Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.154.891 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 306 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:

Złota myśl Racjonalisty:
"Dla egzystencjalisty (...) jest niesłychanie żenujące to, że Bóg nie istnieje, ponieważ w ten sposób znika wszelka możliwość znalezienia wartości w zrozumiałym niebie (...) Straciliśmy religię, ale zyskaliśmy humanizm".
Nowinki i ciekawostki naukowe
Rok 2010
 Lipiec (23)
 Sierpień (23)
 Wrzesień (34)
 Październik (20)
 Listopad (24)
 Grudzień (17)
Rok 2011
 Styczeń (34)
 Luty (39)
 Marzec (43)
 Kwiecień (19)
 Maj (18)
 Czerwiec (17)
 Lipiec (19)
 Sierpień (30)
 Wrzesień (29)
 Październik (45)
 Listopad (35)
 Grudzień (24)
Rok 2012
 Styczeń (18)
 Luty (31)
 Marzec (34)
 Kwiecień (12)
 Maj (10)
 Czerwiec (11)
 Lipiec (12)
 Sierpień (9)
 Wrzesień (8)
 Październik (3)
 Listopad (11)
 Grudzień (4)
Rok 2013
 Styczeń (4)
 Luty (4)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
 Maj (6)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (5)
 Sierpień (4)
 Wrzesień (3)
 Październik (3)
 Listopad (3)
 Grudzień (20)
Rok 2014
 Styczeń (32)
 Luty (53)
 Marzec (38)
 Kwiecień (23)
 Maj (45)
 Czerwiec (46)
 Lipiec (36)
 Sierpień (26)
 Wrzesień (20)
 Październik (24)
 Listopad (32)
 Grudzień (13)
Rok 2015
 Styczeń (16)
 Luty (13)
 Marzec (8)
 Kwiecień (13)
 Maj (18)
 Czerwiec (11)
 Lipiec (16)
 Sierpień (13)
 Wrzesień (10)
 Październik (9)
 Listopad (12)
 Grudzień (13)
Rok 2016
 Styczeń (20)
 Luty (11)
 Marzec (3)
 Kwiecień (3)
 Maj (5)
 Czerwiec (2)
 Lipiec (1)
 Sierpień (7)
 Wrzesień (6)
 Październik (3)
 Listopad (5)
 Grudzień (8)
Rok 2017
 Styczeń (5)
 Luty (2)
 Marzec (10)
 Kwiecień (11)
 Maj (11)
 Czerwiec (1)
 Lipiec (8)
 Sierpień (5)
 Wrzesień (8)
 Październik (3)
 Listopad (3)
 Grudzień (3)
Rok 2018
 Styczeń (2)
 Luty (1)
 Marzec (7)
 Kwiecień (9)
 Maj (6)
 Czerwiec (5)
 Lipiec (4)
 Sierpień (0)
 Wrzesień (3)
 Październik (0)
 Listopad (0)
 Grudzień (11)
Rok 2019
 Styczeń (3)
 Luty (0)
 Marzec (1)
 Kwiecień (1)
 Maj (0)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (2)
 Sierpień (8)
 Wrzesień (1)
 Październik (5)
 Listopad (3)
 Grudzień (5)
Rok 2020
 Styczeń (7)
 Luty (1)
 Marzec (1)
 Kwiecień (3)
 Maj (4)
 Czerwiec (1)
 Lipiec (3)
 Sierpień (1)
 Wrzesień (0)
 Październik (0)
 Listopad (0)
 Grudzień (3)
Rok 2021
 Styczeń (3)
 Luty (0)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
 Maj (0)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (0)
 Sierpień (0)
 Wrzesień (3)
 Październik (2)
 Listopad (0)
 Grudzień (0)
Rok 2022
 Styczeń (0)
 Luty (0)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
 Maj (0)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (0)
 Sierpień (0)
 Wrzesień (0)
 Październik (0)
 Listopad (0)
 Grudzień (0)
Rok 2023
 Styczeń (0)
 Luty (0)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
 Maj (0)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (0)
 Sierpień (0)
 Wrzesień (0)
 Październik (0)
 Listopad (0)
 Grudzień (0)
Rok 2024
 Styczeń (0)
 Luty (0)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
Archiwum nowinek naukowych
Technika
Porozmawiajmy z Sarmatą (08-08-2014)

Sarmata to system komputerowy, który rozpoznaje polskie słowa. Większość podobnych technologii jest opartych na języku angielskim. Konstruktorzy z AGH "nauczyli" swój system rozpoznawać tysiąc polskich komend. Tym samym otworzyli Polakom możliwość głosowego komunikowania się z urządzeniami cyfrowymi. Pierwsze wdrożenia nastąpią w telekomunikacji.

Dzięki aplikacji do obsługi tzw. interfejsu głosowego użytkownicy systemu będą mogli wydawać swojemu telefonowi, tabletowi czy komputerowi polecenie, zamiast używać myszy czy ekranu dotykowego. Firmy telekomunikacyjne, które zdecydują się na zakup systemu Sarmata, nie będą musiały zatrudniać telefonistów. Wystarczy, że klient poprosi o połączenie z działem obsługi klienta, sekretariatem czy magazynem - system sam automatycznie przełączy go na odpowiednią linię, bez klikania przyciskami w komórce.


Źródło: B. Ziółko

Komercjalizacją Sarmaty zajmuje się uczelniany spin-off Techmo - spółka technologiczna, której współwłaścicielem jest spółka celowa AGH, a zarządzają nią badacze i twórcy rozwiązania: dr inż. Bartosz Ziółko i mgr inż. Dawid Skurzok, prof. dr hab. inż. Mariusz Ziółko, dr inż. Jakub Gałka i mgr inż. Tomasz Jadczyk, będący również współwłaścicielami spółki.

Techmo to akronim słów: technologie mowy. Przetwarzanie mowy i języka naturalnego na tekst pisany to jedno z ważnych wyzwań współczesnej nauki. Zastosowań technologii mowy jest wiele. W laboratoriach AGH opracowywane są m.in. systemy rozpoznawania mowy.

"Rozpoznawanie mowy składa się z kilku etapów. Pierwszym jest odpowiednia rejestracja dźwięku, kolejnym jest podział tego dźwięku na fragmenty, czyli segmentacja, następnie przeprowadzamy parametryzację, a więc dobór liczb, które będą reprezentować dany fragment nagrania. Ten zestaw liczb możemy porównać z wcześniejszymi nagraniami, postawić hipotezy, a następnie przejść do modelowania językowego. Wykorzystujemy do tego m. in. statystyki występowania słów, wypowiedzi na różne tematy" - mówi dr Ziółko.

Jak tłumaczy, stworzenie takiego systemu dla języka polskiego to duże wyzwanie. Do tego typu badań potrzebne są gotowe nagrania, teksty. Badania nad systemami anglojęzycznymi rozpoczęły się 60 lat temu, ale w Polsce rozwijane są zaledwie od dekady. System taki musi zostać "wytrenowany" - w tym celu podaje mu się wzorce danych słów. To proces czasochłonny, a żeby go uprościć, tworzy się specjalne programy komputerowe, które dzielą długie nagrania na mniejsze fragmenty - na przykład na zdania albo słowa. Te mniejsze fragmenty zostają rozpoznawane automatycznie. Trudności potęguje fakt, że dla naszego języka nie ma jeszcze oprogramowania działającego niezawodnie na wielkich słownikach.

Choć technologie te są dopiero rozwijane, spółka Techmo już rok temu "wyszła na rynek", żeby aktywnie szukać klientów w branży IT. Dzięki temu na etapie wdrożenia można jeszcze wszystko dostosować do indywidualnych potrzeb partnera biznesowego.

"Sarmata sprawdzi się m.in. w systemach automatycznego odpowiadania, kiedy dzwonimy na automat i rozmawiamy z maszyną. Podobne wdrożenie to rozmowa z automatyczną sekretarką i system przełączania. Kolejne zastosowanie to dzwonienie na infolinię czy do banku, żeby słownie zrealizować przelew" - tłumaczy jeden ze współzałożycieli spółki Dawid Skurzok.

Dodaje, że spółka udziela przyszłym klientom, już na wczesnym etapie współpracy, wsparcia technicznego. W ten sposób do konkretnych projektów zatrudniani są pracownicy. Uczelnia nie mogłaby oddelegować swoich badaczy do obsługi specjalnego oprogramowania, byłoby to nieracjonalne wykorzystanie kapitału intelektualnego. Naukowcy pracują więc nad innowacyjnymi rozwiązaniami, a spółka, zgodnie z profilem swojej działalności, poszukuje i wspiera klientów. Prawa własności intelektualnej do systemów pozostają w AGH.

"Uczelnia ma swoje sposoby działania, które nie są wystarczająco szybkie dla rynku. AGH udziela licencji, ale jeśli trzeba coś dorobić pod kątem współpracy systemu Sarmata z produktem innej firmy, to usługę świadczy Techmo - wyjaśnia szczegóły prezes spółki dr Ziółko. - Spin-off skojarzony z uczelnią świetnie nadaje się do tego, by zająć się takimi praktycznymi drobiazgami."

Jego zdaniem ta działalność nie tylko nie koliduje, ale uzupełnia się z pracą naukową. "Projekty badawczo-rozwojowe prowadzimy w tej samej tematyce, w której działa spółka. Zajęcia ze studentami prowadzimy też z przetwarzania mowy i z programowania, a nowe projekty często zgłaszamy jako konsorcjum spółki i uczelni, żeby część zadań realizować tu, a część tam. Obecnie jest to symbioza" - podsumowuje Bartosz Ziółko.

Technologie mowy mogą w przyszłości pozwolić nam na głosowe komunikowanie się z komputerami. Już teraz są dostępne automatyczne tłumaczenia, wyszukiwanie głosowe, systemy automatycznej obsługi klienta. Sarmata jest wciąż rozwijanym projektem. System można dostosować zarówno do konkretnego mówcy, jak i uruchomić w trybie modelu ogólnego. System osiągnął skuteczność 97,7 proc. w testach, podczas których musiał, w warunkach rozmowy telefonicznej, rozpoznawać słowa kluczowe przewidziane do użycia w centralach telefonicznych, takich jak cyfry lub typowe nazwy działów w firmach.

