Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.160.568 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 306 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:

Złota myśl Racjonalisty:
"- Zapomina pan o Bogu. - On mnie nie interesuje. Bóg toleruje rzeczy, których nie sposób tolerować. Jest nieodpowiedzialny i niekonsekwentny. Nie jest dżentelmenem."
Nowinki i ciekawostki naukowe
Rok 2010
 Lipiec (23)
 Sierpień (23)
 Wrzesień (34)
 Październik (20)
 Listopad (24)
 Grudzień (17)
Rok 2011
 Styczeń (34)
 Luty (39)
 Marzec (43)
 Kwiecień (19)
 Maj (18)
 Czerwiec (17)
 Lipiec (19)
 Sierpień (30)
 Wrzesień (29)
 Październik (45)
 Listopad (35)
 Grudzień (24)
Rok 2012
 Styczeń (18)
 Luty (31)
 Marzec (34)
 Kwiecień (12)
 Maj (10)
 Czerwiec (11)
 Lipiec (12)
 Sierpień (9)
 Wrzesień (8)
 Październik (3)
 Listopad (11)
 Grudzień (4)
Rok 2013
 Styczeń (4)
 Luty (4)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
 Maj (6)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (5)
 Sierpień (4)
 Wrzesień (3)
 Październik (3)
 Listopad (3)
 Grudzień (20)
Rok 2014
 Styczeń (32)
 Luty (53)
 Marzec (38)
 Kwiecień (23)
 Maj (45)
 Czerwiec (46)
 Lipiec (36)
 Sierpień (26)
 Wrzesień (20)
 Październik (24)
 Listopad (32)
 Grudzień (13)
Rok 2015
 Styczeń (16)
 Luty (13)
 Marzec (8)
 Kwiecień (13)
 Maj (18)
 Czerwiec (11)
 Lipiec (16)
 Sierpień (13)
 Wrzesień (10)
 Październik (9)
 Listopad (12)
 Grudzień (13)
Rok 2016
 Styczeń (20)
 Luty (11)
 Marzec (3)
 Kwiecień (3)
 Maj (5)
 Czerwiec (2)
 Lipiec (1)
 Sierpień (7)
 Wrzesień (6)
 Październik (3)
 Listopad (5)
 Grudzień (8)
Rok 2017
 Styczeń (5)
 Luty (2)
 Marzec (10)
 Kwiecień (11)
 Maj (11)
 Czerwiec (1)
 Lipiec (8)
 Sierpień (5)
 Wrzesień (8)
 Październik (3)
 Listopad (3)
 Grudzień (3)
Rok 2018
 Styczeń (2)
 Luty (1)
 Marzec (7)
 Kwiecień (9)
 Maj (6)
 Czerwiec (5)
 Lipiec (4)
 Sierpień (0)
 Wrzesień (3)
 Październik (0)
 Listopad (0)
 Grudzień (11)
Rok 2019
 Styczeń (3)
 Luty (0)
 Marzec (1)
 Kwiecień (1)
 Maj (0)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (2)
 Sierpień (8)
 Wrzesień (1)
 Październik (5)
 Listopad (3)
 Grudzień (5)
Rok 2020
 Styczeń (7)
 Luty (1)
 Marzec (1)
 Kwiecień (3)
 Maj (4)
 Czerwiec (1)
 Lipiec (3)
 Sierpień (1)
 Wrzesień (0)
 Październik (0)
 Listopad (0)
 Grudzień (3)
Rok 2021
 Styczeń (3)
 Luty (0)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
 Maj (0)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (0)
 Sierpień (0)
 Wrzesień (3)
 Październik (2)
 Listopad (0)
 Grudzień (0)
Rok 2022
 Styczeń (0)
 Luty (0)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
 Maj (0)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (0)
 Sierpień (0)
 Wrzesień (0)
 Październik (0)
 Listopad (0)
 Grudzień (0)
Rok 2023
 Styczeń (0)
 Luty (0)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
 Maj (0)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (0)
 Sierpień (0)
 Wrzesień (0)
 Październik (0)
 Listopad (0)
 Grudzień (0)
Rok 2024
 Styczeń (0)
 Luty (0)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
Archiwum nowinek naukowych
Medycyna
Drukowane implanty z PW pomagają w odbudowie kości (17-01-2016)

Nowatorski, rozpuszczający się stopniowo w ciele implant drukowany w 3D, który pomaga w naprawie uszkodzeń kości, opracowali badacze z Warszawy. Rozwiązanie wykorzystano już w operacjach psów. Niewykluczone, że wkrótce bioimplanty posłużą do leczenia ludzi.

Poważne uszkodzenia kości mogą powstawać w wyniku np. nowotworów czy wypadków. Częstym rozwiązaniem stosowanym u ludzi było dotąd wszczepienie w miejsce uszkodzonej kości metalowego implantu. Implant ten jednak musiał już pozostać w ciele do końca życia. W przypadku zwierząt natomiast poważniejsze uszkodzenie kości - np. w łapie - kończyło się zwykle amputacją kończyny.


PAP

Tymczasem badacze z Wydziału Inżynierii Materiałowej Politechniki Warszawskiej opracowali bioimplant - rozwiązanie, które pomaga w odbudowie uszkodzonej tkanki kostnej. To drukowane na drukarce 3D polimerowe i porowate niczym pumeks rusztowanie. Na nim - po wszczepieniu do ciała - narastać mogą komórki tkanki kostnej pacjenta, stopniowo odbudowując kość.

Dr inż. Barbara Ostrowska z WIM PW zaznacza: "Rusztowanie wykonane jest z materiałów biodegradowalnych. (...) Po pewnym czasie - od 6 do 24 miesięcy - w zależności od użytych materiałów - implant się rozpuści". Jak wyjaśnia badaczka, do tego czasu komórki tkanki kostnej powinny już zająć miejsce implantu i naprawić uszkodzenie.

Rozmówczyni PAP podkreśla, że rozwiązanie jest "szyte na miarę". Zwykle jest tak, że lekarz zwraca się do naukowców, dostarcza obraz z tomografii komputerowej, a badacze za pomocą specjalistycznego oprogramowania opracowują kształt implantu. Następnie drukują go na drukarce 3D.

"Drukarka pozwala na wytworzenie praktycznie dowolnego w kształcie rusztowania. Możemy sobie najpierw zaprojektować, a następnie wytworzyć rozwiązanie, które będzie się charakteryzowało wybraną przez nas, dopasowaną do pacjenta geometrią zarówno wewnętrzną, jak i zewnętrzną" - mówi PAP doktorant WIM PW Adrian Chlanda.

"Na razie skupiliśmy się na rynku weterynaryjnym. Mamy za sobą cztery przeprowadzone operacje na psach. Były to sytuacje nowotworu tkanki kostnej" - opowiada rozmówczyni PAP. Zaznacza, że od operacji tych minęło dopiero pół roku, więc naukowcy dopiero czekają na długofalowe efekty tej nowatorskiej terapii.

Na razie implant jest dostępny na rynku, ale można go stosować tylko w leczeniu zwierząt. Badacze zabiegają jednak o to, by ich rozwiązanie można było stosować również u ludzi. "Żeby jednak wprowadzić ten sam produkt na rynek dla ludzi, musimy przeprowadzić badania kliniczne. Są one bardzo drogie i czasochłonne" - mówi dr Ostrowska. Zapewnia jednak, że jej zespół zabiega o środki na takie badania.

"To nowatorskie rozwiązanie, które wynikło z połączenia wiedzy z zakresu inżynierii materiałowej, medycyny, a także druku 3D" - kończy dr Ostrowska.

Rozwiązanie wypracowano w ramach projektu BIOIMPLANT. W 2014 r. po zakończeniu projektu na PW powołano spółkę - spin off MaterialsCare, która zajęła się wprowadzeniem rozwiązania na rynek.

Ludwika Tomala (PAP, Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl)

Chemia
Fotowoltaika? Na perowskitach wytwarzanych dzięki mechanochemii! (14-01-2016)

Perowskity, substancje znakomicie pochłaniające światło, to przyszłość energetyki słonecznej. Szansa na ich szybkie upowszechnienie właśnie wzrosła dzięki taniej i bezpiecznej dla środowiska metodzie produkcji tych materiałów, opracowanej przez chemików z Warszawy. Zamiast w roztworach i w wysokiej temperaturze, perowskity można od teraz wytwarzać w procesach mechanochemicznych w ciele stałym - a więc poprzez zwykłe ucieranie proszków.

Częściej niż z postępem, ucieranie substancji chemicznych kojarzy się z dawnymi aptekami i ich nieodłącznym atrybutem: moździerzem. Najwyższy czas zmienić te archaiczne skojarzenia! Odkrycia naukowe ostatnich lat pokazują, że w wyniku użycia siły mechanicznej, w ciele stałym dochodzi do efektywnych przekształceń chemicznych. Reakcje mechanochemiczne od lat badają zespoły prof. dr. hab. inż. Janusza Lewińskiego z Instytutu Chemii Fizycznej Polskiej Akademii Nauk (IChF PAN) oraz Wydziału Chemicznego Politechniki Warszawskiej (WCh PW). W najnowszej publikacji warszawscy naukowcy przedstawiają zaskakująco prostą i efektywną metodę produkcji perowskitów - przyszłościowych materiałów fotowoltaicznych o przestrzennie złożonej strukturze krystalicznej.


