Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.167.035 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 306 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:

Złota myśl Racjonalisty:
"Nie wiedzieć, czy skutkiem ciepłych burz, ale u nas coraz więcej bałwanów."
Nowinki i ciekawostki naukowe
Rok 2010
 Lipiec (23)
 Sierpień (23)
 Wrzesień (34)
 Październik (20)
 Listopad (24)
 Grudzień (17)
Rok 2011
 Styczeń (34)
 Luty (39)
 Marzec (43)
 Kwiecień (19)
 Maj (18)
 Czerwiec (17)
 Lipiec (19)
 Sierpień (30)
 Wrzesień (29)
 Październik (45)
 Listopad (35)
 Grudzień (24)
Rok 2012
 Styczeń (18)
 Luty (31)
 Marzec (34)
 Kwiecień (12)
 Maj (10)
 Czerwiec (11)
 Lipiec (12)
 Sierpień (9)
 Wrzesień (8)
 Październik (3)
 Listopad (11)
 Grudzień (4)
Rok 2013
 Styczeń (4)
 Luty (4)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
 Maj (6)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (5)
 Sierpień (4)
 Wrzesień (3)
 Październik (3)
 Listopad (3)
 Grudzień (20)
Rok 2014
 Styczeń (32)
 Luty (53)
 Marzec (38)
 Kwiecień (23)
 Maj (45)
 Czerwiec (46)
 Lipiec (36)
 Sierpień (26)
 Wrzesień (20)
 Październik (24)
 Listopad (32)
 Grudzień (13)
Rok 2015
 Styczeń (16)
 Luty (13)
 Marzec (8)
 Kwiecień (13)
 Maj (18)
 Czerwiec (11)
 Lipiec (16)
 Sierpień (13)
 Wrzesień (10)
 Październik (9)
 Listopad (12)
 Grudzień (13)
Rok 2016
 Styczeń (20)
 Luty (11)
 Marzec (3)
 Kwiecień (3)
 Maj (5)
 Czerwiec (2)
 Lipiec (1)
 Sierpień (7)
 Wrzesień (6)
 Październik (3)
 Listopad (5)
 Grudzień (8)
Rok 2017
 Styczeń (5)
 Luty (2)
 Marzec (10)
 Kwiecień (11)
 Maj (11)
 Czerwiec (1)
 Lipiec (8)
 Sierpień (5)
 Wrzesień (8)
 Październik (3)
 Listopad (3)
 Grudzień (3)
Rok 2018
 Styczeń (2)
 Luty (1)
 Marzec (7)
 Kwiecień (9)
 Maj (6)
 Czerwiec (5)
 Lipiec (4)
 Sierpień (0)
 Wrzesień (3)
 Październik (0)
 Listopad (0)
 Grudzień (11)
Rok 2019
 Styczeń (3)
 Luty (0)
 Marzec (1)
 Kwiecień (1)
 Maj (0)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (2)
 Sierpień (8)
 Wrzesień (1)
 Październik (5)
 Listopad (3)
 Grudzień (5)
Rok 2020
 Styczeń (7)
 Luty (1)
 Marzec (1)
 Kwiecień (3)
 Maj (4)
 Czerwiec (1)
 Lipiec (3)
 Sierpień (1)
 Wrzesień (0)
 Październik (0)
 Listopad (0)
 Grudzień (3)
Rok 2021
 Styczeń (3)
 Luty (0)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
 Maj (0)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (0)
 Sierpień (0)
 Wrzesień (3)
 Październik (2)
 Listopad (0)
 Grudzień (0)
Rok 2022
 Styczeń (0)
 Luty (0)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
 Maj (0)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (0)
 Sierpień (0)
 Wrzesień (0)
 Październik (0)
 Listopad (0)
 Grudzień (0)
Rok 2023
 Styczeń (0)
 Luty (0)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
 Maj (0)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (0)
 Sierpień (0)
 Wrzesień (0)
 Październik (0)
 Listopad (0)
 Grudzień (0)
Rok 2024
 Styczeń (0)
 Luty (0)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
Archiwum nowinek naukowych
Wiadomości
Izrael popiera kampanię Orbana przeciw Sorosowi (12-07-2017)

Rząd Orbana sfinansował kampanię bilboardową przeciwko Sorosowi o wartości 19 mln euro. Orban zarzuca najsławniejszemu Węgrowi, że manipuluje procesami demokratycznymi oraz koordynuje proceder nielegalnej imigracji do Europy. Orban mówi, że chce ponownie zobaczyć "oryginalną Unię Europejską" ojców założycieli, a nie obecne Królestwo Brukselskie stworzone przez Sorosa. W ramach kampanii w kraju pojawiły się billboardy z hasłem "Nie pozwólmy, by Soros śmiał się ostatni".

Ponieważ Soros to Żyd, więc jego ludzie rozpętali histerię zarzucającą Orbanowi antysemityzm i organizowanie kampanii antyżydowskich w przedwojennym stylu. Na takie diktum do tablicy poczuła się wywołana Federacja Węgierskich Gmin Żydowskich, organizacja Mazsihisz, która potępiła Orbana. Kręcenie bata antysemickiego spaliło jednak na panewce, ponieważ po stronie Orbana ...stanął Izrael.

Ministerstwo spraw zagranicznych Izraela wydało oświadczenie, że Soros jest słusznym celem krytyki. Odpowiada on także za podminowywanie demokratycznie wybranych władz Izraela tudzież za międzynarodową kampanię wymierzoną w Izrael. W przyszłym tygodniu premier Netanyahu odpowiedzi Węgry.

Wobec takiego obrotu spraw, obrońcom Sorosa nie pozostało nic innego, jak ...oskarżyć rząd Izraela o antysemityzm.

Dlaczego Soros jest problemem? Ponieważ skrajnie upolitycznił ideę praw człowieka, która przestała służyć budowie podmiotowości, wolności i godności jednostek, a stała się maczugą służącą do rozgrywek politycznych obliczonych głównie na cel osłabiania władz politycznych i wzmacniania władz ekonomicznych, zogniskowanych w międzynarodowych korporacjach.

Zdrowie
Weneryczna Europa (11-07-2017)

Polska jest jednym z najczystszych wenerycznie krajów Europy. Przypadki na 100 tys. (dane dla 2014):

Syfilis: 3 w Polsce, 5,1 w UE;

Rzeżączka: 1,3 w Polsce, 10 w UE.

Zawsze gdy pojawiają się tego rodzaju dane, wyjaśnia się je w ten sposób, że dane są zaniżone, bo się ich nie zgłasza. To samo powtarza się o przemocy wobec kobiet: choć wszelkie statystyki pokazują, że w Polsce jest ona niższa niż w innych krajach unijnych, twierdzi się, że wynika to jedynie z niezgłaszania na policję - pomimo że sama Unia publikuje badania opierające się na badaniach wiktymizacyjnych, a więc niezależnych od zgłoszeń policyjnych.

Jeśli zatem przyjmiemy, że w Polsce jest mniej chorób wenerycznych, bo nie jesteśmy tak otwarci jak inny Euriopejczycy, to dlaczego kraje na wschodzie od naszej granicy mają tak dużą skalę chorób wenerycznych? Czy dlatego, że są bardziej świadome niż kraje zachodnie, czy może jednak dane te odzwierciedlają rzeczywistość społeczną?

Choroby weneryczne zależne są od stylu życia i Polska nie jest tutaj jednolita. Mazowsze ma dwukrotnie więcej chorób wenerycznych niż podobnie zaludniony Śląsk. Najniższą zapadalność na kiłę i rzeżączkę ma województwo podkarpackie: pięciokrotnie niższa niż Mazowsze. Tym niemniej nawet najbardziej schorowane wenerycznie mazowieckie wciąż na tle UE jest regionem czystym (kiła: 4,7 Mazowsze, UE: 5,1)

Największymi ośrodkami kiły nieopodal Polski jest Kaliningrad (51,4) oraz Berlin (31).

Warto o tym pamiętać, ponieważ kiła powraca do Europy: Syphilis making surprise comeback in Germany. Także w Polsce, choć wciąz mamy poniżej średniej unijnej, liczba zachorowań wzrasta. Tendencja nie jest więc dobra.

Ekologia
Zmiany klimatu zagrażają pustyniom na całym świecie. Wraca na nie życie (09-07-2017)

Najbardziej suche miejsce na naszej planecie - pustynia Atakama w Chile cała pokryła się kwiatami po historycznych deszczach. Miejsce to jest uznawane za jedno z najsuchszych na Ziemi - roczna suma opadów nie przekracza tam 100 mm, a w niektórych miejscach nie zanotowano nigdy żadnych opadów, od kiedy prowadzone są tam pomiary. Tym bardziej więc zaskakująco prezentuje się morze kolorowych kwiatów.

Więcej: Atacama Desert Blooms Pink After Historic Rainfall

Podobne zjawiska zachodzą na Saharze. Polscy naukowcy, wraz ze swoimi kolegami z Włoch i Anglii, przebadali zmiany w rozkładzie i intensywności opadów w Afryce. Okazało się, że na tle ostatniej dekady Sahara, największa pustynia świata, stała się bardziej wilgotna i zielona. Na zdewastowane przez susze w latach 70. i 80. rejony Afryki Północnej ponownie wraca życie. Ze zdjęć satelitarnych wynika, że roślinność powoli powraca na szeroki pas ziemi, ciągnący się od Mauretanii po Erytreę. Głównym powodem cofania się pustyni są zwiększone opady deszczu w tym regionie. Badacze analizowali rozkład oraz natężenie sumy opadów, na podstawie danych satelitarnych, w subsaharyjskiej części Afryki, na tle ostatnich 10 lat. Następnie porównali je z danymi zgromadzonymi przez amerykańskie Centrum Prognozowania Klimatu (CPC). Otrzymali bardzo szczegółowe mapy wskazujące w których miejscach Czarnego Lądu suma opadów wzrosła, a gdzie obniżyła się, i w jakiej skali. Najciekawsze dane dotyczyły sahelu, czyli obszaru stanowiącego pogranicze Sahary i sawanny. To najbardziej żyzny obszar w Afryce, gdzie mieszka najwięcej ludzi. W Senegalu, Mauretanii, Mali, krajach zachodniej Afryki, Republice Środkowoafrykańskiej i w Etiopii, średnia suma opadów zwiększyła się co najmniej o 30 mm.

Więcej: Sahara coraz bardziej deszczowa i zielona

7 tys. lat temu Sahara była żyzna i zielona. Temperatury były wówczas wyższe o 2-4 stopnie Celsjusza. Jeśli sprawdzą się aktualne modele klimatyczne (wzrost średnich temperatur o kilka stopni), nasza temperatura wróci do poziomu z tzw. optimum klimatycznego holocenu, czyli okresu w którym Sahara była zielona.


