Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.168.400 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 306 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:

Złota myśl Racjonalisty:
Niech młodzieniec nie zaniedbuje filozofii, ale i starzec niech się nie czuje niezdolny do dalszego jej studiowania. Dla nikogo bowiem nie jest ani za wcześnie, ani za późno, aby zacząć troszczyć się o zdrowie swej duszy.
Nowinki i ciekawostki naukowe
Rok 2010
 Lipiec (23)
 Sierpień (23)
 Wrzesień (34)
 Październik (20)
 Listopad (24)
 Grudzień (17)
Rok 2011
 Styczeń (34)
 Luty (39)
 Marzec (43)
 Kwiecień (19)
 Maj (18)
 Czerwiec (17)
 Lipiec (19)
 Sierpień (30)
 Wrzesień (29)
 Październik (45)
 Listopad (35)
 Grudzień (24)
Rok 2012
 Styczeń (18)
 Luty (31)
 Marzec (34)
 Kwiecień (12)
 Maj (10)
 Czerwiec (11)
 Lipiec (12)
 Sierpień (9)
 Wrzesień (8)
 Październik (3)
 Listopad (11)
 Grudzień (4)
Rok 2013
 Styczeń (4)
 Luty (4)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
 Maj (6)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (5)
 Sierpień (4)
 Wrzesień (3)
 Październik (3)
 Listopad (3)
 Grudzień (20)
Rok 2014
 Styczeń (32)
 Luty (53)
 Marzec (38)
 Kwiecień (23)
 Maj (45)
 Czerwiec (46)
 Lipiec (36)
 Sierpień (26)
 Wrzesień (20)
 Październik (24)
 Listopad (32)
 Grudzień (13)
Rok 2015
 Styczeń (16)
 Luty (13)
 Marzec (8)
 Kwiecień (13)
 Maj (18)
 Czerwiec (11)
 Lipiec (16)
 Sierpień (13)
 Wrzesień (10)
 Październik (9)
 Listopad (12)
 Grudzień (13)
Rok 2016
 Styczeń (20)
 Luty (11)
 Marzec (3)
 Kwiecień (3)
 Maj (5)
 Czerwiec (2)
 Lipiec (1)
 Sierpień (7)
 Wrzesień (6)
 Październik (3)
 Listopad (5)
 Grudzień (8)
Rok 2017
 Styczeń (5)
 Luty (2)
 Marzec (10)
 Kwiecień (11)
 Maj (11)
 Czerwiec (1)
 Lipiec (8)
 Sierpień (5)
 Wrzesień (8)
 Październik (3)
 Listopad (3)
 Grudzień (3)
Rok 2018
 Styczeń (2)
 Luty (1)
 Marzec (7)
 Kwiecień (9)
 Maj (6)
 Czerwiec (5)
 Lipiec (4)
 Sierpień (0)
 Wrzesień (3)
 Październik (0)
 Listopad (0)
 Grudzień (11)
Rok 2019
 Styczeń (3)
 Luty (0)
 Marzec (1)
 Kwiecień (1)
 Maj (0)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (2)
 Sierpień (8)
 Wrzesień (1)
 Październik (5)
 Listopad (3)
 Grudzień (5)
Rok 2020
 Styczeń (7)
 Luty (1)
 Marzec (1)
 Kwiecień (3)
 Maj (4)
 Czerwiec (1)
 Lipiec (3)
 Sierpień (1)
 Wrzesień (0)
 Październik (0)
 Listopad (0)
 Grudzień (3)
Rok 2021
 Styczeń (3)
 Luty (0)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
 Maj (0)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (0)
 Sierpień (0)
 Wrzesień (3)
 Październik (2)
 Listopad (0)
 Grudzień (0)
Rok 2022
 Styczeń (0)
 Luty (0)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
 Maj (0)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (0)
 Sierpień (0)
 Wrzesień (0)
 Październik (0)
 Listopad (0)
 Grudzień (0)
Rok 2023
 Styczeń (0)
 Luty (0)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
 Maj (0)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (0)
 Sierpień (0)
 Wrzesień (0)
 Październik (0)
 Listopad (0)
 Grudzień (0)
Rok 2024
 Styczeń (0)
 Luty (0)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
Archiwum nowinek naukowych
Chemia
Laserowy strzał rodem z Gwiezdnych Wojen - tak wygląda naprawdę (10-11-2014)

Kolorowe pociski laserowe zapewniają akcję w wielu filmach fantastyczno-naukowych. Jak jednak wyglądałby prawdziwy laserowy pocisk podczas lotu, gdyby tylko można było go dostrzec? Jak oświetlałby otoczenie? Odpowiedzi udziela film nagrany w Centrum Laserowym Instytutu Chemii Fizycznej Polskiej Akademii Nauk we współpracy z Wydziałem Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego.

Impuls świetlny wystrzelony z lasera o mocy 10 TW, rozpraszający się na oparach wody. Niebieska poświata to światło laserowe. Źródłem pozostałych kolorów w znacznej części jest włókno (filament) plazmy powstającej wskutek zjonizowania materii znajdującej się w powietrzu na drodze impulsu świetlnego. Laser ze wzmacniaczem parametrycznym NOPCPA zaprojektowano i zbudowano w warszawskim Centrum Laserowym Instytutu Chemii Fizycznej Polskiej Akademii Nauk i Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego. (Źródło: IChF PAN)
1. Impuls świetlny wystrzelony z lasera o mocy 10 TW, rozpraszający się na oparach wody. Niebieska poświata to światło laserowe. Źródłem pozostałych kolorów w znacznej części jest włókno (filament) plazmy powstającej wskutek zjonizowania materii znajdującej się w powietrzu na drodze impulsu świetlnego. Laser ze wzmacniaczem parametrycznym NOPCPA zaprojektowano i zbudowano w warszawskim Centrum Laserowym Instytutu Chemii Fizycznej Polskiej Akademii Nauk i Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego. (Źródło: IChF PAN)

Testy nowego, kompaktowego lasera wielkiej mocy stały się dla naukowców z Centrum Laserowego Instytutu Chemii Fizycznej Polskiej Akademii Nauk i Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego (CL IChF PAN i FUW) okazją do sfilmowania przelotu ultrakrótkiego impulsu laserowego przez powietrze. Nagranie przedstawia wędrówkę świetlnego pocisku w ekstremalnie wolnym tempie, zbliżonym do znanego miłośnikom fantastyki z ekranów kin.

"Gdyby ktokolwiek chciał sfilmować pojedynczy impuls świetlny, tak by ten poruszał się na filmie równie wolno co na naszym nagraniu, musiałby użyć kamery pracującej z szybkością miliarda klatek na sekundę", mówi dr hab. Yuriy Stepanenko, kierujący zespołem odpowiedzialnym za budowę lasera.

Kamery rejestrujące jednym ciągiem miliardy klatek na sekundę nie istnieją. Aby sfilmować propagujący się impuls laserowy, naukowcy z Centrum Laserowego IChF PAN i FUW posłużyli się znanym już wcześniej trikiem. Odpowiednio zaadaptowaną kamerę zsynchronizowano z laserem generującym impulsy laserowe z szybkością ok. 10 strzałów na sekundę. Zrobiono to w taki sposób, aby przy każdym kolejnym impulsie kamera rejestrowała obraz minimalnie opóźniony względem poprzedniego.

Laser o mocy 10 TW w impulsie, zbudowany w warszawskim Centrum Laserowym Instytutu Chemii Fizycznej Polskiej Akademii Nauk i Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego. Od lewej: Tomasz Fok, Yuriy Stepanenko i Łukasz Węgrzyński z Centrum Laserowego IChF PAN i FUW. (Źródło: IChF PAN, Grzegorz Krzyżewski)
2. Laser o mocy 10 TW w impulsie, zbudowany w warszawskim Centrum Laserowym Instytutu Chemii Fizycznej Polskiej Akademii Nauk i Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego. Od lewej: Tomasz Fok, Yuriy Stepanenko i Łukasz Węgrzyński z Centrum Laserowego IChF PAN i FUW. (Źródło: IChF PAN, Grzegorz Krzyżewski)

"Tak naprawdę w każdej klatce naszego filmu widać inny impuls laserowy", wyjaśnia dr Paweł Wnuk (CL IChF PAN i FUW) i uzupełnia: "Na szczęście fizyka wciąż pozostawała ta sama. Na nagraniu możemy więc obserwować wszystkie efekty związane z przemieszczaniem się impulsu laserowego w przestrzeni, w szczególności zmiany w oświetleniu otoczenia w zależności od położenia impulsu oraz tworzenie się rozbłysków na ścianach w chwili, gdy światło przechodzi przez rozpraszający je obłok skroplonej pary wodnej".

