Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.194.661 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 308 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:

Złota myśl Racjonalisty:
Nie ma w świecie dość miłości i dobroci, aby wolno było z nich ofiarowywać coś urojonym istotom.
Nowinki i ciekawostki naukowe
Rok 2010
 Lipiec (23)
 Sierpień (23)
 Wrzesień (34)
 Październik (20)
 Listopad (24)
 Grudzień (17)
Rok 2011
 Styczeń (34)
 Luty (39)
 Marzec (43)
 Kwiecień (19)
 Maj (18)
 Czerwiec (17)
 Lipiec (19)
 Sierpień (30)
 Wrzesień (29)
 Październik (45)
 Listopad (35)
 Grudzień (24)
Rok 2012
 Styczeń (18)
 Luty (31)
 Marzec (34)
 Kwiecień (12)
 Maj (10)
 Czerwiec (11)
 Lipiec (12)
 Sierpień (9)
 Wrzesień (8)
 Październik (3)
 Listopad (11)
 Grudzień (4)
Rok 2013
 Styczeń (4)
 Luty (4)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
 Maj (6)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (5)
 Sierpień (4)
 Wrzesień (3)
 Październik (3)
 Listopad (3)
 Grudzień (20)
Rok 2014
 Styczeń (32)
 Luty (53)
 Marzec (38)
 Kwiecień (23)
 Maj (45)
 Czerwiec (46)
 Lipiec (36)
 Sierpień (26)
 Wrzesień (20)
 Październik (24)
 Listopad (32)
 Grudzień (13)
Rok 2015
 Styczeń (16)
 Luty (13)
 Marzec (8)
 Kwiecień (13)
 Maj (18)
 Czerwiec (11)
 Lipiec (16)
 Sierpień (13)
 Wrzesień (10)
 Październik (9)
 Listopad (12)
 Grudzień (13)
Rok 2016
 Styczeń (20)
 Luty (11)
 Marzec (3)
 Kwiecień (3)
 Maj (5)
 Czerwiec (2)
 Lipiec (1)
 Sierpień (7)
 Wrzesień (6)
 Październik (3)
 Listopad (5)
 Grudzień (8)
Rok 2017
 Styczeń (5)
 Luty (2)
 Marzec (10)
 Kwiecień (11)
 Maj (11)
 Czerwiec (1)
 Lipiec (8)
 Sierpień (5)
 Wrzesień (8)
 Październik (3)
 Listopad (3)
 Grudzień (3)
Rok 2018
 Styczeń (2)
 Luty (1)
 Marzec (7)
 Kwiecień (9)
 Maj (6)
 Czerwiec (5)
 Lipiec (4)
 Sierpień (0)
 Wrzesień (3)
 Październik (0)
 Listopad (0)
 Grudzień (11)
Rok 2019
 Styczeń (3)
 Luty (0)
 Marzec (1)
 Kwiecień (1)
 Maj (0)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (2)
 Sierpień (8)
 Wrzesień (1)
 Październik (5)
 Listopad (3)
 Grudzień (5)
Rok 2020
 Styczeń (7)
 Luty (1)
 Marzec (1)
 Kwiecień (3)
 Maj (4)
 Czerwiec (1)
 Lipiec (3)
 Sierpień (1)
 Wrzesień (0)
 Październik (0)
 Listopad (0)
 Grudzień (3)
Rok 2021
 Styczeń (3)
 Luty (0)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
 Maj (0)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (0)
 Sierpień (0)
 Wrzesień (3)
 Październik (2)
 Listopad (0)
 Grudzień (0)
Rok 2022
 Styczeń (0)
 Luty (0)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
 Maj (0)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (0)
 Sierpień (0)
 Wrzesień (0)
 Październik (0)
 Listopad (0)
 Grudzień (0)
Rok 2023
 Styczeń (0)
 Luty (0)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
 Maj (0)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (0)
 Sierpień (0)
 Wrzesień (0)
 Październik (0)
 Listopad (0)
 Grudzień (0)
Rok 2024
 Styczeń (0)
 Luty (0)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
Archiwum nowinek naukowych
Neuronauki
Dominację i neurotyzm wyczuwamy nosem (20-07-2014)

Po samym zapachu osoby - znacznie trafniej niż po jej zdjęciu - umiemy rozpoznać, czy jest ona dominująca albo czy może jest neurotykiem. Zapach dominacji się nam podoba, natomiast zapach neurotyzmu - nie - pokazują prace psycholog z Wrocławia.

freedigitalphotos.net
1. freedigitalphotos.net

Agnieszka Sorokowska - która kończy doktorat w Instytucie Psychologii Uniwersytetu Wrocławskiego - opublikowała serię wyników badań na temat zapachu. Psycholog sprawdzała w swoich eksperymentach m.in. czy ludzie umieją ocenić wybrane cechy osobowości człowieka na podstawie zapachu i czy trafniejszych ocen dokonują mężczyźni, kobiety czy może dzieci. Badała też czy zapach pozwala nam trafniej niż fotografia ocenić osobowość danej osoby .

W eksperymentach uczestniczyły dwie grupy osób: badani oraz tzw. dawcy zapachu. Dawcy zapachu wypełniali kwestionariusze osobowości, dzięki którym można było stwierdzić, jak bardzo ktoś jest dominujący, ekstrawertyczny, neurotyczny czy otwarty na nowe doświadczenia. Od osób tych pobierano próbki zapachów - były nimi albo koszulki, w których dawcy zapachu spali przez trzy noce, albo umieszczane wcześniej pod pachami waciki. Badani dostawali do powąchania próbki zapachów i na ich podstawie mieli ocenić cechy osobowości dawcy zapachu.

Ekstrawertyzmu ani otwartości na nowe doświadczenia nie udawało się badanym "zwąchać" dość trafnie. Natomiast nosy badanych okazały się bardzo sprawnymi narzędziami do oceny neurotyzmu oraz dominacji innej osoby. Agnieszka Sorokowska w rozmowie z PAP wyjaśnia, że neurotyzm to cecha osobowości związana z niestabilnością emocjonalną, wrażliwością i podatnością na zranienie. Z kolei dominacja to cecha związana z chęcią kierowania innymi i zdobywania wysokiej pozycji w hierarchii.

"Przyjęłam założenie, że istnieją dwie drogi, które łączą zapach człowieka i jego osobowość - opowiada o swoich hipotezach Sorokowska. - Jedna z tych dróg to hormony. A z poziomem hormonów wiąże się zarówno neurotyzm (serotonina), jak i dominacja (testosteron i kortyzol). Drugą drogą, która osobowość może wiązać z zapachem są emocje" - mówi psycholog. Wyjaśnia, że na podstawie zapachu - wiadomo to już z wcześniejszych badań - człowiek jest w stanie rozpoznać emocje drugiej osoby - np. czy ktoś się bał albo czy był zestresowany. Zdaniem psycholog osoby neurotyczne mogą w większym stopniu ulegać stresowi i lękom, a to może być wyczuwalne w ich zapachu.

Jeśli chodzi o zapach dominacji, to najtrafniej umiały go ocenić kobiety w próbkach pobranych od mężczyzn, a także mężczyźni w próbkach pobranych od kobiet. Słabiej rozpoznawany był zapach dominacji u osób tej samej płci. Jeśli zaś chodzi o dzieci (w wieku 6-7 lat), to nie umiały one trafnie odgadnąć, czy dany zapach pochodzi od osoby dominującej - niezależnie od jej płci (choć z rozpoznawaniem zapachu neurotyków radziły sobie całkiem dobrze). "Może to świadczyć o tym, że dominacja ma znaczenie przede wszystkim w kontekście płciowym" - komentuje Agnieszka Sorokowska.

Według rozmówczyni PAP dominacja jest bowiem ważnym sygnałem w procesie doboru partnerskiego. Cecha ta mogła wskazywać, że dana osoba jest w stanie spłodzić zdrowszego potomka. "Wysoki poziom testosteronu i kortyzolu - hormonów związanych z dominacją - jest wyniszczający dla organizmu - za ich sprawą organizm szybciej się niszczy. Z ewolucyjnego punktu widzenia osoby, które są w stanie wytrzymać ten wysoki poziom hormonów posiadają tzw. wyższą jakość biologiczną. Z tego powodu ich zapach może być odbierany jako atrakcyjniejszy" - komentuje badaczka.

Z kolei zapach neurotyków - według hipotez Sorokowskiej, mogący kojarzyć się z zapachem strachu i stresu - aż tak przyjemny nie jest. Dla naszych przodków sygnał, że ktoś w grupie jest niespokojny mógł oznaczać, że zbliża się zagrożenie. Patrząc na to z tej perspektywy, zapach zdenerwowania rzeczywiście nie musi być więc czymś, co wprawia w dobry nastrój.

W tym kontekście nie są zaskoczeniem wyniki badań dotyczące preferencji zapachów. "Osoby, których zapach podobał się badanym najbardziej, cechowały się wysoką dominacją i niską neurotycznością" - informuje psycholog.

Badaczka mówi, że w innym swoim badaniu sprawdzała, czy neurotyczność i dominację sprawniej oceniamy za pomocą węchu czy może raczej wzroku. "Kiedy dawaliśmy badanym do oceny próbkę zapachu, w miarę trafnie oceniali, czy dawca zapachu to osoba dominująca, czy nie. A kiedy badani dostawali do oceny zdjęcie twarzy, nie potrafili już tych cech prawidłowo cechy przypisać" - opowiada. Co ciekawe, kiedy badani dostawali do oceny i zdjęcie, i próbkę zapachu danej osoby, nie wypadali wcale dużo lepiej niż kiedy oglądali samo zdjęcie. "Może to oznaczać, że przy ocenie bodźce wizualne mogą działać silniej niż węchowe" - stwierdza badaczka.

PAP - Nauka w Polsce, Ludwika Tomala. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Biotechnologia
Precyzyjne sztuczne oko coraz bliżej (19-07-2014)

Zespół amerykańskich i polskich naukowców zbadał, jak pobudzać komórki oka z ogromną precyzją. Uczeni mają nadzieję, że dzięki temu w przyszłości da się opracować implant, który pozwoli osobom niewidomym zobaczyć świat z nieosiągalną wcześniej dokładnością.

W siatkówce ludzkiego oka obraz przetwarzany jest na impulsy elektryczne. Impulsy te przesyłane są potem do mózgu i interpretowane jako obraz. Amerykańsko-polski zespół naukowców chce odszyfrować "język", w jakim oko komunikuje się z mózgiem. Wtedy za pomocą tysięcy maleńkich elektrod można będzie wytworzyć impulsy elektryczne w oku tak, by mózg "zobaczył" obraz z niezwykłą precyzją. Naukowcy liczą na to, że dzięki tym badaniom w przyszłości powstanie implant, który pozwoli osobom niewidomym na wyraźne widzenie, nawet w kolorze, a także czytanie. Rozwiązanie to pomóc ma przede wszystkim osobom cierpiącym na choroby neurodegeneracyjne wzroku (np. zwyrodnienie plamki żółtej).

Uczestnik badań, dr Paweł Hottowy z Wydziału Fizyki i Informatyki Stosowanej Akademii Górniczo-Hutniczej opowiada w rozmowie z PAP, że w dostępnych już na rynku protezach oka sygnał z kamery przetwarzany jest na impulsy elektryczne i transmitowany za pomocą elektrod do komórek siatkówki oka. Dokładność przekazywania sygnału nie jest jednak na razie duża - sygnał z pojedynczej elektrody pobudza na raz kilka tysięcy komórek nerwowych siatkówki (tzw. komórek zwojowych). To sprawia, że informacja, która trafia z oka do mózgu nie jest zbyt szczegółowa, a rozdzielczość widzenia jest niewielka. Badacz z AGH opowiada, że osoby niewidome dzięki implantowi potrafią np. znaleźć w pomieszczeniu drzwi, ale nie widzą ich od razu, muszą ich chwilę poszukać. Z kolei jeśli pokazany im zostanie przedmiot, na przykład talerz lub owoc wielkości jabłka leżące przed nimi na stole, dopiero po kilkudziesięciu sekundach przyglądania się potrafią stwierdzić, co to. Mózg potrzebuje czasu na zinterpretowanie nieprecyzyjnego jeszcze sygnału z protezy.

