Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.144.056 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 306 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:

Złota myśl Racjonalisty:
"Sądzę, że religia, ogólnie mówiąc, była przekleństwem ludzkości".
Nowinki i ciekawostki naukowe
Rok 2010
 Lipiec (23)
 Sierpień (23)
 Wrzesień (34)
 Październik (20)
 Listopad (24)
 Grudzień (17)
Rok 2011
 Styczeń (34)
 Luty (39)
 Marzec (43)
 Kwiecień (19)
 Maj (18)
 Czerwiec (17)
 Lipiec (19)
 Sierpień (30)
 Wrzesień (29)
 Październik (45)
 Listopad (35)
 Grudzień (24)
Rok 2012
 Styczeń (18)
 Luty (31)
 Marzec (34)
 Kwiecień (12)
 Maj (10)
 Czerwiec (11)
 Lipiec (12)
 Sierpień (9)
 Wrzesień (8)
 Październik (3)
 Listopad (11)
 Grudzień (4)
Rok 2013
 Styczeń (4)
 Luty (4)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
 Maj (6)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (5)
 Sierpień (4)
 Wrzesień (3)
 Październik (3)
 Listopad (3)
 Grudzień (20)
Rok 2014
 Styczeń (32)
 Luty (53)
 Marzec (38)
 Kwiecień (23)
 Maj (45)
 Czerwiec (46)
 Lipiec (36)
 Sierpień (26)
 Wrzesień (20)
 Październik (24)
 Listopad (32)
 Grudzień (13)
Rok 2015
 Styczeń (16)
 Luty (13)
 Marzec (8)
 Kwiecień (13)
 Maj (18)
 Czerwiec (11)
 Lipiec (16)
 Sierpień (13)
 Wrzesień (10)
 Październik (9)
 Listopad (12)
 Grudzień (13)
Rok 2016
 Styczeń (20)
 Luty (11)
 Marzec (3)
 Kwiecień (3)
 Maj (5)
 Czerwiec (2)
 Lipiec (1)
 Sierpień (7)
 Wrzesień (6)
 Październik (3)
 Listopad (5)
 Grudzień (8)
Rok 2017
 Styczeń (5)
 Luty (2)
 Marzec (10)
 Kwiecień (11)
 Maj (11)
 Czerwiec (1)
 Lipiec (8)
 Sierpień (5)
 Wrzesień (8)
 Październik (3)
 Listopad (3)
 Grudzień (3)
Rok 2018
 Styczeń (2)
 Luty (1)
 Marzec (7)
 Kwiecień (9)
 Maj (6)
 Czerwiec (5)
 Lipiec (4)
 Sierpień (0)
 Wrzesień (3)
 Październik (0)
 Listopad (0)
 Grudzień (11)
Rok 2019
 Styczeń (3)
 Luty (0)
 Marzec (1)
 Kwiecień (1)
 Maj (0)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (2)
 Sierpień (8)
 Wrzesień (1)
 Październik (5)
 Listopad (3)
 Grudzień (5)
Rok 2020
 Styczeń (7)
 Luty (1)
 Marzec (1)
 Kwiecień (3)
 Maj (4)
 Czerwiec (1)
 Lipiec (3)
 Sierpień (1)
 Wrzesień (0)
 Październik (0)
 Listopad (0)
 Grudzień (3)
Rok 2021
 Styczeń (3)
 Luty (0)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
 Maj (0)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (0)
 Sierpień (0)
 Wrzesień (3)
 Październik (2)
 Listopad (0)
 Grudzień (0)
Rok 2022
 Styczeń (0)
 Luty (0)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
 Maj (0)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (0)
 Sierpień (0)
 Wrzesień (0)
 Październik (0)
 Listopad (0)
 Grudzień (0)
Rok 2023
 Styczeń (0)
 Luty (0)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
 Maj (0)
 Czerwiec (0)
 Lipiec (0)
 Sierpień (0)
 Wrzesień (0)
 Październik (0)
 Listopad (0)
 Grudzień (0)
Rok 2024
 Styczeń (0)
 Luty (0)
 Marzec (0)
 Kwiecień (0)
Archiwum nowinek naukowych
Nauki o Ziemi
Cyrkon może wywodzić w pole badających początki Ziemi (16-04-2015)

Cyrkon - dzięki któremu ustala się czas powstania najstarszych skał na Ziemi - może sprowadzać badaczy na manowce. Przy datowaniu z użyciem tego minerału pomyłki mogą niekiedy sięgać nawet pół miliarda lat - pokazał zespół polskiej badaczki.

ŚWIADKOWIE NARODZIN ZIEMI

Wiadomo już, że Ziemia powstała ok. 4,6 mld lat temu, ale jest jeszcze wiele luk w wiedzy o tym, jak wyglądały początki naszej planety. "Świadkami" narodzin Ziemi mogą być najwyżej najstarsze minerały czy fragmenty skał. Poszukiwania takich pradawnych kamieni wcale jednak nie jest proste. Przez miliardy lat w skorupie ziemskiej zachodziły przecież ciągle reakcje chemiczne, które zmieniały strukturę materii, trudno więc znaleźć minerały, których żadne takie przemiany nie dotknęły. Kolejnym problemem, który interesuje naukowców, jest geochronologia danych skał, a więc ustalenie ich wieku.

"Jedynym minerałem, za pomocą którego możemy datować skały, które mają nawet ponad 4 mld lat, jest cyrkon - krzemian cyrkonu" - powiedziała w rozmowie z PAP kierownik badań, dr hab. Monika A. Kusiak z Instytutu Nauk Geologicznych PAN. Wyjaśniła, że cyrkon to materiał, który występuje w wielu rodzajach skał w postaci maleńkich ziarenek. Minerał ten zawiera wystarczająco dużo uranu 235 i uranu 238, które rozpadają się do radiogenicznego ołowiu 207 i 206 ze stałym tempem. Ze stosunków tych izotopów geochronolodzy umieją obliczyć wiek danej próbki.


Nieregularne skupiska nanokuleczek ołowiu w cyrkonie z Antarktydy. W niektórych miejscach takich nanokuleczek ołowiu jest bardzo dużo - w innych - znacznie mniej.

NAJSTARSZE KAMIENIE NA ŚWIECIE

Na razie najstarsze na świecie ziarna cyrkonu - a zarazem najstarsze odnalezione minerały - zidentyfikowano w zachodnioaustralijskich wzgórzach Jack Hills. Cyrkony stamtąd liczą aż 4,46 mld lat, jednak zostały one włączone do o wiele młodszej skały. Z kolei najstarsza skała - gnejs znaleziony w Kanadzie (również zawiera cyrkon) - liczy 4,03 mld lat. Do innych najbardziej leciwych skał naszej planety zaliczono jeszcze skały znalezione w Grenlandii, w Północnych Chinach i skały z Enderby Land we wschodniej Antarktydzie. Wiek tych ostatnich oszacowano na prawie 4 mld lat.

Cyrkony z Antarktydy trafiły jednak do rąk dr hab. Moniki A. Kusiak i jej zespołu z Australii, Niemiec i Szwecji. Badacze zaczęli podejrzewać, że minerał jest o wiele młodszy niż było to wcześniej ustalone. Dalsze szczegółowe badania na pojedynczym mikrowycinku cyrkonu pokazywały coś dziwnego - jednym razem, że minerał ma 3,5 mld lat, a innym - że ma 4 mld.

Geologom nie są straszne pomyłki w datowaniu rzędu dekad, wieków, a czasem tysięcy czy milionów lat. Ale niedokładności rzędu pół miliarda lat? To było zbyt wiele, żeby machnąć na to ręką. Zespół Moniki A. Kusiak postanowił dociec, skąd się biorą te różnice. Z mikrofragmentu cyrkonu geochronolodzy wycięli więc jeszcze mniejszy fragmencik o boku rzędu nanometrów - i dokładnie zbadali jego strukturę.

OŁÓW, KTÓRY SIĘ SKUPIŁ

Pod transmisyjnym mikroskopem elektronowym w cyrkonie zauważono coś niespodziewanego - nieregularne skupiska nanokuleczek ołowiu. W niektórych miejscach takiego ołowiu jest bardzo dużo - w innych - znacznie mniej. A to całkowicie zmieniało wyniki datowania. Jeśli podczas pomiaru trafiło się na skupisko ołowiu - wychodziło na to, że wiek cyrkonu jest większy, a jeśli skupisko się ominęło - wiek cyrkonu wychodził mniejszy. Wystarczyło przesunąć miejsce pomiaru zaledwie o nanometry.

Dr Kusiak wyjaśniła, że jest to pierwsze na świecie odkrycie nieregularnego rozłożenia ołowiu w cyrkonie. Skupiska nanokuleczek ołowiu - zdaniem Kusiak - mogły powstać w przeszłości, kiedy minerał narażony był na wysokie temperatury, które zmieniły układ ołowiu w minerale. Wyniki badań zespołu ukazały się w kwietniu w prestiżowym czasopiśmie PNAS.

Zespół dr Kusiak szacuje, że cyrkon z Antarktydy nie ma aż 4 mld lat, ale znacznie mniej - ok. 3,6 mld lat. Te wyniki mogą sprawić, że skała z Enderby Land znacznie spadnie w rankingu najstarszych skał na świecie. "W niektórych innych przypadkach też trzeba będzie sprawdzić, czy jedne z najstarszych skał na świecie rzeczywiście są takie stare" - skomentowała badaczka.

PAP - Nauka w Polsce, Ludwika Tomala. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Różności
Poznańscy etnolodzy udostępnili swoje zasoby w Internecie (15-04-2015)

Blisko 8 tysięcy nagrań video, plików dźwiękowych i fotografii w wysokiej rozdzielczości znajdujących się w archiwum Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu (IEiAK UAM), upubliczniono na otwartej licencji w Internecie w ramach Cyfrowego Archiwum im. Józefa Burszty.

Patronem cyfrowego zasobu jest prof. Burszta - wieloletni kierownik Katedry Etnografii na UAM, który w 1972 roku podjął decyzję o założeniu archiwum etnograficznego. Był to efekt nagromadzenia się licznych materiałów, będących rezultatem działalności naukowej placówki i prowadzonych od lat 50. XX badań terenowych. Cyfryzacja zasobów miała częściowo charakter ratunkowy - w ramach przedsięwzięcia niektóre z zasobów poddano konserwacji i przeniesiono na nośniki cyfrowe.

Jak dotąd zasoby Instytutu nie były udostępniane dla wszystkich zainteresowanych. Teraz pod adresem cyfrowearchiwum.amu.edu.pl można zapoznać się nowoczesną cyfrową platformą o charakterze popularnonaukowym i edukacyjnym, udostępniającą archiwalną i bieżącą dokumentację z badań etnograficznych w oparciu o licencję Creative Commons (Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska).

Jak zapowiadają inicjatorki projektu dr Anna Weronika Brzezińska i dr Agata Maria Stanisz, w połowie 2015 roku na stronie Archiwum upublicznionych zostanie 25 filmów etnograficznych przygotowanych przez dr Aleksandrę Wojciechowską i Janusza Piwowarskiego oraz spis archiwalnych inwentarzy. Planowane jest też opublikowanie w bazie pierwszych rozdziałów książki "Kultura ludowej Wielkopolski" napisanej pod redakcją prof. Józefa Burszty. Integralną częścią Cyfrowego Archiwum jest prezentacja sylwetki naukowej tego wybitnego naukowca oraz przypomnienie jego bogatego i zróżnicowanego dorobku. Planowane jest również rozwijane bazy pod względem technologicznym.

