Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.199.158 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 309 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:

Złota myśl Racjonalisty:
"Księża będą zawsze wykorzystywać ciemnotę i przesądy ludu; będą posługiwać się religią jak maską, pod którą kryje się obłuda i zbrodniczość ich poczynań"
Nowinki i ciekawostki naukowe
Rok 2010
 Lipiec (23)
 Sierpień (23)
 Wrzesień (34)
 Październik (20)
 Listopad (24)
 Grudzień (17)
Rok 2011
 Styczeń (34)
 Luty (39)
 Marzec (43)
 Kwiecień (19)
 Maj (18)
 Czerwiec (17)
 Lipiec (19)
 Sierpień (30)
 Wrzesień (29)
 Październik (45)
 Listopad (35)
 Grudzień (24)
Rok 2012
 Styczeń (18)
 Luty (31)
 Marzec (34)
 Kwiecień (12)
 Maj (10)
 Czerwiec (11)
 Lipiec (12)
 Sierpień (9)
 Wrzesień (8)
 Październik (3)
 Listopad (11)
 Grudzień (4)
Rok 2013
 Styczeń (4)
 Luty (4)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
 Maj (6)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (5)
 Sierpień (4)
 Wrzesień (3)
 Październik (3)
 Listopad (3)
 Grudzień (20)
Rok 2014
 Styczeń (32)
 Luty (53)
 Marzec (38)
 Kwiecień (23)
 Maj (45)
 Czerwiec (46)
 Lipiec (36)
 Sierpień (26)
 Wrzesień (20)
 Październik (24)
 Listopad (32)
 Grudzień (13)
Rok 2015
 Styczeń (16)
 Luty (13)
 Marzec (8)
 Kwiecień (13)
 Maj (18)
 Czerwiec (11)
 Lipiec (16)
 Sierpień (13)
 Wrzesień (10)
 Październik (9)
 Listopad (12)
 Grudzień (13)
Rok 2016
 Styczeń (20)
 Luty (11)
 Marzec (3)
 Kwiecień (3)
 Maj (5)
 Czerwiec (2)
 Lipiec (1)
 Sierpień (7)
 Wrzesień (6)
 Październik (3)
 Listopad (5)
 Grudzień (8)
Rok 2017
 Styczeń (5)
 Luty (2)
 Marzec (10)
 Kwiecień (11)
 Maj (11)
 Czerwiec (1)
 Lipiec (8)
 Sierpień (5)
 Wrzesień (8)
 Październik (3)
 Listopad (3)
 Grudzień (3)
Rok 2018
 Styczeń (2)
 Luty (1)
 Marzec (7)
 Kwiecień (9)
 Maj (6)
 Czerwiec (5)
 Lipiec (4)
 Sierpień (0)
 Wrzesień (3)
 Październik (0)
 Listopad (0)
 Grudzień (11)
Rok 2019
 Styczeń (3)
 Luty (0)
 Marzec (1)
 Kwiecień (1)
 Maj (0)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (2)
 Sierpień (8)
 Wrzesień (1)
 Październik (5)
 Listopad (3)
 Grudzień (5)
Rok 2020
 Styczeń (7)
 Luty (1)
 Marzec (1)
 Kwiecień (3)
 Maj (4)
 Czerwiec (1)
 Lipiec (3)
 Sierpień (1)
 Wrzesień (0)
 Październik (0)
 Listopad (0)
 Grudzień (3)
Rok 2021
 Styczeń (3)
 Luty (0)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
 Maj (0)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (0)
 Sierpień (0)
 Wrzesień (3)
 Październik (2)
 Listopad (0)
 Grudzień (0)
Rok 2022
 Styczeń (0)
 Luty (0)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
 Maj (0)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (0)
 Sierpień (0)
 Wrzesień (0)
 Październik (0)
 Listopad (0)
 Grudzień (0)
Rok 2023
 Styczeń (0)
 Luty (0)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
 Maj (0)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (0)
 Sierpień (0)
 Wrzesień (0)
 Październik (0)
 Listopad (0)
 Grudzień (0)
Rok 2024
 Styczeń (0)
 Luty (0)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
Archiwum nowinek naukowych
Różności
Świnka morska na obiad, czyli tabu na talerzu... (03-10-2015)

Na mięso ze świnki morskiej - jadane w Ameryce Południowej - popatrzymy raczej z niechęcią. Popularne w Azji potrawy z psa są dla nas wręcz barbarzyństwem. Kulinarne tabu w dużej mierze kształtują nasz jadłospis. Możliwe, że wkrótce będziemy musieli przełamać niektóre z nich i sięgnąć po larwy, termity czy chrabąszcze. Już teraz robakami żywi się 1/3 ludzkości, bo są tanie w hodowli i bogate w białko.

Choć dziś może nam się to wydawać nieco zaskakujące, to wielu mitologiach idealny świat, był światem bez jedzenia. Aby żyć, nie trzeba było jeść. Niejedzenie pozwalało uniknąć konieczności - objętej bardzo silnym tabu - konieczności wydalania. Z tego powodu jedzenie również stało się jednym z pierwszych i podstawowych obszarów tabu.

W zależności od obszaru kulturowego kulinarne tabu dotyczą dzisiaj najróżniejszych żywieniowych zwyczajów i potraw. Z jednym wyjątkiem. "Jednym ze stosunkowo niewielu uniwersalnych tabu kulinarnych jest kanibalizm. Większości z nas kojarzy się on jednoznacznie ze zwierzęceniem, dzikością, barbarzyństwem" - mówiła kulturoznawca dr Aleksandra Drzał-Sierocka podczas wykładu wygłoszonego w ramach Festiwalu Nauki w Warszawie, poświęconego kulinarnym tabu.

W różnych rejonach świata można jednak natknąć się na praktykowanie kanibalizmu rytualnego. W niektórych kulturach jest to endokanibalizm, czyli zjadanie ciał bliskich, po to aby się z nimi ostatecznie zjednoczyć. Drugi rodzaj to egzokanibalizm, czyli zjadanie ciała wrogów. "To ostateczny dowód, że się kogoś pokonało. Pokonało się go, zabiło i jeszcze na końcu - na dowód ostatecznego upokorzenia - zjadło" - wyjaśniła dr Drzał-Sierocka.

W naszej kulturze - pewnym elementem kanibalizmu, choć najczęściej nie traktujemy tego w takiej kategorii - jest spożywanie mleka matki. "Niemal wszyscy na mleku matki wzrastamy i się wychowujemy. Tymczasem jest to pochłanianie wydzieliny ciała ludzkiego, więc jednak wkraczamy tutaj w obszar kanibalizmu" - zwróciła uwagę prelegentka.

Jednym z najbardziej powszechnych tabu jest zakaz jedzenia domowych pupili. Jednak i tutaj wszystko zależy od rejonu świata. Świnki morskie jedzone są w Ekwadorze, Boliwii, Peru, Paragwaju. Ich mięso jest bowiem bogate w białko i ma niską zawartość tłuszczu. W dodatku hodowla świnki morskiej jest stosunkowo tania. "Jeśli skoncentrowalibyśmy się tylko na tym co racjonalne, to nikt z nas nie powinien mieć wątpliwości, że świnka morska jest do jedzenia. Tymczasem dla nas świnka morska jest raczej po to, aby ją trzymać w domowym akwarium. Takim granicznym przykładem jest też królik. Chociaż coraz częściej jego mięso można spotkać na naszych talerzach, ale cały czas istnieje grupa osób, która ma opory przed zjedzeniem go. Zwłaszcza, jeśli hodował królika jako zwierzę domowe, to go raczej nie tknie" - podkreśliła kulturoznawca.

Jednak już w przypadku psów natychmiast pojawiają się inne reakcje, niż w przypadku świnki morskiej. "O jedzeniu świnki powiemy, że to niedorzeczne. O jedzeniu psa, że to wręcz nieetyczne, niemoralne. To przecież nasz wierny towarzysz" - mówiła prelegentka. Jak zaznaczyła, to jak daleko sięga ten rodzaj tabu w naszej kulturze podkreśla fakt "językowego braku". "W ogóle nie wiedzielibyśmy jak nazwać mięso z psa. Chyba psinina byłaby tutaj odpowiednia, bo przecież nie psina" - zauważyła.

Niejadalne są też te zwierzęta, których się brzydzimy, które kojarzą się nam z czymś brudnym, nieczystym. Klasycznym przykładem mogą być owady, szczury czy nietoperze. "Tymczasem owady zjada mniej więcej 1/3 ludności na świecie, około 2 mld ludzi. Głównie chrząszcze, gąsienice, mrówki, termity, świerszcze, chrabąszcze, koniki polne i oczywiście larwy" - wyliczała dr Drzał-Sierocka. Owady, które określamy mianem robaków, mają bardzo wysoką zawartość białka, właściwie nie zawierają tłuszczu i są bardzo tanie w hodowli. Dlatego coraz częściej pojawiają się głosy, że to owady są kulinarną przyszłością ludzkości. "To właściwie już by się stało, gdyby nie tabu. Robaki nie są przecież do jedzenia, są brzydkie, brudne i obrzydliwe" - opisuje badaczka.

Nie akceptujemy też jedzenia pewnych fragmentów zwierzęcia. Przede wszystkim dotyczy to organów związanych z rozrodczością i płodnością. W dużej mierze są to też oczy, chociaż np. w niektórych regionach Syberii są one rarytasem. "Gotuje się całą baranią głowę, a oczy dostaje zwykle jakiś honorowy gość, albo gospodarz domu. U nas jest to temat wciąż objęty tabu. Trzeba jednak przyznać, że w ostatniej dekadzie widać triumfalny powrót podrobów na nasze stoły. To już nie jest wstydliwa wątróbka, albo cynaderki. To znowu stają się dania, które można jeść bez wstydu" - podkreśliła dr Drzał-Sierocka.

W naszym kręgu kulturowym raczej nie jada się też zepsutego jedzenia. Co jednak z ogórkami kiszonymi, kapustą kiszoną, francuskimi i śmierdzącymi, spleśniałymi serami? "Po lądowaniu Aliantów w Normandii podobno bardzo poważnie ucierpiały serownie. Żołnierze alianccy czując ich smród nie zaglądali nawet często do środka, tylko od razu je wysadzali, zakładając że są to trupiarnie" - opisała prelegentka.

To jak płynna jest granica między tym, co jest objęte tabu, a co już nie pokazuje przykład małych prosiąt, które zawinięte w folie w całości sprzedawała jedna z sieci handlowych. Po silnej fali protestów wycofała je ze sprzedaży. "Ofoliowana, mała świnka na sklepowych półkach trafiła na silny opór. Jeśli jednak ta sama martwa świnka wjedzie na weselny stół z jabłkiem w pysku, to nie ma już problemu, bo nakładają się nam na to inne skojarzenia i inny odbiór" - zauważyła dr Drzał-Sierocka.

PAP - Nauka w Polsce, Ewelina Krajczyńska. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Astronomia
Geolog z PAN o wodzie na Marsie: to przełomowa informacja (29-09-2015)

Ciemne pasma na zboczach krateru Garni na Marsie. Źródło: NASA/JPL/University of Arizona. Co innego - podejrzewać, że woda w stanie płynnym może być obecna na Marsie, a co innego - potwierdzić to. To przełomowa informacja - powiedziała PAP dr Anna Łosiak z Instytutu Nauk Geologicznych PAN we Wrocławiu.