Tymczasem zespół z amerykańskich uniwersytetów Stanforda oraz Kalifornijskiego oraz z krakowskiej AGH pracuje nad tym, by w przyszłości implanty pozwalały na dokładniejsze widzenie. Badacze chcą, by w implancie wykorzystywane były znacznie mniejsze elektrody, które będą gęsto upakowane - zamiast kilkudziesięciu elektrod będzie ich można umieścić na siatkówce nawet kilka tysięcy. Dzięki temu obraz będzie bardziej szczegółowy. Poza tym badacze chcą, by impulsy z jednej elektrody były bardzo precyzyjnie i docierały do pojedynczych komórek zwojowych, a nie do tysięcy na raz.

Innym wyzwaniem jest też usprawnienie impulsów, jakie elektroda prześle komórce siatkówki. "To, co w każdej chwili widzimy, to bardzo złożona scena. Trudno ją nam zakodować tak, jak robi to oko" - opowiada naukowiec. Wyjaśnia, że w siatkówce znajduje się nawet 20 różnych typów komórek zwojowych - inne komórki odpowiedzialne są np. za przetwarzanie i wysyłanie do mózgu informacji o kolorze, a inne - o ruchu. Jeśli więc pobudza się cały obszar komórek siatkówki, pobudza się różne ich typy jednocześnie, przez co mózg może otrzymywać w jednej chwili sprzeczne sygnały.

Dla naukowców ważne jest więc coraz lepsze poznawanie "języka" impulsów elektrycznych, w jakim różne komórki siatkówki komunikują się z mózgiem, a następnie odtworzenie tych sygnałów i przekazanie ich do odpowiedzialnych za te sygnały komórek. Na razie badacze z USA i Polski chcą nauczyć się dostarczać informacje niezależnie dwóm typom komórek zwojowych: komórkom parasolowatym odpowiedzialnym między innymi za rozpoznawanie ruchu i obrazów o niewielkim kontraście oraz komórkom karłowatym odpowiedzialnym za rozpoznawanie kolorów i szczegółów. Te dwa typy komórek stanowią około 70 proc. wszystkich komórek zwojowych w oku człowieka i stymulacja tych komórek prawdopodobnie wystarczy, aby skonstruować dość precyzyjny implant.

Na razie badacze pracują na siatkówkach makaka - oświetlają je światłem i badają sygnał elektryczny, jaki oko generuje w odpowiedzi na ten bodziec. Następnie za pomocą stymulacji elektrycznej badacze chcą odtworzyć w komórkach dokładnie taki sam sygnał. Na razie potrafią powtórzyć i precyzyjnie przekazać impulsy niezależnie około 10 sąsiadującym ze sobą komórkom zwojowym; wyniki tych eksperymentów zostały kilka tygodni temu opublikowane w prestiżowym czasopiśmie "Neuron". "To ciekawy wynik, ale jeszcze daleka droga, aby odtworzyć aktywność całej siatkówki" - komentuje badacz.

Dr Paweł Hottowy podkreśla, że na razie zespół, w którym pracuje, nie buduje implantu. "Zanim takie urządzenie powstanie, może minąć - na moje oko - nawet kilkanaście lat" - mówi.

Udział zespołu z AGH w tych badaniach finansowany jest w ramach programu HARMONIA Narodowego Centrum Nauki.

PAP - Nauka w Polsce, Ludwika Tomala. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl. Ilustracja: freedigitalphotos.net

Psychologia
Piękne rzeczy! Na co tak patrzysz w dziele sztuki? (15-07-2014)

Na czym skupiasz swój wzrok, gdy zachwycasz się dziełem sztuki? Czy zatrzymujesz się na tym, co jest w obrazie najpiękniejsze? Badania neurofizjologiczne i psychologiczne nad sądami estetycznymi prowadzą naukowcy z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.

"Od dawna psychologowie usiłują odkryć, co dzieje się w umyśle człowieka, kiedy ogląda rzeczy, które mu się podobają" - mówi w rozmowie z PAP dr hab. Piotr Francuz z Instytutu Psychologii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, kierownik badań nad psychologicznymi i neurofizjologicznymi uwarunkowaniami sądów estetycznych. Naukowiec wyjaśnia, że jeśli chodzi o badania neurofizjologiczne, wyraźny progres nastąpił dopiero w ostatnich latach dzięki łatwiejszemu dostępowi do nowych narzędzi badawczych - np. EEG czy systemu do śledzenia ruchu gałek ocznych.

Badacze z KUL swoje eksperymenty nad sądami estetycznymi chcą prowadzić w kilku etapach. Najpierw przeprowadzone będą badania EEG połączone z badaniami okulograficznymi. Naukowcy śledzić więc będą u osób oglądających klasyczne obrazy zarówno ruch gałek ocznych i to, na co patrzą badani, jak i towarzyszącą temu aktywność mózgu. Dzięki tym badaniom wiadomo więc będzie, jak pracuje mózg, kiedy patrzy się na określoną część obrazu.

"Interesuje nas, na co badani poświęcają czas oglądając dzieło sztuki, które jego części budzą u nich większe, a które mniejsze zainteresowanie" - mówi rozmówca PAP i wyjaśnia, że kiedy oglądamy obraz, nawet przez dłuższy czas, nie oglądamy go w całości. "Patrzymy tylko na niektóre fragmenty, a inne obszary pozostawiamy nietknięte" - mówi naukowiec. Takim elementem przyciągającym wzrok jest zwykle w obrazie twarz, ale nie tylko. "Gdzieś w tych obszarach, albo w ich konfiguracji tkwi odpowiedź na pytanie, czy ocenimy obraz jako piękny" - uważa dr hab. Francuz i wyjaśnia, że chce to sprawdzić w swoich badaniach.

Z dotychczasowych badań okulograficznych wiadomo na razie, m.in., że im bardziej złożona jest struktura przeszukiwania obrazu wzrokiem, tym obraz oceniany jako bardziej atrakcyjny.

Eksperci przeżywają sztukę zasadniczo inaczej niż nowicjusze. "Laicy do sztuki podchodzą emocjonalnie. Nazywają dzieło sztuki pięknym, kiedy odczuwają w czasie jego odbioru jakiś rodzaj emocji. To łatwo zidentyfikować na podstawie zapisów EEG. Eksperci również przeżywają emocje, ale w inny sposób" - mówi naukowiec i wyjaśnia, że emocje powstają u bardziej wymagającego odbiorcy nie dlatego, że dany obiekt budzi lęk lub wzrusza (jak np. obraz umierającego człowieka). "Eksperci przeżywają emocje, kiedy dostrzegają w dziele rodzaj zagadki, wyzwania, anegdoty lub nowości. Emocje wzbudza w nich ich poznawcze doświadczenie - np. odkrycie w strukturze dzieła czegoś pasjonującego. Sposób namalowania pustej ściany przez Vermeera jest dla nich znacznie bardziej emocjonujący, niż znajdujące się na tych obrazach postaci" - zaznacza rozmówca PAP.

"Pewną niedomogą badań z użyciem EEG i okulografii jest jednak to, że dzięki nim możemy się dowiedzieć, na co ktoś patrzy i czy mu się to podoba, ale nie wiemy, jakie myślenie się za tym się kryje" - przyznaje dr hab. Francuz i zaznacza, że wyniki tego eksperymentu poprowadzą badaczy ku kolejnemu doświadczeniu. Tym razem prowadzone będzie ono metodą narracyjną połączoną z badaniami okulograficznymi. Badany oglądający dzieło sztuki będzie proszony, by o nim opowiedział. "To nie będzie swobodny monolog. Postaramy się poprowadzić osobę tak, by opowiedziała nam o różnych aspektach swojego doświadczenia z dziełem sztuki. Na tej podstawie będziemy mogli ustalić związek jej opowieści z tym, na co patrzy" - mówi naukowiec. Wyjaśnia, że zgodnie z pewnymi hipotezami dzięki technikom psychologicznym można odtwarzać stany umysłu na podstawie dialogu.

"Związek estetyczny z dziełem sztuki jest fundowany na podobieństwie osobistych doświadczeń z przedmiotem. W obiekcie odnajdujemy jakieś wspomnienia, myśli. Ten obiekt nam coś uświadamia, do czegoś nas zmusza, o czymś przypomina. To będziemy chcieli zbadać" - zapowiada psycholog.

"Naszym zdaniem charakter tych badań jest nowatorski w skali światowej. W badaniach nad sztuką nie próbowano jeszcze w ramach pojedynczych eksperymentów tak ściśle łączyć ze sobą techniki badawcze z obszaru neurofizjologii z metodami wywodzącymi się z praktyki i teorii psychologii zorientowanej humanistycznie" - uważa rozmówca PAP.

Badania realizowane są w ramach programu OPUS Narodowego Centrum Nauki. Wartość grantu to prawie 690 tys. zł

PAP - Nauka w Polsce, Ludwika Tomala. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Zdrowie
Eksperci: niemal każdy Polak powinien zażywać witaminę D (15-07-2014)

Niedobory witaminy D są tak powszechne, że niemal każda osoba w naszym kraju powinna stosować suplementację tego ważnego dla zdrowia składnika - przekonywali w piątek specjaliści na konferencji w Warszawie.

"W USA ocenia się, że jedynie 9 proc. mieszkańców ma prawidłowe stężenie witaminy D. W Europie jest podobnie, w przyszłości może być jeszcze gorzej, bo od 10 lat systematycznie spada odsetek osób z prawidłowym stężeniem tej witamin" - podkreślił prof. Roman S. Lorenc z Zakładu Biochemii, Radioimmunologii i Medycyny Doświadczalnej Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie.

Kierownik Zakładu Biochemii i Chemii Klinicznej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego prof. Jacek Łukaszkiewicz powiedział, że niedawno przebadał studentów warszawskich. Prawie 80 proc. z nich wykazywało w organizmie zdecydowanie za niski poziom witaminy D. Z innych badań wynika, że niedobory tej witaminy występują u aż 83 proc. Polek.

"Jedynie u dzieci w pierwszym roku życia poziom witaminy D jest w miarę zadowalający, dzięki właśnie suplementacji witaminy D, w późniejszym wieku jest coraz gorzej, bo nie jest ona już stosowana albo jest niewystarczająca" - powiedział.

Głównym powodem niedoborów witaminy D w Polsce w skali całego roku jest zbyt małe nasłonecznie ze względu na niekorzystne położenie geograficzno-klimatycznego naszego kraju. Witamina D w aż 80 proc. syntetyzowana jest w skórze, tymczasem promienie słoneczne na obszarze Polski padają pod odpowiednim kątem jedynie od końca maja do września. W pozostałych miesiącach wytwarzanie witaminy D w skórze jest niewystarczające, konieczna jest jej suplementacja - przekonywali eksperci.


freedigitalphotos.net

Prof. Lorenc powiedział, że część osób nawet w porze letniej nie w pełni korzysta ze słońca. Syntezę witaminy D utrudnia lub wręcz uniemożliwia stosowanie zbyt silnych kremów chroniących przed promieniowanie ultrafioletowym. Gorzej jest ona syntetyzowana u osób otyłych oraz z ciemną karnacją skóry.