Impuls laserowy, trwający kilkanaście femtosekund (milionowych części miliardowej części sekundy), był generowany przez laser zbudowany w Centrum Laserowym IChF PAN i FUW. Miał tak wielką moc, że praktycznie natychmiast jonizował napotkane atomy. W rezultacie wzdłuż impulsu tworzyło się włókno plazmy - filament. Dzięki odpowiedniemu doborowi parametrów pracy lasera, umożliwiającemu zbalansowanie złożonych oddziaływań między polem elektromagnetycznym impulsu a plazmą filamentu, wiązka świetlna lasera nie rozbiegała się w powietrzu, a przeciwnie, ulegała samoogniskowaniu. Powodowało to, że impuls mógł się efektywnie przemieszczać na znacznie większe odległości niż impulsy mniejszej mocy, a przy tym zachowywał swoje pierwotne parametry.

Przekrój wiązki impulsu świetlnego z utworzonym filamentem plazmy. U góry wygląd kilku impulsów laserowych przechodzących przez obłok skroplonej pary wodnej. (Źródło: IChF PAN)
3. Przekrój wiązki impulsu świetlnego z utworzonym filamentem plazmy. U góry wygląd kilku impulsów laserowych przechodzących przez obłok skroplonej pary wodnej. (Źródło: IChF PAN)

"Warto zauważyć, że choć strzelamy laserem o świetle z zakresu bliskiej podczerwieni, to taka wiązka laserowa propagując się w powietrzu zmienia swój kolor na biały. Dzieje się tak, ponieważ oddziaływanie impulsu z plazmą generuje światło o wielu różnych długościach fal. Odbierane jednocześnie, fale te dają wrażenie bieli", dodaje dr Stepanenko.

Zdolność impulsów świetlnych z nowego lasera do penetrowania atmosfery na znaczne odległości to cecha, którą warszawscy naukowcy wykorzystali podczas demonstracji lidaru, przyrządu, który może być stosowany do zdalnych badań zanieczyszczenia atmosfery. Fakt, że impulsy podczas przelotu generują światło białe, jest w tym kontekście istotną zaletą. Światło o różnych długościach fal oddziałując z atomami i cząsteczkami w powietrzu jest w stanie dostarczyć znacznie bogatszej informacji. Oznacza to, że lidar zbudowany z użyciem nowego lasera będzie mógł wykrywać większą liczbę pierwiastków i związków chemicznych zanieczyszczających atmosferę.


Lot ultrakrótkiego impulsu laserowego. W połowie korytarza impuls przechodzi przez obłok skondensowanej pary wodnej. (Źródło: IChF PAN)

Zdjęcia i filmy balistycznego impulsu laserowego i filamentów plazmy wykonano podczas testów kompaktowego lasera wytwarzającego impulsy femtosekundowe o mocy ponad 10 terawatów, zbudowanego w Centrum Laserowym IChF PAN i FUW. Nowatorski przyrząd wykorzystuje bezpośredni przekaz energii z wiązki lasera pompującego do wiązki wzmacnianej. Dzięki efektom optyki nieliniowej światło jest wzmacniane setki milionów razy na odcinku zaledwie kilku centymetrów przy sprawności ponad 30%, wyśmienitej wśród urządzeń tej klasy. Zastosowany w laserze wieloprzejściowy optyczny wzmacniacz parametryczny NOPCPA (Noncollinear Optical Parametric Chirped Pulse Amplifier) jest własną konstrukcją, rozwijaną w Centrum Laserowym IChF PAN i FUW od 2005 roku w zespole prof. dr. hab. Czesława Radzewicza.

Badania nad nowym wzmacniaczem parametrycznym są prowadzone ze środków Narodowego Centrum Badań i Rozwoju (Projekt NR02001910).

Źródło: Instytut Chemii Fizycznej Polskiej Akademii Nauk

Historia
Nowe informacje na temat Wyspy Wielkanocnej (10-11-2014)

Polska badaczka rzuca nowe światło na autorstwo słabo znanego XVIII-wiecznego manuskryptu, opisującego Wyspę Wielkanocną kilkadziesiąt lat po jej odkryciu, jak również na zwyczaje i relacje społeczne jej mieszkańców.

Zaskakujące informacje zostały opublikowane w dwujęzycznej publikacji "Wciąż odkrywana. Wyspa Wielkanocna w nieznanym rękopisie z XVIII wieku", która ukazała się w serii "Biblioteka Iberyjska".

Dr hab. Zuzanna Jakubowska, adiunkt w Instytucie Studiów Iberyjskich i Iberoamerykańskich UW, poddała szczegółowej analizie odkryty zaledwie cztery lata temu przez Marzenę Chrobak tekst, przechowywany w Bibliotece Jagiellońskiej w Krakowie, będący elementem tzw. kolekcji berlińskiej. Zbiór ten przed II wojną światową był własnością Pruskiej Biblioteki Państwowej w Berlinie.

Dotąd tekst zatytułowany jako "Memoriał" był nieznany naukowcom zajmującym się tematyką Wyspy Wielkanocnej, czyli Rapa Nui.

"Tekst rzuca nowe światło na historię kontaktów Europy z cywilizacją polinezyjską. Ukazuje przebieg brytyjskiej eksploracji wyspy - w ramach drugiej wyprawy Jamesa Cooka dookoła świata - z perspektywy odmiennej niż inne znane dokumenty" - wyjaśnia dr hab. Jakubowska.

Na manuskrypt składa się 26 kart - ich dokładne odwzorowania, jak i transkrypcję oraz tłumaczenie na język polski i angielski, zawarto we właśnie wydanej publikacji. Sygnował go Johann Reinhold Forster, którego zadaniem w czasie wyprawy Cooka było opisywanie jej przebiegu i napotkanych kultur i przyrody. Owocem był tekst wydany po wyprawie zatytułowany "Obserwacje poczynione podczas podróży dookoła świata" (1778).

Co ciekawe, tekst "Memoriału" - nowo odkrytego dokumentu, nigdy nie został opublikowany i rozpowszechniony, co do dzisiaj pozostaje zagadką dla naukowców. Dr hab. Jakubowska podjęła się próby jej rozwiązania.

Przede wszystkim badaczka poddała w wątpliwość autorstwo manuskryptu. Zleciła wstępną analizę grafologiczną, która pozwoliła stwierdzić, że jego autorem jest raczej syn Johanna Forstera - George. Jej zdaniem, tekst spisał George Forster, ale zawarto w nim spostrzeżenia zarówno jego, jak i jego ojca.

Manuskrypt jest bardzo szczegółowy - opisuje zagadnienia pomijane przez innych podróżników - uważa badaczka. Jego styl nasuwa autorce analizy przypuszczenie, że został zredagowany wcześniej (być może tuż po wizycie na wyspie) od upublicznionych dzieł Forsterów. Niektóre sformułowania stoją w sprzeczności do tych zawartych w oficjalnej relacji z wyprawy.

Dr hab. Jakubowska zauważyła, że jest to jedyny znany dokument z XVIII wieku, który wspomina, że podróżnicy widzieli kamieniołomy, gdzie wykuwano figury na Rapa Nui, tymczasem inne teksty temu wręcz zaprzeczają.

"Autor tego rękopisu również inaczej odnosi się do usposobienia i rozrywek mieszkańców wyspy, stara się wyjaśnić obserwowaną małą liczbę kobiet na wyspie, podczas gdy w najbardziej znanych dziennikach Forstera, tego wyjaśnienia nie ma, a także przekazuje cenne komentarze na temat rolnictwa, które w świetle dzisiejszych badań wydają się szczególnie atrakcyjne" - wylicza dr hab. Jakubowska swoje spostrzeżenia.

Okazuje się, że tylko w "Memoriale" pada stwierdzenie, że w miejscach, gdzie ziemia jest uprawiana - okazuje się urodzajna, co stoi w sprzeczności do innych relacji, gdzie podkreślana jest jałowość i niegościnność wyspy.

"Wzmianka o urodzajności gleby, gdzie zakładano pola, pośrednio wskazuje na zjawisko, które badacze Wyspy Wielkanocnej na dobrą sprawę odkryli dopiero w ciągu ostatnich piętnastu lat" - pisze autorka.

W rękopisie wyrażono opinię, że populacja wyspy nie uległa dramatycznemu spadkowi w wyniku wojny - tego typu teoria została zasugerowana natomiast w innych relacjach z wyprawy i pismach innych podróżników. Ponownie - najnowsze ustalenia naukowców idą w kierunku wyrażonym w "Memoriale".

Raporty innych autorów opisują mieszkańców Rapa Nui jako osoby parające się złodziejstwem, przebiegłe i o niskiej moralności, podczas gdy tekst analizowany przez dr hab. Jakubowską może funkcjonować jako "hymn pochwalny na cześć dobroci, szczodrości i gościnności Rapanujczyków" - jak stwierdza ona w książce.

