Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
199.546.492 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 243 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:

Złota myśl Racjonalisty:
"Kto rozprawia, powołując się na autorytet, nie posługuje się rozumem, lecz raczej pamięcią."
Nowinki i ciekawostki naukowe
Rok 2010
 Lipiec (23)
 Sierpień (23)
 Wrzesień (34)
 Październik (20)
 Listopad (24)
 Grudzień (17)
Rok 2011
 Styczeń (34)
 Luty (39)
 Marzec (43)
 Kwiecień (19)
 Maj (18)
 Czerwiec (17)
 Lipiec (19)
 Sierpień (30)
 Wrzesień (29)
 Październik (45)
 Listopad (35)
 Grudzień (24)
Rok 2012
 Styczeń (18)
 Luty (31)
 Marzec (34)
 Kwiecień (12)
 Maj (10)
 Czerwiec (11)
 Lipiec (12)
 Sierpień (9)
 Wrzesień (8)
 Październik (3)
 Listopad (11)
 Grudzień (4)
Rok 2013
 Styczeń (4)
 Luty (4)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
 Maj (6)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (5)
 Sierpień (4)
 Wrzesień (3)
 Październik (3)
 Listopad (3)
 Grudzień (20)
Rok 2014
 Styczeń (32)
 Luty (53)
 Marzec (38)
 Kwiecień (23)
 Maj (45)
 Czerwiec (46)
 Lipiec (36)
 Sierpień (26)
 Wrzesień (20)
 Październik (24)
 Listopad (32)
 Grudzień (13)
Rok 2015
 Styczeń (16)
 Luty (13)
 Marzec (8)
 Kwiecień (13)
 Maj (18)
 Czerwiec (11)
 Lipiec (16)
 Sierpień (13)
 Wrzesień (10)
 Październik (9)
 Listopad (12)
 Grudzień (13)
Rok 2016
 Styczeń (20)
 Luty (11)
 Marzec (3)
 Kwiecień (3)
 Maj (5)
 Czerwiec (2)
 Lipiec (1)
 Sierpień (7)
 Wrzesień (6)
 Październik (3)
 Listopad (5)
 Grudzień (8)
Rok 2017
 Styczeń (5)
 Luty (2)
 Marzec (10)
 Kwiecień (11)
 Maj (11)
 Czerwiec (1)
 Lipiec (8)
 Sierpień (5)
 Wrzesień (8)
 Październik (3)
 Listopad (3)
 Grudzień (3)
Rok 2018
 Styczeń (2)
 Luty (1)
 Marzec (7)
 Kwiecień (9)
 Maj (6)
 Czerwiec (5)
 Lipiec (4)
 Sierpień (0)
 Wrzesień (3)
 Październik (0)
 Listopad (0)
 Grudzień (11)
Rok 2019
 Styczeń (3)
 Luty (0)
 Marzec (1)
 Kwiecień (1)
 Maj (0)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (2)
 Sierpień (8)
 Wrzesień (1)
 Październik (5)
 Listopad (3)
 Grudzień (5)
Rok 2020
 Styczeń (7)
 Luty (1)
 Marzec (1)
 Kwiecień (3)
 Maj (4)
 Czerwiec (1)
 Lipiec (3)
 Sierpień (1)
 Wrzesień (0)
 Październik (0)
 Listopad (0)
 Grudzień (3)
Rok 2021
 Styczeń (3)
 Luty (0)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
 Maj (0)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (0)
 Sierpień (0)
 Wrzesień (3)
 Październik (2)
 Listopad (0)
 Grudzień (0)
Rok 2022
 Styczeń (0)
 Luty (0)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
 Maj (0)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (0)
 Sierpień (0)
 Wrzesień (0)
 Październik (0)
 Listopad (0)
 Grudzień (0)
Rok 2023
 Styczeń (0)
 Luty (0)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
 Maj (0)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (0)
 Sierpień (0)
 Wrzesień (0)
 Październik (0)
 Listopad (0)
 Grudzień (0)
Rok 2024
 Styczeń (0)
 Luty (0)
 Marzec (0)
Archiwum nowinek naukowych
Medycyna
Kolor oczu może określać podatność na choroby (12-05-2014)

Osoby o niebieskich lub szarych oczach są bardziej zagrożone bielactwem i czerniakiem - ustalili naukowcy. Zależność między kolorem oczu, a podatnością na określone choroby nie jest jednak oczywista.

"Możemy spotkać w literaturze próby określenia, jakie choroby nam grożą w przyszłości w zależności od koloru oczu. Jednak dane są dość rozbieżne i niezbyt precyzyjne. To nie kolor oczu zabezpiecza nas przed zachorowaniem na określoną chorobę. Możemy mówić co najwyżej o mniejszym ryzyku" - powiedziała PAP wicedyrektor Uniwersyteckiego Centrum Okulistyki i Onkologii w Katowicach prof. Ewa Mrukwa - Kominek.

Jak przypomniała, kolor oczu jest jednym z wytworzonych w procesie ewolucji elementów przystosowania się człowieka do warunków środowiska. W rejonach kuli ziemskiej o dużym nasłonecznieniu ludzie mają ciemne tęczówki, jasne natomiast tam, gdzie jest mało słońca.

Stwierdzono, iż osoby o jasnych oczach, które przeniosły się z Europy do Ameryki Południowej częściej chorowały na nowotwory skóry. Z kolei osoby o ciemnych tęczówkach mieszkające w Skandynawii częściej zapadały na gruźlicę, infekcje, zaburzenia immunologiczne i miały większą skłonność do depresji.

Naukowcy ustalili też m.in., iż osoby o oczach brązowych są mniej narażone na zachorowanie na czerniaka, który jest najgroźniejszym nowotworem skóry, dającym bardzo szybko przerzuty do innych narządów. Z kolei u osób z niebieskimi oczami częściej obserwowano występowanie bielactwa nabytego, zależnego od rozpadu komórek barwnikowych.

"Jednak przykład z literatury pokazuje, że dane te nie są precyzyjne. Przebadano bowiem 3 tysiące osób z bielactwem i aż 43 proc. miało brązowe tęczówki, a błękitne zaledwie 27 proc." - poinformowała prof. Mrukwa - Kominek.

"Naukowcy zbierają dowody na to, że większość chorób skóry ma podłoże genetyczne. Między innymi udało się zlokalizować 13 genów, których posiadanie zwiększa ryzyko bielactwa. W trakcie tych badań okazało się, że większość z tych osób miała niebieskie i szare tęczówki. U tych ludzi stwierdzono również częściej występującego czerniaka. Te zależności są więc bardzo złożone" - dodała.

Otaczający nas ludzie mają oczy w gamie kolorów od najciemniejszych odcieni brązu do najjaśniejszych błękitu. "Istniała potrzeba ustandaryzowania systemu klasyfikacji, dlatego opracowano system stopniowy, oparty na dominującym kolorze tęczówki - brązowy, jasnobrązowy, zielony, szary i niebieski, oraz zawartości brązowego lub żółtego pigmentu" - wyjaśniła okulistka.

Można wyróżnić trzy podstawowe barwy: brązową, żółtą i szarą, a ich proporcje określają barwę oka. Na przykład, jasno-piwne oczy mają dużo żółtego i trochę brązowego barwnika, niebieskie mają mało żółtego i mało brązowego, zielone to oczy niebieskie z większą ilością żółtego pigmentu. Szare oczy są szare, ponieważ mają mało żółtego i nie mają wcale brązowego. Większość oka brązowookich zawiera barwnik brązowy.

Uważa się, iż brązowy kolor oczu jest najbardziej powszechny - taki ma 90 proc. światowej populacji. Zielony jest na drugim miejscu - 7 proc., potem jest szary - 2 proc., a niebieski jest najrzadszy - 1 proc.

Inne badanie wskazuje jednak, że około 8 proc. populacji świata ma niebieskie oczy. Jego autorzy podkreślają, że niebieskie oczy są stosunkowo powszechne w całej Europie i w rejonach zamieszkanych przez ludność pochodzenia europejskiego, takich jak: Kanada, Stany Zjednoczone, Australia oraz w kilku krajach Ameryki Południowej: Argentynie, Urugwaju, czy Brazylii. W pozostałych częściach świata są rzadkie.

Kolor oczu zależy od ilości barwnika - melaniny. I tak najmniejsza jego ilość występuje u osób o jasnych oczach - błękitnych, jasnozielonych, bądź szarych. Większość z tych osób ma jednocześnie jasną karnację i jasne włosy. Im więcej melaniny, tym odcień oczu, włosów i skóry jest ciemniejszy.

"Warto obserwować własne oczy, szczególnie należy zwrócić na różne przebarwienia i plamki. Zdrowa tęczówka ma jednolity kolor, a na granicy z twardówką powinna znajdować się ciemna obwódka. Jeśli zauważymy jakieś niepokojące zmiany, należy niezwłocznie udać się do okulisty" - podkreśliła prof. Mrukwa-Kominek.

PAP - Nauka w Polsce, Anna Gumułka. Fot. freedigitalphotos.net

Wydarzenia
W Łodzi powstaje najnowocześniejsze planetarium w Europie (11-05-2014)

W Nowym Centrum Łodzi EC1 Wschód rozpoczęła się budowa planetarium. Pokazy gwiezdnych konstelacji pod 14-metrową kopułą będą dostępne dla widzów na początku przyszłego roku.