Z badań w Bostonie wynika, że nawet latem u dorosłych, którzy nie stosują kremów ochronnych, stężenie witaminy D jest, co najmniej o połowę zbyt niskie. Jesienią poziom witaminy D spada u nich niemal do zera, a zimą jest już zerowy. Jedynie wiosną nieco wrasta, ale nadal stanowi zaledwie jedną trzecią zalecanego poziomu.

Prof. Łukaszkiewicz twierdzi, że można z tego wnosić, że u nas jest jeszcze gorzej, ponieważ nasz kraj jest usytuowana nieco bardziej na północ niż Boston, a zatem nasłonecznie jest u nas mniejsze. Nawet latem w pochmurne dni nie dochodzi do odpowiedniej syntezy witaminy D. Nie będzie jej również w dni słoneczne, gdy przebywamy na zewnątrz zbyt krótko i mamy szczelnie zakryte całe ciało.

Specjalista podał przykład dzieci, które większość czasu spędzają przed komputerem, a nie na boisku. W Wielkiej Brytanii intensywnej suplementacji witaminą D wymagają nawet nastolatki zamieszkujące najbardziej słoneczne regiony tego kraju - dodał.

"Nie ma sensu dyskutowanie o tym, czy suplementacja witaminy D jest uzasadniona. To oczywiste. Może jedynie rozważać, kiedy i w jakich dawkach należy ją stosować u poszczególnych osób" - alarmował prof. Lorenc. Przekonywał, że może być ona stosowana nawet w wysokich dawkach, ponieważ bardzo trudno ją przedawkować.

Wszyscy Polacy powinni zażywać witaminę D od października do co najmniej marca, a najlepiej do maja - twierdzą eksperci. Osoby starsze po 60. roku życia powinny przyjmować ją przez cały rok, nawet latem, bo znacznie gorsza jest u nich synteza witaminy D w skórze.

Prof. Lorenc uważa, że nie wystarczy jedynie odpowiednia dieta, by zapewnić odpowiedni poziom witaminy D, stąd konieczność suplementacji. "Musielibyśmy zjadać codziennie ponad 30 jajek, żeby zapewnić sobie odpowiedni jej poziom" - dodał.

Najwięcej witaminy D jest w świeżym węgorzu. W 100 g tej ryby jest 1200 jednostek międzynarodowych tej witaminy. W 100 g śledzia w oleju jest 880 IU witaminy D, w 100 g łososia gotowanego lub pieczonego - 550 IU, a w innych rybach - od 50 do 200 IU.

Opublikowane w 2013 r. wytyczne międzynarodowych stowarzyszeń medycznych dla Europy zalecają, żeby osoby dorosłe od października do kwietnia-maja przyjmowały dziennie co najmniej 800-2.000 IU witaminy D. Osoby po 60. roku życia powinny taką suplementację stosować przez cały rok. W przypadku osób wymagających intensywnej suplementacji ze względów terapeutycznych zalecane dawki witaminy D sięgają 5.000-7.000 IU. W wyjątkowych przypadkach mogą sięgać nawet 50 tys. IU. Ale nie dłużej niż kilka tygodni.

PAP - Nauka w Polsce, Zbigniew Wojtasiński. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Różności
Grafen, hybrydowy śmigłowiec, robot - współpraca politechniki i przemysłu (14-07-2014)

Opracowanie rozwiązań dla superszybkiego hybrydowego śmigłowca X3, stworzenie robota pola walki, przeglądarki internetowej dla osób sparaliżowanych czy opracowanie nowego sposobu wytwarzania grafenu - to niektóre przykłady współpracy Politechniki Łódzkiej z przemysłem.

Dzięki współpracy naukowców i studentów Politechniki Łódzkiej z biznesem, do przemysłu wdrożono w ostatnich latach wiele nowoczesnych technologii i rozwiązań, opracowanych przez łódzkich naukowców. Niektóre z nich są rozwiązaniami unikatowymi na światową skalę.

Zdaniem prorektora Politechniki Łódzkiej ds. innowacji, prof. Piotra Kuli szansą na rozwój współpracy nauki z przemysłem jest obecna forma finansowania badań ukierunkowanych na aplikacje rynkowe, która wymusza udział w projektach partnera gospodarczego. "Jeżeli chcemy dziś dostać pieniądze na badania stosowane, to musimy mieć partnera gospodarczego, który wyłoży swoją część środków. I w tym instytucjonalnym rozwiązaniu upatruję szansę zmiany relacji pomiędzy nauką i przemysłem" - powiedział PAP prof. Kula.

Jego zdaniem, dzięki współpracy z biznesem uczelnia potrafi lepiej kształtować programy nauczania tak, aby wychodziły one na przeciw oczekiwaniom pracodawców, ponadto doskonali ona i uaktualnia swój warsztat naukowy zgodnie z zapotrzebowaniami rynku. "Należy też podkreślić wymierne korzyści ekonomiczne dla uczelni, jako partnera danego przedsięwzięcia" - zaznaczył.

Jak powiedziała PAP rzeczniczka uczelni Ewa Chojnacka, jedną unikatowych technologii opracowywanych we współpracy z przemysłem jest technologia wytwarzania grafenu i wykorzystywania go do gromadzenia wodoru. W ramach programu Graf-Tech Instytut Inżynierii Materiałowej PŁ wraz z partnerem przemysłowym - firmą Seco/Warwick - realizuje projekt "Grafenowy nanokompozyt do rewersyjnego magazynowania wodoru", finansowany przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju (NCBiR). Wartość projektu to ponad 6 mln zł.

Łódzcy naukowcy opracowali technologię wytwarzania grafenu z ciekłej matrycy metalicznej według oryginalnej, opatentowanej w świecie metody. Materiał ten może być wykorzystany m.in. w sensoryce i elektronice. Na bazie tak wytwarzanego grafenu opracowano prototyp nanokompozytowego materiału do budowy zbiorników magazynujących paliwo przyszłości - wodór. Technologia związana ze światowym nurtem badań, będzie mogła w niedalekiej przyszłości znaleźć zastosowanie w motoryzacji i kosmonautyce.

Naukowcy z PŁ zaprojektowali i uruchomili urządzenie do wytwarzania grafenu w skali przemysłowej. Wyprodukowała je firma Seco/Warwick i od lutego tego roku pracuje ono w laboratorium Instytutu Inżynierii Materiałowej uczelni. Pierwsze partie wyprodukowanego grafenu są obecnie testowane w wielu w laboratoriach w Polsce i za granicą.

"Projekt ten po raz pierwszy pokazuje możliwość wytwarzanie grafenu dobrej jakości w skali makroskopowej, a nie tylko drobnych płatków. Jest to projekt, który ma szerokie perspektywy aplikacji w bardzo wielu nowoczesnych dziedzinach gospodarki i techniki, natomiast jest on niezwykle trudny do realizacji" - przyznał prof. Kula.

Przyznał, że niedawno na PŁ gościli z wizytą przedstawiciele działu badań i rozwoju jednego z francuskich koncernów gazowych, który jest bardzo zainteresowany współpracą w zakresie m.in. budowy zbiorników do przechowywania wodoru, jako paliwa czy gazu technologicznego.

Inne ciekawe rozwiązanie opracowali naukowcy z Instytutu Biochemii Technicznej PŁ, którzy dzięki współpracy z firmą Genomed z Warszawy poznali sekwencję genomu pierwszego szczepu bakterii z gatunku Gluconacetobacter xylinus syntetyzującego bionanocelulozę.

Bakterie zostały użyte przez zespół prof. Stanisława Bieleckiego do otrzymania materiałów opatrunkowych "CelMat" stosowanych w leczeniu trudno gojących się ran. Opracowana technologia została skomercjalizowana i w tym roku planowana jest produkcja materiałów opatrunkowych.

Celuloza to biopolimer wytwarzany nie tylko przez rośliny, ale również przez mikroorganizmy, spośród których szczep Ga. xylinus okazuje się być najwydajniejszym jej producentem. Celuloza bakteryjna charakteryzuje się wyjątkowymi właściwościami - dużą hydrofilowością, brakiem cytotoksyczności i niezwykłą biokompatybilnością. Nie powoduje alergii i jest przyjazna dla środowiska. Biopolimer ten, ze względu na unikatowe właściwości, znalazł szerokie zastosowanie w różnych gałęziach przemysłu. Zespół prof. Bieleckiego pracuje obecnie nad uzyskaniem w krótszym czasie lepszych i tańszych materiałów opatrunkowych, implantów, maseczek kosmetycznych oraz innych, nowych produktów.

Konsorcjum naukowo-przemysłowe Politechniki Łódzkiej (Wydział Biotechnologii i Nauk o Żywności - Instytut Technologii Fermentacji i Mikrobiologii) z Grupową Oczyszczalnią Ścieków w Łodzi realizuje projekt dot. opracowania metody oczyszczania biogazu w skali przemysłowej ze związków siarki i dwutlenku węgla z bardzo wysoką skutecznością. Technologia ta ma odpowiadać na potrzebę rynkową efektywnego i taniego oczyszczania biogazu. Projekt jest finansowany z Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka (ok. 3,5 mln zł).

Według łódzkich naukowców w ramach pełnego procesu badawczo-rozwojowego osiągnięto 99-100 proc. redukcję siarkowodoru w biogazie. Oczyszczanie odbywa się przy użyciu drobnoustrojów, które prowadzą proces utleniania siarkowodoru z większą wydajnością niż stosowane obecnie procesy chemiczne.

Opracowano i uruchomiono w Grupowej Oczyszczalni Ścieków w Łodzi nowatorską instalację w skali półtechnicznej do biologicznego odsiarczania biogazu. Technologia została zgłoszona do ochrony patentowej w Europie. Obecnie testowana jest skuteczność instalacji w innej biogazowni w Zduńskiej Woli. "Trwają rozmowy na temat komercjalizacji - są potencjalne firmy zainteresowane tą technologią" - podkreśliła rzeczniczka uczelni.

Inne konsorcjum tworzone przez wydziały: Mechaniczny i Chemiczny PŁ oraz PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna uzyskały ze środków NCBiR finansowanie projektu "Opracowanie i wdrożenie technologii redukcji emisji rtęci do atmosfery z procesów spalania węgla". Łączna kwota projektu to ponad 22 mln zł.

W ramach projektu opracowana zostanie innowacyjna technologia usuwania rtęci z gazów spalinowych z użyciem sorbentu, połączona z odzyskiem tego pierwiastka. Zastosowanym materiałem jest wielowarstwowy kompozyt sorbujący, będący przedmiotem zgłoszenia patentowego. Kompozyt ten charakteryzuje się wysoką zdolnością sorpcyjną par rtęci ze strumienia gazów. Dodatkową jego zaletą jest możliwość jego wielokrotnego użycia dzięki okresowej regeneracji.

W ramach projektu planowane jest oczyszczanie z par rtęci części spalin wytwarzanych w jednym z bloków energetycznych Elektrowni Bełchatów. Opracowywana technologia kierowana jest głównie do sektora energetycznego, ze względu na największy jego udział w emisji rtęci do atmosfery, ale możliwe również będzie zastosowanie jej w innych gałęziach przemysłu.

Na PŁ powstał także autonomiczny robot pola walki. Projekt został zrealizowany przez Instytut Informatyki Stosowanej we współpracy z łódzkimi firmami Prexer, Sochor i GreenPoint. Powstała mobilna jednostka wyposażona w nowoczesny system wizyjny z trzema rodzajami kamer: termowizyjną, noktowizyjną, światła widzialnego i dalmierzem laserowym, nowatorski układ napędowy, a także wydajne komputery najnowszej generacji przetwarzające dane w algorytmach zapewniających autonomię robota.