Wydawcami analizy są Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego i Instytut Studiów Iberyjskich i Iberoamerykańskich UW. Książka "Wciąż odkrywana. Wyspa Wielkanocna w nieznanym rękopisie z XVIII wieku" / "Still More to Discover. Easter Island in an Unknown Manuscript by the Forsters from the 18th Century" ukazała się w serii "Biblioteka iberyjska".

PAP - Nauka w Polsce, Szymon Zdziebłowski. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Astronomia
Izerski Park Ciemnego Nieba świętuje piąty rok działalności (09-11-2014)

Prawie 2 tys. gwiazd można zobaczyć w Izerskim Parku Ciemnego Nieba, znajdującym się w Sudetach Zachodnich. W listopadzie placówka, przybliżająca problem zanieczyszczenia światłem i zabiegająca o zachowanie ciemności nocnego nieba, świętuje piątą rocznicę powstania.

Izerski Park Ciemnego Nieba powstał 4 listopada 2009 r., jako pierwszy taki park w Europie. Ma powierzchnię prawie 75 km kw. i znajduje się w środkowej części Gór Izerskich - w Sudetach Zachodnich. Park jest wspólną polsko-czeską inicjatywą, która przybliża problem zanieczyszczenia światłem i daje możliwość obserwowania nocnego nieba pełnego gwiazd.


Fot. Grzegorz Leśniewski, polskaprzyroda.pl

Powstanie Parku umożliwiła ciekawa właściwość Gór Izerskich: mimo że leżą w środku Europy i otoczone są licznymi miejscowościami generującymi dużą ilość światła, to wewnątrz masywu górskiego jest ciemno. W dodatku obszar parku jest słabo zaludniony, a zatem jest tu niewiele sztucznego światła. To z kolei przekłada się na dobrą widoczność nocnego nieba. Można na nim zobaczyć prawie 2 tys. gwiazd, podczas gdy w centrach dużych miast ich liczba nie przekracza 500. Szacuje się, że około 50 proc. mieszkańców Unii Europejskiej żyje na obszarach, z których nie widać Drogi Mlecznej.

Tymczasem właśnie ciemność oraz przejrzystość powietrza są warunkiem koniecznym do dokonywania obserwacji astronomicznych. Wrocławscy naukowcy nawiązali więc kontakty z czeskimi astronomami i rozpoczęli szereg działań, aby zagospodarować izerską ciemność.

"Park ten nie miał służyć tylko do celów obserwacyjnych, ale przede wszystkim po to, by przybliżyć ludziom problem zanieczyszczenia światłem oraz zachęcać ich do dbałości o ciemność nocną. Gwiazdy, mgławice, komety i inne wspaniałości nieboskłonu nie są bowiem widoczne na rozjaśnionym przez nadmierne sztuczne oświetlenie miejskim niebie" - informuje Uniwersytet Wrocławski.

Wiedzę o problemie zanieczyszczenia światłem naukowcy popularyzują na kilka sposobów. Organizują Szkolne Warsztaty Astronomiczne dla uczniów, którzy chcą zgłębić tajniki Wszechświata wśród przyrody. W Parku Ciemnego Nieba organizowane są też doroczne Ogólnopolskie Spotkania Astronomiczne oraz Astronomiczne Dni, które w 2014 roku odbyły się już po raz 10. Każdy, kto chce trochę lepiej poznać Wszechświat może też przespacerować się Izerską Drogą, bo przy niej w skali 1:1 mld. rozstawione są kamienie z symbolami planet krążących wokół Słońca.

"Największą dumą istnienia Izerskiego Parku Ciemnego Nieba jest projekt WYGASZ finansowany przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego w ramach programu Ścieżki Kopernika. Dzięki niemu w dawnym budynku huty Karsthal w osadzie Orle powstała nowoczesna pracownia dydaktyczna wyposażona w teleskopy, komputery, sprzęt fotograficzny i inne urządzenia do prowadzenia obserwacji astronomicznych. Oprócz tego w ramach programu WYGASZ kilkudziesięciu nauczycieli przeszkolono w zakresie przeprowadzania obserwacji astronomicznych i pomiarów jasności nieba" - informuje Uniwersytet Wrocławski.

PAP - Nauka w Polsce

Ekologia
Rekordowa liczba kozic w Tatrach (09-11-2014)

Rekordową liczbę 1389 kozic naliczyli w Tatrach przyrodnicy podczas jesiennej akcji liczenia tych wysokogórskich zwierząt. W ubiegłym roku kozic było o 203 mniej - poinformowały w poniedziałek władze Tatrzańskiego Parku Narodowego.

Akcję liczenia kozic Tatrzański Park Narodowy przeprowadził wspólnie ze swoim słowackim odpowiednikiem w ubiegłym tygodniu. Przyrodnicy zaobserwowali 128 młodych kozic w wieku do jednego roku.


Krzysztof Dudzik, Kozica tatrzańska z młodym, zbocza Huncowskiego Szczytu, 2009, Wikimedia

Tylko po stronie polskiej gór naliczono 371 kozic w tym 48 capów, 127 kóz i 44 koźląt. Po stronie słowackiej żyje 1018 kozic, w tym 106 koźląt. Zdaniem przyrodników, na dużą liczbę kozic mogła mieć wpływ stosunkowo łagodna, mało śnieżna i umiarkowanie chłodna ubiegła zima.

Władze parku zwracają uwagę, że od 1999 roku, kiedy zanotowano najniższe w historii pogłowie kozic - tylko 241 sztuk, liczba tych zwierząt zaczęła gwałtownie wzrastać.

Licznie kozic w Tatrach organizowane jest od 1954 r., a wspólnie ze Słowakami od 1957 roku. Kozica jest symbolem zarówno polskiego, jak i słowackiego Tatrzańskiego Parku Narodowego. Licznie tych zwierząt w Tatrach odbywa się dwa razy w roku; na wiosnę i jesienią.

W Polsce, poza Tatrami, kozice żyją w Sudetach, jednak jest to gatunek alpejski sprowadzony w te góry przez Czechów na początku XX wieku. Niewielki kierdel kozic przeszedł przez granicę do Polski w latach 70. ub. wieku i zadomowił się na zboczach Śnieżnika.

Kozica jest gatunkiem chronionym. Zwierzęta te żyją w niewielkich stadach, a na ich czele stoi zawsze doświadczona samica z młodym, tzw. licówka. Samce zwane capami żyją najczęściej samotnie lub tworzą grupy kawalerskie, dołączając do stad jesienią, na czas godów. (PAP, źródło: www.naukawpolsce.pap.pl)

Różności
Wrocławski pomysł ostrzeże przed powodzią (08-11-2014)

Aktualizowane co kwadrans prognozy stanu wód w rzekach i mailowe ostrzeżenia o niektórych zagrożeniach hydrologicznych, to elementy systemu HydroProg opracowanego na Uniwersytecie Wrocławskim. Z jego eksperymentalnej wersji mogą korzystać mieszkańcy Kotliny Kłodzkiej, ale naukowcy chcą, by obejmował też inne zlewnie m.in. górnej i środkowej Odry.

"System HydroProg jest systemem wczesnego ostrzegania o zagrożeniach hydrologicznych, głównie o wezbraniach czy powodziach" - powiedział PAP dr hab. Tomasz Niedzielski, profesor nadzwyczajny Uniwersytetu Wrocławskiego i kierownik Zakładu Geoinformatyki i Kartografii tej uczelni.


Zniszczenia na terenie wsi Kasinka Mała po przejściu nocnej nawałnicy, 6 bm. Po obfitych opadach deszczu w powiatach limanowskim i myślenickim zostało podtopionych kilkadziesiąt domów. Żywioł zniszczył także drogi i mosty. (mgo) PAP/Grzegorz Momot

Na razie system został eksperymentalnie wdrożony dla zlewni górnej Nysy Kłodzkiej. Wszyscy jej mieszkańcy mogą skorzystać z interaktywnego i aktualizowanego co 15 minut serwisu mapowego: http://www.klodzko.hydroprog.uni.wroc.pl/ Tam sprawdzą, jaki będzie stan wody w danym miejscu na rzece. W przyszłości zobaczą też, w którym miejscu rzeka może wyjść z koryta w trakcie wezbrania. "Nasz system może być skomercjalizowany i służyć w dowolnym miejscu na Ziemi. W ramach realizowanego obecnie projektu chcemy rozszerzyć go na zlewnię górnej i środkowej Odry" - tłumaczy rozmówca PAP.

System opiera się na tzw. prognozie kombinowanej, którą tworzy się jako wypadkową wielu modeli hydrologicznych. Takie modele powstają na podstawie danych uzyskiwanych z posterunków hydrometeorologicznych umieszczonych w terenie. "Modele dostarczają do systemu HydroProg prognozy stanu wody na danym wodowskazie. Jeden model pokaże niedoszacowanie, inny przeszacowanie. Celem naszego systemu jest połączenie tych różnych modeli i konstrukcja jednej prognozy. System w inteligentny sposób bierze od każdego z modeli najlepsze własności" - mówi dr hab. Tomasz Niedzielski, prof. UWr.