Dr Łosiak odniosła się w ten sposób do poniedziałkowego doniesienia amerykańskiej agencji kosmicznej. NASA ogłosiła, że ma dowody z obserwacji spektroskopowych na występowanie uwodnionych soli na powierzchni Marsa, co wskazuje na okresową obecność ciekłej wody w miejscach, w których są one obecne.

Najnowsze analizy danych zebranych przez sondę Mars Reconnaissance Orbiter (MRO) dają najsilniejsze jak dotąd dowody na to, że ciekła woda okresowo występuje na Marsie także współcześnie, a nie jedynie w zamierzchłej geologicznie przeszłości. Za pomocą spektrometru obrazującego pracującego na pokładzie Mars Reconnaissance Orbiter naukowcy zarejestrowali sygnatury występowania uwodnionych minerałów na zboczach, na których widoczne są tajemnicze ciemne pasma.

Trudno dziś byłoby zyskać jeszcze większą pewność co do tej wody - podkreśla dr Łosiak. "Żeby mieć jeszcze mocniejsze potwierdzenie, trzeba by było wysłać lądownik, najlepiej łazika, który sprawdziłby wszystko bezpośrednio na miejscu" - powiedziała.

Woda na Marsie to temat emocjonujący, bo jest niezbędna każdej formie życia, jaką znamy, łącznie z bakteriami żyjącymi w najbardziej nieprzyjaznych warunkach na Ziemi - zwróciła uwagę dr Łosiak. "Jeśli na Marsie woda jest - to znaczy, że być może kiedyś jakieś formy życia tam istniały, a może nawet zdołały przetrwać" - wyjaśnia.

Geolog zauważa, że mówimy o wodzie w znanej nam postaci (H2O). "To ważne, jeśli chcemy w przyszłości wysłać w kosmos ludzi. Musimy bowiem wybrać miejsce, w którym oni będą mogli znaleźć wodę: nie tylko dlatego, że jest niezbędna do picia. Również dlatego, że można z niej produkować tlen, jest też potrzebna, by uzyskać paliwo rakietowe" - mówi.

Geolog przypomniała, że w odległej historii Marsa płynęła tam woda. "Ponad trzy miliardy lat temu Ziemia i Mars wyglądały podobnie. Na obu planetach padał deszcz lub śnieg, a rzeki wpływały do jezior a może nawet oceanów. Niestety już ponad 3 miliardy lat temu duża część wody, kiedyś obecnej na powierzchni Czerwonej Planety, uleciało bezpowrotnie w przestrzeń kosmiczną. Stało się tak z powodu znacznie mniejszej niż ziemska sile przyciągania grawitacyjnego, którą Mars "trzyma" swoją atmosferę, a także w wyniku braku ochronnego pola magnetycznego.


Hipotetyczna wizualizacja historii wody na Marsie opracowana przez NASA

"Jednocześnie już w przeszłości przyjmowano, że najlepszym wyjaśnieniem niektórych form ukształtowania terenu, takich jak choćby RSL (zagadkowych struktur na powierzchni Czerwonej Planety, określanych jako "recurring slope lineae", co można przetłumaczyć jako "powracające okresowo linie na zboczach" - PAP), jest obecność wody. I to nie tylko w odległej przeszłości, ale być może również całkiem niedawnej" - mówi dr Łosiak, jedna z autorek materiału poświęconego również wodzie na Marsie, opublikowanego w najnowszym numerze czasopisma "Icarus". Chodzi o obliczenia polsko-amerykańskiego zespołu wskazujące, że na powierzchni północnej czapy polarnej Marsa może występować woda w stanie płynnym.

Dr Łosiak zaznacza, że mówimy o bardzo odległej przeszłości z życia planety. "Czasy, w których żyły dinozaury, są od nas oddalone o 65 mln lat. My mówimy o trzech miliardach lat" - podkreśliła.

Według dr Łosiak, po potwierdzeniu obecności wody na Marsie najważniejszym pytaniem dotyczącym tej planety pozostaje teraz kwestia życia: czy się tam w ogóle rozwinęło, a jeśli tak, to czy zdołało dotrwać do naszych czasów. Tym zajmą się kolejne misje, NASA i ESA, np. planowana wspólna Europejskiej Agencji Kosmicznej i Rosyjskiej Agencji Kosmicznej Roskosmos misja ExoMars, która wyruszy najprawdopodobniej w 2016 r.

Na 2018 r. planowane jest też wysłanie łazika, którego celem będzie sprawdzenie, czy na Marsie jest życie. Nowością będą badania prowadzone pod powierzchnią planety - powiedziała dr Łosiak. "Dlaczego? Na Marsie jest sucho, panuje tam też bardzo silne promieniowanie. U organizmów takich, jakie znamy, narażonych na takie warunki, materiał genetyczny zostałby po prostu zniszczony. Dlatego jeśli można tam znaleźć potencjalne mikroorganizmy, to raczej mogłyby one przeżyć gdzieś pod powierzchnią" - mówi.

PAP - Nauka w Polsce, Anna Ślązak. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Technika
Polska wiertnica może się wwiercić w kosmiczny grunt (25-09-2015)

Kosmiczna wiertnica przygotowana przez polskich naukowców może badać grunt ciał niebieskich, np. Marsa. Może też przydać się do pracy na Ziemi w trudno dostępnych albo skażonych miejscach. To nowatorskie urządzenie potrafi pracować bez udziału człowieka.

Wiertnicę przygotowali naukowcy z Centrum Badań Kosmicznych Polskiej Akademii Nauk oraz Wydziałów Wiertnictwa, Nafty i Gazu oraz Inżynierii Mechanicznej i Robotyki Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie.

"Urządzenie ma służyć do pobierania próbek z nastawieniem na ciężkie warunki ziemskie oraz warunki przestrzeni kosmicznej. Nastawialiśmy się na Marsa, natomiast urządzenie można przystosować do innych warunków" - mówi PAP inż. Paweł Paśko z Centrum Badań Kosmicznych Polskiej Akademii Nauk.


PAP

Jak podkreśla, wyzwaniem dla inżynierów, pracujących nad wiertnicą, która miałaby pracować w kosmosie było zbudowanie mechanizmów zdolnych do działania w specyficznych warunkach, m.in. braku grawitacji. Urządzenia musiało być też lekkie i zajmować jak najmniej miejsca, bo koszty wysłania ładunków w przestrzeń kosmiczną rosną z każdym kilogramem. Dlatego wiertnica waży tylko 21 kg i zmieści się w sześcianie o boku 1,5 m. Pozwoli na wykonywanie otworów do głębokości 1,8-2 m.

Wiertnicy można też używać w warunkach ziemskich - na terenach niedostępnych dla człowieka - np. w pobliżu wulkanów, na lodowcach czy do inspekcji zagrożonych wałów przeciwpowodziowych. Może też przydać się w miejscach skażonych, w których człowiek nie powinien przebywać.

"Wiercenia, które chcemy wykonywać w przestrzeni kosmicznej lub trudno dostępnych warunkach ziemskich wymagają, aby urządzenie było autonomiczne. Wiercenie musi się odbyć bez udziału człowieka, co jest zadaniem dość trudnym" - podkreśla Paśko. W efekcie wiertnica może trafić do zadanego punktu omijając przeszkody, wykonać otwór, podzielić i pobrać próbki, zabezpieczyć i przekazać je do bazy.

"To jest pierwszy tego typu projekt, który realizujemy i demonstrator technologii. Wykorzystujemy tutaj nowatorskie rozwiązania, których nikt dotąd nie używał" - zaznacza Paśko.

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Zdrowie
Uciszyć szum dźwiękami (23-09-2015)

Może to być pisk, świst, odgłos morza - szum uszny słyszany jest w różny sposób. Do tej pory brakowało skutecznych metod jego redukcji. Polscy specjaliści sprawdzili, w jaki sposób powstają szumy uszne i opracowali skuteczną metodę ich redukcji. Wystarczy przez kilka godzin dziennie nosić niewielkie słuchawki z specjalnym neuroprocesorem, stosować dietę i ćwiczyć.

Z badań z roku 2011 przeprowadzonych przez Oxford Journal of Neuroscience wynika, że 35-45 proc. Polaków odczuwa szumy uszne, a w około 25 proc. przypadków dolegliwości te są dokuczliwe, powodują kłopoty ze snem czy rozdrażnienie. Szum może powstawać wskutek np. przewlekłego zapalenia ucha środkowego lub ubytku słuchu spowodowanego urazem akustycznym, lekami, wahaniami hormonalnymi czy stresem.

Każdy może odczuwać szum nieco inaczej. "Może to być szum morza, pisk, syczenie. Wszystko zależy od tego, jak szerokie pasmo komórek zostało zniszczone" - mówi PAP Adam Pabiś z Centrum Nowoczesnej Audiologii - Kinetic. Jeśli uszkodzenie komórek jest niewielkie, czasem można je wyregulować, np. poprzez dobre dotlenienie komórek. Pod wpływem tlenu potrafią się one zregenerować, a szum znika. Jednak zazwyczaj ten proces nie jest taki prosty. W Polsce do tej pory nie było skutecznej metody redukcji szumu usznego.

"Na świecie opracowano kilka technologii redukcji szumu, tylko, że ich efektywność jest uzależniona od wiedzy neurobiologicznej terapeuty. To są terapie stymulacji przezczaszkowej - skomplikowane i drogie technologie, które rzadko stosuje się w Polsce" - wyjaśnia Pabiś.

Specjaliści z Centrum Nowoczesnej Audiologii - Kinetic opracowali nowatorską metodę Terapii Adaptacji Synaptycznej Arc, która umożliwia redukcję szumów usznych. "Technologię opracowaliśmy dopiero wtedy, kiedy ustaliliśmy, w jaki sposób powstaje szum uszny" - zaznacza rozmówca PAP.

Kluczem jest układ nerwowy, który umożliwia przesyłanie do mózgu informacji o tym, jaki dźwięk usłyszeliśmy. Stopniowy, rozłożony w latach ubytek słuchu powoduje powolne adaptowanie układu nerwowego do nowej sytuacji. Natomiast pacjent, który takiego ubytku doznaje nagle, nie ma możliwości takiej adaptacji i słyszy szum. W takiej sytuacji można poddać go terapii ARC. "Nasza metoda jest dość prosta, polega na tym, że +podajemy+ pacjentowi sztuczne środowisko akustyczne. W tym sztucznym środowisku ucho wewnętrzne w miejscu uszkodzenia jest pobudzane zastępczym sygnałem o odpowiednim paśmie" - wyjaśnia Pabiś.

Pacjent, który chce skorzystać z terapii, musi poddać się maksymalnie dwugodzinnemu badaniu, podczas którego naukowcy sprawdzają aktywność układu nerwowego. Dzięki temu mogą stwierdzić, która dokładnie struktura mózgu jest przyczyną szumu. Później otrzymuje on słuchawki, które musi nosić przez 8-9 godzin dziennie. "Wewnątrzkanałowe słuchawki nie wpływają na rozumienie mowy i nie utrudniają snu, dlatego można nosić je w dzień i podczas snu" - zapewnia Pabiś.

