niewolniczej zależności od
Przeznaczenia (tak charakterystycznej dla tragedii greckiej). Pisałem o tym
wielokrotnie, zwłaszcza w książce „Portrety filozofów" (1978, s.
33, 47-70, 76, 78, 80, 93, 104, 107, 116, 129, 136, 218, 246, 340, 391), w rozprawie „Z rozważań nad filozofią Lukrecjusza i genezą jego
ateizmu" („Euhemer", 1983, nr 1, s. 11-25), w książkach
„Zarys dziejów krytyki religii" (1986, s.11, 26, 64-65, 72,
111-112, 116, 118, 192, 200, 204, 208-211, 222, 235-295, 311, 313, 317, 320,
323-345), „Spotkania w rzeczach" (1991, s. 87, 92, 103, 116, 123, 160,
176-179, 239-241, 248, 251, 265, 267-269, 352, 393).
W latach osiemdziesiątych chciałem o Lukrecjuszu „wiedzieć
wszystko".
Prócz tego, co sam potrafiłem wyczytać w czasie wielokrotnego odczytywania jego tekstu, przeczytałem
wszystko, co można było znaleźć w bibliotekach (w książkach i czasopismach) i doszedłem do przekonania, że proces poznawania jego dzieła
został przeze mnie zakończony.
Wszystkie heksametry znalazły się w moich masach apercepcyjnych i moja
percepcja każdego z nich była formowana przez całość dzieła. A skoro miałem
wewnątrz siebie całość, mogłem swobodnie wybierać najbardziej fascynujące
cząstki do budowania własnego „portretu" Lukrecjusza. W ten sposób
powstała „Lucretiana" — recenzja z utworu muzycznego, który
jeszcze nie został skomponowany, ale został dokładnie opisany w każdej ze
swych 64 cząstek. Wymienię kilka. Cz. 19 — Lukrecjusz zapowiada, że
„wkracza na obszary nietknięte ludzka stopą i pić będzie czystą wodę z takich źródeł, z których nikt przed nim nie pił" (avia peragro
loca nullius ante trita solo). Cz. 20 — Teoria poznania jako proces
nieprzerwanej emanacji „wyglądów", które odrywają się od każdej
rzeczy i niezliczonymi ławicami wypełniają nieskończony wszechświat (ab
rebus rerum simulacra recedunt). Cz. 26 — Fantastyczne zjawy senne biorą się
stąd, że istnieje „wielka
mnogość rzeczy wyglądów przeróżnych (...) a gdy się spotkają przelotem — łatwo się łączą, jak nitki
pajęcze lub listki złote" (facile inter se iunguntur obvia cum veniunt,
ut aranea). Cz. 27 — Są to nie tylko wyglądy wzrokowe, ale także słuchowe i dotykowe. W cz. 33 pojawia się Heraklit, cz. 35 Empedokles, cz. 37 -
Anaksagoras, cz. 39 — Demokryt, cz. 44 — Enniusz, cz. 45 — Homer, cz. 47 -
Epikur — filozofowie i poeci, do których Lukrecjusz odnosił się z najwyższym
szacunkiem. W cz. 51 pojawia się „tęsknota
do tego, czego jeszcze nie ma" (novitatis amor). W cz. 57 Lukrecjusz sławi
badania, które „rozpraszają mroki światłem Nauki", w cz. 58 -
narodziny Muzyki, w cz. 59 — narodziny pisma, w cz. 60 — narodziny Malarstwa, w cz. 63 mówi o twórcach
kultury, którzy — jak w sztafecie olimpijskiej — przekazują z pokolenia na pokolenie, jedni drugim, wieczną pochodnię życia"
(repertores doctrinarum atque leporum
(...) semper florentes(...) et
quasi cursores vitai lampada tradunt). W cz. 64 — Muza Kalliope
(cudowna umiejętność łączenia słów w zachwycające wiersze) okazuje się przejawem tej samej siły kosmicznej, która łącząc atomy
sprawia, że pojawiają się wciąż
nowe światy („Lucretiana", „Meander", 1982, nr 9 ,
s.351-367). Potem zacząłem
pisać wielkie dzieło o Lukrecjuszu, ale nie oddałem go do druku. Wreszcie, w referacie „Vanini e il concetto della ricreazione" (wygłoszonym dnia
28.10.1999 na Międzynarodowej Konferencji w Taurisano z okazji 380 rocznicy śmierci
Vaniniego) wysunąłem hipotezę, według której „tchnienia" (spiritus)
Vaniniego to „pneumata" Ogrodu Epikura, a „Natura Dea" Vaniniego to „Alma Venus" Lukrecjusza.
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 Dalej..
« Filozofia (Publikacja: 02-11-2007 Ostatnia zmiana: 04-11-2007)
Andrzej Rusław NowickiUr. 1919. Filozof kultury, historyk filozofii i ateizmu, italianista, religioznawca, twórca ergantropijno-inkontrologicznego systemu „filozofii spotkań w rzeczach". Profesor emerytowany, związany dawniej z UW, UWr i UMCS. Współzałożyciel i prezes Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli oraz Polskiego Towarzystwa Religioznawczego. Założyciel i redaktor naczelny pisma "Euhemer". Następnie związany z wolnomularstwem (w latach 1997-2001 był Wielkim Mistrzem Wielkiego Wschodu Polski, obecnie Honorowy Wielki Mistrz). Jego prace obejmują ponad 1200 pozycji, w tym w języku polskim przeszło 1000, włoskim 142, reszta w 10 innych językach. Napisał ok. 50 książek. Specjalizacje: filozofia Bruna, Vaniniego i Trentowskiego; Witwicki oraz Łyszczyński. Zainteresowania: sny, Chiny, muzyka, portrety. Strona www autora
Liczba tekstów na portalu: 52 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: W chiński akwen... Wolność w Hongloumeng | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5613 |
|