PAP - Nauka w Polsce, Karolina Olszewska. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Medycyna
Związki antynowotworowe ukryte w morskich głębinach (07-08-2014)

W morskich sinicach, gąbkach, skorupiakach kryją się związki pomocne m.in. w walce z nowotworami i bakteriami. Kształtowane przez miliony lat w naturze, niemal nie mają skutków ubocznych. Teraz naukowcy sięgnęli do głębin, aby wydobyć te cenne substancje.

"Morza i oceany są środowiskiem, w którym żyje mnóstwo organizmów bardzo słabo poznanych albo niepoznanych w ogóle. Produkują one wiele związków, które mogą mieć bardzo ważne i interesujące właściwości" - powiedział PAP prof. Grzegorz Węgrzyn z Uniwersytetu Gdańskiego.


freedigitalphotos.net

W ramach międzynarodowego projektu Marex naukowcy z 19 krajów świata wydobywali z morskich głębin rozmaite organizmy, aby poszukać w nich substancji aktywnych biologicznie. Te stosuje się w bardzo wielu dziedzinach: od kosmetyków, przez biotechnologię, po produkcję substancji medycznych pomagających w walce z nowotworami i bakteriami.

"Związki występujące w przyrodzie są bardzo pożądane. Natura pracowała nad nimi miliony lat, dlatego mają tak pożyteczne dla nas właściwości, są też zwykle mniej szkodliwe i mają mniej efektów ubocznych niż związki sztuczne" - wyjaśnił prof. Węgrzyn, którego uczelnia również wzięła udział w badaniach.

Naukowcy pobierają wszelkie morskie organizmy, np.: sinice, skorupiaki, ukwiały, gąbki i osłonice. "W tej chwili mamy już setki, jeśli nie tysiące, uzyskanych z nich ekstraktów, które wykazują biologiczną aktywność. Niektóre są bardzo obiecujące" - podkreślił rozmówca PAP.

Z Bałtyku polskim badaczom udało się wyłonić trzy najciekawsze grupy związków bioaktywnych. Pierwsza grupa to związki hamujące wzrost bakterii i mające działanie antybiotyczne. "Wiadomo, że teraz pojawiają się bakterie oporne na wszystkie znane antybiotyki. My szukamy związków, które niszczą tzw. biofilm bakteryjny, czyli błonę, przez którą antybiotyk nie może przejść. Jeśli taką błonę zniszczymy, to bakterie staną się wrażliwe na antybiotyki" - wyjaśnił prof. Węgrzyn.

Druga znaleziona grupa substancji stymuluje z kolei wzrost bakterii. Takie związki mogą wykorzystać firmy biotechnologiczne, które używają bakterii do produkcji aminokwasów i enzymów. Prowadzą one setki litrów hodowli bakteryjnych. Dzięki nowym związkom tempo wzrostu bakterii mogłoby wzrosnąć o kilkadziesiąt procent.

W wodach Bałtyku znaleziono też związki o działaniu antynowotworowym. "Mamy takie ekstrakty, które hamują wzrost komórek nowotworowych, a nie hamują rozwoju tych zdrowych" - podkreślił prof. Węgrzyn. Oprócz tego naukowcy w morskich wodach znaleźli np. enzymy, które można wykorzystać do produkcji kosmetyków czy środków piorących.

Oprócz organizmów żyjących w Bałtyku, naukowcy z Uniwersytetu Gdańskiego badali też próbki pobrane z wód m.in. Atlantyku, Morza Egejskiego, Oceanu Indyjskiego i Pacyfiku.

Każdy z członków konsorcjum pobierał morskie próbki i badał je pod określonym kątem. Najczęściej naukowcy po prostu izolowali z morskich organizmów aktywne związki, przygotowywali z nich ekstrakty i sprawdzali, jakie mają właściwości. Ten sposób miał jednak kilka wad.

"Nawet jeśli znajdziemy jakiś ciekawy związek, który np. zabija komórki nowotworowe, to problem pojawia się, kiedy ekstrakt się skończy. Skąd wtedy wziąć taki sam drugi organizm? Nawet jeśli pobierze się je z tego samego miejsca, to już nie jest to samo. Produkcja każdego związku zależy od warunków, w jakich żył dany organizm, np. od tego, czy jest zimniej, czy cieplej. Jeśli nie wyizolujemy dostatecznie dużej ilości ekstraktu, to może się okazać, że nasze ciekawe znalezisko przepadło, bo nie uda się odtworzyć dokładnie takich samych warunków jak poprzednio" - opisał prof. Węgrzyn.

Dlatego polscy naukowcy zastosowali nieco inną metodę. Gdy mają już próbkę np. sinic, to nie robią z niej ekstraktu, tylko najpierw izolują z niej DNA. Taki materiał genetyczny szatkują na małe kawałki. Te kawałki umieszczają potem w bakteriach. "Mamy już tysiące klonów bakteryjnych, z których każdy produkuje coś innego, na podstawie tego kawałka DNA, który mu dostarczyliśmy z morskich organizmów" - wyjaśnił badacz.

Producentami takich związków aktywnych są konkretne komórki bakteryjne. Jeśli naukowcy zobaczą, że któraś produkuje substancję o ciekawych właściwościach, to cały czas mogą ją namnażać. Dzięki temu mają stały dostęp do cennych, aktywnych biologicznie substancji.

"Długo nie było wiadomo, czy nasza metoda ma szansę na powodzenie. Mogło się okazać, że bakterie wezmą obce DNA i nie będą chciały nic z nim robić. Pokazaliśmy jednak, że ta metoda ma potencjał i jesteśmy w stanie wyłowić w ten sposób substancje działające antybakteryjnie czy antynowotworowo" - zapewnił prof. Węgrzyn.

Projekt, w którym oprócz Polski uczestniczyły m.in. Finlandia, Słowenia, Hiszpania, Belgia, Liban, Chile, Indie, trwał cztery lata i zakończy się 31 lipca 2014 roku. "Dalsze badania powinny pokazać, na ile odkryte związki mogą być zastosowane w praktyce" - zaznacza prof. Węgrzyn. Teraz naukowcy będą starali się o kolejne granty i o współpracę z firmami zainteresowanymi wdrożeniem ich prac.

PAP - Nauka w Polsce, Ewelina Krajczyńska. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Zdrowie
O badaniach żywności ekologicznej z prof. Ewą Rembiałkowską (05-08-2014)

Prestiżowe czasopismo naukowe "British Journal of Nutrition" opublikowało niedawno badanie dowodzące, że żywność ekologiczna znacząco różni się pod względem składu chemicznego od żywności konwencjonalnej. W międzynarodowym zespole badawczym koordynowanym przez prof. Carlo Leiferta z Uniwersytetu Newcastle (W. Brytania) znalazło się kilku polskich naukowców, m.in. prof. dr hab. Ewa Rembiałkowska z SGGW w Warszawie.


freedigitalphotos.net

PAP: Wyniki niniejszej metaanalizy pozostają w sprzeczności z rezultatami uzyskanymi w badaniach zleconych przez Brytyjską Agencję Norm Żywności (British Food Standards Agency) z 2009 roku oraz badaniach Uniwersytetu Stanforda (USA) z 2012 roku. We wspomnianych pracach nie stwierdzono występowania istotnych różnic pomiędzy żywnością ekologiczną a konwencjonalną. Jak by się Pani do tego ustosunkowała?

Prof. Ewa Rembiałkowska: Od momentu publikacji tamtych prac upłynęło już kilka lat, a w tym czasie wykonano wiele nowych badań porównawczych. Dzięki temu w naszej pracy mogliśmy uwzględnić aż 343 różne badania. Jest to duży materiał, którego analiza wykazała, że w żywności ekologicznej jest istotnie więcej ważnych dla zdrowia związków polifenolowych, mniej toksycznego kadmu, czterokrotnie mniej szkodliwych pestycydów oraz mniej azotanów i azotynów niż w żywności konwencjonalnej. W niektórych grupach surowców i produktów ekologicznych znaleziono też istotnie więcej witaminy C i karotenoidów oraz cukrów redukujących niż w odpowiednikach konwencjonalnych.

Wyniki uzyskane przez FSA w 2009 roku rzeczywiście nie pokazały istotnych statystycznie różnic, ale należy podkreślić, że tamci autorzy w ogóle nie uwzględniali związków bioaktywnych z grupy polifenoli, a dobór prac do analizy był dość szczególny. Praca amerykańska z 2012 roku objęła trochę szerszy materiał, choć wciąż stosunkowo niewielki. Ponadto pojawił się tam jeszcze jeden element. W tekście pracy można znaleźć informacje świadczące o tym, że w surowcach ekologicznych występuje istotnie więcej polifenoli niż w surowcach konwencjonalnych. Natomiast we wnioskach końcowych autorzy twierdzą, że takich różnic nie ma. Moim zdaniem jest to manipulacja danymi naukowymi. Niestety jest to bardzo często stosowany chwyt, z którym zetknęłam się wielokrotnie.

PAP: W jakim celu dokonuje się takich manipulacji?

E.R.: Celem jest przekonanie opinii publicznej, że nie ma różnic między żywnością ekologiczną a konwencjonalną. Czasem autorzy są głęboko przekonani, że żywność ekologiczna to tylko "pic na wodę" i koniecznie chcą to udowodnić. Zdarzają się też przypadki - choć nie mówię akurat o tych konkretnych publikacjach - że badania są z góry opłacone przez odpowiednie koncerny.

PAP: A co z etyką naukową?