W Instytucie Chemii Fizycznej PAN w Warszawie opracowano szybką, bezpieczną i tanią mechanochemiczną metodę produkcji perowskitów. Perowskity (proszek czarny) są tu po prostu ucierane z dwóch proszków: białego jodku metyloamonowego i żółtego jodku ołowiu. (Źródło: IChF PAN, Grzegorz Krzyżewski)

"Za pomocą mechanochemii potrafimy syntetyzować różne hybrydowe nieorganiczno-organiczne materiały funkcjonalne o potencjalnie dużym znaczeniu dla energetyki. Naszym najmłodszym 'dzieckiem' są wysokiej jakości perowskity. Ze związków tych można wytwarzać cienkie warstwy światłoczułe do ogniw słonecznych o dużej wydajności", mówi prof. Lewiński.

Perowskity to obszerna grupa materiałów, charakteryzujących się określoną przestrzenną strukturą krystaliczną. W przyrodzie jako minerał naturalnie występuje perowskit zbudowany z tytanianu(IV) wapnia CaTiO3. Atomy wapnia są tu rozmieszczone w narożnikach sześcianu, pośrodku każdej ściany znajduje się atom tlenu, a w samym środku sześcianu tkwi atom tytanu. W innych odmianach perowskitów można do budowy tej samej struktury krystalicznej wykorzystać różne związki organiczne i nieorganiczne, co pozwala zastąpić tytan na przykład ołowiem, cyną czy germanem. W efekcie właściwości perowskitu daje się dobrać tak, aby jak najlepiej nadawał się do konkretnych zastosowań, na przykład w fotowoltaice czy katalizie, ale także przy budowie nadprzewodzących elektromagnesów, transformatorów wysokiego napięcia, chłodziarek magnetycznych, czujników pola magnetycznego oraz w pamięciach RAM.

Na pierwszy rzut oka metoda produkcji perowskitów przy użyciu siły mechanicznej, opracowana w IChF PAN, wygląda trochę jak magia.

"Do młynka kulowego wsypujemy dwa proszki: biały, czyli jodek metyloamonowy CH3NH3I, i żółty, czyli jodek ołowiu PbI2. Po kilkunastu minutach ucierania po substratach nie ma już śladu. We wnętrzu młynka znajduje się tylko jednorodny czarny proszek: perowskit CH3NH3PbI3", wyjaśnia doktorantka Anna Maria Cieślak (IChF PAN).

"Kilkadziesiąt godzin czekania na produkt reakcji? Rozpuszczalniki? Wysokie temperatury? W naszej metodzie wszystko to okazuje się niepotrzebne! My wytwarzamy związki chemiczne dzięki reakcjom zachodzącym wyłącznie w ciałach stałych i w temperaturze pokojowej", podkreśla dr Daniel Prochowicz (IChF PAN).

Wyprodukowane mechanochemicznie perowskity przekazano zespołowi prof. Michaela Graetzela z Ecole Polytechnique de Lausanne w Szwajcarii, gdzie zostały użyte do budowy laboratoryjnego ogniwa słonecznego. Wydajność ogniwa zawierającego perowskit o mechanochemicznym rodowodzie okazała się być o ponad 10% wyższa od wydajności ogniwa o tej samej budowie, lecz zawierającego analogiczny perowskit otrzymany tradycyjną metodą, z udziałem rozpuszczalników.

"Mechanochemiczna metoda syntezy perowskitów to najbardziej przyjazny dla środowiska sposób produkcji tej klasy materiałów. Prosta, wydajna i szybka, idealnie nadaje się do zastosowań przemysłowych. Z pełną odpowiedzialnością możemy więc stwierdzić: perowskity to materiały przyszłości, a mechanochemia to przyszłość perowskitów", konkluduje prof. Lewiński.

Wyniki prac grupy prof. Lewińskiego były istotnym przyczynkiem do nawiązania trwałej międzynarodowej współpracy między europejskimi ośrodkami naukowymi i firmami, obecnie rozwijanej w ramach projektu GOTSolar finansowanego ze środków Komisji Europejskiej w ramach działania Future and Emerging Technologies programu Horizon 2020.

Perowskity nie są jedyną grupą trójwymiarowych materiałów wytwarzanych mechanochemicznie przez zespół prof. Lewińskiego. W niedawnej publikacji warszawscy naukowcy wykazali, że za pomocą ucierania potrafią syntezować także nieorganiczno-organiczne materiały mikroporowate typu MOF (z ang. Metal-Organic Framework). Wolne przestrzenie wewnątrz tych materiałów to doskonałe miejsce do przechowywania różnych substancji chemicznych, m.in. wodoru.

Badania nad mechanochemicznymi metodami produkcji materiałów o strukturze trójwymiarowej sfinansowano z grantów TEAM i MISTRZ Fundacji na rzecz Nauki Polskiej.

PUBLIKACJE NAUKOWE: "Mechanosynthesis of the Hybrid Perovskite CH3NH3PbI3: Characterization and the Corresponding Solar Cell EfficiencyTitle"; D. Prochowicz, M. Franckevičius, A. M. Cieślak, S. M. Zakeeruddin, M. Grätzel, J. Lewiński; Journal of Materials Chemistry A, 2015, 3, 20772-20777; DOI: 10.1039/C5TA04904K

Źródło: Instytut Chemii Fizycznej Polskiej Akademii Nauk

Astronomiczne Zdjęcie Dnia
Zdjęcia nocnej Warszawy z pokładu ISS (13-01-2016)

Rozświetlony Stadion Narodowy, ciemne pasy startowe Okęcia, oświetlone mosty na Wiśle widać na nocnych zdjęciach Warszawy, zrobionych z pokładu Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS). Wykonane na prośbę Centrum Badań Kosmicznych PAN pomogą w badaniu zanieczyszczenia świetlnego.

"Serię ponad 30 zdjęć astronauci Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ang. International Space Station, ISS) wykonali późnym wieczorem 8 października 2015, gdy Stacja przelatywała nad terytorium Polski w kierunku Białorusi i Ukrainy. Stacja znajdowała się wtedy na wysokości około 400 km nad powierzchnią planety" - informuje w przesłanym komunikacie Centrum Badań Kosmicznych PAN. Wykonane przez nich zdjęcia są najaktualniejszą i dotąd najbardziej szczegółową satelitarną fotografią nocnych świateł stolicy Polski.


Zdjęcie nocnych świateł Warszawy wykonane 8 października 2015 roku z pokładu Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Fot. Zespół Obserwacji Ziemi/CBK PAN/NASA JSC

Fotografie mają nie tylko walor estetyczny, ale i naukowy. Dane - zebrane na prośbę naukowców Centrum Badań Kosmicznych PAN - pomogą w badaniu zanieczyszczenia świetlnego w Polskich miastach. "Każdy świecący punkt na zdjęciu wskazuje źródło światła, które skierowane jest nie tylko na chodnik czy ulicę, ale również w jakimś stopniu w górę, w niebo. Badania przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych wykazały, że w niektórych miastach nawet połowa światła z oświetlenia publicznego jest emitowana prosto w kosmos" - mówi specjalista w zakresie analizy obrazów nocnych świateł Ziemi dr Andrzej Kotarba z Zespołu Obserwacji Ziemi w Centrum Badań Kosmicznych PAN.

Światło trafiające w atmosferę jest przez nią rozpraszane, co powoduje powstanie tzw. łuny miejskiej. W efekcie nocne niebo jest jasne, czasami tak bardzo, że faktyczna noc nigdy nie nastaje. "Łuna miejska to jeden z przejawów zanieczyszczenia świetlnego. W Polsce to zagadnienie jest wciąż mało znane, choć nie bez znaczenia dla naszego zdrowia. Przybywa badań, które pokazują, że wiele chorób cywilizacyjnych może być wywoływane lub intensyfikowane przez nadmiar światła nocą, w tym zanieczyszczenie światłem" - dodaje Kotarba.

Jak informuje CBK PAN, do uzyskania kosmicznych zdjęć astronauci wykorzystali sprzęt, jakiego na Ziemi używają setki zawodowych fotoreporterów: cyfrowej lustrzanki z 400-milimetrowym teleobiektywem. Pozwoliło to uzyskać obrazy na tyle szczegółowe, że można na nich dostrzec nawet wiele ulic osiedlowych.

Na zdjęciach widać przede wszystkim sieć dróg z najwyraźniej zaznaczonymi fragmentami Ekspresowej Obwodnicy Warszawy. Najjaśniejsze punkty można odnaleźć w centrum miasta - m.in. światła reklam na budynkach, ale też na obrzeżach - m.in. wielkie centra handlowe. Charakterystycznym owalnym kształtem wyróżnia się Stadion Narodowy. Uwagę zwraca także ciemny pas Wisły poprzecinany jasnymi mostami.

Najciemniejsze miejsca stolicy to przede wszystkim parki, ogródki działkowe i lasy miejskie. "Ciekawym obiektem na mapie miasta jest też Lotnisko Chopina , na terenie którego można zaobserwować zarówno obszary bardzo ciemne, pokrywające się z pasami startowymi, jak i bardzo jasne - światła bardzo silnych lamp używanych do oświetlania płyt postojowych samolotów. W wielu miastach świata oświetlenie lotniskowe należy do najbardziej intensywnego w całej aglomeracji" - czytamy w przesłanym komunikacie.

Międzynarodowa Stacja Kosmiczna (ang. International Space Station, ISS) jest wspólnym przedsięwzięciem agencji kosmicznych USA, Europy, Japonii, Kanady, Brazylii i Rosji. Służy przede wszystkim jako laboratorium dla eksperymentów wymagających środowiska mikrograwitacji. Obserwacje Ziemi - w tym fotograficzne - są aktywnością dodatkową. Od listopada 2010 roku Stacja jest nieustannie zamieszkiwana. Z masą ponad 400 ton i kosztem budowy przekraczającym 100 miliardów dolarów, Stacja jest największym i najdroższym sztucznym satelitą naszej planety.