Opracowany robot może być wykorzystywany przez wojskowe oddziały do wykonywania zadań tam, gdzie bezpieczeństwo człowieka jest zagrożone, np. podczas niebezpiecznych misji zwiadowczych lub inspekcji podejrzanych obiektów czy ładunków wybuchowych. Robot po wprowadzeniu nieznacznych modyfikacji będzie mógł służyć też innym służbom mundurowym tj. policji, Straży Pożarnej czy też Straży Granicznej.

Do najważniejszych cech robota zaliczyć można m.in. samodzielną jazdę na azymut, bądź współrzędne GPS z omijaniem lokalnie występujących przeszkód, czy podążanie za operatorem, bądź odpowiednio oznaczonym obiektem.

Pojazd porusza się w trudno dostępnym terenie na sześciu kołach z niezależnym zawieszeniem i napędami. Można go wyposażyć także w ramię, które potrafi udźwignąć ciężar do 4,5 kg, chwytak, reflektor lub głowicę optoelektroniczną. Łączna wartość projektu to ponad 6,5 mln zł.

Technologie opracowane przez naukowców z Politechniki Łódzkiej zostały wdrożone przez wielkie światowe koncerny jak i polskie firmy. Uczeni z Łodzi współpracują z Airbus Helicopters (dawniej Eurocopter) m.in. przy superszybkim hybrydowym śmigłowcu X3.

Dla koncernu Peugeot Citroen Automobiles opracowali zautomatyzowaną skrzynię biegów pozwalającą na takie samo zużycie paliwa w ruchu miejskim i na autostradzie. Na PŁ działa też Laboratorium Mechaniki Stosowanej tego koncernu, które pracuje nad nowymi technologiami pozwalającymi na obniżenie zużycia paliwa w samochodach m.in. z napędem hybrydowym i nad nowymi koncepcjami układów kierowniczych oraz zawieszenia.

Wśród opracowań, które trafiły już do polskich firm są m.in. przeglądarka internetowa dla osób sparaliżowanych o nazwie B-Link, Technologia PreNitLPC - sposób nawęglania wyrobów stalowych w podciśnieniu, półprodukt włóknisty do produkcji papieru graficznego, technologia azotowania narzędzi wykonanych ze stopów żelaza czy odzysku wody i ciepła ze ścieków wykończalniczych. We współpracy z AMZ Kutno (w ramach programu INNOTECH) powstał polski prototyp miejskiego autobusu z ekologicznym napędem elektrycznym.

Łódzcy naukowcy pracują obecnie nad wieloma projektami, które - ich zdaniem - mają duży potencjał wdrożeniowy. Wydział Technologii Materiałowych i Wzornictwa Tekstyliów pracuje nad optymalizacją struktury ubioru ochronnego dla noworodków urodzonych przedwcześnie. Jednym z poważniejszych zagrożeń życia wcześniaków jest bowiem nadmierna utrata wody w pierwszych dobach życia spowodowana niedorozwojem warstwy rogowej skóry. Aby ograniczyć utratę wody wskutek parowania a jednocześnie zapewnić komfort termiczny, na ubiór dla wcześniaków zaproponowano barierowe tekstylia półprzepuszczalne, zbudowane z membrany półprzepuszczalnej i dzianiny.

Zadaniem membrany półprzepuszczalnej jest ograniczenie parowania ze skóry wcześniaka, a dzianiny - zapewnienie komfortu termicznego. Ocena właściwości termoizolacyjnych i paro-przepuszczalnych ubrań ochronnych dla wcześniaków prowadzona jest na specjalnie wykonanym, nowatorskim modelu manekina termicznego, którego wymiary odpowiadają noworodkowi z masą urodzeniową około 1,5 kg. Z danych statystycznych wynika, że rocznie w Polsce rodzi się około 24 tysięcy wcześniaków. Zdaniem przedstawicieli uczelni odbiorcami takich ubiorów ochronnych mogą być zarówno rodzice, jak również szpitalne oddziały neonatologii.

Wydział Chemiczny opracowuje natomiast nowe biomateriały do leczenia ran cukrzycowych (tzw. stopy cukrzycowej). Leczenie takich ran to ogromny problem zarówno w Polsce jak i na świecie. W Polsce w wyniku powikłań wykonuje się ponad 10 tys. amputacji rocznie. Ze względu na specyfikę tych ran dotychczas nie udało się na świecie opracować biomateriałów, które w znaczący sposób zwiększałyby prawdopodobieństwo ich wyleczenia.

Instytut Techniki Radiacyjnej PŁ rozpoczął badania nad opracowaniem technologii wytwarzania opatrunków hydrożelowych wzbogaconych o czynniki angiogenne. Punkt wyjścia stanowi opatrunek hydrożelowy, produkowany w Polsce i na świecie wg. technologii opracowanej i opatentowanej przez naukowców z PŁ w wielu krajach.

Naukowcy zamierzają zmodyfikować technologię, która umożliwi wzbogacenie opatrunków o czynniki angiogenne, działające lokalnie w obszarze rany. Jedno z rozwiązań zgłoszone jest już do opatentowania, a testy komórkowe takich biomateriałów dają pozytywne wyniki. Według przedstawicieli uczelni dalszy rozwój technologii i wprowadzenie biomateriałów do praktyki klinicznej wymaga jednak szerokiego współdziałania środowisk medycznych i akceptacji społecznej.

Wydział Biotechnologii i Nauk o Żywności prowadzi zaś prace nad łąkotką z bionanocelulozy, która po implantacji będzie dobrze zastępowała łąkotkę naturalną. Ma to zapobiegać rozwojowi zmian zwyrodnieniowych.

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Wydarzenia
Warszawski "Kopernik" świętuje urodziny Tesli (13-07-2014)

Co łączy radio, świetlówkę, silnik elektryczny i baterię słoneczną? Nazwisko ich wynalazcy, genialnego naukowca Nikoli Tesli. Do świętowania jego 158. urodzin zachęca warszawskie Centrum Nauki Kopernik, które z tej okazji przygotowało wiele atrakcji.

Nikola Tesla, urodzony w serbskiej rodzinie 10 lipca 1856 r., opracował ponad 120 wynalazków. Jak przypomniał w czwartek na spotkaniu z dziennikarzami Jarosław Barański z Teatru Wysokich Napięć CNK, to Tesli zawdzięczamy prąd zmienny w gniazdkach, silniki elektryczne czy nawet radio. Nie wszyscy dzisiaj jednak pamiętają o urodzonym 10 lipca 1856 r. naukowcu. "Ten skądinąd doskonały konstruktor był bardzo słabym marketingowcem" - przyznał Barański. "Kopernik" nie pozwoli jednak o wynalazcy zapomnieć i w najbliższy weekend organizuje dni z Teslą.

Jak zapowiedział Radosław Miernik z CNK, w Teatrze Wysokich Napięć "Kopernika" - jak co dzień - będą się odbywać warsztaty i pokazy naukowe o tajemnicach prądu elektrycznego. Poza tym co godzinę zwiedzający będą mogli posłuchać utworu "Sto lat!" w niezwykłym wykonaniu transformatora Tesli. To urządzenie, które jest w stanie generować niewielkie pioruny - wyładowania elektryczne, których dźwięk można dowolnie modulować.

Zwiedzający będą też mogli skonstruować prosty układ wykorzystując wynalazki Tesli - np. ogniwo słoneczne. "Kopernik" otworzy też dla wszystkich zwiedzających swoje laboratoria. Będzie w nich można poznać tajniki elektrochemii i dowiedzieć się, jak zbudować fotobioreaktor, a także sprawdzić, jak za pomocą słabego prądu elektrycznego można poruszyć ciałem drugiej osoby. Poza tym za pomocą lasera będzie można przesyłać dźwięk, a w pracowni robotycznej będzie można zaprojektować własnego robota na pilota. Jak przypomnieli przedstawiciele CNK, to właśnie Tesla jako pierwszy opatentował pilota radiowego i dzięki niemu sterował maszynami: kroczącą, latającą i pływającą.

Młodzi konstruktorzy będą też mogli wykonywać bezpieczne doświadczenia z prądem i przygotowywać proste układy elektroniczne.

W sobotę na scenie w Parku Odkrywców przed CNK przewidziano dwa koncerty grupy All Sounds Allowed, której członkowie wykorzystują narzędzia, takie jak młot pneumatyczny czy piła tarczowa.

Jarosław Barański przypomniał, że Tesla wymyślił bardzo wiele niezwykłych rozwiązań. "O niektórych nawet nie mamy pojęcia, bo jedną z jego negatywnych cech było to, że nie zapisywał swoich pomysłów, ale pamiętał je. W momencie jego śmierci szereg jego pomysłów odeszło w niebyt" - powiedział. Dodał, że "późniejszy konkurent Tesli - Thomas Edison potrafił zadbać o finanse, a Tesla tego nie umiał, więc cały czas cierpiał na brak gotówki".

Nikola Tesla studiował w Grazu i Pradze, pracował w Budapeszcie, Strasburgu i Paryżu, a potem zatrudnił go w Nowym Jorku inny wybitny wynalazca, a później konkurent - Thomas Edison. Tesla opatentował ponad 300 rozwiązań dotyczących ponad 120 wynalazków. Naukowiec zmarł w Nowym Jorku w 1943 r.

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Geologia
Ogromne złoża bursztynów w Polsce to prawda czy mit? (11-07-2014)

Ile w Polsce mamy złóż surowców? Jakie są zasoby węgla, gazu ziemnego, ropy naftowej, rud miedzi, cynku i ołowiu? Ogromne złoża bursztynów to prawda czy mit? Czy będziemy musieli sprowadzać z zagranicy piasek i żwir do budowy autostrad?

Odpowiedź na te i dziesiątki innych pytań znaleźć można w publikacji Bilans zasobów złóż kopalin w Polsce wg stanu na 31.12.2013 r. Od wtorku jest ona dostępna w postaci pliku pdf na stronach internetowych Państwowego Instytutu Geologicznego. Wersja tradycyjna, książkowa zostanie wydrukowana w lipcu.

Mówi dyrektor PIG-PIB prof. Jerzy Nawrocki:

Tegoroczne wydanie ma charakter jubileuszowy, albowiem nasza publikacja ukazuje się już po raz sześćdziesiąty. Jej początki sięgają roku 1953, kiedy to była ściśle związana z potrzebami gospodarki centralnie sterowanej. Jednak idea bilansowania zasobów dla potrzeb krajowej gospodarki pozostała uniwersalna bez względu na warunki funkcjonowania państwa. Zarówno w 1955 r., gdy bilans zawierał informację o 263 złożach, jak i dziś, gdy opisuje ich ponad 13 tysięcy, podstawową funkcją jest udzielenie komplementarnej odpowiedzi na pytania: jakie, ile i gdzie znajdują się zasoby kopalin, których wykorzystywanie może przynieść korzyści gospodarcze.

Przeglądanie bilansu wydaje się zajęciem nudnym - mnóstwo liczb, zestawień, wykresów i map. Jednak gdy oswoimy się nieco ze specjalistyczną terminologią i wgryziemy w tabele, to wnioski mogą być fascynujące. Zasoby surowcowe państwa, decydujące o naszym bezpieczeństwie, mamy jak na dłoni.

Sporządzanie krajowych bilansów zasobów kopalin jest jednym z podstawowych zadań każdej służby geologicznej na świecie. Pierwsze bilanse zaczęto zestawiać ponad 130 lat temu w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Amerykański Minerals Yearbook czy brytyjski United Kingdom Minerals Yearbook jest do dzisiaj najbardziej wiarygodnym źródłem informacji dla administracji rządowej i biznesu.

W Polsce służbę geologiczną pełni Państwowy Instytut Geologiczny, który ustawowo zobowiązany jest do regularnego przedstawiania stanu bazy zasobowej kraju. Raport sporządzany jest w połowie roku na podstawie informacji spływających nieustannie do bazy danych MIDAS - serca ewidencji wszystkich kopalin w Polsce. Tutaj rejestrowane jest wydobycie z każdej kopalni oraz każde powiększenie majątku narodowego o nowe złoża udokumentowane w ciągu roku.