E.R.: Etyka w nauce ulega coraz większemu zanikowi. Koncerny płacą za badania, aby zapewnić sobie zyski. Jeżeli na zlecenie koncernu, który produkuje syntetyczne dodatki do żywności, zostanie wykonana metaanaliza, będzie ona skonstruowana tak, aby udowodnić, że te dodatki są absolutnie bezpieczne dla zdrowia. Przyczyna jest prosta: im więcej osób kupi żywność ekologiczną, tym mniej osób kupi żywność konwencjonalną zawierającą dodatki do żywności, czyli koncern, który produkuje te dodatki, będzie miał mniejsze wpływy. Mówię o tym, o czym wszyscy doskonale wiedzą. Nauka jest coraz bardziej zależna od biznesu, bo w wielu krajach przeznacza się na nią stosunkowo mało pieniędzy.

PAP: Rezultaty uzyskane przez zespół, którego Pani była członkiem, także spotkały się z krytyką. Dr Alan Dangour, jeden z autorów badania z 2009 roku, stwierdził, że w metaanalizie wykorzystano dane dobrej i złej jakości, co osłabia wyniki badania.

E.R.: W naszym badaniu pod uwagę brane były wyłącznie prace naukowe, które spełniały określone kryteria dobrej pracy badawczej. To było analizowane w każdym przypadku. Jeżeli zaistniało podejrzenie, że w pracy wystąpiły jakieś nieprawidłowości, była ona automatycznie odrzucana. Dlatego uważam, że zarzut Dangoura jest niesłuszny.

PAP: Pan Dangour stwierdził również, że na dzień dzisiejszy nie ma twardych dowodów na to, że antyoksydanty są korzystne dla zdrowia.

E.R.: Istnieje szereg badań, które pokazują, że podawanie zwierzętom doświadczalnym preparatów z warzyw i owoców zawierających dużo antyoksydantów korzystnie wpływa na ich zdrowie. Wielokrotnie prowadzono też badania, które dowodziły, że antyoksydanty ograniczają wzrost komórek nowotworowych. Stwierdzono również, że osoby spożywające dużo warzyw i owoców - a te surowce są najbogatsze w antyoksydanty - wykazują lepszy stan zdrowia (np. wegetarianie). Na tej podstawie można wnioskować, iż antyoksydanty korzystnie oddziałują na zdrowie. Poza tym mówienie, że nie ma twardych dowodów naukowych w kontekście jakichkolwiek badań jest bezzasadne, ponieważ nauka jest czymś płynnym, bezustannie się rozwijającym.

PAP: Jaki ogólny wpływ na zdrowie może mieć żywność ekologiczna?

E.R.: W naszej pracy udowodniliśmy jedynie inny skład chemiczny żywności ekologicznej i konwencjonalnej. Patrząc przez pryzmat obecnej nauki, możemy przypuszczać, że żywność ekologiczna ma pozytywny wpływ na zdrowie człowieka, ale jest bardzo mało badań na ten temat. Co prawda, w badaniu holenderskim wykazano, że dzieci do lat dwóch karmione piersią przez matki spożywające żywność ekologiczną zapadają istotnie rzadziej na wszelkiego rodzaju alergie niż dzieci matek jedzących żywność rynkową.

Są też prace, które pokazują, że konsumenci żywności ekologicznej mają lepsze parametry samooceny stanu zdrowia, ale ma to również związek ze stylem życia - większą aktywnością fizyczną, lepiej skonstruowaną dietą, itp.

Badania na zwierzętach laboratoryjnych i gospodarskich pokazują z kolei, że osobniki żywione paszą ekologiczną mają bardziej aktywny układ odpornościowy i szybciej zwalczają infekcje.

Podsumowując, badania na zwierzętach i na ludziach pokazują, że inaczej pracuje organizm, który jest żywiony ekologicznie, a inaczej ten, który jest żywiony konwencjonalnie. W związku z tym można postawić hipotezę, że regularne spożywanie żywności ekologicznej może przekładać się na lepsze parametry zdrowia, ale potrzebujemy jeszcze wielu, wielu badań na potwierdzenie tego założenia. Od siebie chciałabym dodać, że jako naukowiec jestem głęboko przekonana, że żywność ekologiczna na pewno nikomu nie zaszkodzi, a najprawdopodobniej może poprawić samopoczucie i zdrowie. W związku z tym zachęcam wszystkich do kupowania tej żywności, która jest też po prostu smaczniejsza niż żywność konwencjonalna.

Rozmawiała Aleksandra Jaroszyk, PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Medycyna
Nowy cel w terapii bólu (04-08-2014)

Kanabinoidy, jak THC, popularnie kojarzone z konopiami siewnymi, to również związki wytwarzane przez nasz organizm. Jedną z ich funkcji jest regulowanie odczuwania bólu. Jak je aktywować, żeby skutecznie walczyć z bólem, a jednocześnie uniknąć efektów psychotropowych i uzależnień? Na to pytanie próbuje odpowiedzieć zespół dr hab. Katarzyny Starowicz-Bubak z Instytutu Farmakologii PAN w Krakowie.

Badaczka analizuje interakcje pomiędzy endokanabinoidami i endowaniloidami. Kanabinoidy powstające wewnątrz naszego organizmu, nazywamy endogennymi (endokanabinoidami). Jednym z nich jest analog THC (tetrahydrokanabidiolu) - anandamid. Układ endokanabinoidowy to właśnie wewnętrzny układ naszego organizmu. Wyniki pracy dr hab. Starowicz-Bubak wskażą nowe kierunki w terapii bólu neuropatycznego. Uczona sprawdza, na jakie układy, receptory czy cząsteczki można działać, aby leczyć i uśmierzać ból przewlekły.

"W wyniku naszego projektu nie powstanie nowy zastrzyk czy tabletka, którą po zakończeniu realizacji projektu będzie można kupić w aptece. Natomiast wytypujemy cząsteczki, które najlepiej potwierdzą postawioną przez nas hipotezę i zbadamy ich właściwości farmakologiczne" - tłumaczy dr Starowicz-Bubak. Praca jej zespołu może dać wskazówki firmom farmaceutycznym co do sposobów projektowania leków. Na etapie badań podstawowych nie chodzi jeszcze o licencje czy patenty.

Jak wyjaśnia badaczka, kanabinoidy to grupa substancji obejmująca zarówno związki naturalnie występujące w konopiach siewnych (Cannabis sativa), jak również ich sztuczne odpowiedniki. W organizmie regulują one funkcje ruchowe, procesy uczenia się i zapamiętywania, kontrolują apetyt. Ważna jest też ich rola w regulacji odczuwania bólu.

"Endokanabinoidy hamują odbierane przez organizm sygnały bólowe. Z ich działaniem wiąże się jednak pewien problem. Jeżeli podamy je ogólnoustrojowo, wówczas aktywują receptory kanabinoidowe wszędzie tam, gdzie dotrą. Podczas gdy receptorów zlokalizowanych w rejonach mózgu związanych z pamięcią albo zdolnościami poznawczymi lepiej nie aktywować. Tam mogą wywoływać niepożądane skutki, takie jak senność, uzależnienie czy objawy psychotyczne" - mówi dr hab. Starowicz-Bubak.

Jak wyjaśnia, impuls bólowy pokonuje drogę od miejsca, gdzie została uszkodzona tkanka (np. na ręce lub nodze), poprzez włókna nerwowe i rdzeń kręgowy do mózgu. Jest to dla mózgu sygnał ostrzegawczy.

"Nasze prace koncentrują się na tym, by zachować skuteczność przeciwbólową związków i jednocześnie uniknąć efektów ubocznych. Chcemy pobudzić receptory kanabinoidowe tylko tam, gdzie występuje ból - w konkretnych miejscach szlaku bólowego. To jest jedna ze strategii przeciwdziałania bólowi za pomocą związków wytwarzanych przez nasz organizm" - ocenia naukowiec.

Niestety, te odkrycia nie są jeszcze "przepisem" na nowy lek przeciwbólowy. Jak zaznacza badaczka, endokanabinoidy powstają w organizmie "na żądanie", czyli wtedy, kiedy dana komórka lub tkanka ich potrzebuje. Obok cząsteczek sygnałowych układ ten składa się również z enzymów. Wpływają one na powstanie omawianych związków, a potem za ich rozkład.

"Cząsteczki kanabinoidowe, na przykład anandamid, którym zajmujemy się w badaniach, znikają z otoczenia zaraz po tym, jak zadziałają, są metabolizowane. Ich krótki +czas życia+ to największy problem w zastosowaniu endokanabinoidów jako środków przeciwbólowych. Uczeni w wielu laboratoriach na świecie szukają sposobów na zahamowanie ich rozkładu. Jeżeli zahamujemy aktywność enzymu, który rozkłada interesującą nas cząsteczkę, wówczas osiągniemy wyższe stężenie pożądanej substancji w miejscu bólu i pożądane przez nas działanie przeciwbólowe" - mówi dr Starowicz-Bubak. Taki związek hamujący działanie enzymu nazywamy inhibitorem.

Uczona dodaje, że opracowano już obiecującą substancję, która weszła do etapu badań na pacjentach. Lek podwyższa poziom anandamidu i uśmierza różne rodzaje bólu, nie wywołuje też efektów psychotropowych. Niestety, badania prowadzone z udziałem chorych na artretyzm pokazują, że u ludzi ten związek nie działa.

"Wskazaliśmy 'winowajcę' takiego stanu rzeczy. Nasze badania dowodzą, że jeśli wyłączymy jedną ścieżkę rozkładu, uruchamiają się inne, tzw. alternatywne ścieżki degradacji tego związku. Skomplikowany organizm ludzki szybko reaguje i próbuje zastąpić czymś wyłączony układ. Dodatkowo, uruchomienie alternatywnych mechanizmów rozkładu prowadzi do powstania związku o działaniu przeciwnym do tego, jakiego oczekujemy. Wytwarzane są związki, które nasilają czucie bólu, związki działające na receptory waniloidowe" - tłumaczy doktor.