Projekt zakłada budowę dwóch kopuł - o średnicy 14 i 10 metrów. W pierwszej mieścić się będzie planetarium, w drugiej - kino sferyczne, które będzie uzupełnieniem ścieżek zwiedzania Centrum Nauki i Techniki. W sali przewidziano miejsca dla 120 osób. Będą one oglądać projekcje na sferycznym ekranie w pozycji półleżącej. Dzięki temu rozwiązaniu powstanie wrażenie, że obraz "otacza" widza.


Źródło: ec1lodz.pl

"Procedury przetargowe na wyposażenie planetarium w Centrum Sztuki Filmowej oraz sferycznego kina 3D w Centrum Nauki i Techniki już się rozpoczęły - poinformował w czwartek kierownik projektu rewitalizacji EC1 Paweł Żuromski.

Zdaniem astronoma Tomasza Kisiela, wyposażenie planetarium dorówna najsłynniejszym tego typu obiektom znajdującym się w Pekinie, Richmond i Lucernie. Oprócz pokazów astronomicznych będą odbywać się w nim projekcje filmów popularnonaukowych, pokazy przyrodnicze, koncerty. Edukacyjne pokazy w asyście animatorów organizowane będą przez cały dzień, natomiast po południu w planetarium odbywać się będą pokazy komercyjne.

Koszt inwestycji Żuromski ocenił wstępnie na kilkanaście milionów złotych.

Zakończenie rewitalizacji wschodniej części zabytkowej elektrociepłowni EC1 w Łodzi zaplanowane jest jeszcze w tym roku. W EC1 Wschód oprócz planetarium czy kina 3D mają się znaleźć m.in. nowoczesne studia do postprodukcji dźwięku i obrazu a także studio dźwięku z technologią Motion Captur.

Rewitalizacja budynków zabytkowej elektrociepłowni EC1 to jeden z elementów tworzenia Nowego Centrum Łodzi, które ma powstać na 90-hektarowym terenie w okolicach budowanego podziemnego dworca kolejowego. Zdaniem władz miasta zarówno EC1 jak i nowy dworzec to jedno z największych urbanistycznych wyzwań w historii Łodzi.

PAP - Nauka w Polsce

Materiałoznawstwo
Polacy znają już sekret ekologicznego plastiku z biomasy (09-05-2014)

Plastik, a więc polimery, z których produkuje się materiały codziennego użytku, można wytwarzać nie z ropy naftowej, ale z łatwo dostępnej biomasy. Sposób wytwarzania takich tworzyw sztucznych, które łatwo rozkładają się w środowisku, opanowali również Polacy.

"Polimery stosuje się dzisiaj powszechnie. Są nam one absolutnie niezbędne" - opowiada w rozmowie z PAP kierownik projektu BIOPOL prof. Stanisław Słomkowski, dyrektor Centrum Badań Molekularnych i Makromolekularnych PAN w Łodzi (CBMM PAN). Z polimerów (a więc tworzyw sztucznych nazywanych potocznie plastikiem) produkuje się dziś np. przedmioty codziennego użytku czy opakowania, a nawet włókniny syntetyczne (np. polar). "Większość stosowanych dziś polimerów - takich jak polietylen czy polipropylen - jest pochodnymi ropy naftowej" - wyjaśnia prof. Słomkowski i dodaje, że ważną cechą takich tworzyw jest trwałość. Nie zawsze jest to jednak cecha korzystna - wiąże się z nią problem składowania po zużyciu. Innym problemem jest źródło tych polimerów - dostęp do ropy naftowej na świecie jest nierównomierny. Choć na polimery przetwarzanych jest tylko 5-6 proc. tego surowca, to jego ceny podlegają tym samym, często politycznie uwarunkowanym, zależnościom jak w przypadku strategicznych zastosowań w przemyśle paliwowym.

"Potrzeba produkcji polimerów z rozproszonych źródeł, które są wszędzie" - uważa prof. Słomkowski i wyjaśnia, że dlatego coraz większe znaczenie zyskują materiały wytwarzane z wykorzystaniem surowców odnawialnych - m.in. biomasy. Naukowiec zaznacza, że niektóre polimery można produkować z odpadów przemysłu mleczarskiego. Takie materiały trudno się utylizuje i obciążają środowisko, a przecież można by je odpowiednio zagospodarować. W Stanach Zjednoczonych z kolei takie ekologiczne polimery produkuje się już masowo z kukurydzy i odpadów powstających podczas jej przetwarzania. Polscy naukowcy nie chcą pozostawać w tyle - w ramach projektu BIOPOL nauczyli się wytwarzać biodegradowalne poliestry, a także polilaktyd (PLA). Są gotowi, by pomóc polskim firmom w produkcji tego nowoczesnego materiału. W badaniach uczestniczyli naukowcy z CBMM PAN, Instytutu Biopolimerów i Włókien Chemicznych w Łodzi oraz Wydziału Chemicznego Politechniki Warszawskiej.

Prof. Słomkowski wyjaśnia, że polimery typu polilaktyd otrzymuje się tworząc łańcuchy z monomerów z surowców odnawialnych. Podstawą tych monomerów jest fermentacja prowadzona tak, by powstawał w niej nie alkohol etylowy, ale kwas mlekowy. "Kwas mlekowy przekształcany jest w laktyd, a z niego z kolei można wytwarzać polimery" - opowiada naukowiec.

Z polimerów biodegradowalnych można - odpowiednio modyfikując ich właściwości - produkować nie tylko torebki foliowe czy opakowania, których czas przydatności jest bardzo krótki, ale również produkty codziennego użytku czy produkty bardziej trwałe - np. siding, a więc panele, którymi pokrywane są elewacje budynków. Materiały te nie rozkładałyby się podczas normalnego użytkowania, ale dopiero odpowiednio kompostowane - np. pod wpływem lekko zakwaszonej wody, w której łańcuchy polimerów rozpadają się na mniejsze części. Z kolei części te mogą być łatwo rozłożone przez mikroby czy enzymy na dwutlenek węgla i wodę.

Profesor dodaje, że kolejnym zastosowaniem biodegradowalnych polimerów jest tworzenie z nich otoczek do środków ochrony roślin, z których z czasem stopniowo uwalniane byłyby dawki pestycydów. Jednak najbardziej dochodowym - choć i najbardziej zaawansowanym technicznie - sposobem zastosowania polilaktydu jest wytwarzanie z niego osłonek do leków, które uwalniałyby substancję czynną dopiero po jakimś czasie. "Takie osłonki są często niezbędne, by chronić lek przed organizmem, a organizm przed lekiem" - opowiada prof. Słomkowski. Wyjaśnia, że np. aspiryna powinna być uwalniana już po przejściu przez żołądek, dla którego jest szkodliwa. Z drugiej strony pewne leki trzeba chronić przed działaniem organizmu, który je niszczy, traktując tak, jak szkodliwe substancje. Polimery świetnie spełniałyby rolę takich osłon. Jak tłumaczy naukowiec, polimery osłaniające lek można by było wytwarzać tak, by celowały w nowotwór - takie leki grzęzłyby w pobliżu zmutowanych komórek i dopiero tam się rozkładały uwalniając stosowany w chemioterapii lek. Dzięki temu można byłoby zwiększyć skuteczność leczenia, zmniejszając jednocześnie całkowitą dawkę leku w organizmie.

Zdaniem rozmówcy PAP polityka unijna może z czasem wymóc na nas korzystanie jedynie z opakowań biodegradowalnych. Według badacza warto, żeby polscy producenci sami umieli wytwarzać takie ekologiczne materiały, zamiast zdawać się na produkty wytwarzane zagranicą.

Projekt BIOPOL właśnie się zakończył, prowadzony był między 2009 a 2014 r. w ramach Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka. Naukowcy kontynuują jednak badania nad biodegradowalnymi polimerami w ramach kolejnych projektów.

PAP - Nauka w Polsce, Ludwika Tomala

Archeologia
Studenci z Torunia zrekonstruowali pradziejową chatę (08-05-2014)

Rekonstrukcję pełnowymiarowego szałasu z epoki mezolitu (koniec IX - poł. V tysiąclecia p.n.e.) wykonali studenci Koła Eksperymentalnej Archeologii Pradziejowej (KEAP), działającego przy Instytucie Archeologii UMK w Toruniu.

"W trakcie eksperymentu używaliśmy wyłącznie narzędzi z krzemienia i poroża oraz materiałów dostępnych w mezolicie - wyjaśnia dr Grzegorz Osipowicz, inicjator przedsięwzięcia. - Konstrukcja przyniosła istotne informacje, które podają w wątpliwość niektóre powszechnie przyjęte wyobrażenia na temat sposobu życia ówczesnej ludności."

Budowę szałasu rozpoczęto wiosną zeszłego roku - wtedy powstał szkielet oraz część strzechy. Wiosną tego roku ukończono pracę. W budowie szałasu uczestniczyło średnio 5 studentów. Do wykopania rowka fundamentowego użyto kopaczek z poroża. Niezbędne drewniane elementy również ścięto za pomocą zrekonstruowanych narzędzi z epoki. Zaskoczeniem dla archeologów była praca nad strzechą.