Zmiany temperatury w holocenie w skali tysięcy lat BP. Wykres obejmuje wyniki z ośmiu lokalnych pomiarów temperatury. Czarna linia to średnia z tych badań.

 

Historia
I Rzeczpospolita - czyścioch Europy (06-06-2017)

Jest psikusem historii, że Arabowie uchodzą dziś w Europie za brudasów, biorąc pod uwagę europejską historię higieny. Zwyczaj korzystania z łaźni zaginął na Zachodzie wraz z upadkiem Rzymu. Odrodził się w późnym średniowieczu i zamarł wraz z renesansem. Paradoksalnie, odrodził się poniekąd dzięki religii, zamarł dzięki nauce. Łaźnie przywrócili do Europy Zachodniej krzyżowcy, dzięki kontaktowi z wyżej wówczas rozwiniętą i przede wszystkim czystszą kulturą arabską. Zamykanie łaźni zaczęło się po epidemii dżumy, kiedy ówcześni naukowcy ustalili, że mycie skraca życie: spulchnianie skóry i otwieranie porów sprzyjać miało chorobom. W XVI-wiecznym poradniku savoir-vivre radzi się, by nie zabijać przy innych robactwa łażącego po skórze. Z odorem warstwy kulturalne radziły sobie kadzidłami i perfumami, peruki przykrywały zawszawione włosy, zaś puder - brudną skórę.

Na tle Zachodu I Rzeczpospolita była czyściochem Europy. Już 1300 lat temu szczególnie popularne były słowiańskie sauny. Łaźnie były w Polsce popularne zarówno w okresie piastowskim, jak i jagiellońskim. W XVI w. wiele miast polskich miało już wodociągi. XVII-wieczny wiersz opiewa łaźnię pińczowską jako ósmy cud świata. W 1674 francuski podróżnik dziwił się popularnością kąpieli w Polsce. Sytuacja odwróciła się wraz z apogeum popularności kultury francuskiej nad Wisłą. Związany z Francuzką król Sobieski mył się już rzadko, jego luba Marysieńka (czyli pani de La Grange d'Arquien) nie myła się prawie wcale. Król Staś praktykował już w pełni higienę wersalską - nie mył się, lecz perfumował i pudrował. W XVIII wieku zaczęło się też masowe zamykanie łaźni w Polsce. "Myli się Polacy, póki kultura Zachodu ich nie przekabaciła" - pisał przed wojną Tadeusz Dołęga Mostowicz.

Słowiańskie sauny sprzed 1300 lat na ziemiach polskich

Znajomość łaźni parowych rozprzestrzeniła się po Europie Środkowej już ponad tysiąc lat temu dzięki... Słowianom. Nie jest zatem prawdą, że zwyczaj kąpieli upowszechnił się w tej części świata dopiero wraz z powrotem rycerzy z krucjat z Ziemi Świętej - opowiada PAP archeolog Anna Tyniec.

Na terenie Italii już ponad dwa tysiące lat temu wnoszono monumentalne akwedukty, a na terenie Polski w tym czasie brak tego typu konstrukcji. Czy to świadczy o tym, że wówczas w Europie Środkowej nie dbano o higienę i stroniono od kąpieli? Absolutnie nie - odpowiada archeolog Anna Tyniec z Muzeum Archeologicznego w Krakowie.

"W naszej części Europy dostępność wody była zdecydowanie szersza niż chociażby w mateczniku Cesarstwa Rzymskiego - podkreśla rozmówczyni PAP. - Zatem ani Słowianie, ani ludy, które wcześniej mieszały na naszych obecnych ziemiach, nie musiały wcale się natrudzić, aby skorzystać z dobrodziejstw wody". Dostęp do wody był łatwy dzięki gęstej sieci rzek i wielu źródłom podziemnym - więc brak akweduktów nie wynika z zacofania kulturowego, ale innych warunków środowiskowych.

Z badań archeologicznych wynika, że swoje pierwsze osady Słowianie zakładali bardzo blisko rzek, moczarów, terenów podmokłych czy jezior - w dolinach cieków wodnych.

"Tak było aż do połowy XI wieku, kiedy nastąpił okres licznych tzw. powodzi błyskawicznych na skutek zwiększonych i silnych opadów. Przed ich konsekwencjami uciekano na wyższe tereny. Najczęściej są to miejsca lokacji wielu współcześnie znanych nam wsi" - opowiada Tyniec.

Jej zdaniem wskazuje to na bardzo bliską więź wczesnych Słowian z wodą - zwłaszcza do XI w. Z pewnością korzystano z dobrodziejstw wody na co dzień, również do codziennej higieny, po prostu kąpiąc się w jeziorach czy rzekach - uważa Tyniec.

Słowianie wznosili też łaźnie parowe. Z nich zapewne korzystano rzadziej, bo ich uruchomienie wymagało pewnego wysiłku. "Ich relikty archeolodzy odnajdują od bardzo wielu lat, mimo że często z tego faktu nie zdawali sobie sprawy - po prostu w inny sposób interpretowali niektóre swoje odkrycia" - dodaje specjalistka.

Jak wyglądały takie instalacje? Były to niewielkie kwadratowe w planie, lekko zagłębione w ziemię budynki o długości ścian sięgającej ok. 3,5 m. Wykonywano je w technice zrębowej, polegającej na poziomym układaniu belek drewnianych i ich łączeniu w narożach. Wewnątrz archeolodzy odkrywają najwyżej pojedyncze fragmenty naczyń, mimo to często określają je jako domy mieszkalne. "Jednak już sama wielkość wskazuje, że musiały służyć w innym celu" - wskazuje badaczka.

Do narożników budynku wnoszono duże, rozgrzane w paleniskach kamienie. Następnie polewano je wodą - na takiej samej zasadzie działają współczesne łaźnie fińskie. Archeologom znane są nawet przykłady specjalnych "platform", na których kamienie były umieszczane.

"Naszą interpretację potwierdzają badania kamieni w przypadku słowiańskiej osady w Brzeziu. Okazuje się, że granitowe głazy były zmienione termiczne. Miejsce ich odkrycia nie nosiło śladów palenia ognia" - dodaje archeolog.

Znaleziska w postaci takich konstrukcji pochodzą z terenów Polski już z VIII-X w.

"Zatem to Słowianie doprowadzili do rozpowszechnienia się w Europie Środkowej tradycji mycia się w łaźniach parowych. Długo sądzono, że renesans zwyczaju kąpieli upowszechnił się nad Wisłą dopiero wraz z powrotem do Europy rycerzy z krucjat do Ziemi Świętej. W świetle najnowszych badań nie jest to do końca prawda" - dodaje Tyniec.

W sukurs badaczce przychodzą relacje podróżników arabskich pochodzące z tamtego okresu. Szczególnie przemawia do wyobraźni tekst Ibrahima Ibn Jakuba, który odbył ok. 965 r. podróż do Niemiec i krajów zachodniosłowiańskich. Opisał on konstrukcję wykonaną z drewna, której szpary zatykane są mchem. Wewnątrz "budują piec z kamienia w jednym rogu i wycinają w górze na wprost niego okienko i zamykają drzwi domku. Wewnątrz znajdują się zbiorniki na wodę. Wodę tę leją na rozpalony piec i podnoszą się kłęby pary" - relacjonował.

"Budynki częściowo zagłębione w ziemię nie były powszechnie znane poza Europą Wschodnią i Środkową, toteż autorzy arabscy uznawali je za coś wyróżniającego budownictwo Słowian" - wyjaśnia Tyniec.

W relacji Ibrahima Ibn Jakuba znajduje się też ważne spostrzeżenie dotyczące aspektów zdrowotnych łaźni używanych przez Słowian. Podróżnik stwierdził, że po zażyciu "kąpieli" użytkownikom "domków" "otwierają się pory i wychodzą zbędne substancje z ich ciał. Płyną z nich strugi potu i nie zostają na żadnym z nich ani śladu świerzbu czy strupa."

Zdaniem Tyniec oznacza to, że zapewne wskazane dolegliwości skórne Ibn Jakub zaobserwował u innych ludów ówczesnej Europy, ale nie u Słowian.

O bliskości Słowian ze środowiskiem wodnym świadczą podania zapisane w literaturze romantycznej na temat różnych bóstw lub stworzeń fantastycznych zamieszkujących jeziora czy bagna - utopców czy rusałek.

"Zapewne wiele z nich pochodzi nawet z czasów średniowiecza, co dodatkowo wzmacnia przekonanie o bardzo bliskiej zażyłości dawnych Słowian z rzekami i jeziorami - podsumowuje krakowska archeolog.

PAP - Nauka w Polsce

O łaźni w Encyklopedii Staropolskiej (1900) Zygmunta Glogera

Łaźnia. Arab Al-Bekri, opisujący w X i XI wieku Polskę i Słowian, powiada, iż nie znają kąpieli, "lecz budują sobie dom z drzewa i zatykają szczeliny jego żywicą, służącą im także zamiast smoły do korabiów. W domu tym czynią ognisko z kamienia w jednym kącie i na samym wierzchu nad ogniskiem robią otwór dla wypuszczania dymu. A skoro ognisko się rozpali, zamykają okno i zapierają drzwi domu. Mają tam naczynia do wody, którą polewają ognisko dla wytworzenia pary. Każdy z nich ma wiązkę suchych wici, któremi w ruch wprawiają powietrze i przypędzają do siebie. Wtedy cieką z nich rzeki potu i otwierają się ich pory, a co jest zbytecznego, wychodzi z ich ciała i na żadnym nie zostaje śladu krost ani wrzodów".