Urządzenie o nazwie neuroprocesor należy zakładać minimalnie przez sześć miesięcy terapii, choć niektórzy pacjenci szumu nie słyszą nawet już po dwóch miesiącach. "Pacjent może przyjechać do nas np. z Włoch i otrzyma zaprogramowane urządzenie, które samo reguluje ustawienia, przebieg terapii. Można je podłączyć raz na dwa miesiące do naszej interaktywnej platformy układu słuchowego, a my wtedy ściągniemy dane o postępach jego leczenia" - opisuje rozmówca PAP.

Efektywność terapii spada jednak bez odpowiedniej diety i aktywności fizycznej. Synapsy, czyli połączenia między regenerującymi się komórkami nerwowymi, muszą mieć odpowiednie środowisko, aby mogły zaadaptować swoją masę adekwatnie do obecnego ubytku słuchu. "W pożywieniu musimy podać im pewien konkretny rodzaj wartości odżywczych tak, aby zwiększyć produkcję białka adaptacyjnego Arc/Arg 3.1 w układzie nerwowym oraz białka BDNF, które chroni nas przed stresem. Konieczna jest też aktywność fizyczna. Razem z urządzeniem pacjent dostaje też godzinny wykład o tym, co powinien jeść, jak powinna wyglądać jego aktywność fizyczna, tak, aby cennego białka miał jak najwięcej" - mówi Pabiś.

Początkowo cena urządzenia miała być taka sama dla każdego pacjenta i wynosić około 4 tys. złotych. "Teraz jednak okazuje się, że im wyższy ubytek słuchu, tym cena musi być wyższa. Po prostu w takiej sytuacji więcej synaps wymaga adaptacji, co zwiększa okres terapii. Ceny terapii zaczynają się od 3 tys. złotych" - mówi twórca urządzenia.

Do tej pory za pomocą metody zredukowano szum uszny u blisko 90 pacjentów, a kolejne 90 osób przechodzi terapię. "Chcemy teraz promować nasz produkt za granicą: w Dubaju, Singapurze czy Indiach. Wszędzie tam, gdzie poziom medycyny jest dosyć wysoki" - podkreśla Pabiś.

Prace nad urządzeniem Bioacoustic i metodą terapii szumów usznych sfinansowano ze środków Narodowego Centrum Badań i Rozwoju oraz funduszu kapitału zalążkowego Infini, komercjalizującego polskie technologie. Spółka jest zainteresowana dalszym rozwojem i pozyskiwaniem kolejnych rund finansowych do rozwoju projektu.

PAP - Nauka w Polsce, Ewelina Krajczyńska. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Medycyna
Shkreli podniósł cenę leku na AIDS o 5500% (21-09-2015)

Martin Shkreli - złote albańskie dziecko w amerykańskim biznesie, kupił w sierpniu prawa do leku Daraprin, newralgicznego w leczeniu powikłań przy AIDS i malarii, po czym od razu podniósł jego cenę z 13,5 dol do 750 dol za tabletkę, czyli o 5455%! Daraprin obecny był na rynku od 62 lat, więc nie obejmują go już prawa patentowe. 32-letni spekulant twierdzi, że nie jest to jego ostatnie słowo, gdyż lek wciąż jest "niedoceniony", wszak ludzie muszą go kupować.


Martin Shkreli

Daraprin od kilku lat jest przedmiotem wielkiej spekulacji. Do 2010 lek kosztował 1 dol. za pigułkę. W 2010 jego cenę wywindowano o kilkaset procent. W efekcie o kilkadziesiąt procent spadła ilośc sprzedaży (z 12700 do 8821), lecz o kilkaset procent wzrosły przychody: z 667 tys. dol. w 2010 do 6,3 mln dol. w 2011. Shkreli kupił prawa do Daraprinu za 55 mln dol. O ile zmniejszy sprzedaż i zwiększy przychody? Czy ktoś bada jak się te biznesy przekładają na liczbę zgonów?

Być może zresztą za jakiś czas, po tych spekulacjach cenowych, Daraprin znów "cudownie" powróci do swego wyjściowego właściciela - GlaxoSmithKline...

Nie jest to pierwsza tego typu spekulacja lekowa. Rodelis Therapeutics podniósł cenę Cykloseryny, antybiotyku na gruźlicę, z 500 do 10800 dol. za 30 tabletek. Podobnie jak w przypadku Daraprinu tłumaczone to było chęcią pozyskania środków na innowacje. Dla samego Shkreliego spekulacja lekowa to nie nowość. W 2014 kupił prawa do leku Thiola, stosowanego przy leczeniu kamicy układu moczowego, po czym podniósł jego cenę o 2000% - z 1,5 do 30 dol. za tabletkę. Pacjenci biorą po kilka dziennie.

Na rynku na którym jest miejsce na tak wielką spekulację na cenach farmaceutyków tworzy się gigantyczna presja rynkowa na wynajdywanie chorób. Jest to tak olbrzymia presja ekonomiczna, że wprost nieprawdopodobne jest, by nie tworzyły się tego rodzaju patologie. Nawet jeśli państwowa służba zdrowia i państwowa farmaceutyka jest niewydolna i niewolna od patologii, to jednak w czysto prywatno-spekulacyjnej służbie zdrowia są one bez porównania większe. Polski rynek farmaceutyczny choć dość wyraźnie regulaowany, jest również w dużej mierze bezbronny wobec spekulacyjnej działalności koncernów farmaceutycznych, czego zapewne przejawem była nowa afera lekowa.

Na marginesie dodajmy, że według najnowszej Diagnozy Społecznej prof. Janusza Czapińskiego, w ostatnich dwóch latach średnie wydatki gospodarstwa domowego na łapówki dla lekarzy wzrosły o 33%. W tym samym okresie liczba osób wręczających "prezenty" przedstawicielom służby zdrowia wzrosła aż o 60%.

Czytaj więcej:

 

Ekologia
Od 1990 r. świat stracił 3 proc. lasów (16-09-2015)

Od 1990 r. na świecie znikło 3 proc. powierzchni lasów, z czego najwięcej - w tropikach. Jednocześnie widać, że tempo wylesiania w ostatnim dziesięcioleciu spowolniło - wynika z raportu przygotowanego przez ekspertów ONZ.

Obszar lasów na świecie od lat 90. skurczył się o 3 proc. (co odpowiada trzykrotności powierzchni terytorium Polski), mimo odnotowanej w ostatnim dziesięcioleciu poprawy w ochronie - zaznaczają pracujący dla ONZ autorzy raportu Global Forest Resources Assessment (GFRA) 2015.

Z dokumentu wynika, że choć tempo wylesiania spowolniło, to straty w ostatnich 25 latach i tak są poważne.

W okresie pomiędzy rokiem 1990 a 2015 powierzchnia lasów skurczyła się w skali globalnej z 4 128 mln ha do 3 999 mln ha. To oznacza, że z powierzchni Ziemi znikło 129 mln ha lasów.

W tym samym czasie powierzchnia lasów naturalnych zmniejszyła się o 6 proc., a lasów tropikalnych - aż o 10 proc.

Całkowita powierzchnia lasów na świecie wynosi obecnie 3 999 mln ha. Lasy zajmują 31 proc. powierzchni lądów.

Pomiędzy rokiem 2010 a 2015 r. średnie tempo utraty lasów na naszej planecie o połowę spowolniło. O ile w latach 90. wycięto 7,3 mln ha lasów, w ostatnim pięcioleciu ubyło ich 3,3 mln ha. Wycinkę lasów naturalnych równoważy (w sensie ilościowym) wzrost powierzchni lasów sadzonych przez człowieka - o 66 proc. (ze 168 mln ha do 278 mln ha).

"Tu nie ma dobrych statystyk" - podkreśla zaangażowany w opracowywanie raportu prof. Rod Keenan z University of Melbourne, cytowany na stronie swojej uczelni.

Za główną przyczynę wylesiania uważa się rozwój rolnictwa i zajmowanie ziemi przez działających na wielką i małą skalę producentów żywności. W ostatnich pięciu latach najwięcej strat w ten sposób poniosły Brazylia, Indonezja i Nigeria.

Są też sygnały pozytywne, jak spadek średniego tempa utraty lasów - zauważają autorzy raportu. "To dobra rzecz, choć nadal potrzebujemy takiego ukierunkowania polityki, dzięki której trend ten będzie się utrzymywał" - mówi prof. Keenan. Jego zdaniem potrzebne są przepisy pozwalające powstrzymać przekształcanie lasów, finanse na lepsze zarządzanie lasami i zachęty do zalesiania.

Według niego sytuacja poprawiła się nawet w Brazylii i Indonezji, które przodują pod względem wylesiania. Obecnie w Brazylii tempo utraty powierzchni lasów jest 40 proc. mniejsze, niż było w latach 90. W Indonezji tempo wylesiania utrzymuje się na poziomie dwóch trzecich tempa z lat 1990-2000.

Analizy wskazują na to, że lasy giną najszybciej w państwach najuboższych, m.in. w Indiach, Wietnamie i Ghanie - zauważa prof. Keenan. Jak dodał, w krajach o niskich dochodach mieszkańców, a jednocześnie o dużym stopniu zalesienia, lasy idą pod piłę na potrzeby bezpośrednio związane z utrzymaniem ludzi i całych rodzin.

"Niektóre kraje mają politykę i przepisy prawne pozwalające chronić lasy, ale nie mają możliwości i zasobów, żeby to prawo wdrożyć" - mówi ekspert. (PAP, Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl)

Genetyka
Naukowcy wiedzą, jak zmusić drzewa do "mówienia" (13-09-2015)

Drzewa mogą być wyjątkowo "gadatliwymi" świadkami zdarzeń. Ważne informacje potrafią z nich wydobyć naukowcy. Wystarczy kawałek liścia czy igły, by ustalić profil genetyczny drzewa i wytropić złodziei drewna, a nawet mordercę, który swoją ofiarę ukrył pod drzewem.

"Zwykle wydaje się nam, że analizy DNA wykonywane są wyłącznie u ludzi, np. do ustalania ojcostwa. My robimy analizy tego samego typu, tyle że dotyczą one drzew" - mówi PAP dr hab. Artur Dzialuk z Katedry Genetyki Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy.


Źródło: Dr hab. Artur Dzialuk

Jego zespół opracował pionierską w Polsce metodę identyfikacji profilu genetycznego drzew i wprowadził ją do rodzimego sądownictwa. "Prowadzimy identyfikację osobniczą drzew, którą można porównać do ustalania genetycznego numeru PESEL. Każde drzewo jest inne i wiemy, jakie obszary DNA drzew badać, aby rzeczywiście uzyskać taki unikalny PESEL czy kod paskowy, który jednoznacznie identyfikuje dane drzewo" - wyjaśnia dr Dzialuk.