Prace finansowane są przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, a nadzorowane przez Ministerstwo Środowiska.

Bilans podzielony jest na kategorie surowców. Każda z nich poza zestawieniem tabelarycznym złóż i ich aktualnych zasobów zawiera opis tekstowy. Specjaliści instytutu omawiają w nim tendencje wydobycia, perspektywy rozwoju i kierunki poszukiwań.

Najnowszy bilans zawiera dane dotyczące 13 197 krajowych złóż kopalin. W porównaniu z rokiem ubiegłym mamy o ponad 250 złóż więcej.

Specjalistów do lektury bilansu zachęcać nie trzeba, ale polecamy nasze strony internetowe również tym, którzy na co dzień nie zajmują się tematyką gospodarczą. Wiele sensacji obiegających co jakiś czas media ma źródło w naszym niepozornym wydawnictwie.

Z podstawowymi informacjami dotyczącymi bilansu można się zapoznać na stronie www.pgi.gov.pl

Rozszerzone dane o bazie surowcowej można znaleźć na stronie geoportal.pgi.gov.pl/surowce

Bilans Zasobów Kopalin 2013

 

Wydarzenia
Studenci z Politechniki Wrocławskiej najlepsi w Barcelonie (10-07-2014)

Nasi studenci triumfują w konstrukcji samolotów, łazików marsjańskich, bolidów - czas na motocykle.

Studenci Politechniki Wrocławskiej zwyciężyli w międzynarodowych zawodach Smart Moto Challenge 2014, które odbyły się w Barcelonie. Ich Lekki Motocykl Elektryczny pokonał wszystkie ekipy i tym razem - w przeciwieństwie do ubiegłego roku - wrócił bezpiecznie do Polski.

Rok temu studenci z Politechniki Wrocławskiej w tym samym konkursie zajęli trzecie miejsce, ale po zawodach ich wynalazek skradziono. Tym razem obyło się bez niemiłych niespodzianek.

Polacy wygrali w klasyfikacji generalnej zawodów, w których uczestniczyło 10 zespołów z Hiszpanii, Rosji, Ekwadoru. Motocykl członków Koła Naukowego Pojazdów i Robotów Mobilnych PWr otrzymał także wyróżnienie za design oraz najlepszy biznesplan.


Koło Naukowe Pojazdów i Robotów Mobilnych PWr

"Prace nad motocyklem rozpoczęliśmy już w październiku 2013 roku. Nasz piętnastoosobowy zespół spotykał się od tego czasu regularnie. Oprócz projektowania i konstruowania zajmowaliśmy się także szukaniem partnerów biznesowych czy też logistyką podróży do Hiszpanii" - opowiadał koordynator projektu Radosław Czahajda.

Zwycięski pojazd wyróżnia bardzo niski koszt eksploatacji. "Silnik bezszczotkowy wbudowaliśmy w piastę koła. Dzięki temu rozwiązaniu nie musimy się martwić o awarie" - tłumaczy koordynator projektu i dodaje, że w pełni naładowana bateria pozwala przejechać motocyklem aż 70 kilometrów.

W październiku w Moskwie odbędą się kolejne zawody, w których wezmą udział zawodnicy z PWr. "Motocykl jest świetny, ale wciąż może być jeszcze lepszy. I nad tym będziemy teraz pracować" - zapewnia Czahajda.

Szczegółowe informacje na temat konkursu oraz zdjęcia są dostępne na profilu koła naukowego PiRM na Facebooku: https://www.facebook.com/knpirm

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Wydarzenia
Gorące lato w centrach nauki (09-07-2014)

Wakacje to czas dobry nie tylko na opalanie i leniuchowanie, trochę czasu warto poświęcić... nauce. Skutecznie przekonuje o tym kilka centrów nauki z całej Polski, które na letnie miesiące przygotowały specjalne atrakcje, pokazy naukowe, projekcje filmowe.

W Parku Odkrywców warszawskiego Centrum Nauki Kopernik (CNK) w wakacje będzie można korzystać z zajęć projektowania, budować instalacje ogrodnicze, uczestniczyć w happeningach artystycznych. Grupa artystyczna Parque nō pomoże znaleźć sposoby na wyciszenie się w miejskiej dżungli, pracownia Kwiatkibratki zbuduje w parku kwitnącą rzeźbę, otwarta zostanie też nowa stała przestrzeń w Koperniku - Majsternia.

Weekend 12 i 13 lipca będzie świetną okazją do poznania postaci genialnego naukowca Nikoli Tesli, który żyjąc na przełomie wieków opatentował ponad 120 wynalazków. CNK przygotowało wtedy Dni Tesli, podczas których młodzi konstruktorzy będą mogli np. wykonywać proste i bezpieczne doświadczenia z prądem elektrycznym, zobaczyć najbardziej znane wynalazki Tesli w postaci hologramów i przekonać się, jak doskonałym instrumentem muzycznym może być transformator prądu zmiennego.

Specjalne wakacyjne eksperymenty i doświadczenia czekają też na gości laboratoriów CNK. W laboratorium chemicznym będzie można przygotować swój własny, naturalny krem; w biologicznym dowiedzieć się czy owoce mogą być równie muzykalne jak pianino; w fizycznym samodzielnie wyhodować kryształy; a w robotycznym zbudować "szczotkobota".

Już tradycyjnie coś dla siebie znajdą też kinomani, którzy w wakacyjne piątkowe wieczory przyjdą do Parku Odkrywców. Od godz. 21 czeka na nich Kino Letnie, któremu w lipcu będzie towarzyszyło hasło "Raj utracony". Pokazywane filmy utworzą opowieść o tym, co tracimy, a co zyskujemy w związku z rozwojem nauki i technologii. "Czy jesteśmy gotowi na wzięcie odpowiedzialności za zmiany, jakich dokonujemy w naszym środowisku naturalnym i w nas samych? Przekraczamy kolejne granice - wpływając na klimat, eksperymentując z przyrodą, zgłębiając tajemnice genomu... Pytania o aspekty etyczne naszych działań sprawiają, że coraz częściej dzielimy się na technoentuzjastów i ekosceptyków. Czy istnieje jeszcze szansa na porozumienie się obu tych środowisk?" - pytają organizatorzy wydarzenia.

W repertuarze znalazły się np. "Projekt Nim" o szympansie, który wychowany przez ludzi i nauczony języka migowego, od kołyski stanowił eksperyment naukowy. Zaplanowano tez film "Zbieracze i zbieraczka" o wielowiekowej tradycji zbierania resztek plonów po żniwach, która uzyskała nową odsłonę w miastach. Reżyserka, pokazując niewymiarowe ziemniaki, które nie przeszły unijnej selekcji lub stary sprzęt elektroniczny, pozostawiony na ulicy, nie pozwala nam przejść obojętnie obok marnotrawstwa, jakiego dokonujemy na co dzień. Widzowie będą mogli zobaczyć też filmy: "Gattaca" - o tym czy człowiek, dzięki rozwojowi nauki, przyspieszy ewolucję własnego gatunku oraz "Prezydent nowej Atlantydy" - poświęcony Mohamedowi Nasheedowi, prezydentowi Malediwów, który ze względu na wciąż podwyższający się poziom wód Oceanu Indyjskiego, walczy o przetrwanie kraju.

W sierpniu widzowie będą mogli obejrzeć cykl "Zegar życia", opowiadający o intymnym rozwoju człowieka, od niemowlęctwa do późnej starości. Szczegółowe informacje na temat atrakcji lata w Koperniku można znaleźć na stronie: http://www.kopernik.org.pl/projekty-specjalne/lato/

Pokazy filmowe od hasłem "Otwarci na świat" przygotował też Uniwersytet Otwarty Uniwersytetu Warszawskiego. Filmy będzie można oglądać w ogrodach Biblioteki Uniwersyteckiej na warszawskim Powiślu. Każdy pokaz poprzedzony będzie prelekcją prowadzoną przez wykładowców akademickich. Filmy ukażą różnorodność świata, nawiążą do stereotypów na temat obcokrajowców i sposobów poznawania innych kultur. W programie m.in.: "Buntownik bez powodu", "Car", "Whisky dla Aniołów". Więcej informacji jest dostępnych na stronie: www.uo.uw.edu.pl .

Wakacyjne atrakcje przygotowało też gdańskie Centrum Hewelianum. We wtorki i czwartki podczas specjalnego cyklu "science show" będzie można przekonać się, który z żywiołów: woda czy ogień, jest silniejszy. Za to w środy i piątki będzie czas na "Eksperymenty z JAJEM". Ich uczestnicy przekonają się, że jajo niejedno - naukowe - ma imię. W "Weekendowym kąciku warsztatowym" będzie można zagrać naukowym "kole fortuny" i wygrać nagrody oraz np. zobaczyć, jakie nietypowe przedmioty można zrobić z makaronu.

Uczestnicy wakacyjnych spotkań z historią w soboty będą mogli np. zwiedzać zazwyczaj niedostępne obiekty Fortu Góry Gradowej, na której znajduje się Centrum Hewelianum. Spacery uatrakcyjni wspaniała panorama Gdańska podziwiana z kilku punktów widokowych.

Gdańskie Centrum przygotowało też imprezy specjalne. 26 lipca, w ramach IV Światowego Zjazdu Gdańszczan i Nocy Sztuki, będzie można zobaczyć "Hewelianum by Night", z kolei 12 sierpnia na miłośników astronomii czekają atrakcje "Nocy Spadających Gwiazd". Program lata w Centrum Hewelianum jest dostępny na stronie: http://hewelianum.pl/wystawy/dodatkowe

Natomiast w Krakowie miłośnicy nauki powinni odwiedzić Ogród Doświadczeń im. Stanisława Lema, czyli park edukacyjny z interaktywną ekspozycją przybliżającą prawa fizyki. Tam uczniowie, którzy do 8 lipca przedstawią w kasie swoje aktualne świadectwo z 5 lub 6 z fizyki albo przyrody, wejdą do Ogrodu bezpłatnie. Szczegółowe informacje można znaleźć na stronie: www.ogroddoswiadczen.pl

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Archeologia
Archeolodzy odkryli zaginione średniowieczne miasto w Wielkopolsce (08-07-2014)

Po raz pierwszy na terenie Polski - z pomocą zdjęć lotniczych - zidentyfikowano jednocześnie średniowieczne miasto lokacyjne i sąsiadującą z nim wieś owalnicową oraz rezydencję właścicieli.

Odkrycia dokonał w styczniu tego roku w rejonie wsi Niedźwiedziny w woj. wielkopolskim Marcin Krzepkowski - archeolog współpracujący od wielu lat z Muzeum Regionalnym w Wągrowcu w czasie analizy ortofotomapy, czyli rzeczywistej fotograficznej mapy terenu powstałej w osnowie geodezyjnej, zamieszczonej w serwisie www.geoportal.pl.


Z powierzchni ziemi trudno dostrzec obiekty wyraźnie rysujące się lotu ptaka - fotografia pola, na którym dokonano nowych odkryć archeologicznych, w rejonie wsi Niedźwiedziny. Fot. M. Krzepkowski

"Publikowane zdjęcia lotnicze są tak dokładne, że umożliwiły dostrzeżenie na polach w rejonie wsi Niedźwiedziny odróżniających się barwą upraw, które układają się na kształt domostw rozlokowanych wokół centralnego kwadratowego w planie placu. Omawiany układ zinterpretowałem jako średniowieczny układ miejski" - mówi PAP Krzepkowski.