Układ waniloidowy przeszkadza w osiągnięciu efektu przeciwbólowego, bo receptory waniloidowe są probólowe. Dlatego trzeba sprawić, żeby się "nie włączał". W projekcie LIDER "Vanilloid Innovative Therapy" (akronim WINTER) uczeni sprawdzają, czy w jednym związku chemicznym (przyszłym leku) można zawrzeć dwa rodzaje cząsteczek. Jedne mają hamować enzym, który sprawia, że "dobry" anandamid nie znika z naszego organizmu, a drugie mają nie dopuścić do aktywacji "złych" receptorów waniloidowych. Narodowe Centrum Badań i Rozwoju przeznaczyło na te prace 989 tys. złotych.

Badania dobiegają końca. Uczeni są bliscy wykazania, że wielotorowy kierunek - polifarmakologia - to dobra strategia dla firm farmaceutycznych. Tak należy projektować badania i tu szukać skutecznych leków. Związki powinny działać na kilka układów, a nie tylko na jeden konkretny, wąski cel. Przemiana cząsteczki w lek poprzez potwierdzenie jego właściwości klinicznych oraz bezpieczeństwa stosowania w leczeniu określonych schorzeń to już zdanie dla koncernów farmaceutycznych.

PAP - Nauka w Polsce, Karolina Olszewska. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Technika
Roboty zapylające to nie konkurencja dla pszczół (04-08-2014)

Roboty zapylające nie zastąpią pszczół. Mogą jednak rozwiązać wiele problemów, jakie pojawiają się przy namnażaniu nasion i uprawach hodowlanych. Zapotrzebowanie na automatyzację zapylania pojawia się w rolnictwie wielu krajów, a polscy naukowcy już szykują rewolucyjne rozwiązania.

Zespół z Politechniki Warszawskiej zbudował zminiaturyzowane roboty, które będą potrafiły zlokalizować kwiaty, dotrzeć do nich - dojechać lub dolecieć - i wykonać zadania, jakie dotąd spełniały tylko owady.


Pszczoła oblepiona pyłkiem na kwiatostanie mniszka lekarskiego. Wikimedia

Czy w przyszłości - zamiast pszczół - pyłek z kwiatka na kwiatek przenosić będą mikroroboty latające? Takie pytanie serwis PAP - Nauka w Polsce zadał doktorowi Rafałowi Dalewskiemu, którego zespół z Wydziału Mechanicznego Energetyki i Lotnictwa Politechniki Warszawskiej od 2012 r. pracuje nad autonomicznym układem do zapylania roślin. Wśród mniej lub bardziej merytorycznych uwag w komentarzach pod artykułem PAP o początkach projektu znalazły się zarówno rekomendacje do Nagrody Nobla, jak i zarzuty, że publiczne pieniądze i zaangażowanie uczonych powinny być raczej przeznaczone na ratowanie pszczół przed wyginięciem niż na wymyślanie sztucznych pszczół.

Czy zatem roboty opracowywane przez polskich badaczy stanowią konkurencję dla pszczół? Jak postępują prace w projekcie LIDER, dofinansowanym kwotą ponad 1,1 mln zł przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju?

"Rozwijamy trzy podstawowe warianty, w których chcielibyśmy żeby proces zapylania był realizowany. Największym wyzwaniem jest urządzenie latające. Ta część projektu jest już bardzo zaawansowana. Drugi robot to urządzenie jeżdżące, trzeci - trawersujące, czyli maszyna współrzędnościowa. Każde z tych rozwiązań przeznaczone jest do innego rodzaju upraw. Roboty te wiele też łączy. Mają wspólną metodę pozycjonowania, czyli wyszukiwania obiektów w terenie" - tłumaczy dr Dalewski.

W tym roku naukowcy przeprowadzili pierwsze próby polowe z wykorzystaniem urządzenia jeżdżącego. Autorska maszyna została przewieziona na pole rzepaku współpracującej z inżynierami firmy hodowlanej. Robotowi udało się autonomicznie, czyli w sposób niesterowany ręką użytkownika, znaleźć roślinę w otoczeniu, dotrzeć do kwiatu i zebrać z niego pyłek.

"To, ile roślin zapyli maszyna, zależy od rodzaju uprawy. Rośliny różnią się od siebie budową bukietu i kształtem kwiatów; na przykład rzepak ma dużo małych kwiatków. Dlatego urządzenia w warunkach komercyjnej produkcji będą dostosowywane do konkretnych upraw. W naszych rozwiązaniach będziemy chronić prawa własności intelektualnej. Ostateczny kształt i funkcje robotów, czyli ostateczna postać urządzenia powstanie na etapie komercjalizacji. Nasz projekt jest projektem badawczo-rozwojowym, stworzymy demonstrator technologii. Udowodniliśmy już, że urządzenie jeżdżące spełnia zadania terenowe. Teraz rozwijamy urządzenie latające" - mówi dr Dalewski.

Żeby ten niewielki latający robocik mógł się przemieszczać między roślinami, musi być wyposażony w bardzo złożony układ latający. Minimalizacja jest tutaj dużym wyzwaniem po stronie mechaniki i sterowania.

"Proces zapylania polega na tym, że robot musi zbliżyć się do kwiatu, następnie zebrać z niego pyłek i przekazać go na następny kwiat. Może też otrzeć się o kwiat, przy którym się znajduje, tak żeby pyłek został strząśnięty z pręcika na słupek. Ten proces będziemy realizować bez lądowania na kwiecie, nie jest to potrzebne do zapylenia kwiatu. Robot będzie wyposażony w miniaturową miotełkę, jej zadaniem będzie zbieranie pyłku i przenoszenie na inne kwiaty. Miotełka nie zniszczy kwiatu, natomiast przyczepi się do niej pyłek. W ten sposób będzie go można przenieść na inny kwiat lub spowodować zapylenie w tym samym kwiecie" - opisuje dr Dalewski.

Roboty latające będą musiały pracować w pomieszczeniach zamkniętych, czyli w szklarniach. Ostatni rodzaj urządzenia do zapylania - maszynę trawersującą - badacze połączyli z urządzeniem jeżdżącym. W przyszłości oddzielne urządzenie trawersujące może być najszerzej wykorzystane w szklarniach, natomiast jeżdżące - do upraw polowych.

Czy prace nad tego rodzaju robotem wykluczają się z działaniami ekologicznymi i ochroną gatunkową pszczół? Dr Dalewski jest przekonany, że potrzebne jest i jedno, i drugie.

"Zapotrzebowanie na automatyzację zapylania ma niewiele wspólnego z rezygnacją z >>usług" pszczół. My z naszymi robotami chcemy trafiać na takie uprawy, gdzie rzeczywiście to jest potrzebne - przy namnażaniu nasion, przy uprawach hodowlanych. Pszczoły i tak nie są tam wykorzystywane, bo w tak ciężkich warunkach pracują głównie trzmiele. To właśnie je możemy zastąpić robotami. Przy różnych odczytach zaznaczamy, że pszczół nie da się zastąpić i musimy robić wszystko, żeby nie dopuścić do ich wyginięcia. I absolutnie nie chcemy z nimi konkurować" - zapewnia badacz.

Uzasadniając sens swojego projektu dr Dalewski zwraca uwagę na coraz większe zapotrzebowanie na różnego rodzaju zaawansowane produkty. Z drugiej strony uczeni zdobywają wiedzę techniczną na najwyższym światowym poziomie, która może mieć zastosowanie w różnych innych produktach i dziedzinach nauki. Taki jest główny cel projektu naukowo-badawczego. Sam program Lider NCBR, z którego finansowane są prace i wynagrodzenia członków zespołu, ma na celu zwiększenie kompetencji młodych naukowców w zarządzaniu projektami badawczymi. Zdaniem lidera - dr. Dalewskiego - ten temat jest bardzo dużym wyzwaniem i zaowocuje wytworzeniem takich właśnie wysokich kompetencji wśród młodych badaczy.

Prace nad automatycznym układem do zapylania rozpoczęły się na Politechnice Warszawskiej we wrześniu 2012 r. Przy projekcie pracuje grupa 12 naukowców. Jeśli za kilka lat wyniki prac badawczo-rozwojowych zostaną skomercjalizowane, produkt będzie ciekawą ofertą dla hodowców roślin - nie tylko w Polsce. Rynek już czeka na proponowane przez warszawskich inżynierów rozwiązanie.

"Jest już kilka grup zainteresowanych zainwestowaniem kapitału w komercjalizację tego produktu. Najprawdopodobniej roboty kupią duże firmy hodujące rośliny lub instytucja, która skupia się na wytwarzaniu nasion w sposób kontrolowany - nowych odmian np. rzepaku. Obecnie współpracujemy z hodowcami rzepaku, ale potencjał rynkowy naszych robotów będzie znacznie szerszy. System jest tworzony tak, żeby można go było 'uczyć' zapylania kolejnych gatunków - podsumowuje szef projektu B-DROID: "Autonomiczny układ do mechanicznego zapylania roślin".

PAP - Nauka w Polsce, Karolina Olszewska. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Ekologia
Ptaki proszą o poidełka podczas upałów (04-08-2014)

Podczas upałów ptaki, podobnie do ludzi, potrzebują sporej ilości wody. Dzięki niej mogą ugasić pragnienie, ale też zadbać o właściwą pielęgnację piór. Dlatego w gorące dni naszykujmy im poidełko, a nawet - jeśli możemy - zamoczoną w wodzie mysz - apeluje Ogólnopolskie Towarzystwo Ochrony Ptaków.

"W lecie chętnie odwiedzanymi przez ptaki miejscami są brzegi wszelkiego rodzaju cieków i zbiorników wodnych, a także mniejsze i większe kałuże. Niestety, w mieście często stawy czy kanały mają bardzo wysokie, strome brzegi, co wielu małym ptakom uniemożliwia dostęp do wody" - informuje Ogólnopolskie Towarzystwo Ochrony Ptaków (OTOP) na swojej stronie internetowej.