Po tej najdawniejszej wiadomości o łaźni mamy najstarszą kronikę polską Marcina Gallusa, piszącego o Bolesławie Chrobrym, iż młodzieńców, których chciał napomnieć lub ukarać, do łaźni królewskiej kazał wołać i tam im dawał przestrogi, nieraz sam chłostał, potem obdarzał i do domu odsyłał. Szajnocha, pisząc z tego powodu o Marcinie Gallu, powiada, iż umie on przy każdym wypadku przytoczyć jakąś facecję. Oto obaj Bolesławowie uderzają mieczem w złotą bramę kijowską. Bolesław Śmiały, przyrzekając opiekę Wiel. ks. kijows. Izasławowi, targnął go za brodę, Chrobry sprawia łaźnię możnym młodzianom. Każda z tych przypowiastek zawiera pewien szczegół prawdziwy, lecz prawda ta miała inne znaczenie niż w ustach kronikarza. I tak uderzenie orężem w bramę było przyjętym w średnich wiekach znakiem symbolicznym uroczystego wzięcia w posiadłość. Targnięcie za brodę było symbolem przyjmowania kogoś w swoją opiekę. Łaźnia Chrobrego miała również raczej symboliczne niż rzeczywiste znaczenie. Uchodzi ona za akt kary cielesnej, ale któż zechce wierzyć naprawdę, żeby potężny i wielce przykładny król własnoręcznie chłostał poddanych. Obrzęd kończy się podniesieniem młodzieńców do wyższego stopnia godności i wesołym powrotem do domu. Z całej powiastki widać, iż mniemana chłosta łazienna przynosiła więcej chluby niż ujmy i rzeczywiście miała ona symboliczne znaczenie jakiejś czci wyrządzanej. Jakoż istotnie przed pasowaniem rycerskiem na zachodzie Europy miewała miejsce uroczysta kąpiel, zwłaszcza w Anglii, gdzie z powodu obrzędowego znaczenia tej łaźni rycerskiej powstał osobny order "łazienny", po dziś dzień istniejący, a trzykrotne uderzenie orężem po ramieniu i "policzek rycerski", "ostatni w życiu rycerza", mogły nieobeznanym z ceremonją prostaczkom wydawać się naprawdę karą cielesną. Wszystkie okoliczności przytoczone przez Gallusa stwierdzają domysł, że łaźnia Chrobrego była symbolem zaszczytu rycerskiego. Epoka Bolesława Chrobrego była o wiele mniej barbarzyńską i rubaszną niż powszechnie mniemamy. Bol. Chrobry, waleczny i pobożny, zaprzyjaźniony z mężami wielkiej świętobliwości, jak św. Wojciechem i św. Brunonem, otoczony dworem przykładnego rycerstwa, miał stosunki z Anglją rządzoną długo przez jego szwagra Swena i siostrzeńca Kanuta.

Używanie łaźni należało do codziennych i ulubionych potrzeb życia u Polaków i na Rusi. Wielki ks. Witold do łaźni chodził prawie codziennie. Jagiełło używał łaźni co dzień trzeci. Papież Eugenjusz IV, na żądanie Świdrygiełły, pozwolił mu dla zdrowia nawet w niedzielę sporządzać łaźnię. Zygmunt I chodzi do łaźni i kąpieli w każdą sobotę. W podróży nawet, choćby w miasteczku lub wiosce każe odszukać sobie łaźnię i w niej ciało swoje wystawia na działanie pary lub ciepłej wody. Syn jego Zygmunt August był ostatnim z królów polskich zwolennikiem tej kąpieli staropolskiej. Po nim Walezjusz, francuz, Batory, siedmiogrodzianin, Zygmunt III, wychowany w Szwecyi, kąpali się w wannach. Marcin Kromer pisze: "Polacy latem i zimą dla obmycia i pokrzepienia ciała lubią łaźnie i cieplice, których oddzielnie niewiasty, oddzielnie mężczyźni zażywają." Górnicki w "Dworzaninie" taki daje obraz łaźni polskiej: "Jako do łaźni pospolitej kto wnidzie, ten musi cierpieć wiele niewczasów: gdzie jeden się maże gorzałką z mydłem, drugi maścią od urazu, więc ten puszcza bańki, a ów zasię siecze się winnikiem, zasię jeden woła: zalej, a drugiby rad, żeby drzwi uchylono." W wieku XVI każdy możniejszy mieszczanin lwowski miał w domu swoim własną łaźnię. Nie używać łaźni znaczyło sprawić wielkie umartwienie ciału. Żacy szkolni chodzili ze światłem i śpiewem z księżmi do chorych, za to miewali (jak panujący) prawo uczęszczania darmo do łaźni miejskich. Ślad łaźni publicznej w Warszawie mamy już za Janusza starszego, księcia mazowieckiego w r. 1376. Panowie budowali sobie łaźnie przy swoich zamkach i pałacach. W XVII w. słynęła dziwami swego urządzenia łaźnia pińczowska Wielopolskich, której opis wierszowany, jako ósmego cudu świata, wyszedł w oddzielnej broszurze, zapewne nagrodzony i wydany kosztem ówczesnych dziedziców Pińczowa. Wodotrysk w rodzaju dzisiejszego prysznica tak jest w tej łaźni opisany:

Kiedy się tkniesz rzeczy jednej,
 Puści się deszcz niepodobny
Z góry i ze ścian, z pawimentu
 I z każdego instrumentu,
Który w sobie wodę nosi,
 Co trzydzieści wód przenosi.
Statua kamienne stoją
 I te dziwne rzeczy broją i t. d.

Jeszcze w XVII w. każde miasteczko, dwór szlachecki i wieś, miały własną łaźnię sposobem staropolskim urządzoną, t. j. izbę w budynku drewnianym z piecem i ogniskiem, gdzie na rozpalone kamienie lano wodę. W opisie łaźni pińczowskiej wymienione są:

Nawet i wszystkie wierzchnice,
 Także też przy niej cieplice,
Pieca kamionki nie widać...

Łaźnie miejskie wydzierżawiały magistraty łaziebnikom lub balwierzom. Zajmowanie się jednak łaźnią poczytywano za uchybiające powadze cyrulika, przeto cech cyrulicki w Zamościu, (zawiązany r. 1622), rozpoczyna ustawę swoją od zastrzeżenia: "Żaden do tego cechu nie może być przypuszczony, któryby łaźnią trzymał, w łaźni robił, albo się w łaźni tego rzemiosła uczył, ażby cech przejednał." Zatargi łaziebników z cyrulikami powtarzały się dość często, osobliwie kiedy który z łaziebników wbrew prawu miednice nad drzwiami w ulicy wywiesił, i kończyły się skazaniem winnego na grzywny i zdjęciem godła cyrulickiego. Niekiedy cech z cechem występowały wprost do walki. Tak np. w Wilnie po sporach i kłótniach zawarto r. 1722 "konwencję", do której obie strony stosowały się przez lat 38, dopóki nie został starszym w cechu cyrulików "sławetny Marcin Mazurkiewicz" i nie rozpoczął prześladowania łaziebników. Zrzucano im szyldy, odmawiano uczniów i zabierano instrumenta. Sam Mazurkiewicz, zebrawszy raz czeladź i uczniów cyrulickich, wpadał do łaziebników i groził biciem lub "kańczukował", a niejakiemu Kozłowskiemu przed izbą sądową nos obciął. Uciśnieni podawali skargi do magistratu, pisząc w nich, że "z jednej tylko krwi puszczania i brzytwy siebie, żony i dzieci prowidują". W odnowionej nareszcie konwencyi zastrzeżono, aby łaziebnicy po klasztorach, pałacach, kamienicach, dworach i domach z instrumentami nie chodzili, panów szlachty i innych osób pod żadnym pretekstem nie golili i recept nie dawali, a tylko ludzi w łaźniach obsługiwali i pacjentów, do ich domów przychodzących. Wszakże dla wiadomości publicznej i dystynkcyi profesyi swojej, mogą mieć na znak konfraternii swojej, "jako przy kościele ojców bonifratellów tutejszych, pod tytułem św. Krzyża będącym, fundowanej, figurę krzyża czerwonego na blasie biało malowanej z wyrażeniem pod nim dwuch baniek cyrulickich, przy łaźniach i mieszkaniach swoich na drążku czerwono malowanym wywieszoną lub do ściany mieszkalnej przybitą." (Dr. Fr. Giedrojć "Ustawy cechów cyrulickich w daw. Polsce", Warsz. r. 1897). Ostateczny upadek i zaniechanie powszechne łaźni staropolskich nastąpiło w dobie saskiej. Pozostały tylko przysłowia: 1) Sprawić komu łaźnię (lub suchą łaźnię). 2) Dać ścierkę po łaźni. 3) Im kto w łaźni wyżej siedzi, tem się więcej poci. 4) Obdarty, jak łaziebnik.

Francja-elegancja?

- Francja - elegancja? No cóż, tylko powierzchownie. To tam właśnie panował największy brud i strach przed wodą. Kąpiele były zabronione do siódmego roku życia, w obawie o jej skutki - wierzono, że nawet śmiertelne. Dorośli ludzie najczęściej mieli na koncie cztery do pięciu kąpieli w życiu. Skoro nie myto się, trzeba było wymyślić inne sposoby oszukania otoczenia i samych siebie. I tu przychodzą na myśl właśnie filmowe obrazy. Filmowe postaci z tamtej epoki wyglądają z reguły elegancko i z przepychem - taki był cel ludzi w szesnastym, siedemnastym wieku. Kilka warstw odzieży i wylewane całe flakony perfum, aby smród niemytego ciała nie miał szans przebicia się na zewnątrz. Twarze pudrowano, aby przysłonić warstwy brudu, a pełne wszy i pcheł włosy zakrywano perukami. - mówią Adam Bujny, współtwórca Muzeum Mydła i Historii Brudu oraz Martyna Rafińska, kierownik Muzuem.

Ten sam, co perfumy cel miało kościelne kadzidło. Św. Tomasz z Akwinu zalecał używanie w kościele kadzideł, by tłumiły fetor, który może "wzbudzać odrazę".

- To Europa Środkowa i Wschodnia należały do tych najczystszych. W czasach, gdy w Europie łaźnie zamykano z powodu szalejących epidemii, ludzie chodzili myć się nad jeziora czy do rzek. Polska szlachta na Zachodzie długo uchodziła za dziwaków z powodu swoich upodobań do korzystania z wody - mówią Bujny i Rafińska.

W Gnieźnie odkopano szczątki łaźni z czasów Chrobrego - wybudowanej z bierwion na powierzchni ziemi, z podłogą wyłożoną płaskimi kamieniami, na których w jednym kącie rozpalano ogień. W Gdańsku w pobliżu łaźni z połowy XI w. znaleziono pęki brzozowych rózeg, którymi uderzano się w czasie kąpieli. Na polskich ziemiach łaźni przybywało. Z czasem były to już murowane domy. Stały tam kadzie i wanny, a myto się potażem z popiołu drzewnego zwanym zołą. Podczas zjazdu krawców śląskich w Świdnicy w 1361 roku postanowiono między innymi: "Każdy czeladnik powinien chodzić ze swym mistrzem do kąpieli, a nie wysyłać innego czeladnika za siebie, a jeśli mistrz jakiemuś czeladnikowi na to pozwoli, ten będzie winien cztery funty wosku.

- Nic dziwnego, że polscy magnaci bywali zgorszeni widząc, że zwykłą sprawą na francuskich dworach jest załatwianie potrzeb na korytarzach, czy w kominku - mówi dr Dąbrowski. - Dotyczyło to obojga płci. Wędrujący dwór królewski, gdy smród stawał się nie do wytrzymania, po prostu przenosił się do kolejnego zamku.

Odwiedzający nas w 1674 r. Francuz de Hauteville dziwił się: "Mimo, że w Polsce panuje wielkie zimno, kąpiele są tam bardzo popularne i nie ma tam lepszego domu, który by nie posiadał łazienki. Każde miasto posiada publiczne łaźnie. Damy i ich córki kąpią się co miesiąc. Zwyczaj ten pochodzi zapewne stąd, że wszystkie dzieci w Polsce kąpie się dwa razy dziennie od ich urodzenia aż do osiągnięcia wieku dwóch lat".