Wykonując analizę DNA naukowcy badają te same regiony DNA co u ludzi, ale są one specyficzne dla każdego gatunku drzewa. Inne są u sosny, inne u świerka, inne u jodły. Dlatego każdy gatunek wymaga przeprowadzenia szczegółowych badań w całej Polsce. W ramach grantu Narodowego Centrum Badań i Rozwoju naukowcy przygotowali analizy DNA siedmiu gatunków drzew, których w Polsce rośnie najwięcej. Są to: dąb szypułkowy, dąb bezszypułkowy, buk zwyczajny, sosna zwyczajna, świerk pospolity, jodła pospolita, modrzew europejski. Dodatkowo dr Dzialuk, przy okazji projektu finansowanego przez Narodowe Centrum Nauki, opracował metodę identyfikacji limby.

"Jesteśmy w stanie opracować metody identyfikacji DNA dla wszystkich gatunków drzew, które rosną w Polsce. Gdyby trzeba było przygotować taką metodę dla jakiegokolwiek innego gatunku drzew lub roślin, nie byłoby problemu. Jednak wcześniej trzeba byłoby postarać się o środki na badania i je przeprowadzić. To jest natomiast kwestia 3-4 lat" - opisuje badacz.

Do przeprowadzenia analizy wystarczy nawet mały fragment igły z drzewa, a fragment liścia wielkości 10 groszy to już - jak określił badacz - "ogromna ilość materiału". Taki materiał można potem porównać z drzewem rosnącym np. w miejscu popełnienia zbrodni. Dlatego nawet najmniejszy fragment odnaleziony na wycieraczce z samochodu podejrzanego wystarczy, aby wyizolować DNA i przeprowadzić analizy. "Podczas naszej pierwszej sprawy dostaliśmy do analizy właśnie woreczek z fragmentami igieł świerka" - wspomina rozmówca PAP.

Pod Gniewem odkryto wielki dąb tak stary jak Polska - z okresu urodzin Mieszka I. W dawnej Polsce Gniew był miejscowością strategiczną - strzegł głównej arterii handlowej Rzeczypospolitej. Kociewski dąb umarł razem z Rzeczpospolitą - przewrócony został w trakcie wielkiej powodzi po I rozbiorze, kiedy ziemie te trafiły do Prus. Obecnie odsłoniła go rekordowa susza.
- Najpierw myśleliśmy, że to zwykła brzoza. Podjechałem ciągnikiem i przywiązałem linę, ale po chwili się zerwała. Wziąłem drugi ciągnik - nic. Zadzwoniłem do sąsiada po lepszy sprzęt - też nic. Wreszcie przy pomocy czterech ciągników się udało, choć część drzewa nadal jest w wodzie, opowiada pan Tadeusz Lasota. Po wydobyciu dębu Mariusz Śledź, tamtejszy radny, który postanowił pomóc rolnikowi zaopiekować się drzewem, wysłał specjalistom próbkę do ekspertyzy. - Profesor Marek Krąpiec stwierdził, że dąb pochodzi z 933 albo 934 roku. Kiedy pojechałem do znalazcy z tą informacją, poprosiłem żeby z żoną usiedli, bo nikt nie spodziewał się takiego odkrycia. To naprawdę robi wrażenie. Radio Gdańsk

Zdecydowanie najlepiej jest badać żywe tkanki, czyli liście i igły. W przypadku drewna - im mniej czasu minęło od ścięcia drzewa, tym lepiej. "Czas działa na naszą niekorzyść. Jednak mamy już na tyle duże doświadczenie, że podczas jednej z ostatnich spraw udało się nam wyizolować DNA i przeprowadzić analizę z igieł, które spędziły w ziemi 15 lat" - mówi naukowiec.

Pierwsze sprawy, którymi zajął się zespół dr. Dzialuka pochodzą z 2005 roku. Analizy przygotowywane przez naukowców najczęściej pomagają w identyfikowaniu drewna skradzionego z lasów. "Lasy Państwowe w swoich raportach coraz częściej wskazują na to, że w Polsce rośnie liczba kradzieży drewna dokonywanych przez wyspecjalizowane i dobrze zorganizowane grupy przestępcze" - podkreśla dr Dzialuk.

"Mieliśmy też jednak kilka przypadków, w których chodziło o morderstwo. Prokurator zlecał nam ustalenie, czy materiał znaleziony u podejrzanego - liście czy igły - pochodzi z drzewa, pod którym znaleziono np. ludzkie zwłoki. My taką możliwość bezwzględnie wykluczamy, albo potwierdzamy. To umożliwia powiązanie podejrzanego z miejscem zdarzenia. To ważna poszlaka, choć oczywiście nie jest to jeszcze dowód jego winy" - podkreśla dr Dzialuk.

Metoda opracowana na Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego jest na tyle precyzyjna i czuła, że umożliwia identyfikację osobniczą sosny zwyczajnej z dokładnością wynoszącą - jak podkreślił naukowiec - 99,9999999999999998 proc. Tyle wynosi prawdopodobieństwo, że dwa losowo wybrane drzewa sosny zwyczajnej rosnącej w Polsce będą miały różne profile genetyczne. "W jednej z ostatnich spraw udowodniliśmy, że drewno zabezpieczone u podejrzanego pochodziło z nielegalnie wyciętego drzewa z prawdopodobieństwem 99,999999999999999818 proc. Zbliżamy się zatem do mocy dowodu podobnej do analiz DNA u ludzi. To nas wyróżnia spośród innych dostępnych metod" - podkreśla dr Dzialuk.

Ewelina Krajczyńska (PAP, Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl)

Wydarzenia
Czy współczesna fizyka przekracza granice nauki? (08-09-2015)

COSMO-15: W czwartek otwarta debata o naturze Wszechświata i granicach nauki

Wybitni fizycy z całego świata - goście międzynarodowej konferencji kosmologicznej COSMO-15 - wezmą w najbliższy czwartek udział w debacie "Czy współczesna fizyka przekracza granice nauki?". Debata, otwarta dla publiczności, zostanie przeprowadzona w budynku dawnej Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego (BUW).

Dlaczego Wszechświat jest taki dziwny? Czy można naukowo opisać sam Wielki Wybuch? A może nasz Wszechświat to tylko fragment znacznie większego wieloświata, na zawsze pozostającego poza naszymi możliwościami poznania? Wreszcie, czy stawiając takie i podobne pytania współczesna fizyka nie przekracza granic nauki? Już w najbliższy czwartek odpowiedzi spróbują poszukać wybitni uczeni, uczestnicy właśnie odbywającej się w Warszawie konferencji kosmologicznej COSMO-15. Otwarta dla publiczności debata naukowa rozpocznie się 10 września o godzinie 19:30 w auli dawnej Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego (BUW) przy ul. Krakowskie Przedmieście 26/28.

W czwartkowej dyskusji wypowiedzą się światowej klasy profesorowie: Stephen Barr (Bartol Institute, University of Delaware), Raphael Bousso (University of Berkeley), Kari Enqvist (University of Helsinki), Katherine Freese (Nordita, Szwecja, oraz University of Michigan) oraz Juan Maldacena (Institute for Advanced Studies, Princeton University). Moderatorem debaty będzie prof. Leszek Roszkowski z Zakładu Fizyki Teoretycznej Narodowego Centrum Badań Jądrowych (NCBJ).

"W tytule debaty zawarto oczywisty paradoks: przecież fizyka sama jest nauką, jak więc może wychodzić poza nią? Problem, jak się okazuje, wcale nie jest trywialny" - mówi prof. Roszkowski.

Zakres poznania współczesnej fizyki rozciąga się od badań nad zjawiskami kwantowymi zachodzącymi przy najwyższych możliwych energiach po próby zrozumienia genezy Wszechświata jako całości. Tam, gdzie świat mikrokosmosu spotyka się ze światem makrokosmosu, rodzi się wiele pytań. Dlaczego normalna materia, którą widzimy wokół nas i z której sami się składamy, jest tylko niewielką częścią Wszechświata? Dlaczego jest on zdominowany przez nieznaną ciemną materię i jeszcze bardziej tajemniczą ciemną energię? Dlaczego i jak zniknęła antymateria - i to tuż po Wielkim Wybuchu? Dlaczego bardzo odległe obszary Wszechświata mają bardzo podobną temperaturę, choć wydaje się, że nigdy nie mogły ze sobą oddziaływać?

Wśród fizyków panuje przekonanie, że te i podobne zagadki zostaną rozwikłane dzięki lepszemu zrozumieniu zjawisk kwantowych zachodzących przy najwyższych energiach i w obecności niezwykle silnej grawitacji. Proponowane teorie kwantowej grawitacji, takie jak teoria strun, prowadzą jednak do idei, które rewolucjonizują dotychczasowe wyobrażenia o nauce. Na przykład sugerują, że nasz wszechświat to tylko część znacznie większej całości, która "z definicji" na zawsze pozostanie poza możliwościami obserwacyjnymi i eksperymentalnymi ludzkości. Czy tak fundamentalnie nieweryfikowalne teorie mogą wiarygodnie wyjaśnić np. jedną z największych zagadek fizyki: dlaczego stała kosmologiczna jest około 120 rzędów wielkości mniejsza od wartości przewidywanych przez obecne modele fizyczne? Czy dzięki takim teoriom byłoby możliwe sformułowanie naprawdę naukowego opisu samego momentu Wielkiego Wybuchu?

"Dotychczas fizyka w dominującej części była nauką doświadczalną, w pełnym i tradycyjnym rozumieniu tego pojęcia. Tymczasem obecny rozwój fizyki kwantowej i kosmologii cząstek zaczyna wykraczać poza nasze możliwości obserwacyjne i doświadczalne - i to na poziomie absolutnie podstawowym. Tak rodzi się niezwykle ważna kwestia: czy coś, co nawet z zasady nie może być zweryfikowane przez eksperyment, pozostaje nauką? Czy takie teorie rzeczywiście prowadzą ku lepszemu poznaniu najgłębszych zagadek mikro- i makrokosmosu?" - pyta prof. Roszkowski i w imieniu organizatorów zaprasza wszystkich zainteresowanych do udziału w debacie.

Konferencja naukowa COSMO, w ramach której odbędzie się debata, jest organizowana od 1997 roku. Goście konferencji zajmują się zagadnieniami związanymi z ciemną materią i mogącymi ją tworzyć cząstkami elementarnymi, ciemną energią, strukturą Wszechświata w największych skalach oraz jego ewolucją w fazach bliskich Wielkiemu Wybuchowi. Wśród astrofizyków, fizyków cząstek elementarnych i astronomów uczestniczących w dotychczasowych konferencjach COSMO były takie sławy jak prof. Stephen Hawking z University of Cambridge czy Andrei Linde ze Stanford University (obaj uczeni do dziś są członkami komitetu nadzorującego konferencji).