Przedsięwzięcie "Cyfrowe Archiwum im. Józefa Burszty - digitalizacja archiwaliów oraz ich udostępnienie w Internecie" zrealizowano w ramach projektu dofinansowanego ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego Program Kolberg 2014 - Promesa. Aby łatwiej dotrzeć do szerszego grona odbiorców pod koniec 2014 roku etnolożki podjęły współpracę ze Stowarzyszeniem Wikimedia Polska, w ramach projektu GLAM-Wiki.

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Astronomia
Polska specjalność: poszukiwanie planet (12-04-2015)

Pierwszy układ planet poza Układem Słonecznym odkrył Aleksander Wolszczan, otwierając nowy rozdział w astronomii. Od tego czasu poszukiwanie planet stało się niemal polską domeną, a nowe obiekty znajdują dziś nie tylko naukowcy, ale też polscy internauci, a nawet licealiści.

Wszystko zaczęło się we wrześniu 1991 roku, kiedy prof. Aleksander Wolszczan odkrył pierwszy układ planet poza Układem Słonecznym. Informację o przełomowym dla światowej nauki odkryciu w styczniu 1992 roku opublikowało pismo "Nature". Samemu Wolszczanowi odkrycie zapewniło miejsce wśród najwybitniejszych naukowców w historii, a pismo "Nature" umieściło wśród najbardziej fundamentalnych odkryć opublikowanych na swoich łamach.


Wikimedia

W gwiazdozbiorze Panny polski naukowiec zidentyfikował pulsar PSR B1257+12, który posiadał własny system planetarny: co najmniej trzy krążące wokół gwiazdy planety. Do odkrycia doszło w obserwatorium Arecibo w Porto Rico, gdzie Wolszczan, wspólnie z naukowcami z innych krajów, badał niebo przy pomocy największego na świecie radioteleskopu.

W 2011 r. Pensylwańsko-Toruński Projekt Poszukiwań Planet (PennState Torun Planet Search - PTPS) prowadzony m.in. przez prof. Wolszczana umożliwił odkrycie trzech kolejnych planet poza Układem Słonecznym. Planety te mają masy zbliżone do masy Jowisza i są tzw. gazowymi olbrzymami, czyli ogromnymi obiektami zbudowanymi głównie z gazu lub lodu.

W ślad za prof. Wolszczanem ruszyło wielu innych polskich naukowców, którzy mają wyjątkowe zasługi właśnie w dziedzinie poszukiwania planet poza Układem Słonecznym. Wśród najbardziej skutecznych w tym obszarze przedsięwzięć znajduje się kierowany przez prof. Andrzeja Udalskiego projekt OGLE, prowadzony na Uniwersytecie Warszawskim. Do poszukiwania odległych obiektów m.in. planet w projekcie tym wykorzystywana jest metoda mikrosoczewkowania grawitacyjnego.

W 2010 roku, dzięki zastosowaniu tej metody, międzynarodowy zespół kierowany przez polskiego astronoma Radosława Poleskiego z Ohio State University, odkrył daleką planetę podobną do Urana.

Również dzięki tej metodzie w 2013 roku, międzynarodowy zespół naukowców, z udziałem Polaków, odkrył pozasłoneczny układ planetarny z zimną planetą wielkości dwóch mas Ziemi. Informację o odkryciu opublikowało prestiżowe amerykańskie czasopismo "Science".

Odkryty układ planetarny obejmuje jedną planetę i dwie gwiazdy. Odległość planety od gwiazdy, którą ona okrąża, jest porównywalna z dystansem Ziemia-Słońce. Druga z gwiazd znajduje się natomiast 15 razy dalej, czyli mniej więcej w odległości trzy razy większej niż Jowisz od Słońca. Masa planety przekracza masę Ziemi zaledwie dwukrotnie. Panują na niej prawdopodobnie temperatury nie przekraczające minus 200 st. Celsjusza. Gdybyśmy mieli okazję stanąć na powierzchni planety i spojrzeć w niebo, to zobaczylibyśmy dwa "słońca" o bardzo czerwonych tarczach i dużo słabsze niż tarcza naszego Słońca. Rzucalibyśmy także dwa cienie, a noce byłyby dużo krótsze z powodu wschodów i zachodów dwóch gwiazd, a nie jednej.

Astronomowie z Polski, Hiszpanii i USA odkryli też planetę okrążającą tzw. czerwonego olbrzyma i dowody na to, że gwiazda zniszczyła inną z planet tego układu. Wykazali, że taki los może w przyszłości czekać niektóre z planet Układu Słonecznego. Wszystko przez to, że gwiazda taka jak Słońce po miliardach lat ewolucji zaczyna się rozrastać, a jej wymiary mogą sięgnąć nawet orbity Ziemi. Gwiazdę w tej fazie astronomowie nazywają czerwonym olbrzymem. Taki los czeka Słońce za około 5 miliardów lat, co będzie mieć istotne znaczenie dla końcowego losu planet takich jak Merkury, Wenus, a może nawet Ziemia. Główną autorką publikacji, która ukazała się w "Astrophysical Journal Letters", była Monika Adamów z Centrum Astronomii UMK w Toruniu.

W poszukiwaniu planet pozasłonecznych ma pomóc też specjalny projekt o nazwie Solaris, prowadzony od 2010 roku przez astronomów z toruńskiego Centrum Astronomicznego im. Mikołaja Kopernika PAN. W jego ramach powstaje globalna sieć automatycznych teleskopów, pomagających szukać planet w układach podwójnych gwiazd, w których planeta ma na swoim niebie aż dwa "słońca". Takie teleskopy działają już w Argentynie, RPA i Australii.

Jednak skutecznymi poszukiwaczami planet są nie tylko naukowcy, ale też internauci. Jednego z nich przez kilka godzin w marcu 2013 roku "tropiły" media na całym świecie.

Zespół społecznościowego projektu naukowego Zoouniverse.org poszukiwał wówczas Polaka, który odkrył planetę pozasłoneczną PH2 b, ale o tym nie wiedział. Wiadomo było jedynie, że kryje się za loginem rafcioo28. Poszukiwania zakończyły się powodzeniem po kilku godzinach, a szczęśliwym odkrywcą okazał się informatyk ze Zgierza Rafał Herszkowicz, który astronomią zajmuje się jedynie hobbystycznie.

"Pierwszą myślą było - to jakiś żart. Wczytałem się jednak dokładniej w treść, sprawdziłem strony internetowe i trafiłem na informację, że zaginąłem w akcji i jestem poszukiwany" - opowiadał wówczas w rozmowie z PAP. Jego przygoda z poszukiwaniem planet zaczęła się, kiedy w internecie przeczytał artykuł o teleskopie Keplera i projekcie Planet Hunters, w ramach którego można pomóc w odkrywaniu planet. "Miałem trochę wolnego czasu i to szczęście, że dostałem materiał z tranzytem tej planety i oznaczyłem go jako pierwszy" - dodał.

Nowe planety odkrywali też polscy uczniowie z Torunia i Sierpca w ramach projektu International Asteroid Search Campaigns (IASC). W 2007 roku odkryli oni najpierw planetoidę 199950, która obiega Słońce co 3,74 roku. Trzy lata później przyszła pora na planetoidę 273377, obiegającą Słońce co 5,26 roku.

W 2012 roku obiekty te otrzymały oficjalne nazwy: Sierpc od miasta na Mazowszu i LechMankiewicz - na cześć aktualnego dyrektora Centrum Fizyki Teoretycznej PAN i popularyzatora nauki. Nazwy, zaproponowane przez uczniów z Zespołu Szkół nr 10 im. Stefana Banacha w Toruniu oraz uczennicy z IX Liceum Ogólnokształcącego im. Kazimierz Jagiellończyka, nadała Międzynarodowa Unia Astronomiczna.

"Gdy otrzymaliśmy prawo nazwania odkrytej planetoidy, zebraliśmy listę 12 propozycji, którą potem zawężaliśmy. Przez pewien czas wśród potencjalnych nazw był m.in. Adam Małysz. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na Lecha Mankiewicza - człowieka, dzięki któremu polscy uczniowie mogą brać udział w projektach poszukiwania planetoid" - wyjaśniał Bogdan Sobczuk z Zespołu Szkół nr 10 w Toruniu.

PAP - Nauka w Polsce, Ewelina Krajczyńska. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Zdrowie
Prof. Tadeusz Trziszka: jajo to doskonały surowiec z natury (07-04-2015)

Cystatyna pozyskana z jaja jest świetnym produktem przeciwko nowotworom. Odkryty w żółtku kompleks białek o nazwie Yolkina daje fantastycznie wyniki m.in. w hamowaniu choroby Alzheimera. Jajo to doskonały surowiec z natury - ocenia prof. Tadeusz Trziszka.

Kierowany przez prof. Trziszkę, prorektora ds. nauki i innowacji Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu, projekt naukowy OVOCURA polegał na wyodrębnieniu z jaj komponentów biomedycznych, pomocnych w leczeniu i zapobieganiu chorobom. Jaja do badań nie były przypadkowe, ponieważ kury nioski były karmione preparatami huminowo-mineralnymi, które wyprodukowano z substancji pochodzących z alg - roślin bogatych w nienasycone kwasy tłuszczowe.

"Spodziewaliśmy się, że badania przyniosą ciekawe wyniki, ale przekroczyły one nasze oczekiwania w dobrym tego słowa znaczeniu. Okazało się, że natura jest zdolna do wszystkiego. Może dać życie i chronić życie także od chorób cywilizacyjnych, które nas dotykają z różnych powodów. Jajo to doskonały surowiec z natury" - powiedział prof. Tadeusz Trziszka.

Podkreślił, że w efekcie przeprowadzonego projektu powstało 28 patentów, dzięki którym już powstały lub powstaną w przyszłości produkty biomedyczne, pozwalające leczyć lub zapobiegać chorobom neurodegeneracyjnym, nowotworowym, schorzeniom centralnego układu nerwowego, układu krążenia, kostnego czy w wytwarzaniu medykamentów na paradontozę i przeciwko dolegliwościom dermatologicznym.

Jak dodał, wyodrębniona i oczyszczona z jaja cystatyna okazała się świetnym produktem przeciwko nowotworom. Z kolei nowo odkryty podczas tych badań kompleks białek Yolkina, który wyizolowano w żółtku jaja, przynosi obiecujące rezultaty w terapii chorób neurodegeneracyjnych i w schorzeniach centralnego układu nerwowego.

"Yolkina hamuje m.in. rozwój choroby Alzheimera, ma znaczenie w leczeniu chorób otępienia mózgu i zaburzenia nastroju. Natomiast cystatyna wpływa też na leczenie chorób skóry. Z kolei zawarte w żółtku fosfolipidy regulują ciśnienie krwi. Spektrum oddziaływania jest naprawdę bardzo szerokie" - podkreślił prof. Trziszka.