Lekarz króla Jana III Sobeskiego, Bernard O'Connor w wydanej w roku 1698 książce History of Poland, podaje, że lekarzy jest w Polsce niewielu, ponieważ Polacy wyróżniają się na tle innych narodów, jak Szwecja, Rosja czy Niemcy, szczególnie dobrym zdrowiem i mniejszą liczbą chorób. Polacy nie rozwijali medycyny, bo pielęgnowali zdrowy tryb życia i konsumpcji.

W XVI w. wiele polskich miast posiadało jeszcze wodociągi, na ulicach był bruk i dbano o ich czystość. Wszystko to podupadło bardzo po wojnach drugiej połowy XVII w. W XVII-wiecznej Warszawie istniały co prawda łaźnie publiczne, ale korzystanie z nich nie było tanie. Darmowe kąpiele przysługiwały jedynie zakonnikom i funkcjonariuszom miejskim. Bywało więc, że możni w ramach dobroczynności opłacali kąpiel pensjonariuszom przytułków. Co ciekawe, jeszcze trudniej w owych czasach było o kąpiel w Amsterdamie, gdzie działała ledwie jedna publiczna łaźnia! Ironią losu jest zatem, że to nie Holendrzy, a Polacy wnieśli jeden z najsławniejszych symboli do światowego panteonu brudu. Chodzi o kołtun polski, znany w całym cywilizowanym świecie pod łacińska nazwą plica polonica. Ów kłębek brudnych, sfilcowanych i zarobaczonych włosów był pierwotnie atrybutem chłopa. Szybko jednak moda upowszechniła się w Europie, a jej propagatorem i praktykiem był między innymi król duński Christian IV. Obyczaj pozostawiania kołtuna wywiedli Polacy od plemion germańskich, bynajmniej nie z przyczyn estetycznych, ale z przesądu, jakoby usunięcie go narażało człowieka na choroby i opętanie. Choć kampania zwalczania kołtunów rozpoczęła się już w połowie XIX wieku, jeszcze przed wojna można go było bez trudu spotkać na wsi małopolskiej. Świetnie zachowany 1,5-metrowy kołtun pochodzący z XIX wieku oglądać można w Muzeum Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Masowe zamykanie łaźni publicznych zaczęło się na dużą skalę w naszym kraju w wieku XVIII, w apogeum wpływów kultury francuskiej w Polsce.

Tadeusz Dołęga Mostowicz: Jak Zachód przekabacił Polskę czyli tajemnica łaźni

W czasie wojny z bolszewikami zaprzyjaźniłem się z pewnym oficerem francuskim. Był to człowiek inteligentny, poza swoją adwokaturą, którą sprawował w cywilu w jednem z zachodnich miast Francji, interesował się historją, studiował literaturę - słowem musiał wyróżniać się wśród kapitanów wogóle, a wśród kapitanów francuskich w szczególności znacznie mniejszym stopniem ignorancji.

Podczas jednej z naszych długich rozmów mój Francuz, któremu naogół Polska bardzo się podobała, zaczął narzekać na brak w naszym kraju zamiłowania do czystości fizycznej, na brak łazienek w wielu domach, na zupełny ich brak we dworach i w miasteczkach. Na zakończenie pocieszał mnie jednak tem, że kultura Zachodu szybko zostanie przez nas przyjęta i jako pierwszy postęp przyniesie nam łazienki, bowiem miarą poziomu kulturalnego danego kraju, jest jednak naprawdę ilość zużywanego przezeń mydła.

- A czy widział pan - zapytałem - w Warszawie park i pałac nazywający się "Łazienki"?

- Owszem. Nawet dowiedziałem się, że nazwa ta pochodzi od tego, że ostatni wasz król Stanisław August urządził tam pokój kąpielowy, co było takiem w Polsce curiosum, że aż cały pałac nazwano Łazienkami.

- Myli się pan - odparłem - Stanisław August nigdy się nie kąpał. Nie mył się wogóle. Jedynie przy jedzeniu płukał w wodzie końce palców.

- Niemożliwe! Skądże zatem nazwa?

- Nazwa? - rzekłem skromnie - nazwa prawodpodobnie przechowała się z XII-go wieku od wielkiej łaźni, jaką na tem miejscu została wzniesiona przez książąt Mazowieckich.

Wersal i barbarzyńcy

Francuz był zdumiony. Gdy opisałem mu jak odbywał swoją toaletę król Staś, jak zamiast wody używał pudru, którym go codziennie "obdmuchiwali" przy pomocy specjalnych miechów dwaj pokojowcy i dodałem, że ten rodzaj higjeny przyniesiony został żywcem z Wersalu - oniemiał.

Wiedział, że w Europie zapatrzonej w Wersal, ślepo naśladującej świetny dwór Ludwika XIV wytworni ludzie używali specjalnych młoteczków do zabijania insektów, że mieli specjalne grabki do skrobania się po ich ukąszeniach, ale nie wiedział, że ta wykwintna Europa z tymże Wersalem na czele nie używała wcale kąpieli.

Tem bardziej nie wyobrażał sobie, że "barbarzyńscy słowianie" przestali się myć dopiero pod wpływem zabawnej kultury Zachodu.

A przecie nie jest to fantazją. Historja mówi nam, że Leszek Biały został zabity w łaźni w roku - 1227-mym! Historja wspomina, że Mieszko pierwszy wraz z małżonką Dąbrówką codziennie kąpał się w łaźni, a Bolesław Chrobry tam karał swoich dworzan "siekąc ich "wienikiem", czyli pękiem brązowych gałązek, używanych powszechnie do... masażu przy parowych kąpielach jeszcze w czasach legendarnych. Opisuje to ojciec historji Słowian kronikarz Nestor w podróży św. Andrzeja.

Zatem barbarzyńscy Słowianie myli się i to myli się codziennie, podczas gdy na Zachodzie jedynie kobiety najwyższych sfer brały kąpiele i to jedynie kosmetyczne (w mleku, w wywarach - nigdy w wodzie!), a mężczyźni nie myli się nigdy. Ponieważ zaś nie znano wówczas mydła do prania ubrań używano moczu zwierzęcego, (u nas ługu!), co wytwornym szatom dawało sympatyczny aromat. Można sobie wyobrazić jak pachniała kulturalna Europa niemytych ludzi aż do rewolucji francuskiej!

Przekabacili

Podróżnik włoski, opisujący Polskę XV-go wieku, wyraża się dość lekceważąco o obyczajach noszenia przez Polaków długich szat. "Poleny nie noszą nogawic i kabatów". Istotnie kabaty, czyli coś w rodzaju majteczek, do których przypinały się sukienne nogawice, sięgające pachwin nie chciały przyjąć się u nas, chociaż od końca XIII-go stulecia były już w Europie powszechne. Niemców przyjeżdżających na dwór Wawelski w kabatach w r. 1396-tym kroniki nazywają "pludrami", a jeszcze w końcu XVI-go wieku księża wyklinają z ambon tych, co zaczęli nosić kabaty, czyli dali się "przekabacić". Pokazywanie nóg uchodziło za grubą nieskromność, a nawet rycerz zaraz po zejściu z konia okrywał zbroję opończą.

W barbarzyństwie tem trwała Polska długo, a tymczasem nie przestawała się myć.

Tenże podróżnik włoski ze zdumieniem zaznacza, że każdy szlachcic i mieszczanin bogatszy ma w domu łazienkę, a biedniejsi do ogólnych kąpielisk chodzą.

Jak namiętnie używano kąpieli, świadczy fakt, że biskupi wydali zakaz używania łaźni w dni świąteczne, a brat Władysława Jagiełły, chcąc się kąpać nadal codziennie, musiał na to uzyskać dyspensę od Ojca św. Eugenjusza IV-go.

Że zamiłowania te nie zmniejszyły się z biegiem wieków, świadczą liczne dokumenty. U Kochanowskiego, u Reja, u Jana Chryzostoma Paska, u Gołębiowskiego znajdujemy liczne o łaźniach wzmianki. W listach Zygmunta Starego i Zygmunta Augustą również.

Myli się Polacy, póki kultura Zachodu ich nie przekabaciła.

Mens sana...

Zdrowi byli, dzielni i mądrzy. Czystość fizyczna szła w parze z czystością obyczajów i ze zdrowiem duchowem. Mens sana in corpore sano. Życie było bujne, polityka mądra, dobrobyt wszystkich warstw imponujący. Potęga państwa rosła.

Oczywiście nie popełnię nonsensu, przypisując to wszystko wpływowi... łaźni. Nie ulega jednak wątpliwości, że łaźnia, jako współczynnik obyczajności ówczesnych pokoleń, był jednym z rysów charakterystycznych odrębności plemiennej, że cechował własną oryginalną kulturę, którąśmy przecież posiadali.

Dopiero narzucenie nam mody obcej, dopiero zaaklimatyzowanie się u nas obyczaju zagranicznego datuje początek upadku wewnętrznej jędrności społeczeństwa, a co za tem idzie, początek diminuenda w mocarstwowym rozwoju Rzeczypospolitej.

Jak stwierdza lekarz Jana III-go Anglik Konwer, król już tylko zrzadka łaźni używał, a Marysieńka, (Francuska) "nunquam vel raro", a taksamo i dworzanie i szlachta.

Do pierwszych lat osiemnastego wieku przetrwała tylko jedna łaźnia publiczna w... Poznaniu.

Tak Zachód przekabacił Polskę.

Porozbiorowe kroniki milczą już jak zaklęte o łaźniach. Ludzie myją się zrzadka i niechętnie. Dopiero od połowy XIX-go wieku w bogatych domach zaczynają zjawiać się wanny i łaźnie publiczne.

Od czasu odzyskania niepodległości liczba ich się zwiększa, chociaż po dziś dzień Warszawa np. ma zaledwie jedną trzecią część mieszkań z pokojami kąpielowemi.

Przyszły historyk naszej obyczajności będzie jednak mógł zanotować niewątpliwy fakt istnienia w naszych czasach łaźni, i to łaźni kolosalnych, labiryntowych, skoro w jednej z nich mógł zaginąć generał Zagórski.

ABC, 11.07.1930, Rok 5, Nr 190.

Czytaj więcej: Sarmaci najczystszym narodem chrześcijańskiej Europy. Brud w XVI-XVII wiecznej Europie

Archeologia
Pod górą Cergowa odkryto skarb z egipskimi paciorkami sprzed 2,5 tys. lat (29-05-2017)

Skarb sprzed 2,5 tys. lat odkryto w Lubatowej k. Krosna w Beskidzie Niskim. "Znaleziono m.in. bransolety z brązu, szklane paciorki i fragmenty naczyń" - powiedział w czwartek PAP dyrektor Muzeum Podkarpackiego w Krośnie Jan Gancarski.