Poidło dla ptaków na balkonie, zrobiony z miski dla psa. Miska jest przykręcona do deski na stałe. Wkręty wystające z boków pozwalają mocować ją drutem do skrzynek i poręczy, dzięki temu łatwo ją można zdejmować i myć. Nad poidełkiem: sierpówka i szpak. Źródło: Wikimedia

Najlepszą formą pomocy spragnionym wody ptakom będzie wystawienie poidełka, czyli płaskiego naczynia z wodą. Jak wyjaśniają specjaliści z OTOP-u, na poidełko nadaje się np. gliniana podstawa pod doniczkę czy odwrócona do góry dnem pokrywa od kosza na śmieci. Na środku naczynia można umieścić kamień, który pomoże ptakom w korzystaniu z wodopoju. "W przypadku śliskich powierzchni dno poidła należy wysypać drobnym żwirem, aby ptaki się po nim nie ślizgały" - czytamy na stronie internetowej Towarzystwa.

W poidełku należy regularnie zmieniać wodę. To uniemożliwi rozwinięcie się w nim chorobotwórczych drobnoustrojów zagrażających ptasiemu zdrowiu. Poidło - podkreślają specjaliści - należy umieścić w pobliżu drzew lub krzewów, aby w razie zagrożenia ptaki miały się gdzie schronić. Tam będą mogły również doprowadzać do porządku upierzenie po zażytej kąpieli.

Nie wszystkie ptaki będą jednak korzystały z przygotowanego przez nas naczynka. Nie skorzystają z niego np. sokoły. Dla nich lepiej przygotować zamoczoną w wodzie mysz, o ile oczywiście będziemy mieli taką możliwość. Pustułki dla letniej ochłody, zamiast korzystać z wody, wolą ... bardzo szybko oddychać. Choć może to wyglądać niepokojąco, to - jak zapewniają specjaliści z OTOP-u - z fizjologicznego punktu widzenia taka sytuacja jest zupełnie normalna i nie musimy się niepokoić o zdrowie takiego ptaka.

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Ekologia
Powrót rysia do zachodniej Polski (03-08-2014)

Fot. Martin Mecnarowski, Wikipedia
1. Fot. Martin Mecnarowski, Wikipedia

Przyrodnicy dwukrotnie zarejestrowali obecność rysia w -położonej na północ od Poznania Puszczy Noteckiej. W ostatnich latach widywano je także m.in. w Borach Tucholskich i Słowińskim Parku Narodowym. Przyrodnicy liczą, że rysie, które przed wiekami zniknęły z Polski zachodniej, znów do niej powrócą.

"Rysie, pierwotnie zamieszkujące lasy w całej Polsce, z zachodniej części kraju zaniknęły już w drugiej połowie XVIII wieku. Nowe obserwacje dają jednak nadzieję na powrót tego drapieżnika do zachodnich rubieży kraju" - wyjaśnia w przesłanym PAP komunikacie dr Robert Mysłajek ze Stowarzyszenia dla Natury "Wilk".

W lutym 2014 roku zespół przyrodników z Stowarzyszenia dla Natury "Wilk" oraz Polskiego Towarzystwa Ochrony Przyrody "Salamandra", dwukrotnie zarejestrował obecność rysia w Puszczy Noteckiej - rozległym kompleksie leśnym o powierzchni ok. 1350 km kw. położonym na północ od Poznania.

Dorosłego osobnika obserwowano na drodze leśnej na terenie Nadleśnictwa Wronki, a tropy drapieżnika odkryto również 35 km dalej na terenie Nadleśnictwa Karwin. Pomimo dużej odległości dzielącej obie obserwacje przyrodnicy nie wykluczają, że mogą pochodzić od jednego osobnika. "Wskazują na to badania radiotelemetryczne prowadzone w Puszczy Białowieskiej, gdzie rysie w ramach swoich rozległych areałów przemieszczały się na odległość do 24,8 km dziennie" - czytamy w przesłanym PAP komunikacie. Rysie są zdolne do bardzo długich wędrówek. Z Puszczy Białowieskiej przemieszczały się do lasów oddalonych o 129 km. Z kolei w Skandynawii rejestrowano przechodzenie młodych rysi na odległość nawet 428 km.

"W lasach położonych na zachód od Wisły rysie pojawiają się coraz częściej. Oprócz Puszczy Noteckiej w ostatnich latach obserwowano je m.in. w Borach Tucholskich, Słowińskim Parku Narodowym, Karkonoskim Parku Narodowym oraz w Parku Narodowym Gór Stołowych. Daje to nadzieję na naturalne odtworzenie się populacji tego drapieżnika w zachodniej Polsce" - podkreśla dr Sabina Nowak, prezes Stowarzyszenia dla Natury "Wilk" i członkini Large Carnivore Initiative for Europe.

Obecnie rysie żyją głównie w rozległych kompleksach leśnych wschodniej i północno-wschodniej Polski oraz Karpat. Powodem wycofania się drapieżnika z obszarów położonych na zachód od Wisły była przede wszystkim utrata siedlisk oraz polowania na ten gatunek. Rysia objęto ścisłą ochroną dopiero w 1995 roku, w wyniku ogólnopolskiej kampanii prowadzonej przez organizacje pozarządowe.

Rozprzestrzenianie się rysi w Polsce jest utrudnione ze względu na fragmentację lasów i występowanie barier, takich jak obszary zabudowane oraz ogrodzone drogi ekspresowe i autostrady. Równie istotna jest jakość środowiska. Drapieżniki te lubią tereny o wysokiej lesistości, niewielkim udziale zabudowy oraz niskim zagęszczeniu dróg. Jednak kluczowa jest dla nich zróżnicowana struktura lasów, szczególnie sprzyja im obecność podrostów, podszytów, wykrotów i leżących drzew, wykorzystywanych przez rysie jako naturalne osłony podczas polowania oraz w trakcie wychowu potomstwa.

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Wydarzenia
"Kamienie milowe" dla trzech Polaków, za złamanie kodu Enigmy (03-08-2014)

Dokonanie trzech polskich matematyków, którzy złamali kody Enigmy, doceniono "Kamieniem milowym", przyznawanym przez międzynarodowe stowarzyszenie IEEE. Wyróżnienie przyznawane za epokowe odkrycia i zasługi dla rozwoju ludzkości otrzymali m.in. Thomas Edison i Nikola Tesla.

Wyróżnienie "Milestone" (kamień milowy) przyznaje The Institute of Electrical and Electronics Engineers (IEEE) - największe na świecie stowarzyszenie zawodowe techników, inżynierów i naukowców z obszaru elektryki i elektroniki. Nagradzane są nim odkrycia epokowe i wybitne osiągnięcia techniczne, które przyczyniły się do rozwoju ludzkości.


Oryginalny egzemplarz niemieckiej maszyny szyfrującej "Enigma" z czasów II wojny światowej został zaprezentowany podczas finisażu wystawy "Służby specjalne II Rzeczypospolitej 1918-1939. Blaski i cienie" w Centrum Edukacyjnym IPN w Warszawie, 22 bm. (mgo) PAP/Jacek Turczyk

Dotychczas przyznano około 120 "kamieni milowych", a ich laureatami byli m.in. Thomas Edison, Guglielmo Marconi, Nikola Tesla, Aleksander Bell. Teraz w gronie docenionych znaleźli się także: Marian Rejewski, Jerzy Różycki i Henryk Zygalski z polskiego Biura Szyfrów za złamanie po raz pierwszy kodów Enigmy w latach 1932-1939.

"Polscy matematycy: Marian Rejewski, Jerzy Różycki i Henryk Zygalski z krajowego Biura Szyfrów złamali kody maszyny szyfrującej Enigma. Pracując razem z inżynierami fabryki AVA w Warszawie zbudowali 'bombę' - pierwszą maszynę deszyfrująca kody Enigmy. Ich osiągnięcia były podstawą do dalszych prac Brytyjczyków nad deszyfracją, które w okresie późniejszym z pomocą Amerykanów, przyczyniły się do zakończenia II-giej wojny światowej" - głosi tekst tablicy, upamiętniającej nadanie wyróżnienia.

Odznaczenie przyznano na wniosek i w wyniku wieloletnich starań polskiej sekcji IEEE. "To prestiżowe wyróżnienie ostatecznie niweczy kolportowaną przez blisko 70 lat fałszywą informację przypisującą zasługi związane ze złamaniem kodów Enigmy tylko Brytyjczykom i Amerykanom" - czytamy w przesłanym PAP komunikacie.

Uroczystość nadania odznaczenia "Milestone" i odsłonięcie tablicy pamiątkowej, odbędzie się we wtorek 5 sierpnia o godz. 12 przed Instytutem Matematycznym PAN w Warszawie.

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Zdrowie
Kora wierzby zamiast aspiryny? (03-08-2014)

Kora wierzby zawiera glikozydy salicylowe, które mają właściwości lecznicze podobne do kwasu acetylosalicylowego - syntetycznej aspiryny.

Preparaty ze sproszkowanej kory zawierają naturalne związki buforujące i - w odróżnieniu od aspiryny - nie powodują negatywnych skutków ubocznych dla układu pokarmowego. Mają działanie przeciwbólowe, przeciwgorączkowe, przeciwzapalne i antyseptyczne.

Do eksperymentów wybrano wierzbę purpurową (Salix purpurea), która jest w Polsce dość pospolitym gatunkiem. Odmiana ta uznawana za rodzaj o wysokiej koncentracji salicylanów

Zgodnie z zaleceniami europejskiego spisu określającego wymagania jakościowe, kora wierzb pozyskiwana do wytwarzania preparatów leczniczych powinna zawierać co najmniej 1,5 proc. glikozydów salicylowych.