Zdjęcia można obejrzeć na stronie: zoz.cbk.waw.pl/nocne

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Ekologia
Żubrom w Polsce zaczyna być zbyt ciasno, naukowcy: rozproszyć stada (12-01-2016)

Żubrom w polskich lasach zaczyna być zbyt ciasno. Dlatego naukowcy i leśnicy szukają nowych miejsc, w które można by przesiedlić te zwierzęta. Zajmujący się żubrami uważają, że stada tych zwierząt winny być mniejsze i bardziej rozproszone, niż dotychczas.

W polskich lasach żyje wolno ok. 1,5 tys. żubrów (na koniec ubiegłego roku doliczono się ich dokładnie 1442, ale należy do tego dodać młode, które urodziły się w tym roku). To jedna czwarta wszystkich wolnożyjących żubrów na świecie. Żubry te żyją w pięciu stadach: białowieskim, boreckim, knyszyńskim, w Bieszczadach, i w Zachodniopomorskim.


Fot.: Mariusz Pomaski, bialystok.rdos.gov.pl

Jak poinformowała PAP dziekan Wydziału Nauk o Zwierzętach w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego prof. Wanda Olech-Piasecka, która od lat zajmuje się monitoringiem i badaniem tych stad, nadszedł czas na przeniesienie żubrów także do innych lasów.

"Stada, które mamy są już zbyt duże, a miejsca, w których teraz żyją te zwierzęta przestają zaspokajać ich potrzeby" - powiedziała Olech-Piasecka. Jako przykład stad, które są już zbyt duże wskazała m.in., to z Białowieży, które na koniec ubiegłego roku liczyło 522 zwierzęta, czy boreckie, które ma 111 zwierząt. Tymczasem z wyliczeń naukowców wynika, że maksymalna wielkość stada w mazurskiej Puszczy Boreckiej to 95 żubrów.

"Gdy stada są zbyt duże żubry zaczynają wchodzić w szkodę rolnikom i leśnikom. Ponieważ te zwierzęta nie mają w przyrodzie naturalnych wrogów, więc stada się rozrastają. To niekorzystna sytuacja nie tylko z powodu potencjalnych szkód wyrządzanych przez żubry, ale też z powodu konieczności rozproszenia ryzyka zdrowotnego" - podkreśla profesor.

Jak zauważyła, żubry chorują na wiele zakaźnych chorób, np. błękitnego języka, czy gruźlicę. "Ważny jest także aspekt genetyczny, by zwierzęta te w większym stopniu niż teraz krzyżowały się" - argumentowała w rozmowie z PAP konieczność rozproszenia stad prof. Olech-Piasecka. W jej ocenie należy zwiększyć liczbę wolnożyjących stad z obecnych pięciu do kilkunastu, a jednocześnie zmniejszyć liczebność tych stad tak, by miały one nie po kilkaset sztuk, ale po kilkadziesiąt.

"Gdyby było 15, czy 18 mniejszych stad moglibyśmy spokojnie mieć w polskich lasach w sumie ok. 2 tys. żubrów" - uważa prof. Olech-Piasecka.

Jej pomysłowi przyklaskują leśnicy. "W zasadzie nie mamy już innego wyjścia. Musimy znaleźć jakiś konstruktywny pomysł na żubry, których w obecnych stadach zaczyna być zbyt dużo" - przyznał w rozmowie z PAP naczelnik wydziału ochrony ekosystemów w Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku Krzysztof Oniszczuk. Zwrócił on uwagę, że warunki bytowe obecnych stad pogardzają się nie tylko ze względu na ich liczebność, ale też z powodu grodzenia łąk przy lasach i w samych lasach, czy budowania domów w bezpośredniej bliskości lasów.

Leśnicy wraz z ekspertami z SGGW w ramach grantu z Funduszy Norweskich już zaczęli poszukiwać nowych miejsc dla polskich żubrów - na razie ich obszar badań jest skoncentrowany na wschodnich obszarach kraju. Badany jest nie tylko sam las (np. to, czy jest na danym obszarze wystarczająca liczba łąk), do którego można by przesiedlić żubry, ale i nastawienie społeczne miejscowych do tych zwierząt.

Oniszko przyznał PAP, że pod uwagę brane są puszcze: Augustowska, Romincka, czy Piska. Prof. Olech-Piasecka wymieniła też Puszczę Napiwodzko-Ramucką (między Olsztynem, Szczytnem i Nidzicą) oraz Beskid.

"Ostatnio podsumowaliśmy badania Puszczy Rominckiej, zarówno pod względem bytowym, który okazał się być obiecujący jak i społecznym. Sądzimy, że mogłoby tam żyć 25-30 żubrów. Jeśli chodzi o podejście lokalnej społeczności, to 50 proc. miejscowych nie ma nic przeciwko temu, by w tej puszczy zamieszkały żubry" - przyznała PAP prof. Olech-Piasecka. Zastrzegła, że badania nie oznaczają jeszcze fizycznego wsiedlenia żubrów w okolice Gołdapi.

"Taka decyzja i działanie to perspektywa najbliższych kilku lat" - dodała prof. Olech-Piasecka. Jak dodał Oniszczuk "żubr bywa nazywany królem naszych lasów, powinien w nich na dobre zagościć".

W ocenie prof. Olech-Piaseckiej rozproszenie stad żubrów na mniejsze stada powinno też wiązać się z "odważniejszymi niż obecnie" decyzjami o odstrzale tych zwierząt. Ponieważ żubry są pod ścisłą ochroną obecnie każdorazowo o odstrzale żubrów decyduje minister środowiska. Odstrzeliwane są pojedyncze sztuki (np.w stadzie w Puszczy Boreckiej w tym roku zostanie odstrzelonych 6 żubrów), są to zwierzęta stare i chore.

"Ale nie ma obecnie np. limitów co do wieku tych zwierząt. Sądzę, że powinniśmy eliminować ze stad zwierzęta, które już zakończyły rozród. Dla samców jest to 12 lat, dla samic - 15 lat" - przyznała profesor. Jak podkreśliła, nie postuluje złagodzenia procedury odstrzału żubrów (tj. nadal decydowałby o tym minister środowiska).

"Pieniądze ze sprzedaży takich odstrzałów byłyby przeznaczane na utrzymanie obecnych stad tak, jak to się dzieje teraz. Wyżywienie kilkudziesięciu żubrów nie jest tanie" - podkreśliła prof. Olech-Piasecka.

Obecnie odstrzały żubrów w puszczach knyszyńskiej i boreckiej odsprzedawane są myśliwym, głównie zagranicznym - kilka lat temu odstrzał w Puszczy Boreckiej kupił były król Hiszpanii Juan Carlos - a w Parku Białowieskim odstrzałów dokonują pracownicy.

Polskie żubry, m.in. ze stada w Puszczy Boreckiej, od pewnego czasu mają założone obroże telemetryczne, dzięki którym naukowcy przez cały śledzą ich wędrówki. Ustalono, że skupione w liczących po kilkanaście sztuk lokalnych stadach samice z młodymi zimą bytują na obszarze ok. 10 km.kw., latem gdy nie są dokarmiane przez leśników obszar, który jest im potrzebny bywa nawet 10 razy większy.

Dorosłe samce żyją samotnie, a młode żubry - nazywane żartobliwie przez leśników "kawalerką" - żyją w mniejszych grupach, by po uzyskaniu dojrzałości w wieku 6-7 lat bytować samotnie.

Oprócz żubrów żyjących wolno w Polsce są też małe, liczące po kilka czy kilkanaście sztuk stada pokazowe. Działają one przy prywatnych parkach, czy ogrodach zoologicznych, a w okolicach Białegostoku kilka żubrów w zagrodzie jest atrakcją jeden z restauracji.

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Różności
Odratowano Instytut Zachodni (12-01-2016)

Działający dotychczas w Poznaniu Instytut Zachodni zostanie przekształcony i będzie podlegać bezpośrednio premierowi - zakłada ustawa, którą podpisał w poniedziałek prezydent Andrzej Duda.

Zgodnie z ustawą, dotychczas istniejący Instytut Zachodni - Instytut Naukowo-Badawczy im. Zygmunta Wojciechowskiego przekształci się w Instytut Zachodni im. Zygmunta Wojciechowskiego (IZ).

Nowa placówka nie będzie podlegała ustawie o instytutach badawczych ani resortowi nauki. Działanie IZ regulowane będzie nową, osobną ustawą, a instytut będzie podlegać bezpośrednio premierowi.

Instytut stanie się jednostką strategiczną, wzmacniającą wiedzę na temat sytuacji Polaków w Niemczech, analogicznie do Ośrodka Studiów Wschodnich. IZ ma się też zajmować tematyką dotyczącą bezpieczeństwa Polski w kontekście europejskim oraz polityki imigracyjnej Niemiec.

Do zadań Instytutu będzie należało m.in. gromadzenie, opracowywanie oraz udostępnianie organom władzy publicznej informacji o istotnych wydarzeniach i procesach politycznych, społecznych i gospodarczych w zakresie stosunków polsko-niemieckich oraz przemian politycznych, gospodarczych, społecznych i kulturowych w Niemczech.