"W ostatnich dniach do naszego muzeum przyniesiono bransoletę z brązu. Osoba, która przyniosła wskazała również miejsce, gdzie znalazła pochodzący z V wieku przed narodzeniem Chrystusa przedmiot" - wyjaśnił Gancarski.

Archeolodzy z krośnieńskiego muzeum przebadali ten teren. Natrafiono na kolejne dwie bransolety z brązu o kilku zwojach. Znaleziono również dziewięć całych i fragmenty ośmiu szklanych paciorków. Wszystkie paciorki mają oczkowate kształty, tzw. pawie oczka. Odkryto też fragmenty ozdób z brązu oraz dwa fragmenty naczyń. Jedno z nich było naczyniem służącym do warzenia soli.

"Zabytki pochodzą z początków epoki żelaza. Należy je łączyć z kulturami zakarpackimi, które z południa przenikały wtedy na ziemie dzisiejszej Polski. Zostały wykonane daleko od miejsca ukrycia skarbu" - dodał Gancarski.

Zwrócił uwagę, że szczególną wartość mają szklane paciorki. "Na Podkarpaciu mamy bardzo mało takich przedmiotów. Nie można wykluczyć, że zostały wytworzone np. w Grecji, czy nawet w Egipcie" - zaznaczył.

Gancarski podkreślił, że gdyby nie osoba, która znalazła bransoletę archeolodzy do skarbu prawdopodobnie nigdy by nie dotarli. "Był zlokalizowany w głębokim lesie, na stromym zboczu strumienia. Mógł w każdej chwili ulec zniszczeniu, bo jest to teren osuwiskowy" - podkreślił.

Przedmioty pochodzące ze skarbu z Lubatowej będzie można jeszcze w tym roku oglądać w Muzeum Podkarpackim. (PAP, Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl)

Więcej: Egipskie paciorki nad Bałtykiem

Ewolucja
Miejscem narodzin człowieka była Europa Środkowa, nie Afryka, mówią najnowsze badania (24-05-2017)

Według aktualnych teorii linie małp człekokształtnych i człowieka rozeszły się ok. 5-7 mln lat temu w środkowej Afryce. Nad rzeką Azmak w Bułgarii odkryto jednak szczątki przodka człowieka starsze niż jakiekolwiek afrykańskie. Tzw. brakujące ogniwo odnalazło się w Europie. Historię ewolucji człowieka trzeba napisać na nowo. Do takich wniosków doszły dwa międzynarodowe zespoły naukowców z Bułgarii, Grecji, Australii, Francji, Kanady i Niemiec - jeden z Centre for Human Evolution and Palaeoenvironment Uniwersytetu w Tybindze pod kierunkiem profesor Madelaine Böhme, drugi zaś z Bułgarskiej Akademii Nauk pod kierownictwem profesora Nikołaja Spassova. Wyniki ich badań opublikowane zostały w dwóch publikacjach magazynu PLOS ONE.

Obecnymi, najbliższymi krewnymi człowieka są szympansy. Kluczowym zagadnieniem paleoantropologii pozostaje pytanie o ostatniego wspólnego przodka. Naukowcy zakładali do tej pory, że żył od 5 do 7 milionów lat temu w Afryce, gdzie ostatecznie obie gałęzie się rozdzieliły. Zgodnie ze sformułowaną w 1994 roku przez francuskiego paleoantropologa Yvesa Coppensa teorią, doszło do tego wskutek zmian klimatycznych we wschodniej Afryce. Najstarszy znany osobnik afrykański o cechach ludzkich to Sahelantrop, odnaleziony w Czadzie w 2001 roku, datowany na 7 mln lat. Obecne wyniki badań zakwestionowały tę teorię. W Europie człowiek zaczął ewoluować 200 tys. lat wcześniej niż w Afryce.

Te przełomowe tezy są owocem badań szczątków osobników z gatunku Graecopithecus freybergi. Nazwa pochodzi od szczątków (żuchwa) odkrytych na przedmieściach Aten w Pyrgos Vassilissis w roku 1944. Greckie szczątki datowane są na 7,175 mln lat. W 2012 w Bułgarii odkryto jeszcze starsze szczątki (górny ząb przedtrzonowy), datowane na 7,24 mln lat. Wcześniej gatunek ten klasyfikowano jako hominidy - to szeroka grupa obejmująca nie tylko ludzi, ale też szympansy czy goryle. Obecnie szczątki te zostały przebadane z użyciem najnowocześniejszego sprzętu. Wykorzystując mikroskopową tomografię i rekonstrukcję 3D korzeni i wewnętrznej struktury skamieniałych zębów naukowcy odkryli cechy charakterystyczne dla współczesnych ludzi i ich wczesnych przodków. Zarówno w żuchwie jak i znalezionym osobno pojedynczym zębie przedtrzonowym. Tomografia wykazała, że struktura korzeni ich zębów przypomina naszą - ludzką, i odbiega od tej spotykanej u małp. To wskazuje, że Graecopithecus freybergi był już przedstawicielem naszej linii i pojawił się w Europie Środkowej znacznie wcześniej, niż wydawało nam się to możliwe.


Żuchwa osobnika Graecopithecus freybergi (zwanego El Graeco) z Pyrgos Vassilissis w Grecji. Fot. Wolfgang Gerber, University of Tübingen, materiały prasowe

Podobnie, jak w przypadku teorii o wyjściu naszych przodków z Afryki, także ta "europejska" hipoteza wskazuje na kluczowe dla tej ewolucji znaczenie zmian klimatycznych. Szczątki Graecopithecusa znaleziono w osadach zawierających czerwony piach z powstającej prawdopodobnie w tamtym okresie pustyni Sahara. Wiatry przeniosły ten piach na północne brzegi Morza Śródziemnego. Takie zjawisko obserwowane jest też obecnie, ilość przenoszonego piachu była jednak w tamtych czasach prawdopodobnie ponad 10-krotnie większa. Powstawaniu Sahary w Afryce Północnej towarzyszyło kształtowanie się w Europie Południowej formacji przypominającej sawannę. Zamiana Europy Środkowej w sawannę w późnym miocenie zmusiła małpy do poszukiwania nowego źródła pożywienia, co doprowadziło do wykształcenia się dwunożności, uważają naukowcy. Pożywienie Graecopithusa związane było z suchą i twardą roślinnością sawanny, w odróżnieniu od ostatnich wielkich małp, które żyją w lasach. Dlatego też, podobnie jak ludzie, ma szerokie trzonowce oraz grube szkliwo.


Górny ząb przedtrzonowy Graecopithecusa z Azmaki w Bułgarii, fot. Wolfgang Gerber, University of Tübingen, materiały prasowe

- Badanie to zmienia idee związane z naszą wiedzą o czasie i miejscu pierwszych kroków ludzkości - mówi prof. Nikołaj Spasow - Graecopithecus nie jest małpą. Należy do plemienia homininów i jest bezpośrednim przodkiem człowieka.

- Jeśli gatunek Graecopithecus freybergi rzeczywiście pochodzi z linii ewolucyjnej człowieka, to byłby to najstarszy przodek współczesnych ludzi i pierwszy zidentyfikowany poza Afryką - powiedział biorący udział w badaniach David Biegun z Uniwersytetu w Toronto. - Nasze badania pokazują, że wcześni ludzie mogli ewoluować w Europie - dodał.

- Byliśmy zaskoczeni naszymi wynikami, jako że praludzie byli dotąd znani jedynie z Afryki Subsaharyjskiej - mówi doktorant Jochen Fuss z Uniwersytetu w Tybindze, uczestnik badania.

Publikacje naukowe:

Potential hominin affinities of Graecopithecus from the Late Miocene of Europe - Jochen Fuss, Nikolai Spassov, David R. Begun, Madelaine Böhme, PLOS, May 22, 2017, doi.org/10.1371/journal.pone.0177127

Messinian age and savannah environment of the possible hominin Graecopithecus from Europe - Madelaine Böhme, Nikolai Spassov, Martin Ebner, Denis Geraads, Latinka Hristova, Uwe Kirscher, Sabine Kötter, Ulf Linnemann, Jérôme Prieto, Socrates Roussiakis, George Theodorou, Gregor Uhlig, Michael Winklhofer. PLOS, May 22, 2017, doi.org/10.1371/journal.pone.0177347

Omówienia:

Europe was the birthplace of mankind, not Africa, scientists find - The Telegraph

Scientists find 7.2-million-year-old pre-human remains in the Balkans - Phys.org

To Europa była miejscem narodzin człowieka? - Dziennik Naukowy

Were Human Ancestors European Before They Were African? A controversial new line of evidence says maybe

Czytaj też:

 

Ekologia
Mity dotyczące pszczół (20-05-2017)

71 proc. Polaków jest przekonanych, że pszczoły masowo wymierają i jest ich zbyt mało. Tymczasem od lat 90. stale przybywa rodzin pszczelich. Obecnie w naszym kraju żyje ponad 60 miliardów pszczół, co daje 1,5 mln rodzin pszczelich, w których mieszka obecnie około 60 mld owadów. Jak wynika z badań, większość z nas nie wie, jaką rolę odgrywają pszczoły w środowisku i posługuje się zasłyszanymi stereotypami na ten temat. Z okazji uchwalenia przez ONZ Światowego Dnia Pszczół startuje kampania informacyjna na ich temat.

- Na podstawie przeprowadzonych badań możemy powiedzieć, że rzetelna wiedza na temat pszczół wśród Polaków jest dość nikła. W rzeczywistości mało wiemy o tajemnicach życia pszczół i o tym, jaką rolę odgrywają w środowisku - mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes dr Grzegorz Pruszyński z Instytut Ochrony Roślin w Poznaniu.

Potwierdzają to wyniki ogólnopolskiego badania przeprowadzonego na zlecenie Polskiego Stowarzyszenia Ochrony Roślin. Jego celem było sprawdzenie wiedzy Polaków na temat pszczół. Badanie pokazało, że jest ona niewielka, a wiele osób nie zna podstawowych faktów bądź posługuje się niesprawdzonymi, zasłyszanymi informacjami, które nie są prawdziwe.

Dwie trzecie Polaków (64 proc.) wie, że pszczoły miodne nie są jedynymi owadami zapylającymi. Jednak nie mają świadomości, że udział w tym procesie biorą też inne gatunki pszczół dziko żyjących, a także inne owady (m.in. motyle, chrząszcze, muchówki). Tylko co czwarty wie, że w sezonie wiosenno-letnim w ulu mieszka od 30 do 70 tys. pszczół. Nie więcej niż 15 proc. Polaków ma też świadomość, że robotnica pszczoły miodnej żyje tylko ok. 42 dni, a pożytek zbiera zaledwie w ciągu 21 dni swojego życia.