Niektóre z wykrytych budynków było bardzo duże - sięgały nawet 10 m długości, przy szerokości dochodzącej do 9 m. Według wstępnych obliczeń naukowców, na terenie średniowiecznego miasta znajdowało się około 30 zabudowanych działek mieszczańskich, z czego 20 przy rynku i około 10 przy ulicach wylotowych. Prawdopodobnie zamieszkiwało je nie więcej niż 200 osób.

Na północ od zabudowy miejskiej czytelny jest układ obiektów stanowiących, zdaniem Krzepkowskiego, pozostałość wsi o układzie owalnicowym. Upowszechnienie się takiej formy wsi większość badaczy wiąże z kolonizacją na prawie niemieckim w 2. poł. XIII wieku. Centrum tego typu osiedla stanowił plac zwany półwsią lub nawsiem, często ze stawem, niekiedy kościołem lub karczmą.

"Około 300 m na południowy wschód od miasta, na wyniesieniu położonym w dnie doliny Dzwonówki, domyślamy się istnienia reliktów średniowiecznej siedziby rycerskiej i dworu staropolskiego" - dodaje Krzepkowski.

Na powierzchni pól widoczne są skupiska polepy, liczne fragmenty naczyń ceramicznych i węgli drzewnych, które wyrzuciła na powierzchnię orka. W ten sam sposób wytypowano również miejsce lokalizacji cmentarza związanego najprawdopodobniej z funkcjonującym tu niegdyś kościołem - uzupełnia Krzepkowski.

Miejsce odkrycia położone jest w rejonie słabo rozpoznanym przez archeologów - to Puszcza Zielonka zdominowana przez gęsty las. Badacze wykrywają stanowiska najczęściej w czasie badań powierzchniowych, polegających na dokonywaniu przejść przez pola uprawne tuż po orce i poszukiwaniu fragmentów naczyń ceramicznych czy innych zabytków. Lasy skutecznie utrudniają takie działania. Miasto w rejonie wsi Niedźwiedziny odkryto tylko dzięki temu, że jego relikty znajdują się na polach uprawnych, które są jednak ściśle ograniczone przez powierzchnię lasu.

Odnalezione miasto nazywało się Dzwonowo- najczęściej występowało w literaturze w odmianie Swanow lub Zwanowo. Kwerendę źródłową na jego temat wykonał Marcin Moeglich z Muzeum Regionalnego w Wągrowcu. Pierwsze wzmianki o Dzwonowie pochodzą jeszcze z początku wiek XIV w., kiedy to miejscowość należała do późniejszego wojewody poznańskiego Dobrogosta - później zaś do jego potomków.

Badacze przypuszczają, że przebiegał tędy trakt łączący Poznań z Pomorzem Gdańskim, wiodący przez Łekno, Kcynię i Nakło. Konkurencja ze strony nieco później lokowanych miast prywatnych w pobliżu Dzwonowa (Gośliny Kościelnej, Skoków) spowodowała zapewne jego powolny upadek. Niewykluczone, że miasto ucierpiało również podczas wojny domowej toczącej się u schyłku XIV w.

W ostatnim dziesięcioleciu w Polsce dzięki fotografii lotniczej zidentyfikowano dwa inne zaginione średniowieczne miasta - pierwszą lokację Szamotuł oraz Nieszawę.

PAP - Nauka w Polsce, Szymon Zdziebłowski. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Fizyka
Fizyk: nauka tworzy narzędzia, by sięgać dalej niż pozwala wyobraźnia (06-07-2014)

Dzięki nauce stworzyliśmy narzędzia, dzięki którym można sięgać dalej, niż pozwala wyobraźnia. A tam, gdzie nie sięga wyobraźnia, jest pole do działania dla artystów - mówi fizyk prof. Grzegorz Wrochna, komentując fragment filmu "Photon" artysty Normana Leto.

Polski artysta Norman Leto, który pracuje nad pełnometrażowym filmem "Photon", udostępnił kilkuminutowy fragment, w którym przedstawia swoją interpretację Wielkiego Wybuchu, początków istnienia Wszechświata i zjawisk w świecie kwantowym. Fragment ten prezentowany jest m.in. na wystawie "Co widać. Polska sztuka dzisiaj" w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie (do 1.06) oraz na internetowej stronie wystawy: cowidac.artmuseum.pl/pl/artist/norman-leto

Film ten komentuje w rozmowie z PAP fizyk cząstek prof. Grzegorz Wrochna, dyrektor Narodowego Centrum Badań Jądrowych w Świerku.

PAP: Czy z filmu Normana Leto możemy się uczyć fizyki cząstek?

Prof. Grzegorz Wrochna: Nie, nie możemy... Językiem fizyki jest matematyka. Dopóki nie zapiszemy równań, które opisują jakieś zjawisko, nie możemy powiedzieć, że je rozumiemy. Ale niezwykle trudno jest wyobrazić sobie, co te równania opisują - bo równania te służą do opisywania pojęć, z którymi nie mamy do czynienia na co dzień. Nasze zmysły nie dają nam możliwości wglądu w te zjawiska czy pojęcia. Nasze oczy widzą fotony, ale już np. pole elektromagnetyczne jest dla nas pojęciem abstrakcyjnym - nie jesteśmy go w stanie wyczuć, chociaż możemy go w jakiś sposób doświadczyć - np. podczas zabawy magnesami. Za to kiedy dochodzimy do pojęć z fizyki cząstek elementarnych, zmysły wysiadają i wyobraźni nam brakuje. Dlatego próbując objaśnić te zjawiska w sposób przystępny, musimy się uciekać do pewnych symboli czy porównań. Takie metafory stosuje właśnie artysta.

PAP: Norman Leto pokazuje cząstki elementarne jako coś bardzo nienamacalnego: jako wibracje, fluktuacje, sprzężenia. Czy cząstki takie są w rzeczywistości?

GW: One w rzeczywistości są dużo bardziej nienamacalne. Jesteśmy przyzwyczajeni do rysunków, w których cząstki elementarne przedstawiane są jako punkty czy kulki. A przecież te cząstki mają nie tylko naturę korpuskularną, ale i własności falowe. Nam się jednak fala kojarzy z czymś zupełnie innym niż własności cząstki: fala jest w jakimś obszarze, a cząstka jest zlokalizowana, fala jest powtarzalna, cząstka - jedna. A w świecie kwantowym to są dwa oblicza tego samego obiektu. Norman Leto w swoim filmie pokazując te fluktuacje, przypomina nam o tej trudniejszej do wyobrażenia, falowej naturze cząstek.

PAP: Leto pokazuje m.in. jak wygląda bozon Higgsa. Pan sobie wyobrażał tę cząstkę w inny sposób?

GW: Bozon rzeczywiście jest bardzo trudny do wyobrażenia. Ja, będąc fizykiem eksperymentalnym, który Higgsa poszukuje w detektorach, kojarzę bozon z tym, co widać na ekranie komputera, jako wynik eksperymentów - w moim umyśle wiąże się więc on z kolorowymi słupkami, wykresami czy wizualizacją śladów cząstek, na które się rozpadł. Ale to przecież też są abstrakcyjne sposoby przedstawienia pewnych zjawisk, które są zupełnie... nie z tej ziemi.

PAP: A Pan te "rzeczy nie z tej ziemi" - zjawiska w świecie kwantowym - rozumie i umie je sobie wyobrazić? Czy to się może zmieścić w wyobraźni?

GW: Zrozumieć coś a wyobrazić to sobie - to dwie zupełnie różne rzeczy. Wbrew pozorom łatwiej jest pewne rzeczy zrozumieć, niż je sobie wyobrazić. Jeśli chodzi o historię mechaniki kwantowej, to pewne zjawiska szybko udało się w niej zrozumieć - nauczono się rozwiązywać problemy i konstruować nowe urządzenia - przecież komputer i telefon komórkowy są dzisiaj pełne mechaniki kwantowej. Natomiast tak do końca nie umiemy sobie tych zjawisk wyobrazić. Fizycy i filozofowie sprzeczają się, jak interpretować podstawowe pojęcia mechaniki kwantowej. Te pojęcia są tak odległe od naszej codzienności, że nawet najlepsi fizycy się gubią. Ale to nie przeszkadza nam poprawnie zapisywać równania i budować działające urządzenia. A to, że łatwiej nam coś zrozumieć, niż to sobie wyobrazić, to przejaw potęgi naszego umysłu. On potrafił wypracować sobie takie narzędzia, które pozwolą mu wyjść nie tylko poza obsługujące go zmysły, ale i poza wyobraźnię. Niegdyś człowiek nauczył się konstruować narzędzia mechaniczne, które pozwoliły mu wykonywać czynności niedostępne wcześniej gołymi rękami. Później ludzki umysł potrafił stworzyć takie narzędzia matematyczne, które pozwalają mu sięgać dalej niż zmysły, a nawet dalej niż wyobraźnia.

PAP: W filmie pokazane jest, że cząstki od Wielkiego Wybuchu "sklejają się" w coraz większe struktury. Czy zgodzi się pan z taką interpretacją?

GW: Od momentu Wielkiego Wybuchu, Wszechświat się coraz bardziej rozszerza i stygnie. I tak kwarki najpierw zyskały możliwość, by łączyć się w protony i neutrony, potem neutrony i protony zaczęły się łączyć w jądra atomowe, a potem jądra atomowe i elektrony mogą się łączyć w atomy. Z kolei - znacznie dalej - one zaczynają tworzyć gwiazdy, galaktyki. Wokół niektórych gwiazd powstały planety, a na przynajmniej jednej z nich - żywe organizmy. Jest jakaś niezwykła własność we Wszechświecie tworzenia coraz to bardziej skomplikowanych, złożonych struktur.

PAP: Ale czy są jakieś reguły, które "każą" tym elementom łączyć się w coraz większe struktury?

GW: To jest całkowicie fantastyczna cecha świata, której do końca nie rozumiemy. Potrafimy opisać zachowanie cząstek elementarnych, z których są zbudowane atomy i z których potem powstają cząsteczki chemiczne, a z nich - żywe organizmy. Ale opisywanie procesów biologicznych za pomocą równań fizyki cząstek to absurd - nikt nie jest tego w stanie zrobić. W chemii obowiązują proste reguły, które da się jakoś wyprowadzić z reguł dla atomów, a te z kolei z reguł dla cząstek elementarnych. Ciekawe jest jednak, że na wyższym poziomie reguły są inne, ale... znowu proste. To zadziwiająca własność Wszechświata, której do końca nie rozumiemy. Wszechświat mógłby być o wiele bardziej pobałaganiony i trudniej by nam go było wtedy zrozumieć, ale on jest tak dziwnie skonstruowany, że na poszczególnych poziomach jest stosunkowo łatwy do opisania - językiem dopasowanym do danego poziomu. Jednak używanie języka niższego poziomu do języka poziomu wyższego byłoby ogromnie skomplikowane i praktycznie niewykonalne.

PAP: To z tego powodu nie da się połączyć teorii kwantowej z teorią grawitacji?

GW: Z tym problemem mierzył się już Albert Einstein, który - w zasadzie - sam obie te teorie wymyślił. Od 35. roku życia pracował nad połączeniem elektromagnetyzmu i teorii grawitacji. Po nim tysiące fizyków - do teraz - próbowały dokonać połączenia teori kwantów z grawitacją. Jakieś postępy w łączeniu tych teorii są, ale cały czas jest tak, że dwie największe teorie fizyczne nie są ze sobą spójne.

PAP: Wróćmy jednak do filmu Normana Leto. Co się w nim Panu najbardziej spodobało?