Źródło: dziennik.pl


Kora z wierzby (Cortex Salicis) zawiera flawonoidy, kwasy organiczne oraz glikozydy. Najważniejszym z nich jest glikozyd fenolowy - salicyna. Korę zbiera się z 2 - 3-letnich gałęzi wczesną wiosną, gdy ruszają soki i łatwo jest ją oddzielić od drewna. Korę suszyć można zarówno w ciemnych, jak i jasnych pomieszczeniach. Do celów leczniczych wykorzystywana może być również kora wierzby kruchej, wierzby białej, wierzby pięciopręcikowej i wierzby wiciowej. Salicyna ma silne działanie przeciwzapalne, przeciwgorączkowe i ściągające. Wykorzystywana jest przy takich dolegliwościach i chorobach, jak: ból głowy, przeziębienie przebiegające z gorączką, różne choroby reumatyczne, miażdżyca. Obecnie już nie pozyskuje się do celów leczniczych kory wierzby, gdyż jest zastępowana syntetycznie produkowanym kwasem acetylosalicylowym (nazwa handlowa "Aspiryna", "Polopiryna"). Napary z kory wierzby nie wywierają jednak tak szkodliwego działania na żołądek, jak aspiryna, a działają równie skutecznie. Wikipedia


 

Psychologia
Kiedy supełek nie wystarczy, aby zapamiętać... (31-07-2014)

Zapominasz o umówionej rozmowie telefonicznej, nie bierzesz leku o wyznaczonej porze, przygotowana do pracy kanapka zostaje w lodówce, zamiast trafić do torby? Jeśli w takich sytuacjach zawiązanie przysłowiowego supełka już nie wystarczy, można zastosować kilka prostych metod, wspomagających pamięć prospektywną.

"Pamięć prospektywna umożliwia nam wykonywanie różnorodnych zamiarów w przyszłości. Kiedy muszę pamiętać, że umówiłem się z kimś na rozmowę o godz. 14, korzystam właśnie z pamięci prospektywnej" - mówi PAP dr Krystian Barzykowski z Laboratorium Aplikacyjnych Badań nad Pamięcią z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Ponieważ osobom starszym wykonywanie zaplanowanych zadań może nastręczać trudności, a i osobom młodszym zdarza się zapomnieć np. o umówionej rozmowie telefonicznej, to warto zastosować metody, które wspomogą naszą pamięć prospektywną. W jaki sposób możemy skutecznie pomagać naszej pamięci prospektywnej - to badają naukowcy z Laboratorium Aplikacyjnych Badań nad Pamięcią, które kierowane jest przez prof. Agnieszkę Niedźwieńską z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego.


freedigitalphotos.net

"Zawsze warto starać się nie odraczać wykonania czynności na później. Nie zawsze jest to jednak możliwe. Wiedząc, że zapominamy, możemy jednak zminimalizować ryzyko zapomnienia. Jednym ze sposobów jest wykorzystanie regularności i powtarzalności naszego trybu życia" - wyjaśnia dr Krystian Barzykowski.

Jak sugeruje, warto skojarzyć sobie zaplanowaną czynność z naszym zwykłym działaniem o danej porze dnia, albo z konkretnym zdarzeniem. "Kiedy umawiam się z kimś na rozmowę o godz. 14, mogę nie zapisywać tego planu w kalendarzu, ale warto wyobrazić sobie, co będę wtedy robił, w jakich okolicznościach będę się znajdować. Łącząc świadomość, że będę wówczas u siebie w domu - przy biurku - mogę starać się połączyć te dwa fakty mówiąc sobie: kiedy po przerwie obiadowej będę siedział przy biurku, powinienem zadzwonić. Albo: wezmę leki zaraz po zaparzeniu porannej kawy" - podpowiada dr Barzykowski.

Skutecznym "przypominaczem" będzie też zestawienie naszej planowanej czynności - np. zmierzenia ciśnienia - z jakimś konkretnym wydarzeniem. "Można powiedzieć sobie: muszę zmierzyć ciśnienie zaraz po wyjściu spod prysznica. W ten sposób łączę zamiar wykonania zadania ze zdarzeniem, które z pewnością będzie miało miejsce. Wtedy mamy większe szanse, że nie zapomnimy o wykonaniu tego zadania, niż gdybyśmy powiedzieli: muszę zbadać sobie ciśnienie o godz. 8.30" - wyjaśnia dr Barzykowski.

Pomocne są również różnego rodzaju wskazówki, które - aby były skuteczne - muszą być odpowiednio dobrane. Prof. Agnieszka Niedźwieńska w swojej książce pt. "Pamięć prospektywna. Geneza, mechanizmy i deficyty" zwraca uwagę, że wskazówki muszą przede wszystkim przyciągać uwagę w momencie, gdy będziemy wykonywać zadanie. "Kiedy powiesimy jedną karteczkę wśród innych takich samych kartek, to prawdopodobnie jej nie rozpoznamy. Powinniśmy zaś - w widocznym dla nas i powiązanym z naszym zamiarem miejscu - położyć jedną wyróżniającą się kartkę. Taką która przyciągnie naszą uwagę np. na zabieranej do pracy torbie" - tłumaczy rozmówca PAP.

W badaniach naukowcy z Aplikacyjnych Badań nad Pamięcią z Instytutu Psychologii UJ pokazali również, że ludzie starsi w porównaniu z młodymi lepiej pamiętają o jakimś zadaniu, jeśli jest ono formułowane przez inną osobę w postaci prośby. "Pojawia się wtedy najprawdopodobniej zobowiązanie społeczne. Jeśli poproszę swojego dziadka, aby wykonał określoną czynność o danej porze, to powinien on również skuteczniej pamiętać o jej wykonaniu" - opisuje dr Barzykowski.

Pamięć prospektywna - jak mówi psycholog - nieco różni się od innych rodzajów pamięci, bo nie jest nastawiona na przeszłość, a wybiega w przyszłość. "Niestety, bada się ją dopiero od dwóch dekad. Przez to, choć naukowcy wiedzą o niej coraz więcej, niewiele jest obecnie badań dotyczących treningów mających usprawniać pamięć prospektywną zdrowych osób starszych. Jestem jednak przekonany, że w najbliższej przyszłości ta część naszej niewiedzy zostanie w pewnym stopniu uzupełniona" - zaznacza dr Barzykowski.

Badania prowadzone w Laboratorium Aplikacyjnych Badań nad Pamięcią z Instytutu Psychologii UJ, są jednym z projektów naukowych opisanych w Projektorze Jagiellońskim 2, dostępnym pod adresem: www.projektor.uj.edu.pl

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Wydarzenia
Politechnika Śląska utworzy ośrodek naukowy poświęcony kolei (30-07-2014)

Politechnika Śląska i PKP SA planują utworzenie Centrum Naukowo-Dydaktycznego Transportu. Placówka ma ruszyć w drugiej połowie 2016 r. Jej siedzibą ma być zrujnowana dziś perła kolejowej architektury - dworzec na dawnej granicy Rosji i Austrii w Sosnowcu-Maczkach.

List intencyjny w sprawie tego przedsięwzięcia podpisali w piątek w Sosnowcu rektor Politechniki Śląskiej, prof. Andrzej Karbownik oraz prezes PKP SA Jakub Karnowski.

Według Karbownika 1 października 2016 r. w dawnym dworcu w Maczkach naukę powinno rozpocząć 60 studentów I roku studiów inżynierskich na kierunku transport kolejowy. Centrum ma być samodzielną jednostką na prawach wydziału - pierwszą o tym profilu na polskich politechnikach.

"To studia z przyszłością, tym bardziej w warunkach modernizujących się Polskich Kolei Państwowych. Centrum po to powstaje jako odrębna jednostka, by łatwiejsza była bliższa współpraca głównie z PKP - w zakresie kształcenia, badań oraz prac wdrożeniowych" - wskazał prof. Karbownik.


Wikimedia

Zdaniem rektora początek prac nad utworzeniem samodzielnej jednostki Politechniki Śląskiej o profilu kolejowym przypadkowo zbiegł się z decyzją rady wydziału transportu tej uczelni o likwidacji działającej tam dotąd katedry transportu szynowego. W ostatnich tygodniach lokalne i branżowe media informowały, że ma ją zastąpić katedra zajmująca się technologiami lotniczymi.

Podstawą likwidacji jednej z trzech takich jednostek w Polsce (obok gdańskiej i krakowskiej) miały być - według różnych źródeł - kwestie ekonomiczne, słabe zainteresowanie studentów tym profilem czy personalny konflikt szefa katedry z dziekanem wydziału. Specjalność eksploatacja pojazdów szynowych ma być nadal prowadzona w innych katedrach wydziału. Sam wydział, jak mówił w piątek rektor, chce jednak skoncentrować się na specjalnościach związanych z transportem drogowym i lotniczym.

Utworzenie Centrum, które docelowo na raz ma kształcić ok. 250 studentów, będzie wiązało się z zasileniem kadrą naukową. W dotychczasowej katedrze pracowało dziewięć osób, nowa jednostka - według Karbownika - potrzebuje kilkudziesięciu. Rektor zastrzegł też, że Centrum Naukowo-Dydaktyczne Transportu Kolejowego już istnieje - z dopiskiem "w organizacji".

Na razie nie wiadomo, ile będzie kosztowało przystosowanie dworcowego budynku w Maczkach do potrzeb jednostki. Jak mówił Karnowski, PKP SA przekaże uczelni obiekt wyremontowany i przystosowany - według już poczynionych uzgodnień. Środki mają pochodzić głównie z UE.

"Celem jest, by ten budynek był gotowy do tego, żeby podnosić jakość kadr, również dla potrzeb spółek grupy PKP" - wskazał Karnowski. Przypomniał, że kolej przez lata była zaniedbana, przez co młodzi ludzie rzadko chcieli kształcić się na związanych z nią kierunkach. "To stworzyło lukę pokoleniową, chcemy ją wypełnić. Żeby to zrobić, musimy m.in. długookresowo współpracować z uczelniami" - podkreślił.

Leżące od 1975 r. w granicach Sosnowca Maczki rozwinęły się w połowie XIX w. jako osada kolejowa w pobliżu ówczesnego styku granic trzech mocarstw - Austrii, Prus i Rosji. W 1848 r. zbudowano tam ostatnią stację kolei warszawsko-wiedeńskiej (po rosyjskiej stronie). Pod koniec XIX w. doprowadzono też do niej odnogę kolei iwanogrodzko-dąbrowskiej z Dęblina do Dąbrowy Górniczej.