Ustawa przewiduje, że Rada Instytutu (powoływana przez premiera) będzie się składać z dziewięciu osób, powoływanych na okres kadencji. Po jednym swoim przedstawicielu do rady wskaże premier oraz ministrowie: gospodarki i spraw zagranicznych.

Ustawa weszła w życie 1 stycznia 2016 r. Działalność instytutu będzie finansowana z dotacji podmiotowej z budżetu państwa.

Sytuacja finansowa Instytutu Zachodniego - Instytutu Naukowo-Badawczego im. Z. Wojciechowskiego w Poznaniu była w ostatnim czasie niepewna - władze jednostki alarmowały, że jeśli system finansowania Instytutu nie zostałby zmieniony, placówce groziłaby likwidacja.(PAP)

Językoznawstwo
Badają literacki styl jak linie papilarne (11-01-2016)

Dzięki użyciu specjalnej komputerowej aplikacji można analizować literacki styl, a nawet autorstwo utworów. Metodę stylometrii stosują m. in. badacze z Uniwersytetu Jagiellońskiego, którzy, razem z Uniwersytetem Yale, zgłębiają obecnie amerykańskie kazania z XVIII wieku, aby porównać je z mowami współczesnych kaznodziejów.

Krakowscy badacze: dr Michał Choiński i dr Jan Rybicki, obaj z Instytutu Filologii Angielskiej UJ, zajmują się stylometrią, czyli nowatorską analizą stylistyczną tekstów literackich przy użyciu metod komputerowych. Wykorzystują narzędzie stworzone przez innego wybitnego krakowskiego stylometrę, dr hab. Macieja Edera z Instytutu Języka Polskiego PAN.


"Wygląd sieci zależności stylometrycznych w pismach słynnego purytańskiego kaznodziei Jonathana Ewardsa z czasów kolonialnej Ameryki". Źródło: Materiały z badań M.Choińskiego i J.Rybickiego

"Stylometria przypomina szukanie odcisków palców i badanie linii papilarnych. Podstawowe założenie naszych badań jest takie, że sposób, w jaki każdy z nas pisze, jest absolutnie indywidualny. Ta indywidualność zasadza się na tym, jakich słów dany autor używa najczęściej. Jeśli możemy matematycznie przeliczyć, jak często dane słowa występują w takich a nie innych związkach, jesteśmy w stanie stwierdzić, kto napisał badany tekst" - tłumaczy w rozmowie z PAP dr Choiński.

Stosowany przez obu anglistów program komputerowy "stylo" pozwala m.in. przeliczać najczęściej występujące słowa, związki i schematy słowne. Metody stylometryczne mają bardzo szerokie zastosowanie w badaniach policyjnych - gdzie pozwalają np. rozpoznać na podstawie stylu, czy autorem dwóch listów jest ta sama czy inna osoba. Obecnie coraz częściej sięgają po stylometrię filolodzy, żeby potwierdzić lub obalić autorstwo literackich tekstów.

W ramach poprzedniego naukowego projektu Eder i Rybicki przebadali metodą stylometryczną "Zabić drozda" Harper Lee. Ta amerykańska autorka, po ponad pół wieku literackiego milczenia, wydała ostatnio swoją drugą powieść "Idź, postaw wartownika". W rzeczywistości owa "druga" powieść okazała się bardzo wczesną wersją późniejszego bestsellera.

Książkę chłodno przyjęła amerykańska krytyka; niektórzy z rozczarowanych recenzentów podawali w wątpliwość autorstwo książki. Stąd krakowscy badacze sporządzili ekspertyzę, która potwierdziła bezspornie autorstwo Harper Lee w przypadku obu powieści. Zagadką pozostaje jednak to, jaki udział w sukcesie "Zabić drozda" miała redaktorka Tay Hohoff, która zajmowała się przygotowaniem do druku późniejszego bestselleru.

Wspomniany zespół filologów z UJ prowadzi obecnie badania stylometryczne nad innym tematem: "Językiem osiemnastowiecznych amerykańskich kazań kolonialnych". W ramach projektu pragną utworzyć korpus - czyli bazę danych tekstów - amerykańskich kaznodziejów z osiemnastego wieku oraz zbadać używane przez nie środki stylistyczne, techniki perswazyjne oraz sygnały autorskie. Trzyletnie badanie jest realizowane z grantu badawczego "Opus" Narodowego Centrum Nauki.

Jak zauważa Choiński, badacze dotrą niedługo do półmetku projektu, w którym współpracują z Centrum im. Jonathana Edwardsa na Uniwersytecie Yale.

Podstawowym owocem badania ma być utworzenie korpusu kilkuset kazań z osiemnastego wieku w języku angielskim. Po zakończeniu projektu zostanie on udostępniany naukowcom na Uniwersytecie Yale, a także wszystkim zainteresowanym nim osobom.

Jak tłumaczą krakowscy badacze, w czasach kolonialnych w Ameryce Północnej kaznodzieje wygłaszali kazania do tłumów, liczących nawet po 12-14 tysięcy ludzi. Było to ciekawe zjawisko socjologiczne i językowe, niezwykle ważny sposób przekazywania informacji. Wiadomo, że słuchacze reagowali czasem histerycznie, gdy kaznodzieja roztaczał przed nimi np. obrazy piekła czy Apokalipsy.

"Zastosowanie stylometrii pozwala nam na szersze spojrzenie na funkcjonowanie religii w kulturze amerykańskiej i rozwój kultury słowa mówionego. Dzięki tej statystycznej metodzie możemy zbadać, na ile kaznodzieja - kiedyś czy dziś - wykorzystuje tekst biblijny, i porównać jego mowę z tekstem Starego i Nowego Testamentu. Możemy się też dowiedzieć, na ile schematy językowe z osiemnastego wieku przetrwały w języku dzisiejszych, niezwykle popularnych w USA +teleewangelistów+ w rodzaju Billy'ego Grahama" - zaznaczył Choiński.

Uważa on, że zajmowanie się stylometrią w literaturze nigdy się nie nudzi. "To przypomina zabawę w detektywa, dlatego tak wciąga i jest tak frapujące" - dodał anglista z UJ.

Badaniami stylometrycznymi krakowskich naukowców nad "Zabić drozda" i współczesną prozą amerykańską zainteresowała się prasa amerykańska. Pisał o niej m.in. "Wall Street Journal".

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Materiałoznawstwo
Błękitny węgiel - recepta na miejski smog (11-01-2016)

Prowadzone na dużą skalę badania wdrożeniowe niskoemisyjnego paliwa węglowego, tzw. Błękitnego Węgla, kończy Instytut Chemicznej Przeróbki Węgla z Zabrza. To paliwo, choć nieco droższe od zwykłego węgla, może być stosunkowo czysto spalane nawet w najprostszych paleniskach.

Jak poinformował PAP dyrektor Centrum Badań Technologicznych IChPW dr inż. Sławomir Stelmach, projekt mający potwierdzić właściwości Błękitnego Węgla zakończy się w kwietniu 2016 r. "Jeśli zostanie potwierdzony korzystny efekt emisyjny tego paliwa, kolejnym krokiem mogłoby być już uruchomienie produkcji na dużą skalę" - wskazał naukowiec.

Stelmach zaznaczył, że ze względu na koszt - wyższy od ceny surowca, jakim jest zwykły krajowy węgiel energetyczny, wobec potrzeby jego przetworzenia - Błękitny Węgiel musiałby zostać objęty systemem wsparcia. Trwające badania potwierdziły już jednak wstępnie, że stosując to paliwo bez przygotowań w istniejącym systemie infrastruktury, można znacznie zredukować praktycznie wszystkie emitowane zanieczyszczenia.

W ostatnich latach głównym problemem jakości powietrza w dużych aglomeracjach - m.in. katowickiej czy krakowskiej - stała się tzw. niska emisja. To termin określający emisję pyłów i gazów ze źródeł bliskich powierzchni ziemi (paleniska gospodarstw domowych, lokalne kotłownie, transport). Zanieczyszczenia te zawierają m.in. drobinki węgla (sadzy) i szkodliwe gazy.

W polskich warunkach niska emisja staje się najbardziej dotkliwa zimą, przy niskich temperaturach - wiążąc się głównie ze spalaniem w prymitywnych, domowych piecach paliw niskiej jakości, np. mułów węglowych czy odpadów.

Proces spalania (suszenie węgla, częściowe odgazowanie, spalanie i dopalanie produktów rozkładu) zwykle nie jest tam pełny. Wydzielające się szkodliwe gazy i substancje - przede wszystkim substancje smoliste - nie trafiają lub nie znajdują się odpowiednio długo w strefie wysokich temperatur, by nastąpił ich rozkład. Wraz ze spalinami trafiają do otoczenia.

Jakości spalin sprzyja stosowanie "czystych paliw" w odpowiednich dla nich instalacjach, przy czym z reguły - im czystsze paliwo, tym wyższa jego cena. Spalając dostępny węgiel (dobrej jakości) w warunkach domowych można uzyskać czyste spaliny - pod warunkiem zastosowania nowoczesnego kotła retortowego (koszt takich, często dotowanych do 50 proc. urządzeń to przeciętnie 8-10 tys. zł).

Aby zachować względną czystość spalin w procesie spalania w najprostszych paleniskach, naukowcy z zabrzańskiego IChPW opracowali paliwo węglowe wcześniej określane m.in. jako "kawałkowe paliwo bezdymne", a teraz - po nadaniu nazwy marketingowej - też jako "Błękitny węgiel".