"Trzcinę na pokrycie dachu ścięliśmy nad Wisłą za pomocą sierpów z wkładkami krzemiennymi. Potrzebne było ok. 1 ha trzcinowiska, czyli bardzo dużo jak na tak mały budynek. Praca ta musiała zajmować dawnym społecznościom sporo czasu. Takich domów nie budowało się na chwilę. Moim zdaniem ludność mezolityczna musiała więc być mniej mobilna niż się powszechnie sądzi" - uważa dr Osipowicz.

Wszystkie narzędzia użyte w czasie eksperymentu potraktowane jako jeden z istotnych jego elementów. W dalszej kolejności archeolodzy poddadzą je badaniom traseologiczym, których wyniki porównane będą z obserwacjami poczynionymi na wytworach zabytkowych. Traseologia polega na analizie śladów powstałych na wytworach pradziejowych w trakcie ich wytwarzania, użytkowania czy też przenoszenia. Badacze stosują w tym celu m.in. wysokiej klasy mikroskopy.

Autorem koncepcji rekonstrukcji jest dr Grzegorz Osipowicz. Naukowiec zaprojektował ją na podstawie pozostałości po tego typu obiektach mezolitycznych z obszaru Niżu Europejskiego. Inspiracje stanowiły również podobne rekonstrukcje, które powstały na zachodzie Europy, m. in. w Archeonie koło Leiden. Szałas był prezentowany w ramach tegorocznego Toruńskiego Festiwalu Nauki i Sztuki. Jednak rekonstrukcję można zwiedzić również teraz - wykonano ją obok dziedzińca Instytutu Archeologii UMK w Toruniu.

"Planujemy kontynuację doświadczeń i rozbudowę obozowiska. Teraz obok szałasu znajduje się niewielkie stanowisko obróbki skór, a w najbliższym czasie chcemy przetransportować tutaj duży pień dębowy i wykonać z niego dłubankę" - kończy dr Osipowicz.

PAP - Nauka w Polsce

Wydarzenia
W Krakowie powstanie Centrum Kreatywności i Dizajnu (08-05-2014)

Pomysły projektantów wzornictwa przemysłowego, firm i studentów realizować będzie Centrum Kreatywności i Dizajnu, jakie powstanie w Krakowie. List intencyjny w tej sprawie podpisali w poniedziałek marszałek Małopolski Marek Sowa oraz rektorzy wyższych uczelni.

Konsorcjum tworzyć będą cztery krakowskie uczelnie: Uniwersytet Ekonomiczny (koordynator projektu), Akademia Górniczo-Hutnicza im. Stanisława Staszica, Akademia Sztuk Pięknych im. Jana Matejki oraz Politechnika Krakowska im. Tadeusza Kościuszki. Inicjatorem powstania centrum jest prof. Jerzy Hauser i jego współpracownicy - poinformował na konferencji prasowej marszałek Marek Sowa.


Wybudowany w 2003 Krzywy Domek w Sopocie znalazł się wśród 50 najdziwniejszych budowli świata według serwisu Village of Joy

Planowane centrum pomoże rozwinąć potencjał Krakowa jako ośrodka kształcenia projektantów wzornictwa przemysłowego w Polsce. Będzie wspierać wykorzystanie przez przedsiębiorstwa dobrego wzornictwa przemysłowego oraz promować region, jako ważny ośrodek dizajnu i przemysłów kreatywnych. Placówka ma również prowadzić doradztwo z zakresu dizajnu oraz organizować warsztaty edukacyjne.

"Powstanie centrum jest ważne nie tylko ze względów wizualnych, estetycznych, ale również ekonomicznych" - mówił marszałek. "Wobec kultury i przemysłów kreatywnych zostały skierowane konkretne oczekiwania związane ze wzmacnianiem innowacyjności i potencjału gospodarczego regionu oraz budowaniem kapitału społecznego. Działania centrum z pewnością przyczynią się do rozwoju małopolskiej gospodarki oraz pozytywnie wpłyną na jej konkurencyjność" - powiedział.

W podpisanym liście marszałek wyraził poparcie dla utworzenia instytucji. "List jest tylko etapem na drodze do utworzenia centrum" - zaznaczył Łukasz Mamica z Uniwersytetu Ekonomicznego. Dodał, że wciąż trwają poszukiwania lokalizacji placówki. "Od lokalizacji będą zależeć koszty wybudowania instytucji" - wyjaśnił.

Centrum, które będzie tworzyć wizytówkę Małopolski jako regionu kreatywnego rozwoju, ma mieć charakter ponadbranżowy i ponadregionalny zakres odziaływania. Pomysł, jaki zrodził się ponad rok temu, zakłada szczególną współpracę ze Śląskiem w ramach inicjatywy Bipolarnego Centrum Wzornictwa i Dizajnu, opisanego w strategii dla rozwoju Polski Południowej do roku 2020 dla województw małopolskiego i śląskiego.(PAP)

Zob. też: Gdański szalet wśród 10 najlepszych na świecie według serwisu architektonicznego designcurial.com

Technika
Krakowski Buzz ułatwi podróże niepełnosprawnym (07-05-2014)

Jest mały, lekki, elektryczny i można go używać wyłącznie przy użyciu rąk. Buzz - samochód dostosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych, skonstruowali studenci Politechniki Krakowskiej. Dzięki niemu osoba niepełnosprawna, zamiast przesiadać się z wózka do auta, może wjechać wprost do samochodu.

Mały, elektryczny pojazd przeznaczony dla osób poruszających się na wózkach inwalidzkich skonstruowali magistranci z Instytutu Pojazdów Samochodowych i Silników Spalinowych na Wydziale Mechanicznym Politechniki Krakowskiej: Jerzy Pajerski, Filip Przybylski, Dawid Żmuda i Jarosław Rusek, pod kierunkiem opiekuna naukowego prof. Witolda Grzegożka.


Źródło: Politechnika Krakowska

"Tego typu ofert brakuje na rynku motoryzacyjnym. Osoby niepełnosprawne zazwyczaj skazane są zwykłe samochody, które poddają kosztownym przeróbkom, żeby chociaż w małym stopniu były przystosowane do ich potrzeb" - mówi jeden z konstruktorów pojazdu Dawid Żmuda i dodaje, że Buzz jest przystosowany specjalnie do potrzeb osób niepełnosprawnych.

Z samochodu można korzystać w wygodny i bezpieczny sposób wyłącznie przy użyciu rąk. W dodatku użytkownik nie musi przesiadać się z wózka do auta, bo wjeżdża do środka pojazdu na wózku, który stabilnie zablokowany pełni funkcję fotela kierowcy. Jak podkreślają twórcy pojazdu, przestrzeń wewnętrzna Buzza jest "duża i regularna" - bez występów i nadkoli. Wjazd do pojazdu zapewnia dolna klapa, opadająca do powierzchni drogi i prosto zamykana wraz górną klapą za pomocą jednego uchwytu.

Masa nadwozia to zaledwie 50 kg, a całkowita masa własna pojazdu - bez baterii - to tylko 200 kg. "Masa Buzza to jego podstawowy atut, biorąc pod uwagę elektryczny napęd pojazdu. Dzięki temu może on mieć większy zasięg" - podkreśla prof. Witold Grzegożek.

Prototyp studentów PK osiąga prędkość ok. 40 km/h, przy zasięgu około 50 km. Pojazd napędzany elektrycznie może być ładowany ze zwykłego gniazdka. Niewielkie rozmiary - 1,55 m szerokości x 2,2 m długości - pozwalają go łatwo zaparkować na małej przestrzeni, a nawet wjechać do wąskich drzwi i na podjazdy dla wózków. Wykonanie nadwozia nie wymaga specjalnego oprzyrządowania, można je skonstruować w przeciętnie wyposażonym warsztacie mechanicznym. Do niego przymocowane są elementy zawieszenia kół, wykonane z włókien węglowych.

Pojazd został zgłoszony do ochrony jako Zarejestrowany Unijny Wzór Przemysłowy co oznacza, że jego wygląd będzie chroniony na terenie całej Unii Europejskiej. "Na światowym rynku nie ma wielu ekologicznych pojazdów przeznaczonych dla osób niepełnosprawnych. Nasz wyróżnia się niską ceną, łatwą konstrukcją i dwukrotnie mniejszą masą własną" - mówi prof. Witold Grzegożek.

Ultralekki pojazd jest jednym z ekologicznych pojazdów, które w ostatnich latach skonstruowali w ramach projektów dyplomowych studenci Politechniki Krakowskiej. W ich dorobku są także m.in. hybrydowy pojazd miejski, trójkołowy przechylny skuter czy bolid wyścigowy. Pojazd zaprezentowano 28 kwietnia podczas Dnia Wynalazków na Politechnice Krakowskiej.

PAP - Nauka w Polsce

Informatyka
Aplikacja pomoże ocenić wiarygodność treści w sieci (07-05-2014)

Zwykli internauci są znacznie bardziej ufni wobec treści, które znajdują w internecie, niż eksperci. Nad aplikacją, która pomoże użytkownikom ocenić wiarygodność danej strony w internecie, pracuje polsko-szwajcarski zespół badaczy.