***

W czwartkowej debacie wezmą udział:

Stephen M. Barr, profesor fizyki teoretycznej cząstek elementarnych, dyrektor Bartol Research Institute na University of Delaware. Doktoryzował się w 1978 roku na Uniwersytecie w Princeton. W 2011 został wybrany członkiem American Physical Society - za wkład w teorie wielkiej unifikacji, kosmologię wczesnego Wszechświata i teorię asymetrii między materią i antymaterią. Jest autorem licznych publikacji dotyczących relacji między nauką i religią, m.in. "Modern Physics and Ancient Faith" ("Nowożytna fizyka i starożytna wiara"), "A Student's Guide to Natural Science" ("Studencki przewodnik do nauk przyrodniczych") oraz "The Believing Scientist" ("Wierzący naukowiec"), która ukaże się w przyszłym roku. Prof. Barr jest członkiem rady zespołu redakcyjnego poczytnego czasopisma religijnego dla intelektualistów "First Things". W 2007 roku otrzymał Benemerenti Medal z rąk papieża Benedykta XVI, a trzy lata później został wybrany do Akademii Teologii Katolickiej. Razem ze swoją żoną Kathleen mają piątkę dzieci, mieszkają w Newark w Delaware, USA.

Raphael Bousso, profesor fizyki na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley. Najbardziej znany z odkrycia ogólnej relacji między zakrzywioną geometrią czasoprzestrzeni i jej informacyjną zawartością, określanej jako ograniczenie na kowariantną entropię. Relacja ta umożliwiła precyzyjne i ogólne sformułowanie zasady holograficznej, która, jak się uważa, leży u podstaw unifikacji teorii kwantowej z Einsteinowską teorią względności. Prof. Bousso jest również jednym z odkrywców pejzażu teorii strun, który wyjaśnia bardzo małą, ale niezerową wartość stałej kosmologicznej (ciemnej energii). Jego prace doprowadziły do stworzenia nowego poglądu w kosmologii: wieloświata teorii stron.

Kari Enqvist, profesor kosmologii na Uniwersytecie w Helsinkach. W 1983 roku obronił na tej uczelni doktorat, a następnie odbył staże podoktorskie w CERN, University of Wisconsin-Madison i Nordic Institute for Theoretical Physics w Kopenhadze. Swoją karierę naukową zaczynał w dziedzinie fizyki cząstek, zajmując się głównie neutrinami, supersymetrią i fenomenologią superstrun, zanim w całości poświęcił się kosmologii, gdzie najbardziej interesują go kosmiczna inflacja i modele związane z pierwotnymi perturbacjami. Jest autorem 11 książek popularnonaukowych (w języku fińskim) poświęconych nauce oraz naukowemu światopoglądowi.

Katherine Freese, profesor fizyki na University of Michigan w USA, dyrektor Nordic Institute for Theoretical Physics (Nordita) w Sztokholmie. Zajmuje się szerokim zakresem zagadnień w teoretycznej kosmologii i astrofizyce cząstek. Pracowała nad zagadkami ciemnej materii i ciemnej energii, które są głównymi składnikami Wszechświata, oraz nad konstrukcją opisu Wszechświata tuż po Wielkim Wybuchu. Jest autorką książki "The Cosmic Cocktail: Three Parts Dark Matter" ("Kosmiczny koktail: Ciemna materia w trzech częściach"), wydanej w czerwcu 2014 roku przez Princeton University Press. Jej prace były opisywane przez główne media, w tym New York Times. Prof. Freese jest częstym gościem w radio i TV. W 2012 roku przyznano jej doktorat honoris causa na Uniwersytecie w Sztokholmie. Członek American Physical Society, w 2012 roku otrzymała stypendium w fizyce teoretycznej z Simons Foundation w USA.

Juan Maldacena, profesor fizyki w Institute for Advanced Study w Princeton. Urodził się w 1968 roku w Buenos Aires, w 1991 roku ukończył studia w Instituto Balseiro, a pięć lat później doktoryzował się w Princton University. Zanim trafił w 2001 roku do Institute for Advanced Studies, pracował jako profesor na Uniwersytecie Harvarda. Prowadzi badania w dziedzinie kwantowej teorii pola, grawitacji kwantowej oraz teorii strun, zajmował się zastosowaniem idei wywodzących się z teorii strun do kosmologii. Jest szczególnie znany z koncepcji dualności między kwantową teorią pola oraz grawitacją, która wiąże symetrie cechowania, struny i kwantową grawitację.

Leszek Roszkowski, profesor fizyki, kierownik zespołu badawczego w Narodowym Centrum Badań Jądrowych w Świerku. Doktorat otrzymał na Uniwersytecie Kalifornijskim w Davis w 1987 roku, a następnie spędził wiele lat za granicą, w tym na pozycji podoktorskiej w CERN. W 2003 roku został profesorem i kierownikiem grupy badawczej na Uniwersytecie w Sheffield w Wielkiej Brytanii. W 2011 roku powrócił do Polski po uzyskaniu stypendium i grantu na rozpoczęcie nowej działalności naukowej w ramach programu Welcome Fundacji na rzecz Nauki Polskiej. W swojej pracy naukowej prof. Roszkowski koncentruje się na zagadce ciemnej materii we Wszechświecie i próbach jej rozwiązania w teoriach tzw. nowej fizyki (obecnie testowanych w Wielkim Zderzaczu Hadronów LHC w CERN) oraz potencjalnym związkiem z niedawno odkrytym tam bozonem Higgsa. W 1997 roku prof. Roszkowski zorganizował pierwszą konferencję COSMO, rozpoczynając w ten sposób serię corocznych spotkań, które szybko stały się główną konferencją w swej dziedzinie.

Źródło: NCBJ

Archeologia
Archeolodzy odkryli monumentalne konstrukcje kamienne w Karpatach (06-09-2015)

Najstarszy przykład kamiennego muru w dziejach budownictwa na ziemiach polskich, o ponad dwa i pół tysiąca lat starszy od zabytków architektury romańskiej, odkryli krakowscy archeolodzy na Górze Zyndrama w Maszkowicach (woj. małopolskie).

Tak doniosłego odkrycia nikt się nie spodziewał, bo archeolodzy badają stanowisko archeologiczne w Maszkowicach już od początku XX wieku. W wyniku ówczesnych wykopalisk natrafiono głównie na pozostałości osady zamieszkanej od 1000 do 50 roku p.n.e. Archeolodzy z UJ pod kierownictwem dr. Marcina S. Przybyły pojawili się w Maszkowicach w 2010 roku. Niespodzianka czekała na nich pod pozostałościami osady z końca epoki brązu i z epoki żelaza - okazało się, że są tam relikty osiedla starszego o ponad pół tysiąca lat.


Widok na strefę prac archeologicznych na "Górze Zyndrama" w Maszkowicach, w tle panorama Łącka. Łatwo dostrzec sztuczne wypłaszczenie szczytu i stromiznę na wschodnim stoku, kryjącą kamienne fortyfikacje z epoki brązu. Fot. A. Maślak.

"Jego mieszkańcami nie była rdzenna ludność, zamieszkująca Małopolskę od końca epoki kamienia, lecz niewielka, maksymalnie dwustuosobowa, grupa kolonistów przybyłych z południa, z obszarów leżących na terenie dzisiejszych Węgier" - opowiada PAP dr Przybyła.

W polskich Karpatach odkryto już kilka stanowisk archeologicznych związanych z tą społecznością, określaną przez archeologów jako kultura Otomani-Füzesabony. Najlepiej rozpoznana jest obronna osada w Trzcinicy koło Jasła, ale zdecydowanie różni się od tej odkrytej w Maszkowicach. W tej pierwszej nie zastosowano do budowy obwałowań kamieni, ale ziemię i drewno.


Widok na płyty kamienne wyznaczające przejście prowadzące do wnętrza osady, w dolnej części fotografii jeden z bloków z zewnętrznego lica muru. Fot. M.S. Przybyła.

"Z całej Europy Środkowej znanych jest najwyżej kilkanaście tak wcześnie datowanych stanowisk, które posiadają mniej lub lepiej zachowane kamienne fortyfikacje - opowiada archeolog. - W tym czasie wykorzystanie kamienia jako surowca budowlanego jest bowiem typowe dla obszarów śródziemnomorskich. W umiarkowanej strefie Europy, aż do średniowiecza, umocnienia wznoszono z zasady z drewna i gliny".

Naukowców zaskoczył rozmach pradziejowych budowniczych. Wierzchołek naturalnego wzgórza ścięto, tworząc wypłaszczenie o powierzchni 0,5 ha. Z pozyskanych w ten sposób ton gliny na łagodnym wschodnim i północnym stoku góry zbudowany został taras, który dodatkowo jeszcze poszerzył przestrzeń osady. Mur wykonano z dużych, półmetrowych bloków piaskowca spojonych gliną.


Dokumentacja rysunkowa wielkich bloków, tworzących zewnętrzne lico muru. Fot. M.S. Przybyła.

"Dzięki badaniom geofizycznym wiemy, że ciągnął się on na długości około 120-140 m, otaczając całe osiedle od wschodu i północy. Niewątpliwie oprócz pełnienia funkcji muru oporowego, utrudniał on również dostęp do osiedla potencjalnym napastnikom" - dodaje dr Przybyła.

Olbrzymie wrażenie zrobiło w tym roku na archeologach odkrycie w postaci zewnętrznego lica muru oporowego. W przeciwieństwie do wnętrza muru nie zostało ono zbudowane z nieregularnych brył piaskowca, lecz z potężnych dopasowanych do siebie bloków, o długości często sięgającej 1 metra. Część z nich jest regularnie obrobiona w kształt sześcioboków. Do dziś zachowało się miejscami 4-5 warstw ściśle przylegających do siebie kamieni. Biorąc pod uwagę wysokość tarasu oraz liczbę kamieni, które spadły z muru i zostały przez archeologów znalezione poniżej miejsca jego wzniesienia, pierwotna wysokość fasady fortyfikacji mogła sięgać 2,7 m.


Pomiary w miejscu, gdzie na zewnątrz podstawy muru oporowego pojawiły się duże kamienie zsuniętej po stoku, przewróconej na bok ściany zewnętrznej muru. Fot. M.S. Przybyła.

Na stoku, w odległości około 5 metrów od lica muru, system obronny był dodatkowo wzmocniony głębokim na około 1,5 m wąskim rowem o trójkątnym przekroju. Szczęście uśmiechnęło się do archeologów, gdyż udało się im odkryć również pozostałości bramy wejściowej. Ma ona postać wąskiego, blisko półtorametrowego korytarza, przecinającego mur i wiodącego w górę poprzez nasyp gliny, w stronę wnętrza osady. Ściany tego przejścia wzmocnione zostały dużymi płytami piaskowcowymi "zakotwiczonymi" w najniższych warstwach kamieni tworzących mur oporowy.

Wiek założenia archeolodzy szacują na między 1750 i 1690 rokiem p.n.e. na podstawie analiz radiowęglowych - przebadano szczątki organiczne towarzyszące konstrukcjom. Zdaniem dr. Przybyły ze względu na rozmach całej konstrukcji oraz wielkość wykorzystanych do budowy bloków skalnych, jest to dzieło architektury znacznie bliższe rozwiązaniom spotykanym w cywilizacjach epoki brązu w basenie Morza Śródziemnego niż w jakichkolwiek tradycjach kulturowych środkowej i zachodniej Europy. Archeolodzy biorą pod uwagę możliwość, że to stamtąd pochodzi zastosowany know-how.