Technologia jego wytwarzania jest prosta, stosunkowo tania i nieco podobna do produkcji koksu. W uproszczeniu polega na częściowym kontrolowanym odgazowaniu, czyli wstępnym termicznym przekształceniu w specjalnych przemysłowych układach. Emitowane tam spaliny są oczyszczane do poziomu określanego standardami emisyjnymi, a odbiorca otrzymuje schłodzone, przesiane i spakowane paliwo.

Błękitny węgiel produkowany jest ze zwykłego węgla energetycznego (typu 31 lub 32) - przy zachowaniu kilkuprocentowej zawartości części lotnych, dzięki czemu łatwo się rozpala. Dzięki wcześniejszemu odgazowaniu, podczas spalania w klasycznych, prostych paleniskach emituje - w zależności od cech poszczególnych układów czy umiejętności ich obsługi - średnio co najmniej kilkakrotnie mniej pyłu czy lotnych związków organicznych niż węgiel typu groszek. Jednocześnie ma od niego wyższą wartość opałową.

Do niedawna naukowcy z IChPW dysponowali tylko pierwszymi wynikami badań czystości spalania tego paliwa w warunkach pozalaboratoryjnych. Przeprowadzono je podczas poprzedniego sezonu grzewczego u kilkunastu mieszkańców zabrzańskiej dzielnicy Zandka. Wówczas chodziło o wstępne przetestowanie poza laboratorium partii 12 ton tego paliwa.

"Te korzystne efekty - jeśli chodzi o emisje - zostały potwierdzone zarówno u nas, jak i w tamtym zeszłorocznym teście. Ostatnią fazę projektu, który zakończy się pod koniec kwietnia 2016 r., wewnętrznie nazywamy +dużym pilotażem+. To są już duże testy obejmujące spalenie 2 tys. ton tego paliwa w pięciu różnych lokalizacjach" - wyjaśnił Stelmach.

W dwóch z tych miejscowości dwutygodniowe testy już się zakończyły: w Roszkowie (w gminie Krzyżanowice nieopodal Raciborza) oraz w Jedlinie-Zdrój pod Wałbrzychem. W połowie grudnia rozpoczęły się kolejne pomiary: w Zabrzu oraz w krakowskim osiedlu uzdrowiskowym Swoszowice. Ostatnią lokalizacją ma być miasto Żywiec.

W każdym takim miejscu naukowcy wybierają spośród ok. 300-400 uczestników testów kilku- kilkunastu, których układy spalania są opomiarowane indywidualnie. Prócz tego ustawiane są tam stacje pomiarowe imisji, które na objętym testem obszarze mierzą poziom zanieczyszczenia powietrza przed wprowadzeniem do urządzeń grzewczych paliwa niskoemisyjnego i w trakcie jego stosowania.

"Porównujemy efekty przed i po wprowadzeniu paliwa niskoemisyjnego do użytkowania. Procedura oceny jest dość trudna, próbek jest wiele, a analizy jeszcze trochę potrwają. Jednak gdy potwierdzimy te dobre efekty - a możemy przypuszczać, że tak się stanie już na podstawie wizualnej oceny stanu atmosfery w wybranych lokalizacjach, w których przeprowadzono testy - będzie to podstawą do wypracowywania polityki wsparcia dla tego paliwa" - wskazał naukowiec.

Według wstępnych szacunków specjalistów Instytutu koszt nowego paliwa może być wyższy o ok. 10-20 proc. w porównaniu do węgla typu ekogroszek - przeznaczonego do znacznie droższych kotłów.

"Sprawa będzie więc opierała się na znalezieniu mechanizmu dofinansowania albo produkcji albo produktu - aby mógł być on sprzedawany po cenie tradycyjnego, nieprzetworzonego węgla, oferowanego na rynku. Jednak ochrona stanu atmosfery, a tym samym naszego zdrowia jest z pewnością tego warta" - podkreślił Stelmach.

IChPW pracuje nad Błękitnym węglem w ramach programu "Gekon - Generator Koncepcji Ekologicznych", czyli wspólnej inicjatywy Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej oraz Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. W produkcji niskoemisyjnego paliwa Instytut współpracuje z partnerem przemysłowym - zainteresowanym produkcją tego paliwa w przyszłości.

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Historia
W Gnieźnie odkryto olbrzymi zbiór średniowiecznych dokumentów (10-01-2016)

Około 1500 dokumentów, obrazujących działanie gnieźnieńskiego sądu kościelnego w okresie średniowiecza, odkryto w jednym z pomieszczeń katedry gnieźnieńskiej.

"Tym samym gnieźnieńskie archiwum stało się posiadaczem jednego z największych zbiorów średniowiecznych papierowych dokumentów. Obok gdańskich i wrocławskich - to trzeci taki zbiór w kraju" - wyjaśnia PAP Jakub Łukaszewski z Instytutu Historii UAM w Poznaniu.


Fragment dokumentu Łaskarza z Sarnowej rektora kościoła w Broniszewie z widoczną pieczęcią duchownego przedstawiającą herb Godziemba; papier, 210x177 mm. Fot. Jakub Łukaszewski

Dokumenty trafiły teraz do Archiwum Archidiecezjalnego w Gnieźnie, gdzie zostaną poddane inwentaryzacji. Jak wyjaśnia dyrektor Archiwum, ks. dr Michał Sołomieniuk, aż do 1998 roku siedziba archiwum znajdowała się właśnie w katedrze. Stamtąd dokumenty przeniesiono do pomieszczeń w nowej siedzibie. W katedrze pozostał jednak tzw. magazyn akt brudnych.

"Tam znajdują się dokumenty i książki w złym stanie zachowania. Nie można było ich przenieść do nowej siedziby z tego względu, że wraz z nimi do nowych pomieszczeń trafiłyby zagrożenia biologiczne - grzyby i owady" - wyjaśnia dyrektor. Dlatego władze Archiwum podjęły decyzje o stopniowym opróżnianiu trudnego pomieszczenia. "Jestem przekonany, że czekają nas kolejne ciekawe odkrycia" - przekonuje ks. dr Sołomieniuk.


Przód dokumentu Jana z Goślubia, wikariusza generalnego i oficjała gnieźnieńskiego wystawiony w Gnieźnie 17 lutego 1490 roku, w którym zleca on Tomaszowi oficjałowi kamieńskiemu oraz Grzegorzowi plebanowi w Cerekwicy przesłuchanie świadków w sprawie pomiędzy Stanisławem plebanem w Tucholi i tamtejszą radą miejską; papier, 322x215 mm, pod dokumentem pieczęć Jana z Goślubia (herb Sulima). Fot. Jakub Łukaszewski

Najnowszego odkrycia dokonano przy okazji realizacji projektu "Inwentaryzacja zasobu biblioteki katedralnej w Gnieźnie" w ramach Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki. Jego kierownikiem jest dr Piotr Pokora. Poszukując starodruków, niespodziewane natknięto się na dokumenty sądowe.

"Takich zbiorów, związanych ze średniowiecznym sądem kościelnym, w archiwach kościelnych w Polsce nie ma. Ten zachował się w dobrym stanie" - dodaje Łukaszewski. W chwili powstania nie były to pisma najwyższej rangi. Jak wyjaśnia naukowiec, nie są to dokumenty wieczyste, ale obiegowe. Jednak wśród nich natrafiano na egzemplarze, które dziś należy uznać za unikatowe. Wśród nich są fragmenty po księgach prezentujących czynności oficjałów - wikariuszy generalnych. Ten z 1399 roku to obecnie najstarszy znany z Polski fragment kościelnej księgi sądowej.


Odwrotna strona, z poświadczeniem wykonania, dokumentu Jana z Goślubia wikariusza generalnego i oficjała gnieźnieńskiego wystawiony w Gnieźnie 17 lutego 1490 roku, w którym zleca on Tomaszowi oficjałowi kamieńskiemu oraz Grzegorzowi plebanowi w Cerekwicy przesłuchanie świadków w sprawie pomiędzy Stanisławem plebanem w Tucholi i tamtejszą radą miejską; papier, 322x215 mm, pod dokumentem pieczęć Jana z Goślubia (herb Sulima). Fot. Jakub Łukaszewski

Większość dokumentów dotyczy pracy sądu kościelnego - konsystorskiego w Gnieźnie. Ale są też takie, które zaskoczyły badaczy. Adam Kozak z Instytutu Historii PAN wskazuje m.in. na inwentarz relikwii znajdujących się w kaplicy królewskiej katedry na Wawelu. Wśród nich był np. palec św. Jadwigi. "W Polsce zachowało się niewiele takich inwentarzy z okresu średniowiecza. Jest to kapitalne źródło do poznania ówczesnej religijności" - uważa Kozak. Są też dokumenty królewskie wystawione dla swoich protegowanych, aby uzyskali korzystniejsze rozstrzygnięcia w sądzie konsystorskim w Gnieźnie.

Zdaniem naukowców, dzięki odkryciu możliwe będzie uzyskanie pełnego obraz spraw obyczajowych, powiązanych z kulturą prawną i osobową kleru. W ten sposób historycy poznają konkretne sprawy prowadzone w sądzie kościelnym pół tysiąca lat temu, uzyskają też wgląd w ówczesne procedury. Jak wyjaśnia Kozak, zakres kościelnego sądownictwa 500 lat temu był bardzo szeroki i nie ograniczał się tylko do spraw związanych z klerem.

Na części dokumentów odkryto też odciski pieczęci. Ich opracowaniem zajmuje się dr Piotr Pokora z Instytutu Historii UAM w Poznaniu.