Kierowany przez niego Zakład Geoinformatyki i Kartografii UWr posiada kilka modeli hydrologicznych. "Powinno być ich jeszcze więcej. Dlatego zapraszamy innych naukowców i kolejne grupy badawcze, które pomogą liczyć nam prognozy z użyciem innych modeli" - wyjaśnia rozmówca PAP.

W taki sposób przygotowywane są prognozy i ostrzeżenia o zagrożeniach hydrologicznych. Wszystkie są automatycznie publikowane w czasie rzeczywistym w serwisie mapowym, który jest dostępny on-line dla wszystkich internautów, a zatem również dla mieszkańców Kotliny Kłodzkiej. Dzięki temu na bieżąco widzą oni, jakie są eksperymentalne prognozy hydrologiczne dla tego miejsca.

Tomasz Niedzielski podkreśla jednak, że z punktu widzenia obywatela najważniejsze jest to, w którym miejscu woda wyleje, jeśli nastąpi jej wezbranie. System HydroProg rozszerzono więc o moduł przestrzenny, który pozwoli określić zawczasu zasięg ewentualnych podtopień czy powodzi. "Do symulacji tych zasięgów potrzebujemy informacji przestrzennych o tym, w jaki sposób wezbrania przebiegały w rzeczywistości. Dlatego elementem systemu jest też bezzałogowy statek powietrzny, który weryfikuje trafność prognozowanych zasięgów zalania" - opisuje rozmówca PAP.

Prace nad zgłoszonym do opatentowania systemem HydroProg sfinansowało Narodowe Centrum Nauki.

PAP - Nauka w Polsce, Ewelina Krajczyńska. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Zdrowie
Naukowcy pracują nad recepturami pierników z polifenolami (07-11-2014)

Pierniki mające szereg właściwości prozdrowotnych wypiekają naukowcy z Olsztyna. Ciasteczka te powstają m.in. z myślą o zdrowym stylu odżywiania dzieci i młodzieży i mają być alternatywą dla tzw. "śmieciowego jedzenia".

W olsztyńskim Instytucie Rozrodu Zwierząt i Badań Żywności PAN prozdrowotnymi właściwościami wypieków zajmuje się doktorantka, mgr Małgorzata Przygodzka. Opracowuje ona receptury pierników wzbogacanych w polifenole.

Jak wyjaśniła PAP mgr Małgorzata Przygodzka, polifenole występujące naturalnie w gryce, stanowiącej jeden z komponentów pierników, odgrywają bardzo ważną rolę. Mają one właściwości przeciwutleniające; zapobiegają chorobom serca i całego układu krwionośnego, są ważne w profilaktyce miażdżycy, spowalniają starzenie się organizmu, w tym skóry. To także związki, które przeciwdziałają tak zwanemu stresowi tlenowemu. Jest to stan zakłóconej homeostazy organizmu, w którym dominują reakcje wolnorodnikowe, wywołane nadmiarem obecności reaktywnych form tlenu (RTF) na niekorzyść procesów przeciwutleniających. Stres oksydacyjny może prowadzić do wielu chorób, w tym nowotworów.


źródło: kucharkazen.blox.pl

Naturalne polifenole występujące w mące gryczanej użytej do wyrobu pierników, olsztyńscy naukowcy chcą jeszcze dodatkowo wzbogacić o polifenole pozyskane z innych naturalnych źródeł. Doktorantka pracuje też nad piernikami z dodatkiem przypraw zapewniających im prozdrowotne właściwości. Ciastka z takimi przyprawami będą miały ponadto lepsze walory smakowe i zapachowe.

Pierniki z polifenolami mają zastąpić suplementy diety, stać się jednym z jej składników.

"Chodzi o to, by zamiast łatwo dostępnych dziś suplementów diety i licznych produktów farmaceutycznych dostępnych bez recepty, w których występują syntetyczne polifenole, młodzi ludzie sięgnęli po pierniki wzbogacane w polifenole pochodzące z naturalnych źródeł. Docelowo zmierzamy, aby 50 gramowe opakowanie pierników zastąpiło dostępne dziś na rynku preparaty farmaceutyczne"- podkreśliła mgr Małgorzata Przygodzka.

Opracowywane receptury pierników są poniekąd odpowiedzią na zakaz tzw. "śmieciowej żywności", który ma wejść w życie w polskich szkołach we wrześniu 2015. "Chcemy zaproponować młodym ludziom, by zamiast czipsów, batonów czy paluszków kupowanych w sklepikach szkolnych czy automatach sięgnęli po te prozdrowotne ciastka. Zaproponowane przez nas produkty zaliczane są do grupy żywności funkcjonalnej" - wyjaśniła Małgorzata Przygodzka.

Naukowcy nie zdradzają receptur ani nazw przypraw, ponieważ po opracowaniu przepisów chcą je opatentować. Nawiązali już współpracę z piekarnią, by wymyślony przez nich prozdrowotny produkt mógł trafić do konsumentów.

Małgorzata Przygodzka mówi, że opracowywanie receptur takich produktów to przyjemna praca.

"Dysponujemy w Instytucie piecem do wypieku produktów, podobnym do tego, jakiego używają piekarnie. W upieczonych piernikach badamy poziom związków polifenolowych oraz nowo powstałe związki odpowiedzialne za kreowanie walorów sensorycznych. W naszym laboratorium sensorycznym sprawdzamy, czy produkt jest po prostu smaczny i będzie akceptowalny przez konsumentów, gdyż gryka nadaje produktom specyficzny, lekko goryczkowy posmak. Dlatego pracuję nad taką recepturę pierników, która będzie najlepiej odpowiadała konsumentom" - podkreśliła mgr Małgorzata Przygodzka. (PAP, Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl)

Archeologia
Archeolodzy przebadali monumentalny kurhan wielkopolski wzniesiony 2 tys. lat temu (06-11-2014)

Kilkunastometrowej średnicy kopiec, wzniesiony prawie 2 tysiące lat temu, przebadali wykopaliskowo w Grudnej (woj. wielkopolskie) archeolodzy z Instytutu Prahistorii Uniwersytetu im. A. Mickiewicza w Poznaniu. Wewnątrz odkryli bogaty pochówek.

"Z uwagi na wielkość konstrukcji prace trwały blisko dwa miesiące - wyjaśnił PAP Igor Kołoszuk, kierownik wykopalisk. - Żeby przebadać całą konstrukcję, usunęliśmy kilkadziesiąt ton ziemi i kamieni. Męczące i czasochłonne wykopaliska jednak się opłaciły".


Fot. I. Kołoszuk

Kurhan skonstruowano według złożonego pomysłu. "Nie jest to bezładnie usypana kupa kamieni nakryta górą piasku" - stwierdził Kołoszuk.

Teren pod konstrukcję zapewne uprzednio przygotowano. Zdaniem badaczy być może odprawiono niezbędne rytuały dotyczące oczyszczenia miejsca, bo na poziomie gruntu archeolodzy odkryli warstwę spalenizny. Nie było w niej fragmentów przepalonych kości ani innych śladów, które mogłyby wskazywać, że jest ona pozostałością stosu pogrzebowego. Właśnie w tą warstwę wkopano pochówek. W niewielkiej jamie naukowcy odkryli spopielone szczątki zmarłego. Wśród nich znajdowało się duża ilość fragmentów ozdób wykonanych z brązu, żelaza oraz sporadycznie srebra i złota. Naliczono ich ponad 320.


Fot. I. Kołoszuk

Ponad grobem starożytni budowniczowie utworzyli konstrukcję z kamieni polnych - najpierw dwa pierścienie z większych głazów. Średnica większego z nich wynosiła ponad 10 metrów, a wewnętrznego, owalnego dochodziła do 3,5 m. Powierzchnię pierścienia wewnętrznego wybrukowano mniejszymi kamieniami, a przestrzeń między oboma pierścieniami wypełniono kamieniami tworząc wał o wysokości 1,5 m. W ten sposób powstał rodzaj "kamiennego gniazda" z owalnym placem po środku. W dalszym etapie całość konstrukcji przysypano piaskiem. Tak powstały nasyp jeszcze wybrukowano niewielkimi otoczakami.

"Zarówno sposób konstrukcji kurhanu, jak i bogactwo pochówku świadczą o znacznym statusie społecznym pochowanej tu osoby. Przebadany przez nas obiekt był najbardziej okazałym na całym cmentarzysku i jedynym niewyrabowanym" - uważa Kołoszuk.