"Internet jest przeładowany informacjami. A jeśli chodzi o analizę jakości stron internetowych niewiele było na razie zrobione" - przyznaje w rozmowie z PAP dr hab. Adam Wierzbicki z Polsko-Japońskiej Wyższej Szkoły Technik Komputerowych w Warszawie. Wyjaśnia, że teraz w wynikach wyszukiwania uwzględniane jest przede wszystkim to, czy strona odpowiada danemu zapytaniu. Liczy się też popularność danej strony, ale to nie jest równoważne z jej jakością. Aplikacja Reconcile - nad którą pracuje polsko-szwajcarski zespół dr. Wierzbickiego - pokazywałaby już na poziomie wyszukiwarki, czy dana strona jest godna zaufania.

Algorytmy Reconcile bazują w dużej mierze na opiniach użytkowników stron www. W projekcie biorą udział eksperci z różnych dziedzin (teraz trwa nabór ekspertów od tematów medycznych), którzy nie tylko oceniają wiarygodność danych stron, ale również je komentują. Na podstawie tych opinii ustalane są m.in. sformułowania, świadczące o wiarygodności danych treści. Oprócz ekspertów strony oceniają również zwykli internauci. Algorytm przeanalizuje uczciwość ocen tych użytkowników, aby uniknąć prób manipulacji. "Nie wszystkie opinie będą jednakowo istotne. System musi się nauczyć, jak ważyć opinie każdego z użytkowników" - opowiada dr Wierzbicki. Wyjaśnia, że sprawdzana będzie np. zgodność ocen danego internauty z opiniami ekspertów. Poza tym wiedza czy umiejętności krytycznego myślenia użytkowników będą mogły być testowane (np. przez system quizów).

Algorytm analizować będzie cechy stron ocenionych przez wielu użytkowników - np. domenę, autora treści czy popularność strony. Na tej podstawie system nauczy się, jak klasyfikować strony jeszcze nieocenione.

Dzięki Reconcile internauta - instalując wtyczkę w swojej przeglądarce - dowie się, czy dana strona jest wiarygodna, niewiarygodna, neutralna czy może zawiera treści kontrowersyjne, co do których zdania są wyraźnie podzielone.

"Z naszych dotychczasowych badań wynika, że eksperci oceniają wiarygodność stron zupełnie inaczej niż osoby, które ekspertami nie są. Skłaniałbym się ku twierdzeniu, że przeciętni internauci są nadmiernymi optymistami. Specjaliści już nie" - zaznacza Wierzbicki i dodaje, że internauci niechętnie oceniają strony jako niezbyt godne zaufania.

Wierzbicki zaznacza, że w projekcie Reconcile nie chodzi o to, by opracować algorytm sprawdzający prawdziwość informacji, ale ich wiarygodność. "My definiujemy wiarygodność jako własność w komunikowaniu informacji, która sprawi, że ktoś w nią uwierzy" - zaznacza. Naukowcy w ramach projektu badają m.in. co sprawia, że ktoś uważa daną informację za wiarygodną.

W ramach projektu oceniany jest przede wszystkim zbiór stron eksperymentalnych. "Najtrudniej było nam znaleźć strony ewidentnie niewiarygodne" - zaznacza badacz i podaje przykład, że takimi stronami mogą być np. strony parabanków czy strony zachwalające działanie specyfików, których skuteczności nauka jednoznacznie nie potwierdza (np. pigułki z ludzkiego łożyska).

Badacze udostępniają już prototyp systemu - dostępny jest pod adresem www.reconcile.pl. "Naszym celem jest stworzenie systemu, który będzie wiarygodny i przekona do siebie użytkowników. Kod źródłowy będzie otwarty, a nasze motywacje są klarowne - jesteśmy projektem badawczym. Naszym zadaniem w ramach tego projektu nie jest komercjalizacja" - zaznacza badacz.

Przyznaje, że w przyszłości system można by było wykorzystać np. do oceny wiarygodności dziennikarzy, analityków finansowych, a nawet w edukacji - mógłby pomagać uczniom czy studentom w nauce krytycznego myślenia i selekcjonowania treści w internecie. "Dajemy do tego narzędzie" - zaznacza dr Wierzbicki.

Projekt Reconcile realizowany jest w ramach Polsko-Szwajcarskiego Programu Badawczego, oprócz zespołu z PJWSTK uczestniczą w nim badacze z Politechniki Federalnej w Lozannie. Prace potrwają do kwietnia 2015 roku.

PAP - Nauka w Polsce, Ludwika Tomala

Fizyka
Synteza pierwiastka 117 powtórzona m.in. dzięki detektorom Polaków (07-05-2014)

Zsyntetyzowany kilka lat temu w Rosji pierwiastek o liczbie atomowej 117 udało się ponownie zsyntetyzować w niemieckim ośrodku w Darmstadt. Rolę w tych badaniach odegrały krzemowe detektory paskowe z polskiego instytutu.

Ze względu na krótki czas życia, pierwiastek 117 nie występuje w naturze i może być wytwarzany tylko sztucznie. Jak w przesłanym PAP komunikacie informuje Instytut Technologii Elektronowej w Warszawie (ITE), pierwsze informacje o wytworzeniu i zaobserwowaniu pierwiastka 117 pojawiły się w 2010 roku jako efekt międzynarodowego eksperymentu zrealizowanego w rosyjskim Zjednoczonym Instytucie Badań Jądrowych w Dubnej. Zgodnie z powszechnie przyjętą praktyką naukową, doniesienia te wymagały niezależnego potwierdzenia. Udało się je uzyskać dopiero teraz.


Najnowszą generację detektorów krzemowych, przeznaczoną do przyszłych eksperymentów jądrowych, prezentuje mgr inż. Maciej Węgrzecki z Instytutu Technologii Elektronowej w Warszawie. Źródło: ITE

W Instytucie Badań Ciężkich Jonów (GSI Helmholtzzentrum für Schwerionenforschung GmbH) w Darmstadt zdobyto dowody potwierdzające istnienie pierwiastka 117. Osiągnięcie, opisane w prestiżowym czasopiśmie naukowym "Physical Review Letters", to wynik pracy fizyków, chemików i inżynierów z 11 państw świata, w tym z Polski. Obserwacja cząstek jądrowych świadczących o obecności atomów nowego pierwiastka była możliwa dzięki użyciu krzemowych detektorów paskowych, opracowanych i wykonanych przez badaczy z ITE.

Kluczową rolę w produkcji pierwiastka 117 odgrywa tarcza wykonana z wysokiej czystości izotopu berkelu Bk-249. Okres połowicznego rozpadu tego radioaktywnego metalu to zaledwie 330 dni. Materiał na tarczę dostarczyło słynne amerykańskie laboratorium Oak Ridge National Laboratory (ORNL), które przez półtora roku wyprodukowało 13 miligramów berkelu. W ośrodku w Darmstadt wykonaną z berkelu tarczę ostrzeliwano ciężkimi jonami wapnia. Z ogromnych kaskad powstających cząstek jądrowych wyłapywano następnie pojedyncze atomy pierwiastka 117 i obserwowano produkty ich rozpadu. Istotne znaczenie dla powodzenia tego eksperymentu naukowego miały parametry użytych detektorów cząstek.

Krzemowe detektory naładowanych cząstek, opracowane i wytworzone w ITE we współpracy z badaczami z Monachium i Darmstadt, zostały specjalnie zaprojektowane do bloku detektora płaszczyzny ogniskowej FPDB (Focal Plane Detector Box) separatora TASCA (TransActinide Separator and Chemistry Apparatus). FPDB tworzą trzy różne konfiguracje detektorów wykonanych w ITE: główny detektor (tzw. stop detektor), detektory rejestrujące cząstki odbite od głównego detektora oraz kolejny detektor rejestrujący lekkie jony, które przedostały się przez główny detektor.

W bloku FPDB atomy pierwiastka 117 w rozpadach alfa przekształcały się w lżejsze pierwiastki o liczbach atomowych od 103 do 115, wśród których wykryto m.in. nowy izotop Lr-266 lorensa, pierwiastka o liczbie atomowej 103. Dokładna rejestracja powstających cząstek alfa umożliwiła rekonstrukcję łańcuchów rozpadu i identyfikację ich źródła. Okazały się nim atomy pierwiastka 117.

"Dzięki doskonałej współpracy z kolegami z Niemiec, zwłaszcza z dr. hab. Alexandrem Yakushevem z GSI, opracowaliśmy zestaw detektorów o optymalnych parametrach dla badań nad transaktynowcami" - podkreśla kierownik zespołu zajmującego się detektorami krzemowymi w ITE, inż. Maciej Węgrzecki.

Warszawskie przyrządy półprzewodnikowe do detekcji cząstek alfa, beta oraz protonów są całkowicie autorskim rozwiązaniem naukowców i inżynierów z ITE, chronionym patentami. "Przyrządy te zyskały uznanie na całym świecie. Stosowane są w najważniejszych światowych ośrodkach badań nad transaktynowcami" - poinformowano w komunikacie ITE. Pomogły one m.in. w odkryciu ciężkich jąder atomowych, w tym izotopu 283 pierwiastka 112 (copernicium, Cn) w Dubnej oraz izotopów 270, 271 i 277 pierwiastka 108 (has, Hs) w Darmstadt. W 2009 roku w Darmstadt zarejestrowano dzięki nim rekordową w jednym eksperymencie liczbę trzynastu jąder izotopów 288 i 289 pierwiastka 114 (flerovium, Fl).