Monumentalny neorenesansowy budynek stacji, nazywanej przez lata "Granica", budowano w latach 1839-1848 według projektu znanego architekta Enrico Marconiego. Położony między torami ma 214 m długości. Ozdobiono go m.in. stiukami, gzymsami i pilastrami, a dachy peronów podtrzymywały kształtne żeliwne kolumny. Wokół stacji powstało osiedle dla kolejarzy, pracowników komory celnej, funkcjonariuszy straży granicznej, wojska i żandarmerii.

Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 r., wraz z przesunięciem granic państwowych, komunikacyjne znaczenie Maczek osłabło. Po drugiej wojnie światowej nadal kursowały tamtędy pociągi - m.in. z oddalonej o ok. 3 km stacji Jaworzno-Szczakowa do Dąbrowy Górniczej Ząbkowic (na linii Katowice-Częstochowa). W 2009 r. zatrzymał się tam ostatni pociąg osobowy, jednak już wcześniej dworzec - wraz z otoczeniem - zaczął niszczeć.

Przed groźbą utraty tej części dziedzictwa kolei i regionu ostrzegali od lat lokalni społecznicy. W ostatnich latach miasto m.in. proponowało kolejarzom wspólny unijny projekt dotyczący dworca i dzielnicy. Samorząd Sosnowca wskazywał przy tym, że jednym z problemów jest wyspowy charakter dworca. Oznacza to, że czynne tory kolejowe otaczają obiekt z obu stron.

Niezależnie od planów ożywienia dworca w Maczkach, spółka PKP PLK rewitalizuje wiodące tamtędy kolejowe połączenie towarowe z Zawiercia do Jaworzna Szczakowej przez Dąbrowę Górniczą Ząbkowice. Karbownik mówił w piątek, że rozmawiał już z kolejarzami o przeniesieniu całego ruchu pociągów na jedną stronę dworca; na razie nie wiadomo, czy będzie to możliwe.

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Różności
Przedsiębiorcy korzystają z pomysłów polskich badaczy (29-07-2014)

Inwestując w innowacje polskich badaczy, firmy mogą nie tylko zyskać nową ofertę, ale i oszczędzić. Wśród polskich rozwiązań, którymi zainteresowały się przedsiębiorstwa są m.in. wóz bojowy, ekopaliwo czy panele słoneczne instalowane na dachach autobusów.

O tym, że inwestowanie w badania polskich uczonych może być opłacalne, przekonują się kolejne firmy. Wśród motywacji, które skłaniają sektor prywatny do nawiązania współpracy z uczelniami może być m.in. chęć opracowania innowacyjnych produktów czy usług. Przykładem na to są prace konsorcjum Wydziału Mechanicznego Politechniki Wrocławskiej oraz Domu Samochodowego Germaz. Opracowano tam wóz bojowy M-ATV G10 o zwiększonej odporności na działanie materiałów wybuchowych. Nadwozie tego pojazdu opancerzonego może przetrwać wybuch kilku ładunków. Naukowcy opracowali oryginalne rozwiązanie ochrony przeciwminowej, układ mocowania kadłuba do podwozia, a także od podstaw zbudowali fotele antywybuchowe.


Wóz bojowy M-ATV G10

Dzięki współpracy biznesu z nauką, na rynku pojawiać się mogą nowe usługi, które odpowiadają na nowe potrzeby. Naukowcy z Uniwersytetu Śląskiego, Instytutu Ekologii Terenów Uprzemysłowionych oraz śląskiej firmy Tech-form opracowali automatyczny biodetektor toksyczności ogólnej wody. System ten - wykorzystujący działanie miliardów baterii - wykryje szybko skażenie wody i powiadomi o nich właściwe służby. Przy wsparciu UŚ powołano spółkę, która wprowadza unikatowe rozwiązanie na rynek.

Z kolei białostockiej firmie ChM we współpracy z chirurgami z Kliniki Chirurgii Szczękowo-Twarzowej i Plastycznej Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku udało się wykonać w technice druku 3D precyzyjnie dostosowany do potrzeb pacjenta tytanowy implant kości żuchwy. Ten opracowany dzięki nowoczesnym technikom implant wszczepiono już pacjentowi.

Przedsiębiorstwa często liczą na to, że innowacje kreowane na uczelniach pomogą zmniejszyć koszty funkcjonowania firmy. I tak na przykład we wspólnym projekcie Politechnika Lubelska i Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne Sp. z o.o. w Lublinie chcą wykorzystywać panele fotowoltaiczne do zasilania w energię elektryczną autobusów. Po mieście już jeżdżą trzy autobusy MPK z panelami fotowoltaicznymi na dachach. Testują one nowe instalacje, które mają obniżyć zużycie paliwa i emisję spalin. Według szacunków badaczy autobus zaopatrzony w ogniwo słoneczne na dachu zużywałby 5 proc. paliwa mniej, co oznacza około 10 tys. zł oszczędności na jednym pojeździe rocznie.

Na realne oszczędności przełożyć się ma także technologia wytworzona w Akademii Morskiej w Szczecinie. Opracowane tam urządzenie do diagnostyki układów wtryskowych silników o zapłonie samoczynnym ma przede wszystkim zapewnić armatorom zachowanie sprawności układu wtryskowego jednostek pływających, co przekłada się na zmniejszenie kosztów ich funkcjonowanie. Rozwiązanie to chce już wdrożyć spółka Diacoustic Systems.

Naukowcy mogą również pomóc przedsiębiorstwom wdrażać tańsze technologie produkcji. Badacze z Politechniki Lubelskiej oraz spółek SIGMA i Kuźnia Ostrowiec pokazali, jak można zaoszczędzić w procesie wytwarzaniu kul stosowanych m.in. w maszynach górniczych. Kule takie służą np. do rozdrabniania żwiru, węgla czy rud metali. Jak pokazały badania, do produkcji takich elementów można wykorzystać złom z szyn kolejowych. To materiał znacznie tańszy niż ten pozyskiwany dotychczas z hut.

Polskie opracowania mogą się też przyczynić do poprawy jakości produktów oferowanych przez firmy. I tak np. rozwiązania dotyczące produkcji zasilaczy opracowywane na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie znajdą zastosowanie w zasilaczach przeznaczonych do oświetlenia LED, ładowarkach do akumulatorów oraz pojazdach elektrycznych. Technologie te mają pozwolić na znaczące ograniczenie strat energii w tych urządzeniach, a także na zmniejszenie rozmiarów i wagi zasilaczy (co przy okazji zmniejszy koszty produkcji urządzeń). Zasilacz rezonansowy z dławikiem wielouzwojeniowym z AGH zdecydowała się już wdrożyć firma Fideltronik Poland.

Badania prowadzone na uczelniach pomagają też polskim firmom zrobić użytek z odpadów. Jeden z projektów AGH dotyczy wykorzystania jako surowca w przemyśle drogowym i budowlanym popiołów zalegających na składowiskach. Partnerzy przemysłowi, w tym Elektrownia w Połańcu, zawarli już z uczelnią ponad 20 umów licencyjnych dotyczących wykorzystania tego pomysłu. "Uszlachetnione popioły mogą znaleźć zastosowanie w przemyśle produkującym cegły, pustaki, wyroby klinkierowe, dachówki aż po produkty takie jak ścienne płytki okładzinowe czy płytki podłogowe" - tłumaczy prof. Jerzy Dyczek z Wydziału Inżynierii Materiałowej i Ceramiki AGH. Popiół może też zastąpić kilkukrotnie droższą mączkę wapienną stosowaną w asfaltach.

Na to, że uda się zrobić pożytek z wodoru, który powstaje jako odpad w procesie produkcyjnym liczą z kolei spółki SKOTAN S.A i Horus-Energia oraz Zakłady Azotowe Kędzierzyn Koźle. Wspólnie z Instytutem Pojazdów Samochodowych i Silników Spalinowych Politechniki Krakowskiej chcą zaprojektować i wdrożyć urządzenia, które przetworzą taki wodór odpadowy na energię użytkową tj. na prąd i na ciepło. Dzięki takiemu rozwiązaniu firmy mogą nie tylko osiągnąć oszczędności, ale i zmniejszyć ilość zanieczyszczeń, jakie trafiają w czasie produkcji do środowiska.

Rozwiązania naukowców dają też przedsiębiorstwom szansę wejścia z nowymi produktami na nowe rynki. Przykładem na to jest opracowany w Polsce sposób produkcji ekowęgla palącego się niemal bez szkodliwych spalin. Rozwiązanie powstałe we współpracy spółki Polski Koks, Jastrzębskiej Spółki Węglowej, Politechniki Śląskiej w Gliwicach, Instytutu Chemicznej Przeróbki Węgla oraz Stowarzyszenia Klaster Kotlarski. Opracowane na Śląsku paliwo powstaje na bazie tzw. flotokoncentratu, surowca, który spalany w sposób tradycyjny był źródłem emisji bardzo wielu groźnych dla zdrowia zanieczyszczeń. Z tego powodu surowiec stosowany był głównie w zakładach energetycznych wyposażonych w filtry. Nowa technologia przeróbki sprawia, że paliwo przygotowane z tego surowca nie będzie wytwarzać podczas spalania groźnych substancji. Dlatego też ekowęgiel będzie można również wykorzystywać w gospodarce komunalnej i gospodarstwach indywidualnych.

Uczelnie mogą także pomagać przedsiębiorcom w rozwiązywaniu problemów. Np. badacze z Uniwersytetu Rzeszowskiego wspólnie z firmą WSK PZL-Rzeszów rozwiązali kłopot, jaki przedsiębiorstwo miało z pękaniem ceramicznych rdzeni - małych elementów wchodzących w skład silników lotniczych. Okazało się, że w sprawnej diagnozie tych elementów przydatny okazał się właściwy spektroskop - urządzenie, które potrafi zidentyfikować w badanej próbce śladowe ilości zanieczyszczeń. Z kolei dzięki badaniom z Politechniki Opolskiej udało się opracować i wdrożyć oprogramowanie wspomagające zarządzanie stratami energii elektrycznej dla Tauronu Dystrybucja S.A. w Krakowie.