Gdy poznańscy archeolodzy rozpoczęli wykopaliska w Grudnej dwa lata temu, tuż obok kurhanu i jego nasypu odkryli grobowiec, w którym znaleźli, między innymi importowane, luksusowe naczynie ze stemplem rzymskiego wykonawcy "P.CIPI.POLIBI" oraz fragmenty również importowanych tkanin. Jednak w jego wnętrzu nie było szczątków ludzkich. Ponieważ znalezione ślady sugerowały badaczom, że szkielet wyciągnięto z grobu, jednak wykluczono rabunek, po tegorocznych badaniach zaproponowali niezwykłą hipotezę.


Fot. I. Kołoszuk

"Przypuszczamy, że mogliśmy odkryć ślady specyficznego rytuału pogrzebowego sprzed 2 tysięcy lat. Być może w pustym grobie odkrytym w roku 2012 i w grobie ciałopalnym odkrytym w tym roku spoczywały szczątki tej samej osoby. Oba znajdował się bardzo blisko siebie. Być może ciało osoby pochowanej w grobie szkieletowym, spędziło tam pewien czas, a następnie zostało ekshumowane i pochowane ponownie, tym razem w obrządku ciałopalnym" - domniemywa Kołoszuk.

Taka rekonstrukcja rytuału pogrzebowego jest prawdopodobna, lecz trudna do udowodnienia. Archeolodzy znają co prawda podobne przykłady ekshumacji z tych samych czasów, czyli z okresu wpływu rzymskich. Jednak udowodnienie, że w obu grobach spoczywały zwłoki tej samej osoby nie jest możliwe.

W najbliższych latach archeolodzy wspólnie z lokalnym nadleśnictwem Lipki zamierzają przystosować teren pradziejowego cmentarzyska dla zwiedzających. Planowane jest zrekonstruowanie największego kurhanu, wytyczenie ścieżki edukacyjnej i instalacja tablic informacyjnych. Zabytki pozyskane podczas badań będzie można obejrzeć w Muzeum Ziemi Złotowskiej.

Starożytne cmentarzysko, na które składa się 10 kurhanów, odkryto w Grudnej zaledwie 3 lata temu. Niestety, wielokrotnie w przeszłości padało już łupem rabusiów. Niemal wszystkie nasypy noszą ślady licznych wkopów rabunkowych. Niektóre nasypy są zniszczone doszczętnie. Archeolodzy zdecydowali się przebadać największy z nich. Szczęśliwie, okazał się nieobrabowany.

Badania sfinansował Instytut Prahistorii UAM w Poznaniu i Wielkopolski Wojewódzki Konserwator Zabytków. Wykopaliska odbyły się w sierpniu i wrześniu 2014 r.

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Wydarzenia
Studenci UW najlepsi w międzynarodowym prawniczym konkursie (05-11-2014)

Drużyna studentów z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego zwyciężyła w międzynarodowym konkursie prawniczym, w którym co roku bierze udział kilkadziesiąt drużyn z całego świata. To pierwsza wygrana drużyny z kraju nieanglojęzycznego w historii konkursu.

Drużyny startujące w międzynarodowych zawodach Foreign Direct Investment International Arbitration Moot wcieliły się w rolę zespołu, który w fikcyjnym sporze inwestycyjnym przed międzynarodowym trybunałem arbitrażowym reprezentuje powoda-inwestora oraz pozwane państwo. Tegoroczny konkurs odbył się w dniach 24-26 października na Pepperdine University w Kalifornii.

"Półroczne przygotowania studentów UW sprawiły, że po serii ośmiu wyrównanych i wymagających pojedynków zdobyli nagrodę Skadden Arps Trophy 2014" - informuje na swojej stronie internetowej Uniwersytet Warszawski. W zwycięskiej drużynie znaleźli się: Dominika Jędrzejczyk, Aleksandra Orzeł, Katarzyna Lubianiec, Marek Szolc i Wojciech Rzepiński.

Na drugim miejscu znalazł się New York University. Miejsce trzecie zajęły ex aequo Uniwersytet Jagielloński i Uniwersytet Ateński.

Zespół z Uniwersytetu Warszawskiego zajął też drugie miejsce w łącznej klasyfikacji za pisma procesowe oraz wystąpienia ustne. W tej kategorii na pierwszym miejscu uplasowała się amerykańska szkoła prawnicza Harvard Law School. Uniwersytet Jagielloński zajął zaś ósmą lokatę, 33. miejsce - drużyna z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, a 37. - studenci Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Warszawska drużyna zdobyła też drugą nagrodę za najlepsze pismo procesowe powoda. W tej dyscyplinie pokonał ją Uniwersytet Ottawy. Trzecie miejsce zajęła zaś Harvard Law School. Tytuł najlepszego mówcy zdobyła również studentka Uniwersytetu Warszawskiego Dominika Jędrzejczyk.

Na pierwszym, pisemnym, etapie zespoły przygotowywały pisma procesowe dla obu stron sporu. Etap ustny był symulacją rozprawy przed trybunałem arbitrażowym. Rolę arbitrów pełnili uznani praktycy i profesorowie prestiżowych uczelni z całego świata.

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Medycyna
Pestki winogron mogą wspomóc walkę z nowotworami (04-11-2014)

Zazwyczaj pogardzane przez nas pestki winogron, skórka, a także ich liście, mogą okazać się skuteczną pomocą w walce z nowotworami. Ponieważ obfitują w związki o działaniu antynowotworowym, naukowcy chcą je wykorzystać w suplementach diety czy lekach. Najlepiej sięgać po te z ciemną skórką, bo mają najwięcej prozdrowotnych związków.

Spośród spożywanych przez nas produktów, najsilniejsze działanie antynowotworowe wykazują warzywa liściaste, a szczególnie kapustne. Swoje właściwości zawdzięczają zawartym w nich tzw. fitozwiązkom. "Od dawna wiadomo, że związki te działają w naszym organizmie jako antyoksydanty, których mechanizm polega na blokowaniu wolnych rodników i w ten sposób obniżaniu ryzyka powstawania zmian nowotworowych" - wyjaśnił PAP prof. Stanisław Weidner z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego.


Wikipedia

Dlaczego natura wyposażyła rośliny w tak niezwykle skuteczne substancje przeciwrakowe? "Rośliny musiały wykształcić w toku ewolucji wyspecjalizowane systemy obronne, czyli zgromadzić dużą ilość związków chemicznych, które pozwoliłyby im przetrwać w nieprzyjaznym środowisku, gdyż nie mogą uciec przed napastnikami. Prowadzona przez rośliny +wojna chemiczna+ stała się możliwa dzięki zwiększonej w ich tkankach zawartości związków o silnym działaniu owadobójczym, grzybobójczym lub bakteriobójczym, umożliwiającym walkę z agresorami" - tłumaczy naukowiec.

Antyrakowe fitozwiązki to bardzo zróżnicowana ilościowo i jakościowo grupa kilkudziesięciu tysięcy związków chemicznych, odpowiedzialnych m.in. za smak, kolor oraz zapach owoców i warzyw. Niektóre z nich są na tyle skuteczne, że mogą być wykorzystywane bezpośrednio w terapii zaawansowanych nowotworów. Inne służą jako punkt wyjścia do produkcji substancji jeszcze skuteczniejszych w leczeniu.

Bardzo ważną grupę fitozwiązków stanowią polifenole. Dotychczas zidentyfikowano ponad 10 tys. tego typu związków, ale ich rola ochronna w roślinach nie została do końca poznana. Od ich ilości i jakości zależą właściwości pokarmów roślinnych oraz ich działanie profilaktyczne i lecznicze. Badania pokazują, że w żywieniu współczesnego człowieka są jednak równie ważne co witaminy.

Naukowcy z Wydziału Biologii i Biotechnologii UWM w Olsztynie badają możliwość wykorzystania pochodzących z roślin związków fenolowych jako komercyjnego źródła antyoksydantów. Można byłoby je wykorzystywać jako suplementy diety albo w postaci leków. Olsztyńscy naukowcy skupili się na badaniu winorośli: jej pestek, skórek owoców, liści i korzeni.

"Jest to roślina bardzo szlachetna. Z naszych badań wynika, że liście winorośli, a także ich korzenie, są bardzo bogate w związki fenolowe" - powiedziała PAP Angelika Król z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Najwięcej związków fenolowych jest w korzeniach winorośli, ale za to najcenniejsze kwasy fenolowe znajdują się w liściach. Im ciemniejsza skórka winogron, tym więcej związków fenolowych zawiera. "Będziemy starali się nawiązać współpracę z instytutami medycznymi nad komercyjnym wykorzystaniem pozyskiwanych przez nas związków fenolowych izolowanych z winorośli" - zapowiada Angelika Król.

PAP - Nauka w Polsce, Ewelina Krajczyńska. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Ludzie nauki
Włoszka Fabiola Gianotti - pierwsza kobieta na stanowisku dyrektora generalnego CERN (04-11-2014)

W dniu dzisiejszym, na 173-ej zamkniętej sesji, Rada CERN wybrała kolejnego dyrektora generalnego Organizacji. Została nim Włoszka, dr Fabiola Gianotti. Wybór zostanie formalnie zatwierdzony podczas grudniowej sesji Rady. Nowa dyrektor pokieruje Organizacją przez kolejnych pięć lat począwszy od 1 stycznia 2016.