GW: Myślę, że dramaturgia narracji. Nie jest to chłodny opis teoretyczny - jest w nim ładunek emocji. Artysta w sposób poetycki - i bardzo dobrze, że właśnie taki - opisuje historię Wszechświata. Generalnie rzecz biorąc ten opis jest poprawny. Aby słowa lepiej się kojarzyły, zilustrowano je obrazami. Tu autor podjął się zadania beznadziejnie trudnego. Na ile mu się to udało? Mam trochę mieszane uczucia. Jednak podoba mi się to, że w filmie cząstki pokazane są jako struktury drgające, falujące - nie ma tam kulek, tylko złożone, pulsujące obiekty. To krok w dobrym kierunku, żeby oderwać nasze skojarzenia od tych najprostszych, mechanicznych wyobrażeń. I cieszę się, że tego, by mówić o fizyce kwantowej, podjął się artysta. Jeśli coś przekracza granice naszej wyobraźni, to jest to miejsce dla artystów. Warto, by to oni szukali środków wyrazu, które do nas przemówią. Jeśli czegoś nie da się opisać zwykłym językiem, potrzeba artysty, aby to wyrazić.

PAP - Nauka w Polsce, rozmawiała Ludwika Tomala. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Astronomia
Polscy astronomowie odkryli zimną Ziemię w układzie dwóch gwiazd (06-07-2014)

Międzynarodowy zespół naukowców, z udziałem Polaków, odkrył pozasłoneczny układ planetarny z zimną planetą wielkości dwóch mas Ziemi - informuje Obserwatorium Astronomiczne Uniwersytetu Warszawskiego.

Informacja o odkryciu została opublikowana w prestiżowym amerykańskim czasopiśmie "Science".

Nowy układ planetarny nosi oznaczenie OGLE-2013-BLG-0341LB. Obejmuje jedną planetę, która okrąża gwiazdę znajdującą się w układzie podwójnym. Odległość planety od gwiazdy jest porównywalna z dystansem Ziemia-Słońce. Druga z gwiazd układu podwójnego znajduje się natomiast 15 razy dalej, czyli mniej więcej w odległości trzy razy większej jak Jowisz od Słońca".

 


Schemat układu planetarnego OGLE-2013-BLG-0341LB. Źródło: Cheongho Han, Chungbuk National University, Republic of Korea.

Masa planety również jest dość podobna do ziemskiej, bowiem przekracza masę naszej planety zaledwie dwukrotnie. Jednak nazwanie odkrytej planety "drugą Ziemią" byłoby nadużyciem. Po pierwsze planeta znajduje się w układzie podwójnym gwiazd, a Słońce jest gwiazdą pojedynczą. Co więcej, jak wskazują astronomowie z Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Warszawskiego, obie gwiazdy układu podwójnego mają bardzo małe masy, zaledwie około 10-15 proc. masy Słońca, a to oznacza iż emitują dużo mniej energii.

Na planecie jest bardzo zimno. Panują na niej prawdopodobnie temperatury nie przekraczające minus 200 stopni Celsjusza. Planeta okrąża swoją gwiazdę daleko od tzw. strefy życia, czyli obszaru wokół gwiazdy, w którym na powierzchni planety może występować woda w stanie ciekłym.

Gdybyśmy mieli okazję stanąć na powierzchni planety i spojrzeć w niebo, to zobaczylibyśmy dwa "słońca" o bardzo czerwonych tarczach i dużo słabsze niż tarcza naszego Słońca. Rzucalibyśmy także dwa cienie, a noce byłyby dużo krótsze z powodu wschodów i zachodów dwóch gwiazd, a nie jednej.

Układ planetarny OGLE-2013-BLG-0341LB znajduje się około 3500 lat świetlnych od Ziemi. Jego istnienie odkryto za pomocą obserwacji mikrosoczewkowania grawitacyjnego, które dostrzeżono 25 marca 2013 roku dzięki 1,3-metrowemu Teleskopowi Warszawskiemu w Obserwatorium Las Campanas w Chile z zamontowaną kamerą CCD (jedną największych mozaikowych kamer CCD na świecie). Następnie 11 kwietnia 2013 r. nastąpiło kilkudziesięciogodzinne osłabienie jasności, sugerujące możliwość istnienia planety. Potem jasność zaczęła gwałtownie rosnąć, ale maksimum blasku nie było typowo gładkie, jak to ma miejsce w przypadku pojedynczego obiektu, tylko zmiany były niesymetrycznie. Co więcej, we wcześniejszych danych wykryto niewielkie pojaśnienie spowodowane mikrosoczewkowaniem przez drugi ze składników układu podwójnego. Dokładna analiza wszystkich zmian blasku umożliwiła astronomom ustalenie konfiguracji i parametrów układu.

Mikrosoczewkowanie grawitacyjne zdarza się w sytuacji, gdy w pobliżu jednej linii pomiędzy obserwatorem na Ziemi, a odległą gwiazdą, znajdzie się inny obiekt, np. inna gwiazda albo planeta. Jego pole grawitacyjne zakrzywia światło odległej gwiazdy, działając podobnie jak soczewka. W efekcie obserwujemy zmiany jasności odległej gwiazdy, np. trwające pewien czas pojaśnienie. W tej dziedzinie polscy naukowcy znajdują się w czołówce badań, a warszawski projekt OGLE od lat odnosi wiele sukcesów, w tym związanych z odkryciami planet pozasłonecznych.

"Nasze odkrycie było możliwe przede wszystkim dzięki projektowi OGLE w nowej wersji OGLE-IV, którego częste i precyzyjne pomiary zarejestrowały spadek jasności soczewki. Doprowadziło mnie to do wniosku, że zjawisko może być wyjątkowo interesujące i do uruchomienia dalszych dodatkowych obserwacji z różnych kontynentów za pomocą sieci teleskopów MicroFuN" - powiedział profesor Andy Gould z Ohio State University, kierownik projektu MicroFun i pierwszy autor pracy w czasopiśmie Science.

Kierownik zespołu OGLE prof. Andrzej Udalski dodał, że "obserwacje nowo odkrytego układu planetarnego, OGLE-2013-BLG-0341LB, zawierają widoczne okiem i nie budzące wątpliwości efekty obecności w systemie planety i obydwu gwiazd. Dlatego odkrycie to jest bardzo wiarygodne, a użyta do detekcji technika mikrosoczewkowania grawitacyjnego staje się nową techniką poszukiwań planet w układach podwójnych".

Odkrycie ma duże znaczenie dla bardzo ważnego dla współczesnej astronomii zagadnienia istnienia planet typu ziemskiego w układach podwójnych gwiazd. Wiadomo bowiem, że gwiazdy występujące w parach są powszechne w Drodze Mlecznej i co najmniej połowa gwiazd znajduje się w układach podwójnych, a część nawet w wielokrotnych. Odkrycie układu planetarnego OGLE-2013-BLG-0341LB jest dowodem, że mało masywne planety typu ziemskiego mogą występować nawet względnie daleko od swoich gwiazd macierzystych w układzie podwójnym i nie przeszkadza temu istnienie drugiego składnika gwiazdowego takiego układu.

Polski projekt OGLE działa od 1992 roku i jest prowadzony przez Obserwatorium Astronomiczne Uniwersytetu Warszawskiego. Kierownikiem zespołu jest prof. Andrzej Udalski. Do tej pory zespół OGLE opublikował ponad 350 prac naukowych, które wykorzystano w przeszło tysiącu prac innych naukowców i cytowano około 14 tysięcy razy.

W projekcie OGLE brało udział łącznie około 20 astronomów. Obecnie zespół liczy 13 naukowców: prof. dr hab. Andrzej Udalski, prof. dr hab. Marcin Kubiak, prof. dr hab. Michał Szymański, prof. dr hab. Grzegorz Pietrzyński, prof. dr hab. Igor Soszyński, dr hab. Łukasz Wyrzykowski, dr hab. Szymon Kozłowski, dr Krzysztof Ulaczyk, dr Radosław Poleski, dr Paweł Pietrukowicz, dr Jan Skowron, dr Dorota Skowron oraz Przemysław Mróz.

Projekt OGLE jest współfinansowany przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, a także przez Narodowe Centrum Nauki, Fundację na Rzecz Nauki Polskiej oraz Europejską Radę ds. Badań Naukowych.

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Technika
Robotyka militarna silną stroną polskich konstruktorów (03-07-2014)

"W niczym nie ustępujemy w myśli technicznej związanej z robotyzacją i automatyzacją innym ośrodkom na świecie. Polskie roboty uczestniczą w programach europejskich, polskie firmy zaopatrują nie tylko naszą armię w najlepsze technologie" - uważa rektor Wojskowej Akademii Technicznej gen. bryg. prof. dr hab. inż. Zygmunt Mierczyk.

Podczas warsztatów i zawodów robotów militarnych M-ELROB 2014 w Warszawie prof. Mierczyk mówił, że roboty nie tylko dokonują rozpoznania terenu, podejmują ładunki wybuchowe i niebezpieczne przedmioty na polu walki. Wchodzą też do użycia coraz szerzej, są wykorzystywane nie tylko w armii, ale i przez służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo obywateli. Podczas pożarów, powodzi, klęsk żywiołowych, przy skażeniach chemicznych czy zagrożeniu terrorystycznym roboty mogą zastąpić człowieka w ryzykownych zadaniach związanych z zapewnieniem bezpieczeństwa społeczeństwu, ochroną życia, mienia i środowiska.

Fot. materiały prasowe
1. Fot. materiały prasowe

"Widzimy związek między nauką, przemysłem i użytkownikiem - nie tylko wojskowym. Roboty rozpoznawcze są już powszechnie wykorzystywane. Natomiast te, które służą do transportu czy pracują w warunkach niebezpiecznych, to jest sprawa kilku najbliższych lat, kiedy roboty będą czymś powszechnym" - przewiduje prof. Mierczyk.

Dodaje, że upowszechnienie robotów w życiu codziennym nie jest sprawą prostą. Obecnie roboty są opracowywane i budowane w oparciu o bardzo skomplikowane systemy informatyczne i kosztowne sensory. Systemy te nie są zunifikowane, dlatego również szkolenie operatorów jest dużym wyzwaniem. W sytuacji, gdy roboty będą masowo produkowane, ich cena będzie niższa, a wykorzystanie dużo większe.

W wywiadzie dla PAP rektor WAT podkreślał, że w polskich laboratoriach opracowywane są rozwiązania na najwyższym światowym poziomie. Również polskie firmy hi-tech dobrze odnajdują się na rynku światowym. Nie są to wielkie firmy, raczej spółki eksperckie, które wygrywają konkursy i realizują zamówienia dla polskich sił zbrojnych i wojsk innych krajów. Silną stroną Polaków są m.in. bezzałogowe statki latające.

"Na pewno dużym sukcesem będzie zaangażowanie się w robotyzację polskiego przemysłu, dla którego inwestycja w produkcję wyspecjalizowanych robotów to przedsięwzięcie dużego ryzyka. Inwestując w prace badawczo-rozwojowe firmy nie mają gwarancji, że produkt będzie się dobrze sprzedawał, uzyska odpowiednie parametry. Bardzo ważne jest, by zapewniał użytkownikowi pełne bezpieczeństwo - nie może się wydarzyć najmniejszy wypadek związany z robotami, inaczej cały sektor zatrzyma się na wiele lat w rozwoju rynkowym" - tłumaczył PAP prof. Mierczyk.

Wśród wyzwań stojących przed sektorem nauki i przemysłu generał wymienia opracowanie wielu scenariuszy wykorzystania tych robotów, które już powstały. Transport ładunków, możliwość podnoszenia ciężkich i niebezpiecznych przedmiotów - te "umiejętności" robotów można wykorzystać w wielu cywilnych zastosowaniach.

"Wkrótce wejdziemy na rynek z bezzałogowymi nośnikami różnych elementów obserwacyjnych. W tej chwili mamy skanery odpowiednio przygotowane do pracy na bezzałogowych statkach powietrznych. Najważniejsze jest wyposażenie ich w specjalistyczne urządzenia stosowane do różnych celów" - stwierdził generał.