Widok na północną część archeologicznego odsłonięcia w połowie sierpnia. Na przekroju wykopu widoczny jest mur oporowy z wczesnej epoki brązu, w dnie wykopu ciąg kamieni tworzących najniższą warstwę muru, Fot. M.S. Przybyła.

"Na ten kierunek kontaktów, przynajmniej części mieszkańców prahistorycznej >>Góry Zyndrama<<, wskazywał już fragment stylizowanej figurki ludzkiej - tzw. idola wiolinowego, odkryty przez nas wcześniej. Ten rodzaj statuetek produkowany był masowo w mykeńskiej Grecji oraz na obszarach północnobałkańskich" - dodaje.

Dr Przybyła uważa, że znaczenie odkryć jego ekspedycji jest również istotne z punktu widzenia popularyzacji archeologii Polski. Badacz uważa, że zasadniczy problem z opowiadaniem o archeologii naszego regionu polega na tym, że ślady dawnych osiedli są przeważnie bardzo nieczytelne. W przypadku Maszkowic jest inaczej: "Mówimy o tym, gdzie były domy lub jak szeroka była drewniana palisada, operując czasem przeszłym i odczytując to ze śladów w ziemi trudnych do zrozumienia dla przeciętnego odbiorcy. Na >>Górze Zyndrama<< fortyfikacje istnieją w czasie teraźniejszym: mur z epoki brązu i przecinająca go brama właściwie wciąż stoją w archeologicznym wykopie. Ich funkcje są bez bliższego tłumaczenia zrozumiałe dla odwiedzających nas turystów i lokalnych mieszkańców".

Tegoroczne wykopaliska zakończyły się w zeszłym tygodniu. Archeolodzy zabezpieczyli i zasypali odkryte pozostałości osady. Badacze planują kontynuację wykopalisk w przyszłym roku.

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Archeologia
Starożytna ceramika, fragmenty mostów i statków odnalezione w Wiśle (05-09-2015)

Fragmenty starożytnej ceramiki z okresu kultury łużyckiej i przeworskiej, kamiennych ław z Mostu Poniatowskiego i drewnianą łódź tzw. dłubankę odnaleziono podczas badań archeologicznych brzegów stołecznej Wisły prowadzonych w związku z niskim stanem wody.

Jak powiedział PAP Ryszard Cędrowski z warszawskiego oddziału Stowarzyszenia Naukowego Archeologów Polskich badania są prowadzone w granicach administracyjnych stolicy. Od strony północnej są ograniczone Bielanami i Białołęką, a od południowej - Wilanowem i Wawrem. Ten teren znajduje się bowiem w kompetencjach Biura Stołecznego Konserwatora Zabytków, który zlecił i sfinansował prace.


Warszawa, 27.08.2015. Odsłonięte przez Wisłę elwmwnty starego Mostu Poniatowskiego zburzonego podczas II wojny światowej. (soa) PAP/Jacek Turczyk

Kilkuosobowa grupa archeologów, w skład której wchodzi także m.in. architekt, od 22 sierpnia prowadzi powierzchniowe badania brzegów Wisły.

"Prace są oczywiście związane z niskim poziomem stanu lustra wody i panującą suszą, która odsłania fragmenty terenu na co dzień znajdujące się pod wodą. Widoczne stają się liczne profile rzeczne, kępy, nabrzeża czy łachy piaskowe. I na tych miejscach uwidaczniają się różne przedmioty i konstrukcje. Cześć wrzucona do rzeki tu, inne przyniesione przez wodę" - opowiadał archeolog.

Odnajdowane znaleziska są dzielone przez badaczy na trzy główne kategorie: zabytki archeologiczne, zabytki techniki i przedmioty związane z architekturą.

"Wśród zabytków archeologicznych znalazła się głównie ceramika, szkło czy kafle piecowe. Szczególnie ważnym z naszego punktu widzenia znaleziskiem są elementy ceramiki z okresu starożytnych kultur łużyckich i przeworskich odsłonięte na wysepkach koło Młocin oraz na kępach w rejonie Wilanowa. To ceramika, jak określiliśmy z okresu kultury łużyckiej ok. 700-400 r. p.n.e. i przeworskiej ok. 200-100 r. p.n.e." - relacjonował Cędrowski.

Podkreślił jednak, że znaleziska były posadowione na tzw. wtórnym złożu, czyli zostały przeniesione z innych miejsc przez wodę. "Odnaleźliśmy także fragmenty naczyń oraz przedmiotów szklanych - średniowiecznych i nowożytnych. Wśród znalezisk są również m.in. monety" - dodał archeolog.

Na terenie nabrzeża znaleziono także elementy budowlane. "To zarówno niedokończone elementy z kamieniołomów, jak fragmenty wyrzucone z gruzowisk po wojnie. To m.in. fragmenty nadproży i bazy kolumn z różnych materiałów, takich jak piaskowiec, granit czy marmur" - mówił Cędrowski.

Znaleziono również fragmenty kamiennych ław z Mostu Poniatowskiego. W ramach prac prowadzonych przez dr. Huberta Kowalskiego odkrywane są też elementy XVII-wiecznych dekoracji architektonicznych z Pałacu Kazimierzowskiego zrabowanych w okresie potopu szwedzkiego.

"Jeżeli chodzi o zabytki techniki są to głównie pozostałości z XIX i XX w. np. związane z żeglugą. To fragmenty barki, która może być przedwojennym statkiem wycieczkowym +Bajka+ i innych jednostek wykonane z metalu lub drewna. Wisła odsłoniła także elementy żelazne, będące częściami dawnych mostów jak oceniamy m.in. kolejowego przy Cytadeli. A także drewniane pale, które mogą należeć do dawnego łyżwowego Mostu Ponińskiego zniszczonego podczas powstania kościuszkowskiego. Inne pale to prawdopodobnie część tymczasowego mostu powstałego po wyzwoleniu w 1945 r." - wymieniał archeolog. Wśród znalezisk jest też rama i koła wąskotorowego wagonika, fragment stalowego pontonu i drewniana łódź tzw. dłubanka.

Archeolodzy podkreślają, że widzą spore zainteresowanie mieszkańców prowadzonymi przez nich pracami, reakcje jednak generalnie są raczej życzliwe, czasem ktoś nawet zostawi dla nich na nabrzeżu jakiś znaleziony przedmiot.

Badacze ze swej strony chętnie odpowiadają zaś na pytania o prowadzone prace. Zaznaczają też, że spotykają się również z tzw. poszukiwaczami, jednak nie odnotowali przypadków, by zabierali oni znaleziska. Za pewne zagrożenie uznają ewentualnie złomiarzy, czyli osoby poszukujące metalowych elementów, by sprzedać je w punktach skupu.

Jak wyjaśnił Cędrowski, wiślane znaleziska odkryto podczas pierwszego, terenowego etapu prac, który według planów ma potrwać do piątku. "W drugim etapie zaplanowano opracowanie znalezisk, czyli wyrysowanie, sklasyfikowanie i opisanie, może stworzenia ich bazy. Może to posłużyć do ewentualnych kolejnych badań w przyszłości" - powiedział.

Przedstawiciele Biura Stołecznego Konserwatora Zabytków dodają, że archeolodzy współpracują z Zarządem Mienia m.st. Warszawy przy usuwaniu przeszkód wodnych z dna rzeki. "Planowane jest również wydobycie obiektów o wartości zabytkowej (fragmenty kamiennych ław z Mostu Poniatowskiego, łódź typu dłubanka, wagonik), które ujawniły się w związku z niskim poziomem wody w Wiśle" - napisano w informacji przesłanej PAP. Podkreślono również, że wszystkie znaleziska są ważne pod względem naukowym, jednak decyzja co do ich dalszych losów ma zostać podjęta po zakończeniu badań. "Chcielibyśmy, aby znalazły się w warszawskich muzeach" - zaznaczają przedstawiciele Biura.

Anna Kondek-Dyoniziak (PAP, Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl)

Medycyna
Renesans terapii borowo-neutronowej (BNCT) (02-09-2015)

Reaktor MARIA w Świerku wkrótce zyska nowe stanowiska badawcze. Naukowcy Narodowego Centrum Badań Jądrowych (NCBJ) chcą uruchomić specjalistyczne laboratorium do badań nad wiązkami neutronów epitermicznych. Dzięki temu Polska będzie mogła włączyć się w światowe badania nad terapią borowo-neutronową (BNCT), innowacyjną metodą leczenia nowotworów np. mózgu.

Od dziś do 5 września na Wydziale Mechatroniki Politechniki Warszawskiej odbywa się międzynarodowy kongres z okazji 50-lecia Polskiego Towarzystwa Fizyki Medycznej (PTFM). W trakcie sesji naukowych poruszone zostaną zagadnienia związane z: ochroną radiologiczną, radioterapią, obrazowaniem medycznym, dozymetrią, nanotechnologią, medycyną nuklearną, edukacją, a także nowymi technologiami. Wśród prelegentów swoje wystąpienia będą mieli światowej sławy eksperci, m.in. Hans-Georg Menzel - przewodniczący ICRU (Międzynarodowa Komisja Radiologiczna ds. Jednostek i Pomiarów), Iiro Auterinen - przedstawiciel VTT Technical Research Centre of Finland oraz Akira Matsumura - ekspert w dziedzinie terapii borowo-neutronowej, dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego i Członek Rady Dyrektorów University of Tsukuba (Japonia). Dziś odbywa się satelitarne do kongresu spotkanie sekcji ochrony radiologicznej PTFM z udziałem wspomnianych gości. W kolejnych dniach, zaraz po kongresie, w Krakowie odbędą się warsztaty poświęcone terapii BNCT pod honorowym patronatem Wojewody Małopolskiego.


Na zdjęciu: najwyższy to Iiro Auterinen z Finlandii, po jego lewej - Akira Matsumura z Japonii, a po prawej - Michał Gryziński. Pozostałe osoby to pracownicy NCBJ zaangażowani w projekt.

"Włączamy się w światowe trendy związane z renesansem terapii BNCT, przywracając w Świerku badania związane z tą metoda leczenia nowotworów" - podkreśla prof. Grzegorz Wrochna, dyrektor NCBJ - "polski reaktor MARIA, ze względu na swoje unikatowe właściwości takie jak np. wysoki strumień neutronów, doskonale nadaje się do prowadzenia tak innowacyjnych projektów. Dzięki temu stajemy się wiodącym ośrodkiem naukowym w Europie prowadzącym te nowatorskie badania".

Terapia borowo-neutronowa (BNCT, Boron Neutron Capture Therapy) to metoda skutecznego leczenia niektórych typów nowotworów, w szczególności nowotworów mózgu. Polega na wprowadzeniu do ciała pacjenta stosunkowo bezpiecznego dla zdrowia związku boru. W ramach terapii BNCT radiofarmaceutyk zawierający związki boru przez około 2 godziny osadza się selektywnie w tkance nowotworowej. Następnie chory przez kilkadziesiąt minut napromieniany jest wiązką neutronów epitermicznych, w wyniku czego w tkance nowotworowej atomy boru rozpadają się i powstają cząstki alfa oraz jony litu. Niszczą one komórki nowotworowe, z którymi się połączyły, nie naruszając zdrowych komórek. Dzięki terapii BNCT można leczyć np. glejaki wielopostaciowe, nawracające nowotwory szyi i karku, nowotwory okrężnicy czy czerniaki złośliwe.