"Wszyscy trzej kandydaci, wyłonieni przez specjalnie powołaną w tym celu komisję, zrobili na nas duże wrażenie," powiedziała Przewodnicząca Rady CERN, Agnieszka Zalewska, "ale przedstawiona przez dr Gianotti wizja CERN jako światowego laboratorium akceleratorowego w połączeniu z jej dogłębną znajomością laboratorium CERN i eksperymentalnej fizyki cząstek przesądziły o wyborze. Chcę gorąco podziękować wszystkim kandydatom za to jak niełatwą decyzję mieliśmy do podjęcia, a komisji za jej niestrudzoną pracę w ostatnich miesiącach."

"Fabiola Gianotti to doskonały wybór na mojego następcę," powiedział obecny dyrektor generalny CERN, Rolf Heuer. "Wieloletnia współpraca z Nią była dla mnie prawdziwą przyjemnością. Z tym większą przyjemnością oczekuję na wspólną prace w przejściowym roku 2015 wiedząc, że oddaję CERN w doskonałe ręce."

"Wybór na stanowisko dyrektora generalnego CERN, w ślad za moimi 15 wybitnymi poprzednikami, to dla mnie wielki zaszczyt i odpowiedzialność," powiedziała dr Gianotti. "CERN jest ośrodkiem naukowej doskonałości, powodem do dumy i inspiracją dla fizyków z całego świata. CERN jest także kolebką licznych technologii i innowacyjności, źródłem wiedzy i edukacji oraz niegasnącym przykładem pokojowej współpracy naukowej. To kombinacja tych czterech atutów czyni CERN wyjątkowym, miejscem kształtującym lepszych naukowców i lepszych ludzi. Chcę poświęcić całą moją energię dla utrzymania doskonałości CERN we wszystkich jego przejawach, licząc na pomoc wszystkich, od Rady CERN poczynając, poprzez personel CERN, na użytkownikach CERN z całego świata skończywszy."

Dr Gianotti kierowała eksperymentem ATLAS od marca 2009 do lutego 2013, a więc w okresie kiedy eksperymenty ATLAS i CMS pracujące na LHC ogłosiły długo oczekiwane odkrycie bozonu Higgsa. To ostatnie zaowocowało przyznaniem Nagrody Nobla François Englertowi i Peterowi Higgs w 2013 r.

Jest członkiem licznych komitetów międzynarodowych i laureatką wielu prestiżowych nagród. Fabiola Gianotti będzie pierwszą kobietą w historii piastującą stanowisko dyrektora generalnego CERN.

Krakowska grupa eksperymentu ATLAS z radością i dumą przyjęła wybór na nowego dyrektora CERN swojej wieloletniej koleżanki, współpracownika, a w końcu lidera eksperymentu.

CERN, tłumaczenie: Pawel Bruckman de Renstrom (IFJ PAN, EPPCN)

Archeologia
Skarb Grodów Czerwieńskich - "Atlantydy Europy Środkowej" (03-11-2014)

"Czerwień - gród między Wschodem a Zachodem" to tytuł nowej wystawy czasowej w Muzeum im. Jacka Malczewskiego w Radomiu, poświęconej bogatym znaleziskom w jednej z osad tzw. Grodów Czerwieńskich.

Na ekspozycji można poznać efekt wykopalisk archeologicznych, które naukowcy z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie prowadzili w Czermnie (woj. lubelskie). Prezentowana jest drogocenna biżuteria z XIII wieku wykonana przez rusko-bizantyńskich jubilerów.


Fot. K. Wasilczyk

Spektakularne odkrycie może być dowodem na to, że miejscowość stanowiła stolicę od lat poszukiwanych przez znawców średniowiecza Grodów Czerwieńskich.

"Zespół grodowo-osadniczy w Czermnie budził zainteresowanie badaczy co najmniej od początku XIX stulecia. Zwykle pojawiał się w literaturze przy okazji dyskusji nad lokalizacją grodu Czerwień i tzw. Grodów Czerwieńskich. Kwestia ta nie została do końca wyjaśniona, a poszukiwany gród stanowi swoistą Atlantydę Europy Środkowej" - wyjaśniają współtwórcy wystawy Marcin Piotrowski i Marcin Wołoszyn.


Fot. K. Wasilczyk

Archeolodzy odkryli kilkadziesiąt kosztowności w dwóch miejscach oddalonych o kilkadziesiąt metrów. Pierwszy spoczywał w garnku, a drugi bezpośrednio w ziemi, co, zdaniem archeologów, może oznaczać, że w chwili złożenia był zawinięty w materiał organiczny. Wśród klejnotów są bransolety, pierścienie, zausznice i naramienniki. Przedmioty zakopano prawdopodobnie w związku z najazdem Mongołów w 1240 roku.


Fot. P. Rogólski

Znalezisko w postaci skarbu w Czermnie dokonane przez prof. Andrzeja Kokowskiego, Marcina Piotrowskiego i Artura Troncika zwyciężyło w kategorii "Naukowe odkrycie roku" w konkursie Travelery 2011, organizowanym przez "National Geographic". Teraz można przyjrzeć się kosztownościom w radomskim muzeum do końca grudnia br.

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Czyt. też: Bizantyjsko-słowiańskie dzieje Polski: o czym milczą łacińskie kroniki

Różności
Polacy z prestiżowych brytyjskich uczelni: w Polsce mamy ważną rolę do odegrania (02-11-2014)

Większość polskich studentów prestiżowych brytyjskich uczelni - np. Cambridge czy Oksfordu - poważnie rozważa, że wróci kiedyś do Polski - uważa szef Federacji Polskich Stowarzyszeń Studenckich w Wielkiej Brytanii. "Mamy świadomość ważnej roli do odegrania w Polsce" - mówi.

Jak przyznaje Krzysztof Bar, który doktorat z informatyki kwantowej robi na Uniwersytecie Oksfordzkim, temat powrotów do kraju jest dla studenckiej Polonii ważną kwestią. "Myśl, żeby wrócić do Polski, a przynajmniej rozważać taką możliwość jest w nas bardzo silna" - mówi Krzysztof Bar i szacuje, że wśród jego polskich znajomych z brytyjskich uczelni powrót do ojczyzny rozważa średnio 9 na 10 osób.

Podobne spostrzeżenia ma wiceprezydent Stowarzyszenia Polaków na Uniwersytecie Oksfordzkim, Krzysztof Pałucki, który studiuje na tej uczelni nauki inżynieryjne. Większość Polaków z jego otoczenia również w krótszym lub dłuższym okresie chce pracować w Polsce. "Część osób po studiach, doktoratach, chce jeszcze w Wielkiej Brytanii pomieszkać, ale potem osoby te zamierzają wrócić do domu. Mówią, że Polska jest ich domem" - przyznaje Pałucki.

"Nie mamy niestety statystycznych danych, jaka część osób wraca do Polski" - przyznaje prezydentka Stowarzyszenia Polaków na Uniwersytecie Cambridge, Aleksandra Pędraszewska, studiująca tam land economy. Wyjaśnia jednak, że zauważa taką tendencję zwłaszcza wśród tych, którzy zajmują się np. ekonomią, bankowością czy consultingiem strategicznym. "Te osoby wracają do kraju częściej niż naukowcy, którzy moim zdaniem mają mniejsze możliwości kariery w Polsce" - stwierdza. Sama przyznaje, że możliwości jej rozwoju zawodowego są bardzo szerokie i jej powrót do kraju jest bardzo możliwą opcją.

Swoich przyszłych decyzji nie jest pewien Maciej Halbryt, który robi licencjat w London School of Economics. "Nie mam zielonego pojęcia, gdzie będę mieszkał po studiach. Ale chcę zachować więź z Polską. To tam jest moja ojczyzna, tam wracam do domu. Ale czy fizycznie będę tam mieszkał? Nie wiem" - mówi. Przyznaje, że chce być przedsiębiorcą, a w jego zawodzie niekoniecznie będzie miało znaczenie miejsce, w jakim pracuje i mieszka. "Działalność prowadzi się teraz w dużej mierze przez internet, a na spotkania można z różnych miejsc w parę godzin dolecieć" - przyznaje. Jak ocenia, do Polski nie wraca duża część studentów, którzy studiują w Londynie.

Tego, że po studiach wróci do Polski jest za to pewien Krzysztof Pałucki, wiceprezydent stowarzyszenia Polaków na Oksfordzie. Przyznaje, że przeszkodę stanowią dla niego spore różnice kulturowe między Polską a Zjednoczonym Królestwem. "To nie tylko tęsknota za krajem, ale i za stylem bycia Polaków. Mam wrażenie, że Polacy są bardziej otwarci, szczerzy" - powiedział.