- Polacy wiedzą, co to jest pszczoła miodna. Wiedzą, że dzięki niej pozyskujemy miód. Niektórzy wymieniają jeszcze wosk i pyłek, a także propolis. Jednak mało ludzi zdaje sobie sprawę z tego, że pszczoła miodna to tylko jeden gatunek spośród ponad 450 występujących w Polsce. Na świecie tych pożytecznych owadów jest prawie 25 tys. gatunków. Co ważne, zapominamy też o tym, że to nie miód pozyskiwany od pszczół jest największym dobrem, ale zapylanie roślin. Prawie 80 proc. wszystkich gatunków roślin na naszym globie potrzebuje zapylenia do prawidłowego rozmnażania, a w tym procesie biorą udział pszczoły - mówi dr Grzegorz Pruszyński.


Badania nad zimową śmiertelnością pszczół EPILOBEE 2013-2014

Ekspert poznańskiego Instytut Ochrony Roślin zauważa, że wśród Polaków krąży bardzo wiele mitów dotyczących pszczół. Ponad trzy czwarte (77 proc.) uważa, że w Polsce brakuje pszczół, a 71 proc. jest przekonanych, że pszczoły masowo giną. Zdaniem zdecydowanej większości odpowiada za to stosowanie środków ochrony roślin.

- Wśród wielu mitów dotyczących pszczół możemy wymienić te, które dotyczą upadków rodzin pszczelich i bardzo złej sytuacji w gospodarce pasiecznej, związanej z ich masowym wymieraniem. Często mity te mówią, że głównym czynnikiem odpowiedzialnym za złą sytuację jest ochrona roślin. Tymczasem sytuacja nie jest taka zła, a ochrona roślin na pewno nie jest głównym czynnikiem, który zagraża dzisiaj pszczołom - mówi dr Grzegorz Pruszyński.

Statystyki pokazują, że począwszy od lat 90., liczba rodzin pszczelich w Polsce rośnie o ok. 3-4 proc. w skali roku. Obecnie na terenie kraju w 1,5 mln rodzin pszczelich żyje łącznie około 60 mld tych owadów.

- Od wielu lat obserwujemy stabilny wzrost przyrostu rodzin pszczoły miodnej w naszym kraju. W ubiegłym roku szacowano, że jest ich około 1,5 mln. Głównymi problemami, które występują w pasiekach i powodują upadki rodzin pszczelich, są na pewno choroby oraz pasożyty, które nękają pszczołę miodną. Również wiele innych czynników może być stresogennych i powodować wymieranie lub osłabianie pszczół, a co za tym idzie - większą ich podatność na inne czynniki stresogenne. Wśród nich możemy wymienić m.in. nieodpowiednie zarządzanie pasieką, podawanie leków w nieodpowiedni sposób, ale również długość korzystania z pszczół, czyli intensyfikację produkcji - wyjaśnia dr Grzegorz Pruszyński.

Z danych wynika, że jedną z najczęstszych przyczyn wymierania pszczół nie są środki ochrony roślin, ale pasożyty (głównie roztocza warrozy) i choroby wirusowe, bakterie i choroby układu pokarmowego pszczół, niewystarczająca ilość pożywienia w okresie zimowym, zmiany meteorologiczne albo nieprawidłowe praktyki pszczelarskie. Upadki rodzin pszczelich wywołane błędami w stosowaniu środków ochrony roślin stanowią ok. 0,5 proc. ogólnej liczby upadków rodzin pszczoły miodnej w ciągu roku.

- Upadki spowodowane nieprawidłową ochroną roślin nie przekraczają pół procenta ogólnej liczby takich zdarzeń w skali roku. Należałoby tutaj przytoczyć liczby podane przez Główny Inspektorat Ochrony Roślin i Nasiennictwa, według którego w 2015 i 2016 roku potwierdzono odpowiednio 7 i 20 przypadków zatruć pszczół nieprawidłowo stosowanymi środkami ochrony roślin na ponad 60 tys. pasiek w Polsce - mówi dr Grzegorz Pruszyński z Instytut Ochrony Roślin w Poznaniu.

Badanie zostało przeprowadzone z okazji uchwalenia przez ONZ Światowego Dnia Pszczół, który będzie od 2018 r. obchodzony corocznie 20 maja.

Źródło: newsweria.pl

Więcej: Polskie pszczoły nie mają źle

Wiadomości
Orlen największą firmą landu Szlezwig-Holstein (19-05-2017)

Szlezwig-Holstein kojarzy nam się z atakiem Niemiec na Polskę w 1939, od dziś powinien się nam kojarzyć z Orlenem. Jak podaje Handelsblatt, polski koncern, działający w Niemczech pod nazwą stacji benzynowych Star, został największą firmą północnego landu Niemiec.

Orlen prowadzi dość ekspansywną politykę w regionie:

- na Litwie Orlen Lietuva jest największą firmą i największym płatnikiem podatku, swego czasu wiele było krytyki za zakup Możejek, w ubiegłym roku Możejki przyniosły 900 mln zł zysku.

- w Czechach Orlen działa poprzez przejęty koncern Unipetrol oraz markę stacji Benzina i jest: największym przetwórcą ropy naftowej w Republice Czeskiej, największym producentem i dostawcą m.in. paliw samochodowych, olejów napędowych i przemysłowych, głównym dostawcą półproduktów dla przemysłu chemicznego oraz branży farmaceutycznej i tworzyw sztucznych oraz największym dystrybutorem i sprzedawcą paliw w Czechach. W 2016 Orlen przejął kolejne 68 czeskich stacji benzynowych od austriackiego OMV i ma już łącznie w Czechach ponad 400 stacji benzynowych. Od 2017 zaopatruje w paliwo JET A-1 linie lotnicze operujące w największym w Czechach międzynarodowym porcie lotniczym im. Václava Havla w Pradze.

Historia
Poznano tajemnice mechanizmu z Antykithiry (19-05-2017)

Międzynarodowy zespół badaczy przez ponad 10 lat analizował budowę wewnętrzną zachowanych fragmentów mechanizmu z Antykithiry i odczytał praktycznie wszystkie umieszczone na nich inskrypcje. To kamień milowy w poznaniu przeznaczenia i sposobu działania tego cudu starożytnej techniki.

W lipcu 1901 r. z wraku statku spoczywającego w pobliżu wyspy Antykithira na Morzu Egejskim wydobyto bryłę skorodowanego brązu z fragmentami drewna. Niepozorny przedmiot początkowo nie zwracał uwagi archeologów i muzealników, zachwyconych pochodzącymi z zatopionego statku rzeźbami z brązu i marmuru, glinianymi i szklanymi naczyniami, ozdobami czy monetami. Dopiero 17 maja 1902 r. archeolog Valerios Stais z Narodowego Muzeum Archeologicznego w Atenach podczas przeglądania zbiorów zwrócił uwagę na koło zębate widoczne na przedniej części bryły. Stais intuicyjnie uznał przedmiot za przyrząd astronomiczny, ale ostateczne potwierdzenie jego antycznej metryki miało miejsce dopiero kilkadziesiąt lat później. Wielu badaczy nie uznawało za prawdopodobne, aby starożytni Grecy posiadali wystarczającą wiedzę astronomiczną, techniczną i inżynieryjną, aby zbudować tak złożony mechanizm. Zadziwiające jest, że chociaż w kilku antycznych tekstach występują wzmianki o urządzeniach do pokazywania ruchu Słońca, Księżyca i planet, to mechanizm z Antykithiry jest jedynym zachowanym przedmiotem tego typu.


Największy z zachowanych fragmentów mechanizmu (fot. Marsyas, opublikowano na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported).

Znalezisko zostało wydobyte z wraku jako jedna bryła. W toku pierwszych prac konserwacyjnych przedmiot rozpadł się na trzy części. Obecnie mechanizm z Antykithiry zachowany jest w 82 fragmentach: 7 większych i 75 mniejszych. Przyjmuje się, że urządzenie pierwotnie spoczywało w drewnianej skrzyni o wymiarach ok. 34×18×9 cm. Korzystanie z przyrządu odbywało się za pomocą umieszczonej z boku korby. Ze względu na fakt, iż zachowane fragmenty stanowią jedynie część całego urządzenia, rekonstrukcja skomplikowanego mechanizmu działania min. 30 kół zębatych jest bardzo utrudniona. W nauce nie ma także zgody co do datowania momentu skonstruowania przyrządu. Według najnowszych ustaleń, należy umieszczać go w latach 150-100 p.n.e., chociaż niektórzy naukowcy przesuwają powstanie urządzenia nawet na II poł. III w. p.n.e. Rzymski statek, na którym znajdował się mechanizm, zatonął u wybrzeży Antykithiry w drugiej ćwierci I w. p.n.e.

Inskrypcje znajdują się zarówno na powierzchniach zewnętrznych, jak i w środku zachowanych fragmentów przyrządu. Z tego względu długi czas znano jedynie kilkaset z wszystkich znaków wyrytych na urządzeniu. Podczas gdy dotarcie do większości zapisów było niemożliwe, dociekania na temat dokładnego przeznaczenia przedmiotu były obarczone dużym marginesem błędu. Tą sytuację postanowili zmienić dopiero badacze z powstałego w 2005 r. The Antikythera Mechanism Research Project. Aby dotrzeć do liter ukrytych wewnątrz brył brązowego mechanizmu, zastosowano różne metody tworzenia dokładnych obrazów, w tym tomografię komputerową i cyfrowe zdjęcia rentgenowskie. Dzięki temu udało się zidentyfikować prawie 3 500 znaków. Niektóre z nich mają zaledwie 1,2 mm wysokości. Odcyfrowane napisy stanowią praktycznie całość tekstów umieszczonych na zachowanych fragmentach mechanizmu z Antykithiry.

Z inskrypcji wynika, że w zależności od dnia przyrząd pokazywał pozycję Słońca i Księżyca w stosunku do znaków Zodiaku. Zastosowany kalendarz uwzględniał lata przestępne. Dodatkowo, można było poznać pozycję pięciu planet znanych starożytnym Grekom. Mechanizm obsługiwał kilka cykli astronomicznych, umożliwiających m. in. przewidywanie zaćmień Słońca i Księżyca. Przyrząd pokazywał także, kiedy będą przypadać igrzyska olimpijskie.

Inskrypcje na urządzeniu są dowodem ogromnej wiedzy astronomicznej starożytnych Greków. Nie informują one jednak, w jaki sposób należy używać mechanizmu. Zamiast tego, mają one charakter metryczki, która opisuje, co pokazują przyrządy. Według naukowców, urządzenie nie mogło mieć charakteru badawczego i służyć astronomowi czy astrologowi do wykonywania obliczeń. Zamiast tego, mechanizm z Antykithiry stanowił raczej rodzaj pomocy naukowej, dzięki której możliwe było nauczanie dostępnej wiedzy astronomicznej. We wraku w pobliżu Antykithiry w dalszym ciągu prowadzi się poszukiwania, w nadziei, że uda się wyłowić z morza kolejne fragmenty niezwykłego przyrządu.