Do niedawna niezbędne do przeprowadzenia terapii BNCT były badawcze reaktory jądrowe. Na całym świecie, m.in. w Japonii, Argentynie, Włoszech, Chinach czy Rosji trwają obecnie prace nad wybudowaniem generatora, który mógłby dostarczać niezbędnej wiązki neutronów i mógłby być zainstalowany bezpośrednio w szpitalu onkologicznym. Przewiduje się, że już w przyszłym roku pojawi się pierwsze takie urządzenia.

"Zanim lekarze przystąpią do stosowania terapii BNCT w szpitalach, muszą przejść odpowiednie szkolenia na stanowiskach treningowych i badawczych, które obecnie znajdują się przy nielicznych reaktorach jądrowych. Dzięki temu pod okiem doświadczonych ekspertów fizyki nuklearnej zdobędą niezbędne umiejętności do stosowania tej metody leczenia. To właśnie szansa dla nas" - tłumaczy dr inż. Michał Gryziński, kierownik pracowni dozymetrii promieniowania mieszanego w NCBJ - "W Świerku pracujemy nad tym od zeszłego roku. Naszym atutem jest korzystna techniczna możliwość wyprowadzenia z reaktora wtórnej wiązki neutronów epitermicznych opartej na konwerterze uranowym. Posiadamy w Polsce wysoko cenionych specjalistów w badaniach nośników boru stosowanych w terapii borowo-neutronowej, a na miejscu w Świerku infrastrukturę, know-how i ludzi reprezentujących różne dziedziny, zaangażowanych w ideę badań nad tą terapią. Musimy to wykorzystać!"

W Narodowym Centrum Badań Jądrowych w Świerku realizowany jest projekt "Neutrony H2". W konsekwencji w reaktorze MARIA powstaną dwa nowe stanowiska badawcze. Obecnie trwają prace związane z ich przygotowaniem, remontem pomieszczeń jak również instalacją specjalnego konwertera. Naukowcy ze Świerku szacują, że w przyszłym roku będzie można wyprowadzić wiązkę neutronów empirycznych. Dzięki temu w Polsce będzie możliwe nie tylko szkolenie specjalistów terapii BNCT, ale również prowadzenie badań nad wiązkami neutronów epitermicznych, związkami boru, szukanie optymalnych form planowania terapii, testowanie materiałów osłonnych i przyrządów dozymetrycznych, jak również prace badawcze na hodowlach komórkowych, czy opracowanie metod zwalczania przetrwalników opryszczki oraz pasożytów np. nicieni.

Źródło: Narodowe Centrum Badań Jądrowych w Świerku

Ekologia
Hydrolog: susze takie jak tegoroczna występują co kilka - kilkanaście lat (31-08-2015)

Tegoroczna susza nie jest zjawiskiem ekstremalnym, podobne zjawiska występują co kilka-kilkanaście lat. Brak wody doskwiera nam jednak bardziej niż kiedyś, bo wskutek postępu cywilizacyjnego, z wody korzystamy inaczej - mówi PAP hydrolog dr Damian Absalon.

"Tegoroczna susza nie jest zjawiskiem ekstremalnym. Podobne obserwujemy co kilka - kilkanaście lat. W Polsce takie suche okresy występowały w latach 50. XX wieku, na początku lat 90. i w pojedynczych latach w XXI wieku. Natomiast postęp cywilizacyjny powoduje, że z tej wody trochę inaczej dzisiaj korzystamy. Kiedyś ludzie mieli studnie, korzystali z wody rzecznej, ze źródeł. Dzisiaj ilość wody zużywanej w domach jest zdecydowanie większa niż wtedy. Dlatego brak wody doskwiera nam bardziej, natomiast przyrodniczo zjawisko nie jest bardziej ekstremalne niż kiedyś" - powiedział PAP hydrolog dr Damian Absalon z Uniwersytetu Śląskiego.


Wisła w okolicach Kępy Kiełpińskiej - odcinek między miejscowościami Jabłonna i Nowy Dwór Mazowiecki. Część koryta jest zupełnie wyschnięta. Niski poziom wody odsłonił dno rzeki. Fot. PAP/ Dariusz Radzimierski 21.08.2015

W Polsce największe opady deszczu mamy nie jesienią, jak wydaje się przeciętnemu zjadaczowi chleba, ale w lipcu i sierpniu. "Jeżeli te miesiące są standardowe to opady sięgają 80 mm do ponad 100 mm - w górach. Czasem trafi się jednak taki suchy lipiec i sierpień jak teraz. Dodatkowo przy suchej wiośnie i suchym lecie pojawia się głęboka niżówka na rzekach i występuje susza hydrologiczna. Skutki takiej suszy są obserwowane również w kolejnym roku, bo obniża się zwierciadło wód podziemnych. Jeżeli jeszcze zima nie nadrobi śniegiem, to mamy problem" - wyjaśnia rozmówca PAP.

W tym roku, w niektórych miejscach mamy już do czynienia z suszą hydrologiczną. Jej objawy to obniżony stan wody w rzekach, obniżony stan wód podziemnych, wysychające źródła w górach. "W górach sytuację uspokoiłby spokojny teraz opad deszczu trwający od tygodnia do dziesięciu dni. Na południu Europy pojawiają się niże i jeśli zaciągnie nam wilgotnym powietrzem, to jest szansa na poprawę. Oczywiście wtedy część wody z gór odpłynie i napełni zbiorniki retencyjne. Natomiast sytuacji w Wielkopolsce czy na Kujawach już nie poprawi" - zaznacza dr Absalon.

Patrząc na wieloletnie dane najmniej opadów mają szczególnie Kujawy, bo one leżą w tzw. cieniu opadowym wzgórz morenowych. Dlatego wilgotne powietrze napływające znad Morza Północnego czy Bałtyku przynosi opady przede wszystkim po stronie wybrzeża, ale na Kujawach - po drugiej stronie pasa wzniesień morenowych - już nie. "Tam skutki ekstremalnych zjawisk odczuwa się najszybciej i najmocniej. To w dodatku obszary o bardzo dobrych glebach, nazywane spichlerzem Polski, więc najbardziej cierpi na tym rolnictwo" - przypomina hydrolog.

Jednocześnie Polska ma zdecydowanie mniej wody niż Europa Zachodnia. Jej ilość zależy w dużej mierze od opadów. Polska średnia oscyluje w okolicach 550-650 mm rocznie. Jest też bardzo zróżnicowana przestrzennie. W górach mamy opady rzędu tysiąca milimetrów rocznie, a są też miejsca np. na Kujawach, gdzie wynoszą one około 500 mm, a nawet mniej.

"Klimatolodzy mówią o ekstremalizacji klimatu. Jeżeli ich prognozy się potwierdzą, to w przyszłości możemy spodziewać się lat bardzo suchych, ale też bardzo mokrych. Nie bez znaczenia jest też zjawisko El Nino. Rozwija się ono na Pacyfiku i teoretycznie nie powinno mieć wpływu na zjawiska meteorologiczne w Europie, ale mimo wszystko ma. Zdaniem niektórych, ostatnie silne El Ninio w 1997 roku, spowodowało powódź m.in. we Wrocławiu. Rozwijające się teraz El Ninio jest podobne do tamtego. Jeżeli rzeczywiście okaże się tak groźne, to niewykluczone, że kolejny rok będzie bardzo mokry. Nie chciałbym być złym prorokiem, ale możemy mieć wtedy z kolei problem powodzi" - mówi dr Absalon.

Jego zdaniem, jeżeli potwierdzą się prognozy o radykalizacji klimatu, to nie unikniemy rozbudowy systemu zbiorników retencyjnych. "Nie chodzi o to byśmy budowali wielkie zapory. Powinny zostać zrealizowane - rozpisane kiedyś - programy małej retencji. Zbiornik retencyjny działa w ten sposób, że jeżeli spodziewamy się powodzi to go opróżniamy i czekamy na falę powodziową, natomiast jeżeli mamy do czynienia z suszą, to możemy tę wodę spokojnie ze zbiornika dawkować. Nikt niczego lepszego nie wymyślił. To są najlepsze systemy, które pozwalają nam reagować na powódź, jak i na suszę" - przekonuje dr Absalon.

PAP - Nauka w Polsce, Ewelina Krajczyńska. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Biologia
Bańkowa matematyka pomaga w opisie białek (29-08-2015)

Niektóre białka - m.in. hormon odpowiedzialny za łaknienie - mają kształt lassa. Udało się to opisać polskim naukowcom. Teraz w badaniu tego, jak związki te powstają, pomaga matematyka i... błona mydlana - opowiada PAP matematyk Wanda Niemyska.

"W naszej pracy badamy kształt białek. Niedawno odkryliśmy, że niektóre białka przypominają nieco wyglądem lasso - składają się z pętli i ogona, który jest przeciągnięty przez tę pętlę, a czasem wręcz owija się wokół niej kilkukrotnie" - opowiada doktorantka Wanda Niemyska o pracach zespołu z Interdyscyplinarnego Laboratorium Modelowania Układów Biologicznych Centrum Nowych Technologii Uniwersytetu Warszawskiego. Niemyska, która robi doktorat z matematyki na Uniwersytecie Śląskim, jest laureatką programu INTER FNP. Na swoje badania dotyczące białek lassowych otrzymała 100 tys. zł.

"Na razie przebadaliśmy grupę 2 tys. białek, które posiadają pętle. Okazuje się, że wśród nich ok. 18 proc. - czyli ok. 360 - ma strukturę lassową. Do niedawna nikt nie wiedział, że białka mogą mieć taką postać" - opowiada Niemyska. Takim białkiem lassowym jest np. leptyna - hormon odpowiedzialny za łaknienie.


Leptyna to hormon wytwarzany głównie w białej tkance tłuszczowej (podskórnej). Działa poprzez receptory leptynowe znajdujące się głównie w podwzgórzu. Po związaniu leptyny z receptorami w podwzgórzu, neurony przestają wytwarzać neurotransmiter - neuropeptyd Y, który jest stymulatorem apetytu. W ten sposób hormon ten zmniejsza apetyt oraz pobudza układ sympatyczny. Zaburzenia wytwarzania tego hormonu bądź niewrażliwość receptorów dla tego hormonu prowadzi często do nadwagi i otyłości. Leptyna informuje mózg o zasobach energetycznych organizmu i poziom jej we krwi jest proporcjonalny do masy tkanki tłuszczowej. Jest ona sygnałem, którego "zanik" pociąga za sobą nastawienie organizmu na przetrwanie głodu. Dlatego wtedy organizm rezygnuje z procesów energochłonnych jakimi są reprodukcja, termogeneza, wzrost organizmu itd. Wikipedia

Matematyk wyjaśnia, od czego zależy kształt białka. "Białko na początku jest rozwinięte. Można je sobie wyobrażać, jako nitkę z nawiniętymi koralikami. Potem związek ten zwija się w kłębek, tworząc sobie właściwy kształt" - opowiada badaczka. Wyjaśnia, że dopiero po odpowiednim ułożeniu się w przestrzeni - przyjęciu postaci aktywnej - białko może pełnić swoją biologiczną funkcję. Naukowcy chcą zrozumieć, jak ułożone są białka, co sprawia, że związki te zwijają się prawidłowo i jak zapobiegać ich rozwijaniu. Jeśli bowiem w procesie zwijania coś pójdzie nie tak, białko przestaje dobrze spełniać swoją funkcję. W przypadku nieprawidłowego działania leptyny skutkiem mogą być zaburzenia łaknienia i otyłość.