O powrocie do Polski myśli także Krzysztof Bar. Z Wielkiej Brytanii chciałby jednak wyjechać dopiero jakiś czas po doktoracie. Z podobnego założenia wychodzi Piotr Oleśkiewicz, student fizyki na Oksfordzie. "Ale te plany mogą się zmienić. Ludzie nie wracają do Polski, bo zdarza się coś, co ich do pozostania za granicą zmusi - może sprawy osobiste, a może zawodowe... One czasami przeważają nad patriotycznym myśleniem, że fajnie wrócić do Polski, do rodziny, do tego, co tam zostawiliśmy" - mówi.

"Obecna jest w nas jednak świadomość ważnej roli, jaką mamy do odegrania, kiedy wrócimy do Polski" - zwraca uwagę szef Federacji Polskich Stowarzyszeń Studenckich w Wielkiej Brytanii. Dodaje, że jego pokolenie - osób urodzonych po 1989 r. roku - jest pierwszym, które nie pamięta już poprzedniego systemu i ma łatwy dostęp do uzyskania wykształcenia za granicą. "Mamy wielki przywilej - jeśli wrócimy do Polski, możemy kreować rzeczywistość w taki sposób, w jaki byśmy chcieli" - uważa.

Bo jego zdaniem powrót do Polski przestaje być poświęceniem dla osób studiujących na prestiżowych zagranicznych uczelniach. "Nie jest tak, że w imię wyższego dobra rezygnujemy z własnego szczęścia i wracamy do Polski" - zaznacza, choć podkreśla, że dobro Polski również jest dla nich ważne. Przed młodymi badaczami wracającymi do kraju otwierają się jednak - według rozmówcy PAP - nowe perspektywy, zwłaszcza, jeśli będą chcieli podjąć pracę w przemyśle.

"Widzimy, że sytuacja w firmach sektora zagranicznego jest dobra i powrót do kraju będzie raczej krokiem w przód, a nie w tył" - mówi. Dodaje, że w Polsce jest możliwość pracy w biznesie, który będzie się rozwijał. "Jest więc więcej możliwości, żeby czegoś się nauczyć na początku kariery. Bo nie ukrywajmy, że ścieżka awansu kogoś wracającego z prestiżowej zagranicznej uczelni może być łatwiejsza" - przyznaje.

Krzysztof Bar zaznacza jednak, że również ci, którzy nie wrócą do Polski mogą pomagać w rozwoju kraju. Wyjaśnia, że absolwenci prestiżowych uczelni dzięki swoim kompetencjom i profesjonalizmowi promować mogą w brytyjskich korporacjach czy uczelniach pozytywny wizerunek Polaka. "Być może dzięki temu poprawi się kiedyś stosunek jakiegoś inwestora do Polski i zdecyduje się na inwestycję w Polsce..." - zastanawia się Bar. Przyznaje, że niebagatelną rolę dla Polski mają też szansę odegrać ci, którzy trafią na stanowiska kierownicze i będą samodzielnie kształtować politykę korporacji.

"Inną sprawą jest to, że ludzie oceniają swój indywidualny poziom szczęśliwości porównując się do innych osób" - mówi. Wyjaśnia, że jeśli np. absolwent prestiżowej brytyjskiej uczelni podejmie pracę w Londynie, będzie jedną z wielu tysięcy czy nawet dziesiątek tysięcy osób, które zarabiają podobnie, w podobnych przedsiębiorstwach "Traci się wtedy poczucie wyjątkowości, indywidualizmu. A powrót do Polski powoduje, że jeśli podejmie się pracę w przedsiębiorstwach, gdzie ścieżka kariery jest otwarta, liczba osób, które zarabiają podobnie jest mniejsza, poziom szczęśliwości może być większy" - zaznacza.

PAP - Nauka w Polsce, Ludwika Tomala. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Medycyna
Wojskowi opracowali nowoczesne opatrunki, będą produkowane w Polsce (02-11-2014)

Lekarze z Wojskowego Instytutu Medycznego uniezależniają polską służbę zdrowia od zagranicznych dostaw najnowocześniejszych opatrunków, opracowali własne - wśród nich m.in. oryginalny opatrunek srebrowy będący syntetycznym substytutem skóry.

"Możliwość produkowania takich opatrunków jest niezwykle istotna ze względów strategicznych. W czasie konfliktów zbrojnych, masowych zdarzeń, ataków terrorystycznych, musimy być przygotowani na to, że nie będzie prądu, możliwości wykonania przeszczepów, transportu, pozyskiwania materiałów" - podkreśla kierownik Oddziału Klinicznego Chirurgii Plastycznej, Rekonstrukcyjnej i Leczenia Oparzeń WIM dr Wojciech Witkowski.

Opatrunek opracowany w WiM umożliwia czasowe opatrywanie ran i ubytków. Obecnie materiały ratunkowe tego typu muszą być sprowadzane z zagranicy m.in. Stanów Zjednoczonych i Izraela.

Stworzone w WiM opatrunki, jak podkreślił w rozmowie z PAP dr Witkowski, znajdują zastosowanie nie tylko w armii, ale także w środowisku cywilnym, zarówno w czasie kryzysu jak i pokoju.

"Przykładowo, na oparzenia fosforem białym narażeni są nie tylko żołnierze na misjach zagranicznych, ale także zwykli ludzie. Jest on bowiem dość powszechnie stosowany choćby w zapałkach, fajerwerkach czy nawozach sztucznych" - wskazał dr Witkowski

Opatrunek srebrowy uzyskał rejestrację i przez pewien czas był produkowany. Zezwolenie zostało jednak cofnięte, w związku z wymaganiami narzuconymi przez przepisy unijne w zakresie dodatkowych badań.

"Prace naukowo - badawcze wymagają środków, zwykle niemałych. W części dostarcza je państwo ale musimy też pozyskiwać je sami. Poszukiwaliśmy pieniędzy na dodatkowe badania i w końcu udało się je znaleźć więc opatrunek za jakiś czas trafi ponownie do produkcji" - podkreśla dr Witkowski.

Wśród zalet krajowego opatrunku srebrowego wymienia on m.in. doskonałą jakość i wysoką skuteczność, konkurencyjną cenę, możliwość krajowej praktycznie nieograniczonej produkcji i nieskomplikowane wymagania w zakresie przechowywania.

"Opatrunek srebrowy jest dedykowany nie na osobiste wyposażenia żołnierza, ale na wyższy szczebel np. dla brygadowych punktów opatrunkowych, czyli np. sal opatrunkowych na pojazdach" - wskazał Witkowski.

Zaznaczył jednocześnie, że wśród osiągnięć lekarzy z WIM jest także skonstruowanie dla żołnierzy zaawansowanego osobistego bojowego opatrunku, który może być skutecznie stosowany z opatrunkami przeciwkrwotocznymi.

WiM - jak podkreśla kierownik Oddziału Klinicznego Chirurgii Plastycznej, Rekonstrukcyjnej i Leczenia Oparzeń tego Instytutu - tworząc nowe opatrunki współpracuje z wieloma podmiotami m.in. Wydziałem Chemii Uniwersytetu Warszawskiego, Wojskową Akademią Techniczną, firmami włókienniczymi i innymi ośrodkami klinicznymi.

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Wydarzenia
Polscy studenci geofizyki najlepsi na świecie (02-11-2014)

Paulina Kotlarek z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza (UAM) w Poznaniu i Bartosz Gierlach z Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie (AGH) zwyciężyli w finałach SEG Challange Bowl - największego na świecie konkursu wiedzy dla studentów geofizyki.

W organizowanym przez Society of Exploration Geophysicists konkursie rywalizują drużyny z ponad dwustu uczelni na całym świecie m.in. z czołowych uniwersytetów z USA, Chin, Kanady, Rosji, Brazylii, Francji, Niemiec, Kolumbii czy Włoch. Biorą w nim udział dwuosobowe zespoły studentów geofizyki.


Źródło: AGH

W konkursie w Denver (USA) polska para okazała się bezkonkurencyjna w półfinale, do ostatniego etapu dostając się z najwyższą notą. Wyrównany poziom finału spowodował, że emocje trwały do samego końca. Przed ostatnim pytaniem polski zespół przegrywał o 8 punktów. Jednak to właśnie drużyna UAM i AGH jako pierwsza zgłosiła się do odpowiedzi na ostatnie pytanie i otrzymała za nią 10 punktów, wyprzedzając drużynę z Kolumbii. Tym samym tytuł najlepszych studentów geofizyki na świecie w 2014 roku trafił do Polski.