Zaznaczył, że choć badawcza część projektu OVOCURA zakończyła się przed dwoma laty, to wciąż pojawiają się kolejne efekty naukowe i medyczne. "To była doskonała współpraca naukowców nie tylko z naszego Uniwersytetu Przyrodniczego, ale również z Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. Pracowały w sumie 233 osoby, także z ponad 20 firm. Wypromowaliśmy 40 doktorantów, opublikowano 120 prac naukowych, a liczba patentów z początkowych 17 wzrosła do 28. Zaprezentowaliśmy nasze wyniki już w 26 krajach" - mówił Trziszka.

Naukowiec pytany przez PAP, czy jaja z tradycyjnych hodowli lub z tzw. wolnego wybiegu mają równie dużą wartość, potwierdził, że wiele zależy od warunków hodowli i karmy.

"Genetycznie wartość jaja jest standardowa. Jest bardzo bogate we wszystkie witaminy poza C, szczególnie dużo ma witamin z grupy B, m.in. B6, B12, jak i kwasu foliowego. Odpowiednią paszą można wzbogacić tylko żółtko jaja m.in. w nienasycone kwasy tłuszczowe tzw. omega3, czy również w antyoksydanty" - powiedział prof. Trziszka.

Jak dodał, dzięki temu jedzenie jaj obniża odkładanie się w organizmie człowieka homocysteiny, która wywołuje choroby metaboliczne.

W jego ocenie na odpowiednio przygotowanym, bogatym w roślinność wolnym wybiegu, zwierzę właściwie uzupełnia swą dietę o bioskładniki. Natomiast ważne jest, by w warunkach hodowlanych pasza była właściwie wzbogacona m.in. tranem, witaminami z marchwi czy świeżo tłoczonym olejem. Zagrożeniem dla wartości jaj są natomiast zepsute, spleśniałe pasze lub karmy, w których są szkodliwe składniki.

"Już Rzymianie mówili, że jajo plus jabłko to podstawa jedzenia, ponieważ w ten sposób dostarcza się organizmowi wszystkich witamin. I tego się warto trzymać" - podsumował prof. Trziszka.

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Technika
Co widzi światło? Mikrosoczewki gradientowe z ITME (03-04-2015)

Mikrosoczewki gradientowe stosuje się w telekomunikacji w układach przełączników optycznych, w badaniach medycznych i w biotechnologii. Badaczom z Instytutu Technologii Materiałów Elektronicznych z Warszawy udało się wykonać soczewki tak małe jak światłowód. Wynalazek może być zastosowany w bardzo tanich układach wprowadzania światła z lasera do światłowodu.

Zwykła soczewka to kawałek szkła o zakrzywionej powierzchni, przez które przechodzą promienie światła. W soczewce gradientowej zmienia się gęstość szkła, z jakiego jest wykonana. W środku jest ono gęstsze, a na zewnątrz rzadsze. W związku z tym promienie zakręcają i skupiają się w jednym miejscu za soczewką. Takie soczewki są znane od wielu lat. Umieszczane na końcu światłowodu mogą służyć do wychwytywania cząstek, na przykład pojedynczych krwinek lub komórek. Z ich pomocą można wykrywać zanieczyszczenia w cieczach.


Fot. Simon Whitehead, Wikimedia

Niestety, dotąd nie można było wykonać bardzo małych soczewek gradientowych, a właśnie takie są potrzebne do urządzeń takich jak światłowody, detektory czy lasery. Udało się to grupie polskich fotoników pod kierunkiem dra hab. Ryszarda Buczyńskiego.

"Nikt nie potrafił zrobić takiego objętościowego materiału, w którym można kontrolować zmianę gęstości na obszarze pojedynczych mikronów i który będzie tani w produkcji. Parę lat temu wpadliśmy jak coś takiego zrobić. Wykorzystujemy dwa rodzaje pręcików. Pręciki z cięższego szkła układamy gęsto w środku i coraz rzadziej na zewnątrz, a z lżejszego szkła odwrotnie według wyliczonego wzorca. Taką strukturę pomniejszamy przez podgrzewanie i wyciąganie. Tak powstają gradientowe mikrosoczewki nanostrukturyzowane" - tłumaczy dr hab. Buczyński.

Stosowane w nowych soczewkach pręciki mają rozmiary mniejsze niż długość fali świetlnej. Pozwala to uczonym "oszukać" światło. Jeżeli światło przechodzi przez materiał, którego elementy mają rozmiary mniejsze od długości fali, to nie "widzi" ono jego pojedynczych elementów, tylko elementy wraz z jego otoczeniem.

Aby osiągnąć taki efekt, uczonym potrzebny był tzw. materiał pikselizowany, czyli maleńkie pręciki, które sprawią, że obraz nie będzie ciągły, ale jego gęstość będzie się dyskretnie zmieniać. Z takich właśnie pręcików buduje się soczewki. Badacze zastosowali prostą technologię, jakiej na świecie używa się do produkcji światłowodów. Zaczęli od przygotowania dużej struktury z dwóch rodzajów szklanych pręcików - o wyższym i niższym współczynniku załamania. Następnie podgrzewają tę strukturę i wyciągają, żeby pręciki stały się cieńsze. Wszystko to przypomina sklejone spaghetti w dwóch rodzajach. Wyciągnięte pręciki o przekroju rzędu 100 mikronów, stają się jeszcze tysiąc razy mniejsze. Soczewka składa się z kilkudziesięciu tysięcy takich pojedynczych spaghetti o średnicy ok. 100 nm każdy. Są one 5-10 razy mniejsze niż długość fali światła.

Innowacyjna technologia pozwala wykonywać pojedyncze mikrosoczewki albo ogromne układy mikrosoczewek o średnicy światłowodu. Takie elementy umieszczone na końcu światłowodu pozwalają uzyskać równoległą wiązkę światła albo skupić światło w punkt, obwarzanek lub linię. Jest to wykorzystywane na przykład przy wspomnianym już pułapkowaniu cząstek. Macierze mikrosoczewek znajdą również zastosowanie w mikroskopii 3D i w miniaturowych kamerach 3D w telefonach komórkowych.

Taki mały element umieszczony na końcu światłowodu, to wynalazek, który może być zastosowany w bardzo tanich układach wprowadzania światła z lasera do światłowodu. Obecnie w przemysłowej produkcji światłowodów stosowane są układy dość kosztowne i skomplikowane, złożone z kilku elementów, które muszą być bardzo precyzyjnie wykonane i bardzo precyzyjnie umieszczone względem siebie, a to jest kosztowne. Problem z zastosowaniem polskiej innowacji polega na tym, że firmy, które zainwestowały już w linie technologiczne, muszą odważyć się na zmiany. Z szacunków dra Buczyńskiego wynika, że to się opłaci.

"Zwykły laser telekomunikacyjny kosztuje ok. 10 dolarów. Ale laser z połączonym światłowodem kosztuje już zwykle ponad 100 dolarów. Te dodatkowe 90 dolarów kosztuje układ wprowadzający światło z lasera do światłowodu - oblicza dr Buczyński. - My potrafimy zastąpić go jednym małym elementem, dlatego największy zysk widzimy w obniżeniu cen łączenia lasera ze światłowodem".

Takie połączenie to kluczowy element każdego węzła internetu, gdzie zastosowane są lasery sprzężone ze światłowodami. W każdym takim miejscu można by zastosować polską technologię. Zainteresuje ona tzw. integratorów systemów, czyli firmy wykonujące aktywne komponenty do systemów telekomunikacyjnych. Sęk w tym, że firmy te poniosły olbrzymie nakłady na obecnie funkcjonujące technologie. Uczeni mają nadzieję, że uda się przekonać graczy rynkowych, żeby przestawili swoją produkcję modułów na innowacyjne soczewki.

W rankingu magazynu Laser Focus World z 2012 r. nostrukturyzowane mikrosoczewki zostały uznane za jedną z 20 najbardziej obiecujących innowacji w dziedzinie fotoniki na świecie.

PAP - Nauka w Polsce, Karolina Olszewska

Wydarzenia
Mapa Tatr uznana za najlepszą mapę 2014 r. przez pismo "Journal of Maps" (02-04-2015)

Mapa przedstawiająca topografię Tatr, stworzona przez naukowców z Akademii Górniczo-Hutniczej i Uniwersytetu Jagiellońskiego, została uznana za najlepszą mapę stworzoną w 2014 r. O wynikach międzynarodowego konkursu poinformowali PAP rzecznicy obu uczelni.

Pracę pt. "The Tatra Mountains during the Last Glacial Maximum" wykonał dr inż. Jerzy Zasadni z Wydziału Geologii Geofizyki i Ochrony Środowiska Akademii Górniczo-Hutniczej oraz dr. Piotr Kłapyta z Instytutu Geografii i Gospodarki Przestrzennej Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Ich mapa została uznana za najlepszą mapę opublikowaną w 2014 r. w międzynarodowym czasopiśmie "Journal of Maps".

"Journal of Maps to jedyne tego typu czasopismo na rynku, w którym w wersji elektronicznej publikowane są mapy prezentujące wyniki badań z różnych dziedzin nauki. Każdego roku jury ocenia blisko siedemdziesiąt opracowań. Podczas tegorocznej edycji konkursu za najlepszą spośród jedenastu finałowych prac uznano mapę Tatr wykonaną przez polskich naukowców. W werdykcie podkreślono, że opracowanie to w doskonałej konwencji kartograficznej integruje wyniki badań terenowych i analiz teledetekcyjnych" - podkreślają rzecznicy AGH i UJ, Bartosz Dembiński i Adrian Ochalik.

Mapa przedstawia topografię Tatr podczas ostatniego zlodowacenia, ponad 20 tys. lat temu, kiedy tatrzańskie lodowce osiągnęły maksymalny zasięg. "Na uwagę zasługuje fakt, iż jest to pierwsze takie opracowanie, w którym przedstawiono przestrzenny obraz lodowców w całych Tatrach. Mapa została wykonana w całości w technice 3D w oparciu o numeryczne modele terenu. Zasięg i geometria lodowców przedstawiona na mapie odzwierciedla układ form rzeźby terenu: moren i podciosów lodowcowych. Szczegóły widoczne na powierzchniach lodowców ukazują ich prawdopodobną topografię w odniesieniu do prawidłowości glacjologicznych i w analogii do współczesnych lodowców" - podkreślają rzecznicy.

Dzięki konwencji nawiązującej do mapy topograficznej opracowanie to stanowi doskonałe narzędzie do popularyzacji wiedzy o zmianach klimatycznych i przemian środowiska naturalnego wśród szerokiego grona odbiorców, a także do promocji piękna przyrody Polski i regionu - dodają.

Zwycięska praca będzie wydrukowana w limitowanej edycji dwustu sztuk i będzie do nabycia na stronie czasopisma. Dr inż. Jerzy Zasadni we współpracy z mgr. inż. Andrzejem Świąderem z AGH wykonali również animacje przelotu nad zlodowaconymi Tatrami w oparciu o dane przedstawione na nagrodzonej mapie.

Nagrodzona mapa dostępna jest pod adresem.

Animacje dostępne są pod adresem.