Wyniki eksperymentów otrzymane przy użyciu detektorów ITE są przedmiotem kilkunastu licznie cytowanych publikacji w renomowanych czasopismach naukowych. Badania opisane w tych publikacjach miały wpływ na podjęcie przez Międzynarodową Unię Chemii Czystej i Stosowanej oraz Międzynarodową Unię Fizyki Czystej i Stosowanej decyzji o uznaniu za istniejące i wpisaniu do układu okresowego pierwiastków 112 i 114.

W 2012 roku detektory krzemowe z ITE zostały wyróżnione w konkursie "Polski Produkt Przyszłości", a na Międzynarodowych Targach Poznańskich przyznano im Złoty Medal w kategorii "Nauka dla gospodarki".

Dyrektor ITE Zbigniew Poznański komentuje, że detektory krzemowe są jedną ze specjalności instytutu. "Dzięki unikalnej technologii oraz wieloletniemu doświadczeniu potrafimy wytwarzać detektory o parametrach nieosiąganych przez inne firmy. To dlatego jesteśmy cenionym partnerem jednego z wiodących na świecie ośrodków badań jądrowych" - zaznacza dyrektor ITE.

PAP - Nauka w Polsce

Materiałoznawstwo
W grafenowym wyścigu Polska 'łeb w łeb' z najlepszymi (06-05-2014)

Świat ściga się w technologii grafenowej, bo wciąż jeszcze jest to ziemia nie do końca rozpoznana. W pościgu za sukcesem wystartowaliśmy wtedy, kiedy pozostali. Po raz pierwszy nie musimy gonić świata, bo już dziś współpracujemy z partnerem przemysłowym, aby zdobyć przewagę konkurencyjną na rynku - mówi prof. Piotr Kula, prorektor Politechniki Łódzkiej, który wspólnie z firmą SECO/Warwick SA. wytwarza grafen według własnego patentu.

Grafen zbudowany jest z pojedynczej warstwy atomów węgla ułożonych w sieć heksagonalną. Jest ponad stukrotnie mocniejszy od stali. Można go rozciągać do około 20 procent bez uszkadzania. Ma wyjątkowe właściwości elektryczne - prędkość przepływu elektronów i wysoką przewodność. Jego przyszłe zastosowania wiążą się z produkcją tranzystorów, elastycznych wyświetlaczy dotykowych i baterii słonecznych. Grafen będzie można wykorzystać także w technologiach ekologicznych, jak uzdatnianie wody, ponieważ materiał ten nie przepuszcza gazów, za to jest przenikalny przez wodę.


Źródło: Nano-carbon.pl

Wytwarzanie grafenu to skomplikowany proces technologiczny, który doskonali wiele ośrodków naukowych na całym świecie. Polacy opatentowali kilka sposobów wytwarzania grafenu. Z tymi patentami wiąże się wiele nadziei - są atrakcyjne kosztowo, więc można liczyć na to, że świat chętnie będzie zaopatrywał się u nas w ten cenny produkt. Ale okazuje się, że nie zawsze jest to taki produkt, jakiego potrzebują ewentualni nabywcy. Próbki grafenu wytwarzane różnymi metodami mogą bardzo się między sobą różnić.

"Chciałbym zburzyć mit słowa grafen. Na to hasło różne ośrodki oferują produkt na bazie węgla, ale pod względem struktury, warstwowości, wielkości pojedynczych krystalitów te produkty się niezwykle między sobą różnią, a zatem mają różne właściwości i różny potencjał aplikacyjny" - tłumaczy prof. Kula.

W ramach prac badawczo-rozwojowych nad grafenem łódzki zespół prowadzi również benchmarking światowy, czyli kupuje od dostawców z całego świata to, co oferują oni jako grafen i bada jego właściwości.

"Takiego grafenu wielkopowierzchniowego, za jaki Geim i Nowosielow dostali Nagrodę Nobla, jeszcze komercyjnie nie kupiłem - ani ja, ani nikt z mojego zespołu. Nasz jest bliski ideału. Jest to grafen polikrystaliczny, czyli składa się z wielu ziaren. Możemy hodować pojedyncze ziarna, albo duże płaty. Wytwarzamy już >>bardzo ładny<< grafen, pokazywaliśmy go wiele razy na wystawach światowych, na przykład w ubiegłym roku w Waszyngtonie" - mówi profesor.

Politechnika Łódzka wytwarza grafen według oryginalnej technologii, którą tutejsi uczeni opatentowali i zgłosili do ochrony w Europejskim Urzędzie Patentowym. Łódzki "przepis" na grafen opiera się na innym mechanizmie wytwarzania i wzrostu grafenu niż technologia, jaką opatentował Instytut Technologii Materiałów Elektronowych. Metoda prof. Kuli polega na wytwarzaniu grafenu z ciekłej matrycy metalicznej.

Poza tym, że grafen podoba się jurorom na targach wynalazków, liczy się rzecz jasna jego przydatność do zastosowania w praktyce. Technologia musi być zatem doskonalona pod te zastosowania. Firma Seco/Warwick pod wodzą wiceprezesa Wojciecha Modrzyka pracuje nad specjalnymi piecami do przemysłowej produkcji grafenu. Opracowany prototyp pieca na początku lutego trafił do laboratoriów Politechniki Łódzkiej.

"Urządzenie przemysłowe zbudowane według naszego projektu przez partnera przemysłowego na razie będzie produkowało grafen na potrzeby prac nad nowym materiałem" - mówi prof. Kula.

Chodzi o materiał, nad którym uczelnia wraz z partnerem przemysłowym pracują w ramach programu Graf-Tech. W projekcie "Grafenowy nanokompozyt do rewersyjnego magazynowania wodoru" partnerzy - Instytut Inżynierii Materiałowej PŁ i Seco/Warwick planują opracować materiał, z którego wykonane zostaną zbiorniki paliwa wodorowego, a także filtry, sensory, ekrany chroniące przed promieniowaniem elektromagnetycznym, czynniki odkształcania.

"Jeżeli chcemy przechowywać wodór w sporych ilościach, to tego grafenu musimy mieć dużo za relatywnie niską cenę. Pamiętajmy, że jest to tylko jedna warstwa atomowa, która może przyłączać i oddawać atomy wodoru po jednej i drugiej stronie. Teraz musimy zbudować model materiału trójwymiarowego. Będziemy pracować na bazie płatów grafenu z odpowiednimi odległościami pomiędzy warstwami grafenu - tak, żeby ta przestrzeń była przepuszczalna dla wodoru, który w jednych warunkach termodynamicznych wchodzi do środka zbiornika, a w drugich z niego wychodzi" - wyjaśnia prof. Kula.

Prorektor zapewnia, że partner przemysłowy dla jego uczelni został wybrany z najwyższą starannością. Firma jest polską spółką notowaną na GPW w Warszawie. Powstała jako wspólne przedsięwzięcie polskich przedsiębiorców z firmą matką w Pensylwanii. Obecnie jest spółką globalną, ma zakłady w Polsce, w USA, w Brazylii, w Rosji, Chinach i Indiach. Produkuje urządzenia do zaawansowanych procesów cieplnych, próżniowych i cieplno-chemicznych. Od 1996 roku prof. Kula wraz z zespołem jest strategicznym doradcą Seco/Warwick i razem z nią wdrożył wiele urządzeń.

"Podczas wspólnie prowadzonych badań nasunął nam się pomysł na perspektywiczną tematykę badawczą, która w przyszłości zaowocuje urządzeniami nowej generacji, nowymi możliwościami lokowania produktów na rynku. Tak zrodził się projekt - efekt budowanego przez wiele lat zaufania pomiędzy zespołem naukowym i firmą, z którą na co dzień współpracujemy" - wspomina profesor.

Zespół prof. Kuli składa się z kilkunastu pracowników zatrudnionych w Instytucie Inżynierii Materiałowej PŁ. Przy projekcie pracują też studenci i doktoranci, którzy mogą tu realizować prace dyplomowe na styku zaawansowanych technologii i transferu do przemysłu.

Na Politechnice Łódzkiej zespół prof. Izabelli Krucińskiej z Katedry Materiałoznawstwa, Towaroznawstwa i Metrologii Włókienniczej PŁ również pracuje w obszarze zaawansowanych materiałów na bazie grafenu głównie dla potrzeb elastycznej elektroniki i tekstroniki.

PAP - Nauka w Polsce, Karolina Olszewska

Materiałoznawstwo
Diamenty w płynie - na rozświetlenie cery i do budowy komputera (06-05-2014)

Diamenty można zawiesić nie tylko na szyi, ale również... w płynie. Niezwykłą mieszankę niewidocznych gołym okiem diamentów i cieczy wytwarzają naukowcy z Politechniki Gdańskiej. Dzięki temu rozwiązaniu już prosta droga m.in. do kremów rozświetlających z drobinkami diamentów.