Tekst został pierwotnie opublikowany w magazynie histmag.org. Przedruk na zasadzie wolnej licencji CC BY-SA 3.0.

Zdrowie
Prof. Kozak: brak gorączki przez kilka lat zwiększa znacząco ryzyko nowotworu (16-05-2017)

Brak gorączki przez kilka lat zwiększa znacząco ryzyko zachorowania na nowotwór; badania pokazują, że prawdopodobieństwo raka może wzrosnąć nawet o 40 proc. - mówi PAP prof. Wiesław Kozak z UMK w Toruniu, zajmujący się jej badaniem od kilkudziesięciu lat.

"Najbardziej interesującą kwestią jest to, co gorączka czyni z organizmem, że chroni go przed pojawieniem się nowotworów. Jest to mechanizm molekularny, jeszcze niezupełnie odkryty, chociaż badania na ten temat są coraz bardziej intensywne. Prowadzone są one na całym świecie, ale my w nich również uczestniczymy" - podkreśla prof. Kozak.


Wikimedia

Wyjaśnił, że na temat tej zależności, niezwykle ważnej dla milionów ludzi, żaden naukowiec nie może się jeszcze wypowiedzieć precyzyjnie.

"Nie znamy jeszcze odpowiedzi w tej kwestii. Pewne jest jednak to, że gorączka czyni coś w organizmie. Jej występowanie chroni człowieka przed zachorowaniem na nowotwór. Osoby rzadko gorączkujące lub te, które nabyły syndrom niegorączkowania w reakcji na infekcję - mają zwiększone ryzyko zapadania na nowotwory. Szacunki badaczy włoskich wskazują, że ryzyko wzrasta w takim przypadku nawet o 40 proc. Z naszych ustaleń wynika, że może to być ok. 23-25 proc." - wskazuje ekspert badań nad gorączką.

Specjalista dodał, że zespół, którym kieruje na UMK, prowadzi intensywne prace mające na celu zwiększenie wiedzy w tym zakresie.

"Powinniśmy się martwić wtedy, gdy przechodzimy jakąś infekcję, ale nie gorączkujemy. Świadczy to bowiem o tym, że nasz organizm pozbawiony jest jakiegoś elementu lub został przyzwyczajony, iż ten element nie musi u niego występować. Może to być np. spowodowane zbyt częstym stosowaniem leków przeciwgorączkowych" - mówi prof. Kozak.

Profesor apeluje, żeby zwracać uwagę na brak gorączki podczas różnego rodzaju infekcji. "Gdy zapadamy na choroby np. górnych dróg oddechowych - gardła, uszu, nosa, a mimo tego nie mieliśmy podwyższonej temperatury przez ostatnich kilka lat, to powinniśmy zacząć się niepokoić" - tłumaczy badacz z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem w dziedzinie gorączki.

Dodał również, że na świecie próbuje się coraz częściej wywoływać gorączkę sztucznie np. w ramach immunoterapii.

"To trend, który będzie postępował. Musimy bowiem zrozumieć naturę tego procesu. Jeżeli będziemy wiedzieli, dlaczego gorączkowanie zmniejsza ryzyko zachorowania na nowotwór, to być może uda się skuteczniej walczyć z tą - bez wątpienia cywilizacyjną - chorobą" - dodaje prof. Kozak.

PAP - Nauka w Polsce, Tomasz Więcławski. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Archeologia
Odkryto kwaśną polewkę dla bogów w grodzisku z X wieku (11-05-2017)

Ponad tysiąc lat temu przesądni budowniczowie chaty umieścili pod podłogą gliniane naczynie, w którym złożyli w ofierze... kwaśną polewkę. O związanym z tym odkryciu w Żmijowiskach (woj. lubelskie) poinformował PAP kierujący wykopaliskami archeolog, Paweł Lis.

Odkryta przez archeologów chata z X w. znajduje się w pobliżu grodziska Żmijowiska - jest to miejsce, w którym naukowcy w ramach otwartego muzeum tematycznego od kilku lat popularyzują archeologię.

"Była duża - mierzyła 5 na ponad 4 m długości i była dość głęboko wkopana w ziemię" - opowiada PAP Paweł Lis z Muzeum Nadwiślańskiego w Kazimierzu Dolnym, do którego należy również grodzisko Żmijowiska.

Co ciekawe, znaleziska dokonano w sposób niespodziewany. Archeolodzy chcieli przenieść rekontrukcję średniowiecznej chaty tam, gdzie nie byłaby notorycznie zalewana przez wody gruntowe.

"Jako że miejsce obfituje w relikty po średniowieczu - w uzgodnieniu z konserwatorem zabytków - rozpoczęliśmy wykopaliska. Jakież było nasze zdziwienie, gdy dokładnie w miejscu, gdzie chcieliśmy umieścić rekonstrukcję, natknęliśmy się na oryginalną konstrukcję sprzed ponad tysiąca lat!" - dodaje Lis. Planowana rekonstrukcja miała niemal identyczne wymiary i była wzniesiona w podobny sposób, jak ta sprzed ponad 1000 lat.

Obok wejścia do chaty (usytuowanego w ścianie wschodniej) znajdował się piec kuchenny zbudowany z gliny i granitowych kamieni. Przy budowie jej ścian stosowano zaawansowane techniki konstrukcyjne: zrębową i sumikowo-łątkową.

"Jej właścicielom bardzo zależało na przychylności opiekuńczych bóstw domowych: pod polepą podłogi wkopali ofiarę zakładzinową - gliniane naczynie, które udało się odkryć w całości" - opowiada archeolog.

Ofiara zakładzinowa

Archeolodzy odkrywają najczęściej pojedyncze skorupy dawnych naczyń. Tymczasem garnek pod posadzką nie tyle zachował się w całości, co dodatkowo krył wewnątrz szczątki roślin. Z analiz archeobotaniczych wykonanych przez Grzegorza Skrzyńskiego z Muzeum Ziemi PAN w Warszawie wynika, że były to fragmenty roślin uprawnych: zbóż (jęczmień, proso, pszenica samopsza), soczewicy oraz roślin dziko rosnących: łobody, rdestu, szczawiu, mięty polnej. Szczególnie dużo było w tym zbiorze komosy białej, czyli lebiody.

"Potrawą, która została ofiarowana bóstwom domowym, mogła być kwaśna polewka na bazie komosy białej i dodatkiem łobody, szczawiu i rdestu, zagęszczona soczewicą, kaszą z jęczmienia i prosa, mąką pszenną oraz przyprawionej do smaku miętą. Ta ostatnia dobrze komponuje się z soczewicą" - opowiada Lis.

Archeolog uważa, że danie mogło być przyrządzone późną wiosną lub latem - biorąc po uwagę sezonowość zastosowanych składników.

"Nie była to specjalnie wyszukana potrawa, a raczej typowe, dość bogate w składniki odżywcze słowiańskie jadło" - zaznaczył archeolog.

Wewnątrz chaty naukowcy odkryli w sumie pozostałości po ponad dziesięciu rodzajach garnków ceramicznych - co najmniej pięć z nich uda się w pełni zrekonstruować. Oprócz tego w domu znajdowały się liczne przęśliki tkackie, paciorki szklane oraz wyroby rogownicze.

Gród obronny powstał w Żmijowiskach pod koniec IX wieku. Wznieśli go Słowianie w miejscu zwykłej osady. Założenie funkcjonowało do poł. X stulecia, kiedy zostało spalone, być może przez Rusinów.


Rekonstrukcja 3D grodziska w Żmijowiskach

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl. Ilustracje: Muzeum Nadwiślańskie w Kazimierzu Dolnym

Wydarzenia
Dzika reprywatyzacja - 8 zatrzymanych (11-05-2017)

Agenci CBA w śledztwie dotyczącym nieprawidłowości przy warszawskiej reprywatyzacji zatrzymali 8 osób m.in. biznesmena - jednego ze najbardziej znanych kupców roszczeń dekretowych do atrakcyjnych gruntów w stolicy, dwóch rzeczoznawców i trzech adwokatów.

Funkcjonariusze CBA przeszukali podwarszawską rezydencję biznesmena zatrzymanego przez CBA oraz mieszkania i kancelarie pozostałych zatrzymanych. Zatrzymani przez funkcjonariuszy z Delegatury CBA w Warszawie zostaną przewiezieni do Prokuratury Regionalnej we Wrocławiu, tam usłyszą zarzuty.

Warszawska Delegatura CBA, pod nadzorem prokuratury, prowadzi już ponad 50 śledztw w sprawie tzw. dzikiej reprywatyzacji. Wśród nich są postępowania dotyczące kilkunastu nieruchomości, a jedno z nich dotyczy nawet 50 adresów.

Funkcjonariusze tej delegatury CBA w styczniu zatrzymali pięć osób a w lutym br. trzy osoby w śledztwie dotyczącym nieprawidłowości przy reprywatyzacji w Warszawie. Wśród zatrzymanych był m.in. były urzędnik ze stołecznego ratusza, prawnik, były z-ca dyrektora Biura Gospodarki Nieruchomościami Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy i dwie inne osoby z tego biura, pracujące w momencie zatrzymania w jednostkach samorządowych Warszawy.

Źródło: CBA

Zdrowie
Trzy filiżanki kawy dziennie chronią przed rakiem prostaty (09-05-2017)

Czy kawa może zmniejszać u mężczyzn ryzyko raka prostaty? Włoscy badacze twierdzą, że tak, w każdym razie jest to możliwe we Włoszech. Piszą o tym na łamach "International Journal of Cancer".

Dotychczasowe badania nie były przekonujące, wnioski były niejednoznaczne, albo wręcz sprzeczne. Tym razem specjaliści z ośrodka neurologicznego IRCCS Neuromed w Pozzilli zbadali prawie 7 tys. Włochów w wieku co najmniej 50 lat. Obserwowano ich przez 4 lata, w tym czasie około 100 zachorowało na raka prostaty.

Oczywiście wszyscy ochotnicy pili kawę, bo we Włoszech nie jest możliwe, żeby nie pić tego napoju, w każdym razie zdarza się to rzadko. Włosi od rana sięgają po espresso, cappuccino, a potem serwują sobie caffè macchiato albo w odwrotnej kolejności. Podczas lunchu również musi być jedna filiżanka kawy, a jeszcze lepiej dwie. Włosi nawet przed snem potrafią wypić espresso, wcale nie tak rzadko. Średnio jeden Włoch wypijają rocznie 600 filiżanek kawy i ta liczba z roku na rok się zwiększa.

Z badań włoskich specjalistów pod kierunkiem Lici Iacoviello wynika, że ci mężczyźni, którzy zachorowali na raka prostaty, pili mniej niż trzy filiżanki kawy. Ci z nich, którzy pili co najmniej trzy, byli o 53 proc. mniej narażeni na ten nowotwór.