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Materiałoznawstwo
Młodzi metalurdzy z AGH nagrodzeni za stal damasceńską (01-04-2015)

Nóż typu handżar, wykonany z samodzielnie wytworzonej stali damasceńskiej, przyniósł studentom metalurgii na Akademii Górniczo-Hutniczej (AGH) wyróżnienie na międzynarodowej konferencji naukowej w USA - poinformował rzecznik prasowy AGH, Bartosz Dembiński.

Studenci Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie zdobyli wyróżnienie podczas międzynarodowej konferencji naukowej TMS Annual Meeting and Exhibition, odbywającej się w połowie marca w Orlando (USA). Uznanie jury zdobył stworzony przez nich nóż typu handżar wykonany z samodzielnie wytworzonej stali damasceńskiej.


Nagrodzeni studenci AGH oraz Prezydent TMS Pan Hani Henein. Źródło: AGH

Nad skomplikowanym projektem młodzi metalurdzy pracowali przez kilka miesięcy w Kole Naukowym Przeróbki Plastycznej Metali Hefajstos. W 2014 r. otrzymali oni na realizację tego pomysłu Grant Rektorski. Projekt zatytułowany "Próba rekonstrukcji procesu wytwarzania i przetwarzania stali damasceńskiej z wykorzystaniem współczesnej technologii w zakresie elektrometalurgii i przeróbki plastycznej stali" zakładał otrzymanie materiału jak najbardziej zbliżonego do oryginału pod względem składu chemicznego i mikrostruktury, który po przekuciu ujawni damasceński wzór na powierzchni.

Tego rodzaju stal, używana i wytwarzana od czasów starożytnych do średniowiecza, uznawana jest za jeden z najbardziej tajemniczych materiałów, trudnych do rozszyfrowania nawet dla specjalistów z zakresu inżynierii materiałowej - zaznacza Dembiński.


Wzór uzyskany na powierzchni ostrza. Źródło: AGH

"Liczne badania wykazały obecność w oryginalnych egzemplarzach narzędzi wykonanych ze stali damasceńskiej nanostruktur, których wytwarzanie przy dzisiejszym zaawansowaniu techniki wymaga zaangażowania najnowocześniejszej aparatury i technologii z zakresu nanomateriałów. Odkrycia takie wskazują szansę na szersze, niż można byłoby się spodziewać, możliwości, jakie roztacza przed dziedziną inżynierii materiałowej tematyka stali damasceńskiej" - mówi dr inż. Maciej Rumiński, opiekun naukowy projektu.

"Naszym studentom udało się odtworzyć ten rodzaj stali z dużą dokładności i starannością. To wielkie osiągnięcie i cieszę się, że zostało ono docenione podczas konferencji na Florydzie" - dodaje.


Wyróżnione dzieło studentów AGH - nóż typu handżar ze stali damasceńskiej. Źródło: AGH

144. edycja tej konferencji, skupiającej co roku ponad 4 tys. specjalistów w dziedzinie materiałów - inżynierów, naukowców i przedsiębiorców z całego świata, była zarazem pierwszą, podczas której odbył się studencki konkurs "TMS Bladesmithing Competition". Istotą konkursu było zaprezentowanie przez uczestników wykonanych przez nich ostrzy, które miały mieć wymiary od 20 do 120 cm długości.

W rywalizacji udział wzięło 25 uczelni, głównie z USA. Studenci metalurgii na AGH - Estera Machoń i Remigiusz Błoniarz z Wydziału Inżynierii Metali i Informatyki Przemysłowej - byli jedynymi przedstawicielami Polski w tym zestawieniu.


Proces odkuwania ostrza. Źródło: AGH

Przy ocenianiu projektów jury brało pod uwagę kilka aspektów, m.in. jakość i wykonanie samego ostrza, prezentację wideo projektu czy szczegółowy raport z poszczególnych etapów wytwarzania ostrza: analizę chemiczną, materiałową czy wytrzymałościową.

Podium konkursu zostało obsadzone przez uczelnie amerykańskie: Oregon State University, University of Florida oraz Colorado School of Mines. Studenci AGH otrzymali jedyne przyznane wyróżnienie (Honorable Mention).

Jak podkreślają twórcy noża, jego wykonanie nie byłoby możliwe bez współpracy z Muzeum Narodowym w Krakowie, które umożliwiło studentom dostęp do oryginalnych zabytków wykonanych ze stali damasceńskiej.

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Medycyna
Białaczka jak Achilles, też ma słabą stronę (26-03-2015)

Współczesne terapie medyczne, stosowane w przewlekłej białaczce szpikowej, nie pozwalają na pełne wyleczenie pacjentów. Skuteczniejsze strategie walki z tą chorobą mogą się pojawić dzięki wiedzy o odkrytych w warszawskim Instytucie Nenckiego nowych szlakach sygnałowych w komórkach białaczki.

W komórkach pacjentów z przewlekłą białaczką szpikową, zwłaszcza w jej zaawansowanej fazie, brakuje jednego z białek: słynnego BRCA1. Białko to jest nieobecne nawet wtedy, gdy chory ma prawidłowy gen odpowiedzialny za jego produkcję. Naukowcy z Instytutu Biologii Doświadczalnej im. M. Nenckiego w Warszawie wykazali, że niedobory BRCA1 u osób z prawidłowym genem wynikają z upośledzenia samego procesu syntezy białka. Odkrycie nie tylko wyjaśnia mechanizm wspomagający rozwój nowotworu, ale także ujawnia jego słabą stronę. Badania, przeprowadzone we współpracy z zespołem prof. Tomasza Skorskiego z Temple University School of Medicine w Filadelfii, pomogą rozbudować obecne procedury diagnostyczne stosowane w przypadkach białaczki, a w nieco dalszej przyszłości mogą się stać podstawą rzeczywiście skutecznych terapii, prowadzących do pełnego wyleczenia chorego.


Komórki nowotworowe przewlekłej białaczki szpikowej wykazują niedobory ważnego białka BRCA1 nawet wtedy, gdy kodujący je gen ma prawidłową budowę, odkrył zespół dr hab. Katarzyny Piwockiej z Instytutu Biologii Doświadczalnej im. M. Nenckiego w Warszawie. (Źródło: Instytut Nenckiego, Grzegorz Krzyżewski)

Przewlekła białaczka szpikowa (CML) występuje u około jednej czwartej dorosłych pacjentów z białaczką. Choroba pojawia się wskutek zamiany fragmentów chromosomów 9 i 22, prowadzącej do powstania fuzyjnego chromosomu, znanego jako Filadelfia. Chromosom ten zawiera fuzyjny gen, który koduje nowe białko: BCR-ABL1. Obecność białka BCR-ABL1 skutkuje aktywacją całego ciągu reakcji biochemicznych - szlaków sygnałowych bezpośrednio odpowiedzialnych za rozwój choroby.

Pierwszą fazą w rozwoju przewlekłej białaczki szpikowej jest stosunkowo łagodna faza chroniczna, trwająca od kilku do kilkunastu lat. Z czasem choroba może przejść do etapu zwanego kryzą blastyczną, w którym we krwi chorego pojawia się znaczna liczba niedojrzałych komórek macierzystych (blastów). W fazie kryzy blastycznej macierzyste komórki białaczki, a także same komórki białaczkowe, są oporne na praktycznie wszystkie powszechnie stosowane terapie.

"Staramy się zrozumieć zjawiska odpowiadające za rozwój choroby i nabywanie oporności. Jednocześnie szukamy mechanizmów, które pomogłoby eliminować komórki białaczkowe, w tym macierzyste - bo tylko likwidując oba rodzaje komórek moglibyśmy doprowadzić do całkowitego wyleczenia pacjenta. Innymi słowy, chcemy znaleźć kolejne cele terapeutyczne dla nowych, potencjalnie skutecznych strategii leczenia", mówi dr hab. Katarzyna Piwocka, prof. nzw. w Instytucie Nenckiego.

Łańcuchy DNA w komórkach nowotworowych mają liczne uszkodzenia. Jednym z najważniejszych białek kontrolujących naprawę tych łańcuchów - a także stabilność genetyczną komórek podczas podziałów - jest białko BRCA1 (mutacje w genie kodującym BRCA1 są powszechnie kojarzone ze zwiększonym ryzykiem zachorowania na raka piersi i jajnika). Gdyby komórki nowotworowe wytwarzały białko BRCA1, byłyby w stanie bezbłędnie naprawiać uszkodzenia DNA lub aktywować proces eliminowania komórek ze zbyt dużą liczbą uszkodzeń - a to byłoby niekorzystne dla rozwijającego się nowotworu. Dzięki wcześniejszym badaniom zespołu K. Piwockiej i innych grup naukowych wiadomo, że w zaawansowanej fazie przewlekłej białaczki szpikowej w komórkach pacjentów występują niedobory białka BRCA1. Niedobory te dotychczas wiązano jednak z mutacjami, czyli nieprawidłową budową samego genu BRCA1. Badacze z Instytutu Nenckiego wykazali, że w przypadku białaczki ważny jest jeszcze inny czynnik.


Dr Paulina Podszywałow-Bartnicka z Instytutu Biologii Doświadczalnej im. M. Nenckiego w Warszawie, główna autorka publikacji dotyczącej zaburzeń syntezy białka BRCA1 w komórkach nowotworowych przewlekłej białaczki szpikowej. (Źródło: Instytut Nenckiego)

Mikrośrodowisko organizmu, w którym rozwijają się komórki nowotworowe, jest dla nich skrajnie nieprzyjazne. Aby przetrwać, komórki nowotworu muszą zmienić przebieg wielu szlaków sygnałowych i uruchomić szereg mechanizmów adaptacyjnych. Okazuje się, że jeden z takich mechanizmów - szlak sygnałowy znany jako prożyciowa adaptacyjna odpowiedź na stres - może blokować produkcję białka BRCA1.

"Nasze badania wykazały, że w zaawansowanej fazie przewlekłej białaczki szpikowej dochodzi do zaburzenia samej syntezy białka BRCA1. Chory ma prawidłowy gen kodujący to białko, ale cząsteczki informacyjnego kwasu mRNA, niezbędne do jego produkcji, są zwinięte i opakowane w kompleksy białkowe. Tak 'schowane', po prostu nie mogą uczestniczyć w procesie syntezy białka", opisuje dr Paulina Podszywałow-Bartnicka, główna autorka publikacji, która ukazała się w znanym czasopiśmie biologicznym "Cell Cycle".

W obecnych procedurach diagnostycznych chorych bada się wyłącznie pod kątem występowania nieprawidłowości genu BRCA1. Wyniki prac naukowców z Instytut Nenckiego sugerują jednak, że brak białka produkowanego przez ten gen może być znacznie powszechniejszy niż się obecnie wydaje.

Odkrycie ma znaczenie nie tylko poznawcze. Przede wszystkim otwiera drogę do nowych terapii przeciwbiałaczkowych. Już dziś wiadomo, że deficyt białka BRCA1, który służy komórkom nowotworowym, może zostać wykorzystany przeciw nim. Strategie terapeutyczne oparte na zjawisku syntetycznej letalności wykorzystują fakt, że pewne szlaki sygnałowe lub geny są w komórkach nowotworowych nieaktywne lub zmutowane.