Naukowcy z Wydziału Elektroniki, Telekomunikacji i Informatyki (ETI) PG za opracowane przez siebie rozwiązanie otrzymali złoty medal na XVII Moskiewskim Salonie Wynalazków i Innowacyjnych Technologii "ARCHIMEDES - 2014".

GDY POPIÓŁ TO DIAMENT

Sposób wytwarzania proszku diamentowego - diamentów tak drobnych, że wyglądają jak pył - było znane od dawna. Dr Robert Bogdanowicz z ETI PG w rozmowie z PAP opowiada, że wystarczyło wziąć cysternę pełną grafitu, trotyl i... zrobić wybuch. Wtedy - pod ogromnym ciśnieniem i przy wysokiej temperaturze - powstają maleńkie niczym pył, poklejone grafitem diamenty. Proszek diamentowy jest dostępny na rynku od dawna.

"Jest on jednak zanieczyszczony i zbrylony. W dodatku nie rozpuszcza się w wodzie, a opada na dno, jak piasek. Istnieje natomiast potrzeba, by zawiesić go w cieczy - zrobić jakby +diament w płynie+. My opracowaliśmy niedrogą i dość łatwą metodę, by wytwarzać z diamentowego proszku jednorodną +ciecz+, tzw. suspensję" - zaznacza dr Bogdanowicz i wyjaśnia, że suspensją można nazwać też np. mieszankę wody i mydła. Dzięki diamentowej mieszance możliwe będzie równomierne rozprowadzanie nanocząstek diamentów na jakichś powierzchniach czy w rozpuszczalnikach.

DIAMENTY NAJLEPSZYM PRZYJACIELEM NIE TYLKO DZIEWCZYNY

Produkowane na PG suspensje diamentowe sprawiają, że niewidzialne gołym okiem diamenty - wielkości 10-20 nanometrów (w 1 mm mieści się 1 mln nm) będzie można równomiernie rozprowadzać w rozpuszczalnikach (np. wodzie, alkoholu, oleju). Dzięki temu te cenne formy węgla będzie można dodawać do kosmetyków - np. kremów, szamponów czy proszków do prania. Dr Bogdanowicz wyjaśnia, że proszek diamentowy nie nadawał się do tego. "Był zanieczyszczony m.in. drobinami metalu i tworzył granulki, nasz produkt jest za to jedwabisty w dotyku"- wyjaśnia wynalazca. Zaznacza, że diamenty nie mają wpływu na ludzki organizm - nie szkodzą ani nie leczą - ale sprawiałyby, że skóra, włosy czy materiały połyskiwałyby w słońcu.

HODOWLA DIAMENTÓW

Na razie suspensje diamentowe przydają się badaczom z PG do hodowli sztucznych diamentów - drobinki zawieszone w płynie można równomiernie rozprowadzić na dowolnej powierzchni. W odpowiednich warunkach - pod wpływem plazmy i mikrofal - można sprawić, że na tych zarodkach będą wzrastać większe diamenty. W ten sposób na PG wytwarza się już płytki diamentowe o średnicy 5 cm. Takie płytki diamentowe tworzone są m.in. na potrzeby elektroniki dużej mocy.

DIAMENTOWY LEK

Poza tym diamenty, które daje się zawiesić w płynie mogą również posłużyć jako markery nowych leków. Diamenty - z wprowadzonym przez badaczy odpowiednim defektem - fluoryzują w określonym świetle. Jeśliby więc doczepić do diamentu cząsteczkę leku, będzie można śledzić, jak w organizmie związek ten jest rozprowadzany. Diament może więc posłużyć jako marker leku.

NIEWIDOCZNE Z NIESŁYSZALNYM

Dr Bogdanowicz zdradza, że - w opracowanej przez jego zespół metodzie - proszek diamentowy umieszcza się w rozpuszczalniku i poddaje się działaniu ultradźwięków - dźwięków tak wysokich, że aż niesłyszalnych przez człowieka. Diamenty w tych warunkach wpadają w drgania i trą o siebie nawzajem. Dzięki temu możliwe jest rozkruszenie najtwardszego na świecie materiału na drobiny niewidoczne nawet pod mikroskopem. Do mieszanki dodaje się jeszcze pewne komponenty, a następnie usuwa się je - wraz z zanieczyszczeniami. Dzięki temu można otrzymać czystą diamentową suspensję.

"Mieszanka, w zależności od tego, ile diamentu jest w niej zawarte, może przybierać różne kolory. Jeśli diamentów jest dużo, ma kolor fioletowy, mniej gęsta robi się żółta, a bardzo rzadka jest praktycznie przezroczysta" - opowiada naukowiec.

PAP - Nauka w Polsce, Ludwika Tomala. Ilustracja: freedigitalphotos.net

Zdrowie
Mądre żywienie - zdrowe pokolenie (05-05-2014)

Jak wynika z badań, ponad 40 proc. uczniów chodzi do szkoły bez śniadania. Tylko 57 proc. regularnie spożywa owoce, a 48 proc. warzywa - alarmowali w Warszawie uczestnicy konferencji "Mądre żywienie - zdrowe pokolenie".

"Mądre żywienie - zdrowe pokolenie" jest hasłem ogólnopolskiego programu badawczo-edukacyjnego, przygotowanego przez Polskie Towarzystwo Dietetyki oraz Wydział Nauk o Żywieniu Człowieka i Konsumpcji SGGW w Warszawie. Jak zaznaczają eksperci, większość chorób zależnych od diety ma początki w okresie dzieciństwa i wczesnej dorosłości.

"W badaniach przeprowadzonych przez zrzeszające dyplomowanych specjalistów Polskie Towarzystwo Dietetyki wzięło udział 14 tys. uczniów polskich szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych w wieku od 13 do 19 lat" - poinformowała prezes PTD Danuta Gajewska.

Jak wynika z badań, ponad 40 proc. uczniów wychodzi do szkoły bez śniadania, zaś w ich diecie brakuje świeżych warzyw i owoców. Tylko 57 proc. regularnie spożywa owoce, a 48 proc. - warzywa. Mleko i produkty mleczne spożywa codziennie 60 proc. młodzieży (dziewczęta rzadziej niż chłopcy), a ciemne pieczywo - nieco ponad 40 proc. Ryby są w cotygodniowym jadłospisie połowy badanych - wyliczała ekspert PTD Joanna Myszkowska-Ryciak.

Z ankiet wynika też, że potępiane przez dietetyków produkty typu fast food spożywa częściej niż dwa razy w tygodniu co piąty nastolatek, a regularnie 57 proc. pije słodkie napoje. 44 proc. uczniów sięga po słodycze częściej niż raz dziennie. Siedzenie przed telewizorem czy komputerem zabiera młodym ludziom ok. 3 godzin dziennie - przy czym chłopcy siedzą dłużej.

"Prawidłową masę ciała ma ok. 76,6 proc. uczniów szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych (pomiędzy 13. a 19. rokiem życia)" - mówiła dietetyk z SGGW Anna Harton. Nadwaga to problem ok. 11,7 proc., zaś otyłość ok. 6,7 proc. - podaje PDT.

U ok. 5 proc. uczniów masa ciała jest zbyt niska. Choć zjawisko to występuje zwłaszcza u osiemnastoletnich dziewcząt, autorzy badań dalecy są od stwierdzenia, że to tylko rezultat zbyt forsownej diety - sprawa wymaga dalszych badań. Najbardziej otyli okazali się 13-letni chłopcy.

Jak zaznaczyła psycholog, ekspert PDT Bianca-Beata Kotoro, aby trafić do młodzieży i zmienić jej sposób odżywiania, dietetycy powinni mówić nie o następstwach, które pojawią się dopiero w średnim wieku, lecz o tym, co młodym wydaje się ważne tu i teraz - o korzystnym wpływie zdrowego odżywiania na fizyczną atrakcyjność i sprawność seksualną, wygląd skóry i włosów czy zapach ciała. "To trochę manipulacja, ale w dobrej sprawie" - mówiła.

Aby zapewnić aktywny udział młodzieży szkolnej w programie, utworzona została platforma internetowa, której redaktorami zostali uczniowie - zwycięzcy konkursu. Pod okiem doświadczonych dietetyków przygotowali atrakcyjne dla rówieśników treści dotyczące żywienia.

PAP - Nauka w Polsce. Ilustracja: freedigitalphotos.net

Różności
Fizyk: nauka jest sztuką, a badacze - artystami (04-05-2014)

Piękno może być jednym z kryteriów prawdziwości w nauce - powiedział PAP fizyk prof. Grzegorz Wrochna. Badacz zdradza historie eksperymentów, które można nazwać dziełami sztuki, a także opowiada o tym, jak trudne do przyjęcia bywają "brzydkie" teorie.

"Teorie, które tworzą fizycy czy matematycy, to niejednokrotnie dzieła sztuki. Dzieła te można podziwiać, bywają jednocześnie bogate w treści i proste w formie" - powiedział PAP fizyk cząstek, prof. Grzegorz Wrochna, dyrektor Narodowego Centrum Badań Jądrowych w Świerku (NCBJ). "To, że Einstein był artystą, a teoria, którą stworzył była dziełem sztuki - wszyscy wiemy. Mniej wiemy o dziełach sztuki tworzonych przez innych naukowców" - podkreślił.