Współautorka badań Maria Benedetta przekonuje, że nie ma w tym żadnego przypadku: taka ochrona przed rakiem prostaty związana jest antynowotworowym działaniem kawy zawierającej kofeinę.

Aby to potwierdzić, specjaliści z IRCCS Neuromed przeprowadzili badania laboratoryjne na komórkach nowotworowych, które podano działaniu ekstraktowi kawy. Pod jego wpływem komórki te mniej były skłonne do podziałów, co zmniejsza ich agresywność i skłonność do powodowania przerzutów.

Trzeba jednak pamiętać, że były to badania komórkowe w probówce, a nie na żywym organizmie. Działania przeciwnowotworowe nie zawsze potwierdzają się w testach na zwierzętach, a tym bardziej w badaniach na ludziach.

Pozostaje jeszcze jedna kwestia: czy te wyniki badań można odnosić tylko do Włochów?

George Pounis z IRCCS Neuromed przypomina, że we Włoszech kawa jest nieco inaczej wytwarzana, w każdym razie nie wszędzie stosowana jest procedura, która tam jest najbardziej rozpowszechniona. Chodzi przede wszystkim o to, że w Italii na ogół nie używa się filtrów do parzenia kawy, które mogą zatrzymywać niektóre składniki. Wykorzystuje się przede wszystkim parę wodną o dużej temperaturze i wysokim ciśnieniu. (PAP, Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl )

Wiadomości
Opłaci się zatrudnić więźnia (09-05-2017)

Podwyższenie kwoty ryczałtu przysługującego przedsiębiorcy z tytułu zatrudnienia osoby pozbawionej wolności przewiduje nowelizacja prawa, którą podpisał prezydent Andrzej Duda. Poinformowała o tym w poniedziałek Kancelaria Prezydenta.

Nowela z 23 marca br. ustawy o zatrudnianiu osób pozbawionych wolności stanowi, że ryczałt ten będzie podniesiony z 20 do 35 proc. wartości wynagrodzeń przysługujących zatrudnionym osobom pozbawionym wolności. Jest to kolejna nowelizacja będącą realizacją programu "Praca dla więźniów".

Jak wskazywał resort sprawiedliwości, który przygotował projekt noweli, "zwiększone koszty pracy nie są obecnie w wystarczającym stopniu rekompensowane, co stanowi główny powód niskiego i utrzymującego się od kilku lat poziomu zatrudnienia skazanych".

"Obniżenie tych kosztów powinno przełożyć się na zwiększenie zatrudnienia osób pozbawionych wolności" - podkreślało MS.

Nowela wejdzie w życie pierwszego dnia miesiąca następującego po miesiącu ogłoszenia. W kwietniu weszła już w życie inna nowelizacja mająca zwiększyć zatrudnienie więźniów. Na mocy zmiany Kodeksu karnego wykonawczego poszerzeniu uległy możliwości wykonywania przez więźniów nieodpłatnej pracy na cele społeczne.

Zwiększyły się także finansowe możliwości Funduszu Aktywizacji Zawodowej Skazanych oraz Rozwoju Przywięziennych Zakładów Pracy poprzez podniesienie z 25 do 45 proc. potrącenia na ten cel z przysługującego skazanemu wynagrodzenia.

Jednocześnie z 10 do 7 proc. zmniejszyła się wysokość potrąceń z tego wynagrodzenia na cele Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej. Na program poszerzenia możliwości pracy więźniów składa się też plan budowy w latach 2016-2023 czterdziestu hal produkcyjnych przy zakładach karnych, w których będą mogli pracować osadzeni.

Źródło: Codzienny Serwis Informacyjny PAP

Chemia
Gdy światła jest więcej, chemia przyspiesza (04-05-2017)

Światło inicjuje wiele reakcji chemicznych. W doświadczeniach w Centrum Laserowym Instytutu Chemii Fizycznej PAN i Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego po raz pierwszy wykazano, że w niektórych z tych reakcji cząsteczki pod wpływem intensywniejszego oświetlenia mogą reagować między sobą wyraźnie szybciej. W doświadczeniach przyspieszenie osiągnięto za pomocą podwójnych ultrakrótkich impulsów laserowych.

Reakcje inicjowane światłem można przyspieszyć zwiększając intensywność ich oświetlenia, wykazały doświadczenia przeprowadzone w Instytucie Chemii Fizycznej Polskiej Akademii Nauk (IChF PAN) w Warszawie. W celu dokładnego zbadania natury zachodzących procesów, w eksperymentach użyto ultrakrótkich impulsów laserowych nadlatujących parami jeden po drugim i zanotowano wzrost szybkości reakcji zachodzącej między poszczególnymi cząsteczkami nawet o kilkadziesiąt procent. Obserwacje warszawskich naukowców zostały zrelacjonowane na łamach znanego czasopisma naukowego "Physical Chemistry Chemical Physics".


W niektórych reakcjach cząsteczki pod wpływem bardziej intensywnego światła mogą reagować między sobą szybciej, wykazali naukowcy z Instytutu Chemii Fizycznej Polskiej Akademii Nauk w Warszawie. (Źródło: IChF PAN, Grzegorz Krzyżewski)

"Nasze eksperymenty dostarczają fundamentalnej wiedzy o procesach fizycznych istotnych dla przebiegu ważnych reakcji indukowanych światłem. Wiedza ta potencjalnie może być użyta w wielu zastosowaniach, zwłaszcza tam, gdzie mamy do czynienia ze źródłami światła o dużej intensywności. Należą do nich m.in. różne techniki obrazowania mikroskopowego, ultraszybka spektroskopia, a także fotowoltaika, ze szczególnym uwzględnieniem urządzeń koncentrujących światło, takich jak kolektory słoneczne", mówi dr hab. Gonzalo Angulo (IChF PAN).

W reakcjach inicjowanych światłem foton o odpowiedniej energii wzbudza cząsteczkę barwnika. Gdy blisko tak wzbudzonej cząsteczki znajdzie się cząsteczka wygaszacza, następuje interakcja: między obu reagentami dochodzi do transferu energii, elektronu lub protonu. Reakcje tego typu są w przyrodzie powszechne. Świetnym przykładem jest przeniesienie elektronu w fotosyntezie, pełniącej kluczową rolę w formowaniu ziemskiego ekosystemu.

Okazuje się, że czynnikiem mogącym wpłynąć na przyspieszenie reakcji jest natężenie inicjującego je światła. W celu przebadania natury zachodzących procesów warszawscy chemicy zamiast tradycyjnego, ciągłego strumienia światła używali impulsów laserowych o czasie trwania rzędu milionowych części miliardowej sekundy (a więc femtosekundowych). Energię impulsów dobrano tak, by pod ich wpływem cząsteczki barwnika przechodziły do wzbudzonego stanu energetycznego. Impulsy zgrupowano w pary. Odstęp czasowy między impulsami w parze wynosił kilkadziesiąt pikosekund (bilionowych części sekundy) i był dopasowany do rodzaju reagujących cząsteczek i warunków środowiska roztworu.

"Teoria i same doświadczenia wymagały uwagi i ostrożności, jednak sama idea fizyczna jest tu dość prosta", zauważa mgr Jadwiga Milkiewicz, doktorantka z IChF PAN, po czym wyjaśnia: "Żeby doszło do reakcji, w pobliżu wzbudzonej światłem cząsteczki barwnika musi się znaleźć cząsteczka wygaszacza. Jeśli więc mamy parę cząsteczek, które już ze sobą przereagowały, to znaczy, że były one dostatecznie blisko siebie. Zwiększając liczbę fotonów w czasie zwiększamy zatem szansę, że jeśli po reakcji obie cząsteczki zdążyły już wrócić do stanu podstawowego, to absorpcja nowego fotonu przez barwnik ma szansę zainicjować kolejną reakcję nim cząsteczki oddalą się od siebie w przestrzeni".

Przebieg reakcji w roztworach zależy od wielu czynników, takich jak temperatura, ciśnienie, lepkość czy obecność pola elektrycznego bądź magnetycznego. Badania w IChF PAN udowodniły, że czynniki te mają wpływ także na wielkość przyspieszenia reakcji przy zwiększaniu intensywności oświetlenia. W niektórych warunkach przyspieszenie reakcji było niezauważalne, w optymalnych szybkość reakcji wzrastała nawet o 25-30%.

"W dotychczasowych doświadczeniach koncentrowaliśmy się na inicjowanych światłem reakcjach transferu elektronu, czyli takich, w wyniku których zmienia się ładunek elektryczny cząsteczek. Nie widzimy jednak powodów, by zaobserwowany przez nas mechanizm nie mógł funkcjonować także w innych odmianach tych reakcji. Dlatego w najbliższym czasie spróbujemy potwierdzić jego skuteczność w reakcjach z transferem energii oraz z transferem protonu", mówi dr Angulo.

Oprócz fizyków i chemików z IChF PAN i Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego, finansowanych z grantu HARMONIA Narodowego Centrum Nauki, w części eksperymentalnej uczestniczyła grupa prof. Gunthera Gramppfa z Politechniki w Grazu. W austriackim laboratorium wykonano doświadczenia porównawcze na próbkach oświetlanych w sposób ciągły. W prace teoretyczne zespołu był także zaangażowany dr Daniel Kattnig z Uniwersytetu w Oksfordzie.

Informacja prasowa zrealizowana ze środków europejskiego grantu ERA Chairs w ramach programu Horizon 2020.

"Influence of the excitation light intensity on the rate of fluorescence quenching reactions: pulsed experiments", G. Angulo, J. Milkiewicz, D. Kattnig, M. Nejbauer, Y. Stepanenko, J. Szczepanek, Cz. Radzewicz, P. Wnuk, G. Gramppf. Physical Chemistry Chemical Physics, 2017, 19, 6274. DOI: 10.1039/c6cp08562h

Źródło: Instytut Chemii Fizycznej Polskiej Akademii Nauk


Archiwum (starsze -> nowsze) [1] [2] [3] [4] [5] [6] [7] [8] [9] [10]
[11] [12] [13] [14] [15] [16] [17] [18] [19] [20]
[21] [22] [23] [24] [25] [26] [27] [28] [29] [30]
[31] [32] [33] [34] [35] [36] [37] [38] [39] [40]
[41] [42] [43] [44] [45] [46] [47] [48] [49] [50]
[51] [52] [53] [54] [55] [56] [57] [58] [59] [60]
[61] [62] [63] [64] [65] [66] [67] [68] [69] [70]
[71] [72] [73] [74] [75] [76] [77] [78] [79] [80]
[81] [82] [83] [84] [85] [86] [87] [88] [89] [90]
[91] [92] [93] [94] [95] [96] [97] [98] [99] [100]
:
 
 :
 
  OpenID
 Załóż sobie konto..
Wyszukaj

Wprowadzenie
Indeks artykułów
Książka: Racjonalista
Napisz do nas
Newsletter
Promocja Racjonalisty

Racjonalista w Facebooku
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365