"Gdy komórka ma uszkodzony jeden szlak sygnałowy lub gen, zwykle może funkcjonować dalej, ponieważ najprawdopodobniej wciąż działa inny szlak, alternatywny. Dopiero gdy i on zostanie zahamowany, komórka traci zdolność funkcjonowania", wyjaśnia prof. Skorski i kontynuuje: "Skoro wiemy, że jeden szlak naprawy DNA, zależny od BRCA1, nie działa w komórce białaczkowej, możemy poszukać szlaku uzupełniającego i spróbować go wyłączyć. Komórka białaczkowa zostałaby wtedy skierowana na drogę apoptozy przez mechanizm zwany syntetyczną letalnością. Innymi słowy, zmusilibyśmy ją do popełnienia samobójstwa. Jednocześnie komórka zdrowa by przeżyła, bo cały czas dysponowałaby aktywnym szlakiem naprawy zależnym od BRCA1. Takie potencjalne terapie, wykorzystujące niedobory BRCA1, są już teraz badane".

Terapie farmaceutyczne, stosowane obecnie przy przewlekłej białaczce szpikowej, zwykle nie prowadzą do pełnego wyleczenia. Zwalniają jedynie przebieg choroby i zapobiegają jej przejściu w zaawansowane stadia. Wykorzystanie mechanizmu syntetycznej letalności otwiera drogę do opracowania nowych, spersonalizowanych terapii, które potencjalnie mogłyby eliminować także komórki macierzyste, odpowiedzialne za nawroty białaczki.

Badania nad szlakami sygnałowymi w komórkach nowotworowych sfinansowano z grantów Narodowego Centrum Nauki, Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego i amerykańskich Narodowych Instytutów Zdrowia (NIH).

PUBLIKACJA NAUKOWA: "Downregulation of BRCA1 protein in BCR-ABL1 leukemia cells depends on stress-triggered TIAR-mediated suppression of translation"; P. Podszywalow-Bartnicka, M. Wolczyk, M. Kusio-Kobialka, K. Wolanin, K. Skowronek, M. Nieborowska-Skorska, Y. Dasgupta, T. Skorski, K. Piwocka; Cell Cycle 2014, 13(23):3727-41. doi: 10.4161/15384101.2014.965013.

Źródło: Instytut Biologii Doświadczalnej im. M. Nenckiego w Warszawie

Geologia
Nie tylko łupki. Polska ma nieznane wcześniej, wielkie zasoby tzw. tight gas (19-03-2015)

W Państwowym Instytucie Geologicznym oszacowano zasoby prognostyczne kolejnej grupy niekonwencjonalnych złóż gazu ziemnego - tzw. gazu zamkniętego (tight gas). O ile Polska wschodnia jest wielkim rezerwuarem gazu łupkowego, o tyle Polska zachodnia dysponuje wielkimi złożami innego typu gazu niekonwencjonalnego! Gaz zamknięty wydobywa się łatwiej niż łupki. Pierwsze próby wydobycia zakończone sukcesem.

Jednym z głównych zadań państwowej służby geologicznej - której funkcje pełni Państwowy Instytut Geologiczny - jest szacowanie zasobów surowców mineralnych. O wielu grupach surowców - rudach metali, solach, węglach - wiemy prawie wszystko, ale dzięki rozwojowi wiedzy geologicznej i górniczej pojawiają się wciąż nowe możliwości zagospodarowania kopalin, dotąd nie branych pod uwagę w naszych opracowaniach.

Do takich nowych kopalin należą węglowodory gazowe i płynne skoncentrowane w złożach niekonwencjonalnych:
• gaz ziemny w pokładach węgla (coal-bed methane)
• gaz ziemny i ropa naftowa w łupkach (shale gas & oil)
• gaz ziemny zamknięty w piaskowcach (tight gas)


W tego typu skałach mogą się kryć niekonwencjonalne złoża gazu ziemnego. Po lewej piaskowce czerwonego spągowca, potencjalnie zawierające gaz zamknięty (tight gas) - rdzeń z otworu Września IG 1 (głębokość 4069-4092 m). Po prawej łupki dolnego paleozoiku, potencjalne źródło gazu ziemnego typu shale - rdzeń wiertniczy z otworu Tłuszcz IG 1 (głębokość 1959-1964 m). Fot. Mirosław Rutkowski, Państwowy Instytut Geologiczny

Wypełniając białą plamę na mapie surowców energetycznych Polski Państwowy Instytut Geologiczny w latach 90-tych opracował prognozę, a potem dokumentacje geologiczne dla metanu w pokładach węgla, a w roku 2012 przygotował pierwsze oszacowanie potencjalnych zasobów gazu i ropy w łupkach.

Obecnie przedstawiamy raport na temat trzeciego komponentu złóż niekonwencjonalnych: gazu ziemnego zamkniętego w zwięzłych i słabo przepuszczalnych piaskowcach. Ten rodzaj surowca chemicznie i fizycznie niczym nie różni się od naturalnego gazu ziemnego wydobywanego od lat ze złóż klasycznych - składa się głównie z palnego metanu. Jedyną cechą odmienną jest sposób występowania. Tight gas jest uwięziony w mikroskopijnych przestrzeniach porowych piaskowców, ale przestrzenie te nie są ze sobą połączone. Dlatego klasyczne sposoby wydobycia zawodzą. Aby uwolnić gaz z izolowanych porów trzeba użyć szczelinowania hydraulicznego, które kruszy skały i wytwarza gęstą sieć spękań.

Technologia wydobycia jest bardzo podobna do używanej w eksploatacji gazu z łupków. Pierwsze odwierty typu tight gas wykonano w Stanach Zjednoczonych kilkadziesiąt lat wcześniej niż odwierty łupkowe. Dzisiaj gaz zamknięty stanowi znaczną część całkowitego wydobycia gazu ziemnego w USA (ok. 30%). Eksploatowany jest od 20 lat w Niemczech, Holandii, Rosji i Argentynie.

Przeanalizowano trzy kompleksy geologiczne, z najbardziej perspektywicznych i/lub relatywnie lepiej rozpoznanych rejonów. Są to: permskie piaskowce czerwonego spągowca - strefy poznańsko-kaliskiej (I), piaskowce karbonu strefy wielkopolsko-śląskiej (II) i piaskowce kambru w zachodniej części basenu bałtyckiego (III).


Mapa obszarów, na których mogą występować złoża gazu ziemnego zamkniętego w piaskowcach. By zobaczyć rozkład koncesji poszczególnych firm - kliknij

Należy podkreślić, że oszacowana wielkość zasobów w tych rejonach dotyczy całkowitej objętości gazu w skałach. W terminologii specjalistycznej określa się ją mianem zasobów geologicznych (in place resources).

Raport jest hipotezą naukową opartą na geologicznej interpretacji danych uzyskanych z ponad 500 otworów wiertniczych wykonanych w latach ubiegłych w celu rozpoznania budowy geologicznej kraju i poszukiwań naftowych. Spośród tej liczby około 30 odwiertów dostarczyło informacji pozwalających na oszacowanie potencjalnych zasobów. Uwzględniono również dane z najnowszych otworów wykonanych w ramach poszukiwań niekonwencjonalnych złóż gazu.

Całkowita objętość gazu ziemnego w trzech analizowanych obszarach zawiera się z największym prawdopodobieństwem w przedziale 1528 ÷ 1995 mld m3.

Jaką część tych zasobów można wydobyć? Obecnie nie sposób dokładnie tego określić. Przyjmując najbardziej realny współczynnik, uzyskiwany w eksploatowanych złożach na świecie - 10% zasobów geologicznych - można założyć, że w grę wchodzi 153 ÷ 200 mld m3. To ułamek zasobów całkowitych, ale używana dzisiaj technologia nie pozwala na lepsze wyniki. Dla porównania: udokumentowane (a więc zbadane i potwierdzone) zasoby gazu ziemnego w naszych złożach klasycznych wynoszą obecnie 134 mld m3. Roczne zużycie gazu w Polsce kształtuje się obecnie na poziomie 14 mld m3.

Raport nie obejmuje złóż tight gas jakie zostały odkryte w ostatnich latach w tzw. pułapkach złożowych (np. złoża Siekierki-Trzek i Pniewy - położone są one na obrzeżach jednego z analizowanych obszarów, w strefie o charakterze przejściowym, gdzie w piaskowcach permu występują zarówno złoża konwencjonalne jak i niekonwencjonalne; próby wydobycia za pomocą szczelinowania hydraulicznego zakończyły się sukcesem; stwarza to szansę na prowadzenie eksploatacji komercyjnej). Dotyczy bowiem nierozpoznanych dotąd złóż gazu zamkniętego w centrach basenów naftowych, o prawdopodobnie znacznie większym potencjale.

Próby eksploatacji przy użyciu szczelinowania hydraulicznego przebiegły pomyślnie i stwarzają szanse na wydobycie komercyjne. Należy podkreślić, że poszukiwanie złóż gazu zamkniętego jest niezwykle kosztowne z uwagi na głębokość ich występowania (nawet 4,5 - 6,0 km) i konieczność szczelinowania hydraulicznego. Realna wielkość wydobycia zależeć będzie od intensywności poszukiwań i gromadzenia wiedzy koniecznej do zagospodarowania tego perspektywicznego źródła gazu ziemnego.

RAPORT: Wójcicki A., Kiersnowski H., Dyrka I., Adamczak-Biały T., Becker A., Głuszyński A., Janas M., Kozłowska A., Krzemiński L., Kuberska M., Pacześna J., Podhalańska T., Roman M., Skowroński L., Waksmundzka M.I., 2014: Prognostyczne zasoby gazu ziemnego w wybranych zwięzłych skałach zbiornikowych Polski. PIG-PIB, Warszawa.

Źródło: Państwowy Instytut Geologiczny

Więcej: Polska - geologicznym unikatem

Ludzie nauki
Zwycięzca konkursu Interstudent: naukową karierę wiążę z Polską (17-03-2015)

Ghandshyambhai Khatri z Indii jest zwycięzcą konkursu Interstudent 2014 na najlepszego studenta zagranicznego w Polsce w kategorii: "doktoranci". Od czterech lat przygotowuje pracę doktorską w dziedzinie zastosowań fizyki jądrowej i innowacyjnych technologii prowadzonych na Wydziale Fizyki, Astronomii i Informatyki Stosowanej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stypendysta Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej.


Na zdjęciu Ghandshyambhai Khatri. Fot. Szymon Łucyk

PAP-Nauka w Polsce: Zanim przyjechałeś do Polski, studiowałeś w Indiach, a potem w Europie Zachodniej. Jak na tle tych doświadczeń wyglądają Twoje studia doktoranckie na UJ?

Ghandshyambhai Khatri: Ogólnie rzecz biorąc, Indie, gdzie zrobiłem licencjat, nie stwarzają, w porównaniu z Europą, zbyt dobrych warunków dla studentów z niezamożnych rodzin. Europa wspiera finansowo także przybyszy z innych stron świata - np. dzięki programowi Erasmus Mundus - i zapewnia im dobrze wyposażone laboratoria do badań.

Po dwóch latach studiów spędzonych kolejno w Belgii, Francji i Szwecji wiedziałem, że będę dalej zajmował się nauką, bo to moja pasja.