Obecnie trwa inwentaryzacja zbioru - na razie, po kilku miesiącach, udało się wpisać ok. 400 pozycji. Dopiero wstępna inwentaryzacja pozwoli naukowcom ubiegać się o grant na konserwację i opracowanie cennego zbioru. Jednocześnie Archiwum Archidiecezjalnego w Gnieźnie prowadzi akcję "Mecenat Skarbów Słowa", która polega na poszukiwania wsparcia finansowo niezbędnego do konserwacji bezcennych manuskryptów i druków przechowywanych w jego zbiorach.

"Bardzo wiele spośród naszych skarbów słowa, ze względu na ich zły stan zachowania, woła o ratunek. Czy możemy dopuścić, by te słowa uległy zniszczeniu, by nieodwracalnie zamilkła historia, która wciąż w nich żyje?" - czytamy w apelu. Na życzenie mecenasów, środki mogą zostać przeznaczone również na konserwacje nowo odkrytego zbioru.

PAP - Nauka w Polsce, Szymon Zdziebłowski, Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Chemia
Cztery nowe pierwiastki włączono do układu okresowego (10-01-2016)

W układzie okresowym można już znaleźć cztery nowe, superciężkie pierwiastki o liczbach atomowych: 113, 115, 117 i 118. W pracach zespołów prowadzących badania nad syntezą tych pierwiastków mieli udział także Polacy.

O udziale Polaków w tych badaniach poinformowali przedstawiciele Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego w przesłanym PAP w czwartek komunikacie.

Pierwiastki o liczbach atomowych 113, 115, 117 i 118 zostały oficjalnie zatwierdzone przez Międzynarodową Unię Chemii Czystej i Stosowanej (International Union of Pure and Applied Chemistry, IUPAC). Na razie nie wiadomo, jakie są właściwości chemiczne nowych pierwiastków, jak one wyglądają, ale już wiadomo, że istnieją.

W POSZUKIWANIU NIEODKRYTYCH WYSP

Decyzja IUPAC oznacza, że najniższy, siódmy rząd (okres) dotychczasowej tablicy Mendelejewa został po latach wreszcie skompletowany. Nowe pierwiastki przybliżają fizykę jądrową do jej "świętego Graala": poszukiwanych od kilkudziesięciu lat superciężkich pierwiastków o długich czasach życia, tworzących na mapie jąder atomowych obszar nazywany wyspą stabilności. W badaniach mają wkład polscy naukowcy, wśród których są osoby związane z Wydziałem Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego (FUW).

Zakończone sukcesem próby wytworzenia superciężkich jąder atomowych zostały przeprowadzone w odniesieniu do pierwiastka 113 w japońskim Instytucie Badań Fizycznych i Chemicznych RIKEN koło Tokio, a w przypadku pozostałych trzech pierwiastków - w rosyjskim Zjednoczonym Instytucie Badań Jądrowych w Dubnej oraz w amerykańskim Lawrence Livermore National Laboratory w Berkeley, na tarczach dostarczonych przez Oak Ridge National Laboratory (ORNL) w Oak Ridge w stanie Tennessee. Eksperymenty potwierdzające odkrycie pierwiastka 117 zrealizowano także w niemieckim Instytucie Badań Ciężkich Jonów (GSI Helmholtzzentrum für Schwerionenforschung GmbH) w Darmstadt.

PIERWIASTKI SUPERCIĘŻKIE

W prace nad syntezą pierwiastków superciężkich są zaangażowane duże międzynarodowe zespoły fizyków, wśród których znajdują się naukowcy z polskim rodowodem. Na Wydziale Fizyki UW badania teoretyczne związane z syntezą superciężkich jąder atomowych prowadzi prof. dr hab. Krystyna Siwek-Wilczyńska, w ścisłej kooperacji z zajmującą się tą tematyką od kilku dekad grupą z Narodowego Centrum Badań Jądrowych (NCBJ) w Świerku. Tam jedną z wiodących osób był niedawno zmarły prof. dr hab. Janusz Wilczyński. Obliczenia warszawskich fizyków pozwalają wyznaczać prawdopodobieństwa syntezy nowych jąder atomowych w wyniku ostrzału specjalnych tarcz za pomocą wiązki cząstek rozpędzonych do ściśle określonej energii.

W trakcie analiz rozważano dwa podstawowe scenariusze produkcji: syntezę zimną (to w ten sposób w Japonii otrzymano pierwiastek 113) oraz gorącą. W syntezie gorącej, używanej przy produkcji pierwiastków 115-118, ostrzeliwana tarcza jest radioaktywna. W zależności od eksperymentu, materiałem tarczy jest wtedy jeden z ciężkich pierwiastków, takich jak pluton, ameryk, kiur, berkel czy kaliforn, a w charakterze pocisków inicjujących reakcje przemiany używa się jąder najcięższego izotopu wapnia. Przewidywania teoretyczne mają kluczowe znaczenie dla przebiegu eksperymentów, ponieważ nawet w przypadku najkorzystniejszego dopasowania wszystkich parametrów aparatury prawdopodobieństwo powstania jądra nowego pierwiastka jest ekstremalnie małe. Najcięższe jądra to prawdziwa rzadkość: tworzą się mniej więcej w jednym zderzeniu na bilion (to jedynka z dwunastoma zerami!).

ŻYCIE JEST KRÓTKIE

Prawdopodobieństwo powstania nowego superciężkiego pierwiastka jest tak niskie, że w eksperymentach udaje się wytworzyć dosłownie pojedyncze jądra atomowe. Jakby problemów było mało, jądra te mają bardzo krótki czas życia, rzędu stutysięcznych części sekundy, i rozpadają się na inne pierwiastki, emitując przy tym cząstki alfa (czyli jądra helu, zawierające dwa protony i dwa neutrony). Dopiero rejestracja produktów rozpadu i wyemitowanych cząstek alfa pozwala odtworzyć ścieżki rozpadu kolejnych jąder i na tej podstawie zidentyfikować ich źródło.

"Dotychczas widzieliśmy zaledwie pojedyncze, krótko żyjące jądra atomowe nowych pierwiastków. Wiemy, z ilu protonów i neutronów się składały oraz jak szybko i na co się rozpadają. Nikt jednak nie wie nic konkretnego o ich pozostałych właściwościach fizycznych, nie mówiąc już o parametrach chemicznych. Możemy jedynie przypuszczać, że cechy nowych pierwiastków odpowiadają typowym dla miejsca zajmowanego przez nie na tablicy Mendelejewa. Ale czy tak na pewno jest? Na odpowiedź będziemy musieli poczekać prawdopodobnie jeszcze wiele lat" - mówi prof. Marek Pfützner z Instytutu Fizyki Doświadczalnej FUW.

W rozwijaniu i konfigurowaniu aparatury detekcyjnej używanej w eksperymentach z superciężkimi jądrami atomowymi w Oak Ridge i Dubnej uczestniczyli profesorowie Krzysztof Rykaczewski (ORNL, wcześniej FUW) i Robert Grzywacz (University of Tennessee, wcześniej FUW) oraz dr Krzysztof Miernik, wówczas stypendysta podoktorski w ORNL, obecnie pracownik Wydziału Fizyki UW. Istotny wkład w część eksperymentalną mieli naukowcy i inżynierowie z Instytutu Technologii Elektronowej w Warszawie. Opracowane i zbudowane przez nich krzemowe detektory cząstek naładowanych - cząstek alfa, beta oraz protonów - zostały użyte m.in. w ośrodku jądrowym w Darmstadt, gdzie potwierdzono wytworzenie jąder atomowych pierwiastka 117.

Na mapie jąder atomowych najcięższy z nowych pierwiastków, o liczbie atomowej 118, znajduje się najbliżej tzw. wyspy stabilności - obszaru, którego istnienie jeszcze w końcu lat 60. przewidział prof. dr hab. Adam Sobiczewski (NCBJ) wraz z rosyjskimi fizykami D. A. Arseniewem i V. G. Sołowiowem. Jądra pierwiastków leżące w obrębie wyspy stabilności powinny mieć stosunkowo długie czasy życia, a niektóre, być może, okazałyby się nawet stabilne. Za swoje badania prof. Sobiczewski, obecnie członek rzeczywisty PAN, otrzymał "polskiego Nobla" - nagrodę Fundacji na rzecz Nauki Polskiej.

NADANIE IMIENIA

Nowe pierwiastki noszą tymczasowe nazwy (kolejno): ununtrium, ununpentium, ununseptium i ununoctium. To nazwy pochodzące od liczby atomowej pierwiastków. Grupy badawcze zaangażowane w ich syntezę mają teraz prawo zgłaszać do IUPAC propozycje nazw związanych z mitologią, minerałami, ważnymi miejscami oraz naukowcami. Ostateczne nazwy nowych pierwiastków poznamy najprawdopodobniej w ciągu kilku miesięcy.

"Pierwiastek o liczbie atomowej 118 zamyka ostatni rząd obecnej tablicy Mendelejewa. Czy uda się ją jeszcze powiększyć, rozpocząć następny okres? Mamy podstawy przypuszczać, że będzie to możliwe, lecz dopiero przyszłe eksperymenty pozwolą ostatecznie rozstrzygnąć, czy przyroda podziela nasze zdanie" - mówi prof. Tomasz Matulewicz, dyrektor Instytutu Fizyki Doświadczalnej FUW.

Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl)

Medycyna
Pierwsze poważne badania nad lekiem przedłużającym życie (03-01-2016)

Marzenia o eliksirze młodości może się wreszcie spełnić. W 2016 r. rozpoczną się pierwsze badania kliniczne, które mają wykazać czy lek na cukrzycę o nazwie metformina może przedłużyć życie ludzie, jak się od dawna podejrzewa - informuje "New Scientist".

"Z punktu widzenia zdrowia publicznego będzie to najważniejsze badanie w erze nowoczesnej medycyny" - powiedział "National Geographic" prof. Jay Olshansky z University of Illinois w Chicago.

Metformina jest jednym z najstarszych i najczęściej stosowanych leków w medycynie. Odkryto ją w latach 20. XX w., a zaczęto stosować w leczeniu cukrzycy typu 2 w 1957 r. w Europie. Środek szybko zdobył uznanie. W Stanach Zjednoczonych w 2014 r. na jeden z leków zawierających tę substancję wypisano aż 59 mln recept.


W medycynie ludowej od czasów średniowiecza stosowano roślinę rutwicę lekarską (Galega officinalis), której przypisywano działanie przeciwcukrzycowe. Z naturalnie występujących w rutwicy biguanidów, guanidyna okazała się zbyt toksyczna, za to galeginę stosowano przez krótki czas na początku XX wieku jako lek przeciwcukrzycowy. W toku dalszych badań, w 1926 r., udało się uzyskać 2 syntetyczne biguanidy: syntalinę A i B, charakteryzujące się jeszcze lepszą od galeginy tolerancją. Ze względu na odkrycie i szerokie zastosowanie insuliny jako leku przeciwcukrzycowego zarzucono na wiele lat stosowanie i badania nad tą grupą leków hipoglikemizujących. Metformina czyli dimetylobiguanid, został odkryty i zastosowany w leczeniu cukrzycy w 1957 roku przez francuskiego lekarza Jeana Sterne'a. Także dwa inne pokrewne leki, fenformina i buformina, na wiele lat weszły do arsenału farmakoterapii. Jednak pod koniec lat 70. XX wieku zostały wycofane, ze względu na zagrożenie rozwoju kwasicy mleczanowej w niektórych sytuacjach klinicznych. Obecnie jedynie metformina jest lekiem z tej grupy dopuszczonym do stosowania. Renesans metforminy rozpoczął się od doniesień, które przyniosło badanie UKPDS. W badaniu tym, opublikowanym w 1998 roku, dowiedziono, że w okresie 10-letniej obserwacji otyłych cukrzyków leczonych metforminą doszło do znacznego zmniejszenia powikłań cukrzycowych i zmniejszenia śmiertelności. (Wikipedia)

Lek ten jest jednym z podstawowych farmaceutyków stosowanych w leczeniu cukrzycy, ponieważ zwiększa wrażliwości organizmu na działanie insuliny i zmniejsza wydzielanie glukozy przez wątrobę. Ma jednak wielorakie działanie. Zmniejsza we krwi stężenie trójglicerydów i cholesterolu, co obniża ryzyko zawału serca. Wykazuje również działanie przeciwnowotworowe.

Zauważono nawet, że metformina wydłuża życia chorych na cukrzycę typu 2, co jest jeszcze bardziej zdumiewające. Zwykle żyją oni o 8 lat krócej niż osoby, które nie chorują na cukrzycę. Tymczasem z badań przeprowadzonych wśród 180 tys. diabetyków przez specjalistów Cardiff University w Wielkiej Brytanii wynika, że ci, którzy regularnie zażywają metforminę, cieszą się o 15 proc. dłuższym życiem od osób zdrowych.

Jeszcze bardziej optymistycznie wypadły badania na zwierzętach. Eksperymenty na myszach wykazały, że metformina dodawana do karmy jest w stanie przedłużyć im życie nawet o 40 proc. Dłużej żyły również nicienie, na dodatek rzadziej chorowały i nie wykazywały tego, co u ludzi nazywamy zmarszczkami. Myszy miały z kolei mocniejsze kości.

"Jeśli lek ten działa w taki sposób u zwierząt, to podobnie powinien wpływać na organizm ludzi" - twierdzi prof. Jay Olshansky

Prof. Gordon Lithgow z Buck Institute for Research on Aging uważa, że odkrycie metforminy jako środka odmładzającego i przedłużającego życie może mieć większy wpływ na współczesną medycynę, aniżeli postęp jakie w ostatnich latach dokonał się w leczeniu nowotworów. Z badań wynika, że metformina spowalnia starzenie się na poziomie komórkowych. Działa podobnie jak dieta niskokaloryczna, z tą różnicą, że nie wymaga głodzenia się.

"Zahamowanie przez metforminę procesów starzenia się może sprawić, ludzie będę żyć dłużej i opóźnione zostanie powstawanie wielu schorzeń" - podkreśla prof. Lithgow, który będzie prowadził badania kliniczne nad metforminą.

Amerykańska Agencja Żywności i Leków (FDA) wydała zgodę na badania o nazwie TAME, którymi objętych zostanie 3 tys. Amerykanów w wieku 70-80 lat, najbardziej zagrożonych zawałami serca, nowotworami oraz demencją. Obserwacje te rozpoczną się w 2016 r. Prof. Lithgow uważa, że dzięki metforminie będą oni rzadziej chorować, a niektórzy mogą dożyć nawet 110-120 lat.

Dyrektor American Federation for Aging Research, Stephanie Lederman zwraca jednak uwagę, ze metformina nawet jeśli potwierdzi swe zalety, nie jest lekiem odmładzającym. "Dążymy jedynie do tego, żeby ludzie mniej chorowali i dłużej żyli" - podkreśla.

Badania nad metforminą jako lekiem przedłużającym życie będzie prowadził prof. Nir Barzilai z Albert Einstein College of Medicine w Nowym Jorku. Nie wymagają one zgody firmy, która go po raz pierwszy opracowała, ponieważ już przed wieloma laty wygasły do niego prawa patentowe. Jest to tzw. lek generyczny (odtwórczy) wytwarzany przez wiele firm farmaceutycznych na świecie.

Badania kliniczne finansowane są przez niezależne organizacje, głównie przez American Federation for Aging Research. Potrzebne są jednak wieloletnie obserwacje, które potwierdzą przedłużające życie działanie leku. Trzeba również wykazać, że taka kuracja nie powoduje poważniejszych skutków ubocznych. (PAP, Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl)

Biologia
Bonobo potrafią używać narzędzi (03-01-2016)

Szympansy karłowate bonobo potrafią wytwarzać i używać prostych narzędzi do zdobywania pokarmu oraz do atakowania - czytamy na lamach "American Journal of Physical Anthropology".

Jak dotąd wytwarzanie i używanie prostych narzędzi obserwowano u szympansów zwyczajnych. Potrafią one za pomocą słomek wydobywać termity z kopca, rozłupywać kamieniami orzechy czy robić z gałęzi prymitywne dzidy do polowań na małe małpiatki kryjące się w dziuplach drzew.

W przeciwieństwie do agresywnych szympansów mniejsze bonobo postrzegane są jako bardziej pokojowe, ale też mniej zmyślne. U bonobo zamiast szympansiej agresji dominują relacje oparte na częstych stosunkach seksualnych, rozładowujących wszelkie sytuacje konfliktowe. Nie zaobserwowano - jak dotąd - żeby bonobo wytwarzały i używały narzędzi.

Itai Roffmana z Uniwersytetu w Hajfie (Izrael) zaobserwował, że bonobo trzymane w niewoli potrafią wytwarzać i używać prymitywnych narzędzi kamiennych w celu uzyskania dostępu do pożywienia. Roffman obserwował osiem bonobo w ogrodzie zoologicznym w Wuppertalu (Niemcy) oraz grupę siedmiu osobników z Bonobo Hope w Iowa (USA), specjalnym ośrodku, w którym kontaktują się z ludźmi, mając zarazem dostęp do lasu.

Obie grupy miały podobne zadania - zdobyć pożywienie zakopane głęboko w ziemi lub przyłożone kamieniami, ukryte wewnątrz kości, co imitowało szpik kostny, lub też zamknięte w pojemniku. Bonobo miały pod ręką kamienie, różnej wielkości gałęzie oraz poroża jeleni.

Bonobo z Iowa, żyjące w towarzystwie ludzi, już po kilku dniach rozwiązały problem dokopując się do pożywienia. Zaplanowały całe przedsięwzięcie, dzieląc je na etapy. Najpierw odrzuciły kamienie za pomocą rąk i patyków, później zaś użyły poroża do kapania w ziemi. Używały również do kopania krótkich patyków jak sztyletów. Rozbijały również pojemniki za pomocą kamieni. Bonobo mieszkającym w zoo i nie wchodzącym w interakcje z ludźmi udało się to samo, ale cała "misja" zajęła im ok. miesiąca i nie była tak sprawnie przeprowadzona.

W trakcie eksperymentów w zoo jedna z dominujących samic próbowała atakować naukowca za pomocą długiego patyka, który pełnił funkcję dzidy. Jak wyjaśnia badacz, dla bonobo w zoo, które nie kontaktowały się z człowiekiem, był on intruzem, stalkerem, który naruszył ich prywatność. (PAP, Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl)

Zdrowie
Granaty zapobiegają rozwojowi choroby Alzheimera (01-01-2016)

Polifenole zawarte w ekstrakcie z granatu pomagają zapobiegać rozwojowi choroby Alzheimera. Najnowsze badania wskazują, że działanie to ekstrakt zawdzięcza urolitynom, związkom powstającym w wyniku rozkładu polifenoli przez bakterie jelitowe.

Informację podaje pismo "ACS Chemical Neuroscience".

Choroba Alzheimera charakteryzuje się odkładaniem złogów beta-amyloidu w mózgu. Aby walczyć z tym zjawiskiem, należy posłużyć się związkiem, który byłby w stanie przeniknąć barierę krew-mózg (stanowi ją zwarta warstwa komórek zapobiegająca przedostawaniu się do mózgu szkodliwych substancji, wirusów i bakterii).

Dr Navindra Seeram z Uniwersytetu Rhode Island (USA) wyizolował z ekstraktu 21 związków, w większości polifenoli, które nie były w stanie przeniknąć bariery. Udało się to dopiero urolitynom, związkom powstającym, gdy bakterie jelitowe metabolizują ellagitaniny (rodzaj polifenoli).

Urolityny mają właściwości przeciwzapalne i chroniące układ nerwowy. Naukowcy zaobserwowali, że w warunkach laboratoryjnych związki te wpływały na zmniejszenie ilości odkładającego się beta-amyloidu.

Kolejne badania wykazały, że urolityny zwiększały długość życia nicieni stanowiących model choroby Alzheimera. Niezbędne są jednak dalsze prace, by stwierdzić, czy związki te mogłyby pomóc zapobiegać lub leczyć chorobę Alzheimera u ludzi. (PAP, Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl)

Różności
30% republikanów i 19% demokratów popiera bombardowanie fikcyjnego państwa z bajki Disneya (18-12-2015)

W USA przeprowadzono sondaż w którym zapytano Amerykanów, czy popierają bombardowanie Agrabahu. Jest to fikcyjne państwo z bajki Walta Disneya "Alladyn" (wzorowane na indyjskim Tadż Mahal). 30% wyborców republikańskich poparło bombardowanie (13% było przeciwnych). Wśród wyborców demokratycznych za bombardowaniem opowiedziało się 19%. Wyborcy faworyta Donalda Trumpa w 41% popierają bombardowanie fikcyjnej krainy przez siły zbrojne Stanów Zjednoczonych.

Wyniki można skomentować trawestacją Asterixa: "Ale gupi ci Amerykanie" albo można powiedzieć, że nie warto prowadzić debaty politycznej w oparciu o sondaże. Zob. Metoda na IBRiS?

Źródło: 30% of GOP Voters Say They Support Bombing the Fictional Country in Aladdin

Historia
Dary nie zawsze pobożne, czyli o symonii w dawnym Kościele (15-12-2015)

Wręczanie darów w celu otrzymania godności kościelnej - czyli symonia - było u schyłku starożytności rzeczą rozpowszechnioną - mówi znawczyni starożytności, prof. Ewa Wipszycka. Podkreśla ona jednak, że w świetle ówczesnych obyczajów zjawiska tego nie należy uważać zawsze za przejaw korupcji i zepsucia.

W czasach średniowiecza symonia jako handel dobrami duchownymi - głównie urzędami biskupimi i odpustami - stała się jedną z kościelnych plag. Sprzyjała temu ówczesna sytuacja kleru - gdyż z władzą biskupa wiązały się liczne świeckie posiadłości i przywileje. Problem ten przyczynił się do wielkiego rozłamu w Kościele w XVI wieku i narodzin protestantyzmu.


"Duchowny popełniający grzech symonii, Francja, XII wiek"; źródło: Wikipedia.fr

Wszakże fenomen symonii - jak zauważa prof. Wipszycka, wybitna badaczka starożytności i wczesnego chrześcijaństwa - narodził się u kresu antyku - w pierwszych wiekach chrześcijaństwa.

Sama nazwa "symonia" pochodzi z Ewangelii - od Szymona Maga, który, według Dziejów Apostolskich (Dz 8, 9-25) chciał od świętych Piotra i Jana kupić władzę udzielania Ducha Świętego.

U schyłku starożytności - tłumaczy badaczka - niektórzy kandydaci na te urzędy wręczali dary pieniężne (lub inne materialne) po to, aby uzyskać stanowisko kościelne. Samo przyznawanie godności odbywało się poprzez akt liturgiczny, w czasie którego biskup kładł ręce na głowie wyświęcanego, przekazując mu w ten sposób dary Ducha Świętego.

O pojawieniu się symonii w początkach chrześcijaństwa świadczą zachowane do dziś dokumenty kościelne. Wyraźnie potępił symonię sobór chalcedoński w 451 roku jako bluźnierstwo i "brudną chęć zysku". W dokumencie soborowym mowa o tym, że jeśli ktoś wyświęci za pieniądze nowego biskupa czy innego duchownego, to powinien być pozbawiony stanowiska.

Ze zjawiskiem wyświęcania ludzi za pieniądze próbował walczyć także św. Bazyli z Cezarei (329-379) i św. Jan Chryzostom (ok.350-407) patriarcha Konstantynopola. Z kolei nieco później papież Grzegorz Wielki (ok. 540-604) stwierdził, że biskupom nie wolno brać niczego w zamian za wyświęcanie.

Prof. Wipszycka zauważa jednak, że, choć moraliści chrześcijańscy potępiali symonię, to w praktyce ówczesne społeczeństwo późnego antyku często przymykało na nią oczy. Teksty antyczne wskazują, że zjawisko było rozpowszechnione. Z dokumentów wiemy np., że wspomniany św. Jan Chryzostom zdjął jednorazowo ze stanowisk pod zarzutem symonii aż 16 biskupów. Jednocześnie wszakże nie potraktował ich zbyt surowo, bo pozbawiając urzędu, pozostawił w stanie kapłańskim.

Badaczka kładzie nacisk na to, że - inaczej niż dziś - u schyłku starożytności składanie darów przez kandydatów do godności świeckich i duchownych było normą, a nie przejawem korupcji.

"Społeczeństwo starożytne było społeczeństwem daru. W starożytności elity wykładały pieniądze na miasto, fundowały np. szpitale, pomniki, fontanny. Każdy właściciel majątku dawał pieniądze na budowę kościołów - to była rzecz oczywista w tamtej rzeczywistości społecznej" - podkreśla prof. Wipszycka.

Dlatego mamy dziś problem, jak wyznaczyć w antyku granicę między przekupstwem a pobożnością. "Nie można powiedzieć jednoznacznie, że symonia była wówczas złem. Rozumowano wówczas, że dary same w sobie nie są czymś złym - ważna jest ich intencja i to, kim jest darczyńca - jeśli spodziewano się, że będzie dobrym biskupem, to przymykano oczy na to, że swoje wyświęcenie opłacił darem. Podobnie było w średniowieczu" - zaznacza historyk.

Jej zdaniem, w powszechnym odczuciu symonia stała się synonimem zepsucia dopiero wiele wieków później, zwłaszcza w okresie wystąpienia Marcina Lutra i soboru trydenckiego (1545-1563). "Kiedy dziś badamy czasy późnego antyku, musimy rozumieć, że tamto społeczeństwo wręcz >>stało<< na wręczaniu darów. Nie powinniśmy patrzeć ze wstrętem na symonię, bo niewiele zrozumiemy. Musimy się temu przyjrzeć, zobaczyć, dlaczego ci ludzie tak działali, zamiast ich tylko potępiać" - konkluduje badaczka.

***

Podstawą artykułu jest wykład wygłoszony przez prof. Wipszycką podczas sesji na Uniwersytecie Warszawskim (20-21 listopada) poświęconej pamięci prof. Izy Bieżuńskiej-Małowist w 20. rocznicę jej śmierci.

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Medycyna
Udało się wyczyścić ze złogów mózgi myszy z demencją (15-12-2015)

Podanie związku o nazwie EPPS pozwoliło oczyścić ze złogów mózgi myszy z chorobą odpowiadającą ludzkiej chorobie Alzheimera - informuje "Nature Communications".

Jak wykazali w niewielkim badaniu koreańscy naukowcy, pod wpływem EPPS (kwas 4-(2-hydroksyetylo)-1-piperazynopropanosulfonowy) podawanego z wodą do picia przez dwa tygodnie zmniejszyła się liczba typowych dla alzheimera złogów nieprawidłowych białek, a zdolność uczenia się oraz pamięć uległy poprawie i były lepsze niż w grupie kontrolnej, pijącej czystą wodę.

Na razie nie wiadomo, jaki mechanizm pozwala się pozbyć złogów z mózgu dzięki EPPS. Tym bardziej nie ma dowodów, że metoda sprawdziłaby się u ludzi - najpierw potrzebne są wieloletnie badania na zwierzętach.

Wciąż nie ma naprawdę skutecznego lekarstwa na chorobę Alzheimera - choć niektóre dostępne preparaty pozwalają spowolnić jej postęp i złagodzić objawy. (PAP, Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl)


Archiwum (starsze -> nowsze) [1] [2] [3] [4] [5] [6] [7] [8] [9] [10]
[11] [12] [13] [14] [15] [16] [17] [18] [19] [20]
[21] [22] [23] [24] [25] [26] [27] [28] [29] [30]
[31] [32] [33] [34] [35] [36] [37] [38] [39] [40]
[41] [42] [43] [44] [45] [46] [47] [48] [49] [50]
[51] [52] [53] [54] [55] [56] [57] [58] [59] [60]
[61] [62] [63] [64] [65] [66] [67] [68] [69] [70]
[71] [72] [73] [74] [75] [76] [77] [78] [79] [80]
[81] [82] [83] [84] [85] [86] [87] [88] [89] [90]
[91] [92] [93] [94] [95] [96] [97] [98] [99] [100]
:
 
 :
 
  OpenID
 Załóż sobie konto..
Wyszukaj

Wprowadzenie
Indeks artykułów
Książka: Racjonalista
Napisz do nas
Newsletter
Promocja Racjonalisty

Racjonalista w Facebooku
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365