Wyjaśnił, że jednym z elementów, które łączą naukę ze sztuką jest piękno. "Jest ono jednym z podstawowych kryteriów prawdziwości w nauce. Jeśli naukowiec ma pomysły na kilka wersji teorii i zastanawia się, która z nich ma największe szanse, by opisywać świat, wybierze najpiękniejszą" - zaznaczył Wrochna i przyznaje, że rzeczywiście - doświadczenie uczy, iż teorie, które się sprawdzają, są piękne.

Taką piękną, teorią jest - zdaniem Wrochny - Model Standardowy. Teoria ta wyjaśnia zjawiska zachodzące na poziomie cząstek elementarnych. Powstała dzięki zaobserwowaniu różnych symetrii w świecie cząstek. Symetria złamana jest tu jednak przez mechanizm Higgsa, który nadaje cząstkom masę. "W nauce, podobnie jak i w sztuce - symetria jest piękna, ale jej lekkie złamanie, może być czymś intrygującym, co nadaje pięknu nowy wyraz" - wyjaśnił profesor.

Zaznaczył, że kiedy jednak bliżej przyjrzymy się Modelowi Standardowemu, dostrzeżemy także jego "brzydkie" cechy. "Teoria nie potrafi przewidzieć sama z siebie mas cząstek i w sumie prawie 20 parametrów musimy do niej +włożyć rękami+. Od prawdziwie pięknej teorii oczekiwalibyśmy, że wartości tych parametrów wynikną z samej jej struktury. Dlatego większość fizyków jest przekonana, że za Modelem Standardowym kryje się bardziej ogólna, bardziej symetryczna i... jeszcze piękniejsza teoria" - opowiada fizyk.

Jednak - zdaniem Wrochny - dziełem sztuki może być nie tylko teoria, równanie, ale również eksperyment. Za swojego ulubionego artystę-eksperymentatora rozmówca PAP uznaje prof. Raymonda Davisa, laureata Nagrody Nobla z fizyki z 2002 r. Davis badał neutrina - cząstki, które powstają m.in. we wnętrzu Słońca i przelatują przez Ziemię niemal niezauważone. Jednak jedno na wiele miliardów neutrin może oddziałać z materią na Ziemi. Davis wymyślił eksperyment, w którym przyłapał neutrina na gorącym uczynku. Nobliście w 600 tonach chloru udało się odnaleźć 17 atomów argonu, powstałych w reakcji neutrin słonecznych z atomami chloru. "Czyż to nie prawdziwa wirtuozeria?" - pyta rozmówca PAP.

Wyjaśnił, że był to pierwszy dowód eksperymentalny na to, że we wnętrzu Słońca naprawdę zachodzą reakcje jądrowe. "Energia grawitacyjna zgromadzona w Słońcu jest tak olbrzymia, że nawet gdyby w nim nagle ustały reakcje termojądrowe, to jeszcze przez parę tysięcy lat nie zauważylibyśmy tego" - powiedział fizyk i zaznaczył, że gwiazda świeciłaby wtedy samą energią grawitacyjną swoich zapadających się warstw.

"Davis złapał jednak 17 świadków reakcji termojądrowych - neutrina, które weszły w oddziaływanie z chlorem" - mówił dyrektor NCBJ. Przy okazji tego doświadczenia zaobserwowano, że przyłapanych neutrin było ponad dwa razy mniej niż powinno. Doprowadziło to do odkrycia nowego zjawiska - oscylacji neutrin - polegającego na przemianie jednego rodzaju neutrina w inne.

Naukowiec przyznał, że nauka nie zawsze polega na tworzeniu pięknych teorii czy wirtuozerskich eksperymentów. Czasem polega też na znajdowaniu zastosowań dla badań naukowych. "Ale przecież i wśród artystów są tacy, którzy zajmują się sztuką użytkową. W języku angielskim mamy nawet zbieżność terminów: +applied research+ i +applied art+. Wśród badaczy, którzy wynajdują tranzystor albo zajmują się praktycznymi zastosowaniami grafenu, także znajdziemy prawdziwych artystów" - zakończył badacz.

PAP - Nauka w Polsce, Ludwika Tomala. Ilustracja: freedigitalphotos.net

Biologia
Co czujesz, różo? Zmyślne zmysły roślin (04-05-2014)

Rośliny nie są wcale tak nieczułymi organizmami, jakby się mogło wydawać. Okazuje się, że roślinę można zniszczyć regularnie jej dotykając, a jej czas kwitnienia można precyzyjnie kontrolować... budząc ją w nocy światłem. Daniel Chamovitz w książce "Zmysłowe życie roślin" pokazuje, jak wiele bodźców ze świata mogą odbierać rośliny.

"Zmysłowe życie roślin", Daniel Chamovitz, W.A.B., Warszawa 2014
1. "Zmysłowe życie roślin", Daniel Chamovitz, W.A.B., Warszawa 2014

Dr Chamovitz jest genetykiem, dyrektorem Manna Center for Plant Biosciences na Uniwersytecie w Tel Avivie. W swojej książce opisuje to, jak bodźce ze świata odbierają rośliny. Nie mają one oczu, ale rozpoznają obecność światła, a nawet - jego barwy. Nie mają nosa, ale odczuwać mogą zapachy wydzielane przez siebie i przez inne rośliny. Nie mają skóry jak człowiek, ale mogą reagować na dotyk. Nie mają błędnika, ale potrafią rozpoznać, gdzie jest góra, a gdzie dół. Chamovitz podsumowuje też badania nad tym, czy rośliny odbierają dźwięki - na razie wszystko wskazuje na to, że rośliny są głuche... jak pień.

Autor zdradza m.in. jakie sztuczki stosują hodowcy złocieni, aby sprawić, by kwiaty te - które zwykle kwitną jesienią - pojawiły się wiosną, dokładnie na Dzień Matki. Okazom hodowanym w szklarniach każdej nocy przez całą zimę na kilka minut włącza się światło. "A potem... ciach! Na dwa tygodnie przed Dniem Matki kończymy z nocnym świeceniem i wszystkie rośliny zakwitają jak na zawołanie, gotowe do ścięcia i zawiezienia do kwiaciarni" - opisuje Chamovitz. Wyjaśnia, że roślina nie mierzy długości dnia, lecz długość nieprzerwanego okresu ciemności. Badacz dodaje, że kwiaty reagują jednak na światło o określonym kolorze. Działa na nie nocne błyskanie światłem czerwonym, ale już nie niebieskim ani zielonym. Z kolei światło niebieskie daje roślinie inną informację - roślina wie, w którą stronę powinna się zwrócić, by być dobrze oświetlona.

Autor opisuje też, jak rośliny "węszą". Przypomina, że niedojrzałe awokado szybko dojrzewa zapakowane do papierowej torby z dojrzałym bananem. Z kolei już starożytni Egipcjanie przecinali kilka fig, by reszta kiści dojrzała szybciej. Farmerzy z Florydy za to zauważyli, że cytrusy dojrzewają szybciej w pomieszczeniach ogrzewanych naftą, ale już nie elektrycznością. Okazuje się, że za zjawiska te odpowiada podobny mechanizm. Dojrzewające owoce wydzielają zapach etylenu (obecnego również w nafcie), a ten jest informacją dla innych owoców, by same również szybciej dojrzewały. Ma to znaczenie ewolucyjne - owoce, które dojrzewają jednocześnie mają większe szanse przyciągnąć swym zapachem zwierzęta, które rozniosą nasiona.

Chamovitz rozwiewa też pewne wątpliwości dotyczące "rozmów między roślinami". Jakiś czas temu zauważono, że zranione przez szkodnika liście wydzielają zapach, który pomaga sąsiednim roślinom przygotować się na inwazję. Roślina - wyczuwając zapach z uszkodzonego liścia - dostaje sygnał, by zwiększyć produkcję toksycznych dla insektów związków. Chamovitz opisuje jednak, że mechanizm ten wcale nie musi oznaczać, że rośliny specjalnie ostrzegają swoich sąsiadów. Zapach ze zranionego liścia może być raczej sygnałem dla innych liści tej samej rośliny, by przygotowały się na atak. Doświadczenia pokazały, że jeśli okryje się folią uszkodzone i zaatakowane liście danej rośliny, inne jej liście nie przygotują się już na atak. Komunikacja za pomocą zapachu jest więc przede wszystkim "komunikacją wewnętrzną" rośliny. Tę jednak "podsłuchać" mogą również sąsiedzi.

PAP - Nauka w Polsce, Ludwika Tomala

Archeologia
Archeologia sądowa – potencjał nieodkryty (03-05-2014)

Enigmatyczna, nie do końca rozpoznawana przez środowisko naukowe, nieznana polskim organom ścigania, archeologia sądowa jest bardzo mocnym orężem w walce z przestępczością - przekonuje Krzysztof Dobrzański, archeolog.

Archeologia sądowa to poddziedzina archeologii, której głównym założeniem jest użycie metodyki badań archeologicznych na potrzeby organów ścigania. Jednak w Polsce nie jest w zasadzie praktykowana.