Zastanawiałem się, gdzie zrobić doktorat. Oprócz Polski miałem oferty ze Szwecji i Włoch. Wybrałem Polskę. Dlaczego? Przede wszystkim wiedziałem, że UJ ma zespół badawczy dobrze rozwinięty w dziedzinie, którą się zajmuję - zastosowanie fizyki jądrowej. Poza tym już w dzieciństwie byłem zafascynowany postaciami waszych wielkich uczonych: Kopernikiem i Marią Skłodowską-Curie. Były też pozanaukowe powody, które skłoniły mnie do studiów doktoranckich w Polsce. W trakcie studiów na Zachodzie nawiązałem przyjaźnie z Polakami, którzy opowiedzieli mi wiele dobrego o swoim kraju i Krakowie. Wtedy pomyślałem: tak, naprawdę chcę tam pojechać.

PAP-NwP: Czy dla fizyka jądrowego Kraków jest dobrym miejscem?

G.K.: Kiedy przyjechałem, ucieszyłem się bardzo, że laboratoria fizyczne w Krakowie zostały właśnie nowocześnie wyposażone. Duża w tym zasługa funduszy unijnych. Świetnym przykładem jest Centrum Cyklotronowe Bronowice, gdzie prowadzę swoje eksperymenty.

Nie widzę naprawdę różnicy w wyposażeniu między UJ a uczelniami zachodnimi, na których wcześniej byłem. Moje bronowickie centrum spełnia wszystkie europejskie standardy, obowiązujące w takich krajach jak Niemcy czy Holandia. Wiem o tym, bo nasz zespół współpracuje ściśle z badaczami z wymienionych krajów - my jeździmy do nich przeprowadzać eksperymenty, a oni odwiedzają nasze centrum.

Bardzo ważne, że mamy dostateczne finansowanie dla badań. Nasz zespół badawczy korzysta ze wsparcia Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej i Narodowego Centrum Nauki (NCN).

PAP-NwP: Mógłbyś wyjaśnić najprościej, czym się zajmujesz jako badacz?

G.K.: Moje badania polegają na zrozumieniu podstawowych reakcji jądrowych. Często słyszę pytanie, jaki może być z nich pożytek. Odpowiadam, że dzisiaj używamy wiedzy z dziedziny fizyki jądrowej np. w medycynie, lecząc nowotwory czy stosując obrazowanie metodą rezonansu magnetycznego.

Ale nadal nie wiemy wszystkiego o tej dyscyplinie, musimy więc poznać jej potencjał i dowiedzieć się, jak może w przyszłości przyczynić się do dobra ludzkości. To bardzo ważne, bo przecież liczące już sobie 100 lat odkrycia Marii Skłodowskiej-Curie w dziedzinie radioaktywności służą społeczeństwu do dziś.

PAP-NwP: Pamiętasz swoje pierwsze dni i tygodnie w Krakowie? Z jakimi różnicami kulturowymi musiałeś się zmierzyć?

G.K.: Przede wszystkim kłopotem był język polski. Inna kwestia - to żywność. Jestem wegetarianinem i wyobrażałem sobie, że Polacy jedzą prawie tylko mięso. Ale okazało się, że mogę znaleźć niemało smacznych dań bezmięsnych - jak pierogi ruskie i zupy warzywne. Poza tym w Krakowie jest coraz więcej barów z wegetariańskimi potrawami - ten, w którym teraz rozmawiamy stał się już moim drugim domem.

Trudną sprawą w Polsce jest nadmiar dokumentów i biurokracja - zwłaszcza na uczelniach. Szczerze mówiąc, nigdy w moim życiu - choć byłem w kilku krajach - nie musiałem wypełniać tylu dokumentów. Po czterech latach w Krakowie trochę się do tego przyzwyczaiłem, ale na początku było bardzo ciężko. Na szczęście pomaga mi w tym moja dziewczyna - Polka - to taka nasza praca zespołowa (śmiech).

PAP-NwP: A Polacy - przyjęli Cię przyjaźnie?

G.K.: Ludzie w Krakowie są na ogół do mnie życzliwie nastawieni - jest tu przecież miasto turystów i studentów. Trochę inaczej jest w małych miejscowościach, gdzie czasem nigdy nie widziano cudzoziemca o innym kolorze skóry.

To, co bardzo podoba mi się w Polsce to natura, często prawie nieskażona wpływem człowieka. Uwielbiam Tatry, mazurskie jeziora, parki narodowe. Często wybieram się na wycieczki w polskie góry. W Indiach też są oczywiście wspaniałe krajobrazy, tylko że rozrzucone na ogromnym terytorium.

PAP-NwP: Jesteś nie tylko naukowcem, ale aktywnym animatorem życia sportowego i studenckiego - co także zdecydowało o Twoim zwycięstwie w konkursie Interstudent...

G.K.: Lubię sport, gram często w krykieta - bardzo popularnego w Indiach - i staram się do niego przekonać Polaków. Brałem udział w półmaratonie, a razem z moją dziewczyną współorganizowaliśmy w ubiegłym roku bieg krakowski Interrun - z udziałem wielu profesjonalnych biegaczy.

Organizowałem studenckie spotkania kulinarne wokół kuchni polskiej i hinduskiej. Wystąpiłem też jako statysta w filmie dokumentalnym o Jerzym Kukuczce "Jurek". Byłem też organizatorem kilku konferencji fizycznych i uczestniczyłem w krakowskich Nocach Naukowych. Bardzo lubię rozmawiać z dziećmi i opowiadać im o odkryciach fizycznych.

PAP-NwP: Polscy doktoranci często marzą o tym, by po dyplomie wyjechać za granicę, bo nie widzą dla siebie perspektyw w kraju. Niskie pensje wykładowców i niewielka liczba etatów na uczelniach dla młodych badaczy - to bolączki polskiego szkolnictwa. Co o tym myślisz?

G.K.: Moim zdaniem, jeśli student czy naukowiec wyobraża sobie, że wystarczy wyjechać z Polski, aby wszystko się poprawiło, to bardzo się myli. To prawda, że trzeba być pracowitym, aktywnym i kreatywnym, żeby dostawać stypendia naukowe i granty, jednak jest sporo źródeł finansowania - nie tylko w naukach ścisłych, ale i w humanistyce. Jeśli młody badacz w Polsce zdobędzie kilka stypendiów, to może zarobić więcej niż profesor.

Myślę, że polskie uczelnie mają już teraz nowoczesną infrastrukturę i że zapewniają coraz lepsze warunki studiów. Zachęcam cudzoziemców, którzy zastanawiają się, czy tu przejechać na studia, żeby to zrobili, zamiast tylko wysłuchiwać stereotypowych opinii o Polsce i Polakach.

PAP-NwP: A jakie są Twoje plany po doktoracie?

G.K.: Zamierzam zostać w Krakowie, aby tu kontynuować pracę w zespole badawczym Centrum Cyklotronowe Bronowice, który podlega Instytutowi Fizyki Jądrowej PAN. I nie jestem wyjątkiem. Już teraz w Bronowicach - w innych niż mój teamie - pracują liczni cudzoziemcy - Niemcy, Belgowie, czy Francuzi.

Rozmawiał Szymon Łucyk, PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Historia
Wielka Wojna: pamięć, amnezja i mity (13-03-2015)

Choć setną rocznicę wybuchu I wojny światowej mamy już za sobą, to nadal budzi ona żywe emocje i polemiki w całej Europie - o czym przypomina specjalny numer kwartalnika "Herito". Na jego łamach badacze z różnych krajów Europy uświadamiają, że pamięć społeczna o tej hekatombie narodów nie wyzwoliła się całkiem z okowów mitów i politycznej propagandy.

Tematem 16 numeru kwartalnika "Herito. Dziedzictwo, kultura, współczesność" -ukazującego się w podwójnej: polskiej i angielskiej wersji językowej - jest pamięć o I wojnie światowej oraz o jej znaczenie dla współczesności.

Na kartach czasopisma, wydawanego przez krakowskie Międzynarodowe Centrum Kultury, wypowiadają się historycy, antropolodzy, badacze sztuki, pisarze i filmoznawcy z wielu krajów, m.in. z Polski, Austrii, Rumunii, Czech, Węgier, Serbii, Rosji; zastanawiają się nad fenomenem zmiennej pamięci o tym czteroletnim konflikcie leżącym u progu nowoczesności.

Dlaczego w jednych krajach - jak we Francji czy Wielkiej Brytanii - stulecie wojny obchodzono bardzo hucznie, gdy w innych - jak w Polsce - rocznica ta ledwie zaistniała w zbiorowej świadomości? W jakiej mierze nasze współczesne wyobrażenie o Wielkiej Wojnie kształtuje wiedza o dziejach, a w jakiej - tzw. polityka historyczna, sztuka czy kultura masowa? To niektóre z poruszanych w "Herito" tematów.

Rozległość perspektyw i wielość punktów widzenia badaczy - pochodzących z całej Europy - sprawia, że numer kwartalnika jest ciekawą i pouczającą lekturą.

Jak podkreśla historyk z UJ, prof. Andrzej Chwalba, autor niedawno wydanego "Samobójstwa Europy", bardzo ważnym czynnikiem służącym kultywowaniu pamięci zbiorowej jest państwo. To ono ma narzędzia, by osłabiać, zabijać, wzmacniać, potęgować i tworzyć mity.

Jednak narody, które brały udział w I wojnie światowej - jak Polacy, Czesi, Słowacy, Chorwaci czy Serbowie - w większości nie miały swoich państw. I to właśnie dlatego - pisze Chwalba - w Europie Środkowo-Wschodniej wielki konflikt lat 1914-18 popadł w pewne zapomnienie, gdyż dla tych narodów była to "obca" wojna. W niektórych państwach, jak w komunistycznej Jugosławii po 1945 roku, można mówić o "przymusie" zapomnienia o bratobójczej rzezi, w której Chorwaci i Słoweńcy lojalni w armii Habsburgów bili się przeciw walczącym pod własnymi sztandarami Serbom.

Z kolei dr Maciej Górny, historyk z Instytutu Historii PAN, zwraca uwagę na paradoks: pierwsza wojna światowa jest u nas jakby "zapomniana", choć w mundurach trzech imperiów zginęło łącznie ponad 400 tys. Polaków, a zniszczenia miast i wsi oraz straty materialne na tych ziemiach "dawały się porównać z najbardziej zdewastowanymi przyfrontowymi okolicami w Belgii i północnej Francji".

"Dla galicyjskich Gorlic czy Przemyśla to pierwsza wojna światowa stanowiła największą katastrofę w historii" - zauważa Górny. Dodaje on jednak, że w skali lokalnej widać od lat 80. oddolny, niezależny od państwowej polityki, ruch społeczny - ochrony dziedzictwa Wielkiej Wojny, przede wszystkim cmentarzy wojennych. Historię tych nekropolii przybliża w szkicu pt. "Złączeni śmiercią. Galicyjskie cmentarze wojenne" historyczka Beata Nykiel. A inny tekst - pióra Małgorzaty Radkiewicz - opowiada o kobietach-uczestniczkach Wielkiej Wojny w świetle ówczesnych fotografii.