Dla Bartosza Gierlacha to kolejny międzynarodowy sukces. Jako licealista trzykrotnie reprezentował Polskę na międzynarodowych olimpiadach geograficznych. W 2010 roku został złotym medalistą światowych zawodów, które odbywały się na Tajwanie. Koło Naukowe Geofizyków AGH Geofon, które reprezentuje, znajduje się także w gronie nominowanych do prestiżowego tytułu najlepszego geofizycznego koła naukowego na świecie. Geofon otrzymał taki tytuł w roku 2012, rok temu zajął trzecie miejsce.

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Psychologia
W wojsku jest mniej samobójców niż w cywilu, ale wciąż za dużo (29-10-2014)

To mit, że żołnierze częściej popełniają samobójstwo niż cywile. Wciąż jednak zbyt wielu wojskowych ginie z własnej ręki. Wybierają "pewne" sposoby, minimalizujące szanse niepowodzenia - mówi PAP psychiatra prof. Antoni Florkowski.

Kilkunastu żołnierzy zawodowych popełnia samobójstwo każdego roku. W porównaniu do mężczyzn w tej samej grupie wiekowej w cywilu odsetek samobójców w armii jest niższy. Jak mówi PAP prof. Florkowski z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, który przeanalizował samobójstwa żołnierzy zawodowych w latach 1978-2010, statystyki przez ostatnie lata poprawiły się.

W 1978 r. współczynnik samobójstw (liczba ofiar na sto tysięcy osób w ciągu roku) wynosił 25. W rekordowo dobrym roku 1998 - 5,9. Od tamtej pory praktycznie nie przekracza 20. Na początku lat 90. do jednostek trafili doradcy dowódców ds. psychoprofilaktyki. "To są psycholodzy zatrudnieni w jednostkach. Jest ich ok. 200. Żołnierz może zwracać się do nich bezpośrednio. Oni gwarantują anonimowość i jeżeli widzą że jest zagrożenie, doprowadzają do wizyty u psychiatry. Poza tym odbywają się szkolenia, mówi się o tym w szkołach oficerskich" - tłumaczy psychiatra.

Jego zdaniem powszechne przekonanie o tym, że w wojsku jest szczególnie dużo samobójstw, wynika z nagłaśniania śmierci żołnierzy przez media. Tymczasem samobójstw w wojsku jest mniej z prostego powodu - do służby przyjmowani są ludzie po badaniach psychologicznych, których wyniki stanowią kryterium selekcji.

"O ile w całej populacji ponad 80 proc. samobójstw jest spowodowanych zaburzeniami psychicznymi, głównie depresją, o tyle w wojsku - 10 proc." - tłumaczy Florkowski.

Powodami, które według wojskowych prokuratorów stały najczęściej za samobójstwami żołnierzy były zawody miłosne (lub kłopoty w związkach) oraz trudności w pełnieniu służby. Fachowym językiem prof. Florkowski określa te przyczyny jako zaburzenia adaptacyjne.

"Konflikty w związkach wynikają ze specyfiki służby. Para coś planuje, a tu nagle trzeba wyjechać, pełnić służbę, stawić się na poligon. Żołnierz musi być szczególnie dyspozycyjny i siłą rzeczy mniej czasu poświęca partnerce lub rodzinie. Nie wszyscy potrafią się do takiej sytuacji przystosować" - tłumaczy. Sama służba też stanowi wyzwanie, zwłaszcza wtedy, kiedy młody podoficer szybko awansuje, zwiększa się zakres jego obowiązków i odpowiedzialności. Nie należy do tradycji, aby żołnierz skarżył się, że sobie nie radzi, więc ze wszystkimi kłopotami z reguły zmaga się sam.

"Często lekceważy się problemy osobiste. A do wojska, mimo selekcji, trafiają jednostki bardziej wrażliwe, które nagle znajdują się w sytuacji permanentnego stresu. W domu żona się denerwuje, że męża ciągle nie ma, bo jest w jednostce. A w jednostce dowódcy cisną, że jego podwładni nie mają dość dobrych wyników i nie wykonują należycie zadań. Problemy się nawarstwiają i w końcu żołnierz nie potrafi sobie poradzić" - mówi psychiatra.

Jak wyjaśnia na podstawie swoich obserwacji samobójców, osobie planującej się zabić powinien pomóc ktoś z zewnątrz. "Człowiek w tzw. zespole przedsamobójczym traci zdolność poszukiwania pomocy. On nie widzi na boki, nie dostrzega innych rozwiązań. Jedyna możliwość dla niego to odebranie sobie życia. On nie chce umierać, ale nie jest w stanie przeżyć w sytuacji, w której się znalazł. Sam akt samobójstwa jest impulsem, a impuls trwa kilka, kilkanaście sekund. Gdyby w tym momencie lub wcześniej dostał jakieś wsparcie, to można by było tego uniknąć" - tłumaczy prof. Florkowski.

Nie inaczej jest w przypadku depresji. Spośród tych 10 proc. ofiar samobójstw, które doświadczały zaburzeń psychicznych, część można by uratować, gdyby otrzymały pomoc lekarską. Tu jednak również działa wstyd przed przyznaniem się do słabości i obawa, że choroba przekreśli życiowe plany. "Jeśli żołnierz zawodowy zgłosi się do psychiatry, a jego przełożony dowie się o tym, to karierę ma już utrudnioną i nikt go nie będzie chciał. U nas jest jeszcze niska kultura poszanowania dla osób z problemami psychicznymi. Dowódca chce mieć zdrowych ludzi i kropka. Więc żołnierze ukrywają, że coś się z nimi dzieje, leczą się w prywatnych gabinetach, unikają doświadczonych psychiatrów i psychologów" - mówi psychiatra.

W wojsku nie zwraca się uwagi na jednostkę i jej indywidualne problemy. Oceniane są wyniki drużyny czy pododdziału, a ten kto je zaniża jest piętnowany. Taki system sprawia, że żołnierze rzadko udzielają sobie wzajemnie wsparcia. "Czytałem akta prokuratorskie w sprawie śmierci samobójczych. Są świadkowie, którzy mówili, że widzieli wcześniej że z kolegą coś się dzieje, że był zamknięty w sobie, że był agresywny, rozdawał wartościowe przedmioty, regulował długi i sygnalizował, że to już mu nie będzie potrzebne. To jest charakterystyczna cecha większości samobójców, że oni wysyłają sygnały, ale ratowanie siebie pozostawiają innym. Oni wołają o pomoc i dobrze by było, aby środowisko potrafiło odebrać te sygnały i odpowiednio zareagować, a nie pozostawiać ich samym sobie, bo wtedy to się kończy tragicznie" - wyjaśnia.

Ten tragiczny koniec to w wojsku przeważnie pętla lub kula. Według archiwów, 52,6 proc. samobójców w mundurach umarło przez powieszenie, 36,7 proc. w wyniku postrzału. Podcięcie żył, rzucenie się pod pociąg czy otrucie lekami wybiera niewielki odsetek. "Żołnierze jeśli już decydują się na samobójstwo wybierają tzw. metody twarde, czyli pewne, po których jest niewielka szansa, że próba się nie powiedzie" - mówi prof. Florkowski.

Przez 32 lata, z których pochodzą badane przez profesora statystyki, w polskim wojsku śmiercią samobójczą zginęło 346 podoficerów, chorążych i zawodowych szeregowych oraz 185 oficerów. Łącznie 531 osób, większość przed 35 rokiem życia. Jeśli odejmiemy 10 proc. tych, którzy cierpieli na zaburzenia psychiczne zostaje 478 całkowicie zdrowych, ponadprzeciętnie odpornych, sprawnych fizycznie młodych ludzi, którzy postanowili odebrać sobie życie. Zdaniem prof. Florkowskiego to zdecydowanie za dużo.

"Oczywiście nie da się całkowicie wyeliminować samobójstw, ani w wojsku, ani w żadnej innej grupie. Ale to zjawisko można ograniczyć" - podkreśla.

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl. Ilustracja: freedigitalphotos.net


Archiwum (starsze -> nowsze) [1] [2] [3] [4] [5] [6] [7] [8] [9] [10]
[11] [12] [13] [14] [15] [16] [17] [18] [19] [20]
[21] [22] [23] [24] [25] [26] [27] [28] [29] [30]
[31] [32] [33] [34] [35] [36] [37] [38] [39] [40]
[41] [42] [43] [44] [45] [46] [47] [48] [49] [50]
[51] [52] [53] [54] [55] [56] [57] [58] [59] [60]
[61] [62] [63] [64] [65] [66] [67] [68] [69] [70]
[71] [72] [73] [74] [75] [76] [77] [78] [79] [80]
[81] [82] [83] [84] [85] [86] [87] [88] [89] [90]
[91] [92] [93] [94] [95] [96] [97] [98] [99] [100]
:
 
 :
 
  OpenID
 Załóż sobie konto..
Wyszukaj

Wprowadzenie
Indeks artykułów
Książka: Racjonalista
Napisz do nas
Newsletter
Promocja Racjonalisty

Racjonalista w Facebooku
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365