"W naszych badaniach zastanawialiśmy się, jak opisać strukturę geometryczną białek. I wykorzystaliśmy błony mydlane, które posiadają bardzo ciekawą cechę - układają się w przestrzeni w taki sposób, żeby minimalizować swoje pole i energię" - opowiada Niemyska. Tłumaczy, że o prawdziwych błonach, jakie znamy z baniek mydlanych, nie ma tu oczywiście mowy. Badacze za to komputerowe modele pętli opinają wirtualnymi błonami. Matematyk wyjaśnia, że kiedy pętla jest krótka i ma regularny kształt podobny do kółka, można łatwo zobaczyć gołym okiem, ile razy i jak przechodzi przez nią ogon. Ale nie zawsze jest tak łatwo.

"Często pętla bywa długa i mocno powyginana. A wtedy ciężko rozpoznać, jak ułożony jest względem niej ogon. Nawet po długim wpatrywaniu się w białko jednej osobie może się wydawać, że ogon przechodzi przez pętlę, a innej - że nie przechodzi. Tu potrzeba bardziej obiektywnego opisu" - wyjaśnia matematyk. Dodaje, że rozpinanie między aminokwasami wirtualnej błony mydlanej jest dobrym sposobem, by zdefiniować, co to znaczy, że ogon przechodzi przez pętlę. Dzięki błonie widać dokładnie, jak ułożony względem pętli jest ogon i jednoznacznie można stwierdzić, ile razy przez nią przechodzi.

Niemyska przyznaje, że matematyka nieczęsto bywa kojarzona z zastosowaniami. Tymczasem okazuje się, że chemikom przydaje się ktoś, kto zna się na topologii, geometrii różniczkowej czy algorytmice. "Jako matematyk zastanawiam się, które teorie i twierdzenia matematyczne mogą się przydać w danej sytuacji, a potem tworzę z nich narzędzia dostosowane do rozwiązania konkretnych problemów związanych z białkami" - wyjaśnia.

PAP - Nauka w Polsce, Ludwika Tomala. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Technika
Uniwersalną łódź zaprojektowano na Politechnice Wrocławskiej (28-08-2015)

Ewakuacja rannych, dowóz zaopatrzenia, gaszenie pożarów i służba patrolowa to tylko cześć zadań, które może wykonywać nowoczesna łódź płaskodenna. Zaprojektowana na Politechnice Wrocławskiej może pływać po rzekach, jeziorach i terenach powodziowych. Pokonuje też płycizny i może wpłynąć na plaże.

Łódź zaprojektowaną przez Politechnikę Wrocławską wykonano w całości z aluminium. "Powstające obecnie łodzie aluminiowe są najczęściej budowane z konkretnym przeznaczeniem, a cechą charakterystyczną, a zarazem innowacyjną naszej konstrukcji jest możliwość +elastycznej+ zabudowy i łatwej rekonfiguracji wyposażenia" - mówi pomysłodawca projektu dr inż. Damian Derlukiewicz z Wydziału Mechanicznego Politechniki Wrocławskiej.

Oznacza to, że łódź można przystosować do potrzeb służb ratowniczych, policji, wojska czy straży granicznej. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by zmieniła się ona w łódź typowo turystyczną. Wszystko dzięki ruchomej nadbudowie, którą można w dowolny sposób konfigurować, a nawet całkowicie usunąć.

Zbudowany prototyp przystosowano do potrzeb straży pożarnej. Osiąga prędkość 58 km/h, może przewieźć sprzęt i zaopatrzenie o wadze ok. 1,5 tony. Zamontowano w nim m.in. specjalną instalację zaciągającą wodę do gaszenia pożarów bezpośrednio spod kadłuba.

"Opuszczany trap dziobowy pozwala natomiast na szybką ewakuację poszkodowanych osób. Jest na tyle szeroki, że na pokład może wjechać nawet quad. Łódź nie ma żadnych elementów, które mogłyby się stopić bądź spalić, docelowo wersja dla straży pożarnej wyposażona będzie również w hartowane szyby" - dodaje Derlukiewicz.

Pierwsze testy prototypu odbyły się na zamkniętym zbiorniku wodnym pod Łowiczem. Przeprowadzono wówczas m.in. próby funkcjonalne takie jak zanurzeniowe, przechyłowe, sprawności układów, pływalności, przyspieszenia i zwrotności. Kolejne badania miały miejsce na Odrze podczas pikniku Odra River Cup.

Chociaż łódź nie jest jeszcze gotowa, to już wzbudziła spore zainteresowanie. "O nasz projekt pytali przedstawiciele z Norwegii, a także dolnośląska straż pożarna, której komendant miał okazję nią płynąć" - dodaje Damian Derlukiewicz.

Realizacja całego projektu trwała trzy lata i jest ona wynikiem współpracy Politechniki Wrocławskiej z firmą Rafann. Obecnie przygotowywana jest końcowa dokumentacja, a łódź jest w fazie wdrożenia do produkcji. Jej twórcy planują jeszcze szczegółowe jej przebadanie w programie "Demonstrator". Wniosek w tej sprawie złożyli już do Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Technika
Prąd z fal - polski wynalazek (26-08-2015)

Prosty i efektywny sposób pozyskiwania energii elektrycznej z fal morskich i oceanicznych proponuje prof. dr hab. inż. Bolesław Kuźniewski z Akademii Morskiej w Szczecinie. Uczony zaprojektował zespół prądotwórczy umieszczony na platformie przymocowanej do dna morskiego w pewnej odległości od brzegu, w warstwie falującej wody.

Jak tłumaczy profesor, podwodny zespół prądotwórczy składa się z silnika, generatora elektrycznego i przekładni mechanicznej. Na wirniku silnika zainstalowane są zespoły napędzające, które bezpośrednio z falującej wody pobierają energię do napędu generatora elektrycznego. W ten sposób energia fal morskich przetwarzana jest na energię elektryczną.


TVP

Na wale silnika można zainstalować wiele zespołów napędzających. Jeżeli zmienia się kierunek ruchu falującej wody, jedne skrzydła zmuszone są wyjść z pozycji aktywnej do pozycji pasywnej. Wtedy drugie skrzydła przechodzą w pozycję aktywną i dzięki temu wirnik obraca się w niezmienionym kierunku.

Z wynalazku mogą skorzystać miejscowości nadmorskie, stocznie, porty, mariny jachtowe, platformy morskie, a także właściciele firm produkujących rzeczne i morskie urządzenia nawigacyjne. Zasilanie tych ostatnich bywa problematyczne, ze względu na odległość od istniejącej infrastruktury, a przecież muszą one pracować przez całą dobę.

Silnik zapewnia napęd prądnicy urządzenia energetycznego w sposób ciągły, niezależnie od kierunku przepływających fal morskich. Może być wykorzystany w rozwiązaniu samodzielnym lub układach złożonych. Funkcję napędową mogą pełnić nie tylko fale morskie i pływy, ale także nurt rzek. Elektrownia napędzana silnikiem proponowanego typu ma duży potencjał aplikacyjny.

W porównaniu do aktualnie stosowanych elektrowni produkujących energię elektryczną z fal morskich, rozwiązanie jest znacznie prostsze w konstrukcji, a dzięki temu tańsze i bardziej sprawne. Pracuje wielomodułowo, w układzie poziomym lub pionowym, więc jest bardziej elastyczne w instalacji. Można je zastosować w układach stałych i mobilnych, pływających lub półzanurzalnych. Nie bez znaczenia jest też kwestia wyglądu - szczeciński wynalazek prezentuje się na wodzie bardziej estetycznie niż spotykane układy wielopływakowe.

Zapotrzebowanie na energię w krajach wysokorozwiniętych rośnie. Jednocześnie maleją zasoby paliw kopalnych, a ekologia wymaga pozyskiwania energii z czystych źródeł. Trwa poszukiwanie nowych, efektywnych metod produkcji energii ze źródeł odnawialnych. Jednym z tych źródeł, i jak dotąd nieokiełznanym, są morza i oceany. Ich energia może być pozyskiwana dzięki falowaniu, pływom morskim oraz prądom.

Zdaniem prof. Kuźniewskiego, potencjał fal pod względem mocy jest bezdyskusyjny, a konwersja tej energii na elektryczną jest prosta. Wyzwanie stanowi infrastruktura takiej elektrowni oraz same fale, których wysokość jest zmienna. Niedogodnością aktualnie rozwijanych koncepcji jest skomplikowana konstrukcja wymagająca zastosowania kosztownych pośrednich układów elektromagnetycznych, hydraulicznych lub pneumatycznych.

Technologia przetwarzania energii fal morskich na energię elektryczną napotyka na liczne problemy, między innymi ze względu na złożony proces falowania wody. W literaturze naukowej przyjmuje się, że w monoharmonicznej fali cząsteczki wody poruszają się ruchem okrężnym w płaszczyznach pionowych, równoległych do kierunku propagacji (rozprzestrzeniania się) fal. W praktyce fale wodne są poliharmoniczne, tj. o bardziej złożonym procesie falowania.

Koszty energii elektrycznej z przetwarzania energii fal morskich są obecnie duże, ale zgodnie z prognozami spadną wraz z udoskonaleniem tych technologii, tak jak to było z energetyką wiatrową.

Wynalazek pt. "Zespół prądotwórczy oraz sposób posadowienia w morskiej toni wodnej" został wyróżniony w głosowaniu internautów w konkursie "Eureka! DGP" organizowanym przez Dziennik Gazetę Prawną i promującym najbardziej innowacyjne i rozwojowe polskie technologie.

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl


Archiwum (starsze -> nowsze) [1] [2] [3] [4] [5] [6] [7] [8] [9] [10]
[11] [12] [13] [14] [15] [16] [17] [18] [19] [20]
[21] [22] [23] [24] [25] [26] [27] [28] [29] [30]
[31] [32] [33] [34] [35] [36] [37] [38] [39] [40]
[41] [42] [43] [44] [45] [46] [47] [48] [49] [50]
[51] [52] [53] [54] [55] [56] [57] [58] [59] [60]
[61] [62] [63] [64] [65] [66] [67] [68] [69] [70]
[71] [72] [73] [74] [75] [76] [77] [78] [79] [80]
[81] [82] [83] [84] [85] [86] [87] [88] [89] [90]
[91] [92] [93] [94] [95] [96] [97] [98] [99] [100]
:
 
 :
 
  OpenID
 Załóż sobie konto..
Wyszukaj

Wprowadzenie
Indeks artykułów
Książka: Racjonalista
Napisz do nas
Newsletter
Promocja Racjonalisty

Racjonalista w Facebooku
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365