O tym, że potoczne wyobrażenie o okresie 1914-1918 i jego postaciach jest w dużej mierze kształtowane przez państwową "politykę historyczną", przekonuje również szkic o słynnym zabójcy księcia Franciszka Ferdynanda, serbskim anarchiście Gawrile Principie. Jak pisze autor tekstu, serbski antropolog Ivan Colovic, za czasów komunistycznej Jugosławii Princip i jego towarzysze byli przedstawiani jako "mściciele uciskanych mas ludowych Bośni i Hercegowiny". A i dziś - mimo upadku Jugosławii - Princip jest w Belgradzie bohaterem tak dla serbskiej lewicy, jak i prawicy. A przecież zupełnie inaczej postrzegają tę postać Chorwaci czy Austriacy.

Im dalej od czasów I wojny światowej, tym mocniej, jak się zdaje, obrasta ona w liczne legendy. Autorzy artykułów w "Herito" próbują jakby zdrapać tę warstwę mitów i spojrzeć na wydarzenia sprzed stulecia krytycznym okiem.

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Fizyka
Dżety zdradzają sekrety najbardziej egzotycznego stanu materii (11-03-2015)

Tuż po Wielkim Wybuchu Wszechświat był wypełniony chaotyczną "zupą" kwarków i gluonów, cząstek dziś uwięzionych w protonach i neutronach. Badanie plazmy kwarkowo-gluonowej wymaga użycia najbardziej wyrafinowanych narzędzi doświadczalnych i teoretycznych. Ważny krok ku poznaniu jej właściwości zrobił zespół fizyków pracujących przy detektorze ATLAS w akceleratorze LHC, który właśnie opublikował wyniki najnowszych analiz.

Gdy w tunelu akceleratora LHC w ośrodku CERN pod Genewą zderzają się jądra ołowiu pędzące niemal z prędkością światła, materia na ułamki sekund przechodzi do najbardziej egzotycznego stanu znanego współczesnej fizyce: staje się plazmą kwarkowo-gluonową. Nowe informacje o właściwościach tej plazmy, zebrane dzięki analizie strumieni penetrujących ją cząstek, zostały właśnie opublikowane w prestiżowym czasopiśmie "Physical Review Letters" przez międzynarodowy zespół fizyków pracujących przy detektorze ATLAS.


Wąskie strumienie cząstek (dżety) zarejestrowane w detektorze ATLAS w pojedynczym zderzeniu jąder ołowiu. Dżety, widoczne w zaznaczonych stożkach na głównym rysunku (lub jako wąskie strugi cząstek na dolnym prawym rysunku), rozbiegają się w kierunkach bliskich prostopadłym do kierunku zderzających się wiązek jąder ołowiu (jest on prostopadły do płaszczyzny grafiki). (Źródło: ATLAS Experiment© 2014 CERN)

Tuż po uformowaniu się czasoprzestrzeni w Wielkim Wybuchu, Wszechświat wypełniała materia o niezwykłych cechach. Kwarki i gluony, dziś trwale uwięzione we wnętrzach protonów i neutronów, poruszały się swobodnie, tworząc jednorodną "zupę": plazmę kwarkowo-gluonową. Ten wyjątkowy stan materii, pojawiający się dopiero w temperaturach liczonych w bilionach stopni, fizycy potrafią wytwarzać w akceleratorze LHC, w zderzeniach ciężkich jąder atomowych (ołowiu).

Badanie plazmy kwarkowo-gluonowej jest ogromnym wyzwaniem. Pojawia się ona w dość rzadkich zderzeniach, w bardzo małych ilościach. Na dodatek istnieje tylko ułamki sekund: zaraz po powstaniu zaczyna ekspandować pod własnym ciśnieniem, błyskawicznie stygnie i przekształca się w lawiny zwyczajnych cząstek. Co więcej, współczesna fizyka nie dysponuje narzędziami zdolnymi bezpośrednio obserwować kwarki czy gluony. Nie można więc postąpić tak jak np. przy zwykłych pomiarach temperatury: wziąć termometr, wsadzić w plazmę i po prostu poczekać, aż wyświetli się wynik. Potrzebne są znacznie bardziej wyrafinowane metody.


Wnętrze detektora ATLAS przy akceleratorze LHC w ośrodku CERN pod Genewą. (Źródło: ATLAS Experiment© 2014 CERN)

"Na szczęście detektory takie jak ATLAS potrafią rejestrować produkty rozpadów cząstek, które z plazmą kwarkowo-gluonową oddziaływały. Starannie analizując właściwości tych cząstek możemy wyciągać wnioski o cechach samej plazmy", mówi prof. dr hab. Barbara Wosiek z Instytutu Fizyki Jądrowej Polskiej Akademii Nauk (IFJ PAN) w Krakowie, która koordynowała i zatwierdzała prace zespołu z Columbia University, zajmującego się analizą danych zebranych w detektorze ATLAS w 2011 roku.

Najwięcej informacji o plazmie kwarkowo-gluonowej niosą cząstki, które w wyniku zderzenia rozbiegają się "na boki". Ich specyficzny kierunek ruchu, poprzeczny względem pierwotnego kierunku lotu jąder ołowiu, pozwala je względnie łatwo odróżnić od tysięcy innych cząstek i jednocześnie gwarantuje, że są one rezultatem wczesnego etapu zderzenia. A skoro tak, to musiały tuż po zderzeniu przedrzeć się przez obłok plazmy kwarkowo-gluonowej, by następnie rozpaść się na skupione, wąskie strugi cząstek, nazywane dżetami.

"Te pierwotne cząstki przechodząc przez gęstą i gorącą plazmę tracą energię, co prowadzi do wygaszania/zanikania wysokoenergetycznych dżetów. W trakcie naszej analizy zajmowaliśmy się rekonstrukcją dżetów o bardzo dużych energiach, sięgających 400 gigaelektronowoltów", uzupełnia prof. Wosiek.

Po zrekonstruowaniu dżetów zarejestrowanych dla zderzeń jąder ołowiu, zespół fizyków zestawił wyniki z wnioskami z analizy zderzeń proton-proton. Idea stojąca za takim porównaniem była prosta. Z dość precyzyjnego opisu teoretycznego zderzeń protonów wynika, że nie może w nich powstawać plazma kwarkowo-gluonowa. Z kolei modele teoretyczne zderzeń ciężkich jąder przewidują formowanie się gęstej plazmy w czołowych zderzeniach jądro-jądro przy bardzo wysokich energiach. Zestawiając wyniki analiz obu rodzajów zderzeń można więc ocenić, jak dżety oddziałują z plazmą.

"W zderzeniach jąder ołowiu zarejestrowaliśmy aż o połowę mniej dżetów niż w zderzeniach protonów. Oznacza to, że cząstki powstałe w pierwotnym akcie zderzenia straciły energię na skutek oddziaływania z plazmą, co w konsekwencji spowodowało wygaszenie wysokoenergetycznych dżetów. To ważny wynik, ponieważ pozwala odrzucić część modeli teoretycznych plazmy kwarkowo-gluonowej, które tak silnego tłumienia nie przewidują", wyjaśnia prof. Wosiek.


Schemat budowy detektora ATLAS. Ludzkie sylwetki dają wyobrażenie o rozmiarach urządzenia. (Źródło: ATLAS Experiment© 2014 CERN)

Detektor ATLAS, w którego budowę od początku były zaangażowane instytucje naukowe z Polski, w tym IFJ PAN, jest niezwykle wyrafinowanym urządzeniem o rozmiarach kilkupiętrowej kamienicy. Zbierane przez niego dane o zderzeniach cząstek płyną ponad 100 milionami kanałów elektronicznych, z których w trakcie typowych pomiarów ponad 99% pracuje poprawnie.

Zderzenia jąder ołowiu to jeden z elementów programu badawczego realizowanego przez międzynarodowe grupy naukowców w największych eksperymentach przy akceleratorze LHC. Główna tematyka badań dotyczy tu jednak zderzeń proton-proton, wykorzystywanych do weryfikowania poprawności współczesnej teorii budowy materii - Modelu Standardowego - oraz do poszukiwania zjawisk wykraczających poza ten opis. Spektakularnym sukcesem fizyków pracujących przy detektorach ATLAS i CMS w LHC było odkrycie w 2012 roku poszukiwanego od półwiecza bozonu Higgsa.

Measurements of the Nuclear Modification Factor for Jets in Pb+Pb Collisions...; G. Aad et al. (ATLAS Collaboration); Physical Review Letters 114, 072302; DOI

Źródło: Instytut Fizyki Jądrowej Polskiej Akademii Nauk.

Psychologia
Muskuły naszej woli, czyli o ćwiczeniu samokontroli (10-03-2015)

Dlaczego tak ciężko przychodzi nam wytrwać w postanowieniach? I czy silną wolę da się "rzeźbić" jak muskuły? Na hartowanie siły woli nie ma jednej recepty, ale pewne proste ćwiczenia wzmacniające samokontrolę mogą być pomocne - mówi neurokognitywista, dr Mateusz Hohol z krakowskiego Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych.

Do niedawna sądzono, że o sukcesie życiowym decyduje przede wszystkim inteligencja. Współcześni psycholodzy często podkreślają jednak, że wytrwałość i umiejętność panowania nad swoimi reakcjami również decydują w dużej mierze o tym, czy nasze życie będzie udane.

Czy jednak w ogóle warto walczyć z różnymi pokusami, takimi jak objadanie się słodyczami, jeśli poprawiają one - nawet na krótko - nasze samopoczucie? "Rezygnowanie z czegoś, czego pragniemy, może nas kosztować dużo wysiłku. Ale eksperymenty psychologiczne wskazują, że samokontrola ma pozytywny wpływ na nasz rozwój" - zaznacza dr Hohol.

Badania rozpoczęte w latach 60. przez Amerykanina Waltera Mischela sugerują, że czteroletnie dzieci, które potrafią powstrzymać się od jedzenia łakoci, radzą sobie znacznie lepiej w późniejszym życiu - uzyskują lepsze wyniki w testach szkolnych, lepiej zarabiają, a także są szczęśliwsze w życiu osobistym.

To skłania psychologów do roztrząsania tajemnic "silnej woli" czy też raczej "samokontroli" (współcześni badacze używają częściej tego drugiego słowa).

Problemy stojące przed badaczami zaczynają się od kłopotów definicyjnych. "Pojęcie samokontroli czy silnej woli jest nieprecyzyjne. W przyrodzie coś takiego nie istnieje - jest to psychologiczny konstrukt, obejmujący różne procesy i zachowania, podobnie jak np. inteligencja. Choć wskazać można struktury neuronalne, odpowiedzialne za kontrolę, w mózgu nie ma jednego >>ośrodka silnej woli<<" - wyjaśnia PAP dr Hohol.

Jednym z czołowych badaczy samokontroli jest amerykański psycholog eksperymentalny, Roy Baumeister, który wprowadził do obiegu naukowego metaforę "mięśnia woli". Jego zdaniem kontrola nad sobą samym przypomina mięsień, który na skutek wysiłku słabnie, ale który można też trenować - tak jak kulturysta "rzeźbi" na siłowni swoje muskuły, tak by podnosić coraz to większe ciężary.

Tezy Baumeistera dotyczące samokontroli, choć podparte ciekawymi badaniami eksperymentalnymi, bywają niekiedy krytykowane przez innych badaczy. Jednak sugestywna metafora "mięśnia silnej woli" nadal wydaje się użyteczna, aby objaśnić różne procesy związane z ćwiczeniem wytrwałości.