"Z niewiedzy wynikają problemy z jej właściwą definicją - traktowana jest jako dziedzina zajmująca się przestępczością wymierzoną w zabytki archeologiczne lub, co gorsza, wedle niektórych poglądów należy ją wiązać z przestępstwami dokonanymi... z pomocą zabytków!" - wylicza Dobrzański.

K. Dobrzański w trakcie analizy gabinetowej kości, arch. prywatne autora.
1. K. Dobrzański w trakcie analizy gabinetowej kości, arch. prywatne autora.

Możliwości archeologii sądowej są najczęściej wykorzystywane w czasie śledztw w sprawach kryminalnych lub przy ściganiu odpowiedzialnych za zbrodnie wojenne czy ludobójstwa - tą metodykę zastosowano przy badaniu masowych grobów w Katyniu, Rwandzie czy Argentynie. Korzysta z niej również Interpol - międzynarodowa organizacja policji.

Archeologia sądowa wywodzi się z USA. Tam została po raz pierwszy opisana w 1976 roku. Pierwsze podręczniki dotyczące dziedziny ukazały się w latach '80 XX. Policja nie potrafiła obchodzić się ze znalezionymi kośćmi - trafiały do badań antropologicznych w złym stanie i we fragmentach, co dało asumpt do poszukiwania odpowiedniej metodyki. Okazało się, że naprzeciw wyszli archeolodzy wraz ze swoimi metodami. Obecnie na miejscach zbrodni zajmują się również pobieraniem próbek danych środowiskowych dla botaników czy entomologów oraz wstępną analizą antropologiczną.

"Współpraca archeologów z organami ścigania jest szeroko rozpowszechniona w Wielkiej Brytanii, USA, Australii i krajach Beneluksu. Działają tam organizacje rządowe skupiające archeologów sądowych jako biegłych, którzy służą policji na terenie całego kraju. Ich wkład niekiedy walnie przyczynia się do wykrycia sprawcy przestępstwa" - opowiada Dobrzański.

Archeologia sądowa wiąże się najczęściej z poszukiwaniem i technikami wydobycia zwłok, w taki sposób, aby pozyskać maksymalną ilość informacji dotyczących okoliczności zbrodni i w profesjonalny sposób zabezpieczyć ślady. Jak wyjaśnia Dobrzański, tylko doświadczony archeolog jest w stanie prześledzić i udokumentować zmiany w warstwach ziemi, w której zakopano zwłoki.

Archeolog też odpowie, jak procesy naturalne wpłynęły na miejsce w którym ciało spoczywało. Dzięki temu można dowiedzieć się jak długo tam leżało i jak się tam znalazło. W działaniach kryminalnych użyteczne są również metody nieinwazyjne stosowane w archeologii - zwłaszcza geofizyczne, w tym wykrywacze metalu.

W Polsce archeologia sądowa istnieje jako oddzielna specjalizacja jedynie na Uniwersytecie Wrocławskim, gdzie wykładana jest na Międzywydziałowych Studiach Podyplomowych Archeologii Sądowej. Niedawno ukazał się pierwszy polskojęzyczny podręcznik ne jej temat napisany pod redakcją dr. hab. Macieja Trzcińskiego zatytułowany "Archeologia sądowa w teorii i praktyce". Jednak policja i prokuratura na razie nie korzystają z pomocy archeologów. "W Polsce nie spotkałem się ze sprawą kryminalną uwzględniającą wydobycie zwłok czy szczątków, w której uczestniczyłby archeolog" - dodaje.

Krzysztof Dobrzański ukończył archeologię na Uniwersytecie Wrocławskim. Napisał pracę magisterską na temat wykorzystania metod archeologicznych w kryminalistyce. Archeolog odbył półroczne praktyki w Dziale Techniki Kryminalistycznej Komendy Powiatowej Policji w Dzierżoniowie. Brał udział w wykładach prowadzonych przez Mike'a Groena, członka Netherlands Forensic Institute. Obecnie przygotowuje się do rozpoczęcia projektu badawczego na obszarze pola bitwy z 1939 pod Mokrą, którego jednym z celów jest odnalezienie i ekshumacja nieodkrytych dotąd zwłok poległych żołnierzy.

PAP Nauka w Polsce

Nauki o Ziemi
Wulkany jako regulatory życia i klimatu (02-05-2014)

Niektóre z najbardziej znanych i niszczycielskich katastrof naturalnych w historii wiążą się z erupcjami wulkanów. Szacuje się, że ponad 260.000 ludzi straciło życie w ciągu ostatnich 300 lat z powodu erupcji i ich następstw. Aczkolwiek wulkanów nie należy oceniać jako siły wyłącznie destrukcyjnej, bowiem mogą one również odegrać istotną rolę w zapewnieniu ewolucji życia na Ziemi i wspomagać obecnie spowalnianie ocieplania się atmosfery.

Jak czytamy w czasopiśmie »New Scientist«, dysponujemy obecnie najlepszymi jak dotąd dowodami na to, że wulkany są odpowiedzialne za wyprowadzenie Ziemi z okresu polarnego chłodu ponad 600 milionów lat temu. To nadaje im status siły napędowej ewolucyjnych eksplozji, które doprowadziły do zwiększenia zróżnicowania organizmów żywych i położyły podwaliny pod przyszłe gatunki zwierząt.


Erupcja islandzkiego wulkanu Eyjafjallajökull w 2010

»New Scientist« donosi, że Ryan McKenzie z Uniwersytetu Teksasu w Austin wraz z kolegami wykazał, że wulkanizm mógł ukształtować życie na przestrzeni kluczowego okresu kambryjskiego. Badania skał wulkanicznych z wczesnego okresu historii ewolucji życia, jakie przeprowadził McKenzie, pokazują, że erupcje wulkaniczne zbiegały się ze zmianą klimatu z polarnego chłodu na wilgotne ciepło.

Ta gwałtowna zmiana i sposób, w jaki wpłynęła na oceany, spowodowała eksplozję ewolucyjnej różnorodności, po której nastąpiło masowe wymieranie, kiedy temperatury stały się zbyt wysokie. Następnie, po uformowaniu się Gondwany i ustaniu wulkanizmu, planeta schłodziła się i życie zaczęło ponownie rozkwitać.

Wcześniej sugerowano już, że przyczyną tych nagłych zmian była aktywność wulkaniczna w czasie powstawania Gondwany, a teraz teza ta zyskała poparcie w nowych dowodach McKenziego, które opierają się na liczbie kryształów cyrkonu uformowanych w czasie konkretnych erupcji wulkanicznych.

Dobrą prasę zapewnia wulkanom także »The Guardian«, informujący o badaniach, które skupiły się w znacznym stopniu na wulkanach jako czynniku spowalniającym ocieplanie się atmosfery. W toku badań, dr Ben Santer wraz z kolegami postawił pytanie, czy małe wulkany mogłyby być przyczyną niewielkiego zmniejszenia ilości światła słonecznego, które dociera do Ziemi.

»The Guardian« cytuje współautora, Carla Mearsa, który powiedział: "Jesteśmy w stanie wykazać, że jedną z przyczyn niedawnego braku wzrostu temperatury jest duża liczba pomniejszych erupcji wulkanicznych w ciągu ostatnich 15 lat. Popioły i substancje chemiczne z tych erupcji spowodowały, że mniej światła słonecznego niż zazwyczaj dotarło do powierzchni Ziemi, ograniczając chwilowo wzrost temperatury mierzonej na powierzchni i w dolnej troposferze. Najnowsza seria modeli klimatycznych, analizowanych na potrzeby raportu IPCC, nie uwzględniła należycie oddziaływania tych wulkanów, przez co przewidywania te wskazują na nadmierne ocieplenie. Aby przewidywania modeli klimatycznych były trafne, należy wprowadzić do modelu precyzyjne dane. Przykładowymi danymi wejściowymi są informacje o zmianach w gazach cieplarnianych, cząstkach atmosferycznych i aktywności słonecznej".

Źródło: CORDIS, UE

Nature: Volcanic contribution to decadal changes in tropospheric temperature

Czytaj też: Wkład Kościoła w wulkanologię


Archiwum (starsze -> nowsze) [1] [2] [3] [4] [5] [6] [7] [8] [9] [10]
[11] [12] [13] [14] [15] [16] [17] [18] [19] [20]
[21] [22] [23] [24] [25] [26] [27] [28] [29] [30]
[31] [32] [33] [34] [35] [36] [37] [38] [39] [40]
[41] [42] [43] [44] [45] [46] [47] [48] [49] [50]
[51] [52] [53] [54] [55] [56] [57] [58] [59] [60]
[61] [62] [63] [64] [65] [66] [67] [68] [69] [70]
[71] [72] [73] [74] [75] [76] [77] [78] [79] [80]
[81] [82] [83] [84] [85] [86] [87] [88] [89] [90]
[91] [92] [93] [94] [95] [96] [97] [98] [99] [100]
:
 
 :
 
  OpenID
 Załóż sobie konto..
Wyszukaj

Wprowadzenie
Indeks artykułów
Książka: Racjonalista
Napisz do nas
Newsletter
Promocja Racjonalisty

Racjonalista w Facebooku
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365