Rozmówca PAP dodał, że to nie uczeni powinni przekonywać przemysł, żeby zainteresował się innowacyjnym produktem. Jego zdaniem, zadaniem uczelni jest przygotowanie dobrych kadr inżynierskich na różnym poziomie, od inżyniera do doktora, dla przemysłu.

"Absolwent, który ustawicznie dokształca się jest doskonałym łącznikiem między uczelnią a przemysłem. To on, wracając co kilka lat na kolejne studia podyplomowe czy doktoranckie, przenosi potrzeby przemysłu do uczelni. Obserwuję, że wielu wojskowych, które trafiają do jednostek, wraca, żeby pogłębiać wiedzę u nas. Potem ta wiedza trafia z powrotem do wojska, a w przypadku absolwentów cywilnych do gospodarki" - wyjaśnia prof. Mierczyk. Zaznacza, że w małych firmach inżynierskich, które zajmują się technologiami "z najwyższej półki" jest wielu absolwentów WAT.

Zawody M-ELROB 2014 odbywały się w Warszawie w dniach 23-27 czerwca.

PAP - Nauka w Polsce, Karolina Olszewska. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Wydarzenia
CERN i UNESCO świętują rocznicę podpisania Konwencji CERN (02-07-2014)

1 lipca CERN i UNESCO wspominają podpisanie Konwencji CERN w siedzibie UNESCO's w Paryżu, tym samym obchodząc 60-cio lecie "nauki dla pokoju". Konwencja, która doprowadziła do powstania Europejskiego Centrum Badań Jądrowych (fr.: CERN) w 1954 roku, została podpisana przez dwanaście krajów założycielskich, pod auspicjami UNESCO, 1 lipca 1953 roku. Konwencja weszła w życie 29 września 1954 roku. Ta data znaczy oficjalne powstanie CERN. Laboratorium powstało z myślą o odbudowaniu badań podstawowych w Europie po pożodze Drugiej Wojny Światowej. Po 60-ciu latach istnienia CERN stanowi jeden z najbardziej udanych przykładów współpracy naukowej. Przez wszystkie te lata CERN łączył naukowców ze wszystkich zakątków naszego globu i dostarczał społeczeństwu licznych korzyści poprzez naukę, innowacyjność i edukację

"Filozofia otwartości i przejrzystości CERN zawarta jest w jego Konwencji." podkreślił Rolf Heuer, Dyrektor Naczelny CERN. "Nakreślona w dokumencie misja CERN, aby prowadzić wyłącznie badania podstawowe oraz udostępniać publicznie wszystkie rezultaty, istotnie rzutowała na działalność laboratorium. Te postanowienia zapewniły pokojową współpracę pomiędzy naukowcami ze wszystkich krajów."

"W świetle licznych sukcesów jakie CERN odnosił w ciągu dziesięcioleci, UNESCO jest niezmiernie dumne że przyczyniło się do jego powstania. Ta inicjatywa dowodzi że międzynarodowa współpraca, leżąca u podstaw mandatu UNESCO, jest kluczowa i powinna być wspierana na całym świecie w celu budowania jutra laboratorium CERN." powiedziała Dyrektor Naczelna UNESCO, Irina Bokova.


Źródło: CERN

Więcej na temat historii powstania CERN:
CERN's history in 3 minutes - video
CERN's early history - video news release
CERN's 60th anniversary brochure

[CERN, tłum. Paweł Brückman de Renstrom]

Historia
Ucieczka przed szarzyzną, czyli o rekonstrukcjach historycznych (01-07-2014)

Grupy rekonstrukcji historycznej i imprezy odtwarzające przeszłość zyskują, nie tylko w Polsce, coraz większą popularność. Skąd się ona bierze? Dla samych rekonstruktorów jest to często oderwanie się od szarej codzienności i szansą zostania "gwiazdą", a dla widzów - okazją "dotknięcia" historii - podkreśla socjolog prof. Tomasz Szlendak z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, który kierował interdyscyplinarnymi badaniami na ten temat.

Zgodnie z definicją podaną przez prof. Szlendaka (Instytut Socjologii UMK) rekonstruktorzy to "pasjonaci i hobbyści, którzy w wolnym czasie odtwarzają dawne stroje, broń, technologie i działania społeczne (takie jak rytuały) oraz minione wydarzenia historyczne w zgodzie z najlepszą posiadaną wiedzą naukową".


Zlot Grup Rekonstrukcji Historycznych_Park w Leszczynku koło Kutna. Fot. Zuzanna Kopidurska

Pasja, która przerodziła się w ruch społeczny

Według szacunkowych danych, rekonstrukcją para się obecnie aktywnie co najmniej kilkadziesiąt tysięcy osób w Polsce. Zdaniem socjologa z UMK, mamy do czynienia z prawdziwym rosnącym w siłę ruchem społeczno-kulturowym, który organizuje setki imprez w całym kraju i ligi rekonstruktorów, a ponadto "napędza" cały przemysł rękodzielniczy, wytwarzający broń, ubiory czy ozdoby na potrzeby swojej działalności.

Kim są członkowie grup rekonstrukcji historycznych, z jakich grup społecznych się wywodzą i co motywuje ich pasję? Takie pytania postawili sobie badacze z UMK. Chcieli także dowiedzieć się, w jakim stopniu odtwarzanie wydarzeń z przeszłości ma faktycznie walor edukacyjny.

Ekipa naukowców przeprowadziła swoje obserwacje terenowe i wywiady podczas dziewięciu imprez rekonstrukcyjnych organizowanych w różnych częściach kraju; były wśród nich m.in. Wielki Turniej Rycerski w Golubiu-Dobrzyniu, Zlot Grup Rekonstrukcji Historycznych w Leszczynku koło Kutna (łódzkie), rekonstrukcja Bitwy pod Grunwaldem, Festiwal Słowian i Wikingów na wyspie Wolin.

W trakcie tych imprez badacze przeprowadzili 77 wywiadów pogłębionych - z członkami grup rekonstrukcyjnych, organizatorami wspomnianych imprez i władzami samorządowymi - oraz wiele innych krótszych z widzami tych widowisk.

Nie tylko zabawa dla dużych chłopców

Jakie wnioski wynikają z analizy wywiadów i obserwacji rekonstrukcji? Okazuje się, że, choć każdy może być rekonstruktorem, to w praktyce zdecydowanie przeważają mężczyźni z "szeroko rozumianej klasy średniej": od menedżerów, urzędników i komorników przez studentów (najczęściej historii i archeologii) aż po policjantów, lekarzy czy księży. Socjolog wyjaśnia to tym, że bycie rekonstruktorem jest drogie - bo koszty ubioru i broni pokrywają zwykle ze składek sami członkowie grup - a ponadto wymaga pewnej wiedzy oraz tzw. kapitału kulturowego.

Motywacje tej pasji są najróżniejsze. Wbrew potocznej opinii, nie należy widzieć w niej tylko zabawy w wojnę dla dużych chłopców, choć duża część rekonstruktorów od najmłodszych lat fascynowała się militariami. Jednak - jak podkreśla prof. Szlendak - dla wielu z nich udział w tym ruchu to przede wszystkim "odlot", ucieczka od codziennej szarzyzny. Mówili o tym badaczom liczni respondenci, np. mężczyzna, który, pragnąc wejść w zupełnie inny od codzienności świat średniowiecznych wojowników, "zaciągnął się" do grupy rekonstrukcyjnej Wikingów.

Niezwykle istotną - a może i najistotniejszą - kwestią motywującą rekonstruktorów jest poszukiwanie więzi i relacji z innymi ludźmi, nawiązywanie nowych przyjaźni, poczucie bycia członkiem grupy. Rekonstruktorzy spędzają ze sobą bardzo dużo czasu - od ustawiania namiotów, posiłki aż po samą inscenizację bitwy. W dodatku spotkania tego rodzaju dają możliwość wymiany międzynarodowej, ponieważ - jak w wypadku rekonstrukcji bitew napoleońskich - często nawiązują tam kontakty ludzie z różnych krajów Europy.

Wśród innych pobudek skłaniających ludzi do zajmowania się odtwarzaniem przeszłości są: przywiązanie do tradycji i historii, umiłowanie lokalnego dziedzictwa i patriotyzm - w tym ostatnim przypadku dotyczy to zwłaszcza osób rekonstruujących polskie wojska z czasów II wojny światowej.

Odrębną, sporną kwestią jest to, na ile widowiska odtwarzające przeszłość pełnią w rzeczywistości funkcję edukacyjną. Badania pokazują, że dzięki udziałowi w grupach rekonstrukcyjnych jej członkowie zdobywają ogromną wiedzę historyczną. W tym sensie można mówić o walorach "autoedukacyjnych". Gorzej jest z odbiorcami tych spektakli, którzy w praktyce przychodzą często głównie po to, aby przyjrzeć się efektownym wybuchom i starciom oddziałów. Naturalnie wiele zależy od oprawy samej rekonstrukcji - np. od tego, czy opatrzoną ją czy też nie fachowym komentarzem lektora.

Rekonstrukcje zakorzenione w "kulturze doznań"

Jak mówi PAP prof. Szlendak, popularność rekonstrukcji nie jest raczej przelotną modą, gdyż sprzyjają jej różne uwarunkowania kulturowe. "Współcześnie ludziom zainteresowanym przeszłością nie wystarczy czytanie o niej - pragną ją przeżyć na własnej skórze. Rekonstrukcje są właśnie przejawem tego, co można nazwać 'kulturą doznań'" - dodał.

Inne ludzkie potrzeby, które zaspokajają widowiska odtwarzające przeszłość, to z jednej strony - ucieczka od współczesnego "chaosu estetyczno-etycznego", a z drugiej - pragnienie bycia w centrum zainteresowania, tak typowe dla kultury masowej.

"Uczestnictwo w ruchu rekonstrukcyjnym zapewnia poczucie bycia gwiazdą wydarzenia i częścią innej, obok-systemowej rzeczywistości za jednym zamachem" - podkreśla prof. Szlendak.

***

Plonem szeroko zakrojonych badań terenowych naukowców - w większości związanych z UMK - jest książka "Dziedzictwo w akcji. Rekonstrukcja historyczna jako sposób uczestnictwa w kulturze" - której współautorami, obok prof. Szlendaka, są Jacek Nowiński, Krzysztof Olechnicki, Arkadiusz Karwacki i Wojciech Józef Burszta. Jesienią ukaże się kolejna praca, która będzie podsumowaniem ogromnej dokumentacji fotograficznej zebranej w trakcie badań terenowych.

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl


Archiwum (starsze -> nowsze) [1] [2] [3] [4] [5] [6] [7] [8] [9] [10]
[11] [12] [13] [14] [15] [16] [17] [18] [19] [20]
[21] [22] [23] [24] [25] [26] [27] [28] [29] [30]
[31] [32] [33] [34] [35] [36] [37] [38] [39] [40]
[41] [42] [43] [44] [45] [46] [47] [48] [49] [50]
[51] [52] [53] [54] [55] [56] [57] [58] [59] [60]
[61] [62] [63] [64] [65] [66] [67] [68] [69] [70]
[71] [72] [73] [74] [75] [76] [77] [78] [79] [80]
[81] [82] [83] [84] [85] [86] [87] [88] [89] [90]
[91] [92] [93] [94] [95] [96] [97] [98] [99] [100]
:
 
 :
 
  OpenID
 Załóż sobie konto..
Wyszukaj

Wprowadzenie
Indeks artykułów
Książka: Racjonalista
Napisz do nas
Newsletter
Promocja Racjonalisty

Racjonalista w Facebooku
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365