DLACZEGO ULEGAMY ŁATWO POKUSOM?

Ponieważ trudno zdefiniować pojęcie kontroli poznawczej, badacze "rozbijają" je na kilka mniejszych procesów poznawczych, które prawdopodobnie tworzą wspólnie to, co potocznie nazywamy samokontrolą.

"Takim procesem jest np. hamowanie automatycznych reakcji. Do pomiaru wykorzystuje się m.in. Test Stroopa. Zadanie polega na tym, że badani muszą nazwać kolor czcionki napisu. Problem w tym, że np. wyraz >>niebieski<< jest napisany na zielono, a >>czarny<< na czerwono. Uczestnicy testu więc muszą powstrzymać pierwsze automatyczne zachowanie - czyli przeczytanie nazwy koloru" - mówi naukowiec.

Z obserwacji wynika, że ludzie różnią się pod względem zdolności do hamowania zautomatyzowanej reakcji. Skąd bierze się ta różnica? Na ile jest ona zdeterminowana genetyczne, a na ile wynika z edukacji i wpływów społecznych?

Na to pytanie badacze nie mają jeszcze jednoznacznej odpowiedzi. Na podstawie różnych eksperymentów formułują jednak wniosek, że nasza siła woli - nawet u tych najwytrwalszych - zużywa się, gdyż ludzki system poznawczy ma swoje wyraźne ograniczenia. Dlatego właśnie np. ambitna lista noworocznych postanowień jest na ogół z góry skazana na klęskę.

"Jeśli chcemy jednocześnie rzucić palenie, schudnąć i zacząć uprawiać poranną gimnastykę, to mamy małe szanse, żeby cokolwiek zmienić. Dzieje się tak, gdyż dochodzi do >>przeciążenia<< naszej woli. W takiej sytuacji, koncentrując się tylko na jednym - i to najlepiej na realistycznym - postanowieniu, możemy faktycznie osiągnąć swój cel" - podkreśla badacz.

JAK ĆWICZYĆ SILNĄ WOLĘ?

Niektórzy psycholodzy radzą stosowanie pewnych prostych technik, które mogą nam pomóc w stopniowym umocnieniu samokontroli.

"Nie ma jednej 'magicznej' strategii umacniania silnej woli. Ale w trakcie eksperymentów stwierdzono, że pewne, regularnie stosowane ćwiczenia mogą poprawić naszą samokontrolę, mierzoną eksperymentalnie. U osób trzymających się regularnych prostych poleceń, typu: 'Nie garb się', 'Nie przeklinaj', rezerwy silnej woli wyczerpywały się wolniej. Można domniemywać, że sukces w takich drobnych kwestiach otwiera furtkę do dalszych, poważniejszych zmian w życiu" - mówi dr Hohol.

Baumeister i jego współpracownik John Tierney zalecali także inne ćwiczenia mające wzmocnić panowanie nad sobą, np. wykonywanie różnych czynności ręką niedominującą - czyli u osoby praworęcznej lewą, a u leworęcznej - prawą.

Psychologiczne eksperymenty Baumeistera przyniosły jeszcze jeden ciekawy wniosek. Okazało się, że samokontrolę obniżyć może też podejmowanie licznych decyzji, np. w trakcie zakupów.

Amerykańscy naukowcy podzielili osoby badane na dwie grupy: członków pierwszej z nich spytano, czy kupiliby określone towary, np. motocykle czy marchewki, za taką czy inną kwotę. Osoby z drugiej grupy miały odpowiedzieć, czy tenże motocykl lub marchewka jest użyteczny, piękny etc., ale nie musiały o niczym decydować.

"Okazało się, że pierwsza grupa - a więc ta, która musiała podejmować decyzje: kupić-nie kupić szybciej od drugiej kapitulowała przy kolejnym zadaniu podyktowanym przez eksperymentatorów. Z tego wynika, że sam proces decydowania nas męczy. A to zmęczenie osłabia naszą siłę woli" - dodaje dr Hohol.

Galopująca konsumpcja może zatem wywołać - na dłuższą metę - frustrację - nie tylko nie tylko z powodu pustego portfela, ale także dlatego, że przeciąża nasz umysł licznymi decyzjami.

Czy znaczy to, że mamy w ogóle omijać z dala sezonowe wyprzedaże? Nie. Psycholodzy ostrzegają tylko, że strategia "pocieszania się" za pomocą zakupów może być złudna, a w dodatku - osłabić naszą wytrwałość w postanowieniach.

PAP - Nauka w Polsce, Szymon Łucyk. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

Wydarzenia
Wyszehradzki Urząd Patentowy wsparciem dla innowatorów w Europie Środkowo-Wschodniej (05-03-2015)

Przedstawiciele Polski, Słowacji, Węgier i Czech podpisali 26 lutego 2015 r. umowę w sprawie utworzenia Wyszehradzkiego Instytutu Patentowego. Dzięki niej zgłaszający z państw Czwórki Wyszehradzkiej będą mogli łatwiej i taniej uzyskiwać międzynarodową ochronę swoich wynalazków.

Wyszehradzki Instytut Patentowy obejmie cztery państwa należące do Grupy Wyszehradzkiej (Czechy, Polska, Słowacja, Węgry) i będzie otwarty także dla innych zainteresowanych państw europejskich. Ma on zapewnić łatwiejszy i bardziej przyjazny niż dotychczas dostęp do systemu współpracy patentowej (PCT).

Zgłaszający z państw Czwórki Wyszehradzkiej uzyskają możliwość przeprowadzenia międzynarodowych poszukiwań i badań wstępnych w swoim urzędzie krajowym. Skorzystają przy tym ze zniżek z tytułu wykorzystania wyników krajowego poszukiwania w stanie techniki. Jest to szczególnie ważne zarówno dla osób fizycznych, małych i średnich przedsiębiorstw, jak i uniwersytetów, instytutów badawczych oraz organizacji non-profit.

Zadania związane z przeprowadzaniem międzynarodowego poszukiwania oraz międzynarodowego badania wstępnego będą wykonywały urzędy własności przemysłowej poszczególnych państw (każdy dla swoich podmiotów). Umożliwi to tym samym prowadzenie procedury w języku krajowym państwa członkowskiego. Zgłaszający polski uzyska więc możliwość wniesienia zgłoszenia międzynarodowego do UPRP w języku polskim, przy czym będzie zobowiązany do dostarczenia dla celów publikacji tłumaczenia na jeden z 10 języków wskazanych w Regulaminie PCT w ciągu 14 miesięcy od daty pierwszeństwa.

W uroczystości podpisania w Bratysławie uczestniczyli: Alicja Adamczak, Prezes Urzędu Patentowego Rzeczypospolitej Polskiej (UPRP), źuboą Knoth, Prezes Urzędu Własności Przemysłowej Republiki Słowackiej (IPO SR), Josef Kratochvíl, Prezes Urzędu Własności Przemysłowej Republiki Czeskiej (IPO ČR) oraz Miklós Bendzsel, Prezes Węgierskiego Urzędu Własności Przemysłowej (HIPO).

Ministerstwo Gospodarki

Historia
Popularnonaukowa publikacja o handlu w średniowiecznej Polsce (05-03-2015)

Targi, jarmarki i odpusty parafialne były najważniejszymi wydarzeniami w życiu lokalnych społeczności średniowiecznej Europy. O ich początkach, a także o tym, co wspólnego z handlem mieli wikingowie można m.in. przeczytać w najnowszej książce, która jest zapisem wykładów wygłoszonych w czasie X Festiwalu Kultury Słowiańskiej i Cysterskiej w Lądzie w 2014 r.

Książka ukazała się wspólnym nakładem Starostwa Powiatowego w Słupcy i Muzeum Archeologicznego w Poznaniu, które są jednocześnie jednymi z wielu organizatorów lądzkiego festiwalu.

Na zbiór składa się pięć rozdziałów. Otwiera go wykład profesora Zbyszko Górczaka omawiający początki targów i jarmarków w średniowiecznej Europie oraz ich znaczenie dla rozwoju ówczesnej gospodarki. O tym, że handel był jednym z podstawowych zajęć wikingów przypomina prof. Władysław Duczko. Z kolei prof. Krzysztof Bracha podjął temat słowiańskiego święta "stado", które odbywało się w czasie zbliżonym do kościelnych Zielonych Świątek. Jego reliktowe przeżytki autor dostrzega również we współczesnym folklorze. Tym samym znajduje dowód ciągłości niektórych tradycji festynowych, ale odbywających się już w zmienionej formie.

Ostatnie dwa teksty, których autorami są prof. Piotr Boroń i dr Tadeusz Szczurek, opisują środki płatnicze stosowane przez dawnych Słowian przy zawieraniu transakcji handlowych. Oprócz monet, rolę taką mogły pełnić inne przedmioty, często nie mające zastosowania w codziennych zajęciach - przekonują naukowcy.

Ląd w powiecie słupeckim, miejsce, w którym od dziesięciu lat odbywają się latem festiwale, odegrał znaczącą rolę w dziejach Polski. Od X wieku istniał tam gród, który był świadkiem narodzin polskiej państwowości. Pod koniec XII wieku w Lądzie powstał klasztor cystersów, który uważany jest za najstarsze opactwo tego zgromadzenia w Polsce. Dzięki współpracy naukowców, muzealników, samorządowców oraz lokalnych aktywistów, narodziła się koncepcja corocznej imprezy o charakterze edukacyjnym i kulturalnym w tym miejscu. Wśród najważniejszych punktów programu są wystawy, koncerty muzyki dawnej bądź inspirowanej folklorem słowiańskim, pokazy filmów, spektakle teatralne, inscenizacje historyczne, prezentacje dawnych rzemiosł i walk oraz warsztaty edukacyjne dla dzieci i młodzieży, a także wykłady popularnonaukowe, których zapis tradycyjnie ukazuje się drukiem.

Książkę pt. Targi, jarmarki i odpusty można nieodpłatnie pobrać w formacie PDF ze strony Muzeum Archeologicznego w Poznaniu. Publikacja ukazała się pod redakcją dr. Michała Brzostowicza, dr. Maciej Przybyła i Jacka Wrzesińskiego.

PAP - Nauka w Polsce. Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl


Archiwum (starsze -> nowsze) [1] [2] [3] [4] [5] [6] [7] [8] [9] [10]
[11] [12] [13] [14] [15] [16] [17] [18] [19] [20]
[21] [22] [23] [24] [25] [26] [27] [28] [29] [30]
[31] [32] [33] [34] [35] [36] [37] [38] [39] [40]
[41] [42] [43] [44] [45] [46] [47] [48] [49] [50]
[51] [52] [53] [54] [55] [56] [57] [58] [59] [60]
[61] [62] [63] [64] [65] [66] [67] [68] [69] [70]
[71] [72] [73] [74] [75] [76] [77] [78] [79] [80]
[81] [82] [83] [84] [85] [86] [87] [88] [89] [90]
[91] [92] [93] [94] [95] [96] [97] [98] [99] [100]
:
 
 :
 
  OpenID
 Załóż sobie konto..
Wyszukaj

Wprowadzenie
Indeks artykułów
Książka: Racjonalista
Napisz do nas
Newsletter
Promocja Racjonalisty

Racjonalista w Facebooku
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365