Na razie w Polsce środki, jakie państwo i prywatne firmy przeznaczają na badania i rozwój (B+R) stanowią zaledwie 0,7-0,9 proc. PKB. Tymczasem według unijnych wytycznych, nakłady na B+R do 2020 r. powinny osiągnąć 2 proc. PKB. UE chce, by połowa środków na badania i rozwój pochodziła z sektora prywatnego.

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Genetyka
Naukowcy chcą wyhodować bardziej odporne karpie (29-07-2014)

Wyhodowanie karpi bardziej odpornych na choroby bakteryjne i pasożytnicze to cel projektów naukowych realizowanych w Zakładzie Ichtiobiologii i Gospodarki Rybackiej Polskiej Akademii Nauk w Gołyszu (Śląskie).

Naukowcy zbadają m.in. związek odporności z metabolizmem żelaza u ryb.

"Mamy nadzieję, że nasze badania przyczynią się do wyhodowania karpi bardziej odpornych na choroby, co pozwoli na ograniczenie strat oraz kosztów, ponoszonych przez hodowców na szczepionki czy antybiotyki" - powiedziała kierująca projektami dr Patrycja Jurecka.


Wikimedia

Pierwszy z projektów - wdrożenie programu hodowli karpia, wykorzystującego markery genetyczne odporności - jest współfinansowany z Europejskiego Funduszu Rybackiego. Budżet programu to 2,7 mln zł. 5-letnie badania, których zakończenie jest planowane na przyszły rok, mają pomóc wytypować genotypy ryb powiązany z wyższą naturalną odpornością na typowe patogeny bytujące w środowisku wodnym - wirusy, bakterie, pasożyty.

Naukowcy identyfikują geny decydujące o wyższej naturalnej odporności, przy uwzględnianiu cech o charakterze produkcyjnym, jak wzrost czy zapotrzebowanie na pokarm. Testują zróżnicowane genetycznie grupy karpia jednocześnie w warunkach środowiska otwartego - w stawach i w obiegach recyrkulowanych, czyli w środowisku kontrolowanym.

"Mamy nadzieję, że efektem naszych prac będzie opracowanie realistycznego i wykonalnego w polskich warunkach programu hodowli materiału zarybieniowego o doskonałych cechach użytkowych, a jednocześnie bardziej odpornego na choroby" - zaznaczyła dr Jurecka.

Drugi z koordynowanych przez nią projektów, finansowany przez Narodowe Centrum Nauki, dotyczy powiązania odporności karpi z tym, jak ich organizmy gospodarują żelazem podczas infekcji. 1,5-roczny projekt zakończy się jesienią tego roku, jego budżet to ponad 100 tys. zł.

"Homeostaza żelaza jest ściśle powiązana z odczynem zapalnym. Bakterie czy pasożyty zużywają żelazo, żeby się namnażać i rozwijać. W związku z tym wiele organizmów wykształciło strategię obronną, polegającą na chronieniu swoich zasobów żelaza podczas infekcji. Mechanizmy obu tych procesów nie są jednak w pełni wyjaśnione. Nasz projekt ma na celu zidentyfikowanie i scharakteryzowanie roli białek biorących udział w metabolizmie żelaza podczas infekcji bakteryjnej oraz pasożytniczej u karpia" - wyjaśniła dr Jurecka.

Badania są prowadzone na młodych karpiach, ważących 50 do 100 g, w wieku od 6 miesięcy do roku. Po dobraniu osobników o określonych genach i ich rozmnożeniu, potomstwo jest poddawane testom ostrym, czyli infekowane. Kolejny krok to badania krwi i narządów ryb, które przeżyły, czyli okazały się najbardziej odporne.

W skład zespołu naukowców zaangażowanych w pracę nad odpornością karpia wchodzą również: dr Ilgiz Irnazarow, dr Łukasz Napora-Rutkowski, mgr Teresa Kamińska, mgr Agnieszka Troszok, mgr Joanna Szczygieł.

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Medycyna
Polak otrzymał 50 tys. euro na badania nad roślinnym lekiem na raka (28-07-2014)

Polski naukowiec dr Mirosław Szczepański z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego otrzymał grant Global Research Initiative na badania nad roślinnym lekiem na raka. Wysokość grantu wynosi 50 tys. euro.

"Myślę, że ta nagroda to wspaniała idea, ponieważ wspiera młodych naukowców w rozpoczęciu własnych projektów i przekształcaniu swoich pomysłów badawczych w rzeczywistość" - powiedział laryngolog dr Mirosław Szczepański z Kliniki Otorynolaryngologii Wydziału Lekarsko-Dentystycznego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego podczas uroczystości wręczania nagród, która odbyła się w niedzielę w Sa Pobla, na Majorce.

Wśród laureatów znalazło się 20 naukowców z 13 krajów świata. Łączna wartość przyznanych im grantów wyniosła 1 mln euro. Jury oceniało 130 zgłoszonych projektów z różnych dziedzin terapeutycznych, takich jak choroby układu oddechowego, osteoporoza, schorzenia ginekologiczne, nowotwory pęcherza moczowego, choroba Alzheimer'a i innych.

Projekt dr. Szczepańskiego dotyczy badania właściwości przeciwnowotworowych wybranych preparatów pochodzenia naturalnego. Uzyskane w nim dane pozwolą ocenić, czy dany preparat może hamować w warunkach in vitro rozwój nowotworu i czy można go potencjalnie zastosować w chemoprewencji i leczeniu raków płaskonabłonkowych regionu głowy i szyi. Należą one do grupy nowotworów złośliwych układu oddechowego i pokarmowego.

Nagroda Global Research Initiative (GRI) została ufundowana pod koniec 2013 r. przez niemiecką firmę Bionorica i ma być bodźcem dla rozwoju medycyny opartej o surowce pochodzenia naturalnego. Dodatkowo, jej celem jest poszukiwanie nowych metod analitycznych potrzebnych w rozwoju leków pochodzenia naturalnego.

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Biologia
Genom pająka – poznano tajemnicę jadu i pajęczej nici (27-07-2014)

Wiemy już, jakie białka mogą uczestniczyć w powstawaniu i aktywacji toksycznych związków w jadzie pająka i jakich potrzeba, żeby powstała pajęcza sieć. Wyniki badania genomu ptasznika i jednego z pająków poskoczowatych opisano w "Nature Communications".

Na świecie żyje ponad 44,5 tys. gatunków pająków. Dzięki rozmaitym adaptacjom można je spotkać w tak odmiennych środowiskach, jak najsuchsze pustynie czy Arktyka. Różne mają taktyki polowania: jedne zaczajają się w ukryciu na ofiarę, inne konstruują misterne pułapki. Ze względu na wyjątkową wytrzymałość i rozciągliwość, pajęcze sieci są obiektem nieustannej zazdrości biotechnologów, którzy dotychczas nie nauczyli się ich produkować tanio i na dużą skalę.

Jako skuteczne drapieżniki pająki są ważnym elementem ekosystemów, zwłaszcza systemu naturalnej kontroli owadów, m.in. szkodników roślin. Swoje ofiary pająki atakują jadem, powstającym w specjalnym gruczole i wprowadzanym za pomocą masywnych szczękoczułek. Również jad przykuwa uwagę badaczy ze względu na swoje właściwości biochemiczne i strukturalne. Jest obiektem zainteresowania także dlatego, że jad niektórych pająków (np. czarnej wdowy czy pustelnika brunatnego) bywa dla ludzi niebezpieczny. Są opinie, że toksyna pająków mogłaby też mieć zastosowanie medyczne.


freedigitalphotos.net

Aby lepiej zrozumieć ich biologię, naukowcy z Danii, Chin i Arabii Saudyjskiej zbadali sekwencję genomu dwóch pająków: afrykańskiego Stegodyphus mimosarum i pochodzącego z Brazylii pięknego ptasznika białokolanowego (Acanthoscurria geniculata). Genomy pająków okazały się bardzo duże, przypominając pod tym względem genomy ssaków.

Naukowcy skupili się zwłaszcza na genach odpowiedzialnych za produkcję jadu i białek jedwabnej nici. Zbadali też białka obecne w jadzie, hemolimfie, tkankach ciała oraz nici wytwarzanej przez pająki, identyfikując w sumie 2 193 białka. Jak się okazało, toksyczność jadu badanych pająków najprawdopodobniej związana jest z obecnością w nim enzymów-proteaz, zaś do głównych składników nici należą spidroiny.

Wyniki badań mogą pomóc w przyszłym wykorzystaniu jadu w produkcji neurotoksyn i środków owadobójczych. Mogą też usprawnić badania nad wykorzystaniem białka sieci w produkcji nowych, bardzo wytrzymałych biomateriałów. (PAP, Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl)

Zobacz też:

 


Archiwum (starsze -> nowsze) [1] [2] [3] [4] [5] [6] [7] [8] [9] [10]
[11] [12] [13] [14] [15] [16] [17] [18] [19] [20]
[21] [22] [23] [24] [25] [26] [27] [28] [29] [30]
[31] [32] [33] [34] [35] [36] [37] [38] [39] [40]
[41] [42] [43] [44] [45] [46] [47] [48] [49] [50]
[51] [52] [53] [54] [55] [56] [57] [58] [59] [60]
[61] [62] [63] [64] [65] [66] [67] [68] [69] [70]
[71] [72] [73] [74] [75] [76] [77] [78] [79] [80]
[81] [82] [83] [84] [85] [86] [87] [88] [89] [90]
[91] [92] [93] [94] [95] [96] [97] [98] [99] [100]
:
 
 :
 
  OpenID
 Załóż sobie konto..
Wyszukaj

Wprowadzenie
Indeks artykułów
Książka: Racjonalista
Napisz do nas
Newsletter
Promocja Racjonalisty

Racjonalista w